• Nie Znaleziono Wyników

I.

W ia d o m o ś ć o p ie r w s z y m soboi^ze p o w s z e c lm y m (1).

Już od połowy III w. zaczęły się szerzyć na łonie Chrześci- janizmu błędy co do Syna Bożego. Główną ich przyczyną, był brak ścisłości w definicyach teologicznych, gdyż ję z y k teologiczny nie

(!) Sobor je st zebraniem biskupów. Nazywa się także z łaciń­

skiego Koncylium (concilium); łub z greckiego Synodem (synodos).

Chociaż te wszystkie wyrazy znaczą, jedno i to samo. Ztąd bez różnicy Synodus nazywa się concilium i nawzajem.

Pominąwszy synody dyecezjalny, k tóry je st zebraniem kapłanów jednej dyecezyi pod prezydencyą swego biskupa, są sobory rozm aite­

go rodzaju i powagi.

Sobór powszechny, (Concilium uniYersale) albo ekumeniczny (C. Oecumenicum), gdy zbierają się nań biskupi całego świata (unwer- sum, p o grecku ohoofjiiw], oikumene). Zwoływać taki sobór i przewo­

dniczyć na nim może tylko głowa Kościoła, albo sam przez się, albo przez swych legatów. D ekreta takiego soboru obowiązują wszystkich wiernych całego kościoła. Był jednak wypadek w historji, że Sobór zwołano prawnie do Efezu w roku 449; zgromadzili się ze wszystkich prowincyj b isk u p i; legaci papiezcy prezydowali; lecz później gwałtem i intrygą zamącone zostały obrady i postanowiono nie to, co zgodne było z nauką i duchem kościoła, lecz co zadyktowała przemoc. Sobór takowy nie tylko nie został przyjęty przez kościół, ale jeszcze napię­

tnowany nazwą rozboju (latrocinium Ephesinum). Od Soboru

po-był jeszcze wyrobiony. Ojcowie trzym ając się wyrażeń szcze­

gólniej biblijnych, chociaż co do istoty nieodstępowali od p ier­

wotnego podania, jednak z wyrażeń ich niekiedy można było wyprowadzić błąd.

Dogmat bóstwa Chrystusowego ma dwa główne punkta:

1) Logos (Słowo) j e s t prawdziwym Bogiem jed n o z Ojcem, i 2) co do osoby różni się od Ojca.

Te punkta nigdy zaprzeczane nie były przez Ojców, o któ­

rych wspomnieliśmy; lecz niekiedy przy wyprowadzaniu wnio­

sków oddalano się od prawdziwego rozumienia Kościoła. Szcze­

gólniej też apologeci chrześcijańscy, chcąc w oczach pogan wy­

łożyć wznioślćj i po filozoficznemu naukę chrześcjańską, logos chrześcjańskie mięszali z /o^o^P latona i Filona Żyda, a tym sposobem przychodzili do wniosku, że logos jest niższe od Ojca

— 133 —

uiszecTmego odróżniają, sobor generalny, kiedy zwołany jest tylko ko- ścioł grecki, albo tylko łaciński, a więc przedstawia tylko połowę ko­

ścioła. Tak sobór K onstantynopolitański I r. 381, na którym zasia­

dali patryarchow ie tylko wschodni ze swymi piskupami, przez długi czas nie był uważanym za sobór ekumeniczny. Dopiero później przy­

jęty został przez kościół łaciński i zaliczony do ekumenicznych.

Nazywano też soborem powszechnym albo plenarnym (concilium universale, plenarium ) sobor patryarchalny, albo prymacyalny, albo nacyonalny, gdy się zebrali biskupi zostający pod jurysdykcyą, jedne­

go patryarchy, albo prym asa albo biskupi jednego jakiego kraju.

W pierwszym wypadku przewodniczy patryarcha, w drugim prym as, a w trzecim prym as, lub najstarszy m etropolita. W szystkie te rodzaje soborów nazywają, też prowincyonabiemi, iż pewna prowincya kościelna na nich je st reprezentowaną. Z tego rodzaju były u nas Synody pro- wincyi Gnieźnińskiej, pod prezydencyą A rcybiskupa Gnieźnieńskiego, Prym asa Królestw a odbywane.

W wiekach średnich odbywały się sobory mięszane, na k tó ­ rych zasiadali biskupi całego k ra ju wspólnie z arystokracyą świecką, dla naradzania się wspólnie o potrzebach Kościoła i Państw a. Takie synody zwoływane były przez m onarchę; on na nich prezydował; w je­

go imieniu wydawano postanowienia, uświęcone powagą zebrania du­

chownego. M iały więc moc obowiązującą pod względem cywilnym i duchownym dla wszystkich poddanych jednego kraju. Kościół szedł w parze z państwem. Synody czyli Sobory prowincyalne, nacyonalne i t. d. obowiązują wiernych jednej prowincyi, któlestw a i t. d.

że ma początek; chociaż z drugićj strony twierdzili wyraźnie, że logos nie jest stworzonem, że pochodzi z istotą Ojca. Ztąd poszło, że w jednych miejscach zaprzeczali niższości Słowa od Ojca a w drngich o niej twierdzili.

Inni znowu, zapatrując się na powyższe punkta dogmatu jako na dwie części jednćj antitezy, — zamiast oba zachować w całości, — usiłowali znieść jeden przez drugi. Ztąd wyszły dwa błędy: sabellianizm i subordynacyanizm. Pierwszy był he- rezyą sam w sobie; drugi objawił się w różnych gałęziach arja- nizin. Sabelliusz, broniąc bóstwa Słowa, dowodził niety lk o równości z Ojcem, ale nawet tożsamości; z tego bowiem, iż Słowo jest jednem (czyli jednej n atury) z Ojcem, wnioskował że i osoba Słowa niczem się nie różni od osoby Ojca, czyli: że oso­

ba Słowa jest osobą Ojca i nawzajem. W tem znaczeniu S a- bellianie używali sławnego wyrazu fyooooioę ( homouzios współ- istotny). Zbijając ten błąd Dionizy Alexandryjski popadł w in­

ny około r. 260. Chcąc utrzym ać różnicę między osobą Ojca a Syna (t. j. Słowa), tego ostatniego nazwał stworzeniem, obcym Ojcu pod względem n a tu ry, ( Ł) i że go nie było zanim został zrodzony, (mowa o logos, czyli Słowie). Doniesiony do Rzymu o błąd przez biskupów afrykańskich, otrzym ał ostrzeżenie, w skutek którego odpisał, że nigdy nie zaprzeczał równości co do istoty Boga Ojca z Synem.

Tymczasem w Antiochii usiłowania w celu obrony jedności Boga przeciw triteizmowi (2) doszły do tego, że Paweł z Samosaty zaprzeczył osobistości Słowu, mieniąc je nieosobowem, nieod- dzielnern od Ojca, a w Chrystusie upatryw ał tylko prostego człowieka, w którym mieszkało i działało Słowo. Do wspólni­

ków Paw ła z Samosaty należał Lucyan, kapłan w Antiochii, wydawca poprawnego textu Biblii 70 tłumaczy. Lucyan wpra­

wdzie zmienił swe zdanie, czy też podobno tylko zmodyfikował, lecz od niego zaraził się Ariusz, Euzebiusz z Nikomedyi, i dość znaczna liczba biskupów w Azyi mniejszój.

- 134 —

i) Wyrazy osoba i natura podówczas nie miały jeszcze stale określonego znaczenia; ztąd brano nieraz jedno za drugie i błądzono.

Również brano za jedno wyrazy; uczyniony i zrodzony.— 2) Trileisci utrzymywali że trzy osoby Trójcy S&. są trzema Bogami.

Te odcienia pojęć o Słowie wyliczyliśmy, bo one pomo­

gą do zrozumienia dalszój historyi,— wytłomaczą nam: dla cze­

go Arianie naukę katolicką lubili nazywać Sabellianizmem ?.

Z Antiochii pojęcia fałszywe przeniosły się do Alexandryi.

G runt tu był od dawna przygotowany. W skutek równoupra­

wnienia chrześcijanizmu i nawrócenia się Konstantyna Wielkiego wchodzą do kościoła ludzie mniej mający powołania, jak to zwykle bywa przy hurtownem nawróceniu, a zresztą oprócz ele­

mentu boskiego do kościoła Bożego wkradają się namiętności i nam iętnostki ludzkie; mądrość światowa nie jednego uniesie po za granice mądrości Bożej. W czasie więc tego rów noupra­

wnienia chrześcijaństwa przyłączyli się byli do wiernych i nie­

którzy filozofowie, którym ciężko było zerwać z mądrością do­

tąd przez siebie uprawianą, i poddać się zupełnie pod posłu­

szeństwo wiary. Osładzając to przykre dla swej pychy jarzm o, z zapałem chwycili się liberalnego pomysłu Ariusza, który wydał się im najracyonalniejszym. Dodajmy do tego jeszcze ówczesną modę filozofowania o wszystkiem, z dodatkiem afrykańskiego zapału, a będziemy mieli wierny obraz szermier- stwa, ograniczającego się z początku na słowach, a kończącego się często na rozlewie krwi. Razu jednego biskup Alexander miał kazanie o Trójcy Przenajśw. w którem występował prze­

ciw subordynacyanizmowi, podówczas modnemu w Alexandryi.

Słysząc to Ariusz xiądz alexandryjski, powstał przeciw niemu, zarzucił Sabellianizm i według kategoryj filozoficznych zaczął dowodzić: że jeśli Syn zrodzony jest przez Ojca, więc jako zro­

dzony ma początek; a więc był czas, że Syna nie było, a ztąd oczywista, że Syn powstał z niczego, jest stworzeniem takiem, jak ludzie lub aniołowie. Wyższym jest wprawdzie od ludzi, wyższym i dawniejszym od wszystkich aniołów, ale zawsze stworzeniem. Chwycił się tu wyrazu zrodzony, jako środka przeciw Sabellianizmowi; lecz fałszywie podciągnął pod kate- goryę czasu, jakby w rodzaju ludzkim, i nie chciał pojąć, że to zrodzenie jest innćj natury, bo odwieczne.

Ten jest główny szkielet Arianizmu.

Pomysł ten znalazł odrazu przyjęcie na przygotowanym gruncie Alexandryi, między liberalnymi. Wielu nawet biskupów oświadczyło się za Ariuszem. Zamiast broszur i popularnych pism (obyczaj wieków późniejszych) sypnęły się śpiewki, p a­

— 135

-szkwile. Między tem i Thalin (Bankiet) śpiewka Ariusza prze­

ciw katolikom stała się daleko popularniejszą, niżeli za naszśj pamięci lie de Jesus Renan’a. Po ulicach Alexandryi piosnka ta brzm iała nieraz.

Aryanie narobili hałasu nie małego. Jeżeli ich na jakiem sy­

nodzie cząstkowym wyklęto, krzyczeli w niebogłosy, że niesłu­

sznie są potępionymi. Udawali katolików, powiadając że wste­

czni (prawowierni, według nich Sabellianie) kom prom itują wiarę.

Od r. 323. gdy arjanizm coraz faktyczniej występować zaczął, wdał się w te spory Konstantym W. Napisał on do A lexandra biskupa Alexandryjskiego i do Ariusza, upominając, aby nie robili hałasu o takie drobnostki. Poczciwiec, jak wie­

lu nieoświeconych w tajemnicach wiary, uważał za drobnostkę to, co stanowiło podstawę Chrześcijanizmu. Lecz ani ten list, ani wysłanie Ozyusza biskupa Korduby, luminarza owego wieku nie mogło się przyczynić do złagodzenia umysłów.

Osądzono, że złemu nie można inaczćj zaradzić jak przez Sobór powszechny, tem bardziej że były jeszcze inne równie pa­

lące kwestye do załatwienia, jako to kwestya o obchodzenie świąt wielkanocnych i odszczepieństwo Melecyusza.

Uradzili więc Konstantyn W. i Papież Sylwester, aby zwołać Sobór do Nicei, m iasta położonego w Bitynii. Cesarz ułatw iał przybycie biskupom, oddawszy do ich dyspozycyi środ­

ki kommunikacyjne, jakie były w ręku skarbu. Zjechało się przeszło 300 biskupów z różnych stron, a najwięcćj ze wscho­

du. W imieniu Papieża Sylwestra prezydował Ozyusz biskup Korduby (Cordova) i dwaj Kapłani rzymskiego kościoła: W i­

k to r i Wincenty.

Oprócz Ozyusza znakomitsi między członkami soboru byli biskupi: Alexandryjski Alexander. Antiocheński Eustatiusz, J e ­ rozolimski Makary, dwaj Euzebiusze: jeden z Nikomedyi, drugi (historyk) z Cezarei; z H eraklei w Egipcie Potamon i Pafnucy z górnćj Tebaidy, obadwa mający po jednym tylko oku, bo dru ­ gie postradali w czasie ostatniego prześladowania; Serapion z Cypru; Paweł z Neocezarei, mający popalone ręce z rozkazu Licyniusza: Jakób z Nisibis; Leoncyusz z Cezarei, Hypacy z Gan- gry, Mikołaj (Ś.) z Myry. Wszystko to ludzie znakomici, jedni nauką, inni świątobliwością a nawet cudotwórcy, jak Potamon,

— 136 —

Pafnucy, Jakób z Nizibis, i t. d. Z dalszych stron był Jan biskup Perski, Teofil m etropolita Gotów.

Nie można też pominąć najznakomitszego ówczesnego Teologa Atanazego, dyakona alexandryjskiego, który towarzy­

szył na Soborze swemu biskupowi, a później był jego następcą, jednym prawie z liczby tych, którzy nie .zgięli kolana przed Baalem, t. j. nie dali się żadnemi sztukam i uwieźć do odstąpie­

nia homouzźos {współistotnego). Na Soborze zaś samym A tana­

zy przydał się bardzo do zbijania sofistycznój dyalektyki Aryusza.

Zaczęły się publiczne narady około 14 Czerwca, a trw a­

ły do 20 Sierpnia 325 roku. Konstantyn W. przybył na Sobór i skromnie zajął przygotowany tron złoty, nie w celu prezydo- wania, bo legaci papiezcy byli na to wyznaczeni, lecz jako opie­

kun soboru, i którego staraniem Sobór się zebrał.

Wezwano Ariusza, żeby z całą swobodą przedstawił swe opinje. Przybył i znalazł 17 obrońców w łonie samego Soboru, z których jedni mniej drudzy więcej podzielali jego opinje.

Utworzyły się stronnictwa: aryańskie, występujące jawnie z błę­

dem i Euzebiuszowe, złożono z około 15 biskupów, tak nazwane od Euzebiusza z Nikomedyi. Do tego stronnictwa należał i h i­

storyk Euzebiusz, lubo nie zupełnie: więcćj zbliżał się do nauki prawowiernej, a dalój był od arjanizm u aniżeli euzebja- nie. Stronnictwo to (euzebiuszowe) było w gruncie arjańskiem, tylko że wnieco łagodniejszej na pozór formie; a kiedy sobór za­

wezwał euzebjanów do tłumaczenia się, od razu przekonani zo­

stali o błędzie.

Mówiąc językiem parlam entarnym , to Atanazy ze wszy­

stkimi prawowiernymi stanowił prawicę, Aryusz lewicę, Euze- bjusz z Nikomedyi trzym ał środek łcwicy, a Euzebjusz z Cezarei środek prawicy. Euzebjanie przedstawili swój skład wiary;

lecz że był mocno zarażony arjanizmem, wnet go odrzucono.

Potępiono mianowicie dla wyrażeń, że syn Boży jest stworze­

niem, byl czas i i go nie było, ułom nej natury. Widząc, że się te wyrażenia nie podobają, aryanie starali się zastąpić je wyra­

zami z Pisma Ś. tak, iżby je można było do swego rozumienia nakręcić. Uczepiwszy się tej myśli, odtąd krzyczeli ciągle, że należy używać wyrażeń biblijnych. Ojcowie, ustępując ich

— 137 —

śmierci grożąc tym, którzyby je przechowywali. Sam Ariusz został złożony z godności kapłańskiej i na wygnanie skazany.

Nie długosza nim poszedł i Euzebiusz z Nikomedyi za to, iż nie chciał uznać wyroku na Ariusza, a jeszcze więcej za to, iż m i­

mo podpisania Składu nicejskiego, nauczał błędu. Pokazało się nawet, że ten Euzebiusz Nikomedyjski był to stary intry­

gant, który b ra ł udział w prześladowaniu Chrześcijan za Licy- niusza.

Tym sposobem Arjanizm przycichł, lubo nie na długo.

Sobór Nicejski nie przytłum ił go; ale przynajmniej ustalił raz na zawsze naukę o bóstwie Jezusa Chrystusa, oddzielił naukę prawdziwą od fałszywej, prawowiernych od heretyków, tak iżby ci ostatni pozorami prawo wierności nie zwodzili ludzi, i nie z a ­ gubili prawdy objawionej.

Swoją koleją arjanizm do pewnego czasu szerzył się, zwłaszcza protegowany późnićj siłą, dopóki sam przez się nie upadł i to wtedy, gdy zdawał się być najpewniejszym siebie.

Po Soborze Nicejskim ci, którzy obłudnie podpisali skład i aryanie dowodzili przeciw homouzios, że nie określa różnicy osobistćj Syna od Ojca, a więc tchnie Sabellianizmem. Utwo­

rzyło się stronnictwo coś w rodzaju Jausenistów XVII i XVIII w. Zgadzali się oni na podpisanie wyroków Soboru i potępienie błędu, lecz nie przyznawali, żeby Ariusz nauczał błędu. Zupeł­

nie to samo mówili zwolennicy Janseniusza: Błędy, które każe nam kościół potępić, potępiamy, lecz niema tych błędów w księ­

dze „Augustinus.”

Tymczasem zkądś inny w iatr zawiał. Nagle postać rzeczy się zmienia: Konstantyn ostyga w swym zapale; ogłasza am ne- styę dla niektórych (r. 328.), co oświadczyli że zgadzają się zu­

pełnie na Sobór Nicejski. Po powrocie podpisują inny symbol.

Przyzwano nawet Arjusza; ten przedstawia Konstantynowi ni­

by skład nicejski ze swoją parafrazą, gdzie przez jedną tylko literę udało mu się oszukać Konstantyna. „Wierzymy w P. N.

J. Chr. Syna Bożego który się stał Bogiem Słowem przed wszy- stkiemi czasy.” Słowo: który się sta ł, łatwo można było wziąść za który je s t zrodzony, r sTevW lvov (gegenemenon który się stał) za r eTE:W]!jivov {gegennemenon zrodzonego). Do takiego wyzna­

nia gdy dodał Aryusz i jego zwolennicy jeszcze oświadczenie pod zaklęciem, że zupełnie przystają na decyzyę Soboru

Nicej-— 138

naleganiom, mówili: Słowo je s t z Boga (nie z niczego, jak mó­

wili arjanie). Zgoda; — odpowiedzieli euzebjanie; wszak wszy­

stko jest z Boga, wedle nauki Ś. Pawła I Cor. 8,16. i II Cor.

5,17. Ojcowie więc musieli dodać: * istoty Boga. Następnie, definjując dalćj, Ojcowie mówili: „Słowo jest mocą Bożą, wie­

cznym obrazem Ojca, zupełnie doń podobnym, nieodmiennym i prawdziwym Bogiem.” Lecz spostrzeżono, że Euzebjanie p o ­ rozumiawszy się między sobą, wytłumaczyli sobie te wyrażenia po swojemu; gdyż w Biblii człowiek nazywa się również obra­

zem Bożym, obrazem chwały Bożćj (I Cor. 11,7.); szarańcza n a ­ zywa się tam mocą Bożą (Joel 2,25.); nieodmiennym można też nazwać człowieka, bo Ś. Paweł mówi: „Nic nas nie może odłą­

czyć od miłości Chrystusowej.” (Rom. 8,35.) Nawet przymiot wieczności można przyznać człowiekowi, jak to widać ze 8. P a ­ wła (II Cor. 4,11).

D la położenia więc tamy wykrętom, zamiast wyrażeń b i­

blijnych Ojcowie użyli wyrazu homouzios t. j. tejże samćj istoty, współistotny; chcąc przez to wyrażić, że Syn Boży nie tylko jest podobny do Ojca, lecz, jako jego wierny obraz, jest takim samym jak Ojciec; że jest nieodłącznym od natury Ojca, że On i Ojciec stanowią jedno, jak sam Syn.mówi: „Ją i Ojciec jedno jesteśmy.

Teraz euzebjanie podzielili się między sobą: jedni zacho­

wali milczenie, inni zaczęli się jeszcze upierać; ale widząc, że arjanizm na pewno potępionym zostanie, ostygli w jego obro­

nie, przemyśliwając już tylko o sobie, aby nie postradać swych stolic biskupich. Najpierwej Euzebiusz Nikomedyjski z wielką pokorą udał się do Konstantyna, prosząc już sam, już przez in ­ nych o przebaczenie.

Gdy przyszło do podpisywania składu ułożonego przez Ojców i powszechnie przyjętego, Euzebjusz z Cezarei żądał chwili namysłu; po czem widząc, iż Cesarz podpisał, bez waha­

nia zgodził się na przyjęcie tego Składu, z wyrazem homouzios.

Ostatecznie liczba opponentów zredukowaną została do dwóch.

Konstantyn zaraz wziął się gorliwie do bronienia wiary Soboru Nicejskiego: dwóch biskupów, którzy nie chcieli podpi­

sać Składu Nicejskiego, kazał wygnać ze stolic biskupich, a ich miejsca obsadzić innymi, kazał też popalić pisma Aryusza karą;

139

skiego, już Konstantyn nie mógł wątpić o szczerości ich wyzna­

nia, i wydał ostry nakaz do Atanazego, podówczas biskupa Alexandryjskiego, żeby Ariusza przyjął do jedności z kościołem.

Atanazy jednak zwlekał jak mógł wykonanie tego polecenia; aż wreszcie uwolnił się od przykrój alternatywy. Aryusz m iał być w' Konstantynopolu uroczyście przypuszczony do jedności z Ko­

ściołem, i właśnie gdy prawie tryumfalny pochód odprawiał, gdy Aryanie ucieszeni swem powodzeniem wykrzykiwali tryum ­ falne pieśni, Aryusz nagle w prozaicznem miejscu wyzionął du­

szę z wnętrznościami swemi r. 336. F ak t ten przyczynił się do nawrócenia niektórych arjanów; uporczywsi zaś chcieli wmówić w drugich, że śmierć Aryusza była skutkiem czarów z rąk jego nieprzyjaciół. Zbyt długo byłoby opisywać intrygi arjanów przeciw Atanazemu najwięcćj, a i przeciw innym homouzy- astom, jak lubili nazywać.

Gdyby kto chciał się zająć, mógłby napisać kilkotomową powieść, daleko ciekawszą niż wszystkie dotychczasowe najzna­

komitszych powieściopisarzy. Intrygam i swemi aryanie p o tra ­ fili wmówić w Konstantyna, że Atanazy ze wszystkimi homou- zyastami jest wichrzycielem, a oni jedynie pragną pokoju w ko­

ściele. Zgadzali się na podpisanie każdćj formuły wiary, byle bez homouzios. Ten wyraz żadną m iarą nie mógł im przejść przez gardło; gdy kazano wymówić krzyczeli: to Sabellianizm ! tego nie ma w b ib lii! precz z nim! Po tem tylko jednem od­

różniłeś podówczas arjanina od prawego katolika. Jeżeli zaś pomimo krzyków czasem kazano powiedzieć homouzios, to prze­

kręcali wymawianie, mówiąc homoiuzios (podobnej istoty). Wy­

kluczano ich z kościoła, odłączano się od ich społeczeństwa ja ­ ko heretyków; oni pchali się wołając, że są w jedności z kościo­

łem i ani myśleli stanowić oddzielnego społeczeństwa. In try ­ gami wszelkiego rodzaju starali się zająć stolice biskupie, obsa­

dzać swoimi wszystkie kościoły. Nie raz nie mogąc intrygą dopiąć, szturmem dobywali. Drugą ważną sprawą, przyczyną wielkiego zamięszania w kościele, było odszczepieństwo Me- lecyusza.

Melecyusz biskup z Lycopolis w Tebaidzie prowincyi Egi­

ptu, żył w czasie prześladowania za Dyoklecyana. Podczas gdy wielka liczba biskupów była w więzieniu za w iarę, Melecyusz

— 140 —

nieproszony, ani przez prawo, ani przez potrzebę do tego upo­

ważniony, łaził po sąsiednich dyecezyach i święcił kapłanów dla miejsc, gdzie już byli prawi pasterze z ramienia swego ka­

płanów ustanowili. Jeśliby rzeczywiście tego zachodziła po­

trzeba, to powinien był prosić o upoważnienie biskupów uwię­

zionych, albo P io tra arcybiskupa alexandryjskiego. Lecz wspomnieni biskupi zresztą ustanowili byli zastępców, a więc wtrącanie się Melecyusza było poprostu uzurpatorstwem . Do­

dać do tego należy jeszcze tę okoliczność, że swoją mniemaną gorliwość o służbę Bożą pokrywał faryzejską pobożnością, umartwieniami; przez co uchodził za świętego; a ten świętoszek, jak opowiada Ś. Atanazy, był niegdyś przez pewien Synod zło­

żony, gdzie mu dowiedziono różnych występków, a mianowicie, że ofiarował bałwanom kiedyś podczas prześladowania.

Melecyusz tedy, chociaż ostrzegany, żeby nie w trącał się tam , gdzie niepotrzebny, — nie przestał wyświęcać kapłanów i rządzić samowolnie w obcych dyecezyach. Dowiedziawszy się, że P iotr arcybiskup alexandryjski ustanowiwszy zastępców, upełnomocnionych przez siebie, schronił się przed prześladow a­

niem, Melecyusz przybył do Alexandryl; kominissarzy P io tra wy­

klął i sam począł rządzić.

Łatwo sobie wyobrazić zamięszanie, jakie wybuchło w c i- łćj swćj sile po nadanej wolności kościołowi. Naraz praw e wszędzie przy kościołach zjawia się po dwóch kapłanów: jeden od prawego biskupa, drugi ustanowiony przez Melecyusza. Ztąd spory, niezgody, bójki nawet, odszczepienstwa, wyklinania wza­

jemne. Należałoby wszystkich wyświęconych przez Melecyusza, wraz z nim samym przynajmniej złożyć z godności i na zawsze od urzędu kapłańskiego, a nawet ze społeczności wiernych usu­

jemne. Należałoby wszystkich wyświęconych przez Melecyusza, wraz z nim samym przynajmniej złożyć z godności i na zawsze od urzędu kapłańskiego, a nawet ze społeczności wiernych usu­

Powiązane dokumenty