Mizernego, ^biedzonego, ubożuchno, lecz czysto ubranego, bardzo sym pa
— Ż a r t u j e pan ? Chodził w zeszłym
wienia wartości umysłowej czło
wieka.
Sprężynie, która sprawia chód w zegarze, odpowiada ciekawość w człowieku. Stanowi ona, p rz y n aj
mniej w ta k im stopniu, wyłączne znamię jego człowieczeństwa. Przez naukę prowadzi do wiedzy, przez wiedzę dosięga w pojęciach praw dy w czynach — twórczości; przez tw ó r
czość — zdobywa piękno; w urządze
niach społecznych sprowadza lad, spokój, wolność; przez nie z a ś czło
wiek wywalcza i zapewnia dobro.
Tego, co stanowi, ja k myśli czło
wiek, dostarcza przyroda, a w n ie j — dziedziczność, przez długi szereg po
koleń uzyskiwana i zdobyw ana. T e
go, co myśli człowiek, dostarcza ży
cie, nauka, wiedza, a p rz y te m ów poziom k u ltu raln y , n a k tó ry m p o stawiło człowieka urodzenie lub wła
sna praca i zapobiegliwość.
Myślenie jest czynnością i j a k k a - przedmiocie powinno się wówczas stać i staje się dociekaniem istoty przedmiotu. Znaczenie i ważność przedm iotu myśli a siła i kierunek tego człowieka, pożądanem. Owszem, częściej nawet, jak tego dowodzą te wszystkiemi zgoła zjawiskami życia się unoszą, na powierzchni tego ży
cia, niby wierzchołki skał podwod
nych, sięgających dna morskiego, zdradnie stercząc, grożą stale rozbi
ciem łodzi ratunkow ej, zbawczym, choć spóźnionym prądem postępu poruszanej.
P rzyczyn, wprowadzających ową bezmyślność do życia i je w życiu podtrzym ujących, należy szukać nie tylko w lenistwie, niby wrodzonem człowiekowi, nie ty lk o naw et w niz- kim poziomie k u ltu ry danego naro
du, lub zresztą w jego pochodzeniu rasowem, lecz przedewszystkiem, i to głównie, w pewnych instytucjach społecznych. Dla ty ch to bowiem in
stytucji to dociekanie myśli w jej n a tu ra ln y m rozwoju staje się zwła
szcza niebezpiecznem. I rzecz dziw
na, a zarazem bieg spraw ludzkich wymownie w ykazująca, im bardziej
47
j ak a in stytuc ja z takich sięga swym początkiem w czas ubiegły, im bar
dziej jej pochodzenie otacza mrok dziejowy, to jest, im jest s taroż yt- niejszą, [tem widoczniej bezmyślno
ści pożąda, na niej się silniej opiera;
skuteczniej do niej prowadzi, zawzię
ci ej z dociekającą myślą walczy.
Płodem ostatecznym a widocznym dociekania myśli, nim ona przybierze formę i inoc czynów, stają się utw o
r y piśmienne. W alka z utworami piśmiennemi nie byw a bezpieczną.
Zawsze zb y t głośna, okazuje się czę
stokroć nawet spóźnioną. Niszcze
nie pewnych płodów myśli w posta
ci utworów piśmiennych p rzytem nie stanowi jeszcze wszystkiego. 0 - tóż zapobieganie powstawaniu takich utworów zjawia się j a k o ‘prosta ko
nieczność.
Zapobieganie dwojakie nastręcza sposoby: p izytępianie myśli jako n a rzędzia i odrywanie myśli od docie
kania, to jest, od swobodnego do
bierania sobie przedm iotu myślenia, a to przez narzucanie jej stale inne bezmyślność. Zegar iść przestaje.
Bezmyślność staje się znamieniem społeczeństwa, w niem — koterji, partji, stanów. To w ytw arza klęskę narodu, spowodowuje i u trzym uje jego upadek, ta m u j e rozwój wszelki, uniemożliwia postęp n a tu ra ln y .
P rzytępianie myśli jako narzędzia odbywa się w latach młodzieńczych jednostki ludzkiej. Odrywanie m y śli od d o c ie k a n ia — przez całe życie człowieka. L ata młodzieńcze jedno
stk a ludzka przepędza zwykle w szko
le. Szkoła przeto, przynajm niej na
pozór, przedstawia się jako najprost
szy ra tu n e k w tej klęsce ogólnej, jako najpewniejsze lekarstwo z a ra
dzające złemu.
K orz ystajm y więc z możności ra tu n k u . Chwytajm y się lekarstwa!
Szkoła przedstawia trz y stopnie:
jest ludową, średnią, uniwersytetem.
Lecz by ów ra tu n e k był skutecznym, lekarstwo — zbawczetu, nie zapomi
najm y, że na pierwszych dwóch sto podsycanie ciągłe ciekawości. Uczeń, będąc prowadzony przez pedagoga (stąd jego nazwa), dochodzi sam do pewnych rezultatów w myśleniu swojem, docieka, niby odkrywca dany fa k t naukow y, wysnuwa samodziel nadal nie zrozumiałem i niepojętem, nie rozwija się, lecz się przytępia, słabnie i ostatecznie drętwieje...
Ignacy Radliński.
zdoła n a jr o zu m n ie j przystosow ać się do potrzeb zie m i ojczystej.
B a d a n ie k ra ju o d kryje m u bo
gactwa i n ied osta tki, a św iadom ość ich, pozw oli m u w yzysk a ć należycie strony dodatnie i za stą p ić braki in n y m i c z y n n ik a m i n a tu r y m ate- rja ln e j lub naw et duchow e w arto
ści, które m ożn a rozw inąć przez w y
chowanie.
To, co m oże być dobre dla P o la ka, kształcącego się w A m eryce, m o
że n ie wystarczać lub m oże być n ie zu p ełn ie odpow iednie dla P o la ka , wychow yw anego w P olsce i dla P o lski.
Z tego w ła śn ie pow odu w y n ik a istotna porzeba g ru ntow n ej n a u k i o k ra ju o jczystym we w szelkich szko
łach i na w szystkich poziom ach.
Z tego też w yp ływ a koniecz
ność, by dobrze z n a li nie tylko ce
chy narodu, ale i w łaściw o ści zie m i ojczystej zarów no ci, co chcą ro zu m n ie kierow ać n a w ą państw ow ą, ja k i ci, co pragną w skazyw ać drogi i cele kształcenia i w ychow ania m ło
dych pokoleń dla dobra narodu, który w takich a nic in n ych w arunkach geograficznych m a się rozwijać.
P. Sosnow ski.
Stary dwór.
S ta ry dw ór w id zia ł wiele. W tu lo n y w lip sploty Jeszcze bitwę, co w sadzie szalała p a m ięta — B u rza przeszła. J a ś m in y znów pachną i m ięta, I ra n ek ze sn u w staje różow y i złoty!
W m urach ku le tkw ią . O kna i d rzw i potrzaskane, I jeden biały fila r sterczy, gdzie gan ek,—
N a traw nikach dziew a n n a k w itn ie i ru m ia n ek , W in n e liście bieloną oplatają ścianę.
W io sn a p rzyszła, ta sa m a d zisia j, co przed laty, I nowe życia tchnęła w sad, gdzie d rzem ią ko śc i—
P rzy szła z dobrą n o w in ą w ia ry i m iłości!
I tam . gdzie k u l szalała zam ieć i szrapneli,
B rzęczą roje pszczół skrzętnych, m iodne pach ną kw ia ty I dw ór stary, ja k d a w n iej, pośród lip się bieliJ
Z uzann a R abska.