3 ? c m i
WRAMMAT W E 3 AKTACH
PRZEZ
e /ć z i/o n ie y o Csc/w arc^c O r/yn ca
-W -W ARSZA-W IE
W DRUKARNI A. G AŁĘZO W SK IEC O I KOM P.
PRZY LUCY ZA.BIEJ NUMER 472.
Z«
pozwoleniem Cenzury Rządowey.
%
STANISŁAWOWI
i
3
a
n
i
0
i
s
k
i
e
m
t
t
eS
fenaćow m t fficy-ewot/zte, J^rezedonw ^/e n a /ii
ć%2ro/hćwa< Jjfio^cet^o j ć^a w a /e^on M
nue/u
o n /e r J w ^fnóuTTl Z \CTALSSJ y/ i - ...:• o - - - i i o W H O Ł D Z I E
uszanowania i wdzięczności
poświęca
AU TO K.O S O B Y .
HILDEBRAN1
A R T U R /B a ro n o w ie sąsiedni nad brzegam i R enu. E D W IN .
IZO R A córk a H ildebran a. U RSZU LA siostra H ildebran a.
E U S T A C H Y K apelan w zamku H ildebran a. ULRYKA . , » > •»t /D o w ó d z c y straży H ildebran a. A LLA N j J J H E R O L D . P A Ź . Ż O Ł N IE R Z E ze straży H ildebrana.
Scena w zamku Hildebrana.
—
Rzecz w wiekach
D R A M M A T .
u r a e s i a c i c r r , 5 ' t i yż YI n r c " a v/ i o
AKT PIERWSZY.
( Sala gotycka na kolumnach wsparta, na ścianach
obrazy, zbroje, tarcze 7 i pęki oręzów).
S C E N A I .
U R SZU LA . IZ O R A .
(wchodzą).
U R S Z U L A .
P r z e c i e zodetchnę n ieco(sia d a ;^ c)T a k em zm ordowana! Co za nudne p rz y b o ry ! O jcie c twój od rana
N ik om u w całym zamku nie d a ł spocząć chw ili. M ów iłam m u , ze p różn o będziem się sp ieszy li;
F ryd ery k jak zazwyczaj wlekąc się z swrym d w orem , W ątpię aby tu z d o ła ł stanąć p rzed w ieczorem . L e cz p rzyzn a, jestem pewna , iż hojnie n aw za jem , Doznaną w je g o domu gościn n ość oddajem .
C h oć co p ra w d a , to p raw da; nie łatw o gdzie w dziejach , M ożna się o tak świetnych d oczyta ć tu rn iejach :
K tó r e , ch o ć n ib y inne'j p rzypisał p rz y c z y n ie , W szyscy wiedzą iż dla nas w y p ra w ił jed yn ie.
(Izora dotąd ze spuszczonemi oczyma obok Urszuli sto jąca, spogląda hu niebu i wzdycha.)
Z n ow u w zdychasz ? O d dawna nad te'm się durn ieję, Co dla ciebie p rzy k re g o m iały te turnieje.
D o ść je w sp om n ieć, wnet smutek c z o ło twe okrywa. Przedtem zawsze w esoła , sw obodna , szczęśliwa , D ziś jakby się w twych piersiach serce o d m ie n iło . Ł o w y ,ta ń ce , b ie sia d y , wszystko ci nie m iło. Same nawet romanse ; gd y je tobie cz y ta m , Słuchasz nib y, a o cz e m , nie wiesz gd y zapytam . W yjaw mi p ow ód sm utku, wskaż jak go uśm ierzyć.
i z o n x ( " czułością). Nie jestem nieszczęśliw ą, wierz m i!
U R S Z U L A
-Ł a tw o w ierzyć. L e cz te'm więce'j mię d z iw i, co za u ro je n ie , Zatruwa ci g o ry czą to chlubne wspom nienie.
Hrabia b y ł tak uprzejm y ; słyszałam na sali, Jak cię wszyscy ry cerze głośn o uwielbiali. Odbierałaś pow szech nie w innej czci d o w o d y , B yłaś królow ą u c z t y , dawczynią nagrody. A ó w ź e , co ją zy sk a ł, rycerz nieznajom y ! K o m u , jeśli nie t o b ie , składał h o łd w idom y ? T w e g o w zyw ał im ienia toczą c w szrankach b o je , Zamiast czarnej w p rzód s z a rfy , p rzyw d zia ł barw y tw oje.
{Iz ora nagle zakrywa twarz chustką).
A le cóz to lz o r o ! ty p ła cz e sz, dla B o g a ! C o tobie m oje serce ? {powstaje).
i z o u A.
{w objęciach Urszuli).
C iotk o moja d r o g a ! U R S Z U L A
(ó westchnieniem). A ch ! pojm uję lz o r o ! ze ci chw il tych szkoda. L ecz turnieje są częste. Ja gdy była m m ło d a , R ozdawałam nagrody najm niej na dziesięciu.
R a z , pam iętam , siedziałam tuz przy naszym xfęciu , Co w śród dam najsław niejszych wdziękam i i ro d e m , K tóre się u biega ły za tym łask dow odem ,
Sam mi ten obow iązek p o w ie r z y ł zaszczytny. Suknię miałam lam ową i płaszcz axamitny ; Odtąd g o na pamiątkę chowam w m ojej szatnej. Przypom inasz zap ew n e, ów ciem n o-szk arłu tn y,
Z e złotą fra n zlą , w z ło te bram ow an y kwiaty. Nad czołem się prom ieni!’ dyadem bogaty. P r z y mnie na purpurowi m w ę zg ło w iu le ża ły
W ie n ie c , m iecz w złotej pochw ie i szyszak wspaniały, Z w y cię z co m w trzech zawodach wskazane nagrody. W szystkie w zią ł je nasz sąsiad, Hrabia Artur m łody . T en sam co dziś z tw ym Ojcem cią głe to c z y boje. A le A rtu r natenczas w ie lb ił wdzięki moje.
B o te'ż natenczas — nie myśl że się chwalę sama — R zad k o k o g o piękniejsza u w ień czyła dama.
(z uśmiechem).
L e cz czy ż to jeden A rtur m oje w ięzy n o s ił,
C zy on jeden mię w szrankach najpiękniejszą g ł o s i ł ! M iło w sp om n ieć, ch oć już się na m ało to p rz y d a , Jana v o n R ozen fesseln , M argrabię W ilfr id a , K tó re g o śmierć waleczna dotąd w pieśniach słynie , G d y nie chcąc żyć b ezem n ie, p o le g ł w Palestynie. Jan S alcbach m ym rycerzem także się b yd ź c h lu b ił, I dopiero z rozp a czy M atyldę zaślubił.
P ięk n ość wcale p o w s z e d n ią ! W szakże ją w idziałaś N a ostatnich turniejach. L ecz cz y u w ażałaś, Z jaką zawiścią na nas p oglą d ała z boku ? Nasze pierwszeństwo dla nie'j b y ło solą w ok u .
A nawet — nie posądzam — lecz jak mi się zd a ło , N iezn ajom y zw ycięzca w ch o d z ił w to nie m a ło. C h ociażby już ta zawiść nie przystała trochę Na jej w ie k , a tem bardziej na przyszłą m acochę.
%
AK T I, SCENA 1. 5
I Z O R A. Sądzisz więc ze nią będzie ?
U R S Z U L A .
W p ra w d z ie trudno d o c ie c , Co w nie'] tak p ow a b n ego u p a trzy ł twój ociec. Jawnie jednak od chwili g d y została w d o w ą , O b ra ł ją swoich m yśli i serca k rólow ą.
(ściskając ramionami z uśmiechem). K ażdy ma sw oje g u sta ! — L e cz ci co mnie zn a li, N ie chwaląc się, na jeden zawsze się zgadzali. Imiona się ich prawie spamiętać nie m ogą.
(licząc na palcach).
A r tu r , A n z e lm ...
i z O R A
L e c z c i o t k o , czy kochałaś k o g o ? U R S Z U L A .
C zy kochałam ? — ja k o c h a ć ! . . . C óz W acP an nę skłania. C o ośmiela p o d o b n e czyn ić mi pytania ?
Ja kochać .' ja .
i z o R a.
N ie chciałam przez to cię obrażać. P rzeba cz jeśli zbłądziłam .
6
U R S Z U L A .
I Z O R A
M iałażbym znieważać D o tego stopnia ród m ó j, stan, pl’eć i pow agę ?
I Z O R A
(z uczuciem),
M ożeż niewinna m iłość czy n ić im zniewagę ?
U R S Z U L A
C o ? nie wie'sz M ościa Panno ! Kobie'ta gd y kocha Jest szalona, zgu bion a , występna lub p łocha. U chybia św ietnych celów wskazanych k o b ie cie , Pozyskania czci świata i w ła d zy na świecie. W ła d z y , z które'j nas słabsze bezkarnie w y z u li, D u m n i, n iesp ra w ied liw i, z d ra d zie ccy , n ie cz u li, Poniżając nas pragną panow ać na ziem i,
M ścijm ysię poniżenia panując nad niem i. T a k pow inna k o b ie ta , cóż czyni kochanka ? P łci s w ó jn ie p rzy ja cio łk a ,n ie p rz y ia z n e j bran k a, G łoszącego w tryum fie łatw ość swe'j z d o b y c z y , Zwiększa ty lk o zw ycięzcy orszak n iew oln iczy.
i z o R A
(na której twarzy, w ciągu mówienia Urszuli, coraz
wzrastające poruszenie się maluje, 2 zapałem). D la c z e g ó ż , jeśli m iłość zniewagą lub z b r o d n ią , P ow in n ość nam z m iłości przodk u je p o ch o d n ią ?
N ajświętszej,najpiękniejszej z wszystkich cn ót ziemianki, M il ości m a tk i, zorzą jest m iłość kochanki.
Z naszejz się ona w oli w sercu naszem rodzi ? A m o z e ż b yd ź występne'm co z Boga p o c h o d z i?
U R S Z U L A '
Jak t o ? tez ja W acP an n ie dawałam p r z y k ła d y ? Takiezem ci ustawnie pow tarzała rady ?
Takiżto jest ich ow o c ? — L e cz wie'm skąd w y p ły w a , N iegod n a tw ego r o d u , ta cz u ło ś ć fałszywa.
C óz z niej miała twa matka ? — Z agrzeban a w d om u , Zapom niana od świata, nieznana n ik om u ,
W poddaństwie w oli męża całą płci swe'j chw ałę , W jednem je g o spojrzeniu widząc szczęście c a łe , A lb o gdzieś tęskną myślą latając p o niebie ? — Ona tem i dziw actwy n apoiła ciebie.
Ona t o . . .
I Z O R A
(3 żalem i godnością).
Przestań ciotk o ! szanuj pam ięć drogą 1 N ie trzeba m i p rzypom n ień ze nie'mam n ik og o, C o b y serce me p o ją ł , ufność mą o ś m ie lił, W niepew ności o ś w ie cił, w smutku rozw eselił. N ie masz cię matko m oja 1
8
U R S Z U L A
{uściskając IzorcJ.
1 Z O R A
C órk o m oja d r o g a ! N ie p ła cz ,p ro s z § cię nie p ła c z , zaklinam na Boga. Znasz mą ż y w o ś ć; nie z serca p o c h o d z iły słowa. N ie p ła cz t y lk o ; na w szystkom zgo d zićsię gotow a.
S C E N A II.
T E Ż IH IL D E B R A N .H I L D E B R A N
{obrócony ku drzwiom) .
R ozk a ż natychmiast straży niech wstąpi na w ie ż ę , I da h a s ło , jak skoro jadących postrzeże.
Jezdni niech aj się zb rojn o k o ło bra m y zbiorą.
{postępuje na środek sali, do Izory która łz y ociera).
C óż to ? Izora we łza ch ? co tob ie lz o r o ?
i U R S Z U L A
( nieco zmieszana).
N i c . ♦. wspom nienie je j m a tk i. . . H I L D E B R A N
{przytulając do piersi Izorę).
Słusznie cię rozrzewnia. Cieszy m ię , b o mi rów n e p o zgon ie zapewnia.
A le moja lz o r o ! um arłych nie w r ó c ić , Pozostali żyć muszą. Poprzestań się sm ucić. W iem że ci miejsca matki zastąpić nie m ogę , Chcę je d n a k , i ku temu obrałem już drogę.
M atylda Salcbach , z cn ót swych i p rzym iotów zn a n a , Za w zór ich p oliczon a i pow szechnie bra n a ,
Spełni m oje w tem ch ę ci; jeśli cię nie zlecę W p rz ó d jeszcze , milszej m oże dla ciebie o p ie ce . D ziś właśnie , . .
U R S Z U L A
(prz ery w ając z przekąsem).
J a k to b ra cie , więc M a tyld a , k tórą , Jak się dziś d ow ia d u ję, w szyscy za w z ó r b io r ą ,
C ud w d z ię k ó w , zb iór p rz y m io tó w ; m iałaby się z g ó d z ić , T a k krótką m iło ś ć , darem ręki ju ż n agrod zić ?
W sza k to, gdy się nie m ylę , sześć ledw o m ie się cy , Jak ją k och a ć z a c z ą łe ś . . .
H I L J D E J B R A N
(3 zimnym uśmiechem). Ileż trzeba w ięce'j?
U R S Z U L A .
P i b r a c ie ! to pytanie dziwi mię s twej strony. R y ce rz w szkole rycerstwa z m ło d u w y ć w ic z o n y ,
AKT I, SCENA II. 9
W iedzieć przecie pow inien jak ma cenić damy. Jeśli wreście m ałżeńskie pęta p rzyjąć m a m y , T o przynamnie'j p rzy sto jn o ść, p łci nasze'j p ow ag a , W iększych się po was ofiar i zasług domaga- Jeśli się chcesz p o d o b a ć , wystąp w zbrojn e szran ki, Pośw ięć ż y c ie , krew przelej na cześć swe'j k och a n k i. . .
I I I L D E B R A N
(przerywając z uśmiechem
)-1 cóz mi z niej p o śmierci ? — L e cz za có ta k , siostro, R adabyś zawsze z nami postępow ać ostro ?
Raj się by raz u b ła g a ć ; miej przecie na w zg lę d zie , Z e ci juz nikt z p łc i nasze'j natrętnym nie będzie.
U R S Z U L A
(urażona).
Bez tych zartuw , m ój b ra cie ! chcie'j pamiętać p ro sz ę , Żem córka tw ego ojca i ob e lg nie znoszę.
h i l d e b r a n .
T y lk o z bez gniew u sio s tro ! U R S Z U L A
C óżto w y sądzicie, Z e zyć bez waszych więzuw nie w oln o kobiecie ?
1» I Z O R A
Że jak marna b ły s k o tk a , tyle tylk o z n a c z y , 0 ile w nie'j p łeć wasza u p od ob a ć raczy ? D o b rz e ! niech więc h o łd u je p rzem ocy i d u m ie, K tóra znać swe'j godn ości i cenić nie umie. Ja ku cal'e'j płci waszej nienawiścią p ałam ,
P op rzy sięgłam w am zem stę, przysiąg dokonałam . Najdumniejsi z was m ojej p oga rd y d ozn a li, G dy się u stóp m ych w p roch u z p ok orą czo łg a li. 1 ta twoja M atylda} co dziś tyle z n a c z y ,
Czem u winna swój związek , jeśli nie rozp aczy W zg a rd zon eg o przezem nie Jana Salcbacb ? M o ż e 1 tego mi zaprzeczysz ? tak jest ?
H I L D E B R A N
(z uśmiechem).
Strzeż mię B oże ! Owszem tę srogość w liczbie łask tw ych dla mnie mieszczę In n yby mąż M atyldy m ó g ł ż y ć dotąd jeszcze.
U R S Z U L A .
Tak ! on to więc b y ł jeden (udając westchnienie)r B rak ło mi czcicieli. C o ? nie praw dażm ój b ra cie, wyście mię nie chcieli.
h i u d e b r a n
(zawsze z uśmiechem).
A ! chybażbyśm y byli kamienni lub ś le p i!
u k s z u r, a
(z szyderskim uśmiechem). W oln e ż a r ty , lecz m oże przypom inasz le p ie j, Owe to n iegdyś sławne turnieje x ią ż ę c e , G d y twa siostra zw ycięzk ie rozdaw ała w ień ce, I kiedy ją , n iestety , nadzieja z a w io d ła ,
O zd o b ić niem i brata (udając politowanie) bo g o tr z y kroć z siodła
M ło d y A rtur w y sa d ził, trzyk roć pieszo p rzem ógł. (s udaną obojętnością).
K o g o w ie lb ił ów A r tu r , czy byś p om n ieć nie m ó g ł ?
H I T . D E R R A N
(z przymuszonym śmiechem i z ironią).
Cha , c h a , c h a , luba siostro ! to chlubne w sp om n ien ie, Jak d ow ód twej d ob roci przyjm uje i cenię.
O ! ja wierzę, żeś z bratniej cieszyła się k lę s k i, G d y u n óg tw oich u k ląkł kochanek zw ycięzki.
x (z coraz większym gniewem). G d yb y nie te przeklęte szały ro m a n so w e , K tóre ci od m łodości p rzew róciły g ł o w ę , W dzięk ów by twych daremne nie zw a rzyły lata , A ja zamiast dziś w r o g a , m iałbym m oże brata.
U R S Z U I. A.
C o ? ja mam b y d ź p r z y c z y n ą , że dum a, że zaw iść, Zawziętą w sercach waszych z a tliły nienawiść? Pragniesz zgod y ? cóż do niej na przeszkodzie staw a?
AKT I, SCENA 11.
H I Ii D E B R A X
13
(wybuchając z gniewem).
J a k to c o ? d o p ioru n ów ! mój h on or i sława. Ja com zn iósł tyle u raz, tyle krzyw d o d e b r a ł, Ja będę , jak by z a n ie , przebaczenia żebrał ? — N ie ch cia łż e m krwi oszczędzić, i na własne męstwo Z d a ćrozstrzygn ien ie s p o r ó w , śmierć albo z w y c ię z tw o ?
C zyż się z g o d z ił ? — Z grom a d ził tłuszcze swych wassali, Napada w łasn ość m o ic h , rabuje i pali.
M n ież to znosić p rz y s to i? mnie czekać n a le ż y , A ż zm ordow an y rzezią , aż syty łu p ie ży ,
P rzy m ych w s i, p rzy m ych zam ków gorejących ł o n i e , K rw ią m ych w iernych p r z y ja c ió ł, le g ły ch w mej o b r o
nie , Urągając się z m ojćj słabości i k lę s k i,
Piaczy m iw reście traktat podpisać z w y cię zk i?
{zimniej).
A le to tak nie b ę d z ie , nie miejcie bojaźni.
{ujmującza rękojeść miecza).
Jeszcze ten miecz z tą ręką nie o s ła b ł w p rz y ja ź n i, Jeszcze rosną mściciele na m ych niwach lennych. Sam dość s iln y , mam ufność w p o m o cy ościennych. M atylda mi u świętych ołtarza p o d n o ż y ,
I tobie także w k ró tce , córk o ma jed yn a , Chcę b y d ź winnym n ow ego przyjaciela, syna.
I ' R S Z li i. i (s podziwianiemJ. Iłracie \ I Z O R A {na stronic). Cóżem słyszała ! H I L D E B K. A W.
W łaśn ie m ów ić o tern P r z y s z e d łe m , {zwracając się ku Urszuli).
gdyś mię innym zajęła przedm iotem .
{clo Izory).
T a k , nadszedł czas l z o r o , g d y ci od k ryć m u szę, C o już zdawna ojcowską, zajm ow ało duszę. H rabia F r y d e r y k , sław ny z p otęgi i rodu,
T ow arzysz m ój i wierny przyjaciel od m ło d u , N ie znając cię , na wiarę głoszą cy ch twe w d zięk i, Zdawna się już odem nie dom agał twej ręki. Lecz jakkolw iek z radością przyjąłem żąd an ie, C hciałem by cię w przód p o z n a ł, nim się zgod zę na Dzięki n ie b u , wydane w tym celu tu rn ie je , Stw ierdziły je g o chęci i m oje nadzieje.
I Z O R A
(3 wyrazem rozpaczy, na stronie.) O Edwinie !
U R S Z U L A .
T y m iałbyś łą czy ć ją z cz ło w ie k ie m , K tó ry ciebie , jej o jc a , przew yższa już w iekiem ? N ie znasz-li F ryd eryka ? byś m ó g ł sobie tu s z y ć,
Z e t e n , co n ig d y w szrankach nie śmiał tarczy skru szyć, Będzie śm iał d zielić z tobą bitw niebezpieczeństw a ?
H I L D E B R A N
(clo Izory).
Córko I dla szczęścia tw eg o , żądam posłuszeństwa.
I Z O R A.
O mój o jc z e !
U R S Z U L A .
L ecz b r a c ie , chciej rozw a żyć przecie . . .
H I L D E B R A X.
Skąd wiesz żem nie rozw ażał ? żc jedyn e d z ie cie , Ze ostatnią latorośl p rzo d k ó w m oich d o m u ,
Bez w zględu na jej szczęście, ch ciałbym zw ierzyć komu ?
IG 1 Z O R A
I Z O II A
(u nóg ojca).
D zięk i ci za te słow a ! o m ój ojcze luby !
T y mię kochasz, w ysłu ch asz, nie zechcesz me'j zgu b y ! U fność m oję i szczęście w tw oje składam ręce.
II I L I) E B R A N
(podnoszące ją).
D la próżn ych g o urojeń pew no nie pośw ięcę. F ry d e ry k w skutek ze mnązawarte'j um ow y, C zyn i ciebie d ziedziczką swoich dóbr p o ło w y . Dziś ma tu p r z y b y d ź ; ufam ze bliższe p o zn a n ie , U sprawiedliwi w y b ór tw ego ojca.
( Paź wchodzi).
P A Ź.
» P a n ie !
U drzwi podróżnyM ingtrel prosi o gościnność.
H I L D E B R A N .
D ać mu ją nakazuje rycerska pow inność. L ęcz pow ied z, żellild eb ra n z serca jej udziela.
(do Izory), (Paź odchodzi).
C órk o ! p ogod n ą twarzą pow itaj Minstrela.
W sza k wiem że lubisz pieśni, a ich wdzięczna w ła d z a , Czarną myśli posępność w uśmiech rozp ogadza.
S C E N A III.
CIŻ 1 M IN S T R E L( z arfąprzez ramie zwieszoną).
M I N S T R E L
(oddawszy w milczeniu ukłon przytom nym , śpiewa wtó rując na arjie).
C ześć tob ie Panie i d z ię k i! Chwała wam szlachetne damy ! O piew ać m ęztw o i w d z ię k i,
W gościnne wstępuję bram y.
B ło g o sła w io n e te w ro ta , W których Minstrela witają. S nać panów męstwo i cn o ta , Minstrela pieśni czekają. Głośna jest Panie twa ch w a ła , Uprzejm a twoja gościnność.
(dobitniej).
D o tw ych mię p ro g ó w w e z w a ła , Najświętsza serca pow inność.
i z o R A
( dotąd w ponurem zamyśleniu stojąca, na ostatnie sło wa Minstrela).
N ieba ! to b y ł g ło s je g o ! (spogląda nagle, na stronie).
To
o n!
wielki B oże 1AK T I, SCENA III. 17
I I I L D E B R A N
(podając rckę Minstrelowi).
N ik t pożądańszym gościem nie b y ł na mym dw orze.
M J N S T R E Ł
( nic podawszy nawzajem ręki, z okiem na Izorę. zwróco*
nem śpiewa).
Ł za ci dziew ico ćm i blask spojrzen ia , Na licu nagli się smutek p on u ry. Jestże to p erła z skarbu w spom nienia ? C ieńlito jakiej przelotnej ch m u ry , Co ci nadziei gw iazdę zacienia ?
Droższe'm uczuciem z skarbu w spom nienia, N iech tylk o piękn y w zrok zajaśnieje, Blask pałający je g o prom ienia , R o zp ro szy o b ło k ćm iący n ad zieję, Gwiazda jej słońcem wyjdzie z p o d cienia.
H I L D E B R A N .
S ło d k i twój śpiew M instrelu, p o trudach p o d ro ży , N ie śmiemy się w tej chwili zachwrycaćn im d łu żej. L ecz wino wzmaga z a p a ł, śpiewają bardowie.
N iech więc gościn n y puhar za p rzych od n ia zdrow ie . . .
( daje znak paziowi, , który wprowadziwszy Minstrela
dotąd p rzy wnijściu zostawałJ.
M X N 8 X R K I,
(śpiewa).
AKT I, SCENA D l. 19
Silna jest władza nektarM , G dy serce , nakształt puharii,
S łodk iem zaiskrzy weseleni. L ecz kto natchnienia swe wieszcze Z niej tylko czerpa, ten jeszcze
N ie jest, nie będzie Minstrelem. W p r a w d z ie , b y wzlecie'ć do n ie b a , Ziem i zapom nieć w przód trze b a ,
A winem p ły n ie zdrój L ety. L ecz jako gw iazda z w ysok a , K och an ki tylk o blask oka ,
Oświe'ca drogę poety
1 I I Ł D E B R A N
(żartobliwie)'
O j jeśli ta k , prawdziwie lękam sig M in slrelu , A b y ś się dziś w ciem nościach nie z b łą k a ł od celu
M I N S X 11 E L
(śpiewa).
Nie ! nie ! P a n ie .' n ad a rem n o, N azbyt wcześnie się trw ożycie, Ta co drozsza mi nad ż y cie ,
Jest tu zemną i przedem ną. L e c z czy dotąd trwa wzajemną ?
20 I Z O R A
Smutny śpieszę w puszczę ciem ną, Sm utny słucham u czt hałasów ; L e cz śród b iesia d , lecz śród lasów , Ona zem n ąi przedem ną.
L e cz czy dotąd trwa wzajem ną ? Z n ad zieją , z trw ogą tajem n ą, Pośpieszam śledzić w jej oku ,
9
Ż y cia lub śm ierci w y rok u . A ch ! czy dotąd trwa w zajem n ą, Ta co zem nąi p rzedem n ą ?
H I L D E B R A N
(przyklaskując).
Brawo , M in strelu , b r a w o ! — Szczęśliw a d ziew ica , Które'} się w dziękiem serce M instrela zachwyca.
W pieśniach p rzez nią n a tch n io n y ch , co ją światu głoszą, O b o je rów nym lotem ku chw ale się w z n o szą ,
I jak dwie bliźnie gw iazdy w m gle w ieków jaśnieją, P rzyszłych w ieszczów n atch n ien iem , k och ank ów na
dzieją. (P n ś wchodzi niosąc na srebrnej tacy dwa srebrne puha•
ry. Ilildebran biorąc jeden, wskazuje Minstrelowi na
drugi).
M I N S T n F. I.
{podnosząc, puhar.)
Cześć w d z ię k o m , chwała męstwu H I L B E B R A N .
Z drow ie twe'j k o ch a n e j!
M I N S T R E L
Pan ie! jeśli p o d o b n y toast spełnić m a m y, W o ln o z m i jest zap ytać, czy p ozw olą damy ?
U R S Z U L A ( z grzecznym uśmiechem). Z w ielką chęcią.
M I N S T R E L
{nieśmiało, do Izory)’
C zy także m ogę m ieć nadzieję ? —
{Izora okazuje największe pomieszanie,chwila milczenia)
h i l d e b r a n
{do M instrela, który bystro i z niespokojnością na Izorę
spogląda).
C zegoź zwlekasz ?
»
22
1 Z O 11 A1J R S
Z
TJ I. A(z cicha do Izory).
Dla Boga co się z tobą dzieje ? M I N S T R E
l.
(spotkawszy wzrok Izory, z zapałem), Zdrow ie t e j ! k tórą k och a m , i k och ać statecznie
P op rzy sięga m ,n iezm ien n ie, n iep rzerw an ie, w ie cz n ie ! Iiiczne w praw dzie p rzeszkody dzielą nas od siebie ; L e cz d opók i zyć b ę d ę , przez B oga na niebie ! Będę się ła m a ł z n ie m i, zginę lub przem ogę.
x z O R A
{zmimowolnem poruszeniem, z cicha).
N ieszczęśliw y !
M I N S T R E L
( dosłyszawszy).
Szczęśliw ym b yd ź pragnę i m ogę. M oje szczęście i życie w jednem lezy słow ie,
T ej w łaśnie którą kocham. Szczęście jej i zdrow ie!
( wypij u).
H I L D E B R A N
f z uśmiechem),
Nie od rodn yś jak widzę od twych innych braci. Każdy z was z o b o ję tn e j, z posępnej p osta ci,
D o zim nego śród ludzi jest p odob ien głazu. L e cz dosyć jednej m y ś li, jedn ego obrazu , P atrzcie ! gd y się raz o ck n ą ł z o z ię b łe g o stanu ! Lecą ogniste s ło w a , jak iskry z w ulkanu,
On sam w pośród ich blasku , sam zalśniony n ie m i, N ie wadzi w k o ło siebie ni lu d z i, ni ziemi.
(ujmując go za rękę).
Jednak to ci przystoi. N ie wątpię M instrelu, B yś nie m iał umieć ballad i rom ansów wielu. P o z w ó l słysze'ć z nich jakie. Lubię ja b a lla d y , C zy w esoła zachęca tańce i b iesia d y,
C zy poważna opiewa chlubne ojców d zieje, C zy tkliwa głosi m iło ś ć, zal albo n a d zieję,
G dy w n ic h , jak słoń ce w k r o p li, lśni się wieszcza dusza, Każda mile u n osi, zachwyca lub wzrusza.
M I N S T R E Ł
( śpiewa).
W k o ło brzm ią t r ą b y , w k o ło oklaski. S ęd ziętu rn iejów rzu oili laski.
S k oń czyli b ó j zapaśnicy.
M ło d y zw ycięzca sch od ził ze szra n ek , B y przysądzony otrzym ał w ian ek,
Z rąk najpiękniejszej dziewicy.
Zdawna pragnieniem rycerskie') chw ały, Serce i myśli je g o g o rz a ły .
Marzenia spraw dził na jawie. L ecz skoro u jrzał w ieńczącej l i c e , G dy jej niebieskie spotkał źren ice ,
R ycerz z a p o m n ia ło sławie.
O droga chw ilo pierwszej m iło ś c i! G dzież uśmiech słodszy od twej ż a ło ś ci?
O d tw oich obaw , nadzieje ? W estchnienie duszę w n iebo poryw a, W e łzach się n iebo w duszy ro zp ły w a ,
W każdem sp ojrzen iu jaśnieje.
Z ziarna kwiat w zrasta, z iskry płom ien ie. M iło ść m iłosne rod zi spojrzenie.
R y ce rz b y ł wzajem k och a n y . L e c z kto b y ł r y c e r z ? sam bez orszak u ,
T a rcz bez napisu, zbroja bez zn ak u , R y ce rz nikom u nieznany.
Bądź zdrow a luba ! ktom jest nie pytaj. Z dzieł sądź o m ęstw ie, z ocz m iłość czytaj.
W ierz na honoru p oręk ę ;
W k r ó tc e dzień dla nas b ły śn ie p o g o d n y , Poznasz mię w ten cza s, gd y cifebie g o d n y ,
P rzyjd ę cię prosić o rękę.
24 1 Z O R A
AK T I, SCENA 111.
I wierny słow u rycerz p rzy b y w a , Lecz tylk o m iłość i arfa tkliw a,
C ały z nim orszak stanowi. O moja lu b a i nie p y t a j, czemu ?— L os się chce op rzeć szczęściu naszemu.
L e cz m iło ść m oże losow i.
(P aź wchodzi),
P A Ź
H e ro ld H rabiny Salcbach p rz y w ió z ł list w tej ch w ili, I ch cia ł byśm y natychmiast o nim oznajm ili.
H I T . D E B R A K
N iech wejdzie. (paź chce odejść).
N ie ! niech czeka. Sam w yjdę ku niemu. Tym czasem ty idź pow iedz o jcu Eustachemu ,
Iz trzeba b y wnet za mnie na list od pow iedział.
(paź odchodzi).
m i n s t r e ł
(zprzerażeniem, na stronie).
H erold H rabiny Salcbach?... W ięc jeszcze nie w iedział!.
4
H I L D E B R A N
I Z O R A
Zostań tu z moją siostrą; mozesz z jej ro z m o w y , D o wielu now ych ballad w yczerpnąć osn ow y.
VV ięcej wie dziwnych p r z y g ó d , nizbyś znalazł w dziejach. (z uśmiechem patrząc na Urszulę).
Proś, niech ci o xią zęcych o p ow ie turniejach.(odchodzi).
S C E N A IV.
C1Ż prócz H IL D E B R A N A .(Chwila milczenia. 1zora i JMinsi rei zniespokojnością spoglądają na siebie).
U R S Z U L A .
P o zw ó l spytać M in strelu , cz y twoja ballada, N ie jest wzięta przypadkiem z p rzygód Galoada ?
M I N S T R E L . G aloada? t; r s z u i. a A przeciez to syn L a n ce lo ta ! * M I N S T R B I,. Nie.
A K T I, SCENA IV.
U R S Z U L A .
27
llzecz dziwna ! (na stronie). Porów nać bierze mię
(głośno). ochota.
W łaśnie nie dawno jeszcze nabyłam do zbioru — O ! musisz znać ten rom an s; « Z w ierciadło honoru.))
M I N S T R E L
N ie.
U R S Z U L A
N ie znasz ? A ! M in strelu , to już nie przystoi I W nim właśnie jest ballada p odob n a do twoje'j. P o cz e k a j, porów nam y. ( do Izory chcącej iść razem).
Z osta ń , w rócę skoro, (odchodzi)*
9
M I N S T R E L
(patrząc za odchodzącą, na stronie).
O chw ilo p ożą d a n a ! — odeszła !
S C E N A V.
M IN S T R E L . IZ O R A . M I N S T R E L ( u nóg Izory). I z o r o ! Poznajeszże mnie ?2S I Z O B A
I Z O R A.
Edwin ! w takim to u biorze Edw in p rzyrzek a ł stanąć w m ego ojca dw orze ?
(zimno).
N azbyt p oźn o p rzyb yłeś.
E D W I N
Mie'j litość, o droga l W szystko zniosę p ró cz gniewu tw ojego. Na B oga 1 Nie m ów do mnie tym tonem . S k róć straszliwą mękę.
i z o R A
(usiłując ukryć wzruszenie).
O jciec F ryd ery k ow i p rzezn a czy ł mą rękę.
E D W I N
(porywając się z ziemi).
I t o jeszcze ! ha ! d obrze ! niech się los w y s ili!
Straszniejszych m oże p rzeszkód dowie'sz się w tej chwili. A le się nie trw óż; m iłość zd ó ła je p ok on a ć.
Kochasz m ię ?
i z o R A
S łow az tylk o m ogą cię przekonać ? E D W I N
I k tok olw iek bądź jestem , g d y się dowie'sz o tern , N ig d y ż tw e j nienawiści nie będę przedm iotem ?
I Z O K A
N ieba ! któż więc ty jesteś ? E D W I N
R ó d , serce bez skazy. L e cz ch oćby ci kazano . . . czy żadne rozk azy N ie u czynią mię tobie nienaw istnym w rogiem ?
1 Z 0 R A
R ozkazy ? n ig d y , n ig d y ! przysięgam przed B ogiem ! E D W I N
M ozem więc b y d ź szczę śliw i! — N ie tu czas rozm ow y. L e cz przew idziałem tru d n o ś ć; oto list g otow y.
W nim mię poznasz, (oddaje). L ecz powie'dz, cz y zwie rz y ć się kom u , C zy m ogę znaleść wsparcie w tw ego ojca dom u ?
(s najżywszą niespokojnośeią pogląclając coraz ku
drzwiom przez które Urszula odeszła).
Cóź ? — czas nagli — m ów ! — każda zw łoka mię za b ija ! I Z O R A.
(po nagłym namyśle).
Tak — Kapelan zam kow y — on mi szczerze sprzyja. Z nim m ów.
E D W I N T w oja o d p o w ie d ź?
i z O K A.
Dziś cię uwiadomię.
S C E N A VI.
30 I Z 0 U A
CIŻ I U R SZU LA .
( wchodzi -przeglądając ociążkę którą w ręku trzyma, Edwin postrzegłszy wchodzącą, cofa się nagle w głąb sa~ li. Urszula zbliża się do stołu, wkłada okulary i postę
puje na przód sceny, przewracając karty).
U R S Z U L A .
Zaraz więc o b a c z y m y . . . G dzież to jest ? — W tym tom ie B yd ź p o w in n o . . . ( patrząc na tytuł). T o m drugi. ( ude
rza po książce). A c h , a ch , nie t u , nie tu ! A le chcie'j się do m ego udać gabinetu.
D o przyjścia m ego brata m.ożem co przeczytać. C hciałabym w wielu rzeczach o zdanie cię spytać. Jak teżto w y minstrele o sobie sądzicie ?
( daje znak Edwinowi aby szedł za niąi odchodzi).
E D W I N
(przyciskając do piersi rękę odchodzącej Izory).
Izoro ! w tw oich ręku m oja śmierć lub życie,
( wchodzi za nią do gabinetu Urszuli).
AKT DRUGI
(Sala taż sama co w akcie poprzednim).
S C E N A I .
H1LDEBRAN szybkim krokiem wchodzi przez wielkie
drzwi, otwierając je gwałtownie, i na oścież otwarte zostawia za sobą. Za nim E U S T A C H Y i H E R O L D któ-
ry p rzy drzwiach zostaje.
H I I. D E B R A N.
O zniewago ! . . . o zdrado ! o p otw oro z piekła ! Takżeś zręcznie szczerości p ozór p rzyob lek ła. Bezwstydna ! z w ykłam anćm niewinności c z o łe m ! . . .
I jam ją mniemał aniołem ? —
(uderzając się w czoło).
W yście t o , bodaj z g a s ły , oczy z a ślep ion e, Zaplątały m ój rozum w sidła zdrad pow abnych ,
*
Z e n ie dojrzał o b łu d y , jak ze słów jedwabnych , Tkała dla serca zasłonę.
{po pauzie).
L e c z n ie ! on aby sama nie knowała z d ra d y ., * T y ś ją wężu piekielny jadem swym napoił. T y przeciw mnie swem żądłem serce jej u z b r o ił, I czołga jąc się u n ó g , p o d a ł jej — złe rady.
L e cz się nie ciesz .'przez wszystko co s'więte naświecie ! Sami w y ow oc śmierci jeść będziecie.
Zemsta d zik a , w ście k ła , s ro g a . . .
E U S T A C H Y .
P a n ie ! pomsta krzyw d naszycłi należy do Boga. O n przeciw nim dał ludziom cierpliw ości tarczę. M iecz zemsty sam zatrzym ał. P rzyjd zie d z ie ń . . .
H I T . D E B R A N.
Tak starcze! T ak ! dzień zemsty w krótce przyjdzie.
D zień straszliwy. W m oim w stydzie, Krwawa jego jutrznia g o re .
L ecz ciężarem krwi i w in y , W ystęp n ych duszę obarczę. Ja B oga na świadka b io r ę , Zem sam nie szukał p rzyczyn y.
E U S T A C H Y.
Panie ! chciej mię posłuchać i Kiedy£em nie szczerze R adził o dobro twoje ?
H I T. D B B' U H N
Starcze ! ja ci wierzę. L ecz w id zisz! co mam czy n ić ?
E U S T A C H Y
W zg a rd zić.
H I L D E B R A N
P różna r a d a ! Bym m ó g ł g a rd zić, w przód w zga rd y pom ścić się wypada. Związek nasz zbyt b y ł głośn ym . P rzyjaciele, krewni , S ąsiedzi, wiedzą o n im , i wszyscy g o pewni.
A c h ! ty nie wiesz jak dzikie są honoru p ra w a ! . . . N ie na w ystępnych spadnie pośm iech i niesław a... L e cz i ja ich nie zniosę J — skarżę w iarołom ną. A ż przerażeni zem stą, hańby mej zapomną.
E U S T A C H Y
Panie ! nim tw ój gnie'w inne uśmierzą p rzyczy n y, Pamiętaj że masz świadka w posłańcu H rabiny,
H I L D E B R A N .
Świadka ?... on śm iał h yd ź świadkiem ? {do Herolda). ty umrzesz z u ch w a ły !
H E R O L D
(chcąc się rzucić do nóg Ilildebrana), L it o ś c i!
H I % I) K lt U A N
( odpychając). M ilc z ! twe oczy zanadto w idziały H o la ! straże !
E U S T A C H Y
Co czynisz ? jaka zemsta w ś cie k ła ! T yś jest r y c e r z , on p o s e ł. . .
H I U IJ E B K A N
Poszlc go do piekła, 1
C óż rozu m ie ta z d r a jcz y n i, Że bezkarnie drażnić m o ż e , Lwa d zik iego w swe) jaskin i, H ildebrana w jeg o dworze ? Jako starcze ! nie wie'sz o tern, Z e zuchw alec za p o w ro te m , Będzie cierpień m ych p ow ieścią , Ł e c h ta ł próżn ość jej niewieścią ? . . .
(s /r a i wchodzi).
Prow adźcie go 1 niech zaraz łe b m u z karku zleci.
H E K O L D
{chcąc się wyrwać z ręku straży).
O ! p o zw ó lcie m i ! P a n ie ! Panie i ja mam d z ie c i!
11 I I, 1) F. B R A N
(zwracając się nagle hu niemu).
AKT U, SCENA I.
L u b nie ! w róć do Pani swojej.
L ecz się nie c ie s z , (do straży), wezwać Karła! Niecii mu język wyrwie z g a rła ,
15y nie g ło s ił hańby m ojej.
(straże z podziwieniern spoglądają po sobie).
Cha , c h a , ch a, myśl wyśmienita ! N iechaj b a d a , niechaj p yta ,
G dy nieszczęśnik stanie przed nią.
D ź w i ę k p ł a c z l i w y j e g o g ł o s u ,
B ędzie tylk o przepow iednią G otow ego dla niej lo s u ...
(d o s tr a ż y
).
D a l e j !
E U S T A C H Y
N a imię B o g a ! cofnij rozkaz k rw a w y . Krew posła splami w iecznie blask rycerskie'j sławy.
A ta , z a k t ó r e j w i n y k a r a ć c h c e s z , k o b i e t a ,
W je g o cie'rpieniu, twoich gw ałtow ność wyczyta.
H I L Ił E B n A N
Mądrze starcze ! zemsta taka , Splam i m ego blask oręża, O rzełn ie dręczy robaka, Węża tylk o szu ka, węża !
Biada ci zdradny węz ul...(przystępując do Herolda). C zego drzysz nikczem nie ? D zieci twe sierotami nie będą przezem nie.
L e cz s łu c h a j! wiedzie'ć musisz żetw a Pani p od ła, Obietnicą swe'j ręki ufność m oję zw iodła.
W ied zia łeś?
H E R O L D
(jąkając s /g ).
Tak... z radością... tak... świadczę się B ogiem
H I L D E B R A N
Góz ją skłania do zdrady, do związku z m ym w rogiem ? P o w ie d z śmiało i szczerze. M oje dary h o jn e ,
Zapew nią tob ie życie wolne i spok ojn e.
H E R O L D
A ch ! wszystkich nas cieszyła ta wieść pożądana, Ż e w tobie wielki P a n ie ! mieć będziem y Pana. I dla tegośm y w szyscy ze zgrozą u jr z e li, K iedy n ajohydniejszy nam z n ie p rz y ja cie li, Z e się wazy bydź tw o im H r a b ia A rtur stary, P r z y b y ł na dw ór mej pani. Jakie m iał zam ia ry, N ik t nie w ie d z ia ł; lecz w k rótce gru ch n ęła n o w in a ,
%
_
Z e Pani nasza, jeg o chce zaślubić syna.
Żaden z nas nic chciał w ie r z y ć , sądząc p o d łu g siebie , B y k og o m ogła przenieść — stawić o b o k ciebie. . .
H I Ł D E B U A N
AKT II, SCENA II. 37
(uśmiechając się zpogardą). A tyś jak są d ził?
H E R O L D
(przestraszony, błagającym głosem).
Panie ! cudzym jestem posłem . Z rozk azu , nie z me'j w o li, smutną wieść przyniosłem .
H I L D E B R A N .
R ów n e nieś i nawzajem- M ów ześ w idział ch m u ry ,
♦
Ześ w chmurach w idział p ioru n tw orzący się, k tóry Jako gość nie proszony na g o d y przyleci,
Strzeli na w iw at, ognie weselne rozn ieci. A gdy ich blask zbyt będzie raził oczy wasze, N ie b ójcie się, będę ta m , i krwią go przygaszę.
(do straży).
Pow ie'dzcie niech zamkowe przepuszczą g o straże. A U lry k sto sztuk srebra w ydać mu rozkaze.
38
S C E N A Ii.
IIIL D E B R A N . E U S T A C H Y
(z posępną twarzą i spuszczpnerni oczyma stoi w głębi
sali).
H I I i D E B K A N
( zbliżając się ku niemu, z udaną wesołością). N o stary p rzyja cielu ! czy się gnie'wasz jeszcze ?
{wskazując ku drzwiom).
W szak nie zginął. ( klepiąc po ramieniu).
L e cz milszą tobie rzecz obw ieszczę. Wie'm dobrze los Izory ile cię d o ty k a ...
{Eustachy podnosi oczy i wlepiaje w Hild\ebrana , chwi la m ilczenia).
Izora ju tro będzie zoną Fryderyka.
F ryd ery k a ?
E U S T A C H X
H I I. 1) E B R A N
Sam przyznasz że w tym stanie r z e c z y , Związek ten jej i m oje szczęście zabezpieczy*
E U S T A C H Y
H I I . D E B R A N
AK T II, SCENA II.
W idziałeś co jest m iło ś ć ; cóż są łz y kobiety ?
E U S T A- C H Y
Jesteś o jc e m , wiesz lepiej co są łz y dziecięcia.
H I L D E B R A N
J a k o ! nie mamże prawa w ybrać sobie zięcia ?
E U S T A C H Y
S k oro w piersiach d ziecin n ych serce raz uderzy, Już szczęście dni zaczętych do niego n a le ż y ...
H I L D E B R A N
D ziecie zawsze je znajdzie, g d y rad ojca słucha.
E U S T A C H Y
Jeżeli się spod ziew asz, próżna twa otucha.
W iem że znasz F ryderyka; le cz błądzisz, n ie ste ty ! C eniąc swą córkę w rów ni z innemi kobiety.
Z n ik om y blask dostojeństw , przepych albo w ładza, Ł ech cą c p łoch ą ich p ró ż n o ść, wszystko im nagradza. L ecz Izory nie zalśni ten p o z ó r zw od n iczy.
Znałeś cz u ło ść jej m a tk i; ona ją d ziedziczy. Z duszą jeszcze gorętszą, z w yobraźnią żywszą,
B ydź musi lub szczęśliw ą, lub najnieszczęśliwszą. Jaką będzie w tych związkach , któż z nas nie przenika ?
(paź wchochi). *
H I 1j D E B R A N.
C óż znowu ?
P A Ź .
P r z y b y ł gierm ek H rabi Fryderyka. Hrabia dopie'ro jutro ma tu stanąć rano.
P r z y s ła ł, b y dziś na n iego wcale nie czekano. h i i , d e b k a n
Na jutro zate'm wszelkie o d ło ż y ć p rz y b o ry . (paź odcho-
{do Eustachego). dzi).
T y ojcze co tak d obrze znasz serce I z o r y , O św ieć mię, czy w mniemaniu tej rzadkie'j istoty, Posłuszeństw o dla o jc a , liczy się do c n o ty ?
E U S T A C H Y
Zadziw ia mię z ust tw oich szydercze p y ta n ie , W każdym dotąd jej czynie masz od p ow ied ź na nie.
*
H I r. D E Ii R A N
K aż więc wszystko w kaplicy p rzybrać jak przystoi. Jutro p o b ło g o sła w isz w ychow ance swojej, {chce odejść).
E U S T A C H Y
Ja ? — N ie Panie ! Czterdziesty w krótce rok przemiń Jak juz śluzę ołtarzom i tw ojej rodzinie.
O p rócz was wszystkim o b c y , ledwo znany komu, Świat się dla mnie zamyka w progach tw ego dom u,
Opuszczę je gdy kazesz, i w murach zak on u , M odląc się za twe szczęście , czekać będę zgonu. L e cz niech inn y zm uszone b łogosła w i śluby. P rzebacz m i, że sięniechcę przyczyniać do z g u b y , T e j, czyje szczęście b y ło celem m ego życia. Nie dziw się temu Panie. T yś sam od powicia , P rzyd a ł mi jej za mistrza, pieczy me'j p oru czył. Jam ją w ierzyć, jam m yśleć, ach ! jam czuć nauczył. M niem ałem źe do szczęścia bardziej usposobię. L ecz tyś o jc ie c ; co m ogłem , powiedziałem tobie. N iech mi więc ta pociecha zostanie przynamnie, Ze ona myśląc o m n ie , nie zapłacze na mnie.
I I I L II E li K A N
W czemze dla niej tak zgubnem widzisz to zamęście
E U S T A C H Y
Jakie w nie'mracze'j dla niej upatrujesz szczęście? A nawet w^yznaj szcz e rz e , czy on o twym celem ? Szukaszśrodków do zemsty nad nieprzyjacielem . S trze z, byś się sam zgubnem i nie u w ik łał sidły. W o jn a jest ptak drapieżny z ognistemi skrzy d ły.
AKT II, SCENA II.
S koro je raz r o z t o c z y ł, gdzie nim wiatr pow ieje, L eci szukać swych ofiar i pożary sieje.
Strzeż się b y i nad twemi nie u n iósł się dachy. P a tr z ! . . .
H I L . D E B R A N
(przerywając z gniewem).
M ilc z ! na mnież to postrachy ?
M niejsza ! jaki w yrok losu.
M y swej ch w ały nie przeżyjem .
Starcze ! oszczędź resztę g ło s u , Na TeDeumlub Reąuiern. (odchodzi).
S C E N A III.
E U S T A C H Y (sam).
Na T e Deum ! o gorsi od pogan szaleńce !
W krwi n iew in n ej, w krwi bratniej u broczy wszy ręce, Ich zasiew y, ich dom y zagrzebłszy w p o ż a rz e , N iosą dzięki za zbrodnie przed B oga ołtarze. Jak gd yb y urągając na wzgardę m ów ili:
W ierzy m żeś jest, a jednak patrz ! cośm y z r o b i l i ! ...
(po chwili zamyślenia,).
N ieszczęśliwa Izoro ! . . . A ch ! tegożem d o ż y ł ! . . - Próżno ! . . . nic go nie zm iękczy ! . . C zegożbym nie ł o ż y ł,
C zegozbym nie pośw ięcił dla jej ocalenia ? . . .
W szystko,B oże tyś świadkiem! wszystko p rócz zbawienia!
AKT Ii, SCENA IV,
S C E N A
I V.
E U S T A C H Y . E D W IN
( zbliża się, z obawą oglądając się w koło).
E D W I N
O jcze ! tyżeś Eustachy ?
E U S T A C H Y
C zegóż chcesz o d e m n ie !
E D W I N
R adbym z tobą słów kilka pom ów ić tajemnie.
E U S T A C H Y
Jesteśmy sami, m ożesz. — K tóż jesteś m łodzianie ?
E D W I N
Przebacz że nim odpow iem na twoje p yta n ie, Muszę pierw ej od ciebie żądać o b ie tn icy , Ż e co powiem zachowasz w ścisłej tajem nicy.
E U S T A C H Y
(mierząc go oczyma z namysłem).
Jeśli stąd dla n ik ogo nie w yniknie szkoda, Jeśli pow in n ość moja pozw oli m i...
E D W I N .
Z g o d a ! Jestem ; . . (urywa).
E U S T A C H Y
(coraz bardziej wpatrując się w Edwina).
K to ? C zy swojego imienia sio wstydzisz?
E D W I N
Jestem synem Artura . . .
(Eustachy cofa się z zadziwieniem). Już mię nienaw idzisz!
Czytam to w oczach tw oich . . . W iem jakie p o w o d y , . . A le n iż * potępisz , w ysłuchaj mię w przódy.
N ie ja zrywam z Matyldą Itildebrana śluby. N ie jato pragnę jeg o obrazy lub zguby.
N ie jam wojnę r o z n ie c ił, i dzisiaj bez trwogi ,
P o ło w ą krwi mej radbym zgasić' jej p ożog i.
E U S T A C H Y
Dziw i mię twa o b e c n o ś ć , lecz bardziej twe m ow y. W z ro k twój wprawdzie i lice zgodne ztw em i słow y. P rzebacz jednak , ż e . . .
E D W I N
lloga na świadectwo biorę. M ożesz mi ufać. O jc z e ! ja kocham Izorę.
E U S T A C H Y
T y Tzorę ?
E U W I N
I jestem kochany wzajemnie,
E U S T A C H Y
Czy myślisz mię p ro b o w a ć, czy żartujesz ze m n ie? Skąd ją znasz ? widzieć dotąd nie m ogłeś jej w świecie.
E D W I N
Na ostatnich turniejach wszakże była przecie.
E U S T A C H Y
B yłże tam syn Artura ?
E D W I N
N ie m ógł bydź znajom y. Zdawna otwarta niechęć różni nasze dom y.
Lecz chciałem bydź wspólnikiem walk, zabaw i sławy. K ryć imienia rycerskie nie bronią ustawy.
N ikt mię z obecn ej widzów nie m ó g ł p ozn ać zgrai, N ikt nie w iedział że z ob cych wróciłem już krab G dzie, jak słyszałeś m o ż e , ojca m ego w o la , Trzym ała mię na dworze F rancuzkiego Króla.
E U S T A C H Y
J a k o! czyż więc ten ry cerz w czarnej z b r o i, k tóry . . .
E D W I N
(p rzeryw ając) , Jam otrzym ał nagrodę z rąk pięknej Izory.
B óg mi ją m oże zdarzył. G dyż ach ! od tej c h w ili. . .
40
E U S T A C H Y
1 Z O U A
W iedziałżeś czeai dla siebie ojce w asi byli ?
E 1) w i N
Uczucia się dziedzictwem narzucać nie mogą. W idząc kraj mój niszczony wojną i p o ż o g ą , W przód niż mię osobiste sk łon iły pow ody, B y skrócić klęski n ie z g o d , wzdychałem do zgody.
E U S T A C H Y
Lecz Izora ?
E 1) W I N
Znasz ojcze turniejów ustawy.
Gdym jej jako zwycięzca składał h ołd z me'j sławy, Jej skrom nie na m ój w idok płoniące się lica, Unikająca moich spotkania źrenica ;
W szystkie te m ałe znaki nie zważane w tłumie , Co sama t y l k o m iłość pojm ie i zrozum ie , Zdradzające u cz u cie , przezto że k ry ć ch cia ły ;
W szystkie mię do nadziei lubej ośm ielały, Z e iskra miłośnem i w rzucona o cz y m a ,
W rów ny się memu płom ień w jej duszy rozdym a.
E U S T A C H Y
W iek jest twoją w ym ów k ą, jeśliś czcze p ozory, M ó g ł już wziąść za rękojm ię uczuciów Izory.
AKT II, SCENA IV. 47
E D W I N
W słodszą wnet pew n ość, słodkie d ojrzały nadzieje. Jaz się b y ły skoń czyły uczty i turnieje ,
I trąby się co chwila ożywając z w ie ż y , O djeżdżających z zamku żegn ały rycerzy. H ildebran tylk o został. Nie b y ło w mej sile
W yrwać się z m iejsc, gdziem jeszcze m ó g ł z nią pędzić chwile. Ojcze ! nie długie'j trzeba do serc zapoznania. Jak piorun dla obojga b łysn ą ł dzień rozstania. O ! n ig d y nie zapomnę ow ego p o ra n k u ! F ryd eryk z H ildebranem żegnał się na ganku, P o dziedzińcu się tłum ne uw ijały s łu g i, Ładow ano p o w o z y , zaprzęgano cugi, Gwar lu d z i, rżenie koni zamek n ap ełn iały. D łu gom patrzał na wszystko podobien do skały, L ecz czułem że mi u lżyć m ogą łz y i m odły. W zamkową mię kaplicę błęd n e kroki w iodły.
Blado w barw ionych oknach b ły s z cz a ł prom ień świtu , P rzy blasku tylk o lam py zwieszonej ze szczy tu , Klęczącą przed ołtarzem postrzegłem dziewicę,
W obu dłoniach schylone ukryw ała lice. Kształt anielski, anielska m odłów jej p ok ora, Czułem przytom ność bóstw a; była to Izora. O czy jej z nieśmiałością wznosząc się od ziem i,
O czy zalane łz a m i, spotk ały z mojemi.
Zrozum iałem — Bóg świadek rozm ow y tajem nej, S łyszał nasze przysięgi miłości wzajemnej,
E U S T A C H Y
O dk ryłżeś jej kto jesteś ?
E D W I N
M ożem b y ł powinien.
Drżąc czekam na jej w yrok ; lecz w sobiem nie winien. Sądząc że gdy ją liczne przeszkody zastraszą,
P łom ień ledwo zajęty krótkie łz y zagaszą: Składając się ważnością tajnego p o w o d u , Błagałem b y nie chciała badać m ego rodu.
Sam przyrzekłem go o d k ry ć, gdy w nied łu giej porze, Stanę jak oblu bien iec na jej ojca dworze.
E U S T A C H Y
Jakąż miałeś nadzieję obietn ic spełnienia?
E D W I N
Jestem ostatni dziedzic naszego imienia. Jedyny syn Artura. Byłem pewny w d u szy, Ze go proźba lub rozpacz do litości wzruszy Ze jawne tego związku zaszczyti k orzyści, Przew ażą w jego sercu szalę nienaw iści. A nawet że syt trudów i krwawego boju , Z radością przyjm ie p ozór zawarcia p okoju .
Te b y ły me nadzieje.
E U S T A C H Y.
Skądże więc odm iana?
AK T II, SCENA IV. 49
E D W I N U łożon e z M atyldą śluby H ildebrana T r w o ż y ły m ego ojca , i do ich zerwania N ie w ahał się w szelkiego p rzyk ła d ać starania. Z ły g o m ój los w gasn ących p o k rz e p ił nadziejach. O jc z e ! na tychże samych szczęśliw ych t u r n ie ja c h ...
(z bolesnym uśmiechem).
Szczęśliw ych I . . dziś inacze'j muszę je nazywać.
L e cz wtenczas, wtenczas ojcze ! m ógłżem się spodziew ać, G dy pierw szy blask m iłości św itał w m ojem ło n i e ,
G d y pierw szy p ro m ień ch w ały w ie ń c z y ł m oje skronie, Ż e w łaśnie w tych prom ieniach m iło ści i chw ały L os najostrzejsze na m nie zah artow ał strzały ?
M a tyld a , jak wiesz p e w n o , b y ła w liczb ie g o ś c i, N iezn ajom y z w y cię z ca , przedm iot cie k a w o ści, N ieszczęściem , zb y t jej głośn e p o zy sk a ł p och w a ły . T e g d y do uszu ojca m ego d o le cia ły ,
Św iadom snać jej p ło c h o ś c i, w ręcz żądał odem nie , B ym związki H ildebrana zryw ając n ik cze m n ie , Sam zajął miejsce jego.
E u s T A C II Y.
*
C óż na to ?
50 I Z O R A
E D W I N
O d razu Przysiągłem nie d o p e łn ić d zik iego rozkazu . L e cz nieznając M a ty ld y , sądząc ze dochow a W ia ry H ildebranow i i danego słow a ; L e cz p ełen sprawiedliwe'] o siebie b o ja ź n i, Iz n azbyt śm iały o p ó r , gniew ty lk o rozd ra żn i: W czasie z ło ż y łe m ufność. Przeklęte r a c h u b y , G dy serce m ów ić k a ż e ! — Jam sprawcą mej zguby. Ach ! ta myśl mię z a b ija !
e u s T A c n v
B yłżeś u H rabiny ?
E D W I N
Ja ? — O ! tej bym juz sobie nie p rz e b a cz y ł winy. On sam u d a ł się do niej. Z d ra d zieck a , niestała , Ł a tw op op rzysiężon e'j wiary za p om n ia ła, I bezem nie małżeństw'0 u ło ż o n o zemną. C ofać się już z a p ó ź n o , opierać daremno;
L e cz działać jeszcze m o g ę , działać jeszcze pora. O jciec m ój do M atyldy znów się u dał wozora Z p o cz te m , jakby napaści spod ziew a ł się w drodze. M iałem p ośpieszyć za n im : lecz tutaj przychodzę.
/ e u s T A ‘ C H Y
F. D W I N
AK T II, SCENA IV.
51
P o z w ó l w przód zapytać siebie : Czy będziesz m ó g ł , cz y zechcesz wesprzeć nas w p o trze
b ie ?
E U S T A C H Y
N ic n ie g o d n e g o , ufam , nie żądasz odem nie,
E D W I N
S k ło ń ku nam Hildebrana.
E U S T A C H Y
P ragn ąłbym darem nie. H ildebran kocha córk ę, szczęścia córk i żąda , L e cz w świetle nam iętności w łasnych je ogląd a : D ziś ledw o wieść go doszła o M atyldy zmianie , N ienaw iść którą ku wam p a ła ł n iep rzerw a n ie, Wzrasta jak p o ż a r , przedm iot ogarniając now y. P rzed chw ilą raz j uż m oje o d rz u cił nam ow y. A c h ! ty nie wiesz m ło d z ie ń c z e , i przebacz że muszę N ow ym ciosem b o le ś ci u derzyć twą d u szę,
Jutro F ry d e ry k . . .
E D W I N
52 I Z O R A
S C E N A V.
* C IZ I IZ O R A (wchodzispieszno). E D WI N . O nieba ! jaka b la d a ! I Z O R A(rzucając się na receEustachegoJ.
M ój m istrzu ! m oj o jc z e ! W iesz co mnie cz e k a . . . ju tro F ry d e ry k p r z y b y w a . . . W tej chw ili o jc i e c . . . (2 żalem)własny o jcie c 1
E U S T A C H Y
N ieszczęśliw a ! E D W I N
Izoro l
I Z O R A
C iebież jeszcze B ó g mi dał zo b a cz y ć ? (w skazując na Eustachego)
P rzyszłam b y cię przez niego p ożegn ać — przebaczyć. Byś nie w yrzu cał sobie cierpień m ych pow odu .
C hociażbyś w p rzód mi o d k r y ł imie tw ego rodu. .. N a cóż się mam ukryw ać ? . .. B óg w nas m iłość b u d z i, Zgasić co On r o z n ie c ił, nie jest w m ocy ludzi.
AK T II, SCENA V.
M oże za krwawe dzieła o jc ó w nienawiści, Nieszczęsna m iłość nasza zemstę je g o i ś c i . . ♦
E I J WI N
Prawdaż to jest że jutro F r y d e r y k przybędzie ?
*
Z e j u t r o . ..
i z o H A.
Tak. Lecz dla mnie jutra ju ż n ie będzie.
E U S T A C H Y
O n ie b acz n a ! — B óg często próbuje człow ieka. Biada t e m u , kto je g o litości nie czeka.
i z o r a.
W nim też ufność pokładam. Z ł ó ż trwogę daremną. Sama zda się natura, zlituje nademną.
P a trz! nie p ła c z ę , lecz boleść nad serce się wzbiera. A wszak kto z żalu pła kać nie m oże — umiera.
E D W I N E u sta ch y ! ty nas w sp ie raj!
I Z O R A.
P osłu ch aj Edwinie ? Czas jest d r o g i , chcę z tobą mówić nim przeminie.
54 1 Z O R A
Mam cię prosić — ostatnia to może r o z m o w a ! I ostatnie żądanie — chcę ż e b y me słowa U tk w iły m o c n o w twoje'j Edw inie pamięci.
f. y w i N
R o z k a ż l u b a ! z rozkoszą w y p e łn ię twe chęci. i z o R A
N ie zaślubiaj Matyldy. Nie proszę z zawiści. L e c z nie bądź memu ojcu celem nienawiści. Jeśli mnie miłość ku w a m , zjedna żałość waszą, Niech ł z y p o mnie p ł y n ą c e , ognie gniewu zgaszą. Przyjdźcie kiedy o b a d w a , i p rzy moim gr o b ie S tanąwszy, d ło ń przyjazną podajcie ku s o b i e , W sp om n ijcie m ię, i odtąd utulcie swe płacze. Ja zacznę już b y d ź w n ie b ie , skoro to zobaczę.
F. D W I N
Okrutn a! takżeś do mnie przemawiać powinna ? I Z O R A N ie zaślubiaj M a t y l d y ! L e c z jeśliby i n n a . . . Jeśli te go do szczęścia b y ł o b y ci t r z e b a ., . (zakrywa twarz) O biada m i ! ja płaczę. E D W I N Izoro ! o nieba I
Niechaj w pierwszym dniu szczęścia g r o m mię w p roch za g rz e b ie , Jeślibym jednę chwilę c h c ia ł, m ó g ł p r z e ż y ć ciebie !
\
E U S T A C H Y
P rz e sta ń , zaklinam p rz e s ta ń ! p o z w ó l ł z o m niech p łyn ą, One naszą nadzieją, jej ulgą jedyną.
E D W I N
O b y się w nie nazawsze i rozpacz p o n u r a , I grożąca nam nieszczęść r o z p ły n ę ła chmura. Bo jest sposób ratu n k u , jeszcze się nie trwożę , Kto dzisiaj użyć um ie, jutrem władać może.
I z o r a T y mówisz o ratunku ?
E D W I N
Znajdziem g o , jeżeli Eustachy nam przyjaznej p o m o c y udzieli.
E U S T A C H Y
( wzruszony). Jażbym m o g ą c , o d m ó w i ł?
E D W I N
W ła s n ć m widzisz o k ie m , C z e g o b y twa odmowa stała się wyrokiem.
E U S T A C H Y M ów śmiało cze g o żądasz.
E D W I N
W y b a w nas o d z g u b y ! N im jutro b ły ś n ie , złącz nas tajemnemi śluby.
( Eustachy i Izora zdziwieni razem spoglądają po sobie,
Edwin kończąc prędko),
Natenczas pójdziem śmiało w o b e c Ilild e b ra n a , W yzn am y naszą w i n ę , padniem na kolana , Jeśli mię karać z e c h c e , niech ujrzy że r a z e m , I tw ego serca mściwem d osiąg łb y żelazem. L ecz jeśli gniew r o z b ro i p o k o r a , natura , O ! wierząj m i , nie dziksze jest serce
Artura-Ł z y t w e , b e z p r ó ź b mych naw et, litość w nim poruszą, A g d y dzieciom przebaczą , czyż sobie nie muszą ? T o mój zamiar Izoro J (do Eustachego)
g d y g o nie chcesz wspierać, Znajdź inny jeśli m o ż e s z , lub każ nam umierać.
I Z O R A
*
C óż mi doradzasz ojcze I m ó w cz y to bydź m o ż e , M ó w czy to b y d ź p o w in n o ?
E U S T A C H Y
Sprawiedliwy B o ż e ! T y widzisz serce m o j e , ty znasz me zamiary] O b y mię człow iek tylko uznał go d n ym kary ]
E D W I N /
M ożem yż się więc twojej spodziewać pom ocy ?
AK T II, SCENA V. 51
E U S T A C H Y
O b y nam B ó g d o p o m ó g ł ] — O same'j p ó ł n o c y ,
Gdy ciemność i milczenie wszystkich w śnie z a g rz e b ie , Czekaj mię pod kaplicą, ( d o lzo ry) sam przyjdę do ciebie.
I Z O R A / O zbawco ! E D W I N Jakież dzięki ] . . . E U S T A C H Y
O te'm inną porą. Teraz czas się ro z łą c z y ć. Przed ludźmi I z o r o , Umij utrzymać p o k ó j twarzy i spojrzenia. U Boga błagaj m o c y , wsparcia, przebaczenia, Z a l , skrucha, i m odlitw y teraz nam przystoją.
(do Edwina) .
P ó jd ź ze mną.
E D W I N
O Izoro ! tyś juz m oją !
I
z
O R A(rzucając si§ w jego obięcia),
Tw oją.
58 1 Z 0 R A
AKT TRZECI
(Dziedziniec zamkowy. Po jednej stronie kaplica z wy stawą na kolumnach wspartą, po d?'ugiej naprzeciw,
skrzydło zamku z oknami. AToc).
X
S C E N A I .
E D W I N
(sam, o kolumnę oparty, słysząc bijący zegar, porywa się).
Piaz, d w a , trzy. — H a ! kwadrans jeszcze ! — Co ? ja się cieszę z p rz e w ło k i ? . , .
Skądże te tr wogi złow ieszcze ? Skąd te posępne marzenia, T w o r y n o cy i m ilc ze n ia , C o jak te czarne o b ł o k i , P ły nące nademną w g ó r z e , Zdają się rokow ać burze ? . . .
(zaczyna chodzić).
{zatrzymując się. nagle).
N ie ! ja nie wierzę w przeczucie. Nieszczęście jest p i o r u n , który
Bez błyskania i bez c h m u r y , Z p o g o d n e g o bije nieba. C ze gó ż jeszcze bać się trzeba ? M o je chęci u w i e ń c z o n e ,
M e nadzieje przewyższone. Z y ć c z y ginąc musim razem. Ginąć ? , . . Myśl ta jak żelazem Na wskroś serce me przeszywa ! . . . O n aby może b ezem nie
Ż y ł a s w o b o d n a , szczęśliw a... A ja , j a . . . P r e c z , precz o d e m n ie ! P ło n n e m a r y , próżna trw oga !
Świat nie w ydrze daru B oga. Ona m o ją , dla mnie ona J e d n e g o , jedna stworzona !
{zaczyna grzmić).
Grom ? — O t y ! co gromem w ła d a s z , T y ż mi przezeń odpowiadasz ?
{coraz częstsze grzm oty).
Znowu ? — Straszna widzę burza. Niebo kirem się zachmurza.
D m ą w zd łu ż sklepień wiatru św isty, Grzmi po dachach deszcz rzęsisty,
I wstrząśnione echem g r o m ó w , D rżą w posadach ściany domów-Słyszę głos ! — czy mnie słuch m yli ? W k o ł o tylk o deszcz szeleszcze ! T o nie o n i ! nie czas jeszcze.
( p o chwili namysłu). L e c z jeśliby nie p rzybyli ? . . . Jeśliby ojciec Eustachy W litośnych uniesień c h w il i , W y z s z y nad ziemskie postrachy, Teraz p o zimnej r o z w a d z e , W szlachetnej ostygł odwadze ? N i e , n i e , n i e , to b y d ź nie może 1
(przechodzi się szybko 7 pogłądając ku niebu).
Coraz ciemniej, wielki Boże !
*
Zadneż mi światło od ciebie , N a ziemi ani na n ie b ie , W r ó ż b ą lepszego w y r o k u , N ie b łyś n ie sercu, ni o k u ?
(błyska i grzmi).
H a !
(światło okazuje się w oknach zamkowych).
Co widzę ? (wznosząc ręce ku niebu). D z i ę k i ! d z i ę k i !
K oniec t r w o g i , k o n ie c m ę k i ! Widzę jak wotw artem niebie Pocieszyciela anioła.
62 I Z O R A
(zbliżając się do okna).
I z o r o ! i z o R A (przemykaj ąc okno). C zy mię kto w o ł a ? T y ż e ś t o ? E D W I N Czekam na ciebie. I Z O R A
Ali J trzy m inuty czekać j e s z c z e !
S
E D W I N W i ę c i ty liczysz minuty ? Czas dziś jak starzec okuty l
i z o R A.
Lecz ach ! te g r o m y z ło w ie s z cz e ! Edw inie ! czy cię nie trwożą ? B ło g o sła w ią n a m , czy grożą ?
E D W I N
G r o ż ą ? — Nie ! bać się nie trzeba ! Niech cię nowem natchną męstwem.
W szak g r o m y są głosem nieba, Głos nieba błogosławieństwem .
I Z O R A
Jakże ? więc będziem szczęśliwi ? E D W I N
T y wątpisz ? C óż się przeciwi ? Chwila je s z cz e , moja d r o g a ! Jesteś moją w o b e c Boga.
Odtąd wszędzie, zawsze s p o ł e m , T y z k o c h a n k ie m , ja z aniołem. Z tobą każde me w esele, Z tobą smutki twe podzielę. Każdą radość ty p o d w o i s z , Każdą boleść ty r o z b r o i s z .. . I g d y u n ó g tw oich w ie rn ie ,
Ziemskie z przed nich zbiorę ciernie, T y je z uśmiechem przed m e m i, Przysypiesz kwiaty rajskiemi. T a k bęz cie rp ie ń , tak bez t r w o g i , Zawsze wierni, zawsze tk liwi.. •
i z o R A
( wyciągając ręce).
O mój luby ! o mój d r o g i ! Czuję że będziem szczęśliw i!
(piorun uderza, z jego łoskotem łączy się hałas za sceną). 64 I Z O R A E D W I N N i e b a ! I Z O R A Jakiżjłoskot n o w y ? C zy g r o m gd zie spadł na b u d o w y ? (słychać dzwonienie). N a gw ałt biją w' d zw o n zamkowy.
(g łosy trąb za sceną).
Brzmią w zd łu ż w a łów trąby d źw ię k i, P r z e b ó g J słyszę m ieczów s z c z ę k i ! Edwinie to b itw o d g ł o s y ! E D W I N O ! przeklęte nasze l o s y ! I Z 0 R A W szystk o z n i k ł o ! E D W I N
Nie ! przez nieba i Jeszcze rozpaczać nie trzeba! T o jd ę , ujrzę co się dzieje ,
Z o s ta ń , schroń się, miej nadzieję.