• Nie Znaleziono Wyników

45 rodzaju niebieskie ptaki, ogromną przesadą byłoby

stwierdzenie, że ich twórczość epatuje wulgarnością językową. W liczącym niemal sto stron Księciu Nocy Nowakowskiego ostrych przekleństw jest zaledwie kilka. Podobnie jest z twórczością najwybitniejsze-go pisarza nurtu chłopskienajwybitniejsze-go w literaturze polskiej Wiesława Myśliwskiego (dwukrotnie nagrodzony Nagrodą Nike, a ostatnio Literacką Nagrodą Miasta Warszawy). W jego bodajże najlepszym dziele Ka-mień na kamieniu główny bohater zbulwersowany do granic wytrzymałości haniebnym poniżeniem brata wykrzykuje do sprawcy jego poniżenia: „Ty, (tu pada ostre przekleństwo oznaczające syna ko-biety trudniącej się nierządem) Skoblu!”. W filmo-wej adaptacji tej powieści w reżyserii Ryszarda Bera z roku 1995 przekleństwo jest w nieco złagodzonej formie i oznacza potomka rodzaju męskiego psa rodzaju żeńskiego, co powoduje pomniejszenie ekspresji i ładunku emocjonalnego, przez co sce-na nie jest już tak przekonująca i autentyczsce-na jak w książce.

Naszpikowana przekleństwami jest debiutancka książka Doroty Masłowskiej (uważanej za najwięk-sze objawienie ostatnich lat w polskiej literaturze) Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, w której autorka przybliża subkulturę blokersów.

Książki nie czytałem, oglądałem film na podsta-wie tej książki w reżyserii Xawerego Żuławskiego (genialna rola Borysa Szyca). Bez wątpienia mogę stwierdzić, że pod względem rzucanego mięsa do-równuje on filmom Władysława Pasikowskiego czy Wojciecha Smarzowskiego.

Podobnie jest z tekstami piosenek. Nie będę tu przytaczał hip-hopu, bo w tym nie siedzę. Kilkana-ście lat temu wpadła mi w ręce kaseta hip-hopowej

grupy z Poznania, w tekstach której stosunek słów niecenzuralnych do tak zwanych cenzuralnych wy-nosił mniej więcej jeden do jednego. Mięsem lubi też nieraz sobie rzucić Kazik (na tym polega urok jego twórczości), zarówno w piosenkach do własnych tekstów, jak i tych napisanych przez swojego ojca Stanisława Staszewskiego. Mocne słowa można też znaleźć w twórczości nieodżałowanego Jacka Kacz-marskiego czy satyrycznych piosenkach Krzysztofa Daukszewicza. Tego typu przykłady zapewne można by mnożyć. Jednak ten tekst, który z zamierzenia miał być felietonem, nieco się rozrósł, a nie chciał-bym zanudzać potencjalnych czytelników.

Co by nie pisać o wulgaryzmach, były, są i za-pewne będą elementem naszego języka. Język ulicy, który wdarł się do literatury (niekoniecznie pięknej), ciągle ewoluuje. Jest żywy i wulgarny, ale bywa też i uniwersalny. Weźmy na przykład taki uznawany za wulgarny czasownik pierdo..ć. Powszechnie oznacza gadanie głupot. Wystarczy jednak dodać mu kilka przedrostków czy przyrostków, dzięki czemu bę-dzie można określić wiele podstawowych czynności.

Tak na przykład z przedrostkiem za- znaczy tyle co ukraść (coś) lub uderzyć (w coś). Z przedrostkiem u-, uciąć, obciąć (coś np. ucho, rękaw), oblać (kogoś na egzaminie). Z przedrostkiem o-, zbesztać, zrugać (kogoś) lub sprzedać. Z przedrostkiem wy-, wyrzu-cić. Z przedrostkiem w-, zjeść, ewentualnie wpaść (w coś, na przykład w kałużę). Z przedrostkiem prze-, przegrać, przepuścić, przetrwonić. Z zaim-kiem się, oznacza guzdrać się, robić coś wolno. I tak niemal można zrobić z każdym wulgaryzmem, gdyż większość z nich cechuje się niezwykłą pojemnością semantyczną. No cóż, wyrażenia poprawne i dobrze ułożone mogą im tylko pozazdrościć.

***

Łąka była niska, zielona rzeka płynęła dołem

śmieci zagradzały drogę kołom córka Kapuletów

schodziła niżej, szukając śladów banity wędkarze rozkładali ręce

nikt cię tu nie widział nawet Szymon z Cyreny który za butelkę wody wziął godną zapłatę

zabierając ci portfel i jeszcze nieznoszoną kurtkę

szukała cię w zaroślach gdzie wiją gniazda nieczekane ptaki odgarniała gałęzie

pajęczyny

nawoływała zaklinała zamykała oczy nadaremno

wracając pomyliła drogę po schodach gubiła buty w wąskich uliczkach wbiegała pod słońce oślepiona

szukała oddechu zabójcy banity odszczepieńca gotowa wybaczyć

czekała Barbara Anna Dominiak

47 Powracający

Czasami mu się śnią (nie tylko Scylla i Charybda) tańczące szczury

biegają

po białych łąkach za głosem

rozkwitających dziewcząt w ich oczach

kołyszą się tonące statki na których on

wsłuchany w kłamliwe nuty wypatruje lądu

zapisuje imiona syren woła je imionami bogiń Itaką nazywa każde miejsce

gdzie witają go słodkim lotosem

Barbara Anna Dominiak

Pochłonięta stukaniem w klawiaturę komputera prawie nie zauważałam przechodzących obok ludzi.

Niektórzy się zatrzymywali, zaciekawieni tym, co wyświetlało się na dużym ekranie, zainstalowanym nad moim miejscem pracy.

– Eee, to jakaś reklama jest.

– Scenę rozłożyli, kable, zaraz koncert tu będzie.

– Chyba nie, bo jakaś laska tu siedzi i pisze.

– Laptopy reklamuje.

W tle słychać muzykę z głośników i płacz dzieci. Przyciszony szelest, jaki zawsze słychać, kiedy obok przechodzą ludzie. Urywki rozmów, śmiech i podniesione głosy. Typowe sobotnie przedpołudnie w centrum handlowym. Z czasem coraz więcej ludzi i rosnący gwar.

Muszę się skupić i zająć pisaniem opowiadania. Mam w umowie stronę na godzinę, docelowo osiem stron znormalizowanego maszynopisu. Jest na razie pierwsza strona, nawet jestem zadowolo-na, ale robię sobie przerwę, żeby się zastanowić, co dalej. Łyk kawy, już przestygłej. Marzę o tym, żeby choć na chwilę wstać z krzesła i pochodzić. Pisząc u siebie w domu, zawsze można podejść do okna, wyjść do kuchni, wyjąć coś z lodówki albo wziąć coś do picia. Kiedy pisanie nie idzie, moż-na zrobić pranie, chwycić za odkurzacz albo uporządkować książki moż-na półkach. Albo odpowiedzieć na przedawnione maile.

Ale jestem tutaj i nie ma łażenia, mam siedzieć i pisać. Na przerwę jeszcze za wcześnie. Mogę najwyżej pozaglądać do słowników. Przyniosłam ze sobą papierowe, tylko takie lubię. Dotyk książki i szelest kartek jest obiecujący – może za chwilę wymyślę, co napisać dalej.

Moja chwila przerwy jest chyba nieco za długa, bo podchodzi do mnie menadżer:

– Napisz coś wreszcie, ludzie czekają i robi się nudno.

Wystukuję na chybił trafił dwa zdania i czuję, ze w tym miejscu powinien być dialog. To akurat łatwe, więc bez większego zastanowienia klecę krótką wymianę zdań między moimi postaciami. Idę dalej! Coś się zaczyna dziać. Może teraz będzie już łatwiej. Wśród ludzi, którzy stoją dookoła sceny za barierkami, podniósł się lekki szmer.

– Patrz, Jacek, ona coś pisze na klawiaturze i to się tam wyświetla.

– Jakaś reklama. Ale ciekawe, po co ona tak pisze?

– Ja bym chyba nie mogła. Siedzieć tak na scenie, żeby ludzie oglądali.

– A kto to? Z jakiegoś serialu może? Słuchaj, Bożenka, może to ta młoda z Singielki? Patrz, taka jakby podobna.

– Nie, tamta nie była taka gruba. I włosy ma inne.

– Jakie buty ma! Nawet za darmo bym takich nie chciała.

Joanna Kapica-Curzytek