• Nie Znaleziono Wyników

K onstancya żebraczka,

co się wsławiła w częstochowskim klasztorze podczas napaści Szwedów.

W yczytawszy w Dzwonku piękne opisanie pielgrzymki do Częstochowy, przypomniała mi się zaraz jedna historya z tam ­ tego miejsca, i dlatego podaję ją wam tutaj za świeżej pa­

mięci.*

Działo się to za p arowania króla Jan a Kazimierza, kiedy to Polska była ustawicznie trapiona najazdami różnych nieprzy­

jaciół i nie miała ani chwilki miłego spokoju. Jeszcze się Polacy nie uporali z K ozakam i, a jużci czereda Szwedów i heretyków Moskali wpadła do naszego kraju i zaczęła w nim swoją gospodarkę nieprzymierzając jak teraz okrótny M oskal, na którego wspomnienie człek się wzdryga cały, jakby nim febra zatrzęsła. Posłuchajcie jeno, ja k to jeden świętobliwy xiądz, co to żył w owych czasach, opisuje te nieszczęścia.

Biskupi i najznaczniejsi panowie musieli uciekać z kraju i na obcą ziemię chronić się. Poburzone zam ki, wywrócone m iasta, dziedzice w pęta okuci, kobiety więzieniem lub sromo­

tną niewolą niszczeni. Kościoły świętokradztwem splamione, święte naczynia i sprzęty potłuczone i ołtarze powywracane)

podarte i spalone. Ciało Chrystusa Pana po ziemi rozrzucone i zdeptane, grobowce umarłych pootwierane, trupy powyrzuca­

ne, słudzy ołtarza męczeni, więzieni, mordowani, wieszani!

W szystkiego się dopuszczano, co tylko szalona rozpusta na myśl przyniosła. Dymiły się pożarem święte przybytki, ze wsi zostały jeno popioły, po polach leżały trupy pomordowanych ludzi z żadnej innej winy, tylko źe byli Polakami.

Owóż kiedy tak cała Polska była umęczona i na łup nie­

przyjaciół w ydana, jeden tylko klasztor częstochowski stał nie­

naruszony. W szystko co żyło jeszcze w pobliskich stronach uciekało tutaj z majątkiem i życiem, ażeby się pod opieką Matki Boskiej bronić do upadłego. Niebawem też nadciągnęły wojska szwedzkie i otoczyły klasztor Jasnogórski do koła, chcąc go siłą mocą zdobyć koniecznie. J a k się tam ta garstka oblężonych pod opieką Najświętszej Panny broniła walecznie, i jakie tam cuda się d z iały , to każdy musiał już o tem czy­

tać nie m ało, dlatego też ja opowiem wam tylko o jednej ko­

biecie, która się także bardzo wsławiła podczas tego pamię­

tnego oblężenia.

Owóż pomiędzy ty m i, którzy w częstochowskim klasztorze szukali przed nieprzyjacielem schronienia i przytułku, była także jedna staruszka, co to j ą wszyscy nazywali Kostusia.

Pochodziła ona z wieśniaczego stanu, a nie mając żadnego ma­

jątk u zarabiała sobie uczciwą pracą na kaw ałek chleba. D la­

tego też i teraz uciekłszy z życiem do klaszto ru , pracowała ja k m o g ła: obsługiwała ran n y ch , zbierała kule nieprzyjaciel­

skie, co to się nieszkodliwie odbijały od murów klasztornych, i temu też wszyscy tak ją lubili, że nikt jej nie żałował k a­

w ałka cldeba. A już co na Szwedów, to tak ci była zawzięta, że choćby się ich było i dziesięć nawinęło, toby wszystkim była oczy wydrapała. Skoro tylko miała chwilę wolnego cza­

su , zaraz ci szła przed cudowny obraz Najświętszej Panny i leżała tam krzyżem po parę godzin , prosząc Matkę Boską o lepszą dolę dla nieszczęśliwej ojczyzny, a potem zerwawszy się porywała za kawałek jakiego drąga i szła na mury i w a­

biła po łbaeli drapiące się. na wały plugastwo szwedzkie.

I trwało to ci tak już dwa miesiące ja k szczupła załoga

klasztorna opierała się niezliczonym wojskom nieprzyjacielskim, bo nawet sami xięża musieli być cały dzień i noc na nogach, nie mając czasu spokojnie mszę świętą odprawić i porządnie pacierzy odmówić. Zbliżały się już święta Bożego Narodzenia, a xiądz przeor Kordecki chcąc je uroczyście obchodzić, nie wiedział na to innego sposobu, ja k tylko wysłać kogoś z proż- bą do szwedzkiego jenerała Milera, ażeby podczas świąt za­

niechał dobywania klasztoru, coby się xięża mogli spokojnie Bogu pomodlić. Ale w tem właśnie był sęk, kogo by to wy­

słać z tą prośbą do tego okrutnego jenerała, bo kiedy xiądz przeor jeszcze pierwej dwóch zakonników wysłał po interesie do obozu Szwedów, to jenerał Miler nie wysłuchawszy nawet ich żądania, kazał ich okrótnie m ęczyć, a odesławszy ich po­

tem do k laszto ru , kazał im w odpowiedzi oświadczyć, że wszy­

stkim tak później zro b i, jeżeli mu się dobrowolnie nie podda­

dzą. Dlatego też byłby każdy poszedł raczej do p iek ła, ani­

żeli do obozu Szwedów, i z tej racyi xiądz Kordecki nie mało się tem martwił i kłopotał.

W idząc to Kostusia żebraczka, zastępuje raz xiędzu prze­

orowi drogę i rzecze:

— Z przeproszeniem Jegom ości, ale czy wolno zapytać, dlaczego to xiądz dobrodziej od jakiegoś czasu taki zafrasowa­

ny i zakłopotany ?

— Ej nie poradzisz ty w tem nic moja Kostusiu — od- rzeknie xiądz przeor — chciałbym ci ja posłać pismo do szwedzkiego je n e r a ła , a tu ani rusz kogo znaleść, coby się odwmżył tam pójść.

— T a jeżeli tam nie ma żadnej ważniejszej sprawy, jeno oddać pismo, toć przecie i ja mam jeszcze zdrowe nogi, a śmierci się nie stracham , bom się ju ż dosyć nażyła na tym bożym św iecie, a za pomyślność ojczyzny i na chwałę N aj­

świętszej Panny tobym nie ra z , ale sto razy życie oddała.

Uradował się niezmiernie tą odpowiedzią xiądz Kordecki, a dawszy Kostusi opieczętowane pismo i błogosławieństwo na drogę wysłał ją do: szwedzkiego obozu. Tutaj dopiero zaczęli ją szwedzcy źołnierzejpopychać, poszturkiw ać, i różnemi spo­

sobami nad nią się zdziwiać, aż nareszcie stawili ją przed

107

samego jenerała. Ten odczytawszy pismo, uśmiechnął się z ukontentowania, bo widać że jak aś zdradziecka myśl przy­

szła mu do głowy, i odpisał zakonnikom, źe przez dwa dni świąt nie będzie im przeszkadzał w nabożeństwie, bo i on tak ­ że czci i kocha Najświętszą Pannę.

Z tą odpowiedzią powróciła Kostusia do klasztoru, wszy­

scy obnosili Kostusię na rękach, i ufając słowu Milera cieszyli się bardzo, źe przez dwa dni będą mieli spokój i wypoczynek.

Ale zaledwie na drugi dzień zaczęli xięża odprawiać nabożeń­

stw o, chytry Miler podsunął się pod sam klasztor i zaczął go całą siłą dobywać, myśląc że znajdzie zakonników nieprzygo­

towanych. Ale M atka Boska zasłaniała płaszczem swoim kla­

sztor od kul nieprzyjacielskich, a załoga klasztorna zebrawszy się czemprędzej odparła i tą razą napad niespodziewany.

W idząc Miler, że mu się i teraz sztuczka nie u d a ła , na- ldął co nie m iara, zwinął ogon i ja k nie pyszny odstąpił od klasztoru.

Na drugi dzień po uroczystem dziękczynnem nabożeństwie za pomyślność ojczyzny zgromadzili się wszyscy do refektarza na ucztę, gdzie xiądz Kordecki żebraczkę Kostusię i Jacentego B rzucliańskiego, o którym już także musieliście słyszeć, po­

sadził pomiędzy najdostojniejszymi gośćmi, i złocistym puharem wypił po kolei za ich zdrowie.

Niebawem też zjechała i królowa Marya L udw ika, żona Jan a K azimierza w to bezpieczne miejsce na ja k iś czas na m ieszkanie, a dowiedziawszy się o tym odważnym czynie Ko- stusi, którym niejednego rycerza zaw stydziła, zaprosiła ją cho­

ciaż w podartych łachmanach do siebie na obiad, a ponieważ Kostusia nie miała żadnej rodziny, której królowa chciała na­

dać szlachectwo, więc złożyła tylko w klasztorze dostateczny fundusz, z którego Konstancya po koniec życia swego miała przyzwoite utrzymanie.

Po śmierci Kostusi zapisano całe to zdarzenie na wieczną pamiątką w xięgach klasztornych, a dla waszej wiadomości i zbudowania opisałem to wszystko do Dzwonka.

Jacenty z Magierowa.

109