• Nie Znaleziono Wyników

Świat w okresie przejściowym. Czas zmian i przewartościowań

Kres zimnej wojny, jako skutek dezintegracji ZSRR i upadku komuni-zmu, był początkiem zmian i ustrojowych przemian nie tylko w dawnych krajach socjalistycznych – w różnych aspektach miał wymiar globalny. Poszerzona została strefa demokracji i gospodarki rynkowej, obalono wiele barier w wymianie handlowej i przepływach środków produkcji ponad granicami. Europa Środkowo-Wschodnia, a także azjatycka część byłego ZSRR uzyskały nową geopolitykę, a dawne zamknięte gospodar-ki otworzyły się szeroko na świat, czerpiąc wzorce z ustroju liberalno- -demokratycznego, wieńczącego jakby – jak sugerował w swym Końcu

historii Francis Fukuyama – dorobek ludzkości w zakresie efektywnych

systemów polityczno-gospodarczych. Dzięki temu rozwinął się proces globalizacji, nowego wymiaru nabrała integracja europejska i Sojusz Pół-nocnoatlantycki. Sukcesy demokratyzacji i ochrony praw człowieka od-biły się echem na całym świecie, święcąc triumfy w jednych miejscach (zniesienie apartheidu i wybory w RPA), a prowadząc do tragedii w in-nych (jak np. na placu Tian’anmen w Chinach). Pozbawione totalitarnej

skorupy, ale także uwolnione od rywalizacji supermocarstw, odżywały zamrożone lokalne spory i konflikty. Mimo postępów procesów globa-lizacji, internacjonalizacji i współzależności, świat w zróżnicowany spo-sób reagował na zapalne konflikty: aktywniej w regionach strategicznych interesów i na obszarach bliższych centrom cywilizacyjnym (Bałkany, Bliski Wschód) niż na terytoriach mocarstw i w strefach ich wpływów (Czeczenia, Kaukaz, Tybet) oraz na peryferiach świata (obszar Wielkich Jezior Afrykańskich, Etiopia).

Świat po zimnej wojnie z modelu dwubiegunowego stał się jednobiegu-nowy i wydawało się, że hegemonia Ameryki, Pax Americana, trwać będzie

sine die, ale trauma 11 września 2001 r., kontrowersyjne i niefortunne

in-terwencje w Iraku i w Afganistanie, gorszące praktyki inżynierii finansowej i chroniczne deficyty gospodarki amerykańskiej nadzwyczaj szybko amery-kańską hegemonię podważyły, dając przy tym asumpt do szerszego kryzy-su globalnego. Należy także dodać, że to nie tylko lub nie tyle amerykańskie błędy i spowolnienie spychają Stany Zjednoczone z pozycji niekwestionowa-nego hegemona, ale szybki rozwój Chin, Indii, Brazylii, tygrysów wschod-nioazjatyckich i dość niespodziewane odrodzenie Rosji, po dekadzie smuty i prób utrwalenia demokracji. Do kwestii Rosji jeszcze wrócimy, bo staje się ona – nie po raz pierwszy w historii – zarówno problemem samym w sobie, jak i o wiele szerszym, który co prawda w jednym tylko wymiarze – ale za to najważniejszym – wpływa na układ globalny. Tym wymiarem jest bezpie-czeństwo, a właściwie zagrożenia wynikające z ogromnego potencjału nukle-arnego Rosji – w kontekście prowadzonej prze nią polityki.

Do tego trzeba dodać głęboki kryzys w strefie euro i nie najlepszy stan całej Unii Europejskiej, która jakby traciła dynamizm i entuzjazm inte-gracyjny, a narody europejskie wydają się już trochę integracją zmęczone, czego wyrazem są także pojawiające się w Wielkiej Brytanii tendencje do wyjścia z Unii Europejskiej.

Świat jest nadal w fazie przebudowy i budowy nowego ładu i to w wielu aspektach, w tym dwóch najważniejszych: bezpieczeństwa i gospodarki. Więcej jest zmiennych niż niezmiennych. Mało tego: ciąg niewiadomych jakby się wydłużał. Modele i formuły polityczne, gospodarcze i rozwo-jowe nie bardzo przystają do rzeczywistości, bo realia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Demokracja i liberalna gospodarka wolnorynkowa nie jest już modelem gwarantującym sukces, a despocja wcale nie musi ozna-czać stagnacji lub regresu gospodarczego i finansowego. Coraz mniej efektywne w warunkach nowych wyzwań i zagrożeń, zwłaszcza zderzeń kulturowo-cywilizacyjnych, są struktury bezpieczeństwa międzynarodo-wego: ONZ, NATO, OBWE. Unia Europejska raczej markuje niż buduje własną efektywną politykę bezpieczeństwa i obrony. Jest to tym bardziej

niepokojące, że za sprawą rosyjskiej agresji na Ukrainę do granic UE do-tarły klasyczne zagrożenia polityczno-militarne, tym razem w nowych realiach wojny hybrydowej.

W czasach znowu nasilającej się (choć formalnie zakończonej przez prezydenta Obamę) war on terrorism i rozszerzającej się e-economy, w warunkach coraz wyraźniejszej wielobiegunowości i rosnących nowych mocarstw, coraz trudniej dekretować role, trudniej też rozwiązywać glo-balne problemy. Jest ich coraz więcej – o różnej głębokości i różnej skali trudności. Jeszcze rok, dwa lata temu można było pocieszać się, że nie grozi nam, jak w okresie zimnej wojny, globalny konflikt nuklearny. Dziś sytuacja się zmieniła i to nie dlatego, że nadal słychać pogróżki z Korei Północnej i, co prawda bardziej zawoalowane, z Iranu, a proliferacja broni nuklearnej nie daje zapomnieć o tej najgroźniejszej z broni. Wskazówka potencjalnej nuklearnej zagłady znowu zbliżyła się do godziny 12.00 za sprawą Rosji, która na tle aneksji Krymu i wojny hybrydowej we wschod-niej Ukrainie nie waha się stosować gróźb użycia broni nuklearnej, dosto-sowując do tego także swoją doktrynę polityczno-wojskową.

Przez kilka lat świat brał za dobrą monetę wieści z krajów arabskich. Jednak zarówno Arabska Wiosna, jak i próby wprowadzenia demokracji w kilku miejscach na Bliskim i Środkowym Wschodzie przez Stany Zjedno-czone nie zakończyły się powodzeniem. Świat arabski obudził się z letargu, ale skutki tego przebudzenia na niektórych obszarach są tragiczne i prze-rażające. Chodzi przede wszystkim o twór, jakim jest Państwo Islamskie, i skutki jego aktywności, zwłaszcza że komplikują one i tak pogmatwaną sytuację na Bliskim Wschodzie, szczególnie na obszarze Syrii – objętej woj-ną domową i generującą ogromne problemy, w tym zdążające przez Turcję do Europy dziesiątki tysięcy uchodźców – i północnego Iraku.

Podkreślam w kwestiach bezpieczeństwa te dwie sprawy – politykę Rosji i powstanie Państwa Islamskiego – ponieważ stanowią one dziś naj-większe wyzwania, a raczej już zagrożenia dla bezpieczeństwa międzyna-rodowego. Odczuwane są bardziej na obszarze euroatlantyckim, ale bu-dzą zaniepokojenie w całym świecie – choć trzeba pamiętać, że percepcja zagrożeń zawsze skalana jest subiektywizmem.

Świat ma jednak wiele problemów i mimo globalizacji, a więc także uniformizacji, nie jest jednolity. Obok obszarów nędzy i chronicznego niedorozwoju tworzą się nowe enklawy innowacyjności, a ogromna więk-szość siedmiomiliardowej populacji na całym globie żyje relatywnie co-raz lepiej. Mimo to powiększa się przepaść między bogatymi i biednymi: ludźmi i państwami. Utrzymuje się też znaczny margines biedy i niedoży-wienia. Sytuacja ta dotyczy głównie krajów uznawanych za słabe i upadłe, niezdolnych do stworzenia zrębów państwowości i podstaw efektywnej

gospodarki, podatnych tym samym na rozwój różnych patologii i pene-trowanych dodatkowo przez grupy i organizacje terrorystyczne.

Na tym tle Polska jawi się jako kraj sukcesu, będąc jednym z 20 naj-szybciej rozwijających się krajów świata. Rozwój materialny, gospodarczy i cywilizacyjny Polski uznawany jest za jeden z fenomenów ostatniego dwudziestopięciolecia. Fenomen ten jest jednak kontestowany: jak przy-stało na Polaków, najczęściej nad Wisłą. Bywa on też wykorzystywany w wewnętrznej grze politycznej między partiami, a hasło „Polska w ru-inie” pojawiało się w toku obu kampanii wyborczych – prezydenckiej i parlamentarnej – w 2015 r. Ale Polska, mimo znacznego postępu, wciąż ma do odrobienia wielowiekowe zaległości, a poziom życia nadal jest po-niżej średniej unijnej i na początku 2015 r. osiągnął 70% PKB UE na jed-nego mieszkańca1. Ciągle w Polsce utrzymuje się duży kontrast między bogatymi i biednymi2, narastają problemy społeczne, a młodzież coraz powszechniej widzi swą przyszłość w emigracji. Jednocześnie zaś, przede wszystkim w obliczu agresywnej polityki Rosji, narastają w Polsce obawy o bezpieczeństwo i to one coraz częściej stają się osnową bieżącej i da-lekowzrocznej polityki. Niepokój budzi też narastająca fala uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, która zaczyna ocierać się także o Polskę.

Gospodarka jest drugim, obok bezpieczeństwa, strategicznie ważnym sektorem globalnego rozwoju. Zachód nadal dominuje w wielu dziedzinach gospodarki, a także w tym, co decyduje o nowoczesności i postępie, a więc w zakresie innowacyjności. Szeroko pojęty Zachód, a więc Stany Zjedno-czone, Unia Europejska i inne kraje europejskie oraz kraje leżące na innych obszarach, ale politycznie i strategicznie z Zachodem związane (Australia, Nowa Zelandia, Japonia) to nadal ok. 60% światowego PKB. Ale przyrost gospodarczy jest wolniejszy, narastają różnego rodzaju patologie, zachodzą niepokojące procesy demograficzne. I mimo że różna jest w tym zakresie sytuacja Europy i Stanów Zjednoczonych, które nadal notują znaczny przy-rost ludności, to jednak Zachód – jako cywilizacja, a zarazem formacja po-lityczno-gospodarcza – traci dystans do innych centrów cywilizacyjnych.