M Ó W I REKTOR UO PROF. STA N ISŁA W S. NICIEJA:
Decyzja o przejęciu i adaptacji na cele uniwersyteckie opuszczonego i zrujnowanego budynku poklasztor- nego w centrum Opola była, po mojej wielkiej przygodzie intelektualnej we Lwowie na Łyczakowie 1979-1990, najważniejszym i najbardziej ryzy
kownym wyborem w moim życiu.
Podjąłem ją w pierwszych dniach urzędowania na stanowisku rektora, przy ogólnej konsternacji środowiska uniwersyteckiego i miejskiego w Opo
lu. Część opinii publicznej uznała, że jest to w ykwit megalomanii, inna - że raczej braku wyobraźni, która w kon
sekwencji, przy wielu planowanych dużych inwestycjach UO (akademik
„Niechcic”, Villa Académica, Colle
gium Pedagogicum), wprowadzi uczelnię w spiralę zadłużenia, skąd już blisko do bankructwa. A dla młodego, dwuletniego Uniwersytetu byłoby to samobójstwo. Kwestor Uniwersytetu Maria Najda, jedna z najbardziej
od-Kolejne etapy przebudowy.
Budynek dawnego W ojew ódzkie
go Szpitala Zespolonego im. Karola M iark i w chwili przejęcia obiektu przez Uniwersytet Opolski.
powiedzialnych osób, jakie spotkałem w życiu, powiedziała mi wówczas wprost: To je s t d ecyz ja dla pana sa
m obójcza, a dla U niw ersytetu p rz y o g ó ln e j m iz eń i fin a n so w ej w polsk iej n a u ce bardzo niebezpieczna. Przypo
mniała mi się wówczas historia bu
downiczych pięknej katedry w Sewilii, którzy przystępując do dzieła powie
dzieli sobie: R ób m y tak, a b y jesz cz e p o latach p a trz ą cy na tę k atedrę
uw ażali ten p om ysł za szaleńczy.
W tej anegdocie szukałem uspoko
jenia.
Gmach rektoratu przy placu Ko
pernika 11 jest jedną z najstarszych budowli na tzw. Opolskim Akropolu - w najwyżej położonej części miasta, gdzie znajduje się wiele historycznych pamiątek świadczących o dawnej świetności Opola.
Pierwotnie w budowli tej usytu
owany był klasztor Dominikanów.
W zm acnianie fundam entów .
Brak precyzyjnych źródeł powoduje, że liczni badacze, m.in. Tadeusz Chrzanowski, Kazimierz Dola, Anna Pobóg-Lenartowicz, Włodzimierz Kaczorowski i Krystyna Zawadzka nie byli dotychczas w stanie określić z dokładnością roku, kiedy w Opolu wybudowano klasztor Dominikanów na Opolskim Akropolu. Pierwsza wzmianka o budowie klasztoru po
chodzi z roku 1254. Początkowo była to budowla drewniana. Około 1350 roku klasztor, podobnie jak przylega
jący do niego kościół pod wezwaniem św. Wojciecha, zwany „Na Górce”, były już budowlami murowanymi.
Możemy więc bez cienia wątpliwo
ści powiedzieć, że gmach, który wkrótce stanie się sercem Uniwersyte
tu i będzie chlubą oraz ozdobą miasta,
Odsłanianie stropów we w nętrzu.
ma metrykę liczącą ponad siedem wie
ków. Przylega doń kaplica, według tradycji wzniesiona w miejscu związa
nym z prawdopodobnym pobytem około 984 r. wybitnej postaci w dzie
jach chrześcijańskiej Polski i Czech, biskupa Pragi - Wojciecha Slawniko- wica, późniejszego św. Wojciecha, mę
czennika zabitego przez Prusów, któ
rego ciało wykupił i kazał pochować w Gnieźnie król Bolesław Chrobry.
Kaplica ta i związana z nią legenda przesuwa historię tego miejsca jeszcze o trzy wieki wstecz. C zy można dla Uniwersytetu jako instytucji, która osadzona jest głęboko w etosie śre
dniowiecza, znaleźć lepsze miejsce dla jego materialnej lokalizacji?
Budowla, która ma tak imponują
cą przeszłość i znaczenie historyczne
O tynkowane w nętrze budynku.
nie tylko dla Śląska Opolskiego, przez siedem wieków przeżywała swe lata wspaniałe, kiedy dzięki mecenasom, artystom, mądrym gospodarzom, w y
bitnym duchownym i kaznodziejom piękniała i rozrastała się, oraz lata tra
giczne, kiedy była palona, grabiona, dewastowana przez żołnierzy szwedzkich, pruskich, francuskich, rosyjskich, kiedy pozbawiona gospo
darzy wygnanych bądź wydziedzi
czonych popadała w ruinę.
Z zamierzchłych czasów w gma
chu tym zachował się barokowy re
fektarz w skrzydle przylegającym do kościoła, nakryty sklepieniem koleb
kowym, z lunetami ozdobionymi trzema plafonami z późnobarokową polichromią. W plafonie środkowym,
Segment A - w trakcie odbudowy.
0 bardzo zdobnym wykroju, znajduje się obraz Trójcy Świętej. Na owal
nych plafonach bocznych umieszczo
no wizerunki św. Michała Archanioła 1 Anioła Stróża. Tam też znajdują się inskrypcje, zawierające chronostychy (chronogramy w formie wiersza) z datami 1730 i 1734. Te plafony szczęśliwie przetrwały tragiczny, je
den z największych w dziejach Opo
la, pożar klasztoru oraz kościoła „Na Górce” w 1739 r. i dziś są z piety
zmem odnowione. Cały zresztą refek
tarz otrzymał teraz nowe żelbetono
we, głębokie fundamenty. Stał do
tychczas - aż nie chce się wierzyć - na marglu i glinie. Został też osuszony podsypkami i odwodniony specjalny
mi drenami.
Kaplica św. W ojciecha - lata trzydzieste. O łtarz w kaplicy św. W ojciecha.
Ponadto ze starego klasztoru za
chowały się dawne przyziemia i stoją
ca na nich zakrystia. Jedną z najważ
niejszych sal po dawnym klasztorze jest oratorium o pięknym łukowym sklepieniu. Tu będzie urzędował rek
tor, prorektorzy i główny sekretariat Uniwersytetu. Pomieszczenia pra
gniemy wyposażyć w piękne obrazy i stylowe meble, wnęki nisz wypełnić rzeźbami.
Odbudowana będzie kaplica św.
Wojciecha, a przed jej drzwiami wej
ściowymi od strony biblioteki filolo
gów umieszczone zostaną dwie tablice epitafijne z 1605 r., przedstawiające ro
dzinę starosty brzeskiego Fryderyka Kitlitza, które przed kilku laty z grupą przyjaciół wydobyłem z gruzowiska i zabezpieczyłem przed dalszym nisz
czeniem, umieszczając je w Pępicach.
Obecnie, decyzją władz gminy Wią
zów i dolnośląskiego konserwatora za
bytków we Wrocławiu Andrzeja Ku
bika, mają one trafić jako trwała ekspo
zycja na historyczne mury przed kapli
cą św. Wojciecha. Od trzech lat było to moim marzeniem i teraz się ziszcza. Na remont kaplicy mecenas Hendrik Foth z Dusseldorfu podarował w lipcu tego roku 200 tysięcy marek.
Inne remontowane gruntownie oraz przebudowywane mury i po
mieszczenia pochodzą z czasów, gdy był tu szpital św. Wojciecha (Das Sankt Adalbert Hospital), a więc z lat 1851-1945. Są to obszerne skrzydła budowli od ulicy Sempołowskiej (seg
ment B) i od Małego Rynku (segment C). Ta część budowli została wznie
siona przez kanonika Karla Aloisa Gaertha i poszerzona przez jego na
stępców w 1885 r. Szpital św. Wojcie
cha, w którym mogło się leczyć jedno
razowo kilkaset osób, był na ówczesne warunki bardzo nowoczesny. Posia
damy ikonografię ukazującą, jak za
dbane i przestronne były sale, gabine
ty specjalistyczne i korytarze szpitalne.
W czasie ostatniej wojny szpital został spalony i splądrowany przez wojska radzieckie, a zwłaszcza fale szabrowników, które wiosną 1945 r.
przeszły przez Opole. Po niezbyt rze
telnej odbudowie umieszczono tu Wojewódzki Szpital Zespolony, któ
remu nadano imię Karola Miarki.
Pracowało tu wielu znakomitych opolskich lekarzy, zwłaszcza kardio
logów. W latach 1946-1990 leczyły się tam tysiące Opolan. Wielu też w tym szpitalu zmarło, że wymienię tylko
zmarłego w 1975 r. wybitnego praw
nika i politologa, dyrektora Instytutu Śląskiego prof. Józefa Kokota i zmar
łego w 1986 r. wybitnego języko
znawcę prof. Henryka Borka. Po w y
budowaniu nowego szpitala przy ul.
Witosa stary gmach poklasztomy zo
stał opuszczony.
Decyzja o przejęciu zrujnowanego szpitala przez Uniwersytet Opolski za
padła w połowie listopada 1996 r., ale z klauzulą dającą naszej uczelni możli
wość wycofania się z niej. Dopiero 20 lutego 1998 roku podpisałem akt nota
rialny rozstrzygający ostatecznie spra
wę. Za kwotę 49 milionów starych złotych (4,9 tysiąca nowych złotych) ówczesny wojewoda opolski Ryszard Zembaczyński, w imieniu Skarbu Pań
stwa, sprzedawał budynek poklasztor- ny i zarazem poszpitalny Uniwersyte
towi. Przewidywany koszt remontu rozłożony na kilka, a może kilkanaście lat, miał wynosić 300 miliardów sta
rych złotych. Na posiedzeniu Senatu UO wojewoda Zembaczyński obiecał wspomóc remont kwotą 12 miliardów starych złotych, w czterech corocz
nych ratach po 3 miliardy rocznie.
Uniwersytet otrzymał tylko jedną ratę, bo wkrótce zmienił się wojewoda,
Kaplica św. W ojciecha przed remontem.
nali znakomici architekci państwo Krystyna i Andrzej Szczepańscy, była utrudniona ze względu na to, że obiekt jest zabytkiem. A w takim w y
padku, gdy się nie ma oparcia w kom
petentnym i skorym do podejmowa
nia szybkich decyzji, życzliwym urzędniku odpowiadającym za zabyt
ki - wchodzi się na cierniową drogę udręki. Wojewódzki konserwator za
bytków Jacek Kucharzewski nie ma a nowo mianowany wojewoda Adam
Pęzioł nie identyfikował się z decyzją swego poprzednika. Uniwersytet mu
siał poradzić sobie sam, bez jakiejkol
wiek pomocy finansowej władz woje
wódzkich.
Zaczęły się mozolne zabiegi 0 zdobycie funduszy na remont w fundacjach, u sponsorów, w mini
sterstwie, w Komitecie Badań N a
ukowych. Pierwsze pieniądze na projekt remontu, w wyso
kości 2,5 miliarda starych złotych, dał Uniwersyteto
w i prezydent miasta Opola Leszek Pogan.
Czas wtedy wyjątkowo nie sprzyjał nowym inwesty
cjom w szkolnictwie wyż
szym, w państwie gwałtow
nie malały nakłady na naukę.
Remont gmachu, połą
czony z przebudową 1 zmianą funkcji wszystkich pomieszczeń, miał mieć charakter gruntowny. Dla
tego był tak bardzo kosz
towny. Nastręczał od po
czątku niewyobrażalne pro
blemy. Przede wszystkim już sama praca nad projek
tem remontu, który wyko
Budynek dawnego szpitala - latem 20 01 r.
żadnych zasług przy remoncie tego budynku. Więcej! Osobiście bardzo mi przeszkadzał w tym dziele.
Projekt przygotowany przez Krysty
nę i Andrzeja Szczepańskich jest bardzo dobry, a rozwiązania dachowe, które wzbogaciły ten budynek kubaturowo i o jedną trzecią całkowitej powierzchni użytkowej, uważam za znakomite.
Obiekt jednak mógłby być jeszcze lep
szy, bardziej w swym wyrazie baroko
wy, bardziej wyrafinowany i elegancki w sztukaterii, o łukowych i lukamo- wych oknach, zwłaszcza od strony Ma
łego Rynku, oraz o podwyższonych kre- nelażach na trzech neogotyckich wie
żach: bibliotecznej, dziekańskiej i rektor
skiej. Niestety, pech chciał, że o podob
nych wariantach przebudowy przyszło dyskutować z urzędnikiem o bardzo cia
snej wyobraźni w dziele renowacji za
bytków, obojętnym na fakt, że gdyby nie ogromna determinacja władz Uniwersy
tetu, ten obiekt by po prostu zniszczał.
Już na początku prac remonto
wych, które po wygranym przetargu prowadzi znakomita firma „Rekons- bud” inżyniera Mariana Habrajskie- go, okazało się, że zabudowania po- klasztorne nie mają fundamentów, stoją na glinie i marglu, a główny filar, na którym wznoszą się trzy najstarsze kondygnacje, znajdujący się w środku budynku jako swoisty, stabilizujący budowę trzpień, nie tylko nie ma fun
damentów, ale jeszcze w środku, za warstwą cegieł, jest wypełniony sta
rym gruzem.
Nie było tygodnia, abym nie był na budowie, dokumentując fotograficz
nie każdy krok i uczestnicząc w nara
dach inżynierskich. Wielokrotnie pa
trzyłem z podziwem, ale i z lękiem, jak pracownicy „Rekonsbudu” pod nadzorem inżynierów, głównie Zeno
na Leśniaka, wykonywali ciężkie, pra
cochłonne, misterne ręczne podkopy, aby etapami wzmacniać fundament, jak klamrami ściągali rozsuwające się mury, stopniowo usuwając glinę i margiel, jak wypełniali te miejsca plombami żelbetonowymi. Taczkami spod fundamentów wywieziono do
słownie dziesiątki ton gliny i margla, wbito dziesiątki pali stabilizujących wzgórze Akropolis, które miało ten
dencje zapadania się. Trwające kilka miesięcy prace przy głównym filarze były ciągle na granicy ryzyka, groziły zawaleniem się budowli. Jestem pełen podziwu dla fachowości pracowni
ków „Rekonsbudu”, którzy zrekon
struowali ważący setki ton główny fi
lar oraz łukowe sklepienia w okoli
cach gabinetów rektorskich. Central
ny segment, gdzie znajdują się: wieża rektorska, gabinety prorektorów, ga
binety dziekanów oraz czasza oszklo
nej auli, a więc najbardziej efektowne
pomieszczenia, został wzniesiony od podstaw, gdyż cegła, z której zbudo
wany był ten fragment budowli, była źle wypalona i przegniła. Konserwo
wanie tego gruzowiska byłoby bez
sensem.
Jeszcze bardziej skomplikowana była odbudowa kaplicy św. Wojciecha, która stała na grożącej obsunięciem skarpie. Kaplica miała popękane od su
fim po fundament wszystkie ściany.
Rysy były częstokroć szerokości dłoni.
Umacniając skarpę trzeba było - jak to zrobiono pod wieżą rektorską - pod ciśnieniem wlać tony zaprawy cemen
towej, a później sklamrować popękane mury kaplicy. Tę ciężką wieloletnią pracę mamy już za sobą. Uniwersytet Opolski będzie miał główny gmach, który otrzyma nazwę Collegium Ma- ius, jeden z najpiękniejszych budyn
ków tego typu w kraju. Budynek ten będzie jednym z dowodów siły, zna
czenia i prężności uczelni. Będzie ozdobą miasta i regionu.
Wypowiedź rektora UO prof. Stanisława S. Nicieji spisała Halina Skarbimirska
U l p — ’" " " " jjjj r**~ fjjj *. . . .
W idok od strony placu Kopernika - na ścianie logo U n i- Przeszklona aula uniwersytecka - w tle wieże
opol-wersytetu Opolskiego. skich kościołów.
„Górka" pełna tajemnic
Klasztor Dominikanów wg rysunku Krugera z 1 8 3 6 r.
Opolska „G órka” jest jednym z tych miejsc w naszym mieście, które poszczycić się może wielo
ma interesującymi legendami.
Większość z nich ma charakter ludowy, są jednak też takie, do których rozpowszechnienia przy
czynili się sami historycy.
„Górka” od przyszło stu lat cieszy się sporym zainteresowaniem badaczy różnych dyscyplin naukowych. W la
tach 1933 i 1952 przeprowadzono tam jedyne jak do tej pory badania arche
ologiczne, które ze względu na ich ograniczony zasięg nie odpowiedziały na szereg pytań związanych z tym tak ważnym dla Opola miejscem. Co wię
cej, uwaga archeologów skupiała się zwłaszcza na obaleniu legend związa
nych z tym wzgórzem, szczególnie tych dotyczących obecności w Opolu biskupa Wojciecha i jego działalności fundacyjnej. Uczony niemiecki Ernst Wahner jeszcze pod koniec XIX wieku z triumfem ogtosił, że w Opolu nie za
chowały się żadne ślady konkretnej działalności biskupa praskiego, przez co wykluczył jego obecność w naszym mieście. Odkryte bowiem pozostałości budowli datowane zostały na początek XIII wieku. Tym samym upadła też lansowana przez wielu polskich histo
ryków teza o istnieniu na wzgórzu w okresie wczesnopiastowskim grodu kasztelańskiego czy wręcz zamku ksią
żęcego. Ale i późniejsze losy „Górki”
budzą wiele kontrowersji i niejasności.
Dotyczy to także początków klasz
toru Dominikanów, który znalazł swą siedzibę na opolskim wzgórzu, funk
cjonował na nim przez kilkaset lat i na trwałe wrósł w pejzaż i historię nasze
go miasta. Zakon dominikanów został założony przez św. Dominika. W Pol
sce pojawił się wkrótce po śmierci zało
życiela, czyli w 1222 roku. Niemała w tym zasługa rodu Odrowążów, bi
skupa krakowskiego Iwona i - oczywi
ście - św. Jacka wywodzącego się naj
prawdopodobniej z podopolskiego Ka
mienia. Popularność swą dominikanie zawdzięczali przede wszystkim umie
jętnemu dostosowaniu się do potrzeb zmieniającej się rzeczywistości. Urba
nizacja zachodniej Europy, która wraz z percepcją w Polsce tzw. prawa nie
mieckiego dotarła także i na nasze zie
mie, zrodziła zapotrzebowanie na no
w y typ posługi duszpasterskiej. Oprócz elit miejskich, którym się w miarę do
brze powodziło, w mieście istniała cała rzesza proletariatu miejskiego, ludzi pochodzących ze wsi, którzy przyby
wali do miast szukając zarobku i za
trudnienia. Byli oderwani od swych korzeni, nie mieli rodziny ani zawodu.
Ktoś musiał się zająć samotnymi mat
kami, sierotami, nędzarzami, włóczę
gami. W to wielkie pole zapotrzebowa
nia społecznego wchodzili właśnie do
minikanie i franciszkanie. Jednocześnie swym stylem życia: ubóstwem, zaanga
żowaniem i oddaniem sprawie robili kolosalne wrażenie na władcach, któ
rzy decydowali się na sprowadzenie ich do swoich księstw. Posiadanie obu za
konów żebraczych w jednym mieście, jak to było w Opolu, świadczyło o je
go zamożności i prestiżu - miasto bo
wiem musiało być stać na utrzymanie zakonników żyjących z jałmużny.
Niektórzy historycy sprowadzenie dominikanów na opolską „Górkę” łą
czą z księciem Władysławem i wiążą ten fakt z rokiem 1254. Osoba księcia Władysława nadawała się rzeczywiście świetnie do roli fundatora. Sprowadził on na Śląsk przedstawicieli wszystkich ówczesnych zakonów, a fundacje ta
kich klasztorów, jak cystersów w Ru
dach Raciborskich, dominikanów w Raciborzu i Oświęcimiu, franciszka
nów w Opolu, Głogówku i Bytomiu oraz benedyktynów w Orłowej na trwałe przeszły do historii Kościoła na Śląsku. Wydaje się jednak, że zasługę osadzenia dominikanów na opolskiej
„Górce” należy przypisać nie księciu Władysławowi I, ale jego synowi Bol
kowi I. Pojawienie się dominikanów w naszym mieście jest prawdopodob
nie efektem wielkich wydarzeń, jakie miały wówczas miejsce na Śląsku. Mo
w a tu o słynnym sporze między bisku
pem wrocławskim Tomaszem II a księ
ciem Henrykiem Prawym. Spór ten, jak ostatnio dobitnie wykazał ksiądz prof. Kazimierz Dola, wykraczał poza spory o konk retne p ra w a i nadania, dotycz ył sam ej k oncepcji stosunku w ładzy św ieck iej i d u ch ow ej, nieza
wisłości instytucji kościelnych i o d ręb ności m ienia kościelnego. Nikt, kto chciał odgrywać wówczas jakąś rolę na Śląsku, nie mógłby wobec tego sporu przejść obojętnie. Stąd zarówno książę
ta śląscy, jak i duchowieństwo, musieli deklarować swoje poparcie bądź to dla księcia, bądź to dla biskupa. Wbrew pozorom podziały te nie przebiegały w sposób prosty i oczywisty: dość znaczna część duchowieństwa śląskie
go opowiedziała się bowiem po stronie księcia, a nie swojego biskupa. Tymi, którzy zdecydowali się trwać przy bi
skupie Tomaszu, okazali się dominika
nie z wrocławskiego kościoła św. Woj
ciecha. Spotkał ich ten sam los, co bi
skupa - zostali zmuszeni do opuszcze
nia swojego klasztoru i tułaczki. Naj
pewniej udali się - podobnie jak To
masz II - na Górny Śląsk, możliwe, że do Raciborza, do tamtejszego klasztoru dominikanów.
Książę opolski Bolko I od wielu lat był wiernym sojusznikiem księcia Hen
ryka Prawego, mimo iż ten w pewnym momencie rozstał się ze swoją żoną, nieznaną z imienia księżniczką opolską, siostrą Bolka Będąc wiernym koncep
cjom politycznym Henryka Prawego, nie zamierzał książę opolski stawać po jego stronie w sporze z biskupem. Co więcej, wielokrotnie próbował mediacji pomiędzy zwaśnionymi stronami, a miejscem rozmów było także Opole.
Bolko był w tym momencie rzeczywi
ście w niezręcznej sytuacji, starał się więc lawirować między swym byłym szwagrem a biskupem. Być może do
wodem jego dobrej woli wobec bisku
pa było zaopiekowanie się bezdomny
mi dominikanami wrocławskimi. Fun
dacja klasztoru opolskiego przypada bowiem na lata 1285/87, a więc na okres wygnania dominikanów z Wro
cławia. Początkowo mogli oni otrzy
mać jedynie prowizoryczne zabudowa
nia na opolskiej „Górce” wraz z funk
cjonującym tam kościołem NMP.
Część braci zdecydowała się zostać w Opolu, mimo zakończenia konfliktu
Staraniem prof. Stanisława Sła
womira Nicieji - rektora naszej uczelni - nowo powstający z roz
machem gmach Wydziału Filolo
gicznego i zarazem siedziba Rekto
ratu wzbogaci się o wyjątkowo cie
kawy zabytek, który ozdobi wejście przyszłej, odbudowanej kaplicy św.
Wojciecha.
Zabytkiem tym jest przepiękna w formie, renesansowa płyta nagrobna barona Georga Friedricha von Kitlitz - doradcy i marszałka na dworze ksią
żęcym w Brzegu. Pierwotnie znajdo
wała się ona w ruinach dawnego ko
ścioła protestanckiego w Miechowi- cach Cfewskich w gminie Wiązów.
Nikt przez pięćdziesiąt lat nie intere
sował się tym obiektem, który z roku na rok coraz bardziej popadał w ruinę.
Znamienne, iż po zakończeniu II wojny światowej kościół był tylko lekko uszkodzony i - jak wspominają
i rychłej śmierci Henryka (1290 r.) Być może konwent został też powiększony o element miejscowy. Stąd w 1295 ro
ku zapadła decyzja o przekazaniu opol
skim dominikanom wybudowanych dla nich przez księcia obiektów na
„Górce” wraz z kościołem. Jest to pierwsza potwierdzona źródłowo wzmianka o funkcjonowaniu klasztoru na opolskim wzgórzu. Wydaje się prawdopodobne, że to dominikanie wrocławscy przynieśli ze sobą do Opo
la wezwanie św. Wojciecha, identyczne z tym, jakie posiadali we Wrocławiu.
W chwili osadzenia ich bowiem w Opolu powrót do pierwotnej siedzi
by zdawał się być mało realny
Kiedy powstała legenda związana z działalnością św. Wojciecha w Opo
lu? Tego nie jesteśmy dzisiaj w stanie w sposób jednoznaczny stwierdzić.
Prawdą jest natomiast, że ani Bolko I, ani kolejni Piastowicze opolscy nigdy nie byli szczególnie hojni wobec klasz
toru na „Górce”. Książęcym klaszto
rem i nekropolią stało się już wkrótce opactwo franciszkanów. Niewystar
czające środki finansowe zapewne sprawiły, że opolski konwent domini
kański rzadko kiedy osiągał wymaganą prawem liczbę 12 członków. Nie zapi
sał się także w sposób wybitny w dzie
miejscowi - w nie najgorszym stanie, jeszcze do uratowania. Niestety, zabra
kło funduszy, a może po prostu chęci i dobrej woli ze strony służb odpowie
dzialnych za nasze wspólne dobro.
Herb Kitlitza.
jach dominikanów w Polsce. Wpraw
dzie Opole wydało jednego z najwybit
niejszych członków tego zakonu, zna
nego w całej Europie kaznodzieję Pere- gryna, ale jego losy związane są z kon
wentami w Raciborzu i Wrocławiu. Na marginesie warto tu dodać, że Peregryn
wentami w Raciborzu i Wrocławiu. Na marginesie warto tu dodać, że Peregryn