• Nie Znaleziono Wyników

Z uwagą przeczytałem artykuł prof. Jana Głuchowskie­

go („Polityka” 1986, nr 9, s. 11) z UMK pt. „Obrona uniwer­

sytetu”. Autor nawiązuje w nim do zgłaszanego ostatnio głównie przez trzy środowiska akademickie (białostockie, opolskie i rzeszowskie) postulatu utworzenia nowych uni­

wersytetów w Polsce i - nie widząc poważnych uzasadnień poza śmiesznymi ambicyjkami „przedstawicieli władz lokal­

nych i... niektórych pracowników naukowych” - wyraża opi­

nię, iż należy tym postulatom dać zdecydowany odpór, bo w aktualnej sytuacji trzeba umocnić uczelnie istniejące, a nie poprzez mechaniczną zmianę szyldu, na słabych kadrowo WSP, ugruntować groteskowe przekonanie, że „osioł nazwa­

ny koniem dorówna rumakowi”.

Sprawa jednak nie jest taka prosta, by można kwitować ją tylko mniej lub bardziej udanym metaforycznym epitetem.

Sądzę bowiem, iż wiąże się ona z modelem funkcjonowania

uczelni akademickich i w ogóle centrów kulturowych w pań­

stwie. Zasadniczo istnieją dwa takie modele: pierwszy, ukształtowany historycznie i - można rzec - żywiołowo, opiera się na sieci wielkich aglomeracji miejskich i starych centrach kulturowych. Istnieje w nich kulminacja potencja­

łu intelektualnego i niejednokrotnie wręcz irracjonalne stło­

czenie uczelni różnego typu, instytutów badawczych, wy­

dawnictw, kadry naukowej itp., i to w warunkach lokalo­

wych nie do pozazdroszczenia, przy jednoczesnym wyjało­

wieniu tak zwanej prowincji. W pewnym uproszczeniu można to nazwać modelem francuskim - z Paryżem „wiel­

ką mózgownicą”. Drugi model zakłada, iż centra kulturowe i naukowe należy w miarę równomiernie rozmieścić na te­

rytorium państwa i lokować je w stolicach historycznie ukształtowanych dzielnic (nie utożsamiać ze stolicami wo­

jewództw w Polsce).

Promocje doktorskie. N a pierwszym planie: prof. Halina Stan kow ska i dr Jan Neuberg.

Od lewej: prof. Bogd an Suchodolski, dr honoris causa W S P w O p o ­ lu i prof. Zenon Jasiński (wówczas docent). 1 9 8 5 rok.

Otóż ten pierwszy model zakorzenił się mocno w histo­

rii naszej państwowości. Dla ilustracji, gdy w 1661 roku Jan Kazimierz ogłosił akt erekcyjny Uniwersytetu we Lwowie, najostrzejszy protest wyszedł z Krakowa pod hasłem „obro­

ny akademii jagiellońskiej”. Protest był tak skuteczny, iż do­

piero Augustowi III udało się w 1758 roku formalnie zale­

galizować w Sejmie istnienie nad Pełtwią uczelni akademic­

kiej, która odegrała ogromną rolę w dziejach Polski. Można dodać, iż z podobnych powodów tak późno powstał uniwer­

sytet w Warszawie.

W Polsce Ludowej od początku ujawniły się dwie ten­

dencje. Pierwsza, aby koncentrować potencjał intelektu­

alny, zwłaszcza w Warszawie. Druga, aby w miarę rów­

nomiernie rozwijać centra kulturowe i kształtować regio­

nalne koloryty kultury polskiej. Te tendencje są nadal ży­

we. Przez wiele lat przeważała koncepcja centralistyczna, wiązano to nawet z potocznym rozumieniem nobilitacji (wybitny uczony, pisarz, aktor, polityk itp. powinien przenieść się do Warszawy, no - ewentualnie Krakowa), lecz od kilkunastu przynajmniej lat przewagę zaczęła zy­

skiwać koncepcja decentralistyczna. Tu wiodącą rolę odegrał ośrodek krakowski - i stojąca za nim ogromna tradycja - oraz ośrodek poznański. Niemniej jednak o każdy nowy uniwersytet w Polsce poza tymi, które po­

wstały lub odrodziły się w latach 1944-1945 (a wówczas wybór miejsc niektórych był przypadkowy), toczyła się później ostra walka. Tak było w przypadku tworzenia uniwersytetów w Katowicach, Gdańsku, a ostatnio w Szczecinie. Ze strony przeciwników zawsze padały te same argumenty - środowisko nie dorosło do uniwersy­

tetu, umacniajmy to, co mamy (z tym, że jedni mieli, a drudzy nie), z Katowic do Krakowa tak blisko, że moż­

na na wykłady dojechać itp.

W moim odczuciu głosy domagające się utwo­

rzenia uniwersytetów na Białostocczyźnie, Opolszczyźnie i Rzeszowszczyźnie wywodzą się z prądów decentralistycznych, tak jak tamte do­

magające się poprzednio utworzenia uniwersyte­

tów na Górnym Śląsku, w Zagłębiu Dąbrowskim, na Pomorzu Gdańskim i Szczecińskim. Demago­

giczny jest nadtytuł artykułu prof. Jana Głuchow­

skiego wyrażający retoryczne pytanie: „czy każde województwo musi mieć własny uniwersytet?”, bo takie postulaty nie wychodzą ze wszystkich miast wojewódzkich, a tylko ze stolic regionów hi­

storycznie ukształtowanych, o określonej specyfi­

ce kulturowej i obejmujących swym obszarem po kilka województw. Drugą sprawą budzącą mój sprzeciw w artykule prof. Jana Głuchowskiego jest ocenianie wszystkich ośrodków pozauniwersytec- kich jedną miarką, jako środowisk jednakowo ra­

chitycznych, grupujących słabą kadrę, głównie lu­

dzi nie mogących zrobić habilitacji, „po żenująco słabych doktoratach, bądź przesiedleńców skłóco­

nych z dawnym swoim macierzystym uniwersy­

tetem”. Jest to, delikatnie mówiąc, duże uproszcze­

nie, bo choćby na przykładzie wyższych szkół pe­

dagogicznych można łatwo udowodnić, jak te uczelnie są bardzo zróżnicowane. Są wśród nich takie, które mają czterdziestoletnią tradycję, od dawna posiadające prawa habilitowania (Kraków, C)pole), a na drugim biegunie takie, które dopiero w połowie lat 70-tych zostały przekształcone ze studiów nauczycielskich i znajdują się jeszcze na progu swej akademickości.

Pisze również prof. Jan Głuchowski, iż trudno „dostrzec uzasadnienie dla tworzenia nowych uniwersytetów w Bia­

łymstoku, Opolu czy Rzeszowie.” Sądzę, iż autor artykułu nie miał okazji do gruntownego zapoznania się z tymi uza­

sadnieniami opracowanymi rzeczowo, bez tromtadracji (jak

Docent Franciszek Czech, w yróżniony M ed aiem Komisji Edukacji Narodow ej i Tadeusz Białowież, w ów czas student pedagogiki W SP.

kwiecień - czerwiec 2001 U n i w e r s y t e t w t r y b a c h prasy

55

np. w Opolu - polecam „Kwartalnik Opolski”, 1985, nr 2) przez liczną grupę pracowników naukowych i działaczy, a zna tę sprawę jedynie z krótkiego artykułu publicystycz­

nego, w którym jeden z moich kolegów polemizował z de­

magogicznym argumentem, iż Opole znajduje się za blisko Wrocławia i Katowic, aby kreślić tam perspektywę prze­

kształcenia w przyszłości WSP w Uniwersytet Piastowski.

Pragnę więc na przykładzie uczelni mego regionu wykazać, iż rzecznikom idei utworzenia uniwersytetu, w tym przy­

padku w Opolu, nie przyświeca myśl mechanicznej zmiany szyldu na budynku WSP, lecz pragnienie utworzenia uczel­

ni możliwie wszechstronnej, dostosowanej do potrzeb Opolszczyzny, która ściągałaby indywidualności - zarów­

no w grupie kształcących (kadra), jak i kształconych (studen­

ci) - i zapobiegła emigracji wielu specjalistów ze Śląska Opol­

skiego do ościennych środowisk uniwersyteckich. Uważa­

ją oni również, iż opolskie środowisko akade­

mickie (WSP, WSI, Instytut Śląski, Instytut Ciężkiej Syntezy Organicznej) osiągnęło pe­

wien pułap rozwojowy, którego nie przekroczy bez zmiany profilu kształcenia.

Na to wszystko nakłada się specyfika Śląska Opolskiego, dawnej historycznej dzielnicy Opolan, zamieszkiwanej przez ponad milion mieszkańców, regionu o wysokiej kulturze agrarnej i wysokim stopniu industrializacji. Ja­

kie znaczenie na tym obszarze ma uczelnia ty­

pu humanistycznego, dowodzi już kilkudziesię­

cioletnia historia opolskiej WSP. Gdy w 1945 roku na wyjałowionej z inteligencji przez sześć wieków germanizacji Opolszczyźnie po raz pierwszy rzucono hasło utworzenia w Opolu silnej polskiej uczelni humanistycznej bądź rol­

niczej, najpierw zostało ono ośmieszone (uni­

wersytet w Koziej Wólce), a później zduszone przez samozwańczych stróżów „czystości idei uniwersyteckiej”. Dopiero w pierwszej połowie lat 50-tych udało się przenieść z Wrocławia WSP. Następnie trwały tu długie walki, by re­

aktywować Instytut Śląski, mimo iż po drugiej stronie Łaby funkcjonowało już kilkadziesiąt ostforschungów. Przez całe lata 60-te i 70-te trwał systematyczny proces emancypacji opol­

skiej WSP wspierany przez profesurę Uniwersytetu Wro­

cławskiego. Z czasem wyrosła tu własna kadra (import był minimalny) i dziś jest to jedna z najsilniejszych uczelni pe­

dagogicznych w kraju, która na filologiach i historii, mate­

matyce i chemii pod względem ilości samodzielnych pra­

cowników naukowych nie ustępuje młodszym polskim uniwersytetom.

Mury uczelni opolskiej opuściło dotychczas ponad 20 tys.

absolwentów legitymujących się tytułem magisterskim. Tra­

fili oni przede wszystkim do placówek oświatowo-kultural- nych na Opolszczyźnie, ale także m.in. do województw;

wałbrzyskiego, legnickiego, wrocławskiego, częstochow­

skiego, katowickiego. Około 20 proc. absolwentów opolskiej WSP podjęło pracę poza szkolnictwem, głównie w admini­

stracji państwowej, w partiach i organizacjach społeczno-po­

litycznych itp. Bezdyskusyjnym jest stwierdzenie, iż opol­

ska WSP przyczyniła się w poważnym stopniu do rozbudze­

nia aspiracji oświatowych i zamiłowań humanistycznych na Opolszczyźnie. Była i jest ogniskiem życia intelektualnego w tym regionie. Spełnia od ponad 30 lat rolę kuźni kadr Ślą­

ska Opolskiego i wpływa na kształt jego inteligencji. Z każ­

dym dniem rośnie jej potencjał materialny (w mieście, w którym w 1945 roku nie było polskiej biblioteki, dziś książnica WSP liczy około pół miliona woluminów), inte­

lektualny i naukowy, przez co umacnia swój prestiż na fo­

rum ogólnopolskim.

Nikt w Opolu nie twierdzi, iż uniwersytet należy tu stwo­

rzyć już jutro. Jest natomiast opracowany szczegółowy pro­

gram, jak w perspektywie kilku, kilkunastu lat należy do zmaterializowania tej idei dojść. I nie można tego trendu, za którym stoi społeczeństwo całego Śląska Opolskiego, jakimś odgórnym zarządzeniem zatrzymać i skwitować prześmiew­

czym zdaniem o lokalnych ambicyjkach.

Jestem zwolennikiem tworzenia regionalnych silnych uczel­

ni typu uniwersyteckiego, gdyż takie stanowisko dyktuje my­

ślenie o nowoczesnym harmonijnym rozwoju poszczególnych historycznych regionów naszego kraju. Kultury nie można przewieźć autobusem czy ekspresowym pociągiem. Uniwer­

sytet spełniał zawsze ogromną kulturotwórczą rolę. Chyba po­

dzieli Pan, Panie Profesorze, opinię, iż inne byłoby oblicze in­

telektualne współczesnego Torunia, gdyby w 1945 roku po­

ciąg z kadrą naukową, jadący z Wilna, nie zatrzymał się w Pań­

skim pięknym mieście, a dojechał wówczas do Szczecina. Mo­

że później, prawem paradoksu, Szczecin nie zwalczałby idei tworzenia uniwersytetu w mieście Kopernika. Sądzę bowiem, iż „broniąc uniwersytetu”, nie trzeba odmawiać prawa do utworzenia go w innym regionie, jeśli warunki ku temu umie stworzyć zainteresowane tym tamtejsze społeczeństwo.

1 marca 1986 r.

Stanisław Sławomir Nicieja

Od lewej: prof. Jan K w ak i prof. Jan Korbel.

„O p o le", grudzień 1986 r., nr 12 (196)

W obronie małych uniwersytetów

Powiązane dokumenty