• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Zwierząt Domowych i Pożytecznych : organ Krakowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt. 1891 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Zwierząt Domowych i Pożytecznych : organ Krakowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt. 1891 [całość]"

Copied!
178
0
0

Pełen tekst

(1)

DOMOWYCH I POŻYTECZNYCH,

O R G A N

Krakowskiego Stowarzyszenia

m m ? m m i

, Spraw iedliw y m a na pieczy żyw ot bydlątka swego, ale serce niepobożnych okrutne je st.k

P rzyp. Salom. X II. 10.

Rocznik piąty.

W KRAKOWIE,

Nakładem Krakowskiego Stow. ochrony zwierząt.

W d ru k a rn i A . K o z ia ń s k ie g o . 1891.

(2)

Treść rocznika piątego.

i .

Śpiew ptactw a z M ic h e le t a ,... 2

Z życia fauny pokojow ej przez J . N . » ... 6, 51 Z państwa pszczół przez D r. J. Limbacha . . . . 19, 48, 72 K o t dom owy przez M . Dybowskiego . . 43, 76, 97, 135, 162 C zajka czubata przez B. G usta w icza... 102

Z życia ptaków przez J . C h m ie le w sk ieg o...23

K ilk a obrazków z życia ptaków przez J. Chmielewskiego 152 Szkoła opiekunką ptaszków przez Al. Baranowskiego . . 26 Z życia zwierząt przez J . C hm ielew skiego... 54

P rzyczyn ki do psychologii zwierząt przez Al. G... 123

Celem ochrony zwierząt jest wzbudzanie litości przez B . G. 87 W iern y B e ę e r i l l o ... 170

Ochrona kuropatw y podczas z i m y ...174

O płazach w ogólności i zapatrywaniu się na nie ludu naszego przez Al. G... 176

P rzyczyn ek do opisu właściwości kota dom owego przez W. E l j a s z a... 182

Przyroda w pieśni. 1 1 . W róbelek przez Leokadyją S a la w ó w n ę... 2

Sikora i dzieci przez J . Chmielewskiego... 18

M yśli Józefa Chm ielewskiego... 29, 42, 76 O statni ż a l ... 31

K o n ie pod Grawlottą przez J . Chmielewskiego . . . . 33

D o dzieci przez J. C h m ie le w s k ie g o... 51

D o małej p taszyn y przez L . S a l a w ó w n ę...62

C hłop iec i zięba przez J . C hm ielew skiego... 71

K o n ik p o l n y ...102

Żale ptaszka przez J . C h m ie le w s k ie g o...135

Ptaszek w zimie przez J. Chm ielew skiego... 161

(3)

i i i.

S p raw y krakowskiego Stow . ochr. zw ...g, 17, 127 Z walnego z g r o m a d z e n ia ...35 Zagraniczne tow arzystw a ochrony zwierząt . . . . 63. 185 Z tow arzystw ochrony z w ie r z ą t ...93

Ustawy i rozporządzenia.

I V .

Jak się powinno ładow ać w o z y ... 20 R ozporządzenie c. k. Nam iestnictwa A u stry i dolnej z dnia 30. kwietnia 1891. w sprawie uchylenia dręczeń zwierząt p rzy użyciu wozów ciężarowych i w y ­ wozu ziemi z placów b u d o w y ...95 O bwieszczeuie Magistratu m. Lw ow a z 22. czerwca 1891

w celu zapobieżenia dręczeniu zwierząt jucznych 1 18 Ham owanie w o z ó w ... 118 Przewożenie c e g i e ł ... 118

O chrona r y b ... 118 Obwieszczenie c. k. D yrek cyi P olicyi w W iedniu z 15. kw ie­

tnia 1891. w sprawie psów pociągow ych . . . 119 R ozporządzenie c. k. N am iestnika Dolnej A u stry i z 2. maja

1091. w celu uchylenia dręczeń drobiu podczas

transportu . . , 120

Rozporządzenie c. k. Ministerstwa handlu z 26. lutego 1875 w sprawie transportu nierogacizny kolejam i . . 120 R ozporządzenie c. k. Namiestnictwa G alicyi z 4. kwietnia

1876. w sprawie p o w y ż s z e j...121 Rozporządzenie c. k. Ministerstwa handlu z 21. lipca 1881

i z 1. czerwca 1882. w sprawie transportu byd ła k o l e j a m i ...122 O kólnik zarządów austryjackich kolei z m arca 1891. w spra­

wie transportu zwierząt k o l e j a m i ... 123 O wydajaniu krów przed t a r g i e m ...123 Zakaz żywienia zwierząt dzikich zwierzętami żyw ym i . . 123

Z zakresu weterynaryi i gospodarstwa.

v .

Zaraza p yskow a i r a c i c o w a ...31 E pidem ija raków r z e c z n y c h ...59

(4)

Doświadczone rad y korzystnego chowu g ę s i ... 160

U żyw anie krów do p r a c y ... 186

Zapalenie wym ion u krów ...187

Nekrologi. V I . K siężn iczka Helena S a n g u szk ó w n a ... 65

Dr. A d ryjan B a r a n i e c k i ... 129

Rozmaitości. V I I . Pamiętne słowa A rcyk sięcia K a ro la Lud w ika . . . 13

K agań ce zniesione . . . . . 14

W iern y pies ... 14

Zm yślność psa . 14

Inny p rzykład zmyślności psa ... 14

W ó ł upity winem ... 15

Dręczenie koni ... 16

P sy ł a ń c u c h o w e ... ... • 32

Szczęśliwa wróżba ... 61

O d e z w a ... 1, 96, 188 O dezw a ptactw a na w i o s n ę ...62

Odezw a do pań w sprawie p t a c t w a ... 157

Ptaki w modzie ... 184

Odezwa do pań w spiawie zabijania r y b ...186

N owi c z ło n k o w ie ...15, 32, 64, 128 K alen d arz myśliwski ...15. 32, 64, 128 P r z y p o m u ie n ie ... 32

Pochlebna r e c e n z y j a ... 30

Fundusz nagród ... 63

D a r ... 64

O d redakcyi ... 64

Listow nik ... 64

(5)

5 Wychodzi w Klukowie ^ co miesiąc. ^

|> W kładka roczna w raz ) p renum eratą czyni P 1 złr. 50 ct.; ż s d la nauczycieli szkół s ludowych i uczniów S j szkół średnich 1 złr. ) z przesyłką. S

OPIEECS Z W I I R S A To

D O M O W Y C H i P O Ż Y T E C Z N Y C H .

o k g a n

O K R A K O W S K I E G O S T O W A R Z Y S Z E N I A >

OCHRONY ZWIERZĄT.

" a d m i n i s t k a c y j a ]

i I!XPI(DYCYJA 5

> w Krakowie, ul. Doi- <

l nych M łynów, 1.5. p .I., ^ ) dokąd w szystkie prze- £

( syłki, w kładki i p re-p

^ num eraty adresować

\ należy. S

) Członkowie krakow sk. ^ ( Stow. ochr. zw. o trzy - S S m ują czasopismo bez-

p ła tn ie .

Spraw iedliw y ma na pieczy żywot b y d lątk a swego, alo serce niepobożnych okrutne je s t.

Prz>Jp. Salomona. 12, 10.

O dpow iedzialny re d a k to r:

B r o n i s ł a w G u s t a w i e / , .

O D E Z W A .

Z tym N ow ym R okiem rozpoczynając rok piąty istnie­

n ia Stowarzyszenia i w ydaw nictwa O p i e k u n a z w i e r z ą t " , przesyłam y Szanownym Członkom i Przyjaciołom naszym naj­

serdeczniejsze życzenia.

Zarazem u praszam y u p r z e jm ie :

a) o wczesne odnowienie wkładki za rok 1891;

b) o zyskiwanie nowych czło n k ó w ;

c) o rozszerzanie tak O piekuna zwierząt, jakoteż za­

w a rty c h w nim w iadom ości;

d) o nadsyłanie spostrzeżeń, uw ag i wiadomostek przy­

datnych do Opiekana zwierząt;

e) w wypadku dostrzeżenia dręczeń zwierząt i p r z e ­ stępstw ustaw i rozporządzeń, tyczących się ochrony zwierząt, o zawiadomienie sekretarza korespondentką albo listem, z dodaniem czasu, miejsca i inny ch okoliczności.

W k ła d k a roczna czyni 1 złr. 50 ct. — Nauczyciele szkół ludowych i wydziałowych, jakoteż uczniowie szkół średnich płacą tylko 1 złr. w. a. — Członkowie zamiejscowi raczą przesłać w k ła d k ę najwygodniej przekazem pocztowym do biura krakowskiego Stowarzyszenia ochrony zwierząt przy ul. D olnych M łynów , 1, 5.

Szanowni Członkowie, chcący brać udział w posiedze­

niach W ydziału, raczą zawiadomić o tym sekretarza, który każdem u z nich korespondentką donosić będzie czas i miejsce każdego posiedzenia.

W szelkie korespondencyje u p rasza się przesyłać pod a d r e s e m : Bronisław Gustawicz, Kraków, ul. Dolnych Mły­

nów I. 5.

(6)

W R Ó B E L E K .

W im ieniu in n y c h j a w róbel m ały, d rż ą c y od zim na, b ard zo z g ło d n ia ły , p ro szę o ziarn k o , e h ltb a k ru s z y n ę , bym m ógł w yżyw ić sieb ie, ro d zin ę, w esp rzy jcie m ałą p ta s z y n ę !

P om nijcie n a to, że ch o cia ż zim a, w po lu z ia rn e c z k a żad n eg o nie ma i m róz n iezn o śn ie d o k u cza,

to nie o d latam razem z innem i do ciep ły ch k ra in , do obcej ziem i, w róbel o jczy z n y nie rz u c a ! L e c z dzielę s ta le z pozostałym i te chw ile sm utno n a p o lsk iej ziem i, w k ra ju ro d zin n y m . r A chociaż czasem z g ło d u i p o szczę, je d n a k kolibrom sz c z ę ś c ia nie zazd ro szczę, nie m arzę o ży c iu innym .

A le się k rzep ię b ło g ą n a d z ie ją , że p rz e jd ą m rozy, śniegi sto p n ie ją , u ro c z a w iosna w róci.

W te d y w ró b elek razem z innym i braćm i sw oim i n a polskiej ziem i, w esołą pio sn k ę zan u ci !

Leokadyja Salawówna.

ŚPIEW PTACTWA.

(z Micheleta).

K ażdy z nas zau w aży ł zapew ne, że trzy m a n e w k la tk a c h p ta k i za czy n ają w najlepsze św ierg o tać, gdy p rzy b y w ają goście i rozm ow a ożywia się w salonie.

I n s ty n k t w rodzony ciągnie p tactw o do człow ieka n aw et w sta n ie n a tu ry . D robne te stw o rz en ia są niejako echem B oga i ludzi. Jed n o c zą one harm onijnie z głosem ludzkim swoję poezyją, swe dzikie a pełne p rostoty p ien ia, dop ełniają w spaniałeg o obrazu przyrody! Z głuchym szumem fal oceanu ptactw o m orskie łączy śpiew o stry i k r z y k liw y ; z jednostajny m szm erem drzew leśne p ta sz ę ta k w ilą n a słodką, ale rz e w n ą n u tę ; gdy w iosna uroczo zazieleni pola, skow ronek w k u lę zw inięty lecąc pod obłoki, zanosi niebu z ro są radość ocknionej ziemi.

W szędzie też w w ielkim koncercie n a tu ry , w śród owych harm onijnych dźw ięków , k tó re d a ją się słyszeć z głęb i otchłan i podziem nych lub z łona oceanu, ja k b y dźw ięk organów Bożych, słych ać i głos p ta c tw a odbijający często n a owym tle ponurym .

(7)

T e głosy urocze, ogniste, zd ają się być oddźw iękiem anielskich p ie ś n i, przypom nieniem lepszego św iata, niżeli nasz św ia t w ę­

drow ny i znikom y. To też tc h n ą one w pracow ników (pochylonych n a zagonie m yśl prostą, n iew inną i m arzenie swobody.

Zarów no j a k życie roślinne o d ra d za się z wiosną, z pow ro­

tem nowych liści, ta k i życie zw ierzęce rozbudza się i m łodnieje z pow rotem p ta s z ą t i z nadobną icli piosenką. Nic podobnego nie dzieje się na bezludnej A u stralii, w tym nowo tw orzącym się świecie, k tó ry pracu jąc ciężko nad o statecznym w yzw ole­

niem z odm ętu, nie z n a la zł jeszcze w łaściw ych sobie dźw ię­

ków . Śpiew, ten najszczytniejszy k w ia t duszy, nie w y k w itł jeszcze w tej stronie.

P ię k n e to n ap raw d ę zjaw isko, w łaściw e naszej półkuli, że w chw ili gdy p rz y ro d a poszm erem liści i ziółek, rozpoczyna swój tajem n iczy ko n cert, swoję pieśń w iosenną, w szystko niem al co żyje, i p ta k i człow iek odpow iada jej w iernie. N ajdrobniejsze je d n o stk i czują zbudzoną w piersi poezyją i częstokroć natchn ion ą zanucą piosnkę. Ś piew ają d la tych w szystkich, k tó rz y słu ch ają ich rad zi, i prześcigują się w zajem nie o pierw szeństw o w pieśni.

Człowiek odpow iada naw zajem p ta sz y n ie ; śpiew jego zachęca do pieśni sk rz y d la te g o śpiew aka. Tej harm onii dźw ięków nie z n a ją podzw rotnikow e k ra je . W ielkie bogactw o barw , ja k ie tam w zam ian dostrzegam y, nie tw o rz y w n a tu rz e rów nie ścisłego w ęzła. P ta k , lubo odziany w złotopurpurow e pierze, niem niej czuje się tam siero tą.

P rzeciw n ie zaś nasz p ta k w sza re i skrom ne p o k ry ty p ió rk a, ale b o g aty sercem , trz y m a się w iernie ubogiego. M ało z nich, bardzo mało, p rzeb y w a w pysznych ogrodach, pod cie- / niem a ry sto k ra ty c z n y c h parków . W szystkie za to gnieżdżą się ra d e blisko strze ch y rolnika. Bóg rozsiał je hojną ręk ą, po k rz a k a c h i dąbrow ach, po w innicach i polu, n a w ilgotnej łące i staw a ch zarosłych trz c in ą i ta ta ra k ie m , po zielonych p a g ó r­

k ach , a n a w e t n a w ierzchołkach gór, wiecznym p o k ry ty ch śn ie­

giem. T u każdej okolicy d a ł S tw ó rca s k rz y d la tą rodzinę śpie­

w aków , nie w ydziedziczył żadnej, w szędzie ro z la ł uroczą liar- moniją. G dziekolw iek człow iek postaw i stopę, t a k n a górze ja k w dolinie, w szędzie słysząc pieśń, czuje radość i pociechę.

B rz a sk dzienny ledw ie zrum ieni pół nieba, ju ż w stajen ce słychać odgłos dzw onków uw iązanych u szyi jałó w ek i bydło w yrusza w pole, a pliszka k rą ż y swobodnie wokoło k rów , opędza je z robactw a, ja k b y podzielała tru d y p a ste rz a . W ie o ty m , że m iłą je s t człow iekowi, i niem niej m iłą b y d lęciu ; to też siad a bez trw ogi na ro g a te j głow ie jałow icy, lub n a grzbiecie b a ra n a . P rz e z cały dzień nie ro z sta je się z nimi ani n a chwilę, a w ie­

czorem p rzy p ro w ad za je do obory. P lisz k a, zw an a praczką, niem niej w iernie strzeże stan o w isk a swego, obiega zaw sze wokoło w iejskie kobiety, gdy p io rą bieliznę u w o d y ; n a długich nogach idzie n a b rz eg stru m ien ia, s tą p a po wodzie, oglądając się, czy jej m iłosierna rę k a nie porzuci okruszy ny chleba.

(8)

Z w ija i rozpościera n ap rzem ian y piórk a, podnosi je w górę i opuszcza, n aślad u jąc jed n o stajn e u d erzanie k ijanki.

A le głów nym ptaszkiem pól, ptaszkiem ro ln ik a, nieodstęp­

nym jego tow arzyszem , je s t drobny skow ronek. On postępuje w ślad za oraczem , gdy ten k ra je pługiem z a g o n y ; 011 pokrzepia go w trudzie, dodaje mu odw agi, śpiew ając pieśń nadziei. N a­

dzieja godłem b y ła stary c h G allów , dlatego to obrali za n a ro ­ dowe godło drobnego skow ronka w sza re i ubogie odzianego pierze, ale bogatego uczuciem i piosenką.

P rzy ro d a skrom nie uposażyła tę m iłą a bied ną ptaszy n ę, k ró tk ie p azurki nie dozw alają jej czepiać się g a łą z e k d rzew a. To też ściele sobie gniazdko n a ziemi, w to w arzy stw ie trw ożliw ego zająca, pod osłoną miedzy. Sm utneż to i pełne przygód jej życie, gdy zacznie w jsia d y w a ć p isk lę ta ! Ileż zniesie b ied aczk a trudów , ile niepokoju! Zielona bruzd a słabo chroni p rzed by strym okiem psa, ja s trz ę b ia i sokoła drogie sk a rb y pieczołow itej m atki.

W y siad a ja jk a n ap rędce i wychowuje z pośpiechem swoje drobne potomstwo. M yślałby kto, że b ied ac zk a dzieli w rodzony sm utek sąsiad a sw ego zająca, u staw icz n ą m iotanegó trw o g ą Ale p rz e ­ ciwnie, narodow a p taszy n a G allów , o trz y m a ła w d a rz e ich lekkom yślną swobodę, ich wesołość, ich nieoględność na n iebez­

pieczeństw a. L edw ie że minie 1 owód trw ogi, skow ronek śpiew a znow u i w dzięczną piosnką tk liw ą objaw ia radość. P rze cierp ian e próby i przygody nie za m y k a ją mu serca na nowe w ra żen ia i uczucia. Ufny i to w arzy sk i daje rz a d k i u p tak ó w p rz y k ła d w ielkiej b ra te rs k ie j m iłości; zarów no ja k ja s k ó łk a gotów zaw sze żyw ić b raci w potrzebie.

S kow ronek kocha św iatło. L edw ie że zorza porankiem zarum ieni b łęk itn e sklepienie, zw iastu jąc bliski wschód słońca, sz a ra p taszy n a wznosi się z m iedzy lotem s trz a ły i zanosi niebu hymn w esela. Cudnaż to poezyja, św ieża ja k b rz ask poranku, czy sta ja k uśm iech d z ie c ię c ia !

T en głos uroczy i potężny służy za hasło żniw iarzom .

„Idźm y w pole“ — mówi ojciec do sy n a — ,-juź nas w oła sko w ro n ek ’1. I w ychodzą, a p taszy n a u la ta im n ad głow ą i pieśnią k rzepi icli odwagę. W godziny sk w arn e przyśpiew uje im do snu, ogania ich od owadów. Ś piew ając nad uśpioną żni­

w ia rk ą , poi jej serce zdrojem czystej harm onii.

Żaden p ta k nie w ytrzym a w spółzaw odnictw a ze skow ron­

kiem. Głos jego pełny, donośny i czysty, najro zm aitsze w ydaje dźw ięki Może śpiew ać c a łą godzinę bez p rzerw y, w znosząc się w obłoki do niedościgłej okiem wysokości. Pomimo oddalenia żaden ton nie ginie, napróżno z uroczej jego piosnki. Nigdy słow ik nie d o k azałb y tego.

sko w ro n ek żyje w e w szystkich k ra ja c h oświeconych sło­

necznym promieniem. B óg ze sła ł go ziemi ja k o pociechę i bło­

gosław ieństw o.

Ale jesień nadchodzi. G dy skow ronek zb iera za pługiem w yorane z ziemi robaczki, p rz y b y w a ją do nas w gościnę mnogie

(9)

rzesze podbiegunowego p ta c tw a . D rozd bierze u d ział w tru d ac h w inobrania, pyszny w swojej koronie, istn y m onarcha północy.

Z N orw egii podczas m gły jesiennej p r/y b y w a m aleńki k ró lik ; n a k o n arach olbrzym iej sosny m ały czarodziej śpiew a dopóty uroczą piosnkę, póki m róz nie spędzi go z w yżyn i nie zmusi szukać ochrony pod cieniem ch a ty w ieśniaczej.

Zim a n ad c ią g a w reszcie. W szy stko, co żyje, g a rn ie się do człow ieka, poczciwe gile, połączone w w ierne m ałżeńskie sta d ła , sm u tn ą i rz ew n ą pieśnią w zyw ają jego pomocy.

G dy podczas m gły jesiennej w pierw szych dniach paźd zier­

n ik a ubogi w yrobnik zb iera w lesie suche g a łą z k i na opał, m ała p taszy n a zbliża się do niego, przyw ołana hukiem siekiery, tow arzyszy mu w iernie i śpiew a mu do ucha w dzięczną piosenkę nadziei. To dzw onek, k tórego B óg w y słał do sam otnego p ra ­ cow nika, z pocieszającą w ieścią, że je s t n a ziemi isto ta , z a jm u ­ ją c a się jego losem.

Gdy d rw a l przyniósł do c h a ty zapas suchych g a łą z e k i rozpalił z nich ognisko, dzw onek p rzybiega za nim w ubogie progi, przy ciąg n ięty blaskiem płom ienia. A gdy uśpiona p rz y ­ roda odziew a się nadługo białym płaszczem śniegu, gd y zimowe p tactw o k ra c z ą c ponuro w róży zam iecie i sloty, w tedy w śród głuchego pogw izdu w iatru , cichy śpiew ptaszyny, nieodstępnej to w arzy szk i d rw a la, ja k uroczy dźw ięk fu jark i, zapow iada mu, że p rz y ro d a nie z a m a rła n a w ieki.

I biedny drw al o tw iera izdebkę i porzuca g a r s tk ę okruszyn.

P ta s z y n a poznaw szy tw a rz znajom ą, w latu je sw obodnie do izby, sadowi się p rzy ognisku i śpiew a piosnkę następującej tre ś c i:

Czy w rad o ści, czy to w żalu , j a ci śpiew am , b ied n y d rw a lu !

G dy je s ie n n y chłód pow ionie, liść uw ięd ly s trz ą s a z drzew , słodzi leśn e tw e u stro n ie, drobnej p ta s z k i w ierny śpiew . G dyś ty sm u tn y , p ieśń j a kw ilę, choć p o ran ek zajd z ie m głą, I bo p rz e g lą d a za n ią mile

lazu ro w e niebios tło.

N iechaj sła b e moje pienia błogim ciebie k o ją snem , sk rz e p ią tw ego moc ram ien ia, zb u d z ą ufność w sercu tw ein.

G dy zim ow a zadm ie sło ta , d ęb y śnieżny s k ry je puch, w tw ojej c h a ty bied n e w ro ta za k o ła c e w ierny d ru h .

(10)

J a m ci śpiew ał w le p sz e j dobie, dziś g d y szum i w ichrem las, b ied n y d rw a lu , niech p rzy to b ie u o g n is k a z n a jd ę wczas-

G łód i sło tę d ały n ie b a , p rzy jm sie ro tę w n isk i p ró g , o k ru szy n ę daj mu c h le b a , a z a p ła c i to b ie B ó g .

Czy w ra d o ś c i, czy to w żalu, b ą d źm y braćm i, b ied n y d r w a lu !

Yl życia fauny pokojowej.

J a k w p rzyro dzie w różnych m iejscach różne spostrzegam y k s z ta łty św iata zw ierzęcego, ta k i w m ieszkaniu naszym z n a j­

dujem y w różnych jego z a k ą tk a c h rozm aite żyjące istoty.

W kuchni koło komina, w śród rów nikow ej atm osfery, żyje liczne, b og ate społeczeństw o b ru n a tn y c h i czarnych karak o n ó w (Blatta), oraz dokuczliw y św ierszczyk, u k ry ty w ciem nościach sz p a r i dziur, niby w g ro tac h i ja sk in ia c h podziemnych. W szary ch z a k ą tk a c h pokoju gnieździ się żarłoczny p a ją k na m istern ie u tk an y ch n itk ach . W ciem nej śpiżarce k ry je się w szp a rac h podłogi dziw aczna stonoga, jed y n y nasz sk o ru p iak dom ow y;

w szafach, sierci i w łosach fu te r cieszą się życiem g ąsienice moli ; nad łóżkam i, w szczelinach ścian i ta p e t, pod obrazam i, gnieździ się powolna p lu sk w a; w reszcie w atm osferze pokoju unosi się m ucha, od czasu do czasu z brzękiem u d erzając a o szyby okien. A co się dzieje w biblijotece naszej, ile drobnych owadów i pajączków [Chelifer cancroides, zaleszczotek) odw aża się niweczyć myśl ludzką, od w ieków spoczyw ającą w zw ojach p a p ie ru ? S pojrzyjm y do zielnika, ileż tam m aleńkich zw ie rzą te k toczy niem iłosiernie zeb ran e przez nas w pocie czoła rośliny. Zam ilczę ju ż o tym , ile stw orzeń znajduje się w doniczkach i n a liściach roślin pokojowych, lub też pośród piasku i pyłu szp a r podłogi.

Jed n y m słowem w m ieszkaniu naszym w re życie w całej pełni, a gdybyśm y za p rag n ę li dokładnie zb ad ać faunę naszego pokoju, wiele, bardzo w iele czasu m usielibyśm y na to poświęcić. Ńie m ając ta k szerokich zam iarów , p o stara m y się w każdym ra z ie chociaż cokolwiek p rz y p a trz y ć życiu naszych nieproszonych w spółm ieszkańców .

Zacznijm y od kuchni, bo tu zw rotnikow a atm osfera, oraz obfitość ja d ła i n a p itk u stan o w ią raj p raw dziw y dla naszych gości. Spostrzeżem y tu przedew szystkim liczne zgrom adzenie karakonów , ty ch n a trę tn y c h i obrzydliw ych stw orzeń. K a rak o n y żyją wszędzie, w piek arn iach , m łynach, re sta u rac y ja ch , kuchniach,

(11)

a n a w e t w a p tek a ch J a k o niew ybred ne w w yborze m iejsca zam ieszkania, nie m ogą b yć sm akoszam i i m uszą ja d a ć w szystko, co Bóg d a ł: ja rz y n y , owoce, chK b, bułki, mięso, b a n aw et w ełnę, w atę, skórę i św iec e; z napojów nie g a rd z ą n aw et tru n k am i gorącym i. K a rak o n y są to zw ie rz ę ta przew ażnie nocne, we dnie k ry ją się w szczelinach, pod podłogą, w ścianach lub te ż kominie, gdzie im ciepło gorejącego ognia i ap ety czn e z a ­ pachy gotującego się obiadu szczególnie do gustu p rz y p ad ają.

N ie bój się, czytelniku, w eź w rę k ę szczypce i schw yć w nie dużego, czarnego k a ra k o n a (k a rac zan a ), t. z w. k a ra lu c h a czyli sz w a b a ; te ra z weź w d ru g ą rę k ę szkło pow iększające czyli lupę i p rzyjrzyj się jeg o gębie, k tó r a ty le szkody naszym z a ­ pasom kuchennym przynosi. Zobaczysz przy gębie g ó rn ą i dolną w argę, oraz dw ie p a ry szczęk, z k tó ry c h górne są b ardzo silne, m ają postać zakrzyw ionych do w n ę trz a haków , uzbrojonych 4 —6 ostrym i zębam i. W sz y stk ie te części utw orzone są ze szczególnego tw ard eg o ciała, t. zw. chitynu, z k tó reg o się s k ła ­ d a ją wogóle w szystkie tw a rd e części owadów i raków , np. w ierzch­

nie pokryw y sk rz y d eł chrząszczów , pancerze rak ó w itp.

P rz y tak im uzbrojeniu gęby nic dziw nego, że k arak o n je s t w sta n ie żyw ić się niekiedy n aw et ta k tw ard y m pokarm em , ja k sk ó ra. Tym ła tw ie j może się nią żywić, że posiada dw a silne g ro n iaste gruczoły ślinowe, k tó ry c h w ydzielina m ięszając się w gębie z pokarm em , rozm iękcza go i zw ilża.

Z nam y d w a g a tu n k i k a ra k o n ó w : m ały, żółty, zw any pospo­

licie prusakiem , persakiem , rusem , albo francuzem (Blntła ger- manica) i duży, czarn y , karaluchem lub szw abem zw an y {Blatta s. Penplaneta ońentalis). C iekaw a rzecz, że ów m ały k arak o n w różnych k ra ja c h o trzy m a ł nazw y różnych narodów . U n as zow ią go pospolicie prusakiem lub francuzem , w Rosy i nazy w a go lud prusakiem a w A u stry i rusem (ro sy ja n iu e m ); sk ąd się w zięły nasze nazw y, tego m e w iem ; m oskale zow ią go p ru s a ­ kiem, przyp uszczając, że go przyniosły do R osyi oddziały wojsk p ow racające z Niem iec po ukończeniu wojny siedm ioletniej;

przedtym nie znauo go w cale w P e te rsb u rg u . K tó ry ż p olity k przypuścił, że ta w ojna obdarzy ta k ą p la g ą na zaw sze wschodnie k ra je E u ro p y ? W A u stry i zaś u sp raw ied liw iają n a d a n ą przez nich nazw ę tem uż owadowi tym , że d o stał się do A u stry i i Czech przez poddanych rosyjskich, k tó rz y p racow ali tam w h u tach szklanych.

S am ica k a ra k o n a żółtego różni się tym od sam ca, że je s t nieco ciem niejsza i posiada k ró tsz e sk rz y d ła aniżeli sam iec;

w szelako an i sam iec, ani sam ica nie u ży w ają sk rz y d eł sw ych do lotu. Sam ica sk ła d a ja jk a w torebce podłużnej, k tó r ą n a końcu k a łd u n a nosi ze sobą p rzez k ilk a tygodni, a zrzuciw szy ją w jakim ś kąciku, sam a w k ró tc e potym żyć p rz estaje. T o reb ka t a je s t postaci m niej więcej okrąg łęg o w alca, około 6 mm.

długości, utw orzona z tw ardego chitynu, b a rw y ciem nobrunatnej.

G rz b iet teg o w alca je st zaostrzony i posiada ciągnący się w zdłuż

(12)

szew. Z boków widzim y n a w alcu w y ra źn e poprzeczne kresy . Je ś li taką, to reb k ę rozetniem y, w e w n ątrz niespodziew any spo­

strzeżem y widok. N igdy nie zapom nę w rażen ia, jak ieg o doznałem , gdy dla ciekaw ości rozciąw szy ta k ą torebkę, u w a żan ą pow sze­

chnie za jajko , zajrzałem do jej tajem niczego w n ę trz a przez szkło pow iększające. Otóż w alec te n je s t podzielony zapomocą podłużnej ścianki n a dw ie połowy, p ra w ą i lew ą, z k tó ry c h k a z u a dzieli się znowu zapomocą szereg u poprzecznych p rz e­

g ró d ek n a 18 o d d z ia lk ó w ; w każdym tak im o ddziałku znajduje się m aleńkie b ia łe jajeczko lub te ż w późniejszym stad yju m rozwoju, m ała g ąsieniczka.

Sam ica po złożeniu to reb k i zbliża się do niej, d o ty k a ją i obraca n a w szy stk ie strony, w reszcie b ierz e w przednie nóżki i o tw iera w zdłuż szwu podłużnego. G dy tylko sz p a ra się po­

w iększa, drobne gąsieniczki poczynają wychodzić zw ykle w p e­

wnym stały m porządku param i. K ażd a w ychodząca gąsien ica je s t b ie lu tk a i posiada czarne oczy. Z początku b iałe gąsienice w k ró tc e po w yjściu z to reb k i przyjm ują zielonaw e zabarw ienie, a potym b arw ę żó łtaw ą.

G ąsienice zrzu cają sk ó rę sześć ra z y w ciągu życia, p rz y ­ czyna za każdym razem p ierw otna b ia ła b a rw a c iała now raca.

Z rzuciw szy poraź p ią ty sukienkę, otrzym uje g ąsienica z a c z ą tk i sk rz y d ełek i sta je się t. zw nim fą. Zm ieniw szy szóstą sukienkę, po 12 godzinach przyjm uje nim fa ciem niejszą b a rw ę i sta je się dojrzałym owadem .

K a ra c z a n czarn y czyli ta k zw an y k a ra lu c h jest wogóle podobny z budow y c iała do fran cu z a czyli p ru sa k a . B rudno- c z a rn a albo b ru n a tn a b a rw a skóry czyni go bardzo n ie p rz y ­ jem nym n a w ejrzenie, n a w e t powiem, w strętn y m dla w ielu osób, a znam osoby ta k ie , co na w idok k a ra k o n a dreszczów dostają.

A le osoby te bliżej się nigdy k aralu ch o w i nie p rz y p a try ­ w ały. R ęczę, g dyby w iedziały, ja k je s t w e w n ątrz zbudow any, gdyby w id ziały kiedykolw iek jego pięknie pozw ijane trze w ia, złotem błyszczące w postaci cieniutkich ru re c z e k n erk i, lśniące srebrem ru rk i, roznoszące po ciele pow ietrze, czyli t. zw. dy- chaw ki, jeg o w ielkie g ro n iaste gruczoły ślinowe, dziw aczny m ózg i sze reg zwojów nerw ow ych niteczkam i m iędzy sobą po­

w iązanych, ru rk ę d elik atn ie zbudow anego podłużnego serca na grzbiecie, oraz w iele innych organów , z m isternych sk ład ają cy ch się tk a n e k , gdyby to w szystko pow iadam , te osoby w iedziały i w i­

działy, z pew nością cz arn y k a ra lu c h nie by łb y dla nich

„obrzydliw ym ro b ak iem ", ale rów nież godnym podziwu ow a­

dem, ja k b a rw n y m otylek, rów nież zag ad k o w ą isto tą , ja k każde żyjące stw orzenie.

K a ralu ch je s t praw dopodobnie pochodzenia a z y ja ty c k ie g o ; dokładnych jed n a k ż e wiadomości, w ja k i sposób d o stał się do E uropy, nie posiadam y.

Ż obyczajów k a ra lu c h je s t b ardzo podobny do p ru sak a.

J a k i ten je s t zw ierzęciem nocnym, w dzień k ry je się w szparach

(13)

i dziurach mieszkania, w nocy na żer wychodzi, a energicznie posuwając się po tapetach ścian, wydaje lekki szmer, podobny nieco do tego, jaki myszy sprawiają. Samica karalucha ja k i francuza składa jajk a w walcowatej chitynowej torebce, którą nosi na kałdunie. Torebka ta dzieli się podłużną przegródką na dwie połowy, lecz każda z nich posiada nie 18, lecz tylko 8 przegródek, ta k że w torebce rozwija się wszystkiego 16 karalusząt.

Społeczeństw o k a ra lu sz e dosyć często n aw iedza epide­

m iczna choroba, od k tó re j w w ielkiej ilości giną. Oto w ciele naszego k a ra lu c h a rozw ijają się często w olbrzym iej ilości pe­

w nego rodzaju b a k te ry je , tj. m ikroskopow ej wielkości i n ad e r prostej budow y g rz y b k i w postaci m aleńkich podłużnych p r ę ­ cików. G dy u zarażonego tą chorobą zw ierzęcia odetniem y nożyczkam i k a w a łe k rożka, czyli t. zw. pospolicie w ąsa, to ze zranionego m iejsca w ypłynie m lecznej białości krop la, k tó ra nic innego nie p rz ed staw ia, ja k ty lk o zbiór m ilijaidów b a k te ry j.

B a k te ry je te ro z w ija ją się kosztem różnych organów ciała.

W m iarę posuw an a się choroby w szystkie o rg an y zw ierzęcia 1 owoli zn ik a ją i po śm ierci całe w n ętrze c iała p rz e d sta w ia jednę olbrzym ią koloniją tych p asorzytnych grzybków r.

Dok. nast.

Sprawy Stowarzyszenia.

I. Stowarzyszenie liczy (po dzień 16. st. 1891) w Krakowie członków zwyczajnych 179, w innych miejscowościach 99, razem ‘278, między nim i 30 pań;

oprócz tego członków honorow ych 18, w spierających 1.

II. W alne Zgromadzenie członków krak. Stowarzyszenia ochrony zwie­

rząt odbędzie się dnia 15. lutego br., o czym zawiadomimy jeszcze Szan. Człon­

ków kartam i korespondencyjnym i.

III. W sprawie ochrony raków otrzymało Stowarzyszenie od M agistratu stoł. król. m iasta Krakowa w załatw ieniu podania z 4. m aja z. r. L. 439 (oh.

Opiekun zw ierząt, 1890, sir. 82) następujące pism o z dnia 14. czerwca 1890 L. 13205:

Na pismo Szanownego W ydziału z dnia 4. m aja 1890 do L. 439, którym doniesiono o bezprawnym łowieniu i sprzeda­

waniu drobnych raków na targach w Krakowie, Magistrat oznaj­

mia, iż wedle sprawozdania Kom isaryjatu targowego jeszcze w dniu 20. czerwca 1887 r. do 1. 12649 uczynił doniesienie do tut. Magistratu p. Dr. W alcntowicz, prosząc o czuwanie nad tym, uby włościanie na targi małych raków nie przynosili, a w razie przydybania, aby je konfiskowano i do R udaw y wpuszczano, a ponieważ Komisaryjat targowy od tegoż p. Dra W alentowicza otrzymał informacyją, jakie raki m ogą być do sprzedaży przy­

(14)

puszczane, przeto n a podstaw ie tej inform acji oznajm ił przyno­

szącym n a targ raki, aby m ałych raków nie przynosili.

Od tego czasu K om isaryjat targow y bacznie czuw a nad tym , a na dow ód tego w ykazuje, iż w roku 1888 skonfiskowano jedenastu, w roku 1889 sześciu, a w roku 1890 dziewięciu osobom raki n a targ przyniesione, które w przytom ności właścicieli tychże do R udaw y wpuszczono.

IV. W sprawie kagańców otrzymało Stowarzyszenie w dalszym ciągu podań wnoszonych w tej sprawie (ob. Opiekun zw ierząt, 1890, str. 118—120) od JW go P. Prezydenta m. Krakowa pismo z 8. czerwca 1890. L. 13551 n a ­ stępującego brzm ienia:

Szanow ne Stow arzyszenie wniosło dw a przedstaw ienia, z tych jedno n a ręce P a n a D elegata N am iestnika i c. k. S tarosty w K ra­

kowie, przeciw obwieszczeniu M agistratu z 26. m arca 1890 r.

L. 7501, wedle którego z pow odu m nożenia się w mieście w y­

padków wścieklizny u psów, zarządzono stosow nie do przepisów

§. 85 ustaw y z dnia 29. lutego 1880 Dz. u. p. Nr. 35 i rozpo­

rządzenia m inisteryjalnego z 12. kw ietnia 1880 Dz. u. p. Nr. 36 następujące środki ostrożności, mianowicie, że wszystkie psy w mieście m ają być zaopatrzone w tw ard e (właściwie trw ałe) i gęste kagańce lub prow adzone n a linewce, że psy z n atu ry złośliwe m ają być stale uw iązane n a łańcuchu, że psy niezao- p atrzone w kagańce lub nieprow adzone n a linewce czyli wolno biegające, będą złowione i n atychm iast zabite, choćby były Zao­

patrzone znaczkiem uiszczonej opłaty, że właściciele m ają psy dotnięte wścieklizną lub o nią podejrzane naty chm iast oddaw ać do miejskiego zakładu obserw acyjnego i zawiadom ić o pojaw ieniu się choroby M agistrat, względnie w eterynarza miejskiego, nareszcie że przekraczający ogłoszone postanow ienia, pociągnięci b ęd ą do odpowiedzialności po myśli ustaw y z 24. m aja 1882 Dz. u. p. Nr. 51.

W spom nianych przedstaw ień, w których Stow arzyszenie ochrony zw ierząt w ystępuje w szczególności przeciw przym usow i używ ania kagańców i przeciw zagrożeniu w ybijania w ałęsających się, przez opraw cę schw ytanych psów, c. k. N am iestnictw o re- skrytem z dnia 13. m aja 1890 L. 30051 nie uwzględniło i za­

twierdziło w zupełności rozporządzenie M agistratu jako zgodne z postanow ieniam i §. 35 ustaw y o chorobach zaraźliwych zwie­

rz ą t i uspraw iedliw ione groźnym w ystępow aniem w Krakowie u psów wścieklizny, jakoteż faktem pokąsania kilku osób przez psy przybłędy, a naw et w ybuchu w odow strętu u człowieka.

Zarazem oznajm iło Wysokie c. k. N am iestnictw o, że zresztą jest

(15)

r zeczą M agistratu czuw ać ściśle n ad przebiegiem i ustąpieniem Wspomnionej choroby zaraźliwej i w m iarę jej stanow czego w y­

gaśnięcia złagodzić po myśli §. 25 powołanej ustaw y z r. 1880 niezbędne n a razie surow e środki zaradcze, które obecnie w tejsam ej rozciągłości znalazły też zastosow anie we Lwowie z pow odu sze­

rzenia się wścieklizny.

P o dając do wiadom ości Szanow nego S tow arzyszenia p o ­ wyższy reskrypt W ysokiego c. k. N am iestnictw a, oznajm iam zara- zem, że z pow odów wyżej przytoczonych Sekcyja V. R ady m iej­

skiej, której pism o Szanow nego Stow arzyszenia z dnia 24. stycznia br. L. 344 przez R adę m iejską do załatw ienia zostało przeką­

t n e , n ad żądaniam i i propozycyjam i w tym piśmie wyrażonym i na posiedzeniu dnia 23. m aja br. przeszła do porządku dziennego.

V. Oddział krak. Stowarzyszenia ochrony zwierząt w Wadowicach Za Uucyjatywą p. B ronisław a Mrawinczyca, profesora gimnazyjalnego w Wadowi- c'ich a naszego delegata, zawiązał się oddział Stowarzyszenia w W adowicach, który oczekuje tylko zatw ierdzenia przez c. k. Namiestnictwo, aby rozpocząć czynności swe w tymże mieście i okolicy.

Przytaczamy więc w dosłownym brzm ieniu protokół z posiedzenia odby­

tego dnia 16. lipca 1890 r., spisany w sali Rady miejskiej z powodu zawiązać S1ę mającego „oddziału krakowskiego Stowarzyszenia ochrony zwierząt".

Za staraniem W go P a n a P rofesora R ronisław a M rawin- czyca, delegata krakowskiego S tow arzyszenia ochrony zwierząt zebrało się 16 zwolenników, którzy objawili gotow ość p rzy stą­

pienia do tegoż tow arzystw a.

Na wniosek W go P a n a P rofesora M rawinczyca zgrom adzeni jednogłośnie w ybrali W go P a n a T o m a s z a R u d n i c k i e g o , inżyniera kolei północnej cesarza F erdyn anda, jak o najstarszego Ciekiem przew odniczącym a prow adzącym pióro D ra T a d e u s z a K w i e c i ń s k i e g o .

Tenże przew odniczący w krótkich słow ach skreślił cel S to ­ warzyszenia i obowiązki członków i wydziału, poczym przystą­

piono do porządku dziennego, a m ianow icie:

a) odczytano listę członków, przyczyni się okazało, że do zawiązać się m ającego T ow arzystw a przystąpiło 29 o s ó b ;

ć) odezwę w ydziału galicyjskiego S tow arzyszenia ochrony zwierząt we Lw ow ie;

c) protokół z posiedzenia wiedeńskiego tow arzystw a ochrony zwierząt z dnia 20. m aja 1890, określający cel stow arzyszenia 1 Podający do wiadom ości, że arcyksiążę Karol Ludw ik raczył Przyjąć p ro tek to rat n ad rzeczonym tow arzystw em ;

d) sta tu t krakowskiego S tow arzyszenia ochrony zwierząt.

(16)

N astępnie przystąpił przewodniczący do w yboru zarządu oddziału S tow arzyszenia ochrony zw ierząt w W adow icach.

Na wniosek Wgo P rofesora M rawinczyca w y b r a n o W g o P a n a D r a S t a n i s ł a w a D u n a j e w s k i e g o , c. k. S t a r o s t ę p r z e z a k l a m a c y j ą p r e z e s e m . W ybór reszty członków wy­

działowych odbył się przez pisem ne głosowanie.

Przew odniczący przeznacza Przew ielebnego ks. Jan a K ru­

pińskiego, katechetę gim nazyjalnego, tudzież W go P ro feso ra M ra­

winczyca Bronisław a do skrutynijum , a po ukończeniu głosow ania ogłasza ks. K rupiński wynik te g o ż :

Z a s t ę p c ą p r e z e s a obrany został i n s p e k t o r s z k ó ł l u d o w y c h W n y F e r d y n a n d B a d a ń c z y k 14 głosami, s e k r e t a r z e m W n y Dr . T a d e u s z K w i e c i ń s k i 14 głosami, n a w y d z i a ł o w y c h zaś o t r z y m a l i W ny Dr. Med. A u g u s t B u k o w s k i 15, W ny P rofesor M i c h a ł F r ą c k i e w i c z 15, Wn y M a r y j a n M o r a K o r y t o w s k i , c. k. au sk u ltan t są ­ dowy 15 i W ny F r a n c i s z e k J ó z e f M a n d e 1 a, c. k. kance­

lista sądow y 13 głosów.

W końcu delegat krakowskiego tow arzystw a ochrony zwie­

rz ą t P rofesor Mrawinczyc wniósł podziękow anie W m u R udnickiem u za tym czasowe przew odnictw o, a tenże Profesorow i Mrawinczy- cowi, jako gorliwem u delegatowi, za którego staraniem zaw ią­

zanie oddziału krakow skiego Stow arzyszenia ochrony zw ierząt w W adow icach przyszło do skutku. Zebrani przez pow stanie wyrazili W m u Profesorow i Mrawinczycowi uznanie.

VI. Dręczenie świń i buhajów. Jeden z gorliwych członków z pow. k ra­

kowskiego, p. J. B., pisze nam , co następuje:

„Od dawnych czasów po błoniach dw orskich i gminnych pasą się trzody świń. Mają one paskudny zwyczaj rycia trawników, n a których to miejscach zrytych w yrastają potym gęste osty. Ażeby tem u zapobiec, odbywa się z każdą wiosną, w śród powszechnego kwiku barbarzyńska czynność w kręcania świniom w ryje drutów, z którymi potym biedne stworzenia chodzić muszą, sprawiając sobie nieustanną boleść. Nie wszyscy popełniają to barbarzyństw o, ale jest ono praw em * przepisane i połowy, któryby n a błoniu spotkał świnię nieodrutow aną, może zaraz właściciela skazać na karę pieniężną. Jakby tćj sprawie zaradzić, polecam rozwadze Szan. Stowarzyszenia.

„Również nadzwyczaj barbarzyński jest zwyczaj w kręcanie w nozdrza śruby t. zw. klucza buhajom , które prow adzą do m iasta na zabicie. Obok za­

słonięcia oczu, m a to powstrzymać zwierzę od dzikich wybryków. Męczarnie to powolne, okropne i gorsze niż śm ierć sam a bydlęcia, — przykro też patrzeć, jak w takim stanie, nieraz z wiszącym kaw ałem urw anych od szarpania krw a­

wych nozdrzy, prow adzą buhaje gościńcem kilka mil drogi.

*) jakim i gdzie i przez kogo w ydanym ? Przyp, Red.

(17)

„Czyby też Szanowne Stowarzyszenie nie mogło użyć swego wpływu na tak zw. przelewaczy, którzy są praw dziw ą plagą wszelkich targów, a głównie targów świńskich pod K rakow em ”.

Sprawy te przedłoży Stowarzyszenie ck. N amiestnictw u we Lwowie, jakoteź ck. Starostw u krakow skiem u. W r. 1889. pismem z 2G. XII. L. 311 zwróciło Stow. uwagę M agistratu m. K rakowa na tak zw. przelewaczy. Sprawy tej atoli M agistrat krakow ski dotąd nie załatwił.

VII. W sprawie psów. Rozporządzenie Magistratu z 5. X. 1885. zabrania Wprowadzania psów do dorożki. Przeciw rozporządzeniu tem u w niosło Stow a­

rzyszenie jeszcze 12. Ił. 1888. L. 7(5 podanie do Rady miejskiej z prośbą o znie­

sienie tego zakazu, której atoli sekcyja V. Rady m iasta uchw ałą z 25. lut. 1888.

nie uw zględniła, o czym zaw iadom ił Magistrat, Stowarzyszenie pism em z 18.

tli. 1888. L. 3521. W r. z. w jesieni rozpoczęła się znowu przeciw tem u roz­

porządzeniu żywa akcyja wielu właścicieli psów w Krakowie. W łaściciele ci Przygotowali wyczerpujące podanie do Starostw a, wykazujące, że przepis ten nie ma znaczenia ze względu na bezpieczeństwo publiczne, a jest w wysokim Ropniu utrudzającym dla nich jako właścicieli psów. Nieraz np. się zdarza, że ktoś przyjeżdża z m ałym psem na dworzec kolei; stąd niewolno psa wziąć do dorożki, lecz trzeba osobnego najm ować posłańca do przeniesienia go. Osoby, Wybierające się na polow anie z psami, czują też dotkliwie owo rozporządzenie, Zabraniające brać psy do dorożki. Biegnące za dorożką psy nietylko giną po drodze, ale nadto zdrożone nie nadają się później do użycia w polu. W ładze ttómaczą rozporządzenie tym, iż idzie o to, aby psy nie zanieczyszczały doro­

żek. Wzgląd ten łatw o może być usuniętym, jeżeli się postawi wymaganie, aby do dorożki tylko czyste psy mogły być wprowadzane. Również podanie w spra-

" le tej, należycie opracowane, przedłożone m a być także Magistratowi, by za­

stanowił się nad sprawą, która tak ogólne wywołuje narzekania, a łatw o bez szkody na najszerszą publiczność, jej zdrowie i bezpieczeństwo usuniętą być

"mże. Nie idzie tu bowiem bynajm niej o zniesienie rozporządzenia, dotyczącego

"Prow adzania psów do tramwajów, wagonów kolejowych i miejsc publicznych, które jest zupełnie uzasadnione. W lej też sprawie Stowarzyszenie przychylając s,ę do powyższych podań, wniesie w bieżącym miesiącu odnośne przedstawie- n |e tak do ck. Starostw a, jak i M agistratu m. Krakowa.

Pamiętne słowa Arcyksięcia Karola Ludwika.

W nrze 6. ,, Opiekuna zwierząt“ z r. 1890 (sir. 101) p o d a­

liśmy kró tk ą w zm iankę o w alnym zgrom adzeniu wiedeńskiego i°w,arzystwa ochrony zwierząt, odbytym dnia 22. m aja z. r. Do to-j Wzmianki dodajem y następujący szczegół.

Po odczycie Księdza Praiata Dra Landsteinera, byłego O c zy w isteg o a obecnie honorow ego prezesa tow arzystw a, zaprosił 8° Arcyksiąię K arol Ludw ik do siebie i podaw szy m u rękę w te Przemówił do niego słow a:

»W ykład Pański był spokojny i pełen powagi. M ówiłeś mi an z duszy. We wszystkim zgadzam się z Panem i wyrażam tu

(18)

najwyższą radość raoję, że protektorat nad Tow arzystw em obją­

łem , gdyż życzę sobie z całego serca, by dążności tow arzystw a odniosły ja k największe skutki. Masz Pan zupełnie słuszność;

dzieje się wiele okrucieństw na zw ie rzę ta c h ; należy przeciw temu działać i litość wzbudzać. W ierz mi Pan, ja w pływam na moje dzieci, aby m iały i zachowały serce pełne uczucia dla zw ierząt.

My wszyscy w całym domu cesarskim jesteśm y dla zw ierząt przyjaźnie usposobieni. Ja jestem także tego zdania, że kto zw ie­

rzęta dręczy, nie je s t dobrym człowiekiem i nie ulęknie się przed zbrodnią przeciwko człowiekowi. Dziękuję Panu serdecznie za Pański piękny i poruszający w y k ła d ."

P otym rozdzielił Arcyksiążę Karol Ludw ik w łasnoręcznie n a ­ grody pom iędzy odszezególniających się członków straży bezpie­

czeństwa, a zwróciwszy się do br. K rausa, prezyd enta policyi, rzekł: „ Ż a ł u j ę , ż e d o k a ż d e g o z c z ł o n k ó w s t r a ż y b e z ­ p i e c z e ń s t w a n i e m o g ł e m o s o b n o p r z e m ó w i ć ; — b y ł o i c h t a k w i e l u , — l e c z w ł a ś n i e j e s t t o b a r d z o c h w a ­ l e b n e , ż e i c h t a k w i e l u b y ło " .

R O Z M A I T O Ś C I .

Kagańce zniesione. Od now ego ro k u 1 8 9 1 . zniesiono w L o n d y n ie stanow czo i la z n a zaw sze k a g a ń c e ; n ato m iast zaprow adzono obroże z nazw isk iem i adresem w łaściciela psa. T o żsam o uczy n io n o w W a rsz a w ie .

W ierny pies. Z a jed n y m z re k ru tó w p rz y b ie g ł ty m i dniam i na s ta c y ją S k iern iew ice w K ró lestw ie P o lsk im pies i u siło w ał koniecznie w skoczyć do p o c ią g u za sw ym p an em . W y p ęd zo n o go ato li z w ag o n u ; g dy p o ciąg ru s z y ł z m iejsca, p ę d z ił pies d alek o tr a s ą kolejow ą za p o ciąg iem , lecz nie m o g ąc n a d ą ż y ć , pow rócił na sta c y ją , g d zie słu ż b a s ta c y jn a nim się z a o p ie k o w a ła ; w szelak o nie p rzy jm u je żad n e g o p o ż y ­ w ienia, ty lk o b ie g a ją c koło d w o rca w yje i sz c z e k a p rzeraźliw ie-

Zmyślność psa. Z a d z iw ia ją c y p rz y k ła d zm yślności p sa p o d ał a rty s ta m alarz p. D o w g ird . P a n i D . w y je ż d ż a ją c z W a rsz a w y n a wieś k o le ją w a rsz a w sk o -p e te rsb u rsk ą , z a b ra ła z sobą p sa z rasy w y żłó w -cetró w . U m ieszczony' w psiej k la tc e czw oronożny p a sa ż e r p rzez po m y łk ę słu żb y kolejow ej, z o sta ł w y p u szczo n y w cześniej niż n a le ż a ło , a m ianow icie w Ł ochow ie. G dy p o c ią g o dszedł i pom yłkę poznano, z a trzy m an o psa i uw iązan o go n a lin ew ce , w celu w y sta n ia go następ n y m po ciąg iem . B yło i to około 7 god zin y w ieczorem . P ies a to li p rz e g ry z ł sz n u r i um k n ął ze sta c y i. N a z a ju trz ran o o g o d zin ie 6. zjaw ił się w dom u sw ego p a n a w W a rsz a w ie . Z m yślne a śm iałe zw ierzę p rz e b ie g ło w ciąg u nocy 5 0 kilom etrów drogi. P ie s p rz y b y ł zupełnie mokry', sk ąd p . D . w nosi, że m usiał p rz e p ły n ą ć W isłę.

Inny przykład zmyślności psa. W K a z a n iu o p raw cy m iejscy i

(19)

s c h w y ta li p sa pew nej k o b ie ty i zaw ieźli do s c h ro n isk a p rz e z n a c z o n e g o d la w a łę sa ją c y c h się psów . W k ilk a dni potym n ajn iesp o d ziew au iej z jaw ił się pies u sw ej p an i. J a k się o k a z a ło , pies c h c ą c się w y d o stać z n iew o li, z ro b ił podkop i w y szed ł w to w a rz y s tw ie aż 2 4 sw ych to w a ­ rz y s z y c z w o ro n o żn y ch . O p raw cy straciw szy n a ra z ty le psów , p a ła ją zem stą d la in ic y ja to ra u c ie c z k i i -odgrażają się, że go z ła p a ć m uszą.

WÓł U pił Się w in o m . N a pew nym fo lw ark u w S ty ry i ściąg an o wino czerw one, a jed en w ielki k u b eł, w yp ełn io n y po b rz e g i, p o z o sta ­ w iono p rzed dom em . B y ł w ie c z ó r, a w ół pociąg o w y dokonaw szy d z ie n ­ n eg o tru d u , w ra c a ł sp okojnie do obory. S k rę c a ją c koło dom u, n a tra fia n a te n k u b eł, sta je , łe b z a n u rz a do k u b ła i p ije ; n iezw y k ły tru n e k b ard zo mu sm ak u je, sc h y la łeb je s z c z e g łęb iej i pije, aż w szystko w ypił.

P o ty m chw iejnym krokiem p o d ą ż y ł do ob o ry . M inął ja k iś c zas, aż n a g le n ie b e z p ie c z n a m oc w in a p o częła silnie d ziałać. W ó ł ry c z y , kopie, rz u c a się na ziem ię i z ry w a sz n u ry , którym i go k rę p o w a ć c h c ia n o . G dy u jrz a n o w yp ró żn io n y k u b e ł, dorozum iano się p rz y c z y n y sz a le ń stw a wołu i posłano po w e te ry n a rz a . T e n z a rz ą d z ił ro zm aite śro d k i le c z n ic z e , zim ne okład y i tu sz e , aż n a re sz c ie b ied n y wół p rz y sz e d ł do sieb ie. C hociaż ludzie s z y d z ą z rozum u w ołu, m ogą sobie w ty m w y p ad k u w ziąć p rz y k ła d z n ieg o , bo wół, ile ra z y u jrzy ów k u b e ł fa ta ln y , z a ra z za w ra c a i inną d ro g ą d ąży do o b o ry .

NOWI CZŁONKOWIE,

W ny Klein Roman, o b y w a te l i ra d c a m. P o d g ó rz a . — W n y Sta- ChiOWiCZ Piotr, a rty s ta -m a la rz w K rakow ie. - - W n a p. Jordanowa

H e le n a , w ła śc ic ie lk a d ó b r w S z e rz y n a c h , p. B iecz. - W ny Z u liń s k i

Edward, słu ch acz m e d y c y n y , K rak ó w . — W n y Jan Rola Rogawski,

u rz ę d n ik tow. u b e z p ., K raków . — W n y PiaSO C Zny J. P ., in tro lig a to r, M aków.

Z num erem tym doręczam y ró w n o cześn ie w szystkim S z a n . C z ło n ­ kom nowe k a rty le g ity m a c y jn e n a rok 1 8 9 1 .

K A L E N D A R Z M Y Ś L I W S K I .

W styczniu niewolno polować: na jelenie, przepiórki i dzikie gołębie, tudzież na kuropatw y i bażanty od 15. stycznia.

W lutym niewolno polować: n a jelenie, zające, jarząbki, bażanty, kuro­

patwy, przepiórki, dzikie gołębie, tudzież n a lisy od 15. lutego.

Przez c ały rok niewolno polować: na łanie, kozy, cielęta i spiczaki, tudzież kury głuszców i cietrzewi.

Niewolno polować przez c ały rok: na zwierzęta alpejskie, świstaki i kozice, właściwe Tatrom .

Zakazane jest łowienie zwierzyny na sidła, żelaza, łapki i, tym podobne przyrządy.

(20)

W niedzielę 15. lutego 1891 o goili 3, popołudniu

odbędzie się

W M U ZEU M T E C H N IC Z N O -P R Z E M Y S Ł O W Y M c z w a r t e

W A L N E Z G R O M A D Z E N I E

C Z Ł O N K Ó W

krakowskiego Slowarzyszcnia oclironj zwierzą,!.

1. Odczytanie protokołu z III. W alnego Zgrom adzenia.

2. S praw ozdanie z czynności S tow arzyszenia w r. 1889 i 1890.

3. Spraw ozdanie komisyi lustracyjne] z dochodów i rozchodów w r. 1889 i 1890.

4. Odczyt prof. Br. Gustawicza.

5. Rozdzielenie nagród.

6. W ybór W ydziału.

7. W nioski członków.

O liczny udział członków i przyjaciół Stowarzyszenia uprasza

W y d z i a ł .

D r ę c z e n ie k o n t .

Zw racam y uw agę M agistratu m. K rakow a i c. k. Dyrekcyi Policyi na straszne katow anie koni przez furm anów wożących lód n a ulicy Rybackiej przy moście drew nianym pod W aw elem i przez furm anów wywożących śnieg w ulicy Koletek i n a m iejscu w yrzucania śniegu. T am nic m a żadnego funkcyjonaryjusza bez­

pieczeństwa. Praw dziw e to piekło dla biednych koni i szkap.

Redakcyją num eru zam knięto 14. stycznia 1S9I.

N akładem krak. Sto w. oclne zwierząt. — D iukiem A. Koziańskiego w Krakowie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Konwencji o Międzynarodowym Handlu Dzikimi Zwierzętami i Roślinami Gatunków Zagrożonych Wyginięciem (tzw. Konwencja Waszyngtońska – CITES). Konwencja ta ustana- wia

podczas gdy u nas w kołach decydujących zawsze jeszcze regulaeyą rzek o tyle tylko się zajmują o ile się od tejże zabezpieczenia brzegów i usunięcia powodzi}

13. Czy zwierzę będzie mogło poruszać się po całym domu, czy tylko po wyznaczonym obszarze?.. a) Czy brama i furtka są

wiec w M anchester dla zareklam ow ania przez siebie p aszy dla koni, kazał za rządz do wozu parę koni, jed n ego w ypasionego co się zowie, drugiego chudego ja k

Zięba żywi się przeróżnymi nasionami, lubi siemię lniane i konopne, nasienie sałaty, gorczycy, mak, proso, owies, pszenicę, nasiona drzew szpilkowych i

Widać zatym, że jastrząb jest największy i najzuchwalszy szkodnik ze wszystkich ptaków drapieżnych. Należy go też najstaranniej wytępiać. Najlepiej jest

bie. Takie zęby nie mogą służyć do gryzienia i żucia pokarmu roślinnego, lecz jedynie pożywienia zwierzęcego. Te niedoperze na­.. leżą więc do najmniejszych

Czas już jest, ab y człow iek, uznawszy moralną godność swoje, po ludzku ze zwierzętami obchodzić się zaczął, bo dotąd h ard y z um ysłowej nad nimi