Z ag in io n y pociąg.
Spowiedź Her
berta de Larnac — zamkniętego dziś w Marsylii i skaza
nego na śmierć — rzuciła światło na zdarzenie nader za- y gad ko we i nie ma- jf jące sobie podo
bnego w ostatniem stuleciu. Pomimo, że organa urzędo
we zachowują się w tym wypadku z ogromną rezerwą, pewne wskazówki pozwalają uważać zeznania skazańca jako prawdziwe i przypuszczać, że ta zawikłana, tajemni
cza sprawa zostanie wreszcie wyjaśnio
ną. Chociaż chodzi o sprawę z przed
dwudziestu kilku lat, od której ówczesne prze
silenie polityczne odwróciło powszechną uw a
gę i nie pozwoliło ujawnić całego jej znacze
nia, przecież godzi się przypomnieć ją z wszy
stkimi szczegółami, taką, jaką ukazała się po dokładnem zbadaniu.
Trzeciego czerwca 1890 roku mężczyzna, nazwiskiem Ludwik Caratal, zażądał widzenia się z panem Jakóbem Bland, dyrektorem stacyi kolejowej „ L o n d o n a n d W e s t C o a s t C e n t r a l S t a t i o n “ w Liverpoolu. Był to człowiek w sile wieku, nizki, brunet, tak zgarbiony, że mimowoli przypuszczać należało u niego skrzy wienie stosu pacierzowego. Towarzyszył mu człowiek wspaniale zbudowany, którego sposób zachowania się, pełen szacunku i gorliwa usłu
żność, wskazywały na jego stanowisko zależne.
Towarzysz ten — czy też przyjaciel — którego nazwiska nie dowiedziano się nigdy, był z pe
wnością cudzoziemcem, sądząc po jego cerze śniadej, prawdopobnie Hiszpaninem, lub połu dniowym Amerykaninem. Zauważono, że lewem ramieniem przyciskał małą tekę z czarnej s k ó ry ; pewien urzędnik dyrekcyi kolei, posiadający do
skonały wzrok, zauważył nawet, że teka była przymocowaną do przygubu ręki małym rzemy
kiem.—Zrazu—nie przywiązywano do tego szcze gólniejszej uwagi, ale wypadki miały temu na
dać wielkie znaczenie. Pana Caratal zaprowa
dzono do biura pana Bland. Towarzysz jego po
został na dworze.
Sprawę pana Caratal załatwiono bardzo szybko. Przybywał on właśnie ż Ameryki śro
dkowej. Sprawy niezmiernej wagi wzywały go natychmiast do Paryża. Spóźniwszy ekspress z Londynu, prosił teraz o pociąg specyalny.
Nie chodziło mu o cenę, żądał tylko, by złożo no pociąg.
Pan Bland zarządził wszystko w pię
ciu minutach. Pociąg miał odejść za trzy kwandranse, najpóźniej za godzinę. Przeznaczo
no doskonałą lokomotywę, firmy Rochdele, przy
czepiono do niej dwa wagony wraz z wozem dla konduktora. Pierwszy wagon miał służyć do osłabienia kołysania się pociągu. Drugi obej
mował, jak zwykle, cztery przedziały: salonik i przedział do palenia, pierwszej k la sy — salonik i przedział do palenia, drugiej klasy. Obu po
dróżnych umieszczono w pierwszym przedziale, znajdującym się najbliżej lokomotywy ; trzy inne pozostały próżne. Jako konduktora przeznaczono Jakóba Mc. Phersona, zajętego przy kolei od lat kilkunastu. Palacz, Wilhelm Smith pozosta
wał w służbie od niedawna.
W międzyczasie zdarzył się dziwny wy
padek. Zaledwie pan Bland pożegnał pana Cara- tala, gdy inny podróżny przyszedł doń z podo
bną propozycyą. Był to pan Horacy Moore, czło
wiek dystyngowany, o postawie wojskowej. Na
gła i niebezpieczna choroba żony zmuszała go do bezwłocznego wyjazdu z Londynu. Jego nie
pokój, zmartwienie były tak widoczne, że pan
16
Bland postanowił uczynić dla niego wszystko, co możliwe. O złożeniu drugiego pociągu spe- cyalnego, nie można było nawet myśleć, już i tak jeden utrudniał służbę ; pozostawała tylko ta ewentualność, żeby pan Moore podzielił k o szta z.panem Caratal i pojechał w wolnym prze
dziale pierwszej klasy na wypadek, gdyby pan Caratal nie chciał przyjąć go w swoim. Ale pan Caratal nie chciał nawet o tem słyszeć. Za
płacił pociąg i chciał korzystać zeń sam. Nic nie mogło przekonać go. Pan Horacy Moore, dowiedziawszy się, że nie pozostaje mu nic innego, jak czekać na pospieszny, odchodzący o szóstej, oddalił się, pożerany niepokojem.
Punktualnie o godzinie czwartej, minut 31 pociąg, uwożący pana Caratal i jego towarzysza opuścił dworzec w Liverpool. Droga była wolna:
pierwszy raz miano się zatrzymać w Manchester, do którego miano przybyć przed godziną szóstą.
O kwandrans na siódmą biura stacyi w Li- verpool zostały zelektryzowane wiadomością niezwykłą, wstrząsającą : pociąg, jak donosił te
legram, nie przybył jeszcze do Manchester. Za
pytano stacyę w Saint-Helens, położoną w trze
ciej części drogi między oboma miastami; otrzy
mano następującą odpowiedź:
„Specyalny przejeżdżał, godzina 4, minut 52, jak przeznaczono. — Dowser, Saint-Helens.“
Była godzina 6'40, gdy nadszedł ów tele
gram. O godzinie 6-50 przyszedł drugi z Man chester:
„Żadnej wiadomości o specyalnym."
A w dziesięć minut później trzeci, wywo
łujący jeszcze większe zakłopotanie:
„Przypuśćmy jakąś pomyłkę. Pociąg lo
kalny z Saint-Helens, który miał przyjść po specyalnym, nadszedł, nie zauważywszy po dro
dze nawet jego śladu. Prosimy o telegraficzne objaśnienie." — Manchester.
Sprawa przybierała obrót nieprawdopodo
bny. Do pewnego stopnia ostątni telegram spra
wił ulgę biurom w Liverpool, bo jeżeli spe
cyalny uległ jakiemuś wypadkowi, to nie można przypuszczać, że pociąg lokalny przejechał, nie zauważywszy tego. A więc co myśleć? Gdzie mógł być pociąg? Zatrzymano go może z ja
kiegoś powodu i przepuszczono pociąg lokalny ? Zatelegrafowano do każdej stacyi między Saint- Helens i Manchester. Naczelnik stacyi i urzę
dnik ruchu czekali na odpowiedź przy aparacie.
Przyszły w tym samym porządku,w jakim po sobie następują stacye, od Saint-Helens począwszy:
„Specyalny przejechał o godzinie piątej. — Collins G reen.“
„Specyalny przejechał, godzina 5, minut sześć. — Earlestown".
„Specyalny przejechał, godzina 5, minut 10. — Newton*.
„Specyalny przejechał, godzina 5, minut 20. — Kenyon Junction".
„Żaden pociąg specyalny nie jechał tę d y
— Barton Moss".
Obydwaj naczelnicy ruchu patrzyli ńa siebie oszołomieni.
— Mam trzydzieści lat służby, mówił pan Bland, a nie przypominam sobie podobnego zdarzenia.
— W istocie, jest to wypadek nadzwy
czajny, sprawa niejasna. Specyalny uległ bez- wątpienia wypadkowi między Kenyon Junction a Barton Moss.
O ile pamięć mnie nie myli, tor prowa
dzony jest tam w ten sposób, że możliwe jest tylko wykolejenie.
— A więc jakże to możliwe, żeby lokalny pociąg, wychodzący o 4-tej minut 50, przejeż
dżając tę samą drogę, nic nie zauważył?
— Trudno tu coś przypuszczać, panie Hood. Dość, że coś się stało. Może lokalny za
uważył jednak coś, co mogłoby rozjaśnić tajem
nicę. Zatelegrafujmy o najdrobniejsze szczegóły do Manchester, a w Kenyon Junction dajmy rozkaz zbadania toru aż do Barton Moss.
Nie czekano długo na odpowiedź z Man
chester.
„Ciągle brak wieści o specyalnym. Maszy
nista i konduktor lokalnego nie zauważyli żadnego wypadku między Kenyon Junction" a Barton Moss. Droga wolna, nie przedstawia nic anormalnego. — Manchester".
Ten maszynista i konduktor popamiętają mnie, mruczał pan Bland: przejechali koło miej
sca katastrofy, nie zauważywszy jej śladów! Za
pewne specyalny w niewiadomy sposób wy
koleił się, nie uszkodziwszy drogi. Otrzymamy pewnie lada chwilę wiadomość z Kenyon Junc
tion, lub z Barton Moss, że znaleziono wykole
jony pociąg u stóp nasypu.
Przypuszczenie pana Bland nie sprawdziło się Po upływie pół godziny otrzymano od na
czelnika z Kenyon Junction telegram tej treści:
„Żadnego śladu zaginionego specyalnego.
Zupełnie pewne, że jechał tędy i nie dosięgną!
Barton Moss. Zbadałem linię sam ; wszędzie droga wolna, nigdzie śladu wypadku*.
Zrozpaczony pan Bland wydzierał sobie włosy.
— Można oszaleć Hood! To niemożliwe przecie, ażeby w Anglii, w biały dzień, cały po
ciąg ulotnił się w powietrze ! To niedorzeczność!
Jeżeli w godzinie nie będę miał pewnych wyja
śnień,jadę z inspelctoremCollins sam zbadać drogę.
Wiadomość pewną otrzymano w nowej depeszy z Kenyon Junction :
„Przykro nam donieść panu, że znaleziono pomiędzy krzakami nasypu, o dwie mile i ćwierć od stacyi, trupa Jana Slendera, maszynisty po
ciągu specyalnego. Slender wypadł z maszyny, i stoczył się na nasyp. Rana w głowę, wskutek upadku, spowodowała zdaje się śmierć! Szcze
gółowe zbadanie linii nie wykryło żadnych in
nych śladów".
- 123
-Wspominałem już, że w owej chwili kry zys polityczny skupiał na sobie uwagę całej Anglii. Z drugiej strony poważne zdarzenia, które zaszły w Paryżu, odwróciły uwagę ogólną od tajemniczego wypadku: olbrzymi skandal groził zachwianiem powagi rządowi francu
skiemu i splamieniem honoru pewnym oso
bistościom. Zniknięcie pociągu specyalnego nie wstrząsnęło umysłów tak, jakby się to było stało w czasach spokojniejszych. Większość dzienników londyńskich widziała w tem tylko zręczną mistyfikacyę aż do chwili, w której znalezienie zwłok nieszczęśliwego maszynisty, przekonało ich, ze mają do czynienia z dramatem.
Tego samego wieczoru wyjechał p. Bland, w towarzystwie inspektora Collins, dyrektora służby bezpieczeństwa, do Kenyon Junction.
Poszukiwania ich pozostały bezowocne. Nie zna
leźli żadnego śladu zaginionego pociągu; nie wpadli na żaden domysł, prowadzący do celu.
Ż drugiej znów strony sprawozdanie inspektora Collins’a dowodziło, że okoliczności, sprzyjające zniknięciu pociągu, były liczniejsze, niż się spo
dziewano.
„Na całej długości, między tymi dwoma punktami — mówił on, — tor kolejowy prze
cina rejon hut żelaznych i kopalń węgla, z których jedne czynne jeszcze, inne znów są opuszczone. Siedm z nich ma, lub miało swoje własne linie kolejow e, łączące się z linią główną. Każda z tych linii ciągnie się zaledwie na kilka mil. Cztery z nich należą do kopalń wyczerpanych, lub chwilowo nieeks- ploatowanych, j a k : kopalnia Redgauntlet, Hero, Slough of Despond i Heartscase. Mogą być one wyłączone z naszych poszukiwań, bo celem za
pobieżenia jakiemukolwiek wypadkowi, usunięto szyny, przytykające do głównej linii, tak, że połączenie już nie istnieje.
„Pozostają trzy linie mniejsze, prowadzące do: (a). — hut żelaznych C arustock; (b).
— kopalni Grand Ben; (c). — kopalni Persć- verance.
„Z tych trzech, linia prowadząca do Grand Ben, ciągnie się tylko na ćwierć mili i kończy się u wału węgla, czekającego na usunięcie go i uwolnienie wejścia do kopalni. — Nie zauwa
żono tam nic nadzwyczajnego. Na linii hut że
laznych Carustock, przez cały dzień 3 czerwca, stało szesnaście wagonów hematytu; jest to kolej jednotorowa, więc nic nie mogło tamtędy przejechać. Co do linii, wiodącej do Persćve- rance, jest ona dwutorowa i bardzo uczęszczana wskutek ogromnego odbytu kopalni. Trzeciego czerwca ruch odbywał się jak zwykle; grupy robotników pracowały wzdłuż toru i wykluczo- nem jest, żeby pociąg niemeldowany mógł p rze
jechać niespostrzeżony. Odgałęzienie to głównej drogi kolejowej bliższem jest Saint — Helens aniżeli miejsce, na którem znaleziono zwłoki maszynisty; najprawdopodobniej pociąg przeje
chał tędy, zanim zaginął.
„Co do Jana Slender’a, stan, w jakim zna
leziono ciało i rany jego nie nasuwają żadnej hypotezy. Jedynie da się powiedzieć, że nie
szczęsny wypadł prawdopodobnie ze swej lo komotywy. Jak wypadł, co stało się potem z maszyną, oto pytania, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć".
Inspektor zakończył podaniem się do dy- misyi, ponieważ dzienniki londyńskie zarzucały mu nieporadność.
Upłynął miesiąc, w ciągu którego policya wspólnie z koleją prowadziła dalsze poszuki
wania, ale napróżno. Między licznemi hypote- zami, stawianemi przez dzienniki, lub ludzi pry
watnych, znalazły się dwie, czy trzy pozornie prawdziwsze, które zdołały obudzić zaintereso
wanie publiczne. Pewien filozof-amator, którego kilka artykułów zyskało rozgłos, usiłował w Ti
mes rozwiązać ów problem w sposób krytyczny i na pół naukowy. Oto wyjątek z jego artykułu, który ciekawsi mogą odnaleźć w numerze z 3.
czerw ca:
„Jest to jedna z zasad elementarnych ro
zumowania, pisał korespodent Timesa, że po odrzuceniu niemożliwości, to, co pozostaje, jak
kolwiek zdaje się nieprawdopodobnem, musi być prawdą. Wiemy, że pociąg z całą pewno
ścią opuścił Kenyon Junction. Wiemy zupełnie pewnie, że nie osiągnął Barton Moss. Musimy przypuszczać jako w wysokim stopniu niepraw
dopodobne a również możliwe, że obrał sobie je
dno z istniejących siedmiu odgałęzień drogi głó
wnej : ale, godząc się na to, że pociąg nie prze- jedzie tamtędy, gdzie brak szyn, musimy ograni
czyć nasze przypuszczenia do trzech linii uczęsz
czanych, a więc d o : prowadzącej do hut żelaznych Carustock,do GrandBen i do Persevćrance. Istnie
je może tajne stowarzyszenie górników, C a m o r - r a angielska, zdolne zniszczyć za jednym zamachem pociąg i jego pasażerów? To nie
prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Nie umiem, przyznaję, poddać innego rozwiązania. Mojem zapatrywaniem jest, że konsorcyum powinno roz
ciągnąć silny nadzór i nad owemi trzema linia
mi kolejowemi i nad robotnikami, których za
trudnia".
Myśl ta, pochodząca od człowieka, którego autorytet w tych sprawach uznawano, poruszyła ogólną opin ę. Ale równocześnie wywołała nie
chęć tych, którzy uważali ją za oszczerstwo dla pewnej kategoryi obywateli pracowitych i uczciwych. Stronie opozycyjnej rzucono wy
zwanie, żądając rozwiązania prawdopodobniej
szego. Pojawiły się zaraz dwie odpowiedzie.
(Times z 7. i 9. czerwca). Podług pierwszej po
ciąg, wykoleiwszy się, wpadł do kanału Lanca- shire — Straffordshire, który biegnie równolegle z torem kolejowym na przestrzeni kilkuset me
trów. Przeciwstawiono temu twierdzenie stano
wcze : głębokość kanału jest niedostateczna, by mogła pochłonąć pociąg. Druga podawała w podejrzenie ową tekę, która była jedynym
- 124 —
pakunkiem podróżnych, a która mogła zawierać nieznany materyał o strasznej sile wybuchowej.
Ale śmiesznem było przypuszczać, że pociąg został wprost sproszkowany ową materyą wy
buchową, a szyny przy tem nie ucierpiały! P o
szukiwania wszystkie rozbijały się w tym sa
mym punkcie, gdy nagle zdarzyło się coś nie
oczekiwanego.
Pani Mc. Pherson, żona Jakóba Mc. Pher- son, który w charakterze konduktora prowadził ów pociąg specyalny, otrzymała od swego męża list. List ten nosił datę 5 czerwca 1890, markę z Nowego Jorku, a doręczonym został 14. Pani Mc. Pherson rozpoznała pism o; a fakt, że za
wierał 500 dolarów w banknotach, wykluczał wszelką mistyfikacyę. List ten nie podawał ża
dnego adresu i brzmiał jak następuje:
Droga żono !
Dużo przemyślałem i jest mi bardzo ciężko, że w as opuściłem, Ciebie i bizę Staram się przezwyciężyć samego siebie, ale m yśl o W as prześladuje mnie. Po
syłam ci trochę pieniędzy, otrzymasz za n ie dwadzie
ścia funtów angielskich. Pow inno wam to w ystarczyć na przebycie A tlantyku. Jeżeli możesz przybyć tutaj, to zajedź do domu Jhonston, postaram się dać ci znać i naznaczyć miejsce spotkania. Chwilowo jestem w eięż- kiem położeniu i nieszczęśliw y, bo, poświęcając W as obie, pośw ięciłem za dużo. Na razie dosyć. Twój ko
chający Cię mąż Ja k ó b Mo. P herson.
Spodziewano się, że list ten rzuci nieco światła na całą sprawę, tem bardziej, gdy stw ier
dzono, że pewien podróżny, którego opis zga
dzał się z Mc. Phersonem, wsiadł 7 czerwca w Southampton, pod nazwiskiem Summersa, na okręt „W isła“, kursujący między Hamburgiem a Nowym Jorkiem. Pani Mc. Pherson i jej siostra Liza wyjechały do Nowego Jorku i mieszkały w domu Jhonston przez trzy tygodnie, ale nie otrzymały żadnej wiadomości. Bezwątpienia Mc. Pherson domyślił się, że policya będzie się posługiwała niemi, ażeby go schwytać. Nie ma
jąc o nim żadnej wieści i nie otrzymawszy za
powiedzianego znaku, obie kobiety powróciły do Liverpoolu.
Jakkolwiek zdawać się to może niepraw- dopodobnem, nie zdarzyło się nic aż do roku 1908, co mogłoby rozprószyć ciemności, pogrą
żające w sobie ów nadzwyczajny wypadek z po
ciągiem specyalnym.
Po drobiazgowych badaniach ustalono wre
szcie, że Caratał był agentem politycznym i fi
nansistą dobrze znanym w Ameryce środkowej;
że, podróżując *w Europie, okazywał ogromną niecierpliwość i chęć prędkiego osiągnięcia Pa
ryża, że jego towarzysz, w liście podróżnych zapisany jako Edward Gomez, był człowiekiem gwałtownym, i szukającym zwady awanturni
kiem, ale uczciwym i zupełnie oddanym spra
wom Caratala, którego jako słabego fizycznie brał w opiekę. Tak stały sprawy, gdy w dzien
nikach marsylskich pojawiła się spowiedź Her
berta de Larnac, skazanego na śmierć za za
mordowanie kupca, nazwiskiem BonvalIot. Po
dajemy ją w dosłownem brzmieniu:
„Oddaję ten dokument społeczeństwu nie powodowany bynajmniej ani próżnością, ani chęcią chełpienia się. Równie dobrze mógłbym chwalić się kilkunastoma innymi nie mniej wspa
niałymi czynami. Trzeba jednak, żeby w Paryżu kilku cenionych mężóiv wiedziało: jeżeli jestem w stanie wyjawić, co się stało z panem Caratal, to tak samo mogę zdradzić i sprężyny i inicya- torów zbrodni na wypadek, gdyby ułaskawienie, którego oczekuję, nie nadeszło dość rychło Chwilowo nie podaję nazwisk. Ograniczę się do opowiedzenia, z jaką zręcznością przeprowadzi
łem wszystko. Służyłem wiernie tym, którzy posługiwali się mną; nie wątpię, że odpłacą mi teraz tem samem i aż do dnia, w którym przekonam się o ich zdradzie Ale niepotrze
bnie g ro żę!
,,A więc w 1890 roku odbywał się w Pa
ryżu sławny proces, jako następstwo wstrętnego skandalu politycznego i finansowego, który za
grażał honorowi i przyszłości kilku najwybitniej
szych mężów Francyi. Widzieliście grę w krę
gle: stoją wyprężone, poważne, surowe; nad
biega z dala kula i paf! paf! ' paf! patrzcie dziewięć kręgli na ziemi. Wyobraźcie sobie pod postacią owych kręgli pewnych najpoważniej
szych działaczy francuskich. Pan Caratal był ową kulą, zbliżającą się z daleka. Gdyby przy
był, paf! paf! paf! leżeliby wszyscy. Postanowio
no, że nie przybędzie.
„Utworzył się syndykat do prowadzenia sprawy. Zanim Caratal opuścił Amerykę połu
dniową, wiedziano, wskutek licznych doniesień, o blizkim jego przyjeździe i o tem, że świadectwo jego pociągnie za sobą wiele ruin. Syndykat rozporządzał wielkimi kapitałami bez ograniczeń.
Poszukiwał on człowieka, umiejącego pokiero
wać tem olbrzymiem przedsięwzięciem Miał to być człowiek ruchliwy, stanowczy, przystosu- wujący się do okoliczności; wybrano też Her
berta de Larnac. Mieli słuszność. Zaledwie otrzymałem to miejsce, zaraz z energią mnie właściwą, wziąłem się do dzieła.
„Zatelegrafowałem do Ameryki, do czło
wieka zaufanego, mającego śledzić Caratala w ciągu jego podróży. Oczekiwałem wiadomości, że okręt nie wyruszył z portu. Ale przyszła wiadomość spóźniona — niestety —okręt był na pełnem morzu. Wynająłem mały dwumasztowiec, ażeby zagrodzić drogę okrętowi. Ale i tym razem przypadek był przeciwko mnie. Przewidziałem jednak niepowodzenie i przygotowałem cały szereg rozwiązań sprawy, z których jedno, lub drugie musiało być dobre. Nie należy sądzić, że przesadzam trudności mego zadania, lub też, że ordynarne, zwykłe morderstwo miało mieć miejsce. Mieliśmy zniszczyć nietylko samego Caratala, ale i jego dokumenty i towarzyszów jego, o ile powierzył im swoją tajemnicę.
„Postanowiłem oczekiwać Caratala w Liver- poolu. Spodziewałem się, że, zanim osiągnie Londyn, otoczy się on liczną strażą. Wszystko, co
125
-i m-iał pod ręką oddz-iał robotn-ików -intel-igent
nych i pewnych. On powziął plan, ja miałem tylko wypowiedzieć swoje zdanie o szczegółach.
Przekupiliśmy kilkunastu funkcyonaryuszy ko
lei. przedewszystkiem Jakóba Mc. Phersona, o którym wiedzieliśmy, że najprędziej może być
przeznaczonym na konduktora w razie złożenia pociągu specyalnego. Wy
badaliśmy Jana Slendera, maszyni
stę,ale, spotkawszy się z jego strony z silnym uporem, ustąpiliśmy, Nic nie zapewniało nas, że Caratal ma podró
żować pociągiem specyalnym, ale zdawało się to naj-
prawdopodobniej- szem, ponieważ by
ło to dla niego rze
czą niezmiernej wagi nie opóźnić ani na chwilę swego przybycia do Pa
ryża. Pokazało się, że przypuszczali
śmy dobrze.
W chwili, w któ
rej Caratal wysiadł w Liverpoolu, zro
zumieliśmy, że wę
szy on niebezpie
czeństwo, ma się na baczności. Towa
rzyszył mu czło
wiek, budzący po
strach, nazwiskiem Gomez uzbrojony i gotów każdej chwili użyć swej broni. Ten Gomez właśnie miał tajne papiery Caratala.
Caratal zrobił go widocznie swym powiernikiem. Usu
było do zrobienia, musiało stac się między wy
lądowaniem Caratala w porcie Liverpool a osią
gnięciem stacyi kolejowej London and West Coast. Ułożyliśmy sześć planów, każdy równie dobry; zachowanie się samego Caratala miało wpłynąć na to, który z nich wykonamy. Cokol
wiek by postanowił C aratal: czy zatrzymałby się w Liverpoolu, czy jechałby pociągiem zwykłym czy specyalnym — byliśmy gotowi.
„Łatwem do zrozumienia jest, że nie mógł
bym sam podołać wszystkiemu. Czy wiedziałem i cośkolwiek o kolejach angielskich ? Ale nie
bym sam podołać wszystkiemu. Czy wiedziałem i cośkolwiek o kolejach angielskich ? Ale nie