• Nie Znaleziono Wyników

(dokończenie).

Prócz karakona w kuchniach naszych, szczególniej w p ie k a r­

niach, m łynach, kawiarniach przebyw a także ś w i e r s z c z d o ­ m o w y [Gryllusdomesticus). K tóż niezna jednostajnego ćw ierka­

nia tego wspóllokatora naszego? Świerszcze żyją to w a rzysk o ; są jak i karakon zwierzętami nocnym i, ja k i on bardzo lubią ciepło i żywią się tym isam ym i pokarm am i. Świerszcz dom ow y dochodzi wielkości średniego szwaba czyli karalucha, jest barw y brunatnej, na głowie i odnóżach jaśniejszej, niż na reszcie ciała

Dźwięki świerszcza powstają w bardzo oryginaln y sposób W yd aw a ć je może tylko samiec. G d y samiec pragnie zwabić sam icę ku sobie, przyciska pierś swą do ziemi, a wzniósłszy nieco ku górze p o k ry w y obu skrzyd eł, pociera je wzajemnie jedne o drugie, niby sm yczkiem o struny skrzyp ców . Zbadaw szy bliżej budowę tego instrumentu, spostrzeżem y, że na dolnej p o ­

wierzchni prawej p o kryw y skrzyd eł jedna z żyłek silniej niż inne w ystaje i zaopatrzona jest w szereg poprzecznych ja k b y ząbków ; ząbki te pocierane o podobną żyłkę, w ystającą na górnej powierzchni lewej pokryw y skrzyd eł w ydają t o n , jaki właśnie charakteryzuje piosnkę św ierszczyka. N aprzód pociera nasz artysta lewe skrzyd ełko o prawe, później odwrotnie prawe, o lewe, a po chwili wznosi szyb ko i jednocześnie oba skrzy­

dełka ku górze, b y ton wzmocnić. S łysząc tak cudowne dźwięki zwabiona sam iczka świerszcza udaje się ku swemu tow arzyszowi, zbliża do niego i d o tyk a swym i rożkami. S am czyk czując obe­

c n o ść swej lubej, ja k b y ze wzruszenia przestaje dźwięki na chwilę w ydaw ać, później znowu ją wita rzewnym śpiewem i m łoda p ara zaczyna się wzajemnie cieszyć.

Sam ica składa swe podłużne, żółte jajeczka na dno swej kryjów ki, a po kilkunastu dniach rozwijają się już z nich gą- sieniczki. T e ostatnie cztery razy zmieniają skórę, przebyw ają

zimę w stanie niedojrzałym i na wiosnę przekształcają się w zu­

pełnie rozwinięte ow ady.

Bardzo m iłym współlokatorem naszego mieszkania, bo ani nierażącym tak naszego oka, jak czarny karakon, ani ucha ja k m onotonny świerszcz, jest nasz p a j ą k d o m o w y ( Tagenańa domestica).

K a ż d y zna zapewne to brudno-żółte, brunatnymi rysunkam i ubarwione, włochate stworzenie z czterem a parami nóg, które upstrzone są licznymi ciem nym i obrączkam i. Budowa części gębowych pająka jest ciekawą z tego względu, że zamiast szczęk górn ych widzim y tu dwa członkow ate rożki, t. zw. szczękorożki.

Sa one wewnątrz puste a do wnętrza każdego z nich otwiera się u p o d sta w y gruczoł jadow ity. T en gruczoł przedstawia wo­

reczek zaopatrzony nazewnątrz w silnie rozwinięte w łókna mię- siowe, które kurcząc gruczoł, płynną jego jadowitą zawartość w yd zie la ją ; ciecz ta, wpuszczona do rany m ałych owadów, któ ­ rym i pająk się żyw i, działa na nie zabijające.

N a szczególną uwagę zasługują p rzyrząd y służące pająkowi do przędzenia jego misternych nitek pajęczyn y. M ateryja p rzę­

dzalna jest w ydzielana przez szczególne gruczoły, przedstaw ia­

jące długie w o re czk i, u różnych pająków różne posiadające kształty i leżące w odw łoku ciała pom iędzy wnętrznościam i.

K a n a ły w yprow adzające z tych gruczołów, kończą się w ty l­

nej części odw łoka kilku, zwykle sześciu brodawkam i przędzal­

nymi. N a wierzchołku każdej brodawki znajduje się około 400, u niektórych gatunków pająków nawet do 1000 cieniutkich ru- reczek. przez które wydziela się przędzalna m ateryja w postaci tyluż cieniutkich delikatnych w łókien; otwory ty ch rurek może pająk dowolnie otwierać i zam ykać. W ych odząca z nich m a­

teryja jest początkow o płynna i ja k szkło przeźroczysta, ale na powietrzu wnet twardnieje i przybiera barwę białawoszarą. W y ­ chodzące ze w szystkich rureczek w łókieuka łączą się razem w je-1 dnę nitkę pajęczyn y. W miarę tego, czy pająk potrzebuje grub­

szej, lub też cieńszej nitki, w ypuszcza dowolnie z większej lub mniejszej ilości rureczek włókienka. W ten sposób nitka p a ję­

czyn y, której cienkość i delikatność weszła nawet w przysłow ie, nie jest tak prostej budowy, ja k b y to się na pozór zdawało, ale składa się aż z kilkuset jeszcze delikatniejszych splecionych razem niteczek. W obec takiego artyzmu pająka cóż znaczą naj­

subtelniejsze w y ro b y tkackie przem ysłu ludzkiego?

Sieć pająka dom owego składa się z trójkątnego kształtu

tkan in y, zawieszonej w kącie pokoju pom iędzy dwiema sty k a ­ jącym i się ścianami. W głębi rozpostartej w ten sposób siatki pajęczej znajduje się z tejże pajęczyn y utkana lejkowatego kształtu niedługa rynienka, w której najniższym miejscu pająk spoczyw a, czyh ając z niecierpliwością na zdobycz. Ponieważ rynienka ta znajduje się w sam ym kącie ściany i spuszcza nieco ku dołowi, trudno zatym dojrzeć na pierw szy rzut oka siedzące w niej zwierzę.

Sposób budow y sieci jest bardzo prosty. Pająk przym o- cow yw a naprzód jeden koniec nitki do ściany w pewnej odle­

głości od kąta, następnie przechodzi na drugą ścianę, w lokąc nitkę za sobą i w takiejsamej odległości od kąta przytw ierdza drugi jej koniec. Później znów wraca, ale już po nitce do jej początku, znów przechodzi na drugi koniec i ta k 2 — 3 razy przechodząc po niej, wzmacnia ją, wypuszczając wciąż nowe za­

p a sy nici z gruczołu. N astępnie w tyle poza tą pierwszą, p o d ­ stawową ja k b y nicią w podobny sposób przeprow adza pająk drugą, trzecią nić i t. d . ; rozumie się, iż czym bliżej kąta, tym nici są krótsze. W taki sposób powstaje trójkątnego kształtu tkanina, która jeszcze bardziej się wzmacnia, g d y pająk i w kie­

runku podłużnym nici na niej przeprowadza.

Ż arłoczność pająka każdemu jest znana. Na zaplątaną w pa­

ję czy n ę muchę rzuca się ze w ściekłością tygrysa, chw yta ją w szpony, zabija jadem i zanosi do lejkowatego schronienia, b y tu ją w y s s a ć ; g d y nasyci się jej sokami, w yrzuca z gniazda, ja k o przedm iot niepotrzebny.

A le nietylko owadami zadawalnia się nader żarłoczny współ- lokator; zgłodn iały rzuca się nawet na własnego brata i po sto­

czeniu z nim krwawej walki, p okon yw a go i nasyca się jego sokami.

G d y pająk więcej posiada pożywienia, więcej też może w y ­ dzielać m ateryi przędzalnej; g d y obfitość pokarm u zmniejsza się, to i przędzenie byw a trudniejsze. Pająk więc szczędzi ma- teryją przędzalną i n igd y jej napróżno nie zużywa. Stąd też g d y spodziew a się zm iany powietrza, deszczu lub wichru, które m o­

g ły b y mu zniszczyć sieć, zmienia do pewnego stopnia sposób jej bu­

dow y, w zm acniają, inaczej się w gniazdku sadowi i t. d., a że, ja k powiadają, może on 6 — 8 godzin naprzód odczuć już mającą nastąpić zmianę pow ietrza i stosowne do tego czyni p rzy g o to ­ wania, oddawna przeto już b y ł uważany za pewnego rodzaju

proroka pogod y. J. N .

Z Ż Y C I A Z W I E R Z Ą T .

L

Wybredna moda.

w

najnow szych czasach pojaw iła się także w wielkich miastach europejskich » o r y g i n a l n a o z d o b a * , służąca do upstrzenia kw iatow ych garniturów damskich kapelu­

szy, według wzoru, pochodzącego z A m eryki południowej. Ozdobą tą jest żyw y chrząszcz z półw yspu Jukatan, bardzo niby stoso­

w n y do tego celu. Jest on jasuo ubarwiony, z ciem nym i pla­

mami. O jego w yżyw ienie nie trzeba się starać prawie zupełnie.

Biednemu zwierzątku zakładają ozdobny łańcuszek na szyjkę, ażeby w ograniczonej wolności bujał sobie po sztucznych kw ia­

tach. N iekiedy byw ają w ypadki, że nadobne a »czułe« panie dostarczają dręczonemu stworzeniu nawet świeżych kwiatów i przym ocowują je złotą szpilkę do bukietów na piersi, ab y tym sposobem p od w yższyć wfdzięk dziw acznych w łaścicielek. M y z naszej strony pozwalam y sobie ufać rzeczywiście dobrym ser­

com naszego świata dam skiego i w ierzym y w to mocno, że u nas nie rozpowszechni się ten niestosowny i ńielitościwy zw yczaj.

Niszczenie gąsienic. D o najszkodliw szych gąsienic należą gąsienice n i e s t r z ę p a (warzywnika) g ł o g o w c a (Aporia cra- taegi) i b i a ł k i r u d n i c y (Porthesia chrysorrhoea). Jeżeli w od­

powiedniej porze nie zniszczy się ich od razu, z pewnością drzewa nie będą m iały liści, kwiatów i owoców. W yniszczanie niestrzępa powinno się odbyw ać na początku wiosny. Można je uskuteczniać równocześnie z usuwaniem gniazd białki, od których gniazda niestrzępu różnią się m ałym kształtem i pojed yn czym układem.

Często mieszczą się ty lk o na jednym listku, którym wiatr miota na wszystkie strony. R oln icy nazywają je dlatego » m a ł y m i g n i a z d a m i g a s i en i c z y m i«. Najpóźniej z końcem m arca należy te gniazda odciuać, a przytym starannie zbierać te, które leżą na ziemi. Z początku można także jeszcze zapobiedz złemu wyniszczaniem m łodych gąsienic, razem żyjących, zlewać je m y­

dlinami lub dusić zapom ocą siarczanej w ody. N ależy również w yniszczać jajka i poczwarki, przebyw ające nieraz w m ałych grom adkach na pniach, podporach i ścianach. Urządzanie in­

nych środków w celu chwytania i zabijania gąsienic lub m otyli w ym aga długiego czasu i nie przynosi wielkiej korzyści, zwłaszcza przez wzgląd na sam iczki, które przedewszystkim tępić trzeba.

Niszczenie gniazd pozostanie jednak zawsze najskuteczniejszym i najprostszym środkiem. W rzucanie gąsienic do ognia jest bar­

barzyńskim środkiem.

Pijaw ka zwiastunem zmian powietrza. D o przechowania pi­

jaw ki potrzeba małej flaszeczki, mającej mniej więcej ’/4 litra objętości, albo nawet cokolwiek mniejszej. Na spód jej daje się warstewkę piasku rzeczneg > i napełnia flaszkę do 3/4 części wodą, następnie wpuszcza -ie do niej zdrową pijawkę, która jeszcze nie ssała, i owięzuje otwór tiulem lub rzadkim płótnem.

G d y ma być pogoda, pijawka leży na dnie flaszki nierucho­

mo, zwinięta w kształt ślim akow aty (spiralny), albo pływ a, we w odzie w m iarowych, spokojnych ruchach. G d y się zanosi na deszcz, wysuwa się z w ody aż do szyjki lub na brzeg flaszki gdzie się tak długo zatrzym uje, dopóki się powietrze me usta.

G d y już wiatr i burza rozpoczęły rządy, pływ a szybko i rusza się niespokojnie. G d y się zaś należy spodziewać burzy, w yd o ­ byw a się z w o d y i przez kilka dni prawie ustawicznie pozostaje po za nią, okazując wielki niespokój ruchami spazm atycznym . W czasie mrozu, podobnie jak podczas p ogod y leży bezustan­

nie na spodzie; podczas śniegu, podobnie jak w porze dżdżystej w ydostaje się z w ody i przebyw a u góry na brzegu flaszki. W od ę w flaszce należy w lecie zmieniać co ośm dni, w zimie zaś rzadziej. N iektórzy nie zmieniają tej wcale, lecz ty lk o od czasu do czasu dolewają jej tyle, ile jej w yparow ało. W oda rzeczna jest lepsza od w o d y studziennej ]).

Słoń złodziejem. Pewnego razu, jak o tym doniosło pismo

W elł-Blatt, “ w osobliw y sposób okradziono członka cyrkow ego w Edym burgu. G d y wszedł do twojej szatni, spostrzegł, że w czasie jego nieobecności skradziono mu suknie. Zarządził natychm iast poszukiwania, ale bezskutecznie. Podczas g d y sobie łam ano gło­

wę nad dom niem anym sprawcą, uderzyło niektóre osoby, że słoń c y rk o w y zachowuje się w dziwny sposób i za wiele oka­

zuje wesołości. N akoniec przyszło im na m yśl, że praw dopodo­

bnie olbrzym ten połknął brakujące suknie. Nie pozostało więc nic innego, jak ty lk o czekać do dnia następnego, aby ob aczyć skutki kradzieży tak niezwykłej. I rzeczywiście nazajutrz w y szły na widownię kaftaniki, spodnie, surdut, koszule, buty i t. d.

w takim jednak stanie, iż zupełnie nie m ogły służyć do dal­

szego użytku. A słoń nawet nie zepsuł sobie żołądka.

Pielęgnowanie konia. Pewden gospodarz niem iecki taką w tym względzie podaje r a d ę : Nie pozwalajcie nigdy, ażeby kto łaskotał lub drażnił konia w stajni, a ty sam nigdy nie bij swego konia, g d y się znajduje w stajni. Trzeba mu codzień rano zmienić podściołkę, zamieść stajnię i starać się o zupełną w niej czystość. W idzicie, że koń ma dobrą, naturalną okryw k e na ciele, dlatego w ycierajcie i szczotkujcie ją gwoli tego często.

A le nie czyśćcie i nie szczotkujcie nigdy konia w stajni, ponie­

waż kurz w pada do żłobu i psuje jego obrok. A ile razy m y ­ jecie konia, to nie wpuszczajcie m okrego do stajni, lecz p oprze­

dnio w ycierajcie go starannie, ażeby całkiem obsechł. G d y zaś kied y w róci z drogi, pierwszą jest powdnnością, przeprow adzać go nieco, dopóki nie ochłódnie, jeżeli w czasie p rzyb ycia jest zgrzany. Następnie należy go dobrze w ytrzeć do sucha, naj­

przód słom ianym wiechciem, a potym szczotką. T y m sposobem usuwa się wszelki kurz, brud i pot. Pożytecznie jast także

na-’) Por. M. Iiyb o u sh i. Zwiastuny zmian powietrza. Lwów 1880, jakotćż Nr. 12. O piekuna zw ierząt z r. 1890 Str. 182. —

trzeć mu nogi ręką. Często trzeba koniowi oglądać nogi. Co wieczór w ypada zaglądnąć, czy m iędzy kopytam i albo podkowami nie ma wbitego kamienia. Jeżeliby w podobnym w ypadku koń musiał przez całą noc stać na nim, nazajutrz okulawieje. W sku­

tek gorąca i posuchy pękają k o p yta kon iow i; przez to staje się kulaw ym . N a kończynach nóg robią mu się nagniotki, a zwłaszcza w tedy także, g d y k op yta zmięknieją. U żyteczność konia zawisła wyłącznie od pielęgnowania kopyt, dlatego nie m ożna ich sobie lekcew ażyć. Nie należy zmuszać konia do picia w od y, której pić nie chce. Jest prawdopodobnie twardą i nie­

zdrową. Bez w iedzy waszej nie pozwalajcie nigdy koniom za­

dawać lekarstw. Chcecie z nich mieć pociechę, miejcie o nie baczne staran ie! O ko pańskie konia tuczy.

Kozieł jako dobroczyńca. W iadom ą jest rzeczą, donosi 9Milchzeitung*, że chowaniu kozła przypisują gospodarze nie­

które dobroczynne skutki. I tak, gdzie trzym ają kozła w stajni, tam mają się płoszyć szczury. N a pastw iskach, na których b yd ło z łatwością nabawia się czerwonki; ma kozieł, wspólnie się z nim pasący, chronić je od tego złego i't. d. W niektórych dzielnicach A nglii utrzymuje się wiara, że trzym anie kozła p o­

m iędzy bydłem chroni kro w y od wczesnego cielenia się, jak również, że kozy, trzym ane pom iędzy trzodą owiec, zabezpieczają je od chorób.

Kotka macochą. C zytałem w piśmie «W elt - Blatt*, że restauratorowi berlińskiemu, panu M ayerow i, przed kilku laty uciekła suka, pozostaw iw szy młode zaledwie kilka dni liczące pieski i pomimo poszukiwań do nich całkiem nie wróciła. Pan M ayer wpadł ted y na pom ysł, ażeby młode pudelki podsunąć karmiącej kotce. I rzeczywiście miał przyjem ność, bo kotka p rzyjęła cudze dzieci i żyw iła je chętnie. Później nie mogli się goście restauratora nacieszyć pewnie bardzo rzadkim widokiem , g d y poczciwa kotka oprowadzała wszędzie po domu swoich w y ­ chowanków i dzielnie ich broniła przed napaścią ze strony innych rówienników psiego lub kociego rodu.

Wąż jako zwierzę domowe. Ciekawą historyją o w ę­

żach opow iada major T a y . F loryda jest jednym z największych państw dla wężów w Stanach Zjednoczonych. W szystkie możliwe rodzaje wężów można tutaj napotkać. Z czasem przyzw yczaiłem się do gadów do tego nawet stopnia, że miałem do nich pewue przywiązanie. W ęże w ogóle n i e są t a k n i e b e z p i e c z n e , ja k niektórzy mniemają. G d y jeszcze mieszkałem w Punta Rossa, posiadałem czarnego węża, k tó ry taksam o, jak piesek pokojow y należał w skład rodziny mojej. W zrósł z moimi dziećmi. S ch w y ­ ciły go one, gd y jeszcze nie miał jednej trzeciej m etra długości Później doszedł długości 4/3 metra. G d y dzieci szły łowić r y b y lub gdzieindziej na przechadzkę, musiał z nimi Ben — tak się bowiem nazyw ał— pójść zawsze razem. Czasem szli moi ch ło p cy do lasu, ab y zbierać ja g o d y lub zryw ać dzikie winogrona. Przy takiej sposobności brali zawsze ze sobą koszyk. Ben zwinął się

w kłębek i wsunął do koszyka. N apełniw szy nieraz cały ko szyk, mieli oczywiście m alcy ciężkie zadanie — jeszcze węża dźwigać do domu. G d y Ben to dostrzegł, w ysuw ał się z kosza. Jeżeli jag o d y m iały prątki, Ben zawsze pom agał w domu i prątki od­

ryw ał od owoców. G d y zaś dzieci szły na połów ryb, Ben wsunął się do łódki i zasypiał. W racając do domu, budziły go dzieci. W yciągał sie, potym obracał przez czas pewien, a na­

stępnie wesoło zapełzał na drogę ku domowi. W ąż, o którym opowiadam — mówił dalej major — b y ł rzeczywiście jednym z najpożyteczniejszych zwierząt dom ow ych, jakie kiedykolw iek widziałem w życiu. N awet moja żona nie m ogła się prawne obejść bez niego. N ieraz przeciągała go przez dwa stołki i su­

szyła na nim chusty, ja k b y na jakim sznurku. D o czyszczenia rury w piecu b y ł jej nieodzowny. O dpędzał także wszelkiego rodzaju robactw'o z domu. Jakże więc nie można b yło mieć do niego przywiązania ?«

Pożytek Z hodowli pszczół. W elt-Blattu podaje: K ażdem u wiadom o, że w sztuce lekarskiej, technice, przem yśle miód i czy sty wosk pszczelny są niezbędnym i, tudzież, jak wielkie znaczenie z tego powodu mają obadwa te przedm ioty w życiu ludzkim.

A le pszczoła n ietylko w yrabia miód i wosk. Jest ona również do tego powołaną, ażeby w yssysała zbyteczną a zapłodnienie roślin tamującą m ateryją m iodową z kwiatów, dalej, ażeby zbiera­

jąc po kw iatach słod ycz, zapom ocą otrząsania z siebie p yłku pręcikowego na słupki, przyczyn iała się do zapładniania roślin.

N a tym właściwie polega ogólny pożytek z pszczół, a jak wiel­

ki jest on dla gospodarstwa, niechaj następujące obliczenie chociaż w przybliżeniu w yjaśni sprawę. W zw yczajnych dniach roboczych w ysy ła średni rój, z 20.000 pszczół złożony, przecię­

tnie w każdej minucie po 80 pszczół, co w 12 godzinach dzien­

nych wynosi 57.600 wylotów, z k tó rych nawet po 3 nie w yp a­

dają na każdą pszczołę. Ona jednak, zanim do ula powróci, zwiedzi przynajm niej 50 k w iató w ; z tego wynika, że jeden rój w jedn ym dniu zwiedza co najmniej 2 milijony, a w 100 dniach w ylotow ych 200 milijonów kw iatów, p rzyczym je zapyla i tym sposobem zapładnia. A g d y b y chociaż tvllco dziesiąta część zw ied zonych kwiatów rzeczyw iście zapłodniła się zapom ocą za­

pylenia, to b y i tak w ypadało jeszcze na jeden rój 20 milijonów', a licząc 2000 zapłodnień tylk o po '/a cencie, to czyni i t dc jeszcze 50 złr., które w ychodzą na korzyść nie pszczolarzowi, ale gospodarstw u w ogólności. A jaki znowu pożytek ma pszczo- larz ? — 125 główek kwiatu kon iczyn y, daje dopiero 1 gram stałego, czystego cukru ; ażeby zaś mieć 1 kilogram cukru, p o­

trzeba 125 tysię cy głów ek kwiatu kon iczyny, blisko z dwunasto­

ma milijonami okwitów poszczególnych, a że kilogram miodu zawiera 750 gramów cukru, to w celu jego wytworzenia potrzeba w yzysku z okrągłej liczby 9 milijonów kwiatów. 1 kilogram uzyskanego miodu kosztuje mniej więcej I z łr .; 9 milijonów zapłodnionych kwiatów przedstawia wartość mniej więcej 23 złr.

T a k więc ogóln y pożytek z hodowli pszczół jest 20 razy w iększy niż szczegółowy. K a ż d y pszczolarz przyczynia się zatym do do­

bra powszechnego, ponieważ powiększa zapom ocą swoich pszczół żniwa gospodarzom , nie niszcząc wcale siły gleby, ani nie rosz­

cząc sobie pretensyi do wynagrodzenia za swą działalność.

Z tego powodu należy hodowlę pszczół zalecić także gorąco każdem u gospodarzow i! „/Yćw/ “ z I869 roku donosi na 79 str.:

Zrobiono spostrzeżenie, że urodzajność drzew ow ocow ych znacz­

nie zwiększa się przez pszczoły. A b y się o tym dowodnie prze­

konać, w dwóch zakładach naukowo rolniczych w Szląsku pruskim powtarzano kilkakrotnie doświadczenia, z któ rych się okazało, że na jednakiej ziemi, w jednakich stosunkach klima­

tyczn ych , przy jednakim pielęgnowaniu i t. d. zawsze zbiór owoców b ył w yższy o 6 — 8 °/0 w tym zakładzie, gdzie h odo­

wano pszczoły, niż tam, gdzie żadnych nie było.

ja k pszczoła mieszka ? N ow oczesny pszczolarz, chcąc u- mieścić swoje pszczoły, w ychodzi niemal z tej zasad y: „G d zie pszczołę dadzą, dom b yć musi- — i zniewąla ją we w szystkich m ożliw ych i niem ożliwyoh siedzibach żyć, pracow ać i ginąć.

Przecież zdarzyło się przed nie bardzo dawnym czasem , że pew ien dziwak umieścił pszczoły w pilśnionym kapeluszu, gdzie się zupełnie zabudow ały. A któż potrafi dzisiaj w yliczyć rozdiczne rodzaje m ateryjału, z którego sporządzają owe p raktyczn e i niepraktyczne mieszkania dla pszczół? Słom a, drzewo, kora korkowa, pilśń, tektura, wióra, trociny, masa papierowa, gips, cement, szkło, porcelana — oto owe m ateryjały, a k to w ie, co tam jeszcze w ym yślą chciwi nowości pszczolarze, ażeby w tym um ieszczać p szczoły! T o jednak jest uwagi godną rzeczą, że p szczo ła na w szy stk o przystanie i w szystko spokojnie zniesie.

C zy ją umieszczą w słom ianym koszu, czy drewnianej s k r z y n i;

czy jej każą pracować na szerokość, albo, ja k sobie życzą A m e ­ rykanie, na długość u la ; czy ją niepokoją z góry albo z tyłu , z boku lub ze spodu; czy ją wystawiają w szklanych ulach obserw acyjn ych i ze wszystkich stron ją śledzą; czy jej siedziba bez ochrony znajduje się na wolnym powietrzu, czy w wykw int­

nym pawilonie, tudzież, czy jej siedziba jest w ysoko, czy n is k o :

nym pawilonie, tudzież, czy jej siedziba jest w ysoko, czy n is k o :

Powiązane dokumenty