• Nie Znaleziono Wyników

Ćwiczenia w milczeniu

W dokumencie Cisza : lektura krytyczna (Stron 119-122)

Kiedy milczymy, stajemy się nieprzyjemni, a kiedy mówimy – śmieszni

1. Ćwiczenia w milczeniu

Herta Müller rozpoczyna swój esej od przywołania wątków bio-graficznych, pojawiają się tam: wieś, w której wyrosła, rodzina, w której dorastała i żyła. To właśnie w atmosferze panującej w domu rodzinnym

nie w stronę antropologii. Otóż teza moja brzmi następująco: zwrot od strukturalno-fenomenologicznie zorientowanego literaturoznawstwa ku literaturoznawczej antropo-logii polega właśnie na odejściu od epistemologicznego podmiotu badań i opowie-dzeniu się za pragmatycznym podmiotem doświadczenia. Albo lepiej: humanistycznym podmiotem doświadczenia”, M.P. Markowski, dz. cyt., s. 141.

5 Andrzej Zawadzki przedstawia dwa sposoby badania literackiej podmiotowości (bliska jest mi perspektywa antropologiczna): „Pierwszy z nich ogranicza swe zainteresowania wyłącznie do »ja« tekstowego, traktując go jako szczególny składnik struktury działa literackiego, jako jedną z podstawowych wielkich figur semantycznych (termin Sła-wińskiego). [….] Druga z wyróżnionych perspektyw nie rezygnuje całkowicie z osiąg-nięć poetyki strukturalistycznej i oferowanych przez jej pojęciowe i analityczne instru-menty możliwości badawczych, wzbogaca je jednak o te aspekty, które uznane zostały przez ową poetykę za marginalne, drugorzędne czy wreszcie wykraczające poza obszar kompetencji wiedzy o literaturze. Ta kulturowa czy też antropologiczna perspektywa refleksji nad literaturą silnie wiąże zagadnienia podmiotowości literackiej z jej kon-tekstami filozoficznymi i antropologicznymi, czy też szerzej rzecz ujmując – z różnymi konceptualizacjami podmiotowości dokonywanymi w dyskursie nauk humanistycznych.

Uwzględnia też w stopniu większym niż czyniła to klasyczna poetyka kategorię doś-wiadczenia ludzkiego i problematykę tożsamości w opisywaniu i wyjaśnianiu specyfiki

»ja« literackiego o różnych jego postaci” – A. Zawadzki, dz. cyt., s. 217-218.

Cisza. Lektura krytyczna

120

należy upatrywać specyficznego (nieufnego) stosunku pisarki do mówie-nia. Pisze ona:

Znam z domu, z codzienności wśród chłopów, styl życia, w którym używanie słów nigdy nie weszło w nawyk. Jeżeli nie mówi się o sobie, nie mówi się wiele. Im bardziej ktoś potrafił milczeć, tym wyraźniejsza była jego obecność. Tak jak wszyscy w domu, również i ja nauczyłam się interpretować drgnięcia zmarszczek na twarzy, żył na szyi, nozdrzy czy kącików ust, brody albo palców, a nie czekać na słowa. Pomiędzy milczącymi ludźmi nasze oczy nauczyły się widzieć, jakie uczucia inni noszą ze sobą po domu. Nasłuchiwaliśmy bardziej oczyma niż uszami. Powsta-wała przyjemna ociężałość, przeciągnięta nadwaga rzeczy, które nosiliśmy w głowie. Słowa nie mają takiej wagi, gdyż nie pozos-tają. Od razu po wypowiedzeniu, ledwo powiedziane do końca, stają się nieme. A wypowiadać można je tylko pojedynczo i jedno po drugim. Na kolejne zdanie przychodzi kolej dopiero wtedy, kiedy poprzednie już znikło. W milczeniu natomiast wszystko nadchodzi naraz, zostaje w nim wszystko, co przez długi czas nie zostaje wypowiedziane, a nawet to, co nie zostanie powiedziane nigdy. Jest to stan stabilny, zamknięty w sobie. Mówienie zaś to nić, która sama się przegryza, i wciąż na nowo trzeba ją zawią-zywać6.

Prezentowany tu stosunek do słowa mówionego ma zdecydowanie pejoratywny wydźwięk. To milczenie jest aktem, który zaświadcza o o-becności. To milczenie staje się komunikatem wyraźniejszym niż mówie-nie. W mówieniu kryje się zwodnicza siła, która, z jednej strony, pozwala komunikatowi wybrzmieć, ale z drugiej strony – sprawia, że jest to ko-munikat niepełny, zakotwiczony w konkretnym wypowiedzianym słowie czy zdaniu. Mówienie musi o sobie nieustannie zaświadczać, w milczeniu zaś – tak odczytuję słowa pisarki – przekaz (paradoksalnie) wypełnia się.

Milczenie znaczy samo w sobie więcej niż słowa. W przywołanym tu sensie przyrównałabym je do quasi-językowej niemej repliki7 istniejącej

6 H. Müller, dz. cyt., s. 74.

7 Przywołuję tu kategorię zaproponowaną przez Dorotę Korwin-Piotrowską, która pisze: „Z perspektywy retoryki milczenie jest […] 2. quasi-językową niemą repliką w dia-logu czy częścią interakcji między osobami – elementem konwersacji czy zachowania, momentem odnoszenia się do wiedzy, przekonań i emocji, które są podzielane lub nie z odbiorcą, w tym również sposobem dokonywania perswazji lub manipulacji (na przykład gdy pozostawia się kogoś w niepewności, daje coś do zrozumienia, pozwala na przypuszczenia czy błędne wnioski)” – D. Korwin-Piotrowska, Słowo i brak. Wybrane aspekty semantyki milczenia, [w:] Milczenie. Antropologia – Hermeneutyka, red. A. Regiewicz i A. Żywiołek, Częstochowa 2014, s. 35.

Cisza. Lektura krytyczna

121

w dialogu. Nie jest to milczenie nieinterakcyjne8, w tym konkretnym wy-padku – koegzystencji w rodzinie – coś znaczy, jest elementem porozu-miewania się, elementem dialogu. Pojawia się tu pytanie o specyfikę takiego a nie innego „porozumiewania się”. Pisarka odsłania w eseju problemy, z jakimi musiał mierzyć się każdy z członków jej rodziny.

Dzięki temu autobiograficznemu fragmentowi widać dokładnie,

„w czym” dorastała pisarka, widać ją wyraźnie jako jednostkę w społe-czeństwie, jako jednostkę poddawaną historycznej, ekonomicznej, kultu-rowej rzeczywistości. Warto uważnie przyjrzeć się środowisku rodzin-nemu, w jakim wyrosła. Rodzina składała się z – nie wliczając pisarki – czterech osób. Ojciec – człowiek pochłonięty przez alkoholowy nałóg, człowiek, który w alkoholu upatrywał jedyną drogę ucieczki od gnę-biących go myśli przypominających mu o czasach służby w SS. Matka – obojętna wobec córki, wyniszczana za sprawą alkoholizmu męża, zmaga-jąca się z „na wpół zagłodzoną łysą kobietą”9 (swoim obrazem z czasów deportacji). Babka – kobieta opłakująca syna, który zginął na froncie, po którym pozostało jej jedynie jego zdjęcie i akordeon, muzyczny przedmiot o charakterze swoistej relikwii. Dziadek – niegdyś znany ku-piec zbożowy wywłaszczony przez socjalizm, pozbawiony majątku, zapi-sujący codzienne zakupy na bloczkach pokwitowań (jedynie to pozostało mu z dawnej świetności handlowego życia). Zarysowane tu typy ludzkie w toku historycznych zawirowań stały się jednostkami niezdolnymi do mówienia. Każdy z członków rodziny zmagał się ze swoją traumą, każdy trzymał jej istotę dla siebie. I w tym domu „bez słów” wychowywała się młoda pisarka, nieszczęśliwa, nienauczona mówić, przywykła do tego, że mówienie może powodować agresję:

Mój ojciec musiał sam nieść swoje pijaństwo, mojej matki nikt nie mógł uwolnić od płaczu, nawet kiedy płakałam razem z nią, płakałam z innego niż ona powodu. Gdyż ona płakała przez męża pijaka, który wywijał nożem, kiedy chciała się z nim roz-mówić. Ja płakałam bo chciałam mieć mamę, która czasem zap-łacze też z mojej przyczyny: nad dziewczynką, która nie wie, dlaczego należy właśnie do tych rodziców, skoro ojciec jest zbyt pijany, żeby być ojcem dla swojego dziecka, a matka tak cierpi z powodu jego pijaństwa, że dziecko staje się dla niej czymś drugorzędnym. Dziadek sam musi nieść swoje bloczki z kwitami, a babcia modlitewnik ze zdjęciem poległego syna10.

8 Dorota Korwin-Piotrowska wskazuje na istnienie milczenia mającego charakter nie-interakcyjny, rozumiany jako sposób istnienia; w takim ujęciu sytuowane jest ono bliżej ciszy – zob. tamże, s. 28.

9 H. Müller, dz. cyt., s. 94.

10 Tamże, s. 82.

Cisza. Lektura krytyczna

122

Żyjąc, dorastając, kształtując swoje kompetencje kulturowe w ta-kich warunkach, pisarka nie wykształciła w sobie potrzeby mówienia.

W tym środowisku nie liczyło się słowo, liczył się gest, liczyło się mil-czenie. Zamykając usta, wyostrzało się wzrok.

W dokumencie Cisza : lektura krytyczna (Stron 119-122)