• Nie Znaleziono Wyników

Fragment rozmowy prezesa Jana Kobylańskiego z prof. Jerzym Robertem Nowakiem

Opowiem o mojej rodzinie na Woły­

niu w Równem. Kiedy wybuchła wojna ja miałem 16 lat. Mój ojciec był adwokatem mniej więcej od piętnastu lat w Równem.

Skończył prawo w Kijowie. Wielka część mojej rodziny, w tym dziadkowie miesz­

kali w Równem. Niektórzy członkowie rodziny mieszkali w Kijowie, ale też byli Polakami. Moja rodzina była względnie

O. Hieronim Warachim OFMCap.

Po śmierci o. Serafina zbierał dokumenty, świadczące o życiu Sługi Bożego. Obec­

nie sprawą wyniesienia na ołtarze Ojca Serafina zajmuje się w Rzymie postulator generalny Zakonu Braci Mniejszych Ka­

pucynów.

zamożna, jako ziemianie i mieli mająt­

ki także w Polsce. Przed wojną był taki zwyczaj na Wołyniu, że jak umierał Oj­

ciec i Matka i były córki i synowie, to cór­

ki dziedziczyły po Matce, a synowie po Ojcu. Pamiętam, jak umarła moja babka już w podeszłym wieku w naszym domu w Równem. Ona miała przypuszczal­

nie Alzheimera. Jej dwie córki przed jej

Jłiitopad.-ćfUidy.ań 2009 t. iti. 37 Wołaniej Wołynia zir W

śmiercią starały się, żeby ona przepisała na nie to, co miała i część z tego, co miała zostało w Polsce. Więc one dostały cały majątek, a mój Ojciec tylko te domy w Równem. Mój Ojciec miał dwie siostry.

Jedna nazywała się Jadwiga. Jej pierwszy mąż byl polskim dyplomatą i jak umarł zostawił duże dobra. Ona je sprzedała i potem kupiła dom na Saskiej Kępie w Warszawie. Po wojnie, po śmierci ciotki ten dom dostał w spadku mój Ojciec. Mój Ojciec był człowiekiem sprawiedliwym.

Ojciec mojej Matki był oficerem w Le­

gionach i do śmierci mieszkał w Toruniu.

Był tam głównym inżynierem mierni­

czym miasta. Umarł w sędziwym wieku.

Matka urodziła się w Toruniu i skończyła tam gimnazjum. Wyszła za mąż jak miała 22 czy 23 lata. Mój Ojciec miał jakieś 14 lat więcej jak ona. Aby być adwokatem w niepodległej Polsce mój Ojciec musiał ponownie zdawać egzaminy, obowiązują­

ce przy kończeniu studiów prawniczych.

Po kilku latach został przyjęty do Izby Adwokackiej. Mój Ojciec miał swoje, oryginalne spojrzenie na różne sprawy.

Był prezesem „Sokołów” w Równem na Wołyniu. To była taka organizacja sporto- wo-wojskowa, która do pewnego stopnia popierała gen. Hallera, Dmowskiego i innych. W Równem w tym czasie dzia­

łało może około dwudziestu adwokatów.

Wśród nich było około dziesięciu Pola­

ków. Resztę stanowili w większości Ży­

dzi i paru Rosjan. Wraz z moim bratem byliśmy bardzo mocno przesiąknięci pa­

triotyzmem, podobnie jak niemal wszy­

scy Polacy, którzy mieszkali na Wołyniu.

Należeliśmy do harcerstwa, z ogromnym zapałem uczestniczyliśmy w zbiórkach i zgrupowaniach. Mój brat należał do har­

cerstwa w Równem i do wybuchu wojny sprawował funkcje drużynowego. Ja też należałem od dziecka do harcerstwa. Obaj z bratem mieliśmy krzyże harcerskie i by­

liśmy szalenie patriotyczni.

Gimnazjalista Jan Kobylański, 1936 r.

Całe społeczeństwo w mieście Równe było bardzo zróżnicowane! Poza Polaka­

mi mieszkali tam Żydzi, Rosjanie i Ukra­

ińcy. Większość Żydów stanowili ucieki­

nierzy z Rosji. Za dość niemądry pomysł uważam przyznanie im wszystkim, bez różnicy, obywatelstwa polskiego. Ci Ży­

dzi, uciekinierzy z Rosji faktycznie nie czuli się Polakami i w ogóle nie mieli nic wspólnego z Polską. Nawet nie mówili po polsku. Wszyscy z nich mówili natomiast po rosyjsku, a część w jidysz. Dodam, że ja i moi rówieśnicy wychowywaliśmy się w ogromnie zróżnicowanym narodowo środowisku. Wszyscy zarówno dzieci jak i młodzież rozmawialiśmy ze sobą, na co dzień, w trzech językach: po polsku, rosyjsku i w jidysz. Gdybyśmy nie znali tych języków w ogóle nie moglibyśmy się ze sobą porozumieć.

PO WEJŚCIU SOWIETÓW NA WOŁYŃ U polskich dzieci nie było ani śladu antysemityzmu, czy nienawiści do Ro­

itz. 38 Jj.i.itopG.d-żfZu.dyeń 2009 z. łżżołanle j UżsłyntG nz 6(9,) sjan. Byliśmy zaprzyjaźnieni ze sobą, ba­

wiliśmy się razem, graliśmy w piłkę i tak dalej. To wszystko skończyło się, kiedy weszli Sowieci. Nagle załamały się przy­

jaźnie między osobami z różnych nacji.

Równe było wówczas pełne uciekinie­

rów z różnych stron. Po wycofaniu wojsk polskich, Sowieci rozwiesili plakaty w całym Równem, że jutro ulicą główną wjedzie armia „oswobodzicielska”. Nad ranem wjechały czołgi sowieckie. Pamię­

tam okropny smród spalin na wszystkich ulicach. Opowiem, co mnie wówczas szczególnie zaszokowało. W Równem ok.

pięćdziesiąt procent mieszkańców stano­

wili Żydzi. Bardzo wielu z nich stało w centrum miasta z kwiatami i z ogrom­

nym entuzjazmem witało Sowietów jako

„oswobodzicieli”. Wiwatowali nieustan­

nie i ogromnie krzykliwie. W szczególnie bezwstydnej adoracji rzekomych sowiec­

kich „wyzwolicieli” wyróżniali się młodzi Żydzi z proletariatu. Niektórzy z nich byli gotowi całować sowieckie czołgi. Szcze­

gólnie wielu Żydów fetujących Sowietów zgromadziło się na głównej ulicy miasta - ulicy 3 Maja. Nas Polaków ogromnie to wszystko oburzało. Nie mogliśmy znieść widoku jak nasi niedawni żydowscy kole­

dzy i przyjaciele fetowali prymitywnych najeźdźców. Będę pamiętał to do końca życia, choćby historię zachowania mego dawnego żydowskiego kolegi ze szko­

ły - Jaszy. Pojawił się nagle z czerwoną opaską na ramieniu i wskazując na mnie palcem, powiedział oskarżycielsko:

też byłeś w harcerstwie!"

Bardzo szybko powstała specjalna mi­

licja żydowska pod przewodem NKWD.

Żydowscy milicjanci tropili, wyłapywali i aresztowali oficerów polskich oraz wiele osób z patriotycznej inteligencji. Nie mu­

szę tego szczegółowo przypominać Panu Profesorowi. Już z 10 lat temu opisał Pan przecież to wszystko w książce „Przemil­

czane zbrodnie. Żydzi i Polacy na kresach

w latach 1939-1941". W Każdym razie to tak niespodziewane, zdradzieckie zacho­

wanie żydowskich „sąsiadów” bardzo nas bolało i oburzało.

W dzień po wkroczeniu do miasta Sowieci rozwiesili plakaty nakazujące bezzwłoczne oddanie broni przez wszyst­

kich, którzy ją posiadają. Podano miejsca zbiórki broni. Pamiętam jak powiedziała do mnie Matka: „Lepiej zanieś broń, bo pewno jest gdzieś jest odnotowana na na­

sze nazwiska. Jak oddasz broń to dosta­

niesz potwierdzenie, że ją złożyłeś i unik­

niemy kłopotów".

Poszedłem i oddałem broń w komisa­

riacie w Równem. Siedziało tam dwóch młodych Żydów z czerwonymi opaska­

mi na ramionach. Obok nich leżała ster­

ta oddanej broni. Nakazali mi „rzuć to tutaj", nie dając żadnego potwierdzenia ani pokwitowania. Opowiem teraz o dal­

szej historii z tamtych dni, w związku z sytuacją mojego ojca. Jako adwokat sta­

rał się być bardzo ludzki. W Polsce przed 1939 roku dochodziło ciągle w sądach do jakichś spraw przeciwko komunistom.

Przeważnie komunistów zasądzano na pięć lat więzienia i wysyłano do obozu w Berezie Kartuskiej. Bardzo często przy­

dzielano im adwokatów, jako obrońców z urzędu. Nie było to płatne, stąd wielu ad­

wokatów starało się unikać prowadzenia takich spraw. Mój ojciec, odwrotnie, za­

wsze był gotów do podejmowania się ich obrony. W tym czasie obok nas na ulicy Piłsudskiego 18 mieszkał obrońca sądowy Olejnik. Obrońca sądowy był tytułem ro­

syjskim z czasu zaborów. Miał on mniej­

sze uprawnienia niż adwokaci. Podczas gdy adwokat miał prawo występować w sądzie grodzkim, okręgowym i apelacyj­

nym, obrońca sądowy mógł występować tylko w pierwszej instancji. Nasz sąsiad Olejnik był Ukraińcem. Przyjaźnił się z moim ojcem. Gdy więc wybuchła woj­

na i weszli Sowieci, ojciec powiedział

Usłanie j U/rfynitz nt 6 (9l) Jłiltoyic:al.-(j’w.c[.yeń 2009 l. iti. 39 do niego: „Słuchaj, ty możesz sobie po­

zostać w Równem, ja jednak wolę stąd wyjechać”. On odpowiedział memu ojcu:

„Wcale nie musisz wyjeżdżać, bo teraz ja jestem szefem komunistów na Wołyniu i ci pomogę. Zaskoczyło nas to mocno. Nikt z nas bowiem nie podejrzewał Olejnika, że jest komunistą, a tym bardziej szefem komunistów na Wołyniu. Olejnik rozwiał obawy ojca, co do ewentualnych zagro­

żeń pod rządami sowieckimi. Powiedział:

,, Wiem, że wielokrotnie broniłeś za darmo komunistów w sądzie, tobie nic się tu nie stanie, to już moja w tym głowa”. Nieste­

ty już pięć dni później do Olejnika wpa- dło trzech milicjantów żydowskich i go aresztowało. Prowadzili go pod eskortą po ulicy. Jeden z eskortujących - młody milicjant żydowski w pewnym momencie jakoby ,przez pomyłkę” nacisnął spust strzelby i zastrzelił Olejnika. Przeraziło to ojca. Uznał, że trzeba jak najszybciej przygotować się do ucieczki z Równego.

Postanowiliśmy przedostać się do Warsza­

wy gdzie mieszkała siostra ojca z mężem - sędzią sądu apelacyjnego w Lublinie, a potem w Warszawie. Nazywał się Nieło- wicki. W swoim czasie oni mocno współ­

pracowali z biskupstwem w Lublinie, gdy tam wybudowano Gimnazjum Biskupie.

Mnie wysłano tam na naukę i pierwsze lata gimnazjum spędziłem w Lublinie.

Od śmierci Olejnika czuliśmy się coraz bardziej zagrożeni. Wkrótce po jego zastrzeleniu przyszedł do mojego ojca znajomy Ukrainiec, namawiając do jak najszybszej ucieczki z Równego.

Ostrzegł, że Żydzi umieścili nasze na­

zwiska na liście osób, które, miano wy­

wieźć w głąb Rosji. Nie trzeba nam było tego długo powtarzać. Już następno dnia uciekliśmy z Równego w stronę Bugu, przez który przebiegała granica między Rosją a Niemcami. Znajdowało się tam dużo przewoźników, którzy robili wiel­

kie interesy na przerzucaniu ludzi przez

granicę. Przerzucali ludzi z terenów pod okupacją niemiecką na tereny zajęte przez Rosjan i odwrotnie. Większość Żydów z Polski uciekała do Rosjan. Polacy, wtedy najokrutniej traktowani przez Sowietów, najczęściej uciekali do Generalnej Guber­

ni, gdzie jeszcze nie rozszalał się terror nazistowski.

Jan Kobylański

Od redakcji:

Jan Kobylański urodził się 21 lip- ca 1923 r. w Równem na Wołyniu. Jest polskim biznesmenem mieszkającym w Urugwaju. Jest twórcą i prezesem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ). Jest jedną z najbardziej liczących się posta­

ci światowego ruchu polonijnego. W 2004 roku dziennikarz „Gazety Wybor­

czej” Mikołaj Lizut i w 2005 dziennikarz

„Rzeczpospolitej” Jerzy Morawski zarzu­

cili Janowi Kobylańskiemu kolaborację z hitlerowcami podczas okupacji Polski w czasie II wojny światowej. Pod koniec listopada 2008 Jan Kobylański wytoczył proces o zniesławienie dziewiętnastu po­

litykom i dziennikarzom (m.in. Adamo­

wi Michnikowi, Jerzemu Baczyńskiemu, Ryszardowi Schnepfowi i Jarosławowi Gugale), domagając się wypłacenia przez każdego z oskarżonych 100 tys. zł na cele charytatywne.

Powyższy tekst jest fragmentem roz­

mowy prezesa Jana Kobylańskiego z prof.

Jerzym Robertem Nowakiem, przepro­

wadzonej w Santa Cruz w sierpniu 2008 roku. Wywiad ten został opublikowany w książce: Jan Robert Nowak, „Potępiany za patriotyzm. Sylwetka Jana Kobylań­

skiego”, b.m.w., 2009, s. 13-15.

<XXxXXXXXXXX>OO<>O

itz. 40 J/i5topad-/flu.d.yeń 2009 1. U/ołanie j U/ołynta ni 6(9/J

Powiązane dokumenty