Kto z czytelników miał cierpliwość czytać m oje spostrzeżenia i uwagi z podróży do Indyj, ten może w duchu zazdrościł mi okazji poznania tylu cudów świata: groźnych oceanów i mórz, egzotycznych miast, zaczarow a
nego, ja k w bajce, Cejlonu, m ajestatycznych, niebosiężnych Himalajów, szeptów nocy bengalskiej, wreszcie poznania jeszcze większego cudu — k róla ducha w iekuistego narodu, w osobach je g o znakom itych synów.
Faktycznie, w kalejdoskopie tych przeżyć zd ają mi się samemu te wi
doki, spotkania, rozm owy, odczyty, zaw arte węzły serdecznej przyjaźni, jakim ś jednym , fantastycznym snem.
N iektórych przeżyć, ja k w Him alajach, niepodobna jest streścić wogóle.
N iektóre w ym agałyby pendzla m alarza lub liry poety.
Jeśli wspomnę, naprzykład, noce nad Gangesem, kiedy po upalnym
dniu niepokalanie czyste niebo gwiaździste łączy się z ziemią w harm onji z biędnemi ognikam i m iljonów św iętojańskich robaczków, tw orząc jedną wielką ilum inację bezgranicznych przestw orzy; lub jeśli wznowię wizję starca, m ędrca i poety R abindranath-T agorę, w itającego życzliwie może pierwszego P olaka w swej siedzibie, — to, dopraw dy, wszystkie te w spom nienia z oddzielnych epizodów zlew ają się w jedną jak ą ś fantastyczną sym fonję.
Dla tych wyników ostatecznych w arto je s t ponieść niebywałe trudy.
O nich chcę właśnie dzisiaj mówić, aby dać czytelnikowi całkow ity obraz podróży.
Nie je st ona zbyt prosta! Nie wsiada się tylko w M arsylji na okręt, k tóry w 18 dni dowozi do Colombo, a tam ju ż oczekują znajom i lub życzliwi z otw artem i rękam i, przyjm ują, goszczą, ujaw niają sw oje poglądy i tajem nice.
W szystko to zdobywa się ogrom nym nakładem sił, drogi czytelniku!
Same przygotow ania do podróży, o ile ona niema być kosztow ną p rze jażdżką dla przyjem ności, pow inny trw ać lata całe.
Zmiana klim atu, pożywienia, dostosow anie się do najprym ityw niejszych warunków bytu dziś, aby ju tro znaleźć się w pałacu m aharadży i nie zatracić nigdzie fasonu, opanow anie języków obcych, a głównie angielskiego, aby nietylko być biernym, ale i dawać coś z siebie, konieczność opierania się na rekom endacjach osób znanych i poważanych, — oto, mniej więcej, co czeka podróżnika w Indjach, jadącego tam dla studjów naukowych.
Ale trudno o tern wszystkiem mówić. Opiszę przeto tylko parę innych momentów podróży i niech czytelnik sam osądzi i odw rotną stronę p ięk nego medalu, k tó ry chciałem odbić w cyklu feljetonów : Duchowe oblicze Indyj — dla pożytku szerszego.
W spomniałem o cudzie nocy bengalskiej, ale tuż za niewinnemi robacz
kami świętojańskiem i, iluminującemu niebo i ziemię, czyhają na obserw atora mil jard y kom arów z nieuchronną w B engalji m alarją...
Pisałem o dotarciu w głąb H im alajów , do Nepalu, ku Tybetowi, ale tamże natknąłem się na najnieszczęśliwsze, objaktyw nie biorąc, istoty: na trędowatych, rozkładających się za życia. Pewna ich część je st naw et na swobodzie, bo praw o tam tejsze nie przew iduje izolacji zaleczonych.
Wreszcie opiszę jeszcze jedno, może już banalne przeżycie: tajfu n na morzu, aby mieć wreszcie m aterjał do konkluzji.
,,Burzę m orską“ zna każdy z czytelników, jeśli nie z przeżyć własnych, to z lektury z lat dziecinnych. Mimo to wspom nę o niej, nie tyle dla oddania grozy żywiołów, ile ze względów psychologicznych.
Kiedy okręt nasz wpadł w strefę szalejącego orkanu, kiedy ryk m orza mroził krew w żyłach, a fale przerzucały się na pokład ju ż drugiego i trz e ciego piętra, pozostaw anie zaś w kabinie stało się psychiczną to rtu rą ze względu na stale kołatanie fal, pragnących jak o b y dostać się do w nętrza, kiedy nawet olbrzym stalow y 20 tysięcy ton drży, jak o b y w febrze, — d o prawdy chyba i żelazne nerw y człowieka, przyw ykłego nieco do refleksyj, muszą odmówić posłuszeństwa.
Człowiek taki zatraca się i gubi, może nie tyle w strachu przed mocą żywiołów, ile we własnych zwątpieniach i zagadkach: bytu — niebytu, radości — cierpienia, pożytku czy bezużyteczności podróży i w ogóle życia.
Obawa już nietylko o siebie, ale i o pozostałe drogie osoby spokoju nie daje...
W szystko to musi przemyśleć każdy człowiek w ciągnące się w nie
skończoność godziny, pod akom panjam ent chaotycznych świstów i ryków, wobec straszliw ej otchłani wód i chmur, złączonych w jednym uścisku.
Musi przem yśleć, jeśli myśli i czuje w ogólel
I tutaj przypom inam sobie wynurzenia poety Tagore, w którym ś z jeg o krótkich utw orów „Sadhana“.
„Byłem ciężko chory, pisał poeta, groziła mi śmierć, i nic mnie tak nie przejm ow ało zgrozą, ja k obawa, że nie zdążę wypowiedzieć tego, co mam dla narodu i ludzkości. Tyle myśli, tyle serca pragnę im jeszcze oddać!
O ono lada chwila może przestać bić, a usta zamilkną na wieki!...
„A jednak... jeśli umrę, słońce znów wzejdzie w swym m ajestacie, ozłoci w ierzchołki gór, zapali łąki i pola, tchnie życiem i zadrga ju tro rytm em wszystko, co żyje w pracy...
„Świat potoczy się w swem zwykłem kolisku!... To, co mamy zdziałać, ja k o śmiertelni, zdziałają inni!... To zaś, co je s t nieśmiertelne, umrzeć nie może — je s t ono w nas wszystkich jednocześnie. To Duch Boży!
„Jesteśm y wszyscy Jeg o dziećmi — wszyscy: wielcy, czy mali, silni, czy słabi, uczeni, czy prostacy.
„On znajdzie drogę dla wypowiedzenia tego, co je s t szeptem naszej wspólnej duszy. On zatroszczy się o pozostałych.“
Tak, D rogi Czytelniku! Życie to zm aganie stałe, nietylko z żywiołami!
Częściej musimy staczać walkę w ew nętrzną w nas samych w wiecznej roz
terce i antytezie pom iędzy w zględnością i ograniczeniem naszego poznania a tęsknicą ku wyzwoleniu z ich pęt.
Te burze przeżywam y nietylko na morzu.
W każdym pow ażniejszym momencie życia wychodzą one wyraziściej przed oczy duszy. I to je s t najw yższa nauka, ja k ą daje niebezpieczeństwo nam — „śm iertelnym “.
Ale czyż na nas nie czyhają nieznane nam niebezpieczeństwa omal na każdym kroku?
Czyż więc nie je s t dobrze być zawsze przygotow anym na śmierć, a wni
k ając stopniow o w Jedność Życia, pozbyć się i strachu przed nią?
Czyż nie je st dobrze, idąc nawet na zwykłą codzienną pielgrzym kę wśród ludzi, uprzytom nić sobie naszą duchową jednotę, źródło wszelkiego altruizm u, poświęcenia i miłości?
^ooooooooooooooooooooooooooooooooc oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo
Poddawać się konieczności życia, jęcząc i narzekając, to nie jest żyć. Życie pow inno być czynne i radosne. P o d tr z y m u jm y zaw sze w sobie walecz
ność uśmiechniętą i co rano u zb ra ja jm y się w odwagę na to, co nam dzień przyniesie.
*
*
Trzeba gromadzić w sobie p rzyc zy n y szczęścia najprostsze,- to też nie należy nigdy zaniedbyw ać żadnej sposobności być szczęśliwym.
Maeterlinck.
Powrót
Odwieczne zagadnienia, niepokojące ludzkość od zarania dziejów aż do dni naszych, porusza prof. Stanisław Kazuro w operze p. t. „ P o w r ó t “, wykonanej po raz pierwszy w Filharmonii W arszawskiej 3 maja b. r. Zagad
nienie to zła i cierpienia, a także walki z niemi, podejmowanej przez świetla
nego ducha w jego kolejnych wcieleniach. Duch ów, gnębiony i pokonywany wielokrotnie przez siły niszczące, powraca na ziemię, by pełnić swe dzieło dobroczynne dla zbawienia ludzkości i powracać będzie do chwili ostatecz
nego zwycięstwa, do czasu triumfu dobra i szczęścia na ziemi.
P rastare wierzenia i przeczucia, metafizyczne tęsknoty i nadzieje ludz
kości ujęte są tu i wyrażone w m u z y c e , a forma to najodpowiedniejsza dla oddawania uczuć, sięgających poza granice fizycznego świata, w sfery pla
nów wyższych, niedostępnych zarówno dla zmysłowego jak i racjonalnego poznania.
Autor „Powrotu“ sam określa, co chciał przezeń powiedzieć, w słowach następujących1):
1. Że jeżeli ludzkość cierpi i od początku swego istnienia przechodzi gehennę życia, to tylko dlatego, że nie przyszedł jeszcze ten, któryby, natchniony ideą zbawienia, zmienił dotychczasowy porządek życia i wy- dźwignął człowieka z obłędu tradycji, zakłamania się i nieuczciwej walki.
2. Że każdy człowiek bez wątpienia przeżył okres bolesnego roz
czarowania, gdy doszedł do przeświadczenia, że ideały, głoszone przez prawo, religję i etykę, w praktyce życiowej są zupełnie czemś innem i nie mają z tamtemi prawie nic wspólnego.
3. Że każdy wielki reformator społeczno-religijny był prawie zaw
sze za życia tępiony za sw e wzniosłe ideje, które po jego śmierci zosta
w ały przez następców wypaczane, wciągane w kodeks dogmatów i ustaw — celem umożliwienia im żerowania na ciemnych wierzących
masach. ;
( Z u p e ł n i e n i s z c z y c i e p r z y k a z a n i a B o ż e , a b y ś c i e u s t a w ę w a s z ą z a c h o w a l i . Ewangelia św. Marka, r. VII, w. 9.)
4. Że jest dobry duch w kosmosie, który co pewien czas wciela się w postać reformatora, żyje na ziemi, cierpi i umiera za zbawienie ludz
kości. A po pewnym czasie — przez następne wcielenie — ogłasza na ziemi swój P o w r ó t .
5. Że człowiek, nie mający w sercu ideji dobra i szczęścia powszech
nego i nie dążący do jej zrealizowania, nie posiada praw a do miana god
ności człowieka.
6. Że krzyw da sprow adza zawsze karę — człowiek natomiast nie powinien n i e c z y n i ć ź l e z obawy przed groźną konsekwencją, lecz z pobudek duchowych, płynących z serca.
‘) Z racji n ap isa n ia opery „Pow rót“ : „Co chciałem powiedzieć“ — F ilh a rm o n ja W arszawska, P r z e w o d n i k k o n c e r t o w y : 1 m a ja 1936 r.
7. Że jeżeli ludzkość żyje dotychczas w straszliwych cierpieniach, zakłamaniach i powszechnej niedoli — to jedynie dlatego, że Ideja po
zostaje w kajdanach...
Pow racającym na ziemię Zbawicielem jest tu Eos — upragniony i ocze
kiwany od wieków wchodzi on do przybytku obłudy i kłam stwa, na targo
wisko dusz, by w y z w o l i ć b o s k ą I d e j ę z pętających ją kajdan i „byt człowieczy wprząc w sfery ducha". Prow adzi go Gea, która łącznie z córką ludu Chylonia wtajemnicza Eosa w dolę ziemi nieszczęśliwej i cierpiącego na niej człowieka... w mrok i grozę ludzkiego bytu, w trapiące go choroby, głody, wojny, nędze i niedostatki... w otchłanie jego bólu, jego łez i rozpaczy...
Ideja, wyzwolona potężną siłą Eosa, o d r a d z a s e r c a l u d z k i e , tw orzy nowy zakon powszechnego braterstwa, w oparciu o c u d ó w n e w ł a ś c i w o ś c i p r z y r o d y , radość, szczęście i dobro sprowadza na ziemię.
W wielkim tym przełomie życiodajne moce przyrody pierwszorzędną od
gryw ają rolę. Oto kilka odnośnych fragmentów, śpiewanych przez chóry:
„ O d r o d z e n i a s z u k a jc ie w p u s z c z a c h p r z e p a s t n y c h , k t ó r e g r a ją w i e c z y s t ą p i e ś ń ż y c i a i ś m ie r c i ! S łu c h a jc ie j e j ! “ ...
„ I d ź c i e n a d w o d y w i e l k i e , c o z a p a t r z o n e l a z u r o w e m i o c z a m i w n ie b o
— d u m a ją !
W n ic h u t o p c i e s w ó j b ó l i n ie p o k o j e ! ...
„ O d c z a r u g ó r , p o s z u m u ła n ó w z b ó ż , b a r w io n y c h t ę c z ą k w ie c i a łą k
— i w s z ę d z i e ta m , g d z i e b o s k i c u d p r z y r o d y s ię p e ł n i , u p r o ś c ie , b y o d p u s z c z o n y b y ł w a s z g r z e c h , ż e ś c i e s ię J e j w y r z e k l i 1) , g o n ią c u łu d y m o c ! “ ...
„ B ło g o s ł a w io n e b ą d ź o s ł o ń c e z ł o t e !
I ż z m r o k ó w n o c y t w o r z y s z d la n a s d z i e ń w s p a n ia ł y ! O t y , c o ż y c i e m z d o b i s z o k r ę g ś w ia ta !
O ś w i ę t a z i e m i o , k a r m i c i e l k o d o b r o t l i w a ! B ło g o s ł a w io n a b ą d ź ! ...
B ło g o sła w io n a b ą d ź o p u szczo le śn a , iż m o cą sw ą w yp ro m ien io w a ła ś n a z ie m ię n aszą rad osn ą w ieść!
B ą d ź p o z d r o w i o n a o I d e j o b o s k a , p r a w o n a j w y ż s z e i ta je m n ic o ! W i e k ó w t y ś tc h n i e n ie ! Z s ło ń c a z r o d z o n a , b ą d ź p o z d r o w i o n a ! “ ...
Z duszy człowieka bezwzględnie dobrego, z jego zadumy nad zagadką zła na ziemi w yrosło to dzieło, tchnące nadzieją w promienną przyszłość ludzkości. Oby najrychlej wystawione być mogło na szerokiej polanie, wśród lasów szumiących, aby „anteny drzew" przesyłały światu wieść radosną, że oto odrodziły się dusze w blaskach z w y c i ę s k i e g o d 01 b r a, a jedno
cześnie odszedł z ziemi ból i cierpienie — po wiekowych zmaganiach i w al
kach ludzkość wstąpiła w nowe, wyższe sfery bytu, w dążeniu do dalszego, nieskończonego rozwoju...
Helena W itkow ska.
') Idei.
Józef Świtkowski: MAGNETYZM ŻYWOTNY ( m e s m e r y z m ) i j e g o w ł a s n o ś c i l e c z n i c z e . Nakładem red. „Lotosu“, Kraków 1936.
A utor, którego nazw isko m ówi sam o za siebie, o kreśla sw oją pracę skrom nie: jako podręcznik in fo rm acy jn y o w łasnościach m agnetyzm u ży
wotnego. Treść p rzek racza znacznie te ram y.
W dobie b a d a n ia prom ieni kosm icznych, o d k ry w an ia przedziw nych ciał prom ienio-tw órczych, w dobie sz u k an ia w m edycynie now ych dróg, któreby można określić jako odw rót od klasycznego m aterializm u , podręcznik ten w ypełnia pow ażną lukę, był on w prost koniecznością.
M agnetyzm , jak w idać z treści dzieła, nie m ający nic w spólnego z hipnotyzm em i sugestją, nie m ogący być przedm iotem kuglarskiego ekspe
rym entow ania przed publicznością, niezw alczający objaw ów tow arzyszących chorobie, lecz docierający do korzeni, do przyczyny sam ej choroby, je st siłą potężną i n am acaln ą. Pod jej w pływ em n asiona k ie łk u ją szybciej, m ag n e
tyzm jonizuje pow ietrze, czyniąc je dobrym przew odnikiem elektryczności.
A kto w łada tą siłą, m usi być człow iekiem o w ysokim poziom ie m o raln y m i etycznym, m usi budzić sy m p atję u pacjen ta, inaczej w yników d o datnich nie będzie, albo będą w ręcz ujem ne!
T akie ujęcie spraw y m usi budzić zaufanie do tem atu , stw arza cudow ną wizję m edycyny przyszłości!
P odręcznik om aw ia g runtow nie technikę zabiegów m agnetycznych, m agnetyzow anie wody i innych przedm iotów , znaczenie terapeutyczne, oraz niebezpieczeństw a tej m etody leczniczej. — Opisuje istotę sn u m agnetycz
nego i stanów som nam bulicznych, ich znaczenie lecznicze oraz niebezpie
czeństwa przy nieu m iejętn em stosow aniu tych potężnych sił.
Czcigodny a u to r chce p rzytem widzieć ścisłą w spółpracę lek arza z m a- gnetyzerem, co jed n ak jeszcze je st u n as m u zy k ą przyszłości.
Czemże je st ostatecznie m agnetyzm ? F lu id em ? — „ p ra n ą “, to je st czyn
nikiem będącym po d staw ą w szelkiej m aterji, k tó rą m ag n ety zer różniczkuje w organiźm ie chorego, p rzetw arzając n a siłę żyw otną! W kraczam y w k rain ę hipotez, lecz inaczej być nie może, przy n aszym obecnym stan ie rozw oju duchowego!
Podręcznik nie jest p isan y i przeznaczony dla „w tajem niczonych“, po
winien się więc znaleźć w ręk ach w szystkich, m usi się dostać do rą k lekarzy, by innem i oczym a p a trzy li n a rzekom ych szarlatanów , a w rzeczyw istości wzniosłych dobroczyńców ludzkości, by u jrzeli wizję m e d y c y n y p r z y s z ł o ś c i !
Dr med. St. Brończyk.
D iete ty c z n e z n a c z e n ie ja rz y n i owoców.
Z w iosną rozpoczyna się corocznie sezon jarzy n i owoców. W zw iązku z tern w arto przypom nieć w ielkie znaczenie, jak ie m a ją jarzy n y i owoce dla naszego organizm u. Dzięki swej znacznej zaw artości błonnika, nie ulegającego całkow i
tem u straw ien iu , tw orzą one m asę, w y p ełn iającą dokładnie jelita, d rażn iącą ścian
k i i pow odującą przesuw anie się ich zaw artości. W sk ład owoców i jarzy n wchodzą różne w itam iny, przew ażnie z g ru p y C, przeciw działające gniciu. Dalszą, bardzo w ażną ich w łasnością jest o d tru w an ie u stro ju przez zobojętnianie kwasów, pow sta
łych podczas przem iany m aterji, w głównej m ierze n a sk u tek nadm iernej kon- sum cji m ięsa, k tó ra pow oduje przekw aszenie organizm u. U su w ają je owoce i ja rzyny, zobojętniając szkodliw y w pływ kwasów, doprow adzając płyny naszego o rg an izm u do norm alnego stan u . Poza w artościam i odżywczemi, p o siad ają owoce jeszcze w ybitne w łasności lecznicze. M o r e l e i b r z o s k w i n i e w skazane są przy niedokrw istości, gdzie d a ją doskonałe w yniki. W inogrona, rodzynki i jabłka d z ia ła ją podobnie, ale m niej skutecznie. Owoce w c h ła n ia ją jad y jelitowe, dlatego d jeta owocowa jest w sk azan ą w za tru c iu jelitow em . W ostatnich czasach okazało się, że w b iegunkach czerw onkow ych i nieżytach jelit, w yw ołanych zatruciam i, stosow anie świeżych owoców, szczególnie u dzieci, daje bardzo dobre w yniki lecz
nicze. O kazuje się, że duża m asa nies traw ionego drżew nika działa jak okład na będące w stan ie zap aln y m jelita. Oprócz tego niew ielka ilość g arb n ik a w owocach pow oduje strą c a n ie jadów w jelitach, k tóre ta w łaśnie m asa w chłania.
M ała w artość kaloryczna i duża zaw artość wody sp raw iają, że d je ta owocowa nie da się zastąp ić przy leczeniu odtłuszczającem . Owoce przez sw oją objętość, dużą zaw artość wody i drżew nika w yw ołują łatw o uczucie sytości. K ilogram owo
ców soczystych przeciętnie przedstaw ia w artość czw artej części naszego zapotrze
bow ania dziennego. N aw et więc spożycie trzech kilogram ów owoców dziennie (gruszek lub jabłek) jeszcze nie pokryw a koniecznej w artości pożyw ienia i dzięki te m u pow oduje sp alan ie w łasnego tłuszczu.
Duża zaw artość w ody i cu k ru pow oduje łatw e psucie się owoców przy ich pi zechow yw aniu. Dlatego też przy przechow yw aniu, szczególnie owoców sprow a
dzanych z zagranicy, używ a się szeregu środków konserw ujących, częstokroć szkodliw ych dla zdrow ia. W 1930 r., kiedy do Polski przybyw ały tra n sp o rty jabłek ze S tanów Zjednoczonych A m eryki Północnej, Min. Spraw W ewn. było zmuszone w zorem rząd u angielskiego zabronić wwozu jabłek, które były ta k przeładow ane tru cizn am i, że aż groziły zatruciem spożyw ających je. N ietylko więc ze względów gospodarczych, ale i zdrow otnych pow inniśm y spożywać owoce swoje, w yhodowa
n e w Polsce.
Do spożyw ania n a d a ją się jedynie owoce świeże, dojrzałe i całe, bez plam.
N ie m ogą być robaczyw e i ponadgryzane przez owady, p onadbijane i nadgnite.
T akie n a d a ją się tylko na przetw ory, które m a ją już dużo m niejsze znaczenie niż owoce surow e. P rzeróbka bowiem pozbaw ia ich cennych w itam in. Znaczenie tu taj m a raczej dodatek cukru. Nie należy jed n ak gardzić i przetw oram i, bo przecież suszone m orele i śliw ki są doskonałym środkiem przeciwko niedokrw istościom i błędnicy.
Jeżeli jeszcze w spom nim y o w ielkiem znaczeniu owoców przy leczeniu cukrzy
cy, gdzie jedynie w ęglow odany czyli cu k ry owoców są przez chory organizm spo- żytkow yw ane, będziem y m ieli m niej więcej obraz w ielkiego znaczenia owoców, jako środka spożywczego.