• Nie Znaleziono Wyników

B itw a pod Maciejowicam i, p rzez Niem cewicza

W acław Zakrzewski Prezydent

10. B itw a pod Maciejowicam i, p rzez Niem cewicza

Wśród powszechnej radości odbiera generał Ko­ ściuszko w nocy z dnia 4. na 5. Października gońca od generała Poniatowskiego z niepomyślną wiadomością, że generał Fersen na czele armii rossyjskiej, która się

z pod Warszawy cofnęła, przeszedł Wisłę pod wsią Maciejowicami, o 20 mil od stolicy. Pomński wysłanym był z 3000 ludźmi dla uważania na korpus rossyjski i bronienia mu przeprawy. Nie wykonał atoli w niczem tego polecenia, a póŹDiej tłómaezył się, że nieprzyjaciel korzystając z mgły gęstej, przebył rzekę nie spostrze­ żony. Zresztą czy to było skutkiem jego niedbalstwa, czy los nasz nieszczęsny tak zrządził, przejście wojska nieprzyjacielskiego przez Wisłę groziło nam straszliwą klęską. Fersen bowiem mógł się był połączyć z wiel­ ką armią Suwarowa, a natenczas obaawaj, mając trzy razy większe cd naszych siły, uderzyliby na nas i nie­ chybnie do szczętu znieśli.

Wojsko litewskie, odbierając rozkazy bardzo ogól­ ne i często sprzeczne, oddalone więcej niż o sto mil od Warszawy, błąkało się tu i owdzie. M ała dywizya generała Sierakowskiego, walcząc z odwagą i sławą pod Krnpczycaon przeciw całej sile Suwarowa, uapa- dnioną została w stanowisku mekorzystuem i utraciła wszystkie prawie działa swoje. Mały ten odział wojska naszego, uszczuplony i zniechęcony, był najbliższym korpusu nieprzyjacielskiego Fersena i stał o szesc mil od oddziała generała Pouińskiego. I temi to dwiema korpusikami postanowił generał Kościuszko pobić armią generała Fersena, złożoną z około 2UUoO ludzi i ma­ jącą 150 dział.

Głowna Kwatera wojska naszego w Warszawie, nawet wśród największych słot jesiennych i po od­

daleniu się nieprzyjaciół, w obozie zawsze siedlisko ma­ jąca, przeniesioną została do Mokotowa, pięknej wioski księżnej Marszałkowej Lubounrskiej. Dnia 5go Paź­ dziernika w Niedzielę na wieczór wydał generał Ko­ ściuszko rozkaz, aoy dwa półki piechoty z kilkoma działami przebyły most pod Pragą i szły połączyć się z dywizyją generała Sierakowskiego; a wziąwszy mię na stronę, powiedział mi pod wielkim sekretem, że na­ zajutrz dodnia udamy się obadwaj konno do

wspomnio-12S

nej dywizji. Wieczór przepędziliśmy w Warszawie u Prezydenta Zakrzewskiego, w towarzystwie M arszałka Potockiego, Mostowskiego, Kochanowskiego i kilku in­ nych przyjaciół moich. Żaden z nich nie wiedział nic o zamiarze Kościuszki, bo sam tylko P.odkanclerzy Koł­ łątaj przypuszczonym był do sekretu1). Wieczerza była wesołą i ożywioną. Siedziałem obok Marszałka Poto­ ckiego; miałem na palcu przepyszny pierścień etruryj- ski, na którym był wyryty żołniśrz raniony, opierający się na puklerzu. Potockiemu podobał się bardzo. Za­ trzymaj go, rzekłem, dopóki się znowu me zobaczemy. Znaczenia tych ostatnich wyrazów nie zrozumiał; za­ miarem moim było, zostawić w razie jakiego nieszczę­ ścia pamiątkę po sobie szanownemu temu mężowi. O god. 1 w nocy, rozeszliśmy się, a żaden z nas nie prze­ widywał, żeśmy się na długo pożegnali, że nas czekało nieszczęście; mnie samemu i przez myśl me przeszło, że poraź cctatni byłem w stolicy Polski.

Nazajutrz w Poniedziałek, dnia 6go Października, o 5tój zrana generał Kościuszko puściwszy w obozie pogłoskę, że się udaje do Warszawy, i powierzywszy tymczasowo dowództwo nad wojskiem generałowi Z a- jączKowi, wsiadł na konia w mojem towarzystwie. Prze­

byliśmy most na E ra d z e ; o trzy mile od Warszawy zostawiliśmy nasze konie, a wzięliśmy chłopskie. Jadąc wciąż galopem, musieliśmy często zmieniać konie. Czę­ ste przechody wojska, a bardzićj jeszcze łupieztwa nie­ przyjaciół zniszczyły do szczętu okolicę; koni chłop­ skich same kości i skóra, siodła bez strzemion i nieraz powróz w pysk włożony służył nam za munsztuk. Z tern wszystkiem niezłarnaliśmy karku, przeznaczenie

J) D o se k re tu te g o p rzy p u szczo n y m b y ł i Z a ją c z e k ; ja k to s t m p o w ia d a na stro n ie 1 6 7 . d z i e ł a : ' H isto ire d e la K e v o lu t k ii d e , P o lo g n e en 1 7 9 4 . p a r un témoin o c u l a i r e : a P a r i s 1 7 9 7 .

187

bowiem zachowało nas na coś gorszego. O 4tej godzi­ nie po południu spotkaliśmy pićrwsze czaty wojska generała Sierakowskiego, a o piątej stanęliśmy w głó­ wnej kwaterze jego.

Generał Poniński, zostawiwszy swój korpus o 6 mil, przybył do nas. Złożono natychmiast małą ladę wojenną, byłem bardzo zdziwiony, że Ponińskiemu nie dano rozkazu połączenia się natychmiast z dywizyją ge­ nerała Sierakowskiego. Noc przepędziłem na bryce otwartej brygadiera Kopcia.

Nazajutrz we Wtorek, dnia 7go Października, ma­ ła armia nasza, nie czekając posiłków z Warszawy, ani korpusu Ponińskiego, udała się w pochód. Czas był piękny, żołnierze śmiali się i śpiewali. Odpoczęliśmy pod Żelechowem, małem miasteczkiem, całkiem przez nieprzyjaciela spustoszonemu Ku wieczorowi przybyli­ śmy do Korytnicy, wsi bardziej jeszcze ¡zniszczonej.

Dom właściciela wsi przeznaczony został na główną Kwaterę. Kozacy, którzy tu na kilka dni wprzódy byli, poprzewracali wszystko do góry nogami; krzesła bióra, komody, szafy, książki, papiery, wszystko to porąbane pałaszami, podarte leżało w nieładzie na podłodze. Za wsią wznosiły się dwa łańcuchy wzgór­ ków, przedzielonych głębokim wąwozem i najeżonych ciernien i krzakami. Nasze wojsko zajęło jeden z tych wzgórków, mając przed sobą parowę, a z dwóch

skrzydeł będąc laskiem zasłonione. Nazajutrz spadł wielki deszcz ; około południa jedna z czat naszych przypro­ wadziła 10 huzarów rossyjśkich z pułku Wołkowa i ma­ jora inżynieryji, wysłanego do rozpoznania i zdjęcia planu okolicy. Człowiek ten, nazwiskiem Podczaski

był Polakiem z Województwa Bracławskiego; na pół żyw y powiedział nam, że przyciśniony nędzą, wszed.

oddawna w służbę rossyjską i nie mógł nigdy otrzy. mać dymi8syji. Mogliśmy go byli powiesić, jako wy rodnego ziomka, przeciw własnej ojczyźnie walczącego» ale przestaliśmy na wywiedzeniu oię cd niego o licz*

bie i stanowisku nieprzyjaciela. Powiedział nam wszy­ stko, cośmy wiedzieć chcieli, otwarcie i rzetelnie, od- rysował nam plan obozu rossyjskiego i podał liczbę ludzi i dział. Z na.rra.cyi jego p ”zekonaliśmv się, , że nie­ przyjaciel co do ludzi i dział bvł cztery razy s luiej- szym od ras; przekonaliśmy się, a jednak niechcieliś- my temu wierzyć. Na wieczór kanitaa Molski przy­ był gońcem od armii Generała Dąbrowskiego z doniec sienieniem o klęsce Prusaków pod Bydgoszczą. Ogło­ siliśmy natychmiast to zwycięztwo małemu wojsku na­ szemu, zachęcając je, aby męztwem wyrównało swoim towarzyszom broni. Na wieczór, gdy deszcz nieco zwol- Diał, żołnierze nabili broń około godziny 9tej. Gene­ ra ł Kamieński, mój przyjaciel i kolega szkolny, przybył do kwatery głów nej; przechodziliśmy się po podwórzu, rozmawiając o dniu jutrzejszym i przypomi­ nając sobie zbiegłe piękne dni młodości naszćj. Wród rozmowy naszej spostrzegliśmy w powietrzu stado wiel­ kie kruków po prawej stronie lecących. Przypomi­ nasz sobie Tyta Liwiusza? — rzekł Kamieńsk„i — kruki po prawei stronie lecące, to zła wróżba,“

Byłaby nią dla Rzymirn — odparłem — ale me dla nas. Obaczysz, że aczkolwiek to niepodobieństwem się zdaje, pobijemy M oskali“ — „ I ja tak sądzę“ odpo­ wiedział.

Dzień 9. Października był bardzo piękny. P ułko­ wnik Krzycki przyprowadził dodnia dwa pułki, w y s ł a n e

z obozu pod Warszawą. Żołnierze jego wycieńczeni głodem i znużeniem byli w złym humorze, ale napo­ minania oiflcerów i wódka wprawiły ich wnet w we­ sołość. Niemieliśmy najmniejszej wiadomości o Pouiń- skim i około 9 tej z rana całe nasze małe wojsko, wynoszące około 5800 ludzi z 21 działami, ruszyło w dalszy pochod. Około czwartej godziny po południu wyszliśmy z wielkiego lasu, zbliżając się do wsi Ma­ ciejowice. Generał Kościuszko i ja w towarzystwie kilku ułanów, wyjechaliśmy nieco naprzód. Po małej chwili

189

odkryliśmy całą arm ją nieprzyjacielską. Obozowała

och wzdłuż 'Wisły, rozciągając się, jako oko dosię­ gnąć mogło. Chociaż odległość znaczna niedozwa- lała. rozróżniać dokładnie przedmiotów, widok obozu nieprzyjacielskiego v vł imoonującym. Promienie słońca zachodzącego odbijały się od broni śeiśniouych kolumn piechoty: r enie koni i gawor tego mnóztwa zbrojne­ go napełniały powietrze głuchym, pomięszanym szmerem i nabawiały człowieka jakiejś okropności. Obsadziliśmy strzelcami las, rozciągający się na skrzy­ dłach naszych, a czaty nasze wysunione, zaczęły się ucierać z kozakami na równinie pomiędzy dworem wsi Maciejowic aż ku W iś’e. Jazda nasza ubiła icb już kilku, gdy zuaczny korpus nieprzyjacielski uderzyw­ szy ua nią, zmusił ją do cofnięcia się. Prawdziwie nie pojmuję, że nas w niewolą t ie w aęto{ albowiem Generał i ja dwa razy byliśmy od nieprzyjaciela oto­ czeni; ułani Kamieńskiego odparli jazdę rossyjską. Nakoniec około piątej uciszyło się i garstka wojska naszego stanęła na naznaczonem miejscu. Wieś Ma­ ciejowice leży w nizinie; wychodząc z Jasu, w małej od nićj odległości znajduje się wzniesiona równina, o- kryta krzakam i; dom wielki o dwóch piętrach muro­ wany stoi nad W isłą; z przodu jest pochyłość, która prowadzi na groblę, obsadzoną wierzbami; po prawej ręce mała rzeczka, reszta wzniesionej równiny otoczo­ na jest płotami. To położenie zdało nam się być wybornem; całą armią uszykowano na równinie wzme- sionćj, ustawiono bateryą przed domem, które broniła przystępu od g ’obli, dawszy jej w assekuracyą pułki strzelców i Jjziałyńskiego pod rozkazami Generała Sierakowskiego. Za domem dwa wielkie łuki (se- gments) koła od rzeki aż do klombu drzew, po lewej stronie domu osadzono resztę piechoty naszej; lmia z trsony wsi pod rozkazami pułkownika Krzyckiego; ja­ zda złożona z brygady Kopcie, ułanów Kamieńskiego dwóch szwadronów półku gwardyi konnej koronnej i