• Nie Znaleziono Wyników

W

szyscy znają historię Antygony, wiedzą na czym polegała je j dom niem ana wina. Wszyscy też z pewnością chętnie po­

tw ierdzą, mając jeszcze w pamięci szkolne wypracowania, uniwersalizm tej historii. Po ch w ili jednak, być może niejeden zastanowi się - uniwersalizm? Cóż uniwersalnego może być w historii dziewczyny, która za to, że po­

ległego w bratobójczym starciu i okrzyknięte­

go zdrajcą (niesłusznie), brata pogrzebała ze zgodnym z tradycją rytuałem, którego niedo­

pełnienie skazałoby go na pośmiertne męki, co zresztą miała na celu karząca ręka Kreona.

Kolejne skojarzenia może zahaczą o w ą tp li­

we powiązanie: P olinik był zdrajcą - może więc chodzi o kolejne afery i kontakty z obcy­

mi agentami. Bo przecież raczej nie o to, że Antygona pochowała Polinejkesa, aby uczy­

nić zadość boskim nakazom - w dzisiejszym zlaicyzowanym świecie? Choć z drugiej stro­

ny Antygona złamała prawo, w ydany przez Kreona zakaz grzebania zdrajcy. Ale czy Poli­

nik rzeczywiście był zdrajcą? Owszem naje­

chał własny kraj rządzony w dodatku przez swojego brata i stryja, ale byli to w ładcy bez­

prawni, to oni pozbawili go należnej jemu w ła ­ dzy. Jak wiadom o ostatecznie Antygona zgi­

nęła okrutną śmiercią - cynicznie można po­

w ie d z ie ć , że na w łasne ż y c z e n ie , w szak o konsekwencjach grzebania zw łok „zdrajcy"

doskonale wiedziała.

Takie na ogół pytania są poruszane podczas analizy tego najbardziej znanego tekstu Sofo- klesa. I w dyskusjach: kto m iał rację: Kreon karząc Antygonę za łamanie prawa, czy Anty­

gona, będąc wierna religii, większość staje po stronie Antygony. Nie jest bynajm niej moim zamiarem roztrząsanie tutaj „kto miał racje"

wtedy, ale chcę zadać pytanie gdzie i czy w ogóle dziś spotkać można takie „Antygony".

Nie mam na myśli dosłownie faktu oddania życia, żeby ktoś nie cierpiał, choć i tego nie wykluczam, poświęcenia dla szeroko pojętej

tzw. „sprawy", chcę po prostu pokazać, że or­

todoksyjne tendencje dziś są wciąż powszech­

ne (tak jak powszechne były przez w ieki w o ­ jen religijnych, czasów inkw izycji i zaślepio­

nych ojców kościołów - nie tylko chrześcijań­

stw o sw o ją p ro z ę lity c z n ą m isję sze rzyło ogniem i mieczem), że wciąż przybierają for­

my niebezpieczne, choć myślę, że w tym m iej­

scu skojarzenie ze słowem ortodoksja równa się islam, zwłaszcza po 11 września, jest jed­

noznaczne i do udowadniania niewiele pozo­

staje. Takie ujęcie sprawy stawia Antygonę w innym świetle i to poniekąd jest moim za­

miarem. Trochę przekornie chcę udowodnić, że dziś nie wszyscy przyznaliby rację współ­

czesnej Antygonie, a zwłaszcza, że nie każ­

dej Antygonie ta racja się należy. Pragnę rów­

nież zastanowić się nad problemem często roz­

ważanym w przypadku Antygony - czyli pro­

blemem granic władzy. Mam na myśli władzę jaką posiada człow iek nad drugim czło w ie ­ kiem, władzę w znaczeniu prawa, które czło­

w iek ustanawia, któremu to prawu musi pod­

porządkować się drugi człow iek i właśnie ja­

kie i czy są granice tego podporządkowania się. Czy prawo, które przejmuje człow iek pod­

porządkowując się jakiejś religii zwalnia nas z podlegania prawu nadanemu przez człow ie­

ka, czyli krótko m ówiąc problem Antygony:

Prawa ludzkie, a prawa boskie?

P ytanie m im o p o stę p u ją ce j la ic y z a c ji wciąż jest aktualne. Mam na myśli tutaj pro­

blem jaki chociażby zaistniał we Francji - wszystkim znana była dyskusja na temat: czy zakazać muzułmańskim uczennicom noszenia chust we francuskich świeckich szkołach. Kil­

ka miesięcy temu nie tylko Francją, ale i Euro­

pą wstrząsnęła debata na ten temat. Temat tylko pozornie przestarzały.

Fakty przedstawiają się następująco: fran­

cuski rząd zakazuje nosić muzułmankom chust w szkołach, a chrześcijanom wieszania krzy­

ży w miejscach publicznych - w tym przypad­

2 5

ku - szkolnych klasach. Oczywiście spowo­ kontekście ironicznie?). Z jednej strony spra­

wa powinna wydawać się klarowna i nie w zbu­

dzać dyskusji, bo rząd francuski zmierzając do laicyzacji (swoją drogą to kolejna ironia, że niegdysiejsza „pierwsza córa Kościoła" dąży do zeświecczenia...) zakazuje po prostu osten­

tacyjnego upubliczniania symboli religijnych, a w ięc każdy powinien schować swoje chusty i krzyże w domu i nie buntować się - to oczy­

w iście cynizm z m ojej strony, ludzie wszak znają swoje prawa - choćby gwarantowaną konstytucyjnie w demokratycznym kraju w o l­

ność wyznania. I w tym momencie następuje konflikt, wolność manifestowania religii zosta­

je zagrożona prawem państw ow ym , choć w tym przypadku można też się zastanawiać, kto rzeczywiście łamie prawo - muzułmanki nie dostosowując się do zakazu, czy może jed­

nak rząd francuski - wydający prawo (mimo wszystko w którymś momencie), sprzeczne z konstytucją, bo oczywiście nie zakazano cho­

dzenia do kościoła czy meczetu.

Czemu służyć m iało wydanie tego zaka­

zu? - Czy miał to być jeden z kroków na dro­

dze do laicyzacji Francji, czy obawa o obrazę uczuć religijnych - pytanie tylko pozornie w y­

daje się jałowe. W przekonaniu, że takie nie jest utwierdziła mnie prowadzona (21 .XII.2004) na antenie radiowej Trójki dyskusja. Autor pro­

gramu zaprosił do debaty religioznawcę Z b i­

gniewa M ik o ła jk o i etyka Jacka Chołówkę.

Program prowadzony był pod symptomatycz­

nym tytułem : „Szopka bez Jezusa". Zastana­

wiano się czy i na ile symbole religijne innych wyznań, rzeczywiście obrażają nasze uczucia, jeśli tak to do czego może doprowadzić - na przykładzie Francji profilaktyczne zapobiega­

nie temu problem owi. Czy posunięcie rządu francuskiego nie było tylko bezmyślnym prze­

jawem politycznej poprawności, głaskaniem kota pod włos? Czy w konsekwencji nie dopro­

wadzi do aktualizacji zasady „jeśli dać komuś palec, weźmie całą dłoń"? Ok., Chirac zatwier­

dził: w y nie nosicie chust, my nie wieszamy krzyży. Chowamy nasze symbole religijne, wy nie obnosicie się ze swoimi. Ale muzułmanie mogą odpowiedzieć: Ok, my nie nosimy chust w miejscach publicznych jakim i są klasy, ale wasze krzyże przecież nie wiszą tylko w szko­

łach, są obecne na wieżach kościołów, wasz Chrystus leży w żłóbku betlejemskim ustawia­

nym z okazji Świąt w miejscach publicznych - to nas obraża! I co w takim wypadku? Auto­

matycznie nasuwa się czarna w izja: Przecież równie dobrze mogą zażądać, aby np. księża w m iejscach p u b lic z n y c h p o k a z y w a li się w strojach świeckich, aby następnie skuto pła­

skorzeźby z kościołów przedstawiające Chry­

stusa bądź świętych, aby w ybito witraże przed­

stawiające symbole chrześcijańskie - bo obra­

żają uczucia m uzułm anów . Ta groteskowa w yliczanka uwydatnia rzecz de facto oczyw i­

stą: po pierw sze-Europa ma podwaliny chrze­

ścijańskie i temu w żaden sposób nie można z a p rze czyć. P om inąw szy naw et w z g lę d y uczuć religijnych czy kwestię wiary - symbo­

le chrześcijańskie są po prostu obecne, są czę­

ścią bogatej ponad dw utysiącletniej kultury chrześcijańsko-europejskiej. Są obecne w ar­

chitekturze, m alarstwie, literaturze. A propo lite ra tu ry -je d e n z zaproszonych do Radia go­

ści zapytał, czy ze względu na ewentualną obrazę uczuć muzułmanów, nie będzie trzeba znieść na przykład z listy lektur we francuskich szkołach „P ieśni o R olandzie " - przecież w tym utworze „dobrzy" chrześcijanie walczą ze „z ły m i" muzułmanami. Ba istnieje zapis - żeby uczynić zadość czarnej liście - że m ini­

ster kultury we Francji ma prawo wobec ośmiu m ilionów m uzułmanów żyjących we Francji, usunąć ten utwór z programów edukacyjnych najszacowniejszych placówek oświatowych.

Chcę zaznaczyć, że tylko pozornie odbiegłam od Antygony. Ona jest wciąż obecna w tym tekście - niew ątpliw ie w tym przypadku pięk­

na królewska córka przybiera postać m uzuł­

mańskiej dewotki, (która akurat tutaj przybie­

rze postać męską), zapominając, że jeśli idzie­

my do kogoś z w izytą nie m ów im y mu jak ma urządzić np. mieszkanie, jeżeli przyjmujemy gości - nie nakłaniamy ich do noszenia np.

naszych ubrań, mamy tylko prośbę, żeby nie zniszczyli naszego mieszkania, ani nie na­

rzucali własnego stylu, czego zresztą wym a­

ga dobre wychowanie. Tu sytuacja jest jasna.

W ątpliwości na ogół budzą się gdy widzim y, że u „sąsiadów" źle się dzieje, że zachodzą zdarzenia naruszające czyjeś zdrowie lub ży­

cie. No właśnie, co wtedy? W ięcej - jeśli ktoś m ów i: „W olność Tomku w swoim domku"?

i tłumaczy, że owe zdarzenia, które nas bul­

wersują to prawa wyższe, elementy charakte­

rystyczne dla ich w ielow iekow ej tradycji i kul­

tury (!), religii?

ROZMYŚLANIA

I

SŁOW O

i M'

Znowu mam tutaj na myśli islam i przypo­

minaną co kilka lat na łamach prasy kwestię rytualnych okaleczeń kobiet, praktykowaną w w ielu społecznościach wyznających tę reli- gię, zwłaszcza wśród afrykańskich plemion.

Sprawę tę na publicznym forum przedsta­

w iła w 1996 roku czarnoskóra modelka Waris Dirie, pochodząca z Somalii, gdzie stosuje się najbardziej radykalną formę okaleczeń, zwa­

ną obrzezaniem faraonów, polegającą na w y ­ cięciu łechtaczki i mniejszych warg sromo­

w ych oraz na zszyciu ujścia dróg rodnych z pozostawieniem tylko niewielkiego otworu na mocz i krew miesiączkową. W ten sposób

„z a p ie c z ę to w a n o " ponad 80% e g ip skich dziewcząt w wieku od 3 do 13 lat. Co więcej obecnie proceder ten jest uprawiany nie tylko w krajach muzułmańskich, lecz także w pań­ z których pochodzą muzułmanie nie podpisy­

w ały tejże Konwencji - ale są praktyki łamią­

ce Konwencję uprawiane w granicach państw, które uważają się za cyw ilizow ane, państw, które wszem i wobec w ołają o obronę praw człowieka. W tym miejscu warto przytoczyć przykład Turcji, tej Turcji, która chce ubiegać się członkostwo w U nii Europejskiej. Mam na myśli morderstwa dokonywane na zgw ałco­

nych kobietach, poniew aż pozostając przy życiu taka kobieta przynosiłaby hańbę mężo­

w i i jego rodzinie - jeśli jest zamężna, w ła ­ snej - jeśli jest panną rodzice wydają własną córkę, mówiąc krótko - na rzeź! W jednym z w yw iadów turecki premier przyznał, że nie jest to bynajmniej problem leżących poza zasię­

giem w ielkich miast, prow incji. I ktoś taki, kto w imię religii zadaje niewyobrażalny ból dru­

giemu człow iekow i, tw ierdzi, że chrześcijań­

ski krzyż obraża jego uczucia religijne (dobrze, ojcow ie Kościoła również w imię Boga podpa­

lali stosy, ale - nie chcę by to lapidarnie za­

brzmiało - od kilkuset lat podobne praktyki są zabronione), a co z moim, naszym poczuciem humanizmu?

W historii obrzezania kobiet, gorszy jednak jest fakt, że większość kobiet jest w łaściw ie nieświadoma wyrządzanej im krzywdy - tak przecież m ówi Koran. Godzą się z obrzeza­

niem, które rzekomo zapewnia kobiecie po­

szanowanie rodziny i miejsce w społeczności.

A czkolw iek faktem jest, że Koran bezpośred­

nio nie wypowiada się w sprawie infibulacji, jego interpretacje pokazuję jednak w przychyl­

nym świetle tego rodzaju praktyki spotykane najczęściej w krajach afrykańskich. W Soma­

lii próby zniesienia in fib u la c ji spotkały się z gwałtowną rebelią1. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież te kobiety same dobrowolnie pod­

dają się zabiegom, wierząc, jak pisała w swo­

jej autobiograficznej książce pt. "Kwiat Pusty­

ni", wspominana wyżej Waris Dirie, że gdyby zachowały części intymne, uważane byłyby za dziw ki i rozpustnice, których żadna matka nie chciałaby mieć za synowe...

Uważam, że to nie te kobiety godzą się na tak upokarzające zabiegi, to godzi się ich strach wypływ ający z braku świadomości, że można żyć inaczej, strach przed publicznym napięt­

nowaniem. Wierzą, że to upokarzające okale­

czenie, w imię Allacha - oczywiście, uczyni z nich „praw dziw ie święte dziewice", nie przy­

noszące wstydu przyszłemu mężowi...

Gdzie więc przebiega owa granica, co jest ważniejsze - prawo ludzkie, owszem - z jego omylnością, niedoskonałością, bo skąd jeden człow iek czy nawet grupa reprezentantów ma w iedzieć co jest dobre? W praw dzie istnieją referenda, głosowania, badania opinii publicz­

nej etc... Tutaj zresztą można by rozw inąć kolejny wątek - odpowiedzialności obywatel­

skiej, jednak nie to jest moim celem.

Na początku tych rozważań, zadałam py­

tanie, czy współczesna Antygona zostałaby poparta. Czy budziłaby na w zór sofoklesowej, równą sympatię. W yraziłam nadzieję, że nie.

Ale czy m ilczenie Zachodu nie jest de facto poparciem? Bo cóż znaczą te zbyt rzadkie debaty?

Chciałoby się powiedzieć, że dziś przydał­

by się jakiś Kreon, który pozbyłby się tej w ła ­ śnie Antygony...

1 http://100777.co.m/mode/506

SŁOW O ,

I

ZAMIAST KATECHIZMU i m y s lJ

Słowo Boże

Powiązane dokumenty