Opowiem o mojej rodzinie na Woły
niu w Równem. Kiedy wybuchła wojna ja miałem 16 lat. Mój ojciec był adwokatem mniej więcej od piętnastu lat w Równem.
Skończył prawo w Kijowie. Wielka część mojej rodziny, w tym dziadkowie miesz
kali w Równem. Niektórzy członkowie rodziny mieszkali w Kijowie, ale też byli Polakami. Moja rodzina była względnie
O. Hieronim Warachim OFMCap.
Po śmierci o. Serafina zbierał dokumenty, świadczące o życiu Sługi Bożego. Obec
nie sprawą wyniesienia na ołtarze Ojca Serafina zajmuje się w Rzymie postulator generalny Zakonu Braci Mniejszych Ka
pucynów.
zamożna, jako ziemianie i mieli mająt
ki także w Polsce. Przed wojną był taki zwyczaj na Wołyniu, że jak umierał Oj
ciec i Matka i były córki i synowie, to cór
ki dziedziczyły po Matce, a synowie po Ojcu. Pamiętam, jak umarła moja babka już w podeszłym wieku w naszym domu w Równem. Ona miała przypuszczal
nie Alzheimera. Jej dwie córki przed jej
Jłiitopad.-ćfUidy.ań 2009 t. iti. 37 Wołaniej Wołynia zir W
śmiercią starały się, żeby ona przepisała na nie to, co miała i część z tego, co miała zostało w Polsce. Więc one dostały cały majątek, a mój Ojciec tylko te domy w Równem. Mój Ojciec miał dwie siostry.
Jedna nazywała się Jadwiga. Jej pierwszy mąż byl polskim dyplomatą i jak umarł zostawił duże dobra. Ona je sprzedała i potem kupiła dom na Saskiej Kępie w Warszawie. Po wojnie, po śmierci ciotki ten dom dostał w spadku mój Ojciec. Mój Ojciec był człowiekiem sprawiedliwym.
Ojciec mojej Matki był oficerem w Le
gionach i do śmierci mieszkał w Toruniu.
Był tam głównym inżynierem mierni
czym miasta. Umarł w sędziwym wieku.
Matka urodziła się w Toruniu i skończyła tam gimnazjum. Wyszła za mąż jak miała 22 czy 23 lata. Mój Ojciec miał jakieś 14 lat więcej jak ona. Aby być adwokatem w niepodległej Polsce mój Ojciec musiał ponownie zdawać egzaminy, obowiązują
ce przy kończeniu studiów prawniczych.
Po kilku latach został przyjęty do Izby Adwokackiej. Mój Ojciec miał swoje, oryginalne spojrzenie na różne sprawy.
Był prezesem „Sokołów” w Równem na Wołyniu. To była taka organizacja sporto- wo-wojskowa, która do pewnego stopnia popierała gen. Hallera, Dmowskiego i innych. W Równem w tym czasie dzia
łało może około dwudziestu adwokatów.
Wśród nich było około dziesięciu Pola
ków. Resztę stanowili w większości Ży
dzi i paru Rosjan. Wraz z moim bratem byliśmy bardzo mocno przesiąknięci pa
triotyzmem, podobnie jak niemal wszy
scy Polacy, którzy mieszkali na Wołyniu.
Należeliśmy do harcerstwa, z ogromnym zapałem uczestniczyliśmy w zbiórkach i zgrupowaniach. Mój brat należał do har
cerstwa w Równem i do wybuchu wojny sprawował funkcje drużynowego. Ja też należałem od dziecka do harcerstwa. Obaj z bratem mieliśmy krzyże harcerskie i by
liśmy szalenie patriotyczni.
Gimnazjalista Jan Kobylański, 1936 r.
Całe społeczeństwo w mieście Równe było bardzo zróżnicowane! Poza Polaka
mi mieszkali tam Żydzi, Rosjanie i Ukra
ińcy. Większość Żydów stanowili ucieki
nierzy z Rosji. Za dość niemądry pomysł uważam przyznanie im wszystkim, bez różnicy, obywatelstwa polskiego. Ci Ży
dzi, uciekinierzy z Rosji faktycznie nie czuli się Polakami i w ogóle nie mieli nic wspólnego z Polską. Nawet nie mówili po polsku. Wszyscy z nich mówili natomiast po rosyjsku, a część w jidysz. Dodam, że ja i moi rówieśnicy wychowywaliśmy się w ogromnie zróżnicowanym narodowo środowisku. Wszyscy zarówno dzieci jak i młodzież rozmawialiśmy ze sobą, na co dzień, w trzech językach: po polsku, rosyjsku i w jidysz. Gdybyśmy nie znali tych języków w ogóle nie moglibyśmy się ze sobą porozumieć.
PO WEJŚCIU SOWIETÓW NA WOŁYŃ U polskich dzieci nie było ani śladu antysemityzmu, czy nienawiści do Ro
itz. 38 Jj.i.itopG.d-żfZu.dyeń 2009 z. łżżołanle j UżsłyntG nz 6(9,) sjan. Byliśmy zaprzyjaźnieni ze sobą, ba
wiliśmy się razem, graliśmy w piłkę i tak dalej. To wszystko skończyło się, kiedy weszli Sowieci. Nagle załamały się przy
jaźnie między osobami z różnych nacji.
Równe było wówczas pełne uciekinie
rów z różnych stron. Po wycofaniu wojsk polskich, Sowieci rozwiesili plakaty w całym Równem, że jutro ulicą główną wjedzie armia „oswobodzicielska”. Nad ranem wjechały czołgi sowieckie. Pamię
tam okropny smród spalin na wszystkich ulicach. Opowiem, co mnie wówczas szczególnie zaszokowało. W Równem ok.
pięćdziesiąt procent mieszkańców stano
wili Żydzi. Bardzo wielu z nich stało w centrum miasta z kwiatami i z ogrom
nym entuzjazmem witało Sowietów jako
„oswobodzicieli”. Wiwatowali nieustan
nie i ogromnie krzykliwie. W szczególnie bezwstydnej adoracji rzekomych sowiec
kich „wyzwolicieli” wyróżniali się młodzi Żydzi z proletariatu. Niektórzy z nich byli gotowi całować sowieckie czołgi. Szcze
gólnie wielu Żydów fetujących Sowietów zgromadziło się na głównej ulicy miasta - ulicy 3 Maja. Nas Polaków ogromnie to wszystko oburzało. Nie mogliśmy znieść widoku jak nasi niedawni żydowscy kole
dzy i przyjaciele fetowali prymitywnych najeźdźców. Będę pamiętał to do końca życia, choćby historię zachowania mego dawnego żydowskiego kolegi ze szko
ły - Jaszy. Pojawił się nagle z czerwoną opaską na ramieniu i wskazując na mnie palcem, powiedział oskarżycielsko:
też byłeś w harcerstwie!"
Bardzo szybko powstała specjalna mi
licja żydowska pod przewodem NKWD.
Żydowscy milicjanci tropili, wyłapywali i aresztowali oficerów polskich oraz wiele osób z patriotycznej inteligencji. Nie mu
szę tego szczegółowo przypominać Panu Profesorowi. Już z 10 lat temu opisał Pan przecież to wszystko w książce „Przemil
czane zbrodnie. Żydzi i Polacy na kresach
w latach 1939-1941". W Każdym razie to tak niespodziewane, zdradzieckie zacho
wanie żydowskich „sąsiadów” bardzo nas bolało i oburzało.
W dzień po wkroczeniu do miasta Sowieci rozwiesili plakaty nakazujące bezzwłoczne oddanie broni przez wszyst
kich, którzy ją posiadają. Podano miejsca zbiórki broni. Pamiętam jak powiedziała do mnie Matka: „Lepiej zanieś broń, bo pewno jest gdzieś jest odnotowana na na
sze nazwiska. Jak oddasz broń to dosta
niesz potwierdzenie, że ją złożyłeś i unik
niemy kłopotów".
Poszedłem i oddałem broń w komisa
riacie w Równem. Siedziało tam dwóch młodych Żydów z czerwonymi opaska
mi na ramionach. Obok nich leżała ster
ta oddanej broni. Nakazali mi „rzuć to tutaj", nie dając żadnego potwierdzenia ani pokwitowania. Opowiem teraz o dal
szej historii z tamtych dni, w związku z sytuacją mojego ojca. Jako adwokat sta
rał się być bardzo ludzki. W Polsce przed 1939 roku dochodziło ciągle w sądach do jakichś spraw przeciwko komunistom.
Przeważnie komunistów zasądzano na pięć lat więzienia i wysyłano do obozu w Berezie Kartuskiej. Bardzo często przy
dzielano im adwokatów, jako obrońców z urzędu. Nie było to płatne, stąd wielu ad
wokatów starało się unikać prowadzenia takich spraw. Mój ojciec, odwrotnie, za
wsze był gotów do podejmowania się ich obrony. W tym czasie obok nas na ulicy Piłsudskiego 18 mieszkał obrońca sądowy Olejnik. Obrońca sądowy był tytułem ro
syjskim z czasu zaborów. Miał on mniej
sze uprawnienia niż adwokaci. Podczas gdy adwokat miał prawo występować w sądzie grodzkim, okręgowym i apelacyj
nym, obrońca sądowy mógł występować tylko w pierwszej instancji. Nasz sąsiad Olejnik był Ukraińcem. Przyjaźnił się z moim ojcem. Gdy więc wybuchła woj
na i weszli Sowieci, ojciec powiedział
Usłanie j U/rfynitz nt 6 (9l) Jłiltoyic:al.-(j’w.c[.yeń 2009 l. iti. 39 do niego: „Słuchaj, ty możesz sobie po
zostać w Równem, ja jednak wolę stąd wyjechać”. On odpowiedział memu ojcu:
„Wcale nie musisz wyjeżdżać, bo teraz ja jestem szefem komunistów na Wołyniu i ci pomogę. Zaskoczyło nas to mocno. Nikt z nas bowiem nie podejrzewał Olejnika, że jest komunistą, a tym bardziej szefem komunistów na Wołyniu. Olejnik rozwiał obawy ojca, co do ewentualnych zagro
żeń pod rządami sowieckimi. Powiedział:
,, Wiem, że wielokrotnie broniłeś za darmo komunistów w sądzie, tobie nic się tu nie stanie, to już moja w tym głowa”. Nieste
ty już pięć dni później do Olejnika wpa- dło trzech milicjantów żydowskich i go aresztowało. Prowadzili go pod eskortą po ulicy. Jeden z eskortujących - młody milicjant żydowski w pewnym momencie jakoby ,przez pomyłkę” nacisnął spust strzelby i zastrzelił Olejnika. Przeraziło to ojca. Uznał, że trzeba jak najszybciej przygotować się do ucieczki z Równego.
Postanowiliśmy przedostać się do Warsza
wy gdzie mieszkała siostra ojca z mężem - sędzią sądu apelacyjnego w Lublinie, a potem w Warszawie. Nazywał się Nieło- wicki. W swoim czasie oni mocno współ
pracowali z biskupstwem w Lublinie, gdy tam wybudowano Gimnazjum Biskupie.
Mnie wysłano tam na naukę i pierwsze lata gimnazjum spędziłem w Lublinie.
Od śmierci Olejnika czuliśmy się coraz bardziej zagrożeni. Wkrótce po jego zastrzeleniu przyszedł do mojego ojca znajomy Ukrainiec, namawiając do jak najszybszej ucieczki z Równego.
Ostrzegł, że Żydzi umieścili nasze na
zwiska na liście osób, które, miano wy
wieźć w głąb Rosji. Nie trzeba nam było tego długo powtarzać. Już następno dnia uciekliśmy z Równego w stronę Bugu, przez który przebiegała granica między Rosją a Niemcami. Znajdowało się tam dużo przewoźników, którzy robili wiel
kie interesy na przerzucaniu ludzi przez
granicę. Przerzucali ludzi z terenów pod okupacją niemiecką na tereny zajęte przez Rosjan i odwrotnie. Większość Żydów z Polski uciekała do Rosjan. Polacy, wtedy najokrutniej traktowani przez Sowietów, najczęściej uciekali do Generalnej Guber
ni, gdzie jeszcze nie rozszalał się terror nazistowski.
Jan Kobylański
Od redakcji:
Jan Kobylański urodził się 21 lip- ca 1923 r. w Równem na Wołyniu. Jest polskim biznesmenem mieszkającym w Urugwaju. Jest twórcą i prezesem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ). Jest jedną z najbardziej liczących się posta
ci światowego ruchu polonijnego. W 2004 roku dziennikarz „Gazety Wybor
czej” Mikołaj Lizut i w 2005 dziennikarz
„Rzeczpospolitej” Jerzy Morawski zarzu
cili Janowi Kobylańskiemu kolaborację z hitlerowcami podczas okupacji Polski w czasie II wojny światowej. Pod koniec listopada 2008 Jan Kobylański wytoczył proces o zniesławienie dziewiętnastu po
litykom i dziennikarzom (m.in. Adamo
wi Michnikowi, Jerzemu Baczyńskiemu, Ryszardowi Schnepfowi i Jarosławowi Gugale), domagając się wypłacenia przez każdego z oskarżonych 100 tys. zł na cele charytatywne.
Powyższy tekst jest fragmentem roz
mowy prezesa Jana Kobylańskiego z prof.
Jerzym Robertem Nowakiem, przepro
wadzonej w Santa Cruz w sierpniu 2008 roku. Wywiad ten został opublikowany w książce: Jan Robert Nowak, „Potępiany za patriotyzm. Sylwetka Jana Kobylań
skiego”, b.m.w., 2009, s. 13-15.
<XXxXXXXXXXX>OO<>O
itz. 40 J/i5topad-/flu.d.yeń 2009 1. U/ołanie j U/ołynta ni 6(9/J