• Nie Znaleziono Wyników

Dzień bez kłamstwa

m iejskich. Długie szeregi przekupniów i p rzek u p e k ciągnęły n a ta rg do m iasta

dniał w ie lk i znak zapytania, zapełniający całe dwie szpalty. W arty k u łach wystę­

pny ch pisano ta k że czasami o ducho­

w ieństw ie katoliekiein; a że to w tym dniu nie wolno było kłam ać, więc n a p i­

sano szczerą praw dę. Czytelnicy zaś ku swojemu zdziwieniu dowiedzieli się, że>

ci szkalow ani, stekiem oszczerstw7 ob­

rzucani kap łani, są rzeczyw iście sługam i’

Bożymi, zdolnymi do oddaw ania Bogu, co Boskiego' a cesarzowi, co cesańskiego.

Pew ien pan, zatopiony w czytaniu odezw w yborczych doznał niem iłej przeszkody.

N adszedł bowiem człowiek, k tó ry w szyst­

tam i, uspraw iedliw ieniam i.

Na k a te d ra c h un iw ersyteckich zasiedli

Śg n au k ścisłych, rzucała się w prost w oczy. P ro feso r przy-

■p.i rody zakończył swój w ykład M tem i słowami: „... widzimy, za-

§ tem w tym w ypadku, że sp rze­

da- czności pom iędzy , w ynikam i S5J wiedzy a n a u k ą w iary nie mo- sęt? żna nazw ać nierozw iązalnem i.

Owszem, trze b a iść dalej i ja-

^ wnie ośw iadczyć, że w rzeczy-M w istości ta k ic h sprzeczności

^ je sz c z e -n ik t nie dowiódł", g W gm achach sądow ych było ęg? w szystko w yw rócone do góry

^ nogami. A dw okaci oświadczali,

^ że nie m ogą się" podjąć, z czy- ŻM stem sum ieniem , obrony tej lub

§ [ o w ej'sp raw y i w nosili o odro- g czenie rozp raw y sądowej.

0-^7 sk arżen i p rzy zn a li się. bez wjpj k rętó w do popełnionych: w y-S s stępków ; jeden n aw et, k tó ry w czoraj jeszcze był gotowy do

^ złożenia przysięgi, dzisiaj tęj H przyęięgi odmówił, in n y zno-jjg/j wu, ósław iony pieniacz, o-św iadczył sw oją gotowość do

® zaw arcia zgody, k tó ra go ko-sztow ała połowę m a jątk u .

§ W całej kronice sądowej po-g dobnepo-go zdarzenia jeszcze ni-g ni-gdy nie zanotowano.

^ 7 W urzędach podatkow ych pa-

^ now ał ścisk w p ro st

niebezpie-® czny. W długich rzędach stali M p aram i podatnicy, pragnący sprostow ać swoje zeznania ma- g jątkow e. W iększą częścią byli

to ludzie z ta k zw anych wyż- ' szych sfer. Od czasu do czasu

^ k tó ry ś z stojących tam poda­

l i tników odwrócił się, a

spo-§ strzegłszy znajomego, o d e z w a ł.

g się do . niego ze znaczącym

u-■jgg śm iechem : „Kogóż ja widzę!

sgi szanow ny pan tak że tu taj?".

W szelako nie brakło w mie-

^ ście ludzi, k tórym ten dzień M bez k łam stw a przyniósł nie-M 1 m ałą „boleść" i rozczarow anie/

§ Za firan k a m i okien, przy sto-gg liczku zastaw ionym kw iatam i sg? siedziała niejędna p an ien k a za-lew ająca się rzew nem i łzami, jpj z nielitościw ym listem w ręku.

M L ist ten, poniew aż dzisiaj nie wolno było kłam ać, zaw ierał

50 być bezlitośnie zniweczone w owem mieś- ście. -Małżonkowie żyjący dotychczas w niezgodzie dlatego-, że się w zajem nie o-

becna będzie niechybnie przedm iotem obmów obecnych pań. Lecz tego dnia roz­ więcownicy, k tó rzy przybyli, usłyszeli

mowę m dłą i nudną. Mówca dzisiaj nie używ ał zw ykłych frazesów ; mówił spo­

kojnie, rzeczowo, bez złośliwych w ycie­

czek n a przeciw ników , swoim to w arzy ­ jedynie bogatego spadkobiercę. Krocząc za karaw an em , jako jedyny U czestnik w pochodzie pogrzebowym, obliczał w du­

chu, ile mu jeszcze pozostaje z bogatego

życia ziemskiego. Nie chcąc zaś stan ąć w sprzeczności ze swojem rzekom em przekonaniem w ew nętrznem , m odlitw y zaniechał. N atom iast g rab arz widząc te n grób ta k opuszczony rze k ł: „oto znowu jeden, k tó ry sobie źle pościelił". A mógł to pow iedzieć z czystem sumieniem , bez obaw y m inięcia się z praw dą.

W te atrze, wieczorem owego d n ia bez kłam stw a miano odegrać kóm edję p. t . :

„życie snem rozkoszy". Lecz w szyscy ak to rz y i a k to rk i oświadczyli, że pod żadnym w arunk iem nie , p rzyjm ą roli w tej sztuce, ta k , że m usiano ją usunąć z program u. Zato W ystaw iono tra g e d ję

„F au st" część I. Dziwnym, a nie w yjaśnio­

n y m -p rz y p a d k ie m p rzy słow ach: W ą t­

pię, czy się d ja b ła p o trafią domacać, choćby im n aw et n a k a rk i pow siadał", pogasły w szystkie św iatła n a scenie, ta k , że musiano przerwać przedstaw ienie. W i­

dzowie zaś rozgniew ani rozeszli się do domów.

Pew ien starszy' jegomość, któ reg o d ro ­ ga p ow rotna prow adziła mimo kościoła, w idząc ja rzące się świece i słysząc n a ­ bożne pienia i dźw ięki organów , pom y­

ślał sobie: „w stąp ię dla urozm aicenia choć n a chw ilkę do kościoła. — W szedł i stan ął w ostatnim rzędzie.' W łaśnie k a ­ znodzieja głosił kazan ie n a tem a t: „ s ta ­

liśm y się dziw ow iskiem Bogu i a n io ło m ^ i ludziom". R ozw ijając te słowa apostoła,*' " ’ w ykazyw ał, ja k to n a scenie św iata lu- ..!

dzie naw zajem się o k łam ują i oszukują, j pow iedział też, że w praw dzie ludzi oszu- , k a ć możemy, lecz nigdy nie oszukam y [ Boga, przed którego okiem nic się u k ry ć ! nie zdoła. Mówił w końcu o szatanie, >

k tó ry je st ojcem k łam stw a, o jego prze- !

biegłości i mocy.

Słuchał uw ażnie ów p an słów kazno- i dziei, ale skoro Usłyszał o kłam stw ie, po- ] m yślał sobie w duszy: „oto m ieszkańcy ' tego m iasta cały dzień pow strzym yw ali 1 się od kłam stw a, a te n sługa Boży dalej i głosi swoje stą re brednie". j I zwrócił się. k u w yjściu. i Z ciemnego zaułku ulicy w y ch y liła,się ' za nim ja k a ś czarna p ostać — był to dja- ’ beł. Słyszał on, ja k niezadow olony słu- <

chącz k aza n ia m ruczał pod nosem : „zaw ­ sze te sam e s ta re brednie, zaw sze te ...!

Zachichotał szatan. W yprężył się, roz­

w arł szeroko ram iona, m achnął niem i w pow ietrzu n a wschód i zachód, n a p o ­ łudnie i północ i zwołał w szystkie złe duchy do nowej p racy, aby po tym, dniu bez k łam stw a znowu nad ludźm i zap a­

now ali, czyniąc z nich posłuszne n a rz ę ­ dzie w przeprow adzaniu sw ych niecnych zamiarów.

I. K.

Z HUMORU.

Nie chcę męczyć szkapiny!

J e c h a ł chłop n a szk ap ie i dźwigał n a sobie ciężki w ór ze zbożem. „Czy nie byłoby lepiej", rzek ł do niego p rz e ­ chodzień, „gdybyś te n ciężar n a konia złożył".

„Nie chcę czynić tego" odpowiedział w ieśniak, „bo żałuję m ojej szkapiny, k tó ra i ta k mnie już dźw igał".

Czy prawda...?

„P roszę m am y, czy to p raw da, że n a ­ uczyciele są

mądrzy?".-„P raw d a synku".

„A dlaczego te n p an nauczyciel, co je st u nas, abecadła nie umie?".

„Co ty pleciesz Stasiu?".

„ J a k m am usię kocham 1 P rzecież wczo­

ra j p o kazał mi abecadło i p y ta ł się co to za litera?"...

Dlaczego...?

J a ś : „T atko, dlaczego ludzie polują n a w ilki?".

T ata: „D latego, że w ilki odbierają ży­

cie owcom i baranom ".

J a ś (po chwili):

A, dlaczego nie polują n a rzeźników ?.

Powiązane dokumenty