Śmierć i jejiaffiw przykładach
przez O. Fr. K s. Schouppe’go Tow. Jez.
• (Z oryginału przełożył Wł. M.)
(Ciąg dalszy, patrz:j „Echo" Nr. 1 z r. b., str. 12).
§ 10. Nieprzeparta logika śm ierci.
,P ofet a n o w i o n o l u d z i o m , mówi Apo
stoł, r a z u m r z e ć , a p o t e m sąd.- (Do Żydów, IX* 27). Ten wyraz: raz, którego używa Duch święty, i który nam zdawać się może zbytecznym, jest szczególniej peł
nym znaczenia. Umrę raz tylko, a od tej śmierci jedynej, od tej jednej chwili zale
żeć będzie mój los na wieczność nieokre
śloną ! Chwila to, mówię, śmierci, od której zawisła wieczność, momentum, unde pendet aeternitas. Ta uwaga powinnaby zająć każ
dego, kto zastanawiać się potrafi. Jeżeli od jedynej chwili śmierci mojej ma zale
żeć fos mój wieczny, to czyliż nie powinie
nem koniecznie i za każdą cenę zapewnić sobie uświęcenia tej chwili ?
To co jest decydujące, jest przez to samo ważniejsze, zwłaszcza gdy chodzi o majątek lub życie. Któż nie zna dziejów Wilhelma Telia i próby okrutnej, na jaką wystawiono tego nieszczęsnego ojca!
Znienawidzony przez barbarzyńskiego Ges- slera, pastwiącego się nad mieszkańcami Altorfu, został, jak mówią, skazany na to, by strzałą strącił jabłko, umieszczone na głowie własnego dziecka. Co za wyrafino
wane okrucieństwo, obrachowane na udrę
czenie serca ojcowskiego 1 A ojciec ten nie mógł mierzyć w górę, pod nad celem tak niebezpiecznym; albowiem, gdyby jabłka nie strącił, czekał go wyrok śmierci. Drży na myśl o tym strzale, który ma stanowić o życiu ojca, a może i dziecko uśmiercić...
Tell strzelił celnie, strzała strąciła jabłko, nie dotknąwszy głowy jego syna, którego uścisnął z niewypowiedzianą radością. — Ka
żdy ma strzał, którym mierzy do celu, strzał zupełnie inaczej stanowczy: — śmierć, którą winien uczynić dobrą i chrześci
jańską, jeżeli chce ujść potępienia wie
cznego.
Szlachetny oficer, który się był odzna
czył w bitwach, nieszczęściem zapomniał się i popełnił błąd, przeciwny własnej czci, przeciwny zasadom religijnym, które mu niegdyś wszczepiono. Otrzymał wychowanie
w
u*--- 3*»
— 67 —
§ ‘<--- ;--chrześcijańskie, ą mistrz jego ukochany po
wtarzał mu często te wyrazy: Momentum, unde pendet aeternitas: Śmierć, to tylko chwilka, lecz od niej wieczność zależy. Nie
stety ! zbyt zapomniał o tych świętych na
ukach, i ujrzał się skazanym na hańbiące więzienie. W niem, jakby dla dopełnienia miary nieszczęścia, oddał śię czarnym my
ślom, ponurej rozpaczy. Trzy dni minęło, i drzwi się otworzyły: kapłan, któremu po
zwolono go odwiedzić, stanął przed nim.
Więzień poznał dawnego swego nauczy
ciela, a rzucając się mu na szyję: „Ojcze
„mój! zawołał doń ze łzami, bądź po ty
siąckroć błogosławiony! Tobie zawdzięczam
„życie i zbawienie duszy: jużem chciał
„rzucić się z tej skały, gdym sobie przy
pom niał wielkie ono słowo, któreś mi ty-
„lekroć powtarzał: Momentum, unde pen
d e t aeternitas! To słowo zatrzymało mnie
„nad brzegiem przepaści; ono mi wróciło
„światło i życie. Racz, Ojcze mój, wysłu
chać wyznania mych błędów, i racz mnie
„pogodzić z Panem Bogiem."
Czcigodny proboszcz z dyjecezyi leodyjskiej (w Belgii), przechodząc się dnia pewnego po wsi, na ustroniu, odmawiając pacierze, spostrzegł człowieka, będącego widocznie pod wpływem jakiejś strasznej namiętności. Był cały wzburzony, biegł prędko, trzymał w rę-
V ♦
«
---:---— 68 ---:---—
f*<---ku pistolet dwu-strzelny, — który nabijał i z którego zamierzał zrobię użytek. Ka
płan przemówił doń: „Panie, rzekł doń,
„czy chcesz zabić jaką zwierzynę?" — „Nie
„mów do mnie, księże proboszczu; jestem
„nieszczęśliwym.“ — „Jesteś pan nieszczęśli
w y m ? a więc właśnie dlatego mówię do
„pana: może mogę panu w czem ulżyć?"
„Śmierć będzie moją jedyną ulgą. Oddal
„się, księże, byś nie był świadkiem mej
„śmierci: ta broń wybawi mnie od życia."
„Drogi przyjacielu, właśnie przy śmierci
„szczególniej potrzebujesz obecności kapłana:
„chciałżebyś umrzeć bez pociech religij-
„nych?“ — „Gdybym umierał w łóżku, nie...
„A teraz odważyłbyś się wejść bez przygo
towania w straszną wieczność ?“ „ Ś mi e r ć
„j est c h w i l ą , od której z a l e ż y wi e
c z n o ś ć c a ł a ! " Na te słowa nieszczę
śliwy zamilkł. — No, s y n u m ó j dr ogi , rzekł doń kapłan dobrotliwie, w y s p o w i a daj si ę; i biorąc go za rękę, chciał pro
wadzić w stronę domostw. „ W s z y s t k o to n a p r ó ż n o , k s i ę ż e , odparł, opierające się, j e s t e m z d e c y d o w a n y m " . . .
— „Przynajmniej przed śmiercią zmów jedno Z d r o w a ś Ma r y j a . Zgodził się na to i ukląkł; kapłan ze swej strony odmó
wił W i t a j K r ó l o w o ; a w chwilę potem, biedny wątpiący, czując budzącą się w sercu
j * i
#r€--- —--- >ig
— 69 —
ig ! --- ;— i---- :— —--- — ---- ?-nadzieję, wystrzelił w powietrze i poszedł Ę za kapłanem.
Wiedząc, ile myśl o śmierci ma wpływu na dusze, mężowie apostolscy nie przestają wspominać o niej grzesznikom. Słynny rni- syjonarz 0. Bridaine, którego słowa nat
chnione do głębi poruszyły Francyją, za panowania Ludwika XV, doszedł do tego, że przynosił ze sobą na kazalnicę trupią głowę i stawiał ją przed sobą, wobec licz
nego zgromadzenia słuchaczów. „Oto, mó-
„wił głosem, który do głębi wszystkich po
ruszał, umarły do was mówi, i ostrzega
„was lepiej odemnie. Jeśli chcecie dalej
„brnąć w grzechach, jeśli zamkniecie uszy
„na słowa zbawienia, któremi do was Bóg
„ustami memi przemawia, słuchajcie umar
tych, którzy do was mówią. Czyż nie sły
szycie ich, wołających do was z głębi gro-
„bów, tych rozkoszników, tych skąpców,
„tych ambitnych, którzy żyli tak jak wy,
„lecz których czas się skończył, nie sły
szycie ich mówiących do was: Memor
„esto jud icii mei... wspomnijcie na sąd
„Boży, spełniony na mnie, bo i z wami ta-
„koż. będzie: wczoraj mnie, dzisiaj wam.
„(Eccl. XXXVIII, 28). Rozmyślajcie, jakem
„poniósł śmierć nieubłaganą, jakem stanął
„przed strasznym trybunałem Pana Boga. Mój i „los się spełnił, i twoja kolej przyjdzie."
I
• K --- 5H»— 70 —
Gdy ten mąż Boży kazał po raz pierw
szy, w popieleć 1725 w Aignes-Mortes, ko
ściół był prawie próżnym. Widząc, iż nikt nie przybywał, wyszedł z dzwonkiem w rę
ku, zwołując przechodniów do kościoła. Po
dążają za nim z ciekawości. Wchodzi na kazalnicę i donośnym, dźwięcznym głosem, intonuje hymn o śmierci. Hymn miasto ka
zania!— nowy powód zdziwienia! Wkrótce, rozbierając tekst hymnu, rozwija straszne słowa z taką potęgą, że słuchacze wszyscy zdumieni. Od tej chwili zbiegał się tłum wielki, by go słyszeć.
Błogosławiony Piotr Olaver, apostoł mu
rzynów w Kartaginie, dla nawrócenia naj- zatwardzialszych grzeszników, śmierć przy
wodził im na myśl. Gdy spotykał młodzień
ca, zapominającego o obowiązkach, p o m y ś l , mówił mu, o t w e m z b a w i e n i u . N i e r a c h u j na t w ą m ł o d o ś ć : c z ę s t o z i a r n a z s y c h a j ą si ę i k w i a t y n i e zawsze p r z y n o s z ą owoce.— Gdy zwra
cał się do starszego grzesznika: D o m j e s t s t a r y m , mawiał on, g r o z i r u i n ą : wy
s p o w i a d a j się, gdy j e s z c z e czas. — Gdy miał do czynienia z wolnomyślicielem, zatwardziałym wobec łaski: B ó g r a c h u j e t w e g r z e c h y ; p i e r w s z y , k t ó r y po
p e ł n i s z , b ę d z i e m o ż e o s t a t n i m ,
— 71 —
--- ----
---j a k i ś c i e r p i . W t e d y p o c h w y c i ci ę ś m i e r ć i w t r ą c i ci ę d o p i e k ł a .
W ten to sposób _myśl o'śmierci nawraca grzeszników. Więcej czyni: wyrwawszy du
sze grzechowi, każe im miłować i prakty
kować cnotę, bo wskazuje ona jasno, że cnota jest jedynem trwałem dobrem, jedy
nym skarbem, który człowiek unosi w wie
czność. Tę prawdę wyjaśnia następująca piękna alegoryja.
Człowiek pewien miał trzech przyjaciół.
Pierwszy cieszył się największą jego przy
jaźnią ; myślał ciągle o nim i pracował dlań dniem i nocą. Tenże człowiek kochał też bardzo i drugiego przyjaciela, rozma
wiał z nim chętnie i zajmował się nim bar
dzo. Trzeciego kochał mniej, widywał się z nim rzadziej i czynił dlań niewiele.
Zdarzyło się, że człowieka tego zapozwał potężny nieprzyjaciel i zmusił do stawienia się przed sędzią: majątek, wolność, życie jego nawet były zagrożone. W krytycznej tej chwili odwołał się do swych trzech przyjaciół, błagając ich o pomoc; lecz jakże zawodzące otrzymał odpowiedzi! Pierwszy, na którego najbardziej liczył, odparł mu, że nie mógł w niczem mu dopomódz, i że mógł mu dać tylko kawał szmaty do odzia
nia się. Drugi począł płakać i zaklinać się, że łzy są jedynem wsparciem, jakie mu dać Ł . ---1--- :---»-<51»A
—
n
—
«HS-i może. Pozostawał tylko trzec«HS-i: jakkolw«HS-iek wzgardzony od nieszczęśliwego oskarżonego, okazał dlań największe przywiązanie i ofia
rował się towarzyszyć mu przed sędziego, by go bronić, o ile to w jego mocy było.
Ten człowiek z trzema przyjaciółmi, to każdy z nas. Pierwszy przyjaciel — to mają
tek; drugi— nasi krewni, przyjaciele; trzeci—
cnota. Śmierć jest owym potężnym nieprzy
jacielem, powołującym nas przed sąd. Try
bunał, przed którym mamy stanąć — to try
bunał Boski. Jedynym obrońcą, który tam przy nas stanie i za nami'przemawiać bę-- dzie, — to cnota i zasługa z dobrych naszych uczynków.
(d. c. n.)
--0-«5g>-0--Y I
#s<r
*