• Nie Znaleziono Wyników

Z dZIEJÓW KSIĘGARNI JÓZEFA ZAWAdZKIEGO W WILNIE W PIERWSZYM ćWIERćWIECZU XIX WIEKU

Po upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Wielkie Księstwo Litewskie zo-stało włączone do Cesarstwa Rosji. Pomimo tego w pierwszych dziesiątkach XIX wieku obowiązywał tam nadal statut Wielkiego Księstwa i trwały reformy oświaty przygotowane przez Komisję Edukacji Narodowej – owoc Wielkiego Sejmu Czte-roletniego. Istniał i doskonale się rozwijał Uniwersytet Wileński, jak i rozbudowana sieć szkół elementarnych i wydziałowych. Wszędzie językiem wykładowym był język polski. W roku 1824, dla przykładu, okręg wileński miał najwyższą liczbę uczniów i nauczycieli podległych cesarskiemu Ministrowi Oświecenia, również Uniwersytet Wileński przewyższał inne w Rosji liczbą studentów i nauczycieli.

W roku 1832, po upadku powstania listopadowego, Uniwersytet zamknięto, roz-proszono bogaty księgozbiór, rozpoczęto powolną rusyfikację szkolnictwa. Zanim to jednakże nastąpiło istniało zapotrzebowanie na podręczniki szkolne i książki nauko-we. Nie mogły tego zaspokoić nieliczne księgarnie istniejące w Wilnie, Mińsku czy Kownie, które na ogół sprzedawały książki wraz z innymi towarami, i prowadzone były przez mało oświeconych kupców. Brakowało też w Wilnie porządnej drukarni.

Aby temu zaradzić kurator okręgu szkolnego, Adam książę Czartoryski z inicjatywy Śniadeckich sprowadził z Wielkopolski do Wilna młodego i energicznego drukarza, Józefa Zawadzkiego. Zapewniono mu opiekę i pomoc finansową, nadano tytuł ty-pografa i księgarza Uniwersytetu Wileńskiego. Kurator, książę Czartoryski udzielił mu przywileju druku „ksiąg elementarnych”, czyli po prostu podręczników szkolnych dla całego okręgu szkolnego guberni litewsko-wileńskiej. Tak powstało w roku 1805 pierwsze w Polsce przedsiębiorstwo wydawnicze, które do roku 1826 wydało ponad 400 pozycji własnych – od broszur począwszy na edycjach wielotomowych skończyw-szy. drukował Zawadzki dzieła Lelewela, Śniadeckich, Czackiego, Oczepowskiego, Bentkowskiego oraz pierwsze tomiki poezji A. Mickiewicza.

Obok wydawnictwa, otworzył Zawadzki księgarnię, prowadzącą nie tylko wydaw-nictwa własne, ale i sprowadzane z innych miast dawnej Polski oraz z zagranicy:

1 W roku 1813 Józef Zawadzki otworzył w Warszawie filię księgarni pod firmą „Zawadzki i Węcki uprzywilejowani drukarze i księgarze dworu Królestwa Polskiego”.

Z

Z SZAFY BIBLIOFILA z Francji, Saksonii, Prus, Anglii czy

Włoch. Zamówienia realizowano ekstrapocztą. W epoce dyliżansów i w czasie pokoju nie przekraczało to 3-4 tygodni. Tak więc na skła-dzie stale były nowości francuskie, niemieckie czy angielskie. Księ-garnia Zawadzkiego obsługiwała z powodzeniem wszystkie ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Li-tewskiego.

W pierwszej ćwierci XIX wieku księgarnia Zawadzkiego w Wilnie mieściła się w obszernych sutere-nach gmachu głównego Uniwer-sytetu, wzdłuż ulicy Świętojańskiej (Šv. Jono). Okna znajdowały się na poziomie chodnika i prawdopodob-nie prawdopodob-nie było w nich wystaw. Wejście znajdowało się opodal dzwonnicy kościoła św. Jana. Pomieszczenia były obszerne, i – chociaż w sute-renie – dość jasne.

Wchodziło się do ogromnej sali obudowanej półkami z sosnowych desek. Między półkami stało parę jesionowych szaf szklonych, na cenniejsze dzieła. Sala ta była przeznaczona na książki polskie a przede wszystkim na podręczniki. Przed półka-mi stały zwykłe sosnowe stoły. Książki były wszędzie – na półkach, na stołach, na podłodze. Pozornie panował tam bałagan, jednak pracownicy księgarni bez trudu odnajdywali żądaną książkę, którą podawali sprzedawcy. Niektórzy klienci mieli dostęp do półek. W tej sali było zawsze wielu kupujących, obsługiwało ich kilku chłopców, pod okiem zaufanego Zawadzkiego, pana Szpakowskiego, osobistości bardzo popularnej wśród studentów wileńskich. druga sala, jeszcze większa od poprzedniej, przeznaczona była na książki obcojęzyczne. W tej sali nie było półek, a oszklone szafy jesionowe, bardzo dobrej roboty i podobne do nich stoły. Książki również leżały wszędzie, gdyż nie mieściły się już w szafach. Na samym środku sali stały dwa fortepiany, czasami tylko jeden, znanych zagranicznych marek. Zawadzki prowadził również nuty, czasami, wyjątkowo sprzedawał jeden z fortepianów. Były wówczas nowością. W tejże sali pod jednym z okien stał wysoki kantorek, gdzie wśród papierów i ksiąg buchalteryjnych urzędował, według ówczesnego zwyczaju na stojąco, pan Gastel, buchalter, lub jak to jest nazywane dzisiaj, księgowy

Za-wadzkiego, z wielkim piórem gęsim w ręku, a drugim za uchem. Parę kroków od Gastla siedział za wielkim stołem sam Zawadzki. Stanisław Morawski tak go opisuje w książce Kilka lat młodości mojej w Wilnie2: brunet krótko ostrzyżony, mały, tłusty, pękaty, miłej ujmującej twarzy i wybornego, a w każdym razie jednostajnego humoru”.

Przed stołem było wystarczająco miejsca dla bywalców księgarni, mile widzianych przez gospodarza. dyskutowano, rozważano różne sprawy, rodziły się pomysły, działo się tak codziennie, całymi godzinami chociaż przy stole nie było ani jednego krzesła.

Jeszcze raz przywołam wspomnienie Morawskiego z listopada 1848 roku: „Józefa Zawadzkiego księgarnia była nie to co dzisiejsze wileńskie i warszawskie księgarnie, że nie było tam żywego człowieka. Poczciwy ten i wesoły księgarz, sam oczytany i dowcipny, rad był, kiedy do niego schodzili się w pewnych godzinach autorowie, literaci, poeci, uczeni, artyści. Od dziesiątej do wpół do dwunastej można było być pewnym znaleźć tam różne interesujące osoby...”.

Wspomniany fortepian ściągał również muzyków i nieraz miały miejsce zaimpro-wizowane koncerty. Stałymi gośćmi tych zebrań bywali: Ignacy Szydłowski (redaktor i główne pióro „Wiadomości Brukowych”, organu „Klubu Szubrawców”), Kazimierz Kontrym (bibliotekarz i adiunkt Uniwersytetu), Leon Borowski (profesor literatury), historyk Onacewicz (jednocześnie cenzor urzędowy wszelkich druków). Bywał też Lelewel i inni profesorowie. Ze studentów bywali: Malewski, Malinowski, Oleszkiewicz, Morawski, Wańkowicz – najbliżsi koledzy Adama Mickiewicza, który niewątpliwie sam też tam zaglądał. Pamiętnikarze ówcześni pomijają jego nazwisko, chyba ze względu na carską cenzurę.

Na zapleczu, w dalszych salach sutereny znajdowały się wielkie magazyny książek oraz duża wysyłkownia. W owych czasach wszystkie poważniejsze dzieła wydawano w prenumeracie, w nakładach od kilkuset do paru tysięcy egzemplarzy.

Prawie całość nakładu wysyłano pocztą prenumeratorom. Nieznaczną część nakładu, czasami tylko parę dziesiątków egzemplarzy przeznaczano na sprzedaż. Ekspedycja była duża, wysyłano książki opłacone z góry, opłaty pocztowe uiszczał odbiorca przy doręczeniu. Papier był zbyt kosztowny do pakowanie książek, dlatego zawijano w je znacznie tańsze płótno i wypisywano tuszem adres.

Księgarnia i wydawnictwo Józefa Zawadzkiego rozwijały się wraz z Uniwersytetem Wileńskim. Gdy w roku 1823 rozpoczęto śledztwo przeciwko patriotycznym związkom młodzieży, zaczęły się znane represje, przesłuchania, sądy i zesłania Filomatów i Filaretów. Rozpoczęła się stopniowa likwidacja Uniwersytetu. Ucierpiał przy tym i Zawadzki. Nowy kurator, Mikołaj Nowosilcow odebrał księgarzowi przywilej na „księgi elementarne”, zaś nowy rektor uczelni, Wacław Pelikan, nakazał mu opuszczenie gmachu uniwersyteckiego; jednocześnie, jako prezes komitetu cenzury powołał komisję (pod przewodnictwem Pawła Kukolnika nowego profesora historii i cenzora)

2 Morawski Stanisław. Kilka lat młodości mojej w Wilnie. 1818-1825. Warszawa 1959.

Z

Z SZAFY BIBLIOFILA do zbadania zasobów i

dotychczaso-wej działalności wydawniczej. Wiele publikacji będących w druku zostało wycofanych przez komisję, co narazi-ło Zawadzkiego na duże straty, gdyż musiał zwrócić pieniądze prenume-ratorom. Przede wszystkim komisja zabrała mu wiele dzieł zagranicznych, rzekomo stanowiących własność Uniwersytetu, bo sprowadzanych na zamówienie biblioteki. Zawadzki nie miał żadnych zobowiązań wobec bi-blioteki uniwersyteckiej, było to więc nieprawdą. Zagrabione w ten sposób dzieła spotykało się później w innych księgarniach wileńskich, a nawet pe-tersburskich. dzięki niespożytej energii i pracowitości założyciela księgarnia zdołała ten trudny okres przetrwać. Po śmierci Józefa Zawadzkiego w roku 1838 księgarnie prowadzili spadko-biercy, a w ostatnich latach przed jej

zupełną likwidacją w roku 1944, była własnością pracowników firmy, funkcjonując jako

„Księgarnia i skład nut Józefa Zawadzkiego” i mieściła się przy ul. Wielkiej. Pomimo trudnych okresów, strat materialnych, utraty przywilejów istniała zatem 139 lat, co wysuwa ją na czoło polskich przedsiębiorstw wydawniczo-księgarskich.

Nie tak dawno był w Szczecinie przy ul. Tkackiej antykwariat, który wystrojem i atmosferą mógł przypominać wileńską księgarnię Józefa Zawadzkiego. W dużych, przestronnych pokojach wypełnionych książkami, można było „zapaść” z wybraną książką w wygodnej sofie stojącej na środku jednego z pomieszczeń lub posłuchać muzyki, nie z fortepianu co prawda płynącej, ale z adapteru. Niestety pazerność tego świata zmusiła szczecińskiego antykwariusza do zamknięcia antykwariatu. dzisiaj ten lokal świeci pustkami i nikt nie kwapi się, pomimo zachęcającej informacji, do wynajęcia. Antykwariusz wyprowadził się z nieżyczliwego kulturze Szczecina do Wrocławia i ma się dobrze.

A swoją drogą szkoda, że takich księgarni już nie ma.

Powyższy tekst pisałem w oparciu o ogromne, znajdujące się w domowym ar-chiwum notatki p. Michała Surwiłły, mojego wuja.

Wojciech Łopuch

Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica w Szczecinie