Rzeczyw iście trudno m ów ić o „rew elacjach" w oracji, na którą w ska
zuje badaczka, a m ianow icie w m ow ie w ygłoszonej na pogrzebie M ar
cjana Tryzny (zm. 17 maja 1643)6. W ydaje się jednak, że Kochlew skiem u nie chodziło o jakąś szczególną oryginalność, lecz o rzetelne w yw iązanie się z obowiązku w yrażenia „pogrzebow ego dziękow ania" w imieniu bra
ta zm arłego - G ed eo n a M ichała, p od czaszego W ielkiego K sięstw a Li
tew skiego. W ystąpienie zaangażow anego w ruch reform acyjny kalw ini- sty na fu neralnych obchod ach pośw ięconych bisku p ow i koadiutorow i w ileńskiem u było dla w spółczesnych sporym zaskoczeniem .
W 1643 A lbrycht Stanisław Radziwiłł zapisał w pam iętniku, że na po
grzebie księdza podkanclerzego litewskiego Marcjana Tryzny przemawiał w imieniu duchow ieństw a człowiek świecki i to heretyk7.
W exo rd iu m K ochlew ski nie w spom inał o tej „n iezręczn ej" sytuacji, lecz - w ykorzystując topos skrom ności - w skazał na okoliczności „zle
cenia" mu w ygłoszenia m ow y i uspraw iedliw iał się z „zabrania głosu"
na pogrzebie podkanclerzego W ielkiego K sięstw a Litew skiego:
G w ałt wielki Mci Panie Podczaszy uczyniłeś mi W ć moj M ciwy Pan, żeś na mnie i trzyletnią obłożną chorobą zm ęczonego i pięćniedzielną na tym miejscu sądow ą pracą zem dlonego, a praw ie ledwie m ogącego, włożył z nagła, w sam ą niemal aktu tego vilią to pogrzebowe dziękowanie. Widzęć ja, że non delectu,ale casu non suffragiiwzięty, [...] i chciałem zedrzeć się z tego, ale w styd lazł w oczy, gdybym tej usługi, jakiej bryły ziemie ciału zacnego zm arłego człowieka i wolej Mci Cnego M ciwego Pana dla ochrony reputatiej mojej sprzeciw ić się miał [...].
s. 2 2 5 -2 2 6
W stęp ne zastrzeżen ia o n ied yspozycji oratora były u kształtow an e zgodnie z konw encjam i epoki. Jak bowiem zauw ażyła M aria Barłowska,
skrom ne zapewnienia o braku sił do perorow ania służą przede wszystkim budowaniu etosu m ówcy opartego na autorytecie doświadczonej starości8.
6 N a p ogrzebie Jaśnie W ielm ożnego Je[g ]o Mci ks[ię]d za M arcjana Tryzny coad iu tora w ileńskiego, p od k an clerzego W [ielkieg]o K s[ięstw ]a L it[ew sk ieg]o. M ow a Pana Piotra K ochlew skiego sęd zieg o ziem skie[g]o brzeskiego. A G A D , AR, dz. II, 15, s. 2 2 5 -2 3 6 .
7 H. W i s n e r: N ajjaśniejsza Rzeczpospolita. Szkice z czasów Zygmunta III i W ładysława IV Wazy. W arszaw a 2001, s. 94.
8 M. B a r ł o w s k a: „ Na swądu sarmackiej placu ". O kulturze oratorskiei wieku X VII. Kielce 2001, s. 48.
W przypadku K ochlew skiego m ożna jednak było początkow e słowa jego mowy przyjąć także bez retorycznej przesady, gdyż w listach pocho
dzących z tego okresu stale pojaw iały się narzekania sędziego na choro
by, nadm iar obow iązków , p rzeciążenie pracą. Pom im o tych przeszkód m ów ca tw ierdził, iż podejm u je trud przygotow ania sw ego w ystąpienia ze w zględu na osobę „zacn ego człow iek a" i p otrzebę u trw alen ia jego zasług. W ychw alanie cnót zm arłego było bardzo często w ykorzystyw a
ne w oracjach p o g rzebow y ch 9, pozw alało ponadto „o m in ąć" drażliw e problem y „rożnie n ab o żeń stw a".
W rozwinięciu oracji Kochlew ski w ykorzystał herb Tryznów G ozda
w a jako ikon10, by p rzypom nieć śm ierć członków rodu „kilku zacnych ojczyźnie z tegoż krzku liliow ego zrodzonych". Przyw ołani zostali w ten sposób m .in. Piotr Paw eł, oboźny litew ski, zm arły w 1639 roku 11, oraz Jó zef, w ojew oda p o d laski12. K ochlew ski przed staw iał te straty, o p iera
jąc się na alegorycznym obrazie lilii:
Pożal się Boże, Moi Mciwi Panowie, że we trzech jeszcze niedoszłych le- ciech barzo się ternu państw u gęstym i i żałosnym i przykładam i wbiło do serca one p ro v e rb iu m „ O m n is sert lilia T ellu s", dw ak roć Pogonią W.Ks.
Lit[ewskiego], iż rzekę słowo Wielkiego Kanclerza, z Liliowej pasze wróciła sie w żałobie do P om azań ca Bożego, aż [...] skarb publiczny nie ambitią nabyty, nie ch ciw o ścią p iastow an y, ale sz cz y ro ścią i p ra w ie liliow ą niew innością strzeżon y Panu i Ojczyźnie, ostatnie vale pow iedział.
s. 226
K ochlew ski, od w ołu jąc się do autorytetu „w ielkiego kan clerza", za
cytow ał słow a Jerzego O ssolińskiego z m ow y przy oddaw aniu pieczęci po zm arłym Stefanie Pacu, podkanclerzym litew skim . W oracji kancle
rza znajdujem y bow iem n astępu jący fragm ent:
Pow raca do władnącej wszytkiemi tej Rzeczypospolitej klejnotami W.K.M.
P.N.M. ręki, m niejsza W .Ks.L. Pogonią z liliowej paszy, na którą przed sześcią lat z przezornej W.K.M. opatrzności będąc w yp u szczon a, krótkoć w praw dzie, ale mile i sw obodnie dotąd bujała13.
9 Z ob . M. S k w a r a : O dow odzeniu retorycznym w polskich drukow an ych oracjach pogrzebowych XVII wieku. S zczecin 1 9 99, s. 5 4 7 -5 5 1 .
10 D. P i a t t: Kazania pogrzebow e z przełomu XVI i XVII wieku. Z dziejów prozy staropolskiej.
W rocław 1992, s. 131.
11 Zob. K. N i e s i e c k i : Herbarz polski. W ydal J.N . B o b r o w i c z . T. 9. Lipsk 1842, s. 123.
12 Ibidem , s. 125.
13 C yt. za: M. B a r ł o w s k a fe n y Ossoliński orator polskiego baroku. K atow ice 2000, s. 119.
M aria Barłow ska, kom entując przyw ołany fragm ent m owy, zw róci
ła uw agę na zaskakujące połączenie G ozdaw y - herbu Paców i Pogoni, będącej m etonim icznym odpow iednikiem godności kanclerskiej oraz na dość odległe skojarzenia:
H erbow y kwiat Paców - szlachetny, niewinny, królewski - w polu zna
czeniow ym tw orzonym przez paszę, w ypuszczenie na paszę, leg, kosę, pastw isko tw orzy kontrast, nadający obrazow i niezw ykły w ym iar, przez w yob rażen ie idealnej krainy w łączon y w budow anie najw yższej po
ch w ały14.
K ochlew ski, „cytu jąc" O ssolińskiego, w ykorzystał okoliczność „zbież
n ości" herbow ych w yobrażeń Paców i Tryznów oraz podobieństw o zaj
m ow anych stanow isk. Pow ielenie „koncep tu " oracji kanclerza przez se
kretarza radziw iłłow skiego jest ciekaw ym śladem recepcji „chw alebnej sw ad y " O ssolińskiego. W ygłoszona na sejm ie 1641 roku m ow a, której św iadkiem był praw dopodobnie poseł K ochlew ski, m ogła zainspirow ać go, gdy dwa lata później „w ykładał" alegoryczne znaczenie herbu G oz
d aw a.
Śm ierć koadiutora biskupstw a w ileńskiego uczcił także M elchior Sta
nisław Saw icki, który w ydał w Winie, w oficynie ojców bazylianów druk pt. Żałoba białych Lilii Tryznańskich po śm ierci Jaśnie W ielm ożnego Jego M ści Księdza M a rcja na T ry zn y ... K arta tytułow a tego okoliczn ościow ego w y
daw nictwa nie tylko słowam i nawiązuje do herbu biskupa, ale także przez rycinę, na której dom inującym elem entem zdobniczym są w ieńce lilii15.
Saw icki, podobnie jak K ochlew ski, koncept sw ojego w ystąpienia oparł na sk o jarzen iu stem m aty czn ym . S zty ch o w an a karta ty tu ło w a Ż ałoby białych L ilii... p rzedstaw ia podobiznę uczonego biskupa, którem u „to w arzyszy" siedzący w fotelu „kościotrup trzym ający w obu rękach klep
sy d rę "16.
Sędzia ziemi brzeskiej w swoim „dziękowaniu" także opisywał wszech
w ładzę śm ierci, p rzed staw ił to jed n ak w form ie p rzypom nien ia klęsk naw iedzających ojczyznę, która w ostatnich latach została pozbaw iona w ielu zn ak o m ity ch „sy n ó w ". W yliczenie zacn y ch rodów d otkn ięty ch żałobą zostało ujęte w kategoriach alegorycznego przyw ołania herbów :
Sąli to jednego w irydarza szkody, sąli to jednej familiej i jednego dom u straty, czyli też wszytkiej Ojczyzny, aż do sam ego serca głęboko zadane rany, ja nie w ytrząsam , m ądrzy niech uważają, a czas ostatek w ytłumaczy,
14 Ibidem , s. 120.
15 Zob. K. E s t r e i c h e r : Bibliografia polska. T. 27. K rak ów 1929, s. 169.
16 Ibidem .
atoli to Księstwo nie tylko nazwiskiem, ale i rzeczą samą w swobodę, w po
tęgę, w sławę i jeszcze radość państw wielkie m oże się sam o obrać, chow ać, że co się z Liliami dzieje, tegoż O rłom , tegoż G rotom , tegoż od M arsa w ytoczonym Strzałom , tegoż nie ufnalam i, ale K rzyżam i um ocnionym Podkowom , tegoż z G wiazdami św iecącym Miesiącom, tegoż Jastrzębiom i zlotonosym Krukom albo się już dostało, albo na nich czyha.
s. 227
W p ro w a d z o n e ik o n y h erb o w e p o z w o liły na d alszy a le g o ry cz n y w ykład służący pochw ale podkanclerzego, porów nanego do lilii, która
[...] acz nie dała się w szytka do ziem ie w sadzić, ale w onność i zapach cnot i zasług sw oich nie tylko w Litwie, ale i w braterskiej Koronie, nie tylko tym , ale i przyszłym czasom zostawiła. Już na to grobu nie m asz, już się to w iatrów i m rozow nie boi, już to słoneczne upalenie i wszelkie niepogody przetrw a.
s. 2 2 7 -2 2 8
Kochlew ski w ykorzystał narastające asyndetyczne człony, by w w yra
zisty sposób podkreślić siłę sw ego w yw odu, opartego na m etaforyce flo
ry stycznej.
W cytow anej m ow ie O ssolińskiego rów nież znajdujem y podobne roz
w inięcie herbow ego konceptu:
Tak kwitnęła ta starożytnej familiej ozdobna Lilija, tak uwiędła prędko, trwałą jednak do potom ności cnót i q u a lita tu m sw oich zostaw iw szy w on n ość17.
Sym bole kw iatow e były często w ykorzystyw ane przez tw órców ba
rokow ych, m .in. m otyw lilii spotykam y w p olskiej subskrypcji zbioru Em blem atów G eo rg ette'y de M ontenay (em blem at 39):
P rzyp atrz się tej lilijej, ta w chróście zarosłym
Prościuchna tu w yrosła kstałtem dość w yniosłym . Ani koląca ciernia onej obraziła,
Wonią swą nie straciła ani się sk rzyw iła.18
Lilia sym bolizow ała, w edług G rzegorza W ielkiego, każdą duszę, która
„[...] od śm iertelności wznosi się do niebieskiej piękności [...] oraz bliź
nich sw ych orzeźw ia słodką wonią swej dobrej słu ż b y "19.
17 Cyt. za: M. B a r ł o w s k a : Jerzy Ossoliński orator polskiego baroku..., s. 121.
I(i Cyt. za: J. P e l c : Shnoo i obraz na pograniczu literatury i sztuk plastycznych. K raków 2002, s. 1 6 7 -1 6 8 .
1,1 Cyt. za: D. F o r s t n e r: Świat sym boliki chrześcijańskiej. Tłum ., op rać. W. Z a k r z e w s k a , ? . P a c h c i a r e k , R. T u r z y ń s k i . W arszaw a 1 9 90, s. 188.
Przedstaw iając zm arłego, Kochlew ski podkreślał jego najw ażniejszą cnotę, za którą uw ażał „niew ypow iedzianą ku sw ojem u narodow i m i
łość, ludzkość i hospitalitas". Aby przekonać słuchaczy do słuszności tak przedstaw ionej tezy, m ów ca posługiw ał się przykładem w spółczesnym 20, akcentując, że osobiście m oże pośw iadczyć w ym ienione zalety pieczę- tarza. Siła persw azji takich „em pirycznych" dowodów tkwiła w tym, że m ożna je było traktow ać jako sw oiste „św iad ectw a". D odatkow o rela
cję oratora w zm acniało zastosow an ie prosop op ei:
Słyszałem to nieraz z ust jego „[...] już mi się tak dworskie prace, trudy i na
dzieje sprzykrzyły, żebym gdzie wolał w kąciku usieść, a na małej trosze przestać, ale beze mnie nie byłoby tu czasem komu listów z Litwy p rzy
ch od zących przyjąć, a na nie odpisać".
s. 228 -2 2 9
„Św iad ectw o" Kochlew skiego - znanego na Litw ie „pieczętarza" ra- dziw iłłow skiego było tym bardziej w iarygodne, że z dużym praw dopo
dobieństw em m ógł się sam podpisać pod „cytow anym i" refleksjam i o cięż
kiej pracy kierującego kancelarią.
Przytaczając „zasługi" zmarłego biskupa, sędzia ziemi brzeskiej z uzna
niem w spom inał o jego „gospodzie", w której m ógł się zatrzym ać każdy szlachcic litew ski:
Ja ją nazowę H ospitium nationale L ituanium , bo ledwie kto z Litwy przyjachai, ledw ie konie w yprzągł, zaraz się u niego oprzeć musiał.
s. 229
M ówca bardzo ogólnie przypomniał inne zalety Tryzny, przede wszyst
kim jego zaangażow anie w służbę „Panu, O jczyźnie i w szytkiej braci", udział podkanclerzego w rokow aniach z M oskw ą, w ierne stanie „u boku P ań sk ieg o ". Taki rozkład „ak cen tó w " p an egiryczn y ch był p raw d op o dobnie dyktow any „podziałem ról" w śród m ów ców pogrzebow ych. K o
chlew ski zabierał głos jako ostatni, gdyż takie było m iejsce podziękow ań w im ieniu rodziny zm arłego w „scenariuszu" obchodów funeralnych21.
W ażną rolę w oracji p ogrzebow ej zajm o w ało p rzed staw ien ie o ko liczności śm ierci zm arłego22. K ochlew ski w spom inał o tym , posługując się znaną „h istorią" Kleobisa i Bitona z Rozmów tuskulańskich Cycerona.
20 M. S k w a r a rozróżnia przykłady stosow an e w oracjach p ogrzebow ych na d aw ne („literack ie") i w spółczesne („n ieliterack ie"). Zob. I d e m : O dowodzeniu retorycznym..., s. 3 7 7 -3 7 8 .
21 Ibidem , s. 355.
22 Zob. D. P l a t t : Kazania pogrzebowe..., s. 5 0 -5 5 .
Nie nazyw ał jed nak - jak inni autorzy kazań23 - bohaterów tego przy
kładu, lecz ogólnikow o w spom inał o „greckiej m atce":
Ale czy nie ona to grecka m atka, którą gdy beznogą dwaj synow ie św ieżo rycerskim i zaw od ach [!] uhoronow ani na ram ionach sw ych do Kościoła unieśli, ona chudzinka w estchnąw szy do Boga prosiła, aby onę cnotę sy
nów jej tym zapłacił, co by sami nalepszego być rozumieli, ledwie wyrzekła, alić synow ie zaraz przed oczym a tej padli i nagle pom arli. Przebóg co sie w tym dzieje. O dpow ie oraculum , że po tak sław nym tych m łodzieńcow zwycięstwie i po takiej pobożności ku m atce oświadczonej nic lepszego nad śmierć. Tak i ten zacny pieczętarz, iż przez wszytek wiek swoj matkę swoję, w ysokich cnot m atron ę su m m a pietnte coluit, tedy m u też to podobno fata w nagrodę przyniosły, że w sam ym sławy i pobożności biegu e x piravit [...].
s. 2 2 9 -2 3 0
K ochlew ski p o d d aw ał „ h isto rię" C ycerona sw oistej rein terpretacji:
w Rozmowach tuskulańskich bohaterką jest kapłanka z Argos, którą syno
wie przyw ieźli do św iątyni w ciągniętym przez siebie w ozie. M atka upro
siła boginię, aby w ynagrodziła w najlepszy dla człow ieka sposób taką postaw ę i pobożność. K leobis i Biton udali się na spoczynek, rano zaś zn aleziono ich m artw y ch 24.
Przem aw iający na pogrzebie Tryzny zm ienił szczegóły fabuły: m at
ka jest beznoga, zw ycięzcy synowie wnoszą ją na ram ionach do kościoła, n atom iast ich śm ierć n astęp u je zaraz po w y p o w ied zen iu prośby. K o chlew ski przykład C ycerona poddał „u w sp ółcześnieniu ", usunął elem en
ty pogańskie, by porów n anie okoliczności śm ierci greckich bohaterów i podkanclerzego stało się bardziej „oczyw iste".
W H erbarzu polskim N iesieckiego - oprócz inform acji o niepospolitych zdolnościach lingw istycznych i osiągnięciach dyplom atycznych Tryzny25 - znajdujem y rozbudow ane inform acje o śm ierci koadiutora wileńskiego.
W zm ianka ta jest o tyle ciekaw a, że w odniesieniu do innych „urodzo
nych" nie podano tylu szczegółów ich odejścia:
gdy albowiem m atce swojej zmarłej pogrzebową usługę gotuje, śniło mu się kilką miesiącami przetem , jakby go w tym że kościele grzebiono i nagrobek sobie przydany czytał, dlatego tym bardziej na śm ierć się gotow ać począł26.
23 Zob. M. S k w a r a: O dowodzeniu retorycznym ..., s. 3 6 3 -3 6 6 .
24 Zob. M.T. C i c e r o : Rozmowy tuskulańskie. W: I d e m: Pisma filozoficzne. T. 3. Przet.
J. Ś m i g a j , k om en tarz K. L e ś n i a k . W arszaw a 1 9 61, s. 5 4 6 -5 4 7 .
25 Zob. K. N i e s i e c k i: Herbarz polski. T. 9..., s. 124; Z ob. także: P. N i t e c k i : Biskupi kościoła 'w Polsce ~w latach 965-1999. Słownik biograficzny. W arszaw a 2 0 00, s. 453.
2(’ K. N i e s i e c k i: Herbarz polski. T. 9..., s. 124. O okolicznościach śm ierci M arcjana Tryz
ny w spom ina! rów nież w sw oim pam iętniku A lbrecht Stanisław Radziw iłł: „17 m arca miał
K ochlew ski w sw ojej m ow ie p rzypom niał zgrom adzonym o k o licz
ności śm ierci biskupa, aktyw izując audytorium słow am i:
bo gdy się na pogrzeb jej w niepew nym zdrow iu w drogę porw ał, sw ego pew nego odpoczynku i portu dojechał. A jako dojechał to nie tylko temu zacnem u gospodarzow i, u ktorego dom u na rękach jego um arł, ale w szyt- kiej tutecznej okolicy w iadom o.
s. 230
P rzedstaw iając zaszczyty i osiągnięcia Tryzny, K ochlew ski d okon y
w ał sw oistego w yboru zalet, k tóre w ychw alał, zarazem jed n ak u sp ra
w iedliw iał się przed zgrom adzonym i następująco:
Oto Jmci Pana Podczaszego [...] nie będę przepraszał, żem tak skąpo praw, godności i zasług tego zacn ego człow ieka dotknął, postrzegłem z mow, które przede mną byli, że każdy [...] w sercu i w pam ięci swej przyniósł tu św iadectw a, niżby ich z ust m oich, gorącością zeszłych, sp od ziew ać się mogł.
s. 231
Ten sposób „selekcji" inform acji w ypływ ał niejako ze sw oistego „po
działu ró l" podczas charakterystyki zm arłego, ponadto aktyw izow ał słu chaczy, którzy odbierali poszczególne oracje pogrzebow e w kontekście in nych w ystąpień.
K ochlew ski, chcąc się uspraw iedliw ić z ograniczonego p rzedstaw ia
nia zasług Tryzny, nie tylko odw oływ ał się do poprzedzających jego m ow ę w ystąpień, ale przytoczył dość „przew rotn y" przykład na przesadzoną am plifikację panegiryków pogrzebow ych:
że kto je czyta, ledwie w nich onę zm arłą osobę znajdzie, tak jako gdy obrazy nieboszczyków do kompletij żyw ych konfermować się nie m ogą [...] piszą, iż konsul jeden rzymski obaczy w szy w dzień brata swego, który był małego wzrostu, obraz [...] w ogrom nym rycerskim habicie, z paiżem wymalowany, rozśm iaw szy sie rzekł: F ra ter m e u s m aior est d im id ius quam totus.
s. 231
P rzyw ołan ie takiego p rzykład u m ogło p rzekonyw ać słuchaczy, że pochw ały w ygłoszone pod ad resem zm arłego „nie p rzy stają" do jego rzeczy w isty ch zasług. K och lew sk i „sp ro sto w ał" jed n ak sw ój w yw ód, zapew niając, że w odniesieniu do M arcjana Tryzny „d otkn ął" zaledw ie
taki sen: zd aw ało mu się, że w chodzi do kościoła św. Jana w Wilnie i tam czy ta w łasn e epi
tafium z zaw arty m i w nim p o ch w ałam i". A.S. R a d z i w i ł ł : Pamiętnik o dziejach w Polsce.
T. 2: 1637-1646. Przeł. i op rać. A. P r z y b o ś , R. Ż e l e w s k i . W arszaw a 1 9 80, s. 360.
jego przym iotów, których nie zdołali też przedstaw ić naw et w znikom ym stop n iu inni oratorzy. P osłu żył się w ięc typ ow ym środ k iem sto so w a nym w pan egirykach - w yw yższenia bohatera przez zap rzeczen ie p rze
sad zie.
Po części pośw ięconej zm arłem u, Kochlew ski przeszedł do w łaściw e
go celu sw ej m ow y i podziękow ał szczególnie dostojnym gościom , któ
rzy zaszczycili swą obecnością uroczystości fu neralne podkanclerzego.
Z a sto so w ał tu o czy w iście w łaściw ą h ierarch ię, w y m ien iając n ajp ierw p osła króla i królow ej oraz k rólew icza K arola Ferdyn an da. N astęp n ie podziękow ał w ojew odzie sandom ierskiem u i jego bratu podkom orzem u przem yskiem u, zastrzegając się, że nie jest w stanie w łaściw ie oddać uczuć podczaszego, w którego im ieniu w ystępuje. W tym m iejscu, zam iast k on w en cjonaln ej pochwały, przedstaw ił K ochlew ski kolejne ex e m p lu m :
Przykład w ielkiego jednego rzym ian in a pow iedziaw szy, który dzień urodzenia swego obchodząc, a mając jakąś od brata swego młodszego przy- czynkę wyrzekł: Bodaj bym się był tego dnia nie urodził, albo żeby po mnie m atka moja już była więcej nie rodziła.
s. 234
K ochlew ski zastosow ał kolejny raz przykład, aby „zm od yfikow ać"
jeg o pierw otną w ym ow ę i na zasadzie kontrastu z „w ielkim rzy m iani
n em " przedstaw ić braterską m iłość w rodzie „starożytnych Toporów ".
Z w racał się do podczaszego:
abyś wesoło mówił „chw ała Bogu, żem się takim synem Ojczyzny, z tak wielkiego ojca, choć z inszej matki, taki się brat młodszy po mnie urodził".
s. 234
W dalszej części mowy sędzia w ym ienił kolejnych znakom itych go
ści, którzy albo osobiście zaszczycili pogrzeb, albo oddelegow ali sw oich posłów . Przy okazji podziękow ań w y raził w im ieniu p odczaszego n a dzieję na podtrzym yw anie w ięzi z rodziną Tryznów.
O sobny „akapit" pośw ięcony został Radziw iłłom . K ochlew ski celem pochw ały sw oich chlebodaw ców zastosow ał inne środki - w ykorzystał bow iem herb m agnatów litew skich oraz porów nanie z Ikarem - by po
przez zastosow anie figury p ra eteń tio - oddać należną cześć całem u ro dow i:
A iż Orła nikt lotem dogonić i głosowi z Trąb wykrzyknionemu nikt przydać i ująć nie może, przetoż i ja - chcąc pokazać, że nie chcę być onym Ikarusem, żebym przypraw nem i piory na m orze sław y i cnot W M ciom MM. PP. p u szczać się miał.
W końcow ych podziękow aniach skierow anych do R adziw iłłów Ko
chlew ski podkreślał, że „ten zacny zm arły Podkanclerzy W. Ks. Lit[ew - skieg]o po Bogu, a po Królu increm ente szczęścia swego wielkiej części dw ie
ma Radziw iłłom przyznaw ał". Przypom nienie zw iązków zm arłego z li
tew skim rodem spod herbu Trzy Trąby było ze strony K ochlew skiego zręcznym zaakcen tow aniem zasług sw oich ch lebod aw ców w karierze politycznej biskupa w ileńskiego27.
Z akoń czen ie oracji n aw iązu je do antycznego zw yczaju „zapalania stosu ", który Kochlew ski przypom niał, by oprzeć na nim swój koncept i zbudow ać alegorię „pochodni serc":
za starożytnych wieków, gdy um arłe ciała przez płomień konserwow ane bywały, tedy sam ym tylko najbliższym umarłego przyjaciela ta praerogativa należała, tę pochodnię w ziąwszy, stos drew na, na którym ciało leżało, za
za starożytnych wieków, gdy um arłe ciała przez płomień konserwow ane bywały, tedy sam ym tylko najbliższym umarłego przyjaciela ta praerogativa należała, tę pochodnię w ziąwszy, stos drew na, na którym ciało leżało, za