• Nie Znaleziono Wyników

B rakujące stronice

W dokumencie We władzy pozoru (Stron 51-67)

Uderzającyparadoks! W świadectwach ocalonych z Zagładypierwszopla­ nowe miejsceprzypada, co zrozumiałe,prześladowanym, oni także skupiają uwagę badaczy1. Znacznie mniejpoznawczejpasji budzą prześladowcy oraz świadkowie. Najmniejszym zainteresowaniem cieszą sięnatomiast ci, którzy pomagali Żydom przetrwać okupację - przynoszący ocalenie1. A przecież oni właśnie odegrali najważniejszą rolę! Bez nichniebyłoby autorów, a zatem

' Zob. zwłaszcza: A. Ubertowska, Świadectwo-trauma-głos. Literackie reprezentacje Ho­

lokaustu, Kraków 2007; J. Kowałska-Leder, Doświadczenie Zagłady z perspektywy dziecka w polskiej literaturze dokumentu osobistego, Wrocław 2009; M. Jan i on, Bohater, spisek, śmierć. Wykłady żydowskie, Warszawa 2009.

2 Najobszerniejsze zbiory relacji ocalonych to: Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939-1945, oprać. W. Bartoszewski, Z. Lewinówna, wyd. drugie, rozszerzone, Kraków 1969; E. Isakiewicz, Ustna harmonijka. Relacje Żydów, których uratowali od Zagłady Polacy, Warszawa 2000.

1 samych tekstów, wktórychzostali przedstawieni.Tymczasem nakartach wspomnień pędzą zazwyczaj żywotmarginalny i momentalny. Pojawiają się wopisywanym świecie nieraz tylko na chwilęiznikająbez śladu,natychmiast pochłonięci przez spazmatyczny bieg wydarzeń.Rzadko znani z nazwiskaczy imienia -zresztą dla czytelnika niewiele znaczących- zwykle anonimowi, określani jedynieprzezpłeć, wiek,pochodzeniespołeczne, cechy charakte­

ru,sposób zachowania, ulotną sytuację.W niewielkim teżstopniuzostaje im oddanysuwerenny głos. Jaki obraz tych ludzi, nadzwyczaj dobrej woli, przetrwałwpamięci zawdzięczającychim życie?Czegobliższego można się na ichtemat dowiedzieć? A z drugiej strony:jak przedstawiał się los Żydów oglądany z perspektywytych, którzy dzieło ocalenia utrudniali? Na ile itę perspektywęda się, choć częściowo, zrekonstruować? *

49

Brakujące stronice

Dopostawienia tego rodzaju pytań niezwykle ważnego i pouczającego materiału dostarczają wspomnienia, których autorzy podziesiątkach lat podejmują próbęodtworzenia swojejdziecięcej percepcji świata wokresie okupacji. Obfitość tego rodzaju publikacji wliteraturze polskiejpo 1989roku jest zjawiskiem znamiennymi zastanawiającym. Jak piszę Justyna Kowalska- -Leder- autorka niedawno wydanej, fundamentalnej jeśli chodzi oten temat monografii - wpisują sięone „w szerszy nurtodzyskiwania w kulturzepolskiej pamięci o Zagładzie”3. Wprawdzie dziecięce doświadczenie Holocaustu, przypomina uczona, byłojużwcześniej w Polsce opisywane - by wspomnieć choćby książki Bogdana Wojdowskiego, Henryka Grynbergaczy Jerzego Kosińskiego - jednakże dopiero rosnące zainteresowanie kulturą żydowską, ożywione dyskusje wokół zbrodniwjedwabnemoraz potrzeba uporania się ze szczególnie trudnymii bolesnymi rozliczeniami w polsko-żydowskich stosunkach sprawiły,żepotraumatyczne reminiscencje zdzieciństwa sięgnęli takżeautorzydotychczas z takich tekstównieznani.

’ J. Kowalska-Leder, dz. cyt., s. 220.

Jak dowodzi autorka przywołanej monografii, wlatach 1989-2006 takich wspomnień ukazałosię kilkanaście. Niektóre znich - Romana Polańskiego Roman by Polański (1984; wyd. poi. pt. Roman 1989), MichałaGłowińskie­ go Czarne sezony (1999), Wilhelma DichteraKoń Pana Boga (2000), Romy Ligockiej Dziewczynka wczerwonym płaszczyku (2001), tom zbiorowypt.

DzieciHolokaustu mówią... (2001), wreszcie liczne,nieraz autobiograficzne opowiadania Hanny Krall - doczekałysię rozgłosu oraz drobiazgowych ana­ liz. Oczywiściesą wśród utworówtegopodgatunkuteksty mniej lubbardziej udane—opróczwarsztatowo dojrzałych i wyrafinowanych także napisane niezdarnie, leczujmująceautentyzmem przekazuoraz potrzebą podzielenia się tragicznymidoświadczeniami. Niemniej każdy z tych zapisów ma nade wszystko wagębezcennego, boindywidualnego, wywiedzionego z autopsji świadectwa.

Jak piszę Michał Głowiński, o przetrwaniu lubzatracie podczasokupacji niejednokrotnie decydował przypadek:

[... ] momentalny i nie tylko nieoczekiwany (każdy jest taki), ale zaskakujący, irracjonalny, kłócący się z wszelkimi regułami prawdopodobieństwa. I tym bardziej nieobliczalny, że krystalizujący się w świecie, w którym obowiązywały

50

Brakujące stronice

reguły ścisłego determinizmu, nie samemu przecież decydowało się o tym, czy jest się Żydem, czy nim się nie jest*.

Wszelako przywołane wyżejksiążki wymownie świadczą o tym, żeprzy­ padek nieprzesądza! o wszystkim i nie stanowił wyłączniebezosobowej siły.

Jego nosicielamibyli także konkretni ludzie,którzy świadczyliŻydom choć­

by doraźną pomoc. Wyprowadzali ich z getta, szukali dla nich bezpiecznej kryjówki, dostarczali żywności, lekarstw,załatwiali fałszywe dokumenty albo na krócej czy dłużej przyjmowali pod swój dach, od tej chwili dzieląc z uciekinierami ich tragiczny los. Podobniekonkretni ludzie denuncjowali u władz okupacyjnych zarówno ukrywającychsię Żydów,jaki tych, którzy otaczali ichopieką.

Wypada w tym miejscu przypomnieć,że represje za jakąkolwiek pomoc okazywanąosobomo żydowskimrodowodziebyły wPolsce nieporównanie surowsze niż w innych krajachokupowanych.Zakażdymrazembyła tokara śmierci. Codo tego nie pozostawia wątpliwościnp. Obwieszczenie wywieszone namurach Warszawy 5 września 1942 roku, a podpisane przez Kierownika SS i Policji dlaOkręgu Warszawskiego:

Przypominam, że rozporządzenie Generalnego Gubernatora z dnia 15.10.1941 r.

(„VBI. GG”) przewiduje, że nie tylko żydzi zostaną skazani na śmierć za prze­

kroczenie granicy dzielnicy żydowskiej, ale każdy, kto w jakikolwiek sposób dopomaga im w ukrywaniu się. Zaznaczam, że za pomoc udzielaną żydowi nie uważa się tylko przenocowanie ich i wyżywienie, ale również przewożenie ich jakimkolwiek środkiem lokomocji, kupowanie dla nich różnych towarów itp?

Szczególnie wymowne jest w tym dokumencie pisanie słowa „Żyd”

z małej litery-drobnyna pozór, aprzecież nader ważny wyraz rozpętanej przez hitlerowców, z całą konsekwencją prowadzonej propagandy pogardy i nienawiści, apelującej do nader żywych i rozpowszechnionych w polskim społeczeństwie postaw i nastrojów antysemickich. Mała litera stawała się oznaką całkowitej degradacji, zamieniałaczłowieka„gorszejrasy” w rzecz

M. Głowiński, Czarne sezony, Warszawa 1998, s. 82.

J. Bauman, Zima o poranku. Opowieść dziewczynki z warszawskiego getta, Kraków 2009, s. 135.

Brakujgce stronice

lub istotę niższego gatunku, która stanowi zagrożenieiktórej jaknajszybciej, za wszelką cenę należy się pozbyć. Równie znaczące jest wtym Obwiesz­

czeniuzamknięciezdaniaskrótem: „itp." Brzmiwnim wyraźneostrzeżenie, żejakikolwiek, najmniejszy nawet odruchsolidarności wobec obywateli pochodzenia żydowskiegood razuuznany zostanie za przestępstwo,zagro­ żone najwyższym wymiaremkary. Wyrok śmierci zawisł zatem nie tylko nad skazanymi na eksterminację, ale także wszystkimi,którzy próbowali ich ochraniać. Zostały nawetodnotowane wypadki wymordowania ztego powodu zarówno pojedynczych rodzin czydomów, jakicałychwiosek.Nie bez znaczeniabył też fakt,że za donos o ukrywającychiukrywanychmożna było otrzymaćwysoką nagrodępieniężną.

Pomagający Żydommusieli zatem strzecsię nietylkohitlerowców, którzy patrolowali uliceisystematycznieprzeszukiwali mieszkania. Potencjalną śmiertelnągroźbęstanowili również cirodacy, którzy z procederu denun-cjowania uczynili formę łatwego zarobkowania- szmalcownicy, szantażyści i różnegoautoramentu kolaboranci. Niebezpieczeństwo czyhało nawetze strony najbliższych sąsiadów, dozorcy czy administratora nieraz gotowych donieść - ze strachu o siebie i swoje rodziny, z pobudek antysemickich lub zpotrzeby załatwienia w tensposób osobistych porachunków. Nawiasem mówiąc,denuncjatorzy także ryzykowali przy tym własnym życiem, bowiem tegorodzajuakty karane bywały śmierciąprzezruch oporu6.

Zob.: Ten jest z ojczyzny mojej...; M. Arczy ński, W. Balcerak, Kryptonim „Żegota”.

Z dziejów pomocy Żydom w Polsce 1939-1945, Warszawa 1983; Żegota - Rada Pomocy Żydom 1942-1945, oprać. A. K. Kunert, Warszawa 2002.

Uogólnieniahistoryków zamieniają siępod piórem wspominających w konkrety prywatnegodoświadczenia.Wystarczą dwa przykłady:

Nagle z cienia jednej z bram wychodzi jakiś mężczyzna. Jego złote guziki lśnią.

Jego czarne oficerki błyszczą. Ma czarne wąsy i małe, świdrujące oczy.

- Stój! - odzywa się grubiańsko do mamy. — Policja! Dokumenty proszę! [... ] - Proszę - błaga go i wciska mu do ręki coś złotego — proszę, niech pan pozwoli nam iść... temu dziecku i mnie... [...]

- Myślisz, że możesz mnie przekupić, ty brudna żydowska suko? Zaprowadzę was tam, gdzie wasze miejsce! Na Montelupich! [... ] Mężczyzna zabiera pier­

52

ßrakujqce stronice

ścionek, przygląda się mojej mamie, jej strach sprawia mu przyjemność. Czeka.

[... ] Handel trwa. Mama drży, płacze, wyciąga biżuterię ze swojej torebki. On ją zabiera, i chce więcej, ciągłe więcej7.

R. Ligocka, Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, współpraca I. von Finckens te in, przel. K. Zimmer, Kraków 2001, s. 40.

Ziemia i chmury. Z Szewachem Weissem rozmawia J. Szwedowska, Sejny 2002, s. 105.

Mieszkał niedaleko, trochę starszy ode mnie. To była biedna rodzina, często kupowali na kredy t w sklepie mojego ojca i ojciec nie chciał od nich pieniędzy.

Kiedy ukrywaliśmy się w tej podwójnej ścianie, a Niemcy w kolejnej akcji wy­

ciągali Żydów z kryjówek, to Michał biegał dookoła naszego domu i krzyczał:

„Weissy, tu oni się chowają, tu możecie ich złapać!” Przedtem chodził do szkoły z moją siostrą, do jednej klasy. Dlaczego tak wola!?8

Zagrożenie stanowili zatem nie tylkodorośli, alei dzieci; Niemcy i gra­

natowi policjanci; ci, którzy się chcieli wzbogacić, rabując bezbronnych, skazanych na unicestwienie, ici, którzyulegali atmosferzenagonki. W przy­

taczanych scenkachdochodzą dogłosu rozmaite, zwykle najniższe instynkty oraz wielorakie motywy: poczuciewładzy syci sięsadystyczną przyjemnością dręczenia ofiar,a nieposkromiona chciwość gasi wszelkieludzkie odruchy;

podszyta okrucieństwemdziecięca bezmyślność zdaje się szukaćformy zemsty za dawne, domniemane upokorzenie.Oczywiście zobecnej perspek­ tywynie sposób ocenić stopnia społecznego zdziczeniapodczas wojny oraz obojętności nalosinnych,wywołanych nieustannym terrorem, strachem o życie własne i najbliższych, trudnościami, jakich nastręczało zaspokojenie najbardziej elementarnych potrzeb życiowych,poczuciem ostatecznego upodlenia i dyskryminacji.Trudno zaprzeczyć - wszystko tobezwątpienia miało miejsce i zazwyczaj służyzawygodnemoralne alibi dla przeważających w większościpolskiegospołeczeństwa postaw obojętności oraz bierności w obliczuZagłady.Aleprzyczyny tkwiły jeszczegłębiej.

Szczególnegoznaczenia nabiera w tym kontekście scena, którą opisał Michał Głowiński.Pozostawionynakwadrans w cukierni warszawskiej,został otoczony przez klientki, które zaczęły mu się bacznie przyglądać, wreszciego indagować, by z całąpewnością ustalić,czyjest żydowskiegopochodzenia, a wreszciezdecydować, czy nie należy daćznaćna policję. Jakwspomina:

Brakujące stronice

Starały się zadawać pytania łagodnie, czasem wręcz słodko, nie dałem się jednak zwieść temu tonowi, nie trzeba było zresztą wielkiej przenikliwości, by odczuć, że kryje się za nimi wściekłość i agresja. Mówiły do mnie jak do dziecka - i za­

razem jak do podsądnego i zbrodniarza Gdybym wówczas wiedział coś o śródziemnomorskiej mitologii, pomyślałbym niewątpliwie, że znalazłem się we władaniu erynii czy furii, które chcą mnie rozszarpać.

I dodaje:

Ale czy byłoby to porównanie trafne? Te panie nie były przecież opętane przez nienawiść, nad którą nie byłyby w stanie zapanować, nie zionęły żądzą zemsty, bo niby za co miały się na mnie mścić, to były normalne, zwykle, na swój sposób dzielne i porządne kobiety, z całą pewnością pracowite, w pocie czoła zabiegające o to, by w ciężkich warunkach okupacyjnych utrzymać rodzinę; nie wykluczam, że były też wzorowymi matkami i żonami, może osobami pobożnymi, odzna­

czającymi się całą harmonią cnót.

Dlaczego zatem te bogobojne niewiasty gotowe byływydać żydowskie dziecko na niechybną śmierć? Jakdomniemywaautor:„Znalazłysię w sytuacji, którąuznałyza trudnąi groźną dlasiebie,a więc chciały jejstawić czoło. Ale niepomyślały za jakącenę. Może przekraczało to ichwyobraźnię[... ] albo niemieściłosię w granicach dostępnejim moralnej refleksji”9.

9 Tamże, s. 95-96.

10 Tamże, s. 93.

Niemieściło się, ponieważ, wypada dopowiedzieć, niemal instynktownie, odruchowokierowałysię antysemityzmem. Były być może „wzorowymi matkami iżonami”, a przecież zachowywały się jakby wedle hitlerowskich instrukcji!Wikłały się w wyjątkowo ohydny proceder, prowadząc rasistow­ skie dociekania.Rozstrzygające stawałosiędla nich to, że ten mały chłopiec mógł być „Żydkiem”10,a zatem istotą gorszegogatunku, wykluczoną, obcą.

Już samo to określenie stanowiłowymowny wyraz niechęci idyskryminacji.

Ani ów granatowy policjant, ani chłopiec, ani kobiety nie działali pod wpływemprzymusuibezpośredniego zagrożenia.Żadne zewnętrzne oko­

licznościnawetw części nie usprawiedliwiałyich zachowania,naznaczonego wzgardą tymbardziej godną potępienia,żewyrażaną wobectych,którzy wy­

magali szczególnej troski i współczucia. Jakiebyły przesłanki tych uprzedzeń

54

Brakujące stronice

orazwynikających z nich zachowań,trudno dokońcadociecnapodstawie przytoczonychscenek. Być może policjant-zgodniezrozpowszechnionym stereotypem- sądził,że wszyscy Żydzisą bardzo bogaci, a skoro doszli do swoich majątków nieuczciwą drogą, odebranie im kosztowności nie jest czymś aż tak nagannym. Być może uczeń dowiedział się,że Żydzimordują dzieci,by dodać ich krew do macy. Być może owe bogobojne paniesłyszały w kościele, że to Żydzi zamordowali Pana Jezusa.Ale jakiekolwiek były źródła ichantysemityzmu, wszyscy stawali się—być może nie dokońca świadomie -

„pomocnikami śmierci”“. JakpisałkiedyśJan Błoński:

Można być współ-winnym, nie biorąc udziału w zbrodni. Najpierw przez za­

niechanie czy przeciwdziałanie niedostateczne. A kto może powiedzieć, że było ono w Polsce dostateczne? Właśnie dlatego, że dostateczne nie było, składamy hołd i otaczamy czcią tych wszystkich, którzy to heroiczne ryzyko podjęli... Ale chociaż dziwnie to zabrzmi, niewykluczone, że ta współ-wina przez zaniechanie jest mniej istotna dla naszego problemu. Gdybyśmy bowiem - w przeszłości - postępowali mądrzej, szlachetniej, bardziej po chrześcijańsku... ludobójstwo byłoby prawdopodobnie utrudnione, a już niewątpliwie spotkałoby się ze znacznym oporem. Inaczej mówiąc, nie zaraziłoby obojętnością i zdziczeniem społeczeństwa (społeczeństw), w których przytomności miało miejsce11 12.

11 Cz. Miłosz, Biedny chrześcijanin patrzy na getto, [w:] tegoż, Wiersze, t. 1, Kraków 2001, s. 214.

12 J. Błoński, Biedni Polacy patrzą na getto, Kraków 1994, s. 22.

Bez wątpienia prawda.Ale przytaczaneświadectwa skłaniająjednakże do postawienia kropki nad„i”. Gdybynie to, że właśnie Polacy stanowili dla ukrywających sięŻydów największe niebezpieczeństwo; gdyby nie to, że zagrożenie stanowił „zływygląd”- nieczytelny dla Niemców, ale natych­

miast rozpoznawany przez współrodaków; gdyby nie to, że ukrywający musieli sięstrzecnawetna ulicyprzypadkowych przechodniów, a w domu sąsiadów - z pewnością ocalałoby więcej Żydów i ich opiekunów. Polski policjant nie szantażowałby i nie rabowałuciekinierek zgetta, chłopiec nie donosiłby okupantomna rodziców szkolnej koleżanki, panie w cukierni nie rozważałyby możliwości wydaniażydowskiego dziecka na śmierć. Zabrakło elementarnego poczucia solidarnościi więziwspólnotowej, która w obliczu

Brakujgce stronice

wspólnegowroga przekreślałaby różnice kulturowe - światopoglądowe. Jest to, w moim przekonaniu, najciemniejszaplamana polskim sumieniuspołecz­ nym, nie bezpowodu skwapliwie zamazywana natrętnym eksponowaniem naszychnarodowych cierpień. Oczywiście trudno imzaprzeczyć i trudno je lekceważyć. Możnatakże szukać wytłumaczenia biernej postawy większości społeczeństwawobec Zagłady w wielorakich, nierazjuż roztrząsanych - eko­ nomicznych, obyczajowych,religijnych - źródłach polskiego antysemityzmu.

Na ten temat pojawiło sięostatnio sporoważnych publikacji* \ Plama jednak pozostaje i stanowi groźne mementona przyszłość.

Nader gorzko iprawdziwie brzmią słowa ks. StanisławaMusiała:

Czyż za okupacji niemieckiej wielu Polaków nie uważało, że Polska ma dwóch wrogów, zewnętrznego - Niemców, i wewnętrznego - Żydów? Tylko nieskoń­

czonej pogardzie Hitlera dla Polaków trzeba zawdzięczać, że nie zabiegał on świadomie, za pomocą różnych obietnic i gratyfikacji, o masową współpracę Polaków w eksterminacji Żydów. Gdyby bowiem nie jego pycha i tępota - pod tym względem szczęśliwe — być może mielibyśmy wtedy w Polsce nie jedno czy kilka Jedwabnych, tylko kilkadziesiąt i więcej *'*.

Oczywiście tym większejwymowy iwagi nabierają pojedynczeakty he­

roicznej pomocy. Myliłby sięwszakżektoś, kto by sądził,żeprzynoszących ocalenie należałoby uznać za wzór wszelkichcnót, chodzące anioły. Rze­ czywistość okazywałasię jakzawszeznacznie bardziej złożona, powikłana i nieprzejrzystaniżporządkująceją prosteschematy. Jak dowodzą przytaczane świadectwa, wśród pomagających skazanym na Zagładę byliludzie różnego autoramentu,pochodzenia, płci, wykształcenia ipoglądów. Polacy iŻydzi, a nawet -choćnader rzadko -Niemcy. Filo- i antysemici, katolicy iateiści, mieszczanie i chłopi, przedstawicieleinteligencjii niepiśmienni, patriotki

13 Zob. np.: Z. Bauman, Nowoczesność i Zagłada, przel. T. Kunz, Kraków 1989; Polacy i Żydzi - kwestia otwarta, red. R.Cherry, A. Orla-Bukowska, Warszawa 2008; I. Je­

ziorski, Od obcości do symulakrum. Obraz Żyda w Polsce w XX wieku. Antropologiczne studium przypadku, Kraków 2009.

13 S. Musiał, Czarne /est czarne, Kraków 2003, s. 129.

56

Brakujące stronice

iżony volksdeutschów, kobiety lekkich obyczajów i czcigodne matrony.

Razemz prześladowanymi, z którymi los ich złączył, tworzylisploto niemal epickiejgęstości! Wielorakość międzyludzkich relacji, nieraz sprowadzają­

cych siędo momentalnych spotkań,wymykasię wszelkim uproszczeniom czy biało-czarnym schematom. Oto wdowa,odważna, pełnapoświęcenia i energii, ukrywa Żydów oraz aktywnie działa wkonspiracji,azarazemw życiu prywatnymjestokrutnymtyranem,łamiącym charakteryswoich pasierbic, zamieniającymcodzienne życie domowników w piekło (Czarne sezony). Oto samotna kobieta,która na strychuswojego domu daje schronienie Żydówce z dzieckiem, sprzedaje swewdziękiniemieckim żołnierzom (Koń Pana Boga).

Oto biednarodzina chłopska, traktująca żydowskiegochłopca jak członka rodziny, na wieść o wybuchu powstania w getciewarszawskim nie może uwierzyć, że„płaszczący się, godnipogardy, śmiesznie szwargocącyludzie, dla którychliczyły się tylko pieniądze, mogli chwycić za broń przeciwko Niemcom”15. Oto narkomanka, która zaopłatę za ukrywanie matki z dwiema córkami kupuje sobie narkotyki (Zima o poranku).

15 R. Polański, Roman, przel. K. i P. Szymanowscy, Warszawa 1989, s. 38.

W. Dichter, Koń Pana Boga, Kraków 1996, s. 42.

Dokładniejsza lektura wspomnianych dzieluświadamia,jak dalece płynna była podczas okupacji granicapomiędzypomocnikiem kata,ofiarą i pomocnikiem ofiary. Bezinteresowność spotykała się z wyrachowaniem, uprzedzenia rasowe - z moralnymnakazem niesieniapomocyprześlado­ wanym, egoizm — z humanitarnym odruchem. Doświadczenia okupacyjne wymykająsię wyraźnemu moralnemu osądowi, dotykająbowiem sfery najbardziej splątanych, nie dającychsiędo końca przewidziećludzkich reakcjiw prawdziwie ekstremalnych sytuacjach. Wystarczyprzeczytać taki fragment Konia Pana Boga16:

Nad ranem obudził nas hałas na Pańskiej. Richterowa wyszła zobaczyć, co się dzieje i wróciła przerażona. W mieście było pełno wojska. Przyjechał guberna­

tor Frank i szykowała się parada. Przed domem zaczepił ją dozorca. „Ma pani gości?” spytał. „Żydowicę z małym” [... ].

- Musicie stąd odejść - powiedziała gospodyni.

- Złapią nas.

- Tu nie zostaniecie.

E>rakujqce stronice

- Wzięła pani pieniądze.

- Oddam, jak będę mogła.

- Won! — wrzasnął brat i wyrzucił nas za drzwi.

Niełatwo odpowiedzieć, co w tychdecyzjach górowało: strach,zimna kalkulacja czy grozasytuacji. Równie trudno wyrokować na tematmoral­ nych postaw ludzi, którzy wcześniej udzielalimatce i dziecku schronienia, ale znaleźli się nagle w obliczu rosnącego, śmiertelnegozagrożenia. Wobec niego troska o rodzinę okazywała się ważniejsza niżinteres czy humanitarne odruchy okazywane obcym.

ŚwiadczącyŻydom pomoc kierowali się najrozmaitszymi motywami.

Nieśli ratunek, bo obligowały ich do tego więzy rodzinne, dawnaprzyjaźń, poczucie solidarności z prześladowanymi, najprostszy odruch humanitar­ ny.Ale także -wbardzo wielu wypadkach - czynili todlapieniędzy, które ułatwiałyprzetrwanie. Wystarczyprześledzićdrogę Michała Głowińskiego.

Wyprowadziligoz getta, na początku 1943 roku,przekupionyniemiecki żołnierzi polski policjant. Odtąd przebywał w rozmaitych kryjówkach. Gnieź­ dził sięz matką wkąciekuchnimałego mieszkania. Trafił do warszawskiej rodziny, która stworzyła swego rodzaju „hotel” dla ukrywających sięŻydów, zaś tych, którzy nie moglijuż płacić,wyrzucałana ulicę. Ostatecznieznalazł stałe schronieniewsierocińcupod Lublinem, gdziew gronie innych dzieci żydowskichzostał otoczony opieką przez zakonnice i przetrwał okupację.

Łańcuchocaleniazawierałzatemogniwa z najszlachetniejszego metalu, ale także zkruszcupodłej jakości.Ale dziękitemu, że żadne znichniepękło, ocalały tysiące, zaś swoje wspomnienia zdzieciństwamogli m.in. spisywać:

wybitnyreżyser filmowy, ceniony teoretyk literatury, późno debiutujący oryginalny pisarzi obiecująca malarka.

Życiepodczas okupacjiinscenizowałoscenariusze,których zaiste po­

wstydziłabysięliteratura.Tragicznai groteskowa zarazem jest opisana przez

wstydziłabysięliteratura.Tragicznai groteskowa zarazem jest opisana przez

W dokumencie We władzy pozoru (Stron 51-67)

Powiązane dokumenty