• Nie Znaleziono Wyników

Głośny kaznodzieja i powieściarz ludowy Emil Frommel, późniejszy kaznodzieja nadworny starego Wilhelma, napisał wiele opowiadań, które się i dziś jeszcze chętnie recytuje w domowych towarzystwach. Oto podajemy próbkę, t. j. histo­

ryjkę przepisaną w oryginale: „Der schwarze Kronentaler“ i pTzypuszczamy, że nie będzie odczuta jako nudna.

Mówi się — tak pisze -— że co chce być cierniem, że to wcześnie kolce dostaje. Ale to nie zawsze prawdą a chociaż coś wcześnie zdradza te kolce (dzióbki), to to jednak później nie musi być tarką. Nasz zbawiciel zakazał raz swtym uczniom, by nie wyrywali przed czasem chwastu, ponieważ się w pierw­

szych dniach niejedno uważa za chwast, co później takowym nie jest, wówczas się zaś niejedno pokazuje jako pszenica, a jednak nią nie jest. Autor tego artykułu ma tu na myśli nie­

jedno chłopczę, które się w gimnazyum trapiło z łaciną i greczyzną,, ale mimo to postępy w tych tajemnicach były kiep­

skie a pan profesor twierdził: „Synku, z ciebie nic nie bę­

dzie, chyba wyjść możesz na nadziennika, lub kryminalistę. —

— Ale pan profesor mylił się, bo chłopiec lenił się z każ­

dym rokiem i stał się jednak poczciwym starostą, zręcznym lekarzem lub też i tęgim pastorem. Tern nie chcemy, broń Boże, wychwalać leniuchów i głupców szkolnych, ale rzecz ma się' jednak tak —- a doświadczenie potwierdza to, że się sprawą zmienia. Zaś inni, którzy w gimnazyum zawsze celowali’ i pochwały i odznaczenia zyskali i w każdym względzie też się tak zachowywali, że im każdy takich pochwał udzielać mu­

siał, ci — już nieraz marnie skończyli. Egzamina państwowe na wiszechnicaćh kończyły się zawsze kiepsko. Dlatego jest lepiej, nie oczekiwać od dzieci zbyt dużo, ale też rne zbyt mało. Tak wiodło się w zeszłem stuleciu jednemu pokrewne­

mu mojej żony a świadkiem tego wydarzenia jest u nas jeden talarek, który od wstydu i wlieku już zupełnie z czerniał.

Jeśliś był już w dolinie Murgi, Wtedy znasz miasteczko Gernsbach. Gdyś się tam pokrzepił wl gospodzie „pod Orłem"

a potem wyszedł trochę do górnej części miasteczka, wtedy przyjdziesz ku katolickiemu kościołowi i plebanii. A wzdłuż drogi widzisz tam wysoki mur, który ma strzedz ogrodu

ple-5 65

A

banii. A gdy się popatrzysz na ten mur, wtedy myślisz sobie może- Tu z góry bym nierad zeskoczył, boby to trochę w y ­ rządziło szkodę. Tego zdania był i ten chłopczyna, który się później stał praśtarzykiem mojej żony. Ale mu nic me po­

mogło, on stamtąd musiał zeskoczyć!

On należał też do tych uczniowi, którzy nieraz^ w łaciń­

skiej godzinie prawie indziej przebywają, niżeli w Rzymie, a gdy potem przypadkowo pan profesor zapytał, wiodło się_rr^

nieraz podobnie jako temu, który się do pociągu spóźnił. By a zaś taka godzina, która opowiadała o Juliuszu Cezarze, ale mój młody prastarzyk przebywał raczej przy jabłkach pana pro- boszcza, które się uśmiechały z poza wysokiego muru. Ody się nauka skończyła, wtedy postanowił wraz z kuku spolm- kami odwiedzić pana proboszcza, względnie jego jabłoń to cbwilce udało się wspólnem usiłowaniom trudności pokonać a nasi mili uczniowie zajmowali się właśnie naturalną łusto- ryą jabłka, gdy pan proboszcz przebudziwszy się z drzemki poobiednej, naraz się pokazał z swą twarzą czervvoną w o- grodzie. On nie lubił widocznie takiego studyowania natury i zalet swych jabłoni przez gimnazyastów, bo się, spostrzegłszy młodych gości na jabłoni, zaraz uzbroił w swelgo białego szpica, i porządną trzcinę, aby przyrodników! na jabłoni trochę lepiej poznać. Jak wiewiórki zbiegli chłopcy z drzewa, jeden tam, drugi tu i znaleźli wszyscy właściwe miejsce ucieczki. Ale tylko mój mały prastarzyk nie zrozumiał odrazu, ze złe dushy zwyczajnie tam zaś wracać powinny, skąd przyszły.

Trzcina, szpic i pełna twarz pana proboszcza zagrodziły mu drogę. Nie zostało nic innego, jak znowu na gałęź a stąd skoczyć na mur. W ten sposób miały nogi chociaż od szpica spokój, a z trzciną pana proboszcza chciał się też jeszcze jakoś uporać. Ale ten na nieszczęście woła jeszcze parobka 1 kucharkę. Parobek miał z jednego, a pan proboszcz zas z drugiego końca muru przypuścić atak, a na dole wi ogro­

dzie mieli straż trzymać kucharka i szpic. Gdy chłopczyna ten sprytny, strategiczny plan pana proboszcza widział, pomyślą sobie zaraz: Nie, tu nie ma ani sekundy do stracenia, ale co zrobić? Z wysokiego, jakich 25 stóp mierzącego muru ze­

skoczyć, to było ryzyko wielkie. Ale czas naglił. Zwolna, jakby im ofiara nie mógła więcej uciec, posuwają się z jednej_ i drugiej strony pan proboszcz i jdgo parobek. Fatalne poło>- żenie. Ale, kto to jeszcze? Przed parobkiem kroczy przychoj- dząc w inszym kierunku mały chłopek, krawiec z przed mostu, którego i chłopczyna znał. Niczego się nie obawiając i nie- wiedząc o chłopczynie na murze, kroczy sobie tenże tuz pod murem. Tego obrał sobie mały przyrodnik na murze za rato­

wnika a gdy był pod nim, hops! już jest na plecach krawca, który się załamuje pod swym- ciężarem i wraz z swym jeźdzcem, który go uchwycił za szyję, kulał się po ziemi. Gdy się zoryentował w sytuacyi a chłopczyna prawie zaczynał dawać drapaka (był ale najwyższy czas), wtedy mógł w pierw­

66

szym lęku tylko jeszcze* za nim, w ołać: „Poczekaj, ty zły chłopcze, z ciebie nigdy w' życiu nic nie będzie!“ Pan pro­

boszcz i parobek,_ którym ptaszek jednak uleciał, powtarzali:

„.lak, tak, słusznie mówicie, z tego chłopca nigdy w życiu nic nie będzie, chyba nicpoń 1“

Co było w domu, czy chłopczyna się przyznał, czy pan proboszcz skarżył o jabłka a krawiec Wziął sobie jakie visum repertum, o tem, nie wiemy. Sprawa poszła w zapomnienie a jednak nie zupełnie. —

Chłopiec zrzucił z siebie leniwią, skórę, zrobił maturę, szedł na uniwersytet, uczył się teologii, zdał znakomicie egza­

min a, tak, że się panowie z komisyi nie mało zadziwili a po­

krewieństwo i rodzina mieli teraz powody do przekazania się tym młodym księdzem, względnie wtedy jeszcze kandydatem, a tak parli wszyscy do tego, żeby teraz nasz dobrodziej miał i kazanie w Gernsbachu. On nie miał sam nic przeciwko temu, a tak wstąpił młody sługa Pański z radosnem sercem na amoonę kościoła miejskiego. Kazanie się skończyło a po­

krewni przyjmowali z pewną dumą gratulacye swych znajomych, którzy im gratulowali do tego tęgiego kaznodziei, który wielkie ich zdaniem rokował nadzieje.

Gdy młody kandydat w sakrystyi jeszcze miał coś do załatwienia, wtedy otwierają się drzwi a do kruchty wstępuje jakiś mały. chudy chłopek, na ręce więcej żył, niżeli ciała, le n podaje mu prawą rękę a lewą sięga do kieszeni i mówi:

„Szanowny panie kandydacie! Proszę nie mieć za złe, ale wyście się mi dziś bardzo podobali z waszern kazaniem i- jest to wprost podziwugodnem, że tak młody człowiek ma tak

tęgiego ducha. Jam się te|gó u was niespodziewał. Bo czyż nie pamiętacie już, jak mi na plecy skoczyliście, gdy was pan proboszcz prześladował gwoli tych kradzionych jabłek?

A wtedym ja powiedział, że z Was nigdy w życiu nic nie będzie. A tymczasem stało się jednak coś z was, nawet coś bardzo tęgiego, _ mim o, że spokojnemu obywatelowi w młodości swej skoczyliście na plecy, że ten sobie nieomal grzbietu nie złamał. Dlategom was przyszedł przeprosić i cieszę się, żeście się naprawili. A ponieważ jesteście ■dzieckiem gernbachskiem, dlatego jestem też z was dumnym aj w y tu musicie za wasze*

pierwsze kazanie przyjąć ten nowy srebrny talarek na pamiątkę waszego pierwszego kazania i jako pamiątkę od małego krawca.

Bóg z W ami! Do widzenia!

Miody kandydat posłuchał w rewerendzie i z ku ziemi spuszczonemi oczyma kazania małego krawca, które go trochę upokorzyło, potem podziękował krawcowi, przyjął talarek, który jest po dziś dzień wi naszej rodzinie, jako świadek faktu,’ że też i z hułtaja-chłopca później może jeszcze być coś porządnego.

67

Powiązane dokumenty