Przyszedł w tym miesiącu do mnie chłop staruszek z Bier- bówki o 2 mile od M yślenic, zwie 011 się M alina, i ją ł mnie prosić, abym tę rzecz o nim , którą 011 mi opowiedział, do Dzwonka spisała, aby wszyscy ludzie o tem wiedzieli, a jako że to prawda, to 011 gotów przysięgą stwierdzić.
Otóż tak mi ten pobożny staruszek prawił:
Jeszcze w 1829 roku w miesiącu styczniu byłem złożony Anielką chorobą, i leżałem więcej niż 40 dni i nocy i widzia
łem się bliskim śmierci, pragnąłem przeto bardzo świętej spo
wiedzi i komunii; i dał mi Bóg przyjąć świętą komunię, za co niech będą dzięki Bogu!
Potem we śnie słyszałem głos taki: „W stań na Imię Boga i chodź, a nie powrócisz tu , aże dnia trzeciego.“ W tedy prze
żegnałem się i zasnąłem , i wziąłem się gdzieś na północ, i tam zobaczyłem piekło, które jest tak głębokie, ja k wysoko jest niebo ; a tam w piekle słyszałem płacz i zgrzytanie zębów, i widziałem najstarszego L ucypera, który tysiącami łańcuchów je st przywiązany. Potemu wziąłem się gdzieś na wschód słońca,
które to słonko takie wielkie i takie piękne mi się widziało, że tego opowiedzieć nie umiem. Potem d a le j, stanąłem nad płomieniem czysca, i wziął mnie wielki strach, tak że włosy na głowie mi stanęły, gdy się okrótna jaskinia za mną zawarła.
Lecz nie długo pokazał mi się po drugiej stronie śliczny mło
dzieniec w postaci xiędza, który mnie się spytał: „Coś ode
brał na chrzcie świętym ? “ Odpowiadam, żem był ochrzczony w Imię Trójcy świętej i w Imię Jezus. W tedy strach mnie opuścił, a młodzieniec ten śliczny rzekł mi: „chodź teraz, kiedyś wyrzekł to im ię14, i wiódł mnie ten śliczny młodzieniec przez prześliczny raj i pokazywał mi wielką moc złota, i róż
nych śliczności, i zapytał mnie, co jest droższe czy te wszy
stkie skarby, czyli to imię, com wyrzekł? Jam nie wiedział ja k odpowiedzieć; to on mi powiedział, że nad wszystkie sk ar
by, i nad niebo i ziemię, je st droższe to Imię Jezus! i żebym sobie o tem imieniu zawsze pamiętał.
W tedy wprowadził mnie do nieba, gdzie zobaczyłem takie szczęście, taką miłość, i takie wesele i takie piękności, której żadną miarą ani opowiedzieć, ani opisać nie umiem. Ojcowie święci rozmawiali się ze m ną, a ja czułem w sobie słodycz niezmierną. Wielkie procesye szły z imieniem Jezus na prze
dzie, wszystkie ubrane w bieli. Najprzód szły małe dzieci, a potem starzy. Gdym się już tak napatrzył, kazali mi ztamtąd pójść do domu, o co mi się bardzo markotno zrobiło, aż oni mi powiedzieli, że dosyć mam to słowo Jezus. W tedy obudzi
łem się, i wyzdrowiałem.
W kilkanaście lat potem, bo ju ż 1846 roku wspomniałem sobie raz gorąco na to imię Jez u s, i znowu zasnąłem , i uka
z a ła mi się na niebie wielka jasność, a w niej stał ślicznej urody młodzieniec, obrócony był od południa ku północy, pra
wą rę k ą niby żegnał św iat, a na lewej ręce trzymał wypisane I m i ę J e z u s !
Potem znowu, zeszłego roku pokazała mi się we śnie śli
czna pani, niby Najświętsza Panienka, i rozkazała m i, abym to w szystko, com we śnie w idział, jakby testamentem światu zostaw ił, co ja też usłuchawszy, przyszedłem do Jejmości pro-
*:ć, aby to pięknie spisali i światu oznajmili, aby ludzie, jako
— 99 —
się to teraz często dzieje, nie zapominali na to drogie imię Jezu s, i nie zapominali na srogie boleści w piekle, i na to wielkie szczęście i rozkosz, ja k a czeka sprawiedliwych w niebie!
Na tem skończył swoje opowiadanie pobożny i zacny człek M alina, a ja wam to do razu spisała, abyście so
bie tem częściej to najdroższe imię Jezus wspominali, i często gęsto o piekle i o niebie sobie rozmawiali; a z taką myślą nie wpadniecie nigdy w pokuszenie.
L u d k a z Myślenic.
H * ■ £ Ha b : . a - r *
t&
w<*• s * ,.
Z m ą ig ie łk ą , nożycam i, p rz e jd ę w szystkie k r a je , Bo ty m , co pracow ać lu b ią , każdy chleba daje.
U m iem dobrze sukno k r a ja ć , i um iem b ra ć m ia r ę , Um iem nowe robić s u k n ie , i n ap ra w iać sta re . G dy od k ro ju co z o s ta n ie , zw racam ja k n a le ż y , M iloż to pom yśleć s o b ie , że nam k ażdy w ierzy!
K to rzeteln y , spraw iedliw y, m a zaw sze ro b o tę:
W jakim kolw iek będziem s ta n ie , to kochajm y cnotę.
Stan. Jachowicz.
Je ste m szew czyk n a d o ro b k u , N a sto butów n a w a rs z ta c ie , H ej p a n o w ie , słudzy, c h ło p k u , P różno g ro sza nie w ydacie.
Robię m ocno, to m ą ch w a łą, O j a d ra tw y nie ż a łu ję , M ożesz hasać przez noc c a łą , A mój b ó t się nie rozpruje.
C odziennie się ludzie ro d z ą , Z arobek to będzie suty, N iechaj gęsi boso chodzą, K to rozum ny, to m a bóty.
*
Pobłogosław p racy B oże!
Co zarobię nie p rze p iję I na sta ro ś ć co odłożę.
W i w a t ! niechaj szydło żyje ! Stan. Jachow icz
P a tr z c ie c h ło p a k i, p a trz c ie dziew czyny ! Co to j a robię z gliny.
T oczę żwawo m oje k o ło , I śpiew ani sobie wesoło.
B ry ła s ta je się g arn u szk iem , D zbanuszek wychodzi z u sz k ie m , T u ry n ec zk a z r ą c z k ą spieszy — J a k ż e m nie to w szystko cieszy!
Chcąc m i m oję odjąć chwałę P o w ie c ie , -wszystko n ietrw ałe.
A leż przeczyć nie b ęd z ie cie , Że trw ałeg o nic na świecie.
T w ard e żelazo się skruszy, M ury gm achów czas poruszy, D ębem silny w ia tr p o m ia ta , G arn u sze k m aż p rze trw a ć la ta ? N iech się tłu k ą g a rn k i m o je ! J a się o icli los nie boję.
Żwawo sobie toczę k o ło , I zaw sze śpiew ani wesoło.
Stan. Jachow icz.
P ielgrzym ka do Częstochowy,
którą odprawili Stanisław Pysz i Wojciech Woś włościanie z Grodziska, a polem do Dzwonka opisali obaj.
(Dokończenie.)
IV .
W eszliśmy do studni, gdzie cudownym sposobem Bóg źródło w yprowadził, w towarzystwie jednego kapłana, któren o mil 24 do Częstochowy przybył; tenże nam historyę
łacin-— 101 —
skim językiem na studni pisaną tłum aczył, a są tu i malowi
dła tej historyi.
Naczerpaliśmy wiadrem wody, pierwej kapłan napiwszy się wody i twarz sobie obmył, bo to trza wam moiściewy wie
dzieć, że woda w tej studni na ból oczu i na różne słabości skutkuje, kto jej z żywą w iarą używ a, ale pierwej potrzeba swoją duszę z brudu grzechowego przez Sakram ent pokuty obmyć. Za przykładem tego kapłana i my także tej wody na
piliśmy się i obmywszy się wyszliśmy z tej stu d n i, a idąc ra zem pomiędzy innemi rozmowami zapytał nas, jeżeliśm y znali xiędza Antoniewicza? N ie, odpowiedzieliśmy.
Po uprzejmem pożegnaniu się z kapłanem udaliśmy się napowrót do kościoła na Jasn ą g ó rę , aby w czasie nieszporów pomodlić się przed cudownym obrazem Maryi. O błoga chw ilo!
do samej śmierci nie zapomnę tej chwili; a gdy niegodny spo
glądałem na oblicze Maryi i na te rany w prawej stronie twarzy, które bezbożny H ussyta pałaszem zadał, rozrzewniony pomyślałem sobie: może to pierwszy i ostatni raz w tym świę
tym przybytku Maryi jestem , może ostatni raz moje łzawe ocz}7 podnoszę do oblicza M aryi, błagając je j, aby się za mną grzesznikiem wstawiła do swego syna i uprosiła mi odpuszcze
nia grzechów.
W yszliśm y wreszcie z kaplicy Najświętszej Maryi Panny przez wielki kościół, rzuciliśmy okiem po przybytku pańskim, i rozrzewnieni idąc ku wielkim drzwiom kościoła, opuściliśmy świątynię o godzinie piątej wieczorem. W yszedłszy za ostatnią bramę spojrzeliśmy z Jasnej góry na wszystkie strony; co za śliczny widok! co za śliczna okolica! a przytem zdrowe i let
kie pow ietrze, zdawało s ię , że człowiek o lat kilkanaście od- młodniał. Bardzo daleko widać z tej góry różne w zgórza, pola, lasy, wioski i kościoły.
Czas zmuszał nas opuścić już tę świętą Jasn ą górę. Spie
sznie zstępowaliśmy ku stacyi żelaznej kolei. W siedliśmy o godzinie szóstej wieczór, dopóki można było widzieć to święte m iejsce, patrzyliśmy, aby się jeszcze choć widzeniem nasycić, bo Bóg tylko w ie, czy jeszcze kiedyś pozwoli nam tę świętą górę oglądać.
Ale gadam a gadam , a podobnoś nie powiedziałem wam, gdzie ta Jasn a góra Częstochowy znajduje się; bo chociaż ta wielu z was byliście i wiecie, to przecież są tacy co o tem nie wiedzą, ani żadnego wyobrażenia nie mają.
Częstochowa jest na naszej polskiej ziemi pomiędzy K ra kowem i W arszawą pod szląską granicą, pod rządem moskiew
skim. A jeszcze wyraźniej powiem, że jadąc żelazną koleją z Krakow a do Częstochowy, mil dziewiętnaście się liczy.
V.
Nazajutrz dnia 19 września o godzinie 10 przed połu
dniem stanęliśmy w Krakowie. Wysiedliśmy z pociągu żela
znej kolei, natychmiast udaliśmy się dla obejrzenia tak wspa
niałego K rakow a, jako też i wyszukania naszego pana D ą
browskiego, któren na nas czekał z świętym obrazem.
Najprzód wstąpiliśmy do kościoła Panny Maryi gdzie jest przewielebny xiądz Kogotowicz infułatem, a nasz grodziski ro dak, je st on świadkiem dawniejszych nauk szkolnych, że i z Grodziska dawniej rodzice swoich synów do szkół posyłali, którzy na wielkich ludzi wychodzili, a teraz co macie? wszy
stko to ustało. Synowie wasi nim dorosną bydło p asą, a gdy podrosną to najpierwsza ich nauka fajeczkę pykać, na hulaty- kę i pijatykę do przebrzydłych karczmarzy chodzić, a żaden nie pomyśli aby czegoś pożytecznego w szkole, albo jakiego
rzemiosła się nauczyć.
Znowu rozgadałem się o czem innem, a zaniechałem opo
wiadania o Krakowie. Otóż po wysłuchaniu mszy świętej w kościele Panny M aryi, wyszliśmy z kościoła i udaliśmy się wprost do zamku na górze W aw el, w którym niegdyś nasi polscy królowie mieszkali. Weszliśmy najprzód do kościoła na Zamku, aż tu na pierwszy rzut oka zobaczyliśmy trumnę srebrną w pośrodku kościoła stojącą, w której spoczywają zwłoki świętego Stanisława biskupa krakow skiego, z k ratą że
lazną naokoło obwiedzioną, a na wierzchu śliczny baldachim Po krótkiej modlitwie zaprowadzi! nas kościelny na wieżę, gdzie jest dzwon Zygmunt bardzo w ielki, który 300 cetnarów, a serce 7 cetnarów waży. Potem odwidziliśmy trumnę świętej
Jadw igi, Jan a 111 Sobieskiego i żony jego Maryanny, które po lewej stronie wielkiego ołtarza są umieszczone. Weszliśmy nakoniec do podziemnych grobów królewskich z zapaloną świe
cą; i tam także spoczywają królowie i wodzowie polscy w mar
murowych trumnach.
W yszliśmy z kościoła zamkowego i udaliśmy się wprost do kościoła na Skałce, któren tuż nad sarną W isłą się wynosi, gdzie był zabity święty Stanisław przez króla Bolesława Śmia
łego, lecz kościół zastaliśmy zamknięty, tylko o kilka kroków od kościoła znajduje się nie wielka sadzaw ka, której brzegi są kamieńmi obmurowane, a w pośrodku stoi figura świętego' S ta
nisława biskupa w naturalnej wielkości w infule i z pastorałem w ręk u , a u stóp tegoż Piotrowin. Je st to ta sama sadzawka, w którą ciało męczennika Chrystusowego po zabiciu wrzucone było. Mój Boże! pomyślałem sobie i przemówiłem do mego towarzysza, a gdzież są orłowie co strzegli ciała świętego mę
czennika? wy tylko góry, co piętrzycie się za W isłą, jesteście świadkami owych czasów!
Opuściliśmy Skałkę powróciwszy do miasta i samym w ie
czorem znaleźliśmy naszego pana Dąbrowskiego na ulicy Flo- ryańskiej. Po uprzejmem przywitaniu się z powrotu z Często
chowy poszliśmy na spoczynek nocny.
N azajutrz 20 września równo ze świtem wyruszyliśmy na Mogiłę Kościuszki. Co za wspaniały widok, K raków przed
stawia się ja k na dłoni z kościołami i wieżami. T u na tej mogile je st teraz forteca i kaplica świętej Bronisławy.
Powróciwszy z Mogiły Kościuszki do miasta K rakow a po odwidzeniu jeszcze kilku kościołów i po mszy świętej w ko
ściółku świętego Wojciecha przed 11 godziną przed południem opuściliśmy Kraków i tegoż samego dnia wieczór już byliśmy z świętym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej w Grodzi
sku. Przyszedłszy szczęśliwie do mego domu, zastałem już Sebastyana Sadła i Piotra Baja, którzy mego powrotu czekali i ciekawością zdjęci, jakem im zaczął opowiadać to o Często
chowie, to o K rakow ie, to o Skałce i krakowskim zam ku, to aż gęby porozdziawiali a słuchali, a tak do samego prawie świtu przegawędziliśmy, ta pono myślą kiedyś wybierać się do Częstochowy i Krakowa,
— 103 —
V I.
Jużem wam ta dosyć mojem opowiadaniem uszów nakle- p ał, ale jeszcze ta i nie na tem koniec, bo muszę wam ta je szcze coś powiedzieć o wprowadzeniu tego świętego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej do kościoła grodziskiego.
Od powrotu naszego z Jasnej góry Częstochowy obraz spoczywał na końcu wsi w porządnym domu aż do Różańcowej niedzieli pierwszej października, gdzie w naszym grodziskim kościele bywa odpust. Otóż po południu o godzinie trzeciej, wyszła liczna procesya, a było ta ludu do 5000. Pięciu k a
płanów przewodniczyło tej procesyi blisko pól m ili, gdzie obraz święty był już wystawiony na przyrządzonym umyślnie do tego ołtarzu. P rzy odsłonięciu tegoż obrazu xiądz pleban miejscowy Jakób Dziedzic zaintonował Salve R egina, Zawitaj królowa, monarchini nieba, ziemi cesarzowa i t. d. W ten moment na powitanie królowy nieba i ziemi n aszej, ozwały się echa z mo
ździerzy kościelnych. Po odśpiewaniu tej pieśni panny wzięły na swe ramiona ten święty obraz i procesya wolnym krokiem postępowała ku kościołowi, a nucąc przytem nabożne pieśni aż pod sam kościół. Tuż na wchodzie na cmentarz stała tryum falna brama obrazami i lustrami przyozdobiona, w tej bramie kapłani zatrzymali się z obrazem, a Wielebny xiądz Józef Panek proboszcz z sąsiedniej wsi Giedlarowy, miał stosowne kazanie, a tak rozczulające, że lud słuchający rozpłakał się.
Po skończonom kazaniu obraz do kościoła wnieśli i na ołtarzu umyślnie do tego przyrządzonym złożyli; znowu wielebny xiądz proboszcz miejscowy Jakób Dziedzic wyszedł na ambonę i po
wiedział witające kazanie. Potem nastąpiły nieszpory, a po ukończeniu tychże procesya, i na tem solenne nabożeństwo już późno wieczór zakończyło się a zawsze przy odgłosie strzałów z moździerzy. Teraz dla obrazu sprowadzonego Matki Boskiej Częstochowskiej parafianie Grodziska składają dobrowolne ofia
ry na wystawienie ołtarza drugiego temuż odpowiadającego.
T eraz zakończam moiściewy moją pogadankę, a co po
wiedziałem wam o Jasnej górze Częstochowskiej, o kościele, nieco o obrazie cudownym, także o K rak o w ie, wszystko to jest szczera praw da, bo co tylko na własne oczy wraz z moim to
— 105
warzyszem Wojciechem Wosiem widzieliśmy i w sercu mojem uczułem, i w pamięci dotąd zatrzymałem, to wam opowiadam i opisuję. A gdyby kto z was czytelników naszego Dzwonka nie chciał wierzyć, to niech się tylko zechce pofatygować do G rodziska, to mu to samo ustnie opowiemy. W szak to nie daleko, bo ode Lwowa cosik z osiemnaście m il, a przy tej okazyi odwiedziłby Leżajsk tylko mila od Grodziska, gdzie jest kościół Matki Boskiej cudami słynącej Tomaszowi Michałkowi w Borku na piasku roku 1590 objawionej.
J a mieszkam w Grodzisku górnym , a Wojciech Woś w dolnym, kowal blisko kościoła.
Stanisław Pysz z Grodziska.