• Nie Znaleziono Wyników

AKT DRUGI

W dokumencie Izora : drammat we 3 aktach (Stron 41-69)

(Sala taż sama co w akcie poprzednim).

S C E N A I .

H1LDEBRAN szybkim krokiem wchodzi przez wielkie

drzwi, otwierając je gwałtownie, i na oścież otwarte zostawia za sobą. Za nim E U S T A C H Y i H E R O L D któ-

ry p rzy drzwiach zostaje.

H I I. D E B R A N.

O zniewago ! . . . o zdrado ! o p otw oro z piekła ! Takżeś zręcznie szczerości p ozór p rzyob lek ła. Bezwstydna ! z w ykłam anćm niewinności c z o łe m ! . . .

I jam ją mniemał aniołem ? —

(uderzając się w czoło).

W yście t o , bodaj z g a s ły , oczy z a ślep ion e, Zaplątały m ój rozum w sidła zdrad pow abnych ,

*

Z e n ie dojrzał o b łu d y , jak ze słów jedwabnych , Tkała dla serca zasłonę.

{po pauzie).

L e c z n ie ! on aby sama nie knowała z d ra d y ., * T y ś ją wężu piekielny jadem swym napoił. T y przeciw mnie swem żądłem serce jej u z b r o ił, I czołga jąc się u n ó g , p o d a ł jej — złe rady.

L e cz się nie ciesz .'przez wszystko co s'więte naświecie ! Sami w y ow oc śmierci jeść będziecie.

Zemsta d zik a , w ście k ła , s ro g a . . .

E U S T A C H Y .

P a n ie ! pomsta krzyw d naszycłi należy do Boga. O n przeciw nim dał ludziom cierpliw ości tarczę. M iecz zemsty sam zatrzym ał. P rzyjd zie d z ie ń . . .

H I T . D E B R A N.

Tak starcze! T ak ! dzień zemsty w krótce przyjdzie.

D zień straszliwy. W m oim w stydzie, Krwawa jego jutrznia g o re .

L ecz ciężarem krwi i w in y , W ystęp n ych duszę obarczę. Ja B oga na świadka b io r ę , Zem sam nie szukał p rzyczyn y.

E U S T A C H Y.

Panie ! chciej mię posłuchać i Kiedy£em nie szczerze R adził o dobro twoje ?

H I T. D B B' U H N

Starcze ! ja ci wierzę. L ecz w id zisz! co mam czy n ić ?

E U S T A C H Y

W zg a rd zić.

H I L D E B R A N

P różna r a d a ! Bym m ó g ł g a rd zić, w przód w zga rd y pom ścić się wypada. Związek nasz zbyt b y ł głośn ym . P rzyjaciele, krewni , S ąsiedzi, wiedzą o n im , i wszyscy g o pewni.

A c h ! ty nie wiesz jak dzikie są honoru p ra w a ! . . . N ie na w ystępnych spadnie pośm iech i niesław a... L e cz i ja ich nie zniosę J — skarżę w iarołom ną. A ż przerażeni zem stą, hańby mej zapomną.

E U S T A C H Y

Panie ! nim tw ój gnie'w inne uśmierzą p rzyczy n y, Pamiętaj że masz świadka w posłańcu H rabiny,

H I L D E B R A N .

Świadka ?... on śm iał h yd ź świadkiem ? {do Herolda). ty umrzesz z u ch w a ły !

H E R O L D

(chcąc się rzucić do nóg Ilildebrana), L it o ś c i!

H I % I) K lt U A N

( odpychając). M ilc z ! twe oczy zanadto w idziały H o la ! straże !

E U S T A C H Y

Co czynisz ? jaka zemsta w ś cie k ła ! T yś jest r y c e r z , on p o s e ł. . .

H I U IJ E B K A N

Poszlc go do piekła, 1

C óż rozu m ie ta z d r a jcz y n i, Że bezkarnie drażnić m o ż e , Lwa d zik iego w swe) jaskin i, H ildebrana w jeg o dworze ? Jako starcze ! nie wie'sz o tern, Z e zuchw alec za p o w ro te m , Będzie cierpień m ych p ow ieścią , Ł e c h ta ł próżn ość jej niewieścią ? . . .

(s /r a i wchodzi).

Prow adźcie go 1 niech zaraz łe b m u z karku zleci.

H E K O L D

{chcąc się wyrwać z ręku straży).

O ! p o zw ó lcie m i ! P a n ie ! Panie i ja mam d z ie c i!

11 I I, 1) F. B R A N

(zwracając się nagle hu niemu).

AKT U, SCENA I.

L u b nie ! w róć do Pani swojej.

L ecz się nie c ie s z , (do straży), wezwać Karła! Niecii mu język wyrwie z g a rła ,

15y nie g ło s ił hańby m ojej.

(straże z podziwieniern spoglądają po sobie).

Cha , c h a , ch a, myśl wyśmienita ! N iechaj b a d a , niechaj p yta ,

G dy nieszczęśnik stanie przed nią.

D ź w i ę k p ł a c z l i w y j e g o g ł o s u ,

B ędzie tylk o przepow iednią G otow ego dla niej lo s u ...

(d o s tr a ż y

).

D a l e j !

E U S T A C H Y

N a imię B o g a ! cofnij rozkaz k rw a w y . Krew posła splami w iecznie blask rycerskie'j sławy.

A ta , z a k t ó r e j w i n y k a r a ć c h c e s z , k o b i e t a ,

W je g o cie'rpieniu, twoich gw ałtow ność wyczyta.

H I L Ił E B n A N

Mądrze starcze ! zemsta taka , Splam i m ego blask oręża, O rzełn ie dręczy robaka, Węża tylk o szu ka, węża !

Biada ci zdradny węz ul...(przystępując do Herolda). C zego drzysz nikczem nie ? D zieci twe sierotami nie będą przezem nie.

L e cz s łu c h a j! wiedzie'ć musisz żetw a Pani p od ła, Obietnicą swe'j ręki ufność m oję zw iodła.

W ied zia łeś?

H E R O L D

(jąkając s /g ).

Tak... z radością... tak... świadczę się B ogiem

H I L D E B R A N

Góz ją skłania do zdrady, do związku z m ym w rogiem ? P o w ie d z śmiało i szczerze. M oje dary h o jn e ,

Zapew nią tob ie życie wolne i spok ojn e.

H E R O L D

A ch ! wszystkich nas cieszyła ta wieść pożądana, Ż e w tobie wielki P a n ie ! mieć będziem y Pana. I dla tegośm y w szyscy ze zgrozą u jr z e li, K iedy n ajohydniejszy nam z n ie p rz y ja cie li, Z e się wazy bydź tw o im H r a b ia A rtur stary, P r z y b y ł na dw ór mej pani. Jakie m iał zam ia ry, N ik t nie w ie d z ia ł; lecz w k rótce gru ch n ęła n o w in a ,

% _

Z e Pani nasza, jeg o chce zaślubić syna.

Żaden z nas nic chciał w ie r z y ć , sądząc p o d łu g siebie , B y k og o m ogła przenieść — stawić o b o k ciebie. . .

H I Ł D E B U A N

AKT II, SCENA II. 37

(uśmiechając się zpogardą). A tyś jak są d ził?

H E R O L D

(przestraszony, błagającym głosem).

Panie ! cudzym jestem posłem . Z rozk azu , nie z me'j w o li, smutną wieść przyniosłem .

H I L D E B R A N .

R ów n e nieś i nawzajem- M ów ześ w idział ch m u ry ,

Ześ w chmurach w idział p ioru n tw orzący się, k tóry Jako gość nie proszony na g o d y przyleci,

Strzeli na w iw at, ognie weselne rozn ieci. A gdy ich blask zbyt będzie raził oczy wasze, N ie b ójcie się, będę ta m , i krwią go przygaszę.

(do straży).

Pow ie'dzcie niech zamkowe przepuszczą g o straże. A U lry k sto sztuk srebra w ydać mu rozkaze.

38

S C E N A Ii.

IIIL D E B R A N . E U S T A C H Y

(z posępną twarzą i spuszczpnerni oczyma stoi w głębi

sali).

H I I i D E B K A N

( zbliżając się ku niemu, z udaną wesołością). N o stary p rzyja cielu ! czy się gnie'wasz jeszcze ?

{wskazując ku drzwiom).

W szak nie zginął. ( klepiąc po ramieniu).

L e cz milszą tobie rzecz obw ieszczę. Wie'm dobrze los Izory ile cię d o ty k a ...

{Eustachy podnosi oczy i wlepiaje w Hild\ebrana , chwi­ la m ilczenia).

Izora ju tro będzie zoną Fryderyka.

F ryd ery k a ?

E U S T A C H X

H I I. 1) E B R A N

Sam przyznasz że w tym stanie r z e c z y , Związek ten jej i m oje szczęście zabezpieczy*

E U S T A C H Y

H I I . D E B R A N

AK T II, SCENA II.

W idziałeś co jest m iło ś ć ; cóż są łz y kobiety ?

E U S T A- C H Y

Jesteś o jc e m , wiesz lepiej co są łz y dziecięcia.

H I L D E B R A N

J a k o ! nie mamże prawa w ybrać sobie zięcia ?

E U S T A C H Y

S k oro w piersiach d ziecin n ych serce raz uderzy, Już szczęście dni zaczętych do niego n a le ż y ...

H I L D E B R A N

D ziecie zawsze je znajdzie, g d y rad ojca słucha.

E U S T A C H Y

Jeżeli się spod ziew asz, próżna twa otucha.

W iem że znasz F ryderyka; le cz błądzisz, n ie ste ty ! C eniąc swą córkę w rów ni z innemi kobiety.

Z n ik om y blask dostojeństw , przepych albo w ładza, Ł ech cą c p łoch ą ich p ró ż n o ść, wszystko im nagradza. L ecz Izory nie zalśni ten p o z ó r zw od n iczy.

Znałeś cz u ło ść jej m a tk i; ona ją d ziedziczy. Z duszą jeszcze gorętszą, z w yobraźnią żywszą,

B ydź musi lub szczęśliw ą, lub najnieszczęśliwszą. Jaką będzie w tych związkach , któż z nas nie przenika ?

(paź wchochi). *

H I 1j D E B R A N.

C óż znowu ?

P A Ź .

P r z y b y ł gierm ek H rabi Fryderyka. Hrabia dopie'ro jutro ma tu stanąć rano.

P r z y s ła ł, b y dziś na n iego wcale nie czekano. h i i , d e b k a n

Na jutro zate'm wszelkie o d ło ż y ć p rz y b o ry . (paź odcho-

{do Eustachego). dzi).

T y ojcze co tak d obrze znasz serce I z o r y , O św ieć mię, czy w mniemaniu tej rzadkie'j istoty, Posłuszeństw o dla o jc a , liczy się do c n o ty ?

E U S T A C H Y

Zadziw ia mię z ust tw oich szydercze p y ta n ie , W każdym dotąd jej czynie masz od p ow ied ź na nie.

*

H I r. D E Ii R A N

K aż więc wszystko w kaplicy p rzybrać jak przystoi. Jutro p o b ło g o sła w isz w ychow ance swojej, {chce odejść).

E U S T A C H Y

Ja ? — N ie Panie ! Czterdziesty w krótce rok przemiń Jak juz śluzę ołtarzom i tw ojej rodzinie.

O p rócz was wszystkim o b c y , ledwo znany komu, Świat się dla mnie zamyka w progach tw ego dom u,

Opuszczę je gdy kazesz, i w murach zak on u , M odląc się za twe szczęście , czekać będę zgonu. L e cz niech inn y zm uszone b łogosła w i śluby. P rzebacz m i, że sięniechcę przyczyniać do z g u b y , T e j, czyje szczęście b y ło celem m ego życia. Nie dziw się temu Panie. T yś sam od powicia , P rzyd a ł mi jej za mistrza, pieczy me'j p oru czył. Jam ją w ierzyć, jam m yśleć, ach ! jam czuć nauczył. M niem ałem źe do szczęścia bardziej usposobię. L ecz tyś o jc ie c ; co m ogłem , powiedziałem tobie. N iech mi więc ta pociecha zostanie przynamnie, Ze ona myśląc o m n ie , nie zapłacze na mnie.

I I I L II E li K A N

W czemze dla niej tak zgubnem widzisz to zamęście

E U S T A C H Y

Jakie w nie'mracze'j dla niej upatrujesz szczęście? A nawet w^yznaj szcz e rz e , czy on o twym celem ? Szukaszśrodków do zemsty nad nieprzyjacielem . S trze z, byś się sam zgubnem i nie u w ik łał sidły. W o jn a jest ptak drapieżny z ognistemi skrzy d ły.

AKT II, SCENA II.

S koro je raz r o z t o c z y ł, gdzie nim wiatr pow ieje, L eci szukać swych ofiar i pożary sieje.

Strzeż się b y i nad twemi nie u n iósł się dachy. P a tr z ! . . .

H I L . D E B R A N

(przerywając z gniewem).

M ilc z ! na mnież to postrachy ?

M niejsza ! jaki w yrok losu.

M y swej ch w ały nie przeżyjem .

Starcze ! oszczędź resztę g ło s u , Na TeDeumlub Reąuiern. (odchodzi).

S C E N A III.

E U S T A C H Y (sam).

Na T e Deum ! o gorsi od pogan szaleńce !

W krwi n iew in n ej, w krwi bratniej u broczy wszy ręce, Ich zasiew y, ich dom y zagrzebłszy w p o ż a rz e , N iosą dzięki za zbrodnie przed B oga ołtarze. Jak gd yb y urągając na wzgardę m ów ili:

W ierzy m żeś jest, a jednak patrz ! cośm y z r o b i l i ! ...

(po chwili zamyślenia,).

N ieszczęśliwa Izoro ! . . . A ch ! tegożem d o ż y ł ! . . - Próżno ! . . . nic go nie zm iękczy ! . . C zegożbym nie ł o ż y ł,

C zegozbym nie pośw ięcił dla jej ocalenia ? . . .

W szystko,B oże tyś świadkiem! wszystko p rócz zbawienia!

AKT Ii, SCENA IV,

S C E N A I V.

E U S T A C H Y . E D W IN

( zbliża się, z obawą oglądając się w koło).

E D W I N

O jcze ! tyżeś Eustachy ?

E U S T A C H Y

C zegóż chcesz o d e m n ie !

E D W I N

R adbym z tobą słów kilka pom ów ić tajemnie.

E U S T A C H Y

Jesteśmy sami, m ożesz. — K tóż jesteś m łodzianie ?

E D W I N

Przebacz że nim odpow iem na twoje p yta n ie, Muszę pierw ej od ciebie żądać o b ie tn icy , Ż e co powiem zachowasz w ścisłej tajem nicy.

E U S T A C H Y

(mierząc go oczyma z namysłem).

Jeśli stąd dla n ik ogo nie w yniknie szkoda, Jeśli pow in n ość moja pozw oli m i...

E D W I N .

Z g o d a ! Jestem ; . . (urywa).

E U S T A C H Y

(coraz bardziej wpatrując się w Edwina).

K to ? C zy swojego imienia sio wstydzisz?

E D W I N

Jestem synem Artura . . .

(Eustachy cofa się z zadziwieniem). Już mię nienaw idzisz!

Czytam to w oczach tw oich . . . W iem jakie p o w o d y , . . A le n iż * potępisz , w ysłuchaj mię w przódy.

N ie ja zrywam z Matyldą Itildebrana śluby. N ie jato pragnę jeg o obrazy lub zguby.

N ie jam wojnę r o z n ie c ił, i dzisiaj bez trwogi ,

P o ło w ą krwi mej radbym zgasić' jej p ożog i.

E U S T A C H Y

Dziw i mię twa o b e c n o ś ć , lecz bardziej twe m ow y. W z ro k twój wprawdzie i lice zgodne ztw em i słow y. P rzebacz jednak , ż e . . .

E D W I N

lloga na świadectwo biorę. M ożesz mi ufać. O jc z e ! ja kocham Izorę.

E U S T A C H Y

T y Tzorę ?

E U W I N

I jestem kochany wzajemnie,

E U S T A C H Y

Czy myślisz mię p ro b o w a ć, czy żartujesz ze m n ie? Skąd ją znasz ? widzieć dotąd nie m ogłeś jej w świecie.

E D W I N

Na ostatnich turniejach wszakże była przecie.

E U S T A C H Y

B yłże tam syn Artura ?

E D W I N

N ie m ógł bydź znajom y. Zdawna otwarta niechęć różni nasze dom y.

Lecz chciałem bydź wspólnikiem walk, zabaw i sławy. K ryć imienia rycerskie nie bronią ustawy.

N ikt mię z obecn ej widzów nie m ó g ł p ozn ać zgrai, N ikt nie w iedział że z ob cych wróciłem już krab G dzie, jak słyszałeś m o ż e , ojca m ego w o la , Trzym ała mię na dworze F rancuzkiego Króla.

E U S T A C H Y

J a k o! czyż więc ten ry cerz w czarnej z b r o i, k tóry . . .

E D W I N

(p rzeryw ając) , Jam otrzym ał nagrodę z rąk pięknej Izory.

B óg mi ją m oże zdarzył. G dyż ach ! od tej c h w ili. . .

40

E U S T A C H Y

1 Z O U A

W iedziałżeś czeai dla siebie ojce w asi byli ?

E 1) w i N

Uczucia się dziedzictwem narzucać nie mogą. W idząc kraj mój niszczony wojną i p o ż o g ą , W przód niż mię osobiste sk łon iły pow ody, B y skrócić klęski n ie z g o d , wzdychałem do zgody.

E U S T A C H Y

Lecz Izora ?

E 1) W I N

Znasz ojcze turniejów ustawy.

Gdym jej jako zwycięzca składał h ołd z me'j sławy, Jej skrom nie na m ój w idok płoniące się lica, Unikająca moich spotkania źrenica ;

W szystkie te m ałe znaki nie zważane w tłumie , Co sama t y l k o m iłość pojm ie i zrozum ie , Zdradzające u cz u cie , przezto że k ry ć ch cia ły ;

W szystkie mię do nadziei lubej ośm ielały, Z e iskra miłośnem i w rzucona o cz y m a ,

W rów ny się memu płom ień w jej duszy rozdym a.

E U S T A C H Y

W iek jest twoją w ym ów k ą, jeśliś czcze p ozory, M ó g ł już wziąść za rękojm ię uczuciów Izory.

AKT II, SCENA IV. 47

E D W I N

W słodszą wnet pew n ość, słodkie d ojrzały nadzieje. Jaz się b y ły skoń czyły uczty i turnieje ,

I trąby się co chwila ożywając z w ie ż y , O djeżdżających z zamku żegn ały rycerzy. H ildebran tylk o został. Nie b y ło w mej sile

W yrwać się z m iejsc, gdziem jeszcze m ó g ł z nią pędzić chwile. Ojcze ! nie długie'j trzeba do serc zapoznania. Jak piorun dla obojga b łysn ą ł dzień rozstania. O ! n ig d y nie zapomnę ow ego p o ra n k u ! F ryd eryk z H ildebranem żegnał się na ganku, P o dziedzińcu się tłum ne uw ijały s łu g i, Ładow ano p o w o z y , zaprzęgano cugi, Gwar lu d z i, rżenie koni zamek n ap ełn iały. D łu gom patrzał na wszystko podobien do skały, L ecz czułem że mi u lżyć m ogą łz y i m odły. W zamkową mię kaplicę błęd n e kroki w iodły.

Blado w barw ionych oknach b ły s z cz a ł prom ień świtu , P rzy blasku tylk o lam py zwieszonej ze szczy tu , Klęczącą przed ołtarzem postrzegłem dziewicę,

W obu dłoniach schylone ukryw ała lice. Kształt anielski, anielska m odłów jej p ok ora, Czułem przytom ność bóstw a; była to Izora. O czy jej z nieśmiałością wznosząc się od ziem i,

O czy zalane łz a m i, spotk ały z mojemi.

Zrozum iałem — Bóg świadek rozm ow y tajem nej, S łyszał nasze przysięgi miłości wzajemnej,

E U S T A C H Y

O dk ryłżeś jej kto jesteś ?

E D W I N

M ożem b y ł powinien.

Drżąc czekam na jej w yrok ; lecz w sobiem nie winien. Sądząc że gdy ją liczne przeszkody zastraszą,

P łom ień ledwo zajęty krótkie łz y zagaszą: Składając się ważnością tajnego p o w o d u , Błagałem b y nie chciała badać m ego rodu.

Sam przyrzekłem go o d k ry ć, gdy w nied łu giej porze, Stanę jak oblu bien iec na jej ojca dworze.

E U S T A C H Y

Jakąż miałeś nadzieję obietn ic spełnienia?

E D W I N

Jestem ostatni dziedzic naszego imienia. Jedyny syn Artura. Byłem pewny w d u szy, Ze go proźba lub rozpacz do litości wzruszy Ze jawne tego związku zaszczyti k orzyści, Przew ażą w jego sercu szalę nienaw iści. A nawet że syt trudów i krwawego boju , Z radością przyjm ie p ozór zawarcia p okoju .

Te b y ły me nadzieje.

E U S T A C H Y.

Skądże więc odm iana?

AK T II, SCENA IV. 49

E D W I N U łożon e z M atyldą śluby H ildebrana T r w o ż y ły m ego ojca , i do ich zerwania N ie w ahał się w szelkiego p rzyk ła d ać starania. Z ły g o m ój los w gasn ących p o k rz e p ił nadziejach. O jc z e ! na tychże samych szczęśliw ych t u r n ie ja c h ...

(z bolesnym uśmiechem).

Szczęśliw ych I . . dziś inacze'j muszę je nazywać.

L e cz wtenczas, wtenczas ojcze ! m ógłżem się spodziew ać, G dy pierw szy blask m iłości św itał w m ojem ło n i e ,

G d y pierw szy p ro m ień ch w ały w ie ń c z y ł m oje skronie, Ż e w łaśnie w tych prom ieniach m iło ści i chw ały L os najostrzejsze na m nie zah artow ał strzały ?

M a tyld a , jak wiesz p e w n o , b y ła w liczb ie g o ś c i, N iezn ajom y z w y cię z ca , przedm iot cie k a w o ści, N ieszczęściem , zb y t jej głośn e p o zy sk a ł p och w a ły . T e g d y do uszu ojca m ego d o le cia ły ,

Św iadom snać jej p ło c h o ś c i, w ręcz żądał odem nie , B ym związki H ildebrana zryw ając n ik cze m n ie , Sam zajął miejsce jego.

E u s T A C II Y.

*

C óż na to ?

50 I Z O R A

E D W I N

O d razu Przysiągłem nie d o p e łn ić d zik iego rozkazu . L e cz nieznając M a ty ld y , sądząc ze dochow a W ia ry H ildebranow i i danego słow a ; L e cz p ełen sprawiedliwe'] o siebie b o ja ź n i, Iz n azbyt śm iały o p ó r , gniew ty lk o rozd ra żn i: W czasie z ło ż y łe m ufność. Przeklęte r a c h u b y , G dy serce m ów ić k a ż e ! — Jam sprawcą mej zguby. Ach ! ta myśl mię z a b ija !

e u s T A c n v

B yłżeś u H rabiny ?

E D W I N

Ja ? — O ! tej bym juz sobie nie p rz e b a cz y ł winy. On sam u d a ł się do niej. Z d ra d zieck a , niestała , Ł a tw op op rzysiężon e'j wiary za p om n ia ła, I bezem nie małżeństw'0 u ło ż o n o zemną. C ofać się już z a p ó ź n o , opierać daremno;

L e cz działać jeszcze m o g ę , działać jeszcze pora. O jciec m ój do M atyldy znów się u dał wozora Z p o cz te m , jakby napaści spod ziew a ł się w drodze. M iałem p ośpieszyć za n im : lecz tutaj przychodzę.

/ e u s T A ‘ C H Y

F. D W I N

AK T II, SCENA IV.

51

P o z w ó l w przód zapytać siebie : Czy będziesz m ó g ł , cz y zechcesz wesprzeć nas w p o trze ­

b ie ?

E U S T A C H Y

N ic n ie g o d n e g o , ufam , nie żądasz odem nie,

E D W I N

S k ło ń ku nam Hildebrana.

E U S T A C H Y

P ragn ąłbym darem nie. H ildebran kocha córk ę, szczęścia córk i żąda , L e cz w świetle nam iętności w łasnych je ogląd a : D ziś ledw o wieść go doszła o M atyldy zmianie , N ienaw iść którą ku wam p a ła ł n iep rzerw a n ie, Wzrasta jak p o ż a r , przedm iot ogarniając now y. P rzed chw ilą raz j uż m oje o d rz u cił nam ow y. A c h ! ty nie wiesz m ło d z ie ń c z e , i przebacz że muszę N ow ym ciosem b o le ś ci u derzyć twą d u szę,

Jutro F ry d e ry k . . .

E D W I N

52 I Z O R A

S C E N A V.

* C IZ I IZ O R A (wchodzispieszno). E D WI N . O nieba ! jaka b la d a ! I Z O R A

(rzucając się na receEustachegoJ.

M ój m istrzu ! m oj o jc z e ! W iesz co mnie cz e k a . . . ju tro F ry d e ry k p r z y b y w a . . . W tej chw ili o jc i e c . . . (2 żalem)własny o jcie c 1

E U S T A C H Y

N ieszczęśliw a ! E D W I N

Izoro l

I Z O R A

C iebież jeszcze B ó g mi dał zo b a cz y ć ? (w skazując na Eustachego)

P rzyszłam b y cię przez niego p ożegn ać — przebaczyć. Byś nie w yrzu cał sobie cierpień m ych pow odu .

C hociażbyś w p rzód mi o d k r y ł imie tw ego rodu. .. N a cóż się mam ukryw ać ? . .. B óg w nas m iłość b u d z i, Zgasić co On r o z n ie c ił, nie jest w m ocy ludzi.

AK T II, SCENA V.

M oże za krwawe dzieła o jc ó w nienawiści, Nieszczęsna m iłość nasza zemstę je g o i ś c i . . ♦

E I J WI N

Prawdaż to jest że jutro F r y d e r y k przybędzie ?

*

Z e j u t r o . ..

i z o H A.

Tak. Lecz dla mnie jutra ju ż n ie będzie.

E U S T A C H Y

O n ie b acz n a ! — B óg często próbuje człow ieka. Biada t e m u , kto je g o litości nie czeka.

i z o r a.

W nim też ufność pokładam. Z ł ó ż trwogę daremną. Sama zda się natura, zlituje nademną.

P a trz! nie p ła c z ę , lecz boleść nad serce się wzbiera. A wszak kto z żalu pła kać nie m oże — umiera.

E D W I N E u sta ch y ! ty nas w sp ie raj!

I Z O R A.

P osłu ch aj Edwinie ? Czas jest d r o g i , chcę z tobą mówić nim przeminie.

54 1 Z O R A

Mam cię prosić — ostatnia to może r o z m o w a ! I ostatnie żądanie — chcę ż e b y me słowa U tk w iły m o c n o w twoje'j Edw inie pamięci.

f. y w i N

R o z k a ż l u b a ! z rozkoszą w y p e łn ię twe chęci. i z o R A

N ie zaślubiaj Matyldy. Nie proszę z zawiści. L e c z nie bądź memu ojcu celem nienawiści. Jeśli mnie miłość ku w a m , zjedna żałość waszą, Niech ł z y p o mnie p ł y n ą c e , ognie gniewu zgaszą. Przyjdźcie kiedy o b a d w a , i p rzy moim gr o b ie S tanąwszy, d ło ń przyjazną podajcie ku s o b i e , W sp om n ijcie m ię, i odtąd utulcie swe płacze. Ja zacznę już b y d ź w n ie b ie , skoro to zobaczę.

F. D W I N

Okrutn a! takżeś do mnie przemawiać powinna ? I Z O R A N ie zaślubiaj M a t y l d y ! L e c z jeśliby i n n a . . . Jeśli te go do szczęścia b y ł o b y ci t r z e b a ., . (zakrywa twarz) O biada m i ! ja płaczę. E D W I N Izoro ! o nieba I

Niechaj w pierwszym dniu szczęścia g r o m mię w p roch za g rz e b ie , Jeślibym jednę chwilę c h c ia ł, m ó g ł p r z e ż y ć ciebie !

\

E U S T A C H Y

P rz e sta ń , zaklinam p rz e s ta ń ! p o z w ó l ł z o m niech p łyn ą, One naszą nadzieją, jej ulgą jedyną.

E D W I N

O b y się w nie nazawsze i rozpacz p o n u r a , I grożąca nam nieszczęść r o z p ły n ę ła chmura. Bo jest sposób ratu n k u , jeszcze się nie trwożę , Kto dzisiaj użyć um ie, jutrem władać może.

I z o r a T y mówisz o ratunku ?

E D W I N

Znajdziem g o , jeżeli Eustachy nam przyjaznej p o m o c y udzieli.

E U S T A C H Y

( wzruszony). Jażbym m o g ą c , o d m ó w i ł?

E D W I N

W ła s n ć m widzisz o k ie m , C z e g o b y twa odmowa stała się wyrokiem.

E U S T A C H Y M ów śmiało cze g o żądasz.

E D W I N

W y b a w nas o d z g u b y ! N im jutro b ły ś n ie , złącz nas tajemnemi śluby.

( Eustachy i Izora zdziwieni razem spoglądają po sobie,

Edwin kończąc prędko),

Natenczas pójdziem śmiało w o b e c Ilild e b ra n a , W yzn am y naszą w i n ę , padniem na kolana , Jeśli mię karać z e c h c e , niech ujrzy że r a z e m , I tw ego serca mściwem d osiąg łb y żelazem. L ecz jeśli gniew r o z b ro i p o k o r a , natura , O ! wierząj m i , nie dziksze jest serce

Artura-Ł z y t w e , b e z p r ó ź b mych naw et, litość w nim poruszą, A g d y dzieciom przebaczą , czyż sobie nie muszą ? T o mój zamiar Izoro J (do Eustachego)

g d y g o nie chcesz wspierać, Znajdź inny jeśli m o ż e s z , lub każ nam umierać.

I Z O R A

*

C óż mi doradzasz ojcze I m ó w cz y to bydź m o ż e , M ó w czy to b y d ź p o w in n o ?

E U S T A C H Y

Sprawiedliwy B o ż e ! T y widzisz serce m o j e , ty znasz me zamiary] O b y mię człow iek tylko uznał go d n ym kary ]

E D W I N /

M ożem yż się więc twojej spodziewać pom ocy ?

AK T II, SCENA V. 51

E U S T A C H Y

O b y nam B ó g d o p o m ó g ł ] — O same'j p ó ł n o c y ,

Gdy ciemność i milczenie wszystkich w śnie z a g rz e b ie , Czekaj mię pod kaplicą, ( d o lzo ry) sam przyjdę do ciebie.

I Z O R A / O zbawco ! E D W I N Jakież dzięki ] . . . E U S T A C H Y

O te'm inną porą. Teraz czas się ro z łą c z y ć. Przed ludźmi I z o r o , Umij utrzymać p o k ó j twarzy i spojrzenia. U Boga błagaj m o c y , wsparcia, przebaczenia, Z a l , skrucha, i m odlitw y teraz nam przystoją.

(do Edwina) .

P ó jd ź ze mną.

E D W I N

O Izoro ! tyś juz m oją !

I

z

O R A

(rzucając si§ w jego obięcia),

Tw oją.

58 1 Z 0 R A

W dokumencie Izora : drammat we 3 aktach (Stron 41-69)

Powiązane dokumenty