• Nie Znaleziono Wyników

Jak notuje Andrzej Sosnowski w posłowiu do Wierszy i dwóch poematów, dzięki estetycznemu przepracowaniu wielu awangardowych kierunków i rozległych doświadczeniach przekładowych, Ważyk stał się poetą doskonale przygotowanym do pojedynku ze współczesnością. „O co chodziło na «współczesnym polu walki»?” – pyta retorycznie Sosnowski, po czym odpowiada:

Głównie o dobrze dziś znane sprawy, takie jak miasto i nowomiejski czas, szybkość i ruch uliczny, montaże i demontaże percepcji, o fragmentaryzację, redukcję i zanikanie przeżyć (doświadczeń), n u d ę p r z e d m i e ś ć i d o m ó w h a n d l o w y c h , b l i c h t r i

„ t e o l o g i c z n e k r u c z k i t o w a r u ” , b l a s k i l o m b a r d ó w i c i e n i e d a n s i n g u , kino, gazety, radio, cyrk i sport1.

Są to sprawy dobrze znane historykom literatury, a jednak z natury swojej nieoczywiste.

Ekonomiczna perspektywa lektury Ważyka zwykle samoistnie narzucała się większości interpretatorów, lecz zawsze pozostawała w cieniu, na drugim planie, wyparta przez zainteresowanie codziennością i miastem2, świadomością i percepcją3, doświadczeniami nowoczesnymi4 oraz awangardowym eksperymentem5 czy samymi kwestiami poetyki i translacji6. Tymczasem to właśnie te „teologiczne kruczki towaru”, który w pełnej okazałości

„wydarza się” między domami handlowymi i lombardami, między melinami, w których

1 A. Sosnowski, Posłowie (nota o autorze), [w:] A. Ważyk, Wiersze i dwa poematy, Wrocław 2011, s. 106;

podkreślenie – J.S.

2 M. Zieliński, Powrót do Inkipo, [w:] Poeci dwudziestolecia międzywojennego 2, red. Irena Maciejewska, Warszawa 1982; M. Larek, Figury niepewności, [w:] Powiedzieć to inaczej. Polska liryka nowoczesna, red. J.

Borowczyk, M. Larek, Poznań 2011; A. Nowaczewski, Szlifibruki i flâneurzy: figura ulicy w literaturze polskiej po 1918 roku, Gdańsk 2011; M. Koronkiewicz, Poetyka codzienności. Twórczość eseistyczna, poetycka i przekładowa Adama Ważyka w kontekście everyday life studies [doktorat obroniony na UWr w 2017].

3 J. Trznadel, Wątpiący i empiryczny, [w:] tegoż, Róże trzecie. Szkice o poezji współczesnej, Warszawa 1966; M.

Baranowska, Znałam Ważyka hermetycznego, „Twórczość” 1983, nr 8; taż, Surrealna wyobraźnia i poezja, Warszawa 1984; B. Sienkiewicz, „Metarealistyczna” interferencja obrazów w poezji Ważyka i Brzękowskiego, [w:] tejże, Poznawanie i nazywanie. Refleksja cywilizacyjna i epistemologiczna w polskiej poezji modernistycznej, Kraków 2007.

4 D. Walczak-Delanois, Inne oblicze awangardy. O międzywojennej poezji Jana Brzękowskiego, Jalu Kurka i Adama Ważyka, Poznań 2001; K. Makieła, Recykling wierszy – transgresje we wczesnej twórczości Adama Ważyka, [w:] Pęknięcia – granice – przemiany. Tożsamościowe transgresje w literaturze XX i XXI wieku, red. J.

Wróbel, Kraków 2013; R. Nycz, Literatura: litery lektura. O tekście, interpretacji, doświadczeniu rozumienia i doświadczeniu czytania. Z dodaniem studium przypadku Wagonu Adama Ważyka, [w:] tegoż, Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura, Warszawa 2012.

5 W. Krzysztoszek, Mit niespójności. Twórczość Adama Ważyka w okresie międzywojennym, Warszawa–

Poznań–Toruń 1985; T. Brzozowski, Orientacja wizualno-plastyczna w twórczości poetyckiej Adama Ważyka, Szczecin 1994; J. Franczak, Mise en abyme. O Labiryncie Adama Ważyka, [w:] Interpretować dalej.

Najważniejsze książki poetyckie lat 1945‒1989, red. A. Kałuża, A. Świeściak, Kraków 2011.

6 J. Orska, Dziwna historia Adama Ważyka, [w:] tejże, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Kraków 2013; taż, Aneks. Surrealistyczny „obraz-ruch”. Krytyczne lektury Adama Ważyka, [w:] tejże, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu, Kraków 2019.

79 spekuluje się walutą i wystawami sklepowymi, gdzie eksponuje się zakumulowane dobra, zaprzątają świadomość Ważyka w znacznie większym stopniu, niż większość jego awangardowych kolegów po piórze.

Najpierw były jednak liczby: fascynacja ustanawianym przez nie światem i lęk przed ich wszechwładzą. Najbliżej uchwycenia specyfiki twórczości autora Wagonu jako nieustannej refleksji o procesach prawidłowej i niewłaściwej wymiany była Agnieszka Kluba7, proponując wiele przydatnych kategorii interpretacyjnych. Skupiła się jednak przede wszystkim na Ważykowej filozofii znaku, na pseudo-strukturalistycznych refleksjach wokół kategorii ekwiwalencji u Tadeusza Peipera i metonimii u Romana Jacobsona, wynikającej z saussure’owskiego ujęcia języka jako systemu. Nawet przy takim podejściu badawczym na pierwszy plan zaczęły się jednak wysuwać pytania o kryteria wymiany słów na rzeczy i życia na literaturę oraz o ostatecznego gwaranta takich wymian. Ważyk nigdy go nie odnalazł, co sprawiło, że w latach siedemdziesiątych zbliżać się zaczął do strategii apofatycznych i coraz otwarciej poruszał temat nicości, a więc fundamentalnej wyrwy w ontologii każdego radykalnego empirysty. Słusznie i odkrywczo w tym kontekście Kluba przywołała George’a Steinera, bo rozpoznania amerykańskiego krytyka idealnie wpisują się w lęki autora Zdarzeń:

(…) atomowe i subatomowe stany doświadczanej rzeczywistości – to krzesło, ten stół, dynamika biologii molekularnej, okoliczności przestrzenno-czasowe struktur i osobliwości galaktycznych są dostępne nie dla czytających, lecz dla obliczających. Mowa codzienna jest ptolejemska, alchemiczna, nieprzezroczyście metaforyczna w odniesieniu do egzystencjalnej materii świata, takiego jakim postrzegają go nauki ścisłe. (…) Sednem przyszłości jest „bajt” i liczba8.

Taka będzie również diagnoza Ważyka na temat przemian XX wieku, napawająca go niepokojem, skutkująca coraz większym rozczarowaniem i coraz słabszą wiarą w możliwość ucieczki od mitologicznego myślenia. Ale przecież jeszcze w latach trzydziestych sam szukał on ostatecznych odpowiedzi właśnie wśród liczb, w księgach rachunkowych, w tabelach statystycznych i matematyczno-fizycznych wzorach.

Żeby nie popaść w ryzykowną abstrakcję i nie uprawiać „interpretacji kreatywnej” w analogii do „kreatywnej księgowości”, na które słusznie zżymał się swego czasu Henryk Markiewicz9, zacząć warto od biografii, a następnie oddalać się w stronę wnikliwszych analiz szczegółowych. Są pewne przyczyny, które z biograficznego tła pozwalają bowiem wywieść Ważykową fascynację liczbami i ich stosunkami, a następnie przyznanie im przez poetę

7 A. Kluba, Poezja mitu kratylejskiego Adama Ważyka, [w:] tejże, Autoteliczność, referencyjność, niewyrażalność. O nowoczesnej poezji polskiej 1918‒1939, Wrocław 2004.

8 G. Steiner, Rzeczywiste obecności, przeł. O. Kubińska, Gdańsk 1997, s. 96‒97 (również: Kluba, dz. cyt., s.

162‒163).

9 Por. H. Markiewicz, Obrachunki lalkarskie, „Wielogłos” 2008, nr 2.

80 prymatu w tłumaczeniu rzeczywistości, tak literackiej (rozbudowane, strukturalistyczno-cybernetyczne teorie wiersza z lat sześćdziesiątych z Eseju o wierszu), jak i materialnej – marksowskiej teorii bazy i nadbudowy, kontestowanej w późnych, powojennych tomach empirią sceptyka, rozczarowanego socjalistyczną mitologią. Nieczęsta to fascynacja wśród literatów, by właśnie nauki ścisłe obierać za intelektualnego przewodnika. Jak dowodził w słynnym odczycie z 1959 roku Charles Percy Snow, postępująca specjalizacja wiedzy doprowadziła w XX wieku do podziału na dwie kultury: humanistyczną i przyrodniczą, a tym samym do gruntownego pęknięcia w aparacie poznawczym i sposobach porozumiewania się badaczy10.

Jako zwolennik nauk empirycznych, nadających się jego zdaniem do wyjaśniania świata w stopniu znacznie wyższym, niż oparta na klasowych, ideologicznych i historycznych podziałach humanistyka, Snow był bliższy Ważykowi, niż może się wydawać. Obaj urodzili się w październiku 1905 roku, dorastając obserwowali te same rewolucje w nauce (od Einsteina począwszy), obaj byli zwolennikami brytyjskiej wersji empiryzmu i dostrzegali wspomniany dyskursywny rozłam. Obaj wychowali się też w pewnym sensie na pismach filozofów nauki, w tym zwłaszcza Henriego Poincarégo. Różniło ich, przynajmniej do czasu, podejście do literatury. Tam, gdzie empiryzm podyktował Snowowi miłość do powieści realistycznej, tam Ważyk odnalazł kubizm, asocjacyjność i jukstapozycję, jako literackie odpowiedniki teorii względności, pozwalające lepiej opowiedzieć o percepcji nowoczesnego człowieka. Zmuszony był tym samym dokonać radykalnej krytyki realistycznej powieści mieszczańskiej. Gdy Snow wygłasza swój odczyt na temat dwóch kultur, Ważyk staje się akurat persona non grata w strukturach Partii, i to wcale nie po opublikowaniu Poematu dla dorosłych, który bywał odczytywany i jako koniunkturalna próba samousprawiedliwienia się w zgodzie z duchem czasu, i jako z gruntu materialistyczne zerwanie z ortodoksyjną tendencyjnością socrealizmu11. Staje się nią, bo jego kolejne przedsięwzięcia (m.in.

zaangażowanie w zablokowany przez rząd miesięcznik „Europa”) okazują się nie na rękę władzy, a wyznawane przez niego podejście krytyczne zaczyna kolidować z ideologiczną fantazją. Innymi słowy to, co uczyniło z Ważyka przed wojną żarliwego komunistę oraz

10 Por. Ch. P. Snow, Dwie kultury, Warszawa 1999. Rozpoznania Snowa wydają się nadal aktualne i choć trudno zgodzić się z jego receptą na przyszłości, istotne wydają się wszystkie próby ponownego nawiązania zerwanego porozumienia.

11 Dzieje sporu o Poemat dla dorosłych i postawę Ważyka w czasie październikowej odwilży były wielokrotnie komentowane z przeróżnych stanowisk. Por. A. Ważyk, Losu Poematu, „Polityka” 1981, nr 1; J. Łukasiewicz,

„Poemat dla dorosłych” – obrachunkowy, [w:] tegoż, Oko poematu, Wrocław 1991; T. Chrząstek, Ucieczka z domu wariatów czyli o „Poemacie dla dorosłych” raz jeszcze, „Rocznik Historii Prasy Polskiej” 2003, nr 6/1; A.

Bikont, J. Szczęsna, Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu, Warszawa 2006 (tu rozdz.: O Nowej to Hucie poemat).

81 radykalnego krytyka burżuazji i przybrało formę rozrachunkową w Mitach rodzinnych (1938), po wojnie zaś tak łatwo pozwoliło mu się zaadaptować do estetyki socrealizmu, w latach sześćdziesiątych sprawia, że podobny fałsz dostrzega on również w ideologicznej zasłonie realnego socjalizmu.

Ważyk pochodził ze średniozamożnej, żydowskiej rodziny inteligencko-kupieckiej.

Jego ojciec, Beniamin Wagman, był pośrednikiem handlowym, personą raczej z pogranicza legalnej działalności, niż wzorcowym kupcem, tak przynajmniej komentował to Aleksander Wat (otwarte pozostaje pytanie, na ile można mu w tej kwestii wierzyć12):

Ojciec był straszny Żyd, wszyscy się go bali, na szczęście rzadko wychodził ze swego gabinetu, na korytarzu spotykało się typy z Tajemnic Nalewek, był nie rejentem, jak głosi oficjalna biografia, ale pokątnym doradcą, macherem, dom był nuworiszowski, najpełniej żydowski, ale z wszystkimi też plusami wysokiego żydowskiego zintelektualizowania: w salonie abstrakcyjne dyskusje, sąd nad Roskolnikowem, studenteria żydowsko-rosyjska, wielbiciele Wołyńskiego, Mereżkowskiego i Błoka13.

„Orcio – syn faktora” to poetyckie określenie, ukute przez autora Bezrobotnego Lucyfera, próbujące bez nadmiernych przytyków w stronę Ważyka oddać jego wyalienowanie i późniejszą ucieczkę w świat książek oraz charakter pięknoducha, nieprzystający do realiów kupieckiej rodziny, rządzonej przez despotycznego ojca. „Adaś – bardzo poetyczny, małomówny, ale nieśmiały, żyjący w swoim świecie” – to często powtarzana opinia14. Od najmłodszych lat Ważyk żył nieco osamotniony, życiem wewnętrznym i światową poezją, w cieniu starszych braci i w żywiole pozostawionej przez nich literatury, tak przynajmniej wynika ze wspomnień znajomych i rodziny oraz z „literackiej autobiografii”, jaką pozostawił w Kwestii gustu, Mitach rodzinnych i Epizodzie. Czytał, jak na dziecko, a potem nastolatka, książki bardzo dojrzałe, podrzucane mu przez braci oraz pozostałości po edukacji innych członków rodziny.

Jedyną dziedziną, w jakiej czuł się gruntowanie nieobeznany przed wojną (choć może jest to po prostu topos afektowanej skromności) była filozofia, a braki w niej nadrabiał później z charakterystycznym dla umysłu ścisłego dystansem do metafizycznych spekulacji:

Z książek filozoficznych na etażerce najwcześniej skusił mnie Henryk Poincaré.

Zawdzięczałem tym książkom tak silnie emocje intelektualne, jak chyba tylko przy obcowaniu z teorią Einsteina, a potem z teorią kwantów [EL 37].

12 Na nierzetelność Wata i zaskakujące pomijanie roli Ważyka w wielu sprawach, przeinaczanie faktów podług praw pamięci, ale przede wszystkim z potrzeby wpisania pewnych zdarzeń w ogólną, teologiczną wizję własnego losu, zwracał uwagę autor Dziwnej historii awangardy w polemicznej recenzji z Mojego wieku, por. A.

Ważyk, Przeczytałem Mój wiek, „Puls” 1987, nr 34, s. 48‒55.

13 A. Wat, Korespondencja, t. I, wybrała, opracowała, przypisami i posłowiem opatrzyła A. Kowalczykowa, Warszawa 2005, s. 425.

14 Tamże, s. 426.

82 Z perspektywy lat powiedzielibyśmy, że na filozoficzny patronat wybrał sobie piętnastoletni wówczas Ważyk nie tylko najmniej kontynentalnego, ale też najmniej „humanistycznego” z filozofów: historyka nauki, fizyka i matematyka. Wspomnienia z lektury Poincarégo należą do najciekawszych, jakie poczynić może literat, poszukujący w fizyku przede wszystkim filozofa i intelektualnego partnera: „zachwycał mnie”, „zapowiadał aurę nauki XX wieku”,

„[jego teoria] przekonywała mnie, że prawda nie jest prosta, że nie zawsze jest zgodna ze zdrowym rozsądkiem” [EL 38], a przy tym pozostawiała dużą rolę wyobraźni, próbującej pomyśleć nowe, odbiegające od codziennego doświadczenia modele rzeczywistości.

Wspomina dalej Ważyk:

Lektura Poincarégo i Einsteina dość wcześnie pouczyła mnie, że można mimo to stwarzać różne modele świata. Modele matematyczne, które pojawiły się później w kosmologii, świat rozszerzający się, świat pulsujący, nowe rozważania o początku czasu w związku z odkryciem antymaterii (...) Od młodości śledzenie tej gry całkowicie pochłaniało moją ciekawość w zakresie kosmicznym, tak że nie starczyło jej dla elementów kosmicznej metafizyki w poezji świeckiej [EL 76].

Młody Ważyk był żywo zainteresowany przemianami rzeczywistości wokół, ale również przemianami naukowymi, które oddziaływały wówczas bezpośrednio na literaturę, doprowadzając do powstania futuryzmu, kubizmu czy surrealizmu. Wielokrotnie sam posługiwał się analogią do nauk ścisłych, głównie zaś fizyki i teorii informacji, próbując uzasadnić w ten sposób pewnie zależności estetyczne:

Świat był pełen nowych rzeczy i nowych myśli. Były wielkie odkrycia ciał radioaktywnych, przewrót teoretyczny w fizyce, wynalazki nie przewidziane w wieku pary, film jako nowa forma sztuki. Często powtarzane przez starszych słowa eklezjasty, że nie ma nic nowego pod słońcem, uważałem za zwyczajne głupstwo [EL 44].

Może te obserwacje zmieniającego się świata oraz wczesna lektura Einsteina i Poincarégo sprawiły, że – wbrew klasycznie humanistycznej wówczas drodze edukacji literatów (studiowanie prawa lub filozofii) – Ważyk wybrał matematykę, trochę na przekór, z buntu przed demonizowaniem jej i umetafizycznianiem przez ludzi pióra, zwłaszcza tych z przełomu wieku XIX i XX. Niebezzasadnie wspomina autor w Kwestii gustu spotkanie z Julianem Tuwimem:

Rozmawialiśmy o poezji, ale najmocniej utkwiło mi w pamięci to, co powiedział mi któregoś dnia o matematyce. Nie miał w tym kierunku żadnych zdolności, matematyka była dla niego zagadką, wywołującą metafizyczne poczucie nieskończoności. Słowa te uprzytomniły mi przepaść dzielącą ludzi o wykształceniu humanistycznym od wiedzy ścisłej. Myślałem o tym, kiedy w kilka lat później któregoś poranka postanowiłem zaznajomić się z wyższą matematyką, aby zredukować tę zagadkę [EL 58].

83 Czy zagadka została rzeczywiście zredukowana? Ważyk porzucił studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim po trzech latach bez uzyskania dyplomu, ale nie stracił zainteresowania teoretycznymi modelami świata, które gwarantowały mu zupełnie inny sposób postrzegania i wyjaśniania, niż filozoficzna lub poetycka metafizyka czasów jego młodości (były to nadal głównie różnorakie echa symbolistyczne oraz wczesna, mistyczna fala ekspresjonizmu). Pociągała go zagadka, którą dawało się rozwiązać i opisać wzorami, zagadka przepastnego i chaotycznego świata, inna od tej, którą zastał w literaturze Młodej Polski, zadłużonej u Schopenhauera i Nietzschego, zagadka relatywizmu. To charakterystyczne, że mimo postawienia na grę wyobraźni i eksplorowanie psychoanalitycznych teorii już we wczesnym okresie twórczości, pozostaje Ważyk programowym realistą i materialistą. Nawet we freudowskiej psychoanalizie pociąga go nie tyle jej głębinowy charakter, mający tłumaczyć ludzkie wnętrze i diagnozować traumy, wywracający tożsamość i stabilność podmiotu na nice, ale jej naukowy, empiryczny charakter, który stanowił przeciwwagę dla młodopolskiej duchologii:

Podobnie jak energia w fizyce przybiera różne postacie: mechaniczną, cieplną, elektryczną, chemiczną, koncepcja energii psychicznej uwzględniała fakt, że działalność człowieka odbywa się w wielu dziedzinach. Freud miał określić tę energię jako libido [EL 30].

Najlepiej zapamiętanym przez historię, choć przerysowanym obrazem Ważyka jest ten nakreślony przez Artura Sandauera w Byłem… Pokazuje go krytyk już po wojnie, jako praktyka socrealizmu, poddanego presji liczb i matematycznych łamigłówek, całkiem odległego od figury Orcia:

Umysł ‒ oschły, talmudyczny, talent ‒ szaradzisty, grywał też świetnie w szachy, ba, studiował matematykę. Trzecią p a s j ą i n t e l e k t u a l n ą b y ł a p o e z j a , obwarowana w jego wykonaniu setką przepisów formalnych. Polegała n a r o z w i ą z y w a n i u w e r s y f i k a c y j n y c h s z a r a d , na podpatrywaniu, „jak się to robi”. Stąd rozmaite obsesje: nienawiść do rymów męskich, do ośmiozgłoskowców tonicznych itp.15

To znaczące, że Sandauer (określający sam siebie mianem człowieka księgi, hebrajskiego mid’ mat’) oskarża Ważyka o to samo, o co w Dziwnej historii awangardy oraz w Kwestii gustu Ważyk obwini Peipera, odrzucając jego nazbyt logiczny i zdominowany przez połączenia syntaktyczne model wiersza-zagadki, utrudniający porozumienie z czytelnikiem i wymagający od niego rozwiązywania niepotrzebnych łamigłówek16.

15 A. Sandauer, Byłem…, Warszawa 1991, s. 97, podkreślenia – J.S.

16 Mianem paradygmatycznego wręcz „człowieka książkowego” określił Ważyka również Edward Balcerzan, por. tegoż, Przygody człowieka książkowego, [w:] tegoż, Przygody człowieka książkowego (ogólne i szczególne), Warszawa 1990.

84 Czy rzeczywiście ów oschły, talmudyczny umysł, tak skory był do przyjmowania matematycznych wyjaśnień? Nie sądzę. Osadzony w świecie liczb, szarad, łamigłówek i wzorów Ważyk nie mógł po prostu pominąć tak istotnego elementu nowoczesnego życia, jakim stała się w połowie XIX wieku refleksja ekonomiczna, a tym również oparta na statystykach ekonometria. Pisanie wierszy porzucił autor jeszcze przed wielkim kryzysem ekonomicznym z lat 1929-1933, tak jakby język poezji się wówczas wyczerpał, a wielki projekt pierwszej awangardy przechodził wyraźny kryzys. Ale już opowiadania Człowiek w burym ubraniu (1930) oraz powieści Latarnie świecą w Karpowie (1933) i Mity rodzinne (1938) z łatwością pozwalają się czytać również w takim kontekście, jako bezpośrednie reakcje na postępującą ekonomizację świata, na ruch komodyfikacji wyobraźni oraz próby kwantyfikacji przyszłości i przypadku.

W 1929 Stefan Flukowski publikuje Lament handlującego któremu ogłoszono upadłość, Tadeusz Peiper Zwyżkę dolara w roku 1925, z 1933 pochodzi słynna Oda na spadek funta Jerzego Zagórskiego, a rok wcześniej Jalu Kurek pisze poemat Noc bez snu.

Bezpośrednio w cieniu wielkiego kryzysu toczy się akcja Obrachunku Ważyka z 1934. W roku ukazania się Mitów rodzinnych Marian Czuchnowski wydaje prozę Pieniądz, rok wcześniej zaś Cynk, gorzkie rozrachunki z kapitalistyczną rzeczywistością. Autor Semaforów nie był więc odosobniony w swojej fascynacji przejściem od ekonomii towarowej do ekonomii wielkich liczb i realnych abstrakcji.

W światowej gospodarce trwał wciąż jeszcze spór między metalistami i czartystami.

USA i Wielka Brytania jako ostatnie dwa państwa zachodniego, globalizującego się rynku w ramach walki z kryzysem odchodzą właśnie od standardu złota. Rozpoczyna się epoka pieniądza fiducjarnego. Te kilka lat, kiedy Ważyk milczy jako poeta, są zarazem czasem, kiedy przed naszą literaturę przetacza się istna burza zaangażowania społecznego i wyczulonej wrażliwości społecznej, podparta już nie tylko walką o poprawę losu biednych (a bezrobocie i bezdomność sięgają niebotycznych rozmiarów, o czym regularnie donoszą reportażyści17), ale ekonomicznymi przemyśleniami, uderzającymi w niesprawiedliwy (w zamyśle: kapitalistyczny) podział dóbr18. Nie powinno dziwić, że Mity rodzinne, opisujące zmierzch mieszczańskiego modelu rodziny, są zradykalizowaniem się poety również w tych kwestiach i w zasadzie dopełniają jego krytyczną ocenę osiągnięć XIX-wiecznego kapitalizmu.

17 Por. U. Glensk, Historie słabych. Reportaż i życie w dwudziestoleciu (1918‒1939), Kraków 2014.

18 Dobrze opisuje ten moment Marek Zaleski, por. tenże, Przygoda drugiej awangardy, wyd. II, Wrocław 2000, s. 49–67.

85 Krytyczny stosunek Ważyka do świata mieszczańsko-kupieckiego to sprawa dość skomplikowana i niewątpliwie warta większej uwagi. Wbrew rodzinnym korzeniom, na ogół odcinał tę formację od jakichkolwiek pozytywnych wartości i w iście komunistycznym (ale już partyjnym, leninowskim) duchu ukazywał ją jako świat wyczerpanej lub rozproszonej energii i postępującej degeneracji, świat podmiotów, które zrezygnowały z historycznej sprawczości. Można powiedzieć, że mieszczaństwo to pierwszy konstrukt myślowy Ważyka, który wprost dotknięty zostaje postępującą entropią. W Mitach rodzinnych Karcz, lekarz-ginekolog i ideowy socjalista, spotyka się regularnie tydzień w tydzień na bilard z kompanią, z którą nie utrzymuje innych kontaktów. Wśród nich są – kreśli to Ważyk jakby mimochodem – pośrednicy finansowi, kupcy, ekonomowie i zarządcy, a więc typy, których „matka nie wpuściła by to domu”. Fragment ten powtórzy zresztą autor niemal dosłownie w Epizodzie, możemy więc uznać, że to usytuowanie klasowo-zawodowe bohaterów, pokrewne jego własnym korzeniom, było dla niego szczególnie istotne. Gdzieś na drugim planie nieustannie czają się bowiem w twórczości Ważka postacie o charakterystyce, którą Wat przypisał samemu Benjaminowi Wagmanowi: macherów „spod ciemnej gwiazdy”, drobnych oszustów, i zaklinaczy liczb.

Być może należałoby więc odczytać zmianę nazwiska z Wagman na Ważyk bardziej symbolicznie i pokusić się o brawurową woltę podobną do tej, jakiej na Wacie dokonał Adam Dziadek (psychoanalityczna sugestia, jakoby przejście z rodowego, miękkiego Chwat na twarde Wat było aktem kastracyjnym wobec Ojca)19? Patrząc z tej perspektywy, nie do końca jasne przyczyny porzucenia rodowego nazwiska 20 zmieniają się w akt odcięcia od ekonomicznej, kupieckiej przeszłości ojca. Nigdy nie pojawi się on zresztą w twórczości autora. Byłaby to równocześnie iście orficka ucieczka od konkretnego, praktycznego zawodu (‘Wagman’ – niem. ‘woźnica’) na rzecz czegoś, co odsyła ku metrologicznej abstrakcji. W żadnym tekście Ważyka nie pojawiła się pozytywna uwaga na temat świata kupieckiego. Nie doceniał jego różnorodności i dynamizmu, a w biograficznych pracach skrzętnie pomijał

19 Dziadek, wychodząc od analizy Namopaniku Charuna i nadmiernej ekspozycji głoski h w tekście, pisze dalej:

„W nazwisku Chwat wszystkie spółgłoski są bezdźwięczne, natomiast w nazwisku Wat głoska w odzyskuje dźwięczność. Ten proces udźwięcznienia – załóżmy, że nieświadomy – idzie w odwrotnym kierunku niż

„W nazwisku Chwat wszystkie spółgłoski są bezdźwięczne, natomiast w nazwisku Wat głoska w odzyskuje dźwięczność. Ten proces udźwięcznienia – załóżmy, że nieświadomy – idzie w odwrotnym kierunku niż

Powiązane dokumenty