• Nie Znaleziono Wyników

Środowisko wiejskie Jako czynnik kształtujący duszę chłopca

1. P ojęcie środow iska i jego rola w k szta łto w a n iu psychiki. 2. D zie d zic z­

n o ś ć. 3. W pływ rodziny. 4 Czynniki w spólne w szystkim w iejskim śro d o ­ w iskom . 5. C zy n nik i w ytw arzające ró żn ice i o d ręb n o ść. 6. Z a ję c ia ch ło p ca n a wsi. 7. W pływ pracy na charakter. 8. TSatura jak o cz y n n ik wychowawczy.

9. K ultura wsi. 10. R e lig ia w iejskiego śro d o w iska i jej ch arak te ry styczne cechy: a) tradycja, b) re alizm , c) słabo ść pierw iastka ro z u m o w e g o , d) p rze­

w a g a u czu cia, e) pow olny zan ik pierw otnej re ligijno ści. 11. S to su n e k d o K o ścio ła. 12. M o ra lno ść wsi. 13. U sp o łe c z n ie n ie ch ło p c a prze z wiejskie

środow isko. 14. K u i.e k w e n c je w pracy d uszp aste rskie j.

1. Pomijając nadprzyrodzone odrodzenie duszy przez ła­

skę uświęcającą, pod względem naturalnym człowiek rodzi się, duchowo dwa razy. Przychodząc na świat, przynosi z sobą obok wspólnych wszystkim cech natury ludzkiej indywidualne wła­

ściwości duszy, przynosi z sobą „in potentia” psychiczne skłon­

ności i właściwości, uwarunkowane odrębną, jemu tylko wła­

ściwą strukturą fizyczną i właściwościami swojego organizmu.

W tym'znaczeniu przynosi z sobą na świat — wraz z sobie tylko właściwą, wrodzoną naturą — przeznaczenie losów swojego ży­

cia; z natury bowiem rzeczy wynika, że ten wTrodzony czynnik, tworzący psychikę człowieka, pozostanie zawsze najsilniejszym czynnikiem kształtującym duszę.

Środowisko wiejskie, w którym żyje, rośnie i rozwija się chłopiec najpierw jako dziecko, później jako młodzieniec — jest jakby drugim łonem matki, w którym kształtuje się dusza jego jako osobnika, jako członka danej rodziny, danego społe­

czeństwa wiejskiego, jako członka narodu, we wspólnym mu o- kresie czasu i stopniu kulturalnym środowiska, w którym żyje.

Zrozumiałą jest rzeczą, że inną byłaby dusza, inną byłaby psy­

chika danego chłopca wiejskiego, gdyby np. zaraz po urodzeniu przeniesiono go w warunki życia bogatej, inteligentnej rodziny w mieście. Tym, czym jest więc obecnie, stworzyło go środowi­

sko wiejskie, nadając jego duszy odrębne, tylko wiejskiemu śro­

dowisku właściwe piętno.

Środowisko, kształtujące duszę człowieka, stanowi wszyst­

ko, co danego osobnika otacza od chwili przyjścia jego na świat, a więc zarówno otoczenie fizyczne, jak też i ludzie, z którymi się w swym życiu spotyka. Mieszkanie, w którym się wycho­

wuje dziecko, najbliższe otoczenie domu, ubranie i pożywienie, rzeczy i zwierzęta, z którymi spotyka się i bawi jako dziecko — wszystko to urabia jego duszę, jeżeli nie bezpośrednio przez wpływ na tę duszę, to przynajmniej pośrednio, jak np. jakość pożywienia, wpływająca na fizyczne właściwości ciała, które znów odpowiedni wywiera wpływ na duszę.

A jeśli chodzi o otoczenie duchowe, które stanowią poje­

dynczy ludzie i społeczeństwa, począwszy od rodziny, tc żadne, choćby krótkie i przypadkowe zetknięcie się danego osobnika z drugim człowiekiem, nie pozostaje bez jakiegoś śladu wyry­

tego na duszy i w tym znaczeniu każdy jest wychowawcą swego towarzysza, zwłaszcza jeżeli chodzi o dziecko i młodzieńca. Co zaś z tego wychowawczego wpływu pozostanie głębiej, a nawet czasem na zawsze wyrytym w duszy chłopca, o tym decydują nieprzeliczone okoliczności, począwszy od miejsca i czasu dzia­

łania tego wpływu, a skończywszy na fizycznym stanie zdro­

wia i chwilowym usposobieniu tego, który jest na oddziaływa­

nie wpływu wystawiony.

Jeśli jesteśmy w pewnym znaczeniu nawet pod względem naturalnym dziećmi Bożymi, jako „stworzeni na obraz i podo­

bieństwo Boże”, to i o środowisku można powiedzieć, że ono rodzi człowieka; kształtuje bowiem jego duszę na obraz i po­

dobieństwo swoje.

2. Cd najbliższych sobie osób duchowego środowiska, od ojca i matki otrzymuję chłopiec prawem dziedzictwa zarówno szczególne właściwości organizmu fizycznego, jak też z kon­

sekwencji tego faktu szczególne, właściwe danej rodzinie dys­

pozycje psychiczne. Te fizyesnevi duc^o^wę, właściwości 'dziedzi­

czy chłopiec* zarówno od ojca, jak i od matki. Mieszają się.one ze sobą, wytwarzając zespól, w którym te właściwości czasem się godzą i potęgują, czasem się niwelują wzajemnie, niekiedy zaś jedna przezwycięża drugą, panując w wytworzonym w ten sposób układzie charakteru. Przeważnie jednak chłopcy dzie­

dziczą właściwości fizyczne i psychiczne więcej po matce niż po ojcu, jak znów dziewczęta dziedziczą charakter ojca, chociaż przysłowie ludowe, które tę ogólną dziedziczność stwierdza

sio— 43

-w am i: „niedaleko pada jabłko od jabłoni” — nie okazuje głęb­

szej wnikliwości obserwacji w innym zdaniu, twierdzącym, że

„jaki ojciec, taki syn, jaka matka, taka córka”. Prawo natury urządza w tym wypadku pewne pokrzyżowanie płci, co wycho­

dzi tylko na dobro potomstwa i rodzaju ludzkiego; gdyby bo­

wiem w przeważającej mierze jedna płeć przekazywała następ­

com swe właściwości, nastąpiłoby tak daleko idące wzmożenie w potomkach męskich cech męskich, a w dziewczętach cech ko­

biecych, że cechy te stałyby się dla życia niebezpiecznymi i szkodliwymi. W rezultacie: tajemnicę psychiki chłopca zdra­

dzi nam najczęściej charakter matki, jakkolwiek i charakter ojca ujawnia się w nim prawem dziedziczności, a u niektórych chłopców będżie ten charakter ojca przeważał.

Prawo dziedziczności nie ogranicza się jednak wyłącznie do bezpośrednich przodków — do rodziców. Dziadkowie, pra­

dziadkowie, a nawet dalsi przodkowie przekazali chłopcu po­

średnio przez bliższych i „najbliższych jego przodków pewne dziedziczne cechy fizyczne i psychiczne, które z powodu kom­

pleksu, wynikłego z pomieszania krwi z inną rodziną, nie ujaw­

niły się wyraźnie w bezpośrednich przodkach; żyły tam jednak w organizmie utajone, by w dalszym splocie warunków kon­

strukcyjnych organizmu wyjść na jaw w drugim, trzecim, czy nawet czwartym lub piątym pokoleniu. Dziieje rodzin odsłoniłyby niejedną tajemnicę losów człowieka, wynikłych z właściwości i charakteru danego osobnika.

3. Oprócz konsekweneyj wpływu'na charakter, wynikają­

cych z praw dziedziczności, wywiera rodzina przepotężny wpływ na psychikę chłopca przez sam fakt wychowywania go od uro­

dzenia w swym gronie. Psychologii nie można ująć w matema­

tyczne formuły i liczby; w przybliżeniu jednak dla większości osobników można by stwierdzić, że więcej niż połowa właściwo­

ści charakteru jest ustaloną przez wrodzone skłonności. Z po­

zostałej resizty — znów większość utrwalonych w charakterze psychicznym wpływów — należy przypisać rodzinie. Pozostała część urobienia pod wpływem szkoły, Kościoła, wychowawców, kolegów, lektury, losów i zdarzeń życia, mimo ogromu wysił­

ków, włożonych w działanie tych wpływów, jest przeważnie o wiele mniejsza i słabsza niżeli ta część psychiki, o której zade­

cydowała rodzina. Jeżeli w rodzinie wpojono mu słowem i przy­

kładem zasady żywej wiary, uczciwego chrześcijańskiego życia,

zasady pobożności, to przechowa je w sercu do końca życia, a chociażby pod wpływem burz życiowych i ziych wpływów zbłą­

dził na drogach swoich, przeważnie wróci znów, po krótszym lub dłuższym czasie na drogę, na którą rodzina prowadziła go od dzieciństwa.

Sama bowiem długość trwania, ciągłość i częstotliwość tego oddziaływania wychowawczego stanowi o sile i potędze je­

go wpływu na duszę. W gronie rodziny przeżywa chłopiec swe życie od dzieciństwa i czy chce, czy nie chce, musi słuchać tego, co mu się tam mówi, musi patrzeć na przykłady, musi się sto­

sować do wskazówek rodziców, nawet ze względu na chwilową przykrość i osobiste dobro i szczęście. A słusznie mówi przy­

słowie, że: „gutta cavat lapidem” — jakżeby więc to ustawiczne psychiczne oddziaływanie rodziny nie mogło wreszcie urobić

wrażliwej duszy dziecka i młodzieńca!

A zwłaszcza duaza dziecka chłonie w siebie te wpływy od:

dzialywujące — jak sucha ziemia wilgoć rosy deszczu, bo ta rola serca dziecięcego jest rolą dziewiczą, niezwilżoną i nieza- sianą jeszcze niczym, jest rolą spragnioną wpływlów. To, Co na tej zupełnie jeszcze czystej, niezapisanej, niezamazanej karcie duszy dziecka zostało przez wpływ rodziny zapisane, ^pozostaje zawsze najgłębiej, najtrwalej wrytą warstwą, która się zrosła jakby z samą istotą duszy, tworzącej Swój psychiczny wyraz nie czymś innym, jak właśnie treścią duchową tych duchowych wpływów rodziny, a zwłaszcza wpływów matki, która najVię-

cej ze swym dizieckiem obcuje. ,

Trudno się człowiekowi rozstać, choćby wspomnieniem z tym, co najmilsze, najdroższe i najszczęśliwsze było w życiu, a tym pozostanie zawsze okres dzieciństwa; dlatego wszystko, co z tym okresem dzieciństwa jest związane, a więc zarówno osoby i rzeczy, jak zasady i normy, pozostanie na zawsze dro­

gim sercu i nie jest łatwo to wszystko wyrzucić z serca i z duszy.

Instynkt naśladownictwa, mający w dzieciństwie swój o- kres największego nasilenia, przyczynia się również do utrwa­

lenia pływów rodziny na psychikę; powtarzanie bowiem, choć­

by i bezmyślne pewnych czynów, wytwarza w dziedzinie zła n?,- łóg trudny do pokonania, w dziedzinie zaś dobra ów: „habitus bene operativus”, który stanowi jeden z najistotniejszych wa­

runków cnoty.

— 45 —

4. Poza rodziną, tym najbliższym chłopcu i najwęższym kołem środowiska, otacza go szersze koło środowiska wiejskie­

go, wpływające na urobienie jego duszy i charakteru.

Nie każda wieś jest jednaka. Owszem istnieją wielkie róż­

nice między różnymi wsiami, zwłaszcza między różnymi wsiami odległych ęzęści kraju. Wszystkie jednak środowiska wiejskie posiadają pewne wspólne właściwości, wytwarzające specjalny charakter wsi, zupełnie odrębny od środowiska miejskiego. Te wspólne odrębne cechy uprawniają do wytworzenia odrębnego pojęcia wiejskiego środowiska, pojęcia, abstrahującego od spe­

cjalności wsi, choćby one różniły się tak bardzo, jak Lisków od zapadłego wśród bagien poleskich sioła, stojącego na bardzo ni­

skim stopniu kultury.

Na te wspólne' cechy kształtującego psychikę środowiska wiejskiego składa się najpierw natura w ogóle i ten ścisły z nią związek życia wiejskiego, którego życie miejskie nie ma i mieć nie może. Do tych czynników, składających się na uogólnienie pojęcia wiejskiego środowiska, należy zaliczyć zajęcia i prace wiejskie chłopca na wsi, które w swej istocie są takie same na południu i na północy, na wschodzie i na zachodzie kraju, we wsiach bardzo kulturalnych i we wsiach, stojących na bardzo Tiiskim stopniu kulturalnym. Należy tu zaliczyć specjalny cha­

rakter rodziny wiejskiej, wspólny wszystkim wsiom, oraz spe­

cjalny charakter i właściwości umysłowe, religijne, moralne i społeczne dorosłych mieszkańców wsi, właściwości wspólne wszystkim środowiskom wiejskim, bez względu na ich stopień kultury czy położenie geograficzne. Te wspólne właściwości du­

chowe odróżniają zasadniczo mieszkańca wsi od mieszczanina, jak pod względem religijnym odróżnia ich wzajemuie specjalny charakter wiejskiej parafii, którego nie posiada żadna parafia miejska, zwłaszcza parafia miasta większego.

•5. Istnieją jednak bardzo liczne czynniki, które wytwa­

rzają wielkie różnice i odrębności pośród różnych środowisk wiejskich. Fakt istnienia tych różnic zmusi duszpasterza do te­

go, by nie zadowolnił się poznaniem ogólnych właściwości śro­

dowiska, w którym żyje powierzona jego pieczy młodzież wiej­

ska, ale by zbadał te odrębne właściwości, które posiada jego środowisko wiejskie, bo te odrębne jego właściwości wpływają w specjalny, sobie właściwy sposób na duszę chłopca ^czynią go innym, niż nim jest jego kolega, śyjący w innej wsi.

Warunki geograficzne smutnego i ponurego Polesia, peł­

nego wód leniwych, bagien i moczarów, czynią chłop.ia pole­

skiego powolnym, apatycznym i ponurym, wpływają tak na jego duszę, że jest zupełnie innym niż jego rówieśnik, wycho wany na nizinach nadwiślańskich, a znów ten chłopiec z nad Wisły jest zupełnie odmiennym od góralczyka. Inaczej bowiem kształtują ducha doliny, gdzie oko nie ma oparcia, gdzie duch wraz z myślą błądzi po niezmierzenie dalekim, nieokreślonym w swej rozciągłości kole horyzontu, nabierając tendencji do niekrępowania myśli, do nieujętego w żadne granice marzy- cielstwa i mistycyzmu; inaczej zaś oddziaływują na duszę góry, które za liniami swych szczytów myśl wznoszą do nieba, a swy-1 mi ustawicznymi ograniczeniami i zamknięciami horyzontu wpajają duchowi poczucie granic, poza które przekroczyć nie wolno, poczucie obowiązku, uległości, pokory i posłuszeństwa wobec tego, co indywidualną wolność kierunku drogi życia krę­

pować musi. A że ciężkie warunki bytu w górach uczą wytrwa­

łości, odwagi, dzielności, obrotności i sprytu życiowego, przeto młodzież okolic górskich odznacza się większymi zdolnościami, odwagą i sprytem, silniejszą i bardziej wytrwałą wiarą i więk­

szą pobożnością.

Obok różnic geograficznych należy w ocenie środowiska wiejskiego, jako czynnika kształtującego psychikę chłopca, u- względnić zarówno różnice kulturalne, jak i większe lub mniej­

sze oddalenie danej wsi od miasta; bliskość bowiem miasta nie­

sie z sobą zarówno podniesienie stopy kulturalnej, jak rówTiież i promieniujące z miast moralne zepsucie. Poziom zaś kultura!1 ny jest pośród różnych wsi tak rozmaity, że o ile młodzież pew­

nych wsi zbliża się duchowo do młodzieży inteligentnej, o tyle znów młodzież męska wsi niektórych stoi na bardzo niskim po­

ziomie analfabetyzmu, oraz zupełnego braku wszelkiej oświaty i kultury.

Na różnicę charakteru środowiska wpływa również stopień zasobności ekonomicznej rodziny i otoczenia, jak też ewentual­

ne uprzemysłowienie lub ubóstwo wsi. Zrozumiałą więc jest rze­

czą, że odmienna będzie psychika biednego chłopca, który pra­

cuje na wsi jako parobek lub wyrobnik, który od dzieciństwa tuła się po służbach — od psychiki chłopca z rodziny małorol­

nych, a znów inne ma oblicze duchowe syn bogatego gospoda­

rza i kmiecia.

— 47 —

6. Jednolity i wspólny charakter nadają wiejskiemu śro­

dowisku we wszystkich wsiach — niemal jednakie zajęcia chłop­

ca w jego okresie dojrzewania.

Jeden z chłopców z parafii Jazowsko (na swoje życzenie, uświadomiony co do celu tego opisu) opisuje te zajęcia w na­

stępujący sposób:

„Mam lat 19. Mieszkam w okolicy górzystej nad Dunajcem, w wiosce, położonej na dwu pasmach górskich, przedzielonych potokiem, posiadającej bardzo piękny krajobraz, urozmaicony zielonymi lasami i kwitnącymi łąkami i polami górskimi.

Wesoło jest mieszkać na wsi i to jeszcze w górach, wśród górzystej przyrody. Po pracy tak jest miło odpocząć w cieniu lasu i oddychać świeżym powietrzem górskim, pachnącym ży­

wicą. Ja, gdy mam wolną chwilę, chętnie przebywam poza do­

mem i podziwiam dzieła Boże w przyrodzie. Mieszkam na do­

syć wysokiej górze (800 m.), skąd rozciąga się widnokrąg du­

żych rozmiarów. Doskonale widzę dolinę Nowosądecką i góry do niej przyległe, a przy dobrej pogodzie mogę oglądać i Tatry, a wielkie góry, dokoła pokryte w lecie zielenią lasów a zimą śniegiem, tak pięknie wyglądają w blasku słonecznym. Słońce zaledwie rano wschodzi, to już swe promienie rzuca na naszą górę i czyni ją nadmiar cudną, a kiedy znów zachodzi, to samo się dzieje. W lasach śpiewa jakby chór ptaków, a po łąkach i po polach słychać ćwierkanie koników polnych. Jednym słowem miłe jest życie na wsi, chociaż może niejednemu niewygodne.

Ktoby nie wierzył, niech spróbuje zamieszkać na wsi parę dni i wczuje się w to piękno przyrody, to naprawdę będzie nam zazdrościł.

Jednak, jak mile jest życie na wsi, tak też jest ono bar­

dzo ciężkie, wymaga ono wielkiej pracy i naraża na niewygody.

A jednak nie wszyscy w mieście umieją cenić pracę rolnika.

Nie zastanawiają się nad tym, coby się stało z miastem, gdyby rolnicy nie spełniali swej ciężkiej pracy. Niejeden pan czy mo­

że lekkomyślna pani myśli, że chleb i wszelkie produkty rolni­

cze to po prostu z nieba się sypią, a wieśniak siedzi z założo­

nymi rękami i przygląda się temu. Otóż nie!

Teraz pragnę podać do wiadomości, jak muszę pracowac z wytężeniem wszystkich sił. Pracować bowiem na roli to rzecz niełatwa. Potrzeba nieraz nie dojeść, nie dospać, potrzeba się namartwić wiele, potrzeba zabiegać i myśleć, szukając różnych

sposobów, jak zrobić to czy tamto, jakby było lepiej.

Przychodzi wiosna. Dzień już długi, bo słońce wschodzi koło czwartej godziny, więc już i mnie czas wstawać do pracy. Nie­

raz taki jestem zmęczony pracą z dnia poprzedniego, że po pro­

stu ruszać się nie mogę, wstawać mi się nie chce, ale kiedy oj­

ciec lub matka wola, to natychmiast wstaję, bym nie był le­

niuchem, ale przeważnie sam się budzę i wstaję.

Począwszy od wiosny sypiam na strychu z bratem, ale każ­

dy osobno na sianie, bo sądzę, że jest to zdrowiej i lepiej sa­

memu wypocząć. Dom jest pokryty słomą, to mi jest ciepło, bo wiatr nie przewiewa. Może tam nie jest tak wygodnie spać, jak w domu na łóżku, ale zyskuje się za to na zdrowiu, bo oddycha się świeżym powietrzem i miłą wonią górskiego siana. Na stry­

chu sypiam do późnej jesieni, dokąd mi zimno nie dokuczy. Gdy jest już bardzo zimno, przenoszę się do domu i sypiam na sien­

niku, który codziennie rano wynoszę do szopy, a wieczór przy­

noszę go znów do domu.

Już wspomniałem, że na wiosnę wstaję przeważnie około godz. 4-tej. Ubieram się szybko i myję w zimnej wodzie, a po­

tem klękam do modlitwy, dziękując Bogu za szczęśliwą noc oraz prosząc Go o szczęście i powodzenie na dzień przy pracy.

Po modlitwie chwytam się jakiejkolwiek pracy, tego co jest najpilniejsze. Czasem mielę zboże z bratem lub sam na śniada­

nie, a jeśli nie ma co mleć, to 'robię co innego, np. przysposa­

biam zboże do siania lub też ziemniaki do sadzenia, oglądam pług i brony, czy są w porządku, czy im czegoś nie brakuje;

daję paszę krowom, by po śniadaniu gotowe były do zaprzęgu.

U nas przeważnie uprawiamy pole przy pomocy krów, bo kom utrzymać nie można. Wreszcie mama woła do śniadania, więc rzucam pracę i spieszę do jedzenia. Na śniadanie gotują w na­

szej wiosce przeważnie ziemniaki lub kaszę z mąki. Chleba u nas się nie piecze, bo nie ma na tyle zboża, bo jest to okolica gó­

rzysta, jak już 'wspomniałem, oraz jest zimno, pola są mokre, wiatry bardzo silne i zimne, oraz śniegi bardzo duże i przez to oziminy się absolutnie nie udają, a i jarzyny też nie zawsze są piękne.

Po śniadaniu wybieram się w pole z ojcem i z rodzeństwem, to jest z dwoma braćmi młodszymi i jedną siostrą (dwie sio­

stry starsze są już zamężne). W polu na wiosnę jest dużo pra­

cy. Śnieg już zginął, gleba już wyschła i jest już czas siać i sa­

dzić. Więc bierzemy pług, zaprzęgamy krowy i jedziemy w

poić-— 49

orać. Ojciec pogania,' ja chodzę za pługiem, brat zaś trzyma skiby, by się z powrotem nie zwalały na poprzednie miejsce, lub też wybiera kamienie z odoranej bruzdy. Mówię o przewraca­

niu się skib, bo przecież u nas są góry, pola są dos^e bystre, przeto skiby nie do góry orane nie chcą siedzieć, tylko je trzeba przycisnąć, żeby się na dół nie zwaliły. Przy pługu dosyć się isamęczę, a jeszcze gorzej, gdy są kamienie, których u nas me brakuje.

Gdy już jest zorane, to biorę taczki, zbieram kamienie i od­

wożę je w las, albo na pastwisko na kępę. Słońce tymczasem osuszy ziemię. Wtenczas ojciec wychodzi siać, a ja biorę bro­

ny i bfonuję zboże. Zasieje się zboże, wtenczas sadzi się ziem­

niaki i przeważnie je przyorywuję.

Skończy się sianie i sadzenie, to jeszcze nie jest spokój.

Czeka jeszcze praca w ogrodzie. Trzeba oczyścić ogród i polanę z różnych rzeczy, jak np. z gałązek i z liści, które naniosły

Czeka jeszcze praca w ogrodzie. Trzeba oczyścić ogród i polanę z różnych rzeczy, jak np. z gałązek i z liści, które naniosły

Powiązane dokumenty