• Nie Znaleziono Wyników

Po jego śmierci podbili Izraelitów Filistyni i przez czterdzieści lat ściągali od nich daninę. Z tych obieży wyzwoleni zostali w następu-

W dokumencie DAWNE DZIEJE IZRAELA (Stron 190-200)

XIII. Po krótkim pobycie u stóp góry Synaj zwinął Mojżesz obóz i prze- szedłszy przez pewne miejscowości, o których wspomnimy, dotarł do

VIII. 1. Po jego śmierci podbili Izraelitów Filistyni i przez czterdzieści lat ściągali od nich daninę. Z tych obieży wyzwoleni zostali w następu-

jący sposób:

2. Niejaki Manoch /Mamie/, jeden z najznakomitszych mężów plemie- nia Dana, a w ojczystym swym osiedlu uznawany za bezsprzecznie naj- pierwszego, miał żonę niezwykłej piękności, wyróżniającą się wśród kobiet owego czasu. Ponieważ jednak nie urodziła mu dzieci i bardzo martwił się tym Manoch /Manue/, zwykł był, często wychodząc z nią przed miasto, gdzie szeroka roztacza się równina, modlić się tam do Boga, by dał im potomka zrodzonego z małżeństwa. A zakochany był w swojej żonie do szaleństwa i z tego powodu nadmiernie zazdrosny. Otóż pewnego razu, gdy niewiasta była sama, ukazała jej się zjawa zesłana przez Boga,

w postaci pięknego, wysokiego młodzieńca, przynosząc dobrą wieść, że urodzi jej się syn dzięki opatrzności Bożej — syn urodziwy i obdarzony wspaniałą siłą, który dorósłszy do wieku męskiego da się we znaki Fili- stynom. Następnie przybysz polecił jej, by nie obcinała włosów temu chłopcu. „I nie będzie mu wolno — taki jest nakaz Boga — używać jakichkolwiek napojów oprócz wody, do której musi nawyknąć". — Rzekłszy te słowa, odszedł, bo przybył tylko po to, by wypełnić wolę Bożą.

3. Gdy wrócił mąż, kobieta powtórzyła mu słowa anioła, unosząc się nad pięknością i dorodną postawą tego młodzieńca z takim zachwytem, że jej pochwały zamąciły Manochowi /Manuemu/ rozsądek i począł żywić podejrzenia, jakie zwykle rodzą się z zazdrości. Wtedy ona, pragnąc rozproszyć bezpodstawną troskę swego męża, prosiła Boga, by jeszcze raz zesłał anioła i by również jej mąż mógł go ujrzeć. Bóg wysłuchał tę prośbę i oto po raz drugi przyszedł anioł, gdy byli oni przed miastem;

ukazał się kobiecie, gdy odłączyła się od męża. Poprosiła przybysza, by zaczekał, aż ona przyprowadzi męża; skoro anioł zgodził się na to, poszła po Manocha /Manuego/. Ale nawet widok anioła nie uśmierzył podejrzeń Manocha /Manuego/, zażądał od gościa, by również jemu oznaj- mił to, co objawił żonie. Gdy anioł odpowiedział, że wystarczy, by ona sama o tym wiedziała — rzekł Manoch /Manue/, że musi usłyszeć, kim on jest, aby po urodzeniu się dziecka mogli złożyć mu dzięki i udzielić darów. Wtedy anioł oświadczył, że niczego mu nie trzeba i że nie dla swojej korzyści oznajmił tę dobrą wieść, iż narodzi im się syn; i nie chciał przyjąć zaproszenia w gościnę. Wreszcie jednak, na usilne prośby Manocha /Manuego/, zgodził się poczekać na jakiś dar gościnny. Manoch /Manue/ zabił koźlę i polecił żonie, by je upiekła. Gdy wszystko było już gotowe, anioł nakazał im, by położyli chleby i mięso na skale, bez naczyń. Uczynili tak; wtedy on różdżką, którą dzierżył w ręku, dotknął mięsa. Buchnął ogień, w którym spłonęło mięso i chleby, anioł zaś na dymie jako na rydwanie uniósł się przed ich oczyma do nieba. Manoch /Manue/ zląkł się, żeby z tej wizji Bożej nie wyniknęło dla nich jakieś nieszczęście, ale żona starała się dodać mu otuchy, mówiąc, że właśnie dla ich dobra dane im było ujrzeć Boga.

4. Gdy poczęła, pilnie baczyła na to, by wypełnić otrzymane polece- nia. Urodziło się dziecko i nazwali je Samsonem; to imię znaczy: silny.

Chłopiec dobrze się rozwijał, a jego umiarkowany pokarm i swobodnie spływające loki wyraźnie wskazywały na to, że ma być prorokiem.

5. Przybywszy pewnego razu z rodzicami do Tamny /Timny/, miasta Filistynów, gdzie właśnie świętowano, rozmiłował się w jakiejś tamtejszej dziewczynie i prosił swych rodziców, by wybrali mu ją za żonę. Wzbra- niali się, gdyż pochodziła z obcego plemienia, ale Bóg umyślił to mał- żeństwo dla dobra Hebrajczyków, więc ostatecznie Samsonowi udały się jego zaloty. Często odwiedzał jej rodziców i podczas jednej z tych wę-

drówek natknął się na lwa; chociaż nie miał żadnej broni, wziął się z nim za bary, udusił go gołymi rękami i porzucił zewłok zwierzęcia w zaroślach przy drodze.

6. Po pewnym czasie znowu szedł do swej dziewczyny i ujrzał rój pszczół, które zadomowiły się w piersiach martwego lwa; zabrał im trzy plastry miodu i razem z innymi darami, które niósł, złożył je dziewczynie.

Nadeszła wreszcie pora uczty weselnej, na którą Samson zaprosił wszyst- kich mieszkańców miasta; Tamnici /Timnici/ przerażeni krzepą tego młodzieńca przydali mu do boku trzydziestu najtęższych swoich osiłków, rzekomo jako towarzyszy, w rzeczywistości jednak jako strażników, by nie przyszła mu chętka na jakąś awanturę. Gdy dobrze sobie podpito i zapanowała wesołość, zwyczajna przy takich okazjach, Samson rzekł:

„Słuchajcie, zadam wam zagadkę. Jeśli po siedmiu dniach rozmyślania zdołacie ją rozwiązać, każdy z was otrzyma ode mnie płat cienkiego płótna i płaszcz jako nagrodę za bystrość umysłu". — Pragnąc ambitnie okazać się bystrymi, a zarazem zdobyć nagrodę, prosili go, by powiedział tę zagadkę; wtedy rzekł Samson, że „wszechpożerca wydał z siebie miły żer, sam będąc zgoła niemiły". Przez trzy dni daremnie szukali znacze- nia tych słów i poczęli nalegać na dziewczynę, by wywiedziała się tego od męża i powtórzyła im; zagrozili jej, że jeśli ich nie zadowoli, spalą ją.

Samson początkowo opierał się jej pytaniom i prośbom, ale gdy usilnie go błagała i wybuchnęła płaczem, oświadczając, że ta odmowa świadczy o braku miłości dla niej, wreszcie opowiedział jej o zabiciu lwa i o tym, jak wydobył z jego zewłoku trzy plastry miodu i przyniósł jej w darze.

Ze wszystkiego się zwierzył, zupełnie nie podejrzewając podstępu; a ona powtórzyła jego opowieść Filistynom. Siódmego dnia, w którym mieli podać mu rozwiązanie zagadki — zgromadziwszy się przed zachodem słońca rzekli: „Nic nie jest bardziej niemiłe niż spotkanie ze lwem i nie ma niczego milszego od spożywania miodu". Na to Samson: „Ani nie ma niczego bardziej zdradzieckiego od niewiasty, która powtarza wam nasze słowa". — Dał im, co obiecał, ograbiwszy jakichś Askalonitów, których spotkał na drodze (Askalonici, to także Filistyni); ale na to mał- żeństwo nie miał już ochoty. Dziewczyna zbrzydziwszy go sobie przez ten jego gniew, wydała się za jego druha, który ją swatał.

7. Rozjątrzony taką obelgą, Samson postanowił zemścić się nie tylko na niej, ale na wszystkich Filistynach. Gdy nadeszło lato i zboża były już dojrzałe do żniwa, złapał trzysta lisów, przywiązał im do ogonów żagwie płonące i puścił je na pola Filistynów; tak zniweczył im plony.

Dowiedziawszy się, czyim jest to dziełem i z jakiego powodu Samson tak postąpił, Filistyni wysłali swoich urzędników do Tamny /Timny/;

i ci żywcem spalili jego byłą żonę i jej rodzinę, jako sprawców całego nieszczęścia.

8. Wielu Filistynów wymordował Samson na równinie, a potem osiedlił się w Eta /Etam/, górskiej twierdzy w krainie plemienia Judy. Wtedy

Filistyni wyruszyli w pole przeciwko temu plemieniu. Mężowie judejscy przekładali napastnikom, że byłoby z ich strony niesprawiedliwością karać za winy Samsona lud, który płaci im daniny. Na to odpowiedzieli im Filistyni, że jeśli chcą oczyścić się od winy, muszą wydać w ich ręce Samsona. Pragnąc tedy uwolnić się od wszelkich zarzutów, mężowie z plemienia Judy — trzy tysiące zbrojnych — poszli pod ową skałę i złajali Samsona za jego zuchwałe poczynania przeciwko Filistynom, plemieniu dość potężnemu, by zgotować niedolę wszystkim Hebrajczy- kom; następnie oznajmili, że przybyli tu, by go pojmać i wydać Filisty- nom, i prosili, by poddał się temu dobrowolnie. Otrzymawszy od nich przysięgę, że tylko wydadzą go w ręce wrogów, a nic innego mu nie uczynią, Samson zszedł ze skały i powierzył się łasce tych przedstawicieli plemienia. Związali go dwoma sznurami i powiedli ku Filistynom, by go wydać. Gdy doszli do pewnego miejsca, które dziś nazywane jest „Szczę- ka" /Lechi/ na pamiątkę mężnego czynu dokonanego tam przez Samsona, ale niegdyś nie miało żadnego miana — Filistyni, którzy obozowali w po- bliżu, wyszli im na spotkanie, wznosząc radosne okrzyki; mniemali, że wypełniło się ich pragnienie. Wtedy Samson rozerwał swe pęta, chwycił oślą szczękę, która leżała pod jego stopami, i rzucił się na nich; tłukł nieprzyjaciół tą szczęką, aż około tysiąca ich położył trupem, a inni umknęli w popłochu.

9. Ale chlubiąc się tym zwycięstwem bardziej, niż przystoi, Samson nie mówił, że dokonało się ono dzięki pomocy Bożej, jeno przypisywał je swemu własnemu męstwu; pysznił się, że jednych wrogów powalił, innych zaś rzuciła do ucieczki wzbudzana przez niego trwoga. Kiedy jednak srogie ucisnęło go pragnienie, poznał, że nic warta jest wszelka ludzka moc; przyznał wtedy, iż wszystko zależy od Boga, i błagał Go, by nie gniewał się za jego słowa i by nie wydał go w ręce nieprzyjaciół, jeno wspomógł go w tej ciężkiej potrzebie i wydobył z niedoli. Bóg wysłuchał te błagania i sprawił, że ze skały wytrysnęło obfite źródło słodkiej wody; przeto nadał Samson owemu miejscu nazwę „Szczęka"

/Lechi/, którą nosi ono do dziś.

10. Po tej walce Samson, lekceważąc Filistynów, przyszedł do Gazy i przebywał tam w pewnej gospodzie. Gdy dowiedzieli się o tym naczel- nicy Gazejczyków, ustawili zaczajone straże przed bramą miasta, by nie mógł wyjść bez ich wiedzy. Wtedy Samson, któremu nie były tajne ich przebiegłe plany, wstał o północy, grzmotnął się o bramę i zarzu- ciwszy sobie całą — odrzwia, zawory i wszelkie przy nich drewno — na plecy, poniósł to wszystko na górę wznoszącą się nad Hebronem i tam położył.

11. Wykroczył już jednak przeciw prawom ojczystym i zamącał swój sposób życia naśladowaniem obcych zwyczajów; to stało się dlań źródłem klęski. Zakochał się bowiem w niejakiej Dalali /Dalili/, która była kurty- zaną wśród Filistynów, i żył z nią. Przywódcy wspólnoty Filistynów

przyszli do Dalali /Dalili/ i hojnymi obietnicami nakłonili ją, by spró- bowała dowiedzieć się od Samsona, na czym polega ta jego siła, dzięki której wrogowie nie mogą go pokonać. Gdy więc siedział z kochanką nad pucharami albo gdy inaczej zabawiali się razem, Dalala /Dalila/, unosząc się nad jego wielkimi czynami, chytrze starała się zdobyć od niego wyznanie, jakimi sposobami osiągnął tak niezwykłą moc. Samson, który jeszcze dobrze władał swym rozumem, na podstęp kobiety od- powiedział podstępem: rzekł, że gdyby go związano siedmioma pędami winorośli, jeszcze giętkimi, stałby się najsłabszym z ludzi. Na razie Dalala /Dalila/ nie dała niczego po sobie poznać, a porozumiawszy się z przy- wódcami Filistynów, ukryła w swym domu kilku wojowników i gdy Samson się upił, związała go jak najmocniej pędami winorośli; wtedy zbudziła go oznajmiając, że przyszli po niego jacyś mężowie. Natychmiast rozerwał oplatające go gałązki i sposobił się do obrony, myśląc, że rzeczy- wiście będzie miał do czynienia z napastnikami. Więc owa kobieta, z którą Samson nadal obcował, żałośnie skarżyła się na jego brak za- ufania do jej miłości, że nie chce odpowiedzieć na jej pytanie; czyż nie wierzy, że zachowa ona dla samej siebie tę wiadomość, która dla jego dobra musi zostać tajemnicą? — On jednak znowu ją zwiódł, mówiąc, że gdyby związano go siedmioma powrozami, utraciłby swą siłę. Gdy Dalala /Dalila/ i tego sposobu spróbowała bez skutku, za trzecim razem Samson poradził, by zaplotła mu włosy; ale ta próba również nie ujawniła prawdy. Wreszcie pokonany jej prośbami — musiał bowiem w końcu uwikłać się w niedolę — chcąc zadowolić Dalalę /Dalilę/, rzekł: „Bóg czuwa nade mną i pod Jego żyjąc opieką od urodzenia pielęgnuję te włosy, gdyż On sam zabronił mi obcinać je, jako że moja siła zależy od ich wzrostu i zachowania". — Poznawszy tajemnicę, kobieta pozbawiła go włosów i wydała w ręce wrogów, już niezdolnego do odparcia ich napaści. Wyłupili mu oczy i kazali go powlec w kajdanach.

12. Ale z biegiem czasu odrastały Samsonowi włosy. Pewnego razu, gdy wszyscy Filistyni uroczyście świętowali, a wodzowie ich i najwyżsi dostojnicy wspólnie biesiadowali w sali, której strop opierał się na dwóch kolumnach, kazali przyprowadzić Samsona na tę ucztę, by mogli szydzić z niego siedząc nad pucharami. Wtedy on, uważając, że bezsilne zno- szenie takich zniewag okropniejsze jest od wszystkich jego nieszczęść, nakłonił chłopca, który prowadził go za rękę, by powiódł go pod kolumny;

powiedział, że jest znużony i chce oprzeć się o nie, by odpocząć. Skoro dotarł do kolumn, rzucił się na nie całym swym ciężarem i, przewracając te podpory, zwalił budowlę na głowy trzech tysięcy mężów; wszyscy zginęli, a wśród nich Samson. Taki był jego koniec, po władaniu nad Izraelitami przez dwadzieścia lat. Godzi się podziwiać tego męża za jego dzielność, siłę i wzniosłość jego śmierci, a także za gniew, jaki w nim do ostatka srożył się przeciwko wrogom. To, że dał się uwikłać niewieście, trzeba przypisać słabości natury człowieczej ulegającej grzechom, ale

należy dawać świadectwo wspaniałemu męstwu, jakie okazał we Wszyst- kich innych swych czynach. Rodacy zabrali jego ciało i pogrzebany został w Sarasie /Saraa/, ojczystej siedzibie, obok swych przodków.

IX. 1. Po śmierci Samsona przywódcą Izraelitów był arcykapłan Eli /Heli/. Gdy za jego rządów krainę nawiedził srogi głód, Abimelech /Eli- melech/ z Betlejem — miasta należącego do plemienia Judy — nie mogąc wyżyć wśród tej klęski, przesiedlił się do krainy moabickiej; wziął ze sobą żonę swoją Naamis /Noemi/ i synów, których z niej zrodził: Che- liona i Malaona /Mahalona/. Ponieważ w nowej siedzibie pomyślnie mu się wiodło, wybrał spośród Moabitek żony dla swoich synów: Orfę dla Cheliona, a dla Malaona /Mahalona/ Rutę /Rut/. Gdy upłynęło dziesięć lat, umarł Abimelech /Elimelech/, a niedługo po nim synowie. Wtedy Naamis /Noemi/ w gorzkim smutku nie mogąc znieść pustki, jaka zaległa przed jej oczyma po utracie najdroższych osób, dla których niegdyś opu- ściła ojczyznę, postanowiła tam wrócić; dowiedziała się bowiem, że w krainie Judy nastały już dobre czasy. Ale synowe nie chciały pogodzić się z myślą o rozstaniu i w żaden sposób Naamis /Noemi/ nie mogła ich odwieść od zamiaru wspólnej z nią wędrówki. Gdy tak prosiły, by zabrała je ze sobą, życzyła im, by po owym niepomyślnym związku z jej synami wyszły teraz za mąż szczęśliwiej i by wszelkich zaznały w życiu błogo- sławieństw; prosiła je jednak, by przez wzgląd na jej obecne położenie pozostały w swym kraju ojczystym, a nie pragnęły go opuścić dla dzie- lenia z nią jej niepewnego losu. Orfa tedy pozostała, ale Rutę /Rut/, która niczym nie dała się przekonać, zabrała wreszcie Naamis /Noemi/ ze sobą, by była jej wspólniczką we wszelakiej doli.

2. Skoro Ruta /Rut/ przybyła ze swą teściową do miasta Betlejem, przyjął je w gościnę Boaz /Booz/, krewny Abimelecha /Elimelecha/. Naa- mis /Noemi/ zaś, gdy ludzie nazywali ją tym imieniem, rzekła: „Słusz- niej nazywalibyście mnie Mara" (w języku hebrajskim bowiem Naamis /Noemi/ znaczy: szczęście, a Mara: ból). — Nadeszły żniwa i Ruta /Rut/

z pozwolenia teściowej poszła zbierać zostawione na polu kłosy, aby zdobyć dla obu pożywienie. Przypadkiem trafiła na pole Boaza /Booza/.

Niebawem przyszedł tam Boaz /Booz/ i, ujrzawszy dziewczynę, zapytał swego włodarza o to dziecko. Włodarz, który właśnie przed chwilą usły- szał od dziewczyny całą jej historię, powtórzył ją panu. Wtedy Boaz /Booz/, wzruszony jej przywiązaniem do teściowej i pamięcią o synu Naamis /Noemi/, którego żoną była niegdyś Ruta /Rut/, powitał ją i życzył jej wszelkiej pomyślności; nie chcąc, by zbierała porzucone kłosy, pozwolił jej żąć zboże i zabierać, ile tylko zdoła, i polecił włodarzowi, by w niczym jej nie przeszkadzał i by dawał jej jadło i napój, gdy będzie karmił żni- wiarzy. Ruta /Rut/ jednak, otrzymawszy odeń placek jęczmienny, za- chowała go dla teściowej i przyniosła wieczorem wraz ze snopkami zboża;

natomiast Naamis /Noemi/ zatrzymała dla Ruty /Rut/ część jakiegoś

pokarmu, w który zaopatrzyli ją troskliwi sąsiedzi. Wtedy Ruta /Rut/

powtórzyła jej, co rzekł do niej Boaz /Booz/. Naarnis /Noemi/ zaś powie- działa, że jest on ich krewnym i może przez pobożność zatroszczy się o ich los. Ruta /Rut/ więc także podczas dni następnych chodziła zbierać kłosy wśród służebnic Boaza /Booza/.

3. Po niewielu dniach przyszedł tam Boaz /Booz/, gdy już przewiane jęczmień, i spał na klepisku. Gdy dowiedziała się o tym Naamis /Noemi/, umyśliła położyć przy nim Rutę /Rut/; sądziła bowiem, że będzie on dla nich łaskawy, skoro poślubi to dziecko. Posłała tedy dziewczynę, by legła do snu u jego stóp. Ruta /Rut/, która za swój święty obowiązek uważała posłuszeństwo wobec wszelkich poleceń teściowej, poszła tam, ale na razie Boaz /Booz/ jej nie zauważył, gdyż pogrążony był w śnie głębokim.

Kiedy ocknął się około północy i spostrzegł, że leży przy nim kobieta, zapytał, kim ona jest. Powiedziała swe imię i prosiła, by przebaczył jej jako jej pan; Boaz /Booz/ nic na to nie odrzekł. O świcie jednak, zanim jeszcze słudzy poczęli krzątać się przy pracy, obudził Rutę /Rut/

i polecił jej wziąć tyle jęczmienia, ile zdoła udźwignąć, i odejść do teściowej, póki nikt nie widział, że ona tu spała; rozsądek bowiem na- kazuje, mówił Boaz /Booz/, zabezpieczyć się przeciw wszelkim plotkom, zwłaszcza że nic jeszcze między nimi nie zaszło. „Co się zaś tyczy całej sprawy — rzekł — tak będzie: tego, kto jest bliższym twym krewnym niż ja, należy zapytać, czy chce cię pojąć za żonę; jeśli przytwierdzi, pójdziesz do niego, jeśli zaś uchyli się od tego, ja poślubię cię według Prawa".

4. Gdy Ruta /Rut/ opowiedziała o tym teściowej, obie były zadowolone spodziewając się, że Boaz /Booz/ roztoczy nad nimi opiekę. W porze południowej poszedł Boaz /Booz/ do miasta, zgromadził radę starszych i posłał po Rutę /Rut/, a także przyzwał owego krewnego. Gdy ten się zjawił, Boaz /Booz/ rzekł: „Czy jesteś właścicielem dziedzictwa Abi- melecha /Elimelecha/ i jego synów?" — „Tak — odpowiedział — przy- znają mi to prawa z powodu bliskiego pokrewieństwa". — „Powinieneś tedy — rzekł znowu Boaz /Booz/ — pamiętać nie tylko o połowie na- kazów praw, ale wypełnić wszystko, czego one żądają. Oto przybyła tu żona Malaona /Mahalona/. Jeśli chcesz zatrzymać owe pola, musisz poślu- bić ją, zgodnie z prawami". — Wtedy on wyrzekł się zarówno dzie- dzictwa, jak i owej kobiety na rzecz Boaza /Booza/, również będącego krewnym zmarłego; usprawiedliwiał się tym, że ma już żonę i dzieci.

Boaz /Booz/ zaś, powoławszy starszych na świadków, polecił kobiecie, by rozwiązała sandał owego męża, podszedłszy doń według nakazu prawa, i plunęła mu w twarz. Gdy dokonano tego, poślubił Boaz /Booz/ Rutę /Rut/, a po upływie roku urodził im się syn. Piastowała go Naamis /Noemi/, która z porady niewiast nazwała go Obedem, jako że miał wyrosnąć na podporę jej starości; obed bowiem znaczy po hebrajsku;

pełniący służbę. Z Obeda zrodził się Jesaj /Jesse/, a z Jesaja /Jessego/

— Dawid, który odzierżył władzę królewską i przekazał ją swoim po- tomkom na dwadzieścia jeden pokoleń. — Tej opowieści o Rucie /Rut/

nie mogłem pominąć, pragnąłem bowiem ukazać potęgę Boga, któremu łatwo jest wydźwignąć nawet zwykłych ludzi do godności tak wspaniałej, jak ta, którą opromienił Dawida, wywodzącego się z takich przodków.

X. 1. Hebrajczycy, których sytuacja się pogorszyła, znowu toczyli wojnę przeciwko Filistynom, z następującej przyczyny. — Arcykapłan Eli /Heli,/

miał dwóch synów: Hofniesa /Ofniego/ i Fineesa. Stawszy się zuchwal- cami wobec ludzi i Boga, przed żadną nie cofali się oni nieprawością:

spośród przynoszonych ofiar jedne zabierali jako swoją zapłatę, inne wprost rabowali po złodziejsku; znieważali kobiety przybywające dla składania czci Bogu, jednym zadając gwałt, inne uwodząc darami; krótko mówiąc, ich sposób życia niczym zgoła nie różnił się od tyranii. Gorzko trapił się tym ich ojciec, każdej chwili oczekując kary, jaką Bóg wy- mierzy im za te czyny; a lud się oburzał. Kiedy zaś Bóg zapowiedział

spośród przynoszonych ofiar jedne zabierali jako swoją zapłatę, inne wprost rabowali po złodziejsku; znieważali kobiety przybywające dla składania czci Bogu, jednym zadając gwałt, inne uwodząc darami; krótko mówiąc, ich sposób życia niczym zgoła nie różnił się od tyranii. Gorzko trapił się tym ich ojciec, każdej chwili oczekując kary, jaką Bóg wy- mierzy im za te czyny; a lud się oburzał. Kiedy zaś Bóg zapowiedział

W dokumencie DAWNE DZIEJE IZRAELA (Stron 190-200)