• Nie Znaleziono Wyników

Równolegle zatem do losów Jantarki i Nakona rozwija się miłosna relacja Aleksego, greckiego chrześcijanina, i wyznawczyni Świętowita – Radochny. Początkowo zasygnalizowana jedynie, opanowuje zdecy‑

dowanie dalsze partie tekstu, przysłaniając nieco miłość słowiańskiego wodza.

Wydawać by się mogło, że kwestia wiary, która stanowi tu sprawę fundamentalną, okaże się przeszkodą całkowitą, jednak w zupełnie innym kierunku rozsnuje się wątek. Bo i sprawa nie jest prosta, i w po‑

wieści zdecydowanie się skomplikowała. Zestawiając ze sobą dwie religie – słowiański kult Świętowita, wyznawany przez mieszkańców Rugii, z chrześcijaństwem Sasów, musiała Świrszczyńska zmierzyć się ze sporym problemem. Problemem, przekraczającym granice powieści dla młodzieży. Faworyzowana tu pradawna słowiańskość, której prostym wyznacznikiem stała się wierność ideałom wspólnoty, w dużym stopniu ukazywana przez przywiązanie do pradawnych rytuałów, jednocześnie wymusiła negatywny stosunek do religii najeźdźców, czyli katolickich Sasów. Stała się ona niemal jak papierek lakmusowy testem na prawo‑

rządność. Książę Ciesław, postać zdecydowanie negatywna, wzbudzał nieufność swojego narodu ze względu na wątpliwą religijność:

Za młodu był w Rzymie i pono widywał cesarza Henryka. Zachwycił się przepychem wspaniałego dworu i wykwintem obyczajów, jakich doma nie znano, i już mu się nic, co swoje, nie mogło podobać. Kie‑

dy wrócił do Rany i zasiadł na tronie, mówiono nawet, że potajem‑

nie porzucił wiarę ojców, w Rzymie przyjął chrzest i służy nowemu bogu. Ale on sam głośno temu przeczył – i owszem, do świątyni słał dary, usiłując ująć lud pobożnością i hojnością dla kąciny Świętowita.

s. 128

Wyznając wiarę wrogów, Ciesław przyjął ją wraz z „niemiecką”

hierarchią wartości: zdolnością do zdrady, podstępu, pazerności. Ale czy wszyscy wyznawcy „słowiańskiej wiary ojców” byli jednostkami kryształowymi? Trudno tu o jednoznaczność, nie tylko wśród ludu znaleźć można niechlubne przypadki zdrady, ale przede wszystkim wśród kapłanów szerzyło się zło. Bo to oni, kiedy odkryli miłość Wisny, przeznaczonej do pełnienia służby w świątyni, do Swana, zrzu‑

cili go ze skały. Oszalała z rozpaczy porzuciła świątynię, zamieszkała w lesie, wśród zwierząt i przepowiadała przyszłość. Nie gardzili też kapłani datkami, nawet gdy składali je wrogo do Rugian nastawieni Duńczycy…

Więc jednak nie ma biało ‑czarnego przeciwstawienia, zarówno jedna, jak i druga religia nie okaże się na tyle silna, by ze swych wyznawców uczynić ludzi prawych i wartościowych, odróżniających dobro od zła. Jej pozytywna rola sprawdzać się będzie jedynie na poziomie integrowania wspólnoty. I to też tylko do pewnego stopnia – fanatycznie wyznawana przechyla się w coś negatywnego. Staje się wówczas przeszkodą, granicą oddzielającą światy.

Właśnie Rada i Aleksy są – jak się wydaje – orędownikami tej prawdy. Młodzi naprzemiennie poznają siebie i własne wierzenia – chrześcijanin Aleksy oszukuje ojca, wymyka się z domu, uczestniczy w słowiańskich dożynkach, obrzędzie dedykowanym pogańskiemu bogu, by móc zobaczyć Radę. Dziewczyna zaś łamie zasady i nieza‑

uważona opuszcza zgromadzenie, bo tylko w ukryciu może spotykać się z ukochanym. Dla obydwojga religijna uroczystość stanowi pusty rytuał, który bez wahania zamieniają na indywidualnie przeżywane święto bliskości. Podobnie dzieje się z przedmiotami kultu – Aleksy ofiarowuje Radochnie krzyżyk otrzymany od matki, który dziewczyna nosi z najwyższą czcią jako prezent miłosny. Co mogą zrobić zako‑

chani? Poddać się woli rodzin lub je porzucić. Nowe życie, przyszłość bez przeszłości budują zatem daleko od Arkony, w Krakowie.

Matka, ojciec nie wybaczą, szczęście ma swoją cenę. Ucieczka w drastycznych okolicznościach przyniosła sporo złego – Miłosz, odrzucony przez Radę konkurent, zranił ją oszczepem, Aleksy, ratu‑

jąc ukochaną, trafił ostrzem w jej ojca. Ten symboliczny pojedynek, spychający bohaterów w stronę śmierci, pozwala im przewartościować

wcześniejsze wybory. Rada znika więc z Arkony, pozostawiając dawny świat silnej religii i zwyczaju jej wyznawcom. Wybiera inne życie, a wieść o tym przynosi jej matce wędrujący z Krakowa Pietrek:

– Rzec kazała, że za mąż poszła i żeby nie tęskność za wami i niepokój o oćca, czyli żywie po zadanej ranie, mogłaby zwać się szczęśliwa.

– Szczęśliwa! – zdumiała się niewiasta. – Na obcej ziemi, wśród obcej wiary!

– Nie obcej, dobra pani. Zabaczyłem rzec, że córka wasza przyję‑

ła chrzest Chrystusowy i została chrześcijanką.

Sławina porwała się z gniewem.

Twarz jej pałała, usta zacisnęły się surowo.

– Lepiej bym nie słyszała o niej, przeklętej!

s. 283

Matka, rozpaczająca wcześniej nad śmiercią córki, staje zatem wobec większego problemu „dusznej zatraty” i ostatnie słowa, które płyną z jej ust, to rozpaczliwe powtarzane imię „Radochna”. Ra‑

dochna, dziewczyna niepokorna i odważna, wybiera miłość i dla niej porzuca obcisły gorset zasad, krępujących jej życie, zdradza swoją rodzinę, kraj, wiarę, by wybiec na spotkanie własnego losu.

Na kolejnej stronie – niczym dla kontrastu – pojawia się rycerz prawy, wierny bogom i ojczyźnie, walczący o spokój innych – uwię‑

ziony w roli romantycznego bohatera Nakon. Nakon, który przez własne wybory – niczym Wacław z Marii Malczewskiego – stracił szansę na życie. Jego powrót nie odbywa się zatem w glorii i chwale, mimo że Rugiańczycy odnieśli zwycięstwo nad Sasami, bo raniony w boju umiera na pokładzie statku, wiozącego go do Jasmundu. Po‑

wrót stylizowany na dzieje Tristana, wypatrywanego z brzegu przez Izoldę, wpisuje Nakona w ciąg nieustannych katastrof rozgrywanych na oczach spragnionych wielkości widzów, którzy po spektaklu wra‑

cają do swojej codzienności, by nasyceni cudzą wielkością mogli dalej upajać się szczęściem zwykłego trwania.

Dwie pary, dwa wybory egzystencjalne. Który właściwy? Świr‑

szczyńska nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Cierpienie matki Ra‑

dochny jest skazą na szczęściu dziewczyny, podobnie jak tęsknota. Bo

nic nie jest łatwe i nie obywa się bez bólu. W ostatecznym rozrachunku jednak to odważny i prawy Nakon staje się przyczyną nieszczęścia, rozpadu, rozpaczy, bo kiedy witany jest przez Wisnę, wieszczkę jas‑

mundzką, jak bohater

Wtedy przed oczami Jantarki świat cały zaczyna się kręcić w szalo‑

nym wirze. Słońce gaśnie, serce ustaje, nogi mdleją. Zapada w ot‑

chłań.

s. 297

Więc…?

Arkona, powieść przedziwna. Pisana na zlecenie, z jawnie zade‑

klarowanym przesłaniem, które wraz z rozwojem akcji traci moc.

Historia stawia mu opór, dawna i rozgrywająca się w chwili pisania.

I opowieść nie chce się rozwinąć wedle założonego wzorca powieści dla młodzieży, wymyka się narzuconym trybom. Kanciasta, oporna, mroczna... A jednak – pociągająca. Bohaterowie się zmieniają, nikt nie jest czysty, doskonały i szczęśliwy, nikt tu nie wygrywa. Hierarchie wartości rozregulowują się, religia, każda religia zostaje sprowadzona do pustego rytuału, sprawnie interpretowanego przez zamkniętych w swych twierdzach kapłanów ‑władców dusz. Świrszczyńska mody‑

fikuje dowolnie fakty, traktując je jak odwieczną scenografię konflik‑

tów wielkich interesów, pochłaniających kolejne biografie. Biografie bohaterów, naiwnie, choć patetycznie poświęcających życie idei, która w finale traci moc, spleciona z wielkich interesów, z niewielkich kłamstewek i kurzu, nie pozwala się jednak wymknąć. Dusi swych wyznawców…