Wołanie z Wotynia
BojiaHHn 3 Bojiuni
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej
i
Fotografie na okładce:
s. I: Neokatechumenat z Równego z kolędą w Ostrogu (fot. Wiktor Łobodowski)
s. II: Kolęda dzieci i młodzieży w Ostrogu nad Horyniem (fot. Archiwum)
s. III: Biskup Bernard Maciejowski (fot. Krzysztof Drozd) s. IV: Zimowy pejzaż. Po drodze z Ostroga do Kuniowa
(fot. ks. Witold Józef Kowalów)
Nr 6 (91) — B Rok 16 Listopad-Grudzicń 2009
KOŚCIÓŁ RZYMSKOKATOLICKI NA UKRAINIE
Wołynie z Wołani a B ojiuhhh 3 Bojiuni
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej
Dwumiesięcznik Wotanic
z
WoKjwiA - Bojiohhh 3 Bojiuni Pismo założone w 1994 roku. Założyciel i wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Ostrogu na Wołyniu.Redaktor naczelny: ks. Witold Józef Kowalów.
Redakcja: Irena Androszczuk, ks. Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks. Grzegorz Draus, ks. Józef Kozłowski, Ludmiła Poliszczuk, ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Scisłowicz.
Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.
Zamieszczone w piśmie materiały mogą być przedrukowywane z podaniem źródła.
Adres redakcji:
1X Byji. KapąarueBnna, 1
35800 m. OcTpir, PiBHeHCbKa oóji. yKpama
a&Fax + 380 (3654) 2-30-38 E-mail: vykovaliv@gmail.com Świadectwo rejestracji: RW nr 187 z 15 maja 1997 r.
ISSN 1429-4109
Wydawca wersji polskojęzycznej:
E3 Ośrodek “Wołanie z Wołynia", skrytka pocztowa 9, 34-520 Poronin http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/
Czasopismo dofinansowano ze środków Senatu RP dzięki pomocy
Fundacji
“Pomoc Polakom na Wschodzie”.
Dobroczyńców prosimy o wpłaty na konto:
Stowarzyszenie Ośrodek
“Wołanie z Wołynia"
PBS. ZAKOPANE O/BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001
“Wołyński Słownik Biograficzny”:
http://wolynskislownikbiograficzny.blox.pl/
“Dziennik pisany nad Horyniem”:
http://ostrog.blox.pl/
iłt. 2 JLiitopad~(fiuicIfiań 2009 t. U/ołanie j Wołynia nl 6 (9ł)
<xxxxx>oo<xxxx><><xxxxx><^<xx><x><xxxx><x>o
SPIS TREŚCI
s. 4-5: JózefKUCZYŃSKI, Trójka unikalnych przyjaciół.
(...) ośmierci ipogrzebieks. Władysława Bukowińskiego s. 5: Ks. WitoldJózef KOWALÓW, Wpływ grypy na życie religijne
na Wołyniu
s. 6: Ks. Tadeusz ŻURAWSKI SDB, Renowacja cmentarza w Derażnem
s. 7: Ks. Grzegorz DRAUS, Święta wRównem
s. 8: kc, Instytut TeologicznyweLwowierozpoczął działalność s. 8: Podział prawosławnego dekanatu łuckiego
s. 9-10: BiKTop IOLUEHKO, Lira? Ilpesudenma yKpainu npo cmeopennn uauioita:ibitoeo npupodnozo naptcy
«jjepMaHCbKO-OcmpO3bKUU»
s. 11-12: Ks. Mieczysław MALIŃSKI, Odwagaw myśleniu s. 13-14: Marek A. KOPROWSKI, „Zostało nas już tu niewielu".
Tomasz Gawłocki z Biłotyna
s. 15-19: Maciej BARCZENTEWICZ,Naprotechnologia.
Jeśli nieinvitro— to co?
s. 20-23: Ks. Antoni JAGŁOWSKI,Pamięć o nim jest trwała s. 24-25: Tynne: hołd dla żołnierzyKorpusu Ochrony Pogranicza s. 26-27: Artur BRYKNER, „ Rysie ” pamiętająo poległych
na pograniczu
s. 28: Zmarła hm. Spławska, wybitna działaczka harcerska s. 29-31: Czesław CHYTRY, Kościół w Równem świętował
460. rocznicę istnienia
s.31-36: O. Hieronim WARACHIMOFMCap.,Ojciec Serafin -Boży Włóczęga
s. 36-39: Jan KOBYLAŃSKI, Moje dzieciństwo imłodość wRównem na Wołyniu
s. 40-41: AnastazjaONOPRIJCZUK, „Nie można służyć w kraju, nie lubiąc go ”. Polski patriota Ukrainy
s. 41-43; Ks. JanNOWAK, Kapłan niezapomniany.
Sługa Boży ks. Władysław Bukowiński
s. 43 i 48: Misericordianie - nowe zgromadzenie zakonne s. 44: Kromka Parafii Ostrogskiej
s. 45-48: Krzysztof Rafał PROKOP, Bernard Maciejowski 1587 -1600
U/ołanie j U/oiynin nt 6 (9l) Jli5topaJ.-^tu.J.yeń 2009 t. itt. 3
Ikona „Pokłon Trzech Króli"
(pocz. XVIII w.)
Ostrogska szkoła malarstwa ikonowego.
Ze zbiorów Muzeum Krajoznawczego w Ostrogu
sCoZcK...»
AclE Jo Ttf *•
icjxc
Olu xo J ^cnte ku^Jetjo Jytccka oc^ekw?aiiŁ s\1tctkq ntcctcip lt\\’o<aetq. <)ijm. k a idącej niJ|’ ck/i^eacc- jante, oc ^ekujenuj na Ola-ioJ ^entc t^ijna fBojetjo- u1 nao^ijfli w J^taucki, a1 a palno tac fi i v? mcu ku^iłeijo c x 10 m? i<? k a.
FBótj p xy|«s f-na d*\*uił i ^umlcd -kakm-t^Jyj nami, « p i^ijo y»J Jo a s\*o leli . . . ».
<^ak sCułIc i\'okó£ nad niepokoju, kc yiuJ yet, s*?qlp liA\*ode u fBoij p-iyjckoJ^t Jo iuu maEc J ^ułci.^
ak«j payinieóó'nam ladoóó i nailyek-, ukijdmij nie. M?qtpcli, y? Cli ^a\\*a je jco 1 Ul' tako nad.
-Z? okayi jadnej ^ll/ioe ^ijd todeć Ola/io J<ynta fPaó^jo uC ijónuj umieli p/itjiyąc/ Olie k ic.s k ieijo kjojrut I pfcAjo o ^e^oJte Jatij. — fad kę t pokój.
Oliecfi. fBoy*. k Eoijod Eaw1 teras tv?o. słynącma nad. .< OL v?ijnv 20 10 -CAok u.
. Wnteko
ka^OitoLl .Ko^aloss p.xotood^ey xutmd fcofcaŁo-Łtefctej pa/ia^ii
ujl £Panau. v2 Oakiotpu . OlajóeSiętd^ej OlL
‘ o t* a ó
lReda.keja «tOo£anta jTOofuxpi
Odtaóa. nad .Mo njniem,
25 aiuJnla 2009 a / 7 d kie ruta 2 01 0 x.
5łt. 4 JLiitopad-ćfZu.d.-yeń 2009 t. U/ołanie j bl/cdynin nl 6 (9l)
Dziedzictwo I -SCft^-UŁ,
WUfc
1“ •*«
żLo&ie. ttizg...
V<.
,4 $*■>’.
»)«'«>*«, U<La»v ■»(•>-*0*0
• c*-cT>^ vM.oixV\«&y-e** »»&ęv‘Vj p&w»Ł.
X*u«.-iźtu »-Ve-ł t *i£,
c.). i«Xe*- «j s,,o^-_«aaa. s.W»t <.#S»c*ux yaUni^ ildHr.th.&,**?» C.CfĄ-4. . pnciO- V ’■'$.£■ &<«** &y. *u-<»*.Vi.-cĄ-.«•'£»
’.» »£. &5^*UX<S‘i^.7tWX f.JUł* uJ- Aru^j-wu^f .$'*<*«\. «u-*~ >•«£** ./••^Łs*’ Łx»Uj
^use- k
„ umitłU^- ę-Ai - ?•’
, '.i ;« ,uŁ]A«n«
„Kai-..
Judu-
»x-•*
Vo*.i -iUĄty ęŁ^vu> .
uxł^i«t«.uw a t* i e iUł-$p<. i. o, <V-*<• » »♦*'■■<•
«L» Sfc- L« ■»*>“- .t/w/.fc*.. *.L :X»‘i»
<»♦•*>.'vl«*u , ł 4 u_ «LaCŁ...K «
Ł,Aw ‘
AU Łił Ufc frCuc^ŁAv>‘<V-i<- PjmU-uaIc 4f«Ałcu-
-sAnw>.<»» ut^Uf>n< evs*v««.**.(* ->■'■*
ftjtwCYt* łi«Z. ; l ó. r y»k *1 »<» ts <-S **•
H*C . ę<ii.(•«»*, *> vt'l*v* • * .OU•_
UAWC*-W. r
-w :•,-•■ u-
TROJKA UNIKALNYCH PRZYJACIÓŁ Ks. Józef Kuczyński o śmierci i pogrzebie
ks. Władysława Bukowińskiego
Poniżej publikujemy list - kartkę świąteczną ks. Józefa Kuczyńskiego do Katarzyny Hryśkiewicz z 14 grud
nia 1974 r. Udostępnił go nam Stani
sław Derepa zKlcwania. (w.j.k.) 14. XII 74
+ Droga Kasiu,
Na tak mile, serdeczne, słowa, na leży się odpowiedź. Na Święta był bymi tak napisał, atakprzyśpieszona.
Bogu dzięki, że dobrze się trzymasz.
Bóg zapłać za modlitwy - one na pewno pomagają, świadomość, że ktoś o nas pamięta- już polepsza sa mopoczucie. Miałem w sierpniu atak (oóocTpeHHe) 3aKynopKH bch, ale
chwała Bogu, szybko przeszło.O tyle było przykro, że nic mogłem być na rocznicy mego najlepszego Przyjacie la śp. ks. Bronisława [Drzepeckiego].
Terazponiosłem drugą równie wielką stratę, zmarł jeszcze jeden z naszej trójki unikalnych przyjaciół ś.p. Ks.
[Władysław] Bukowiński w Karagan dzie. Aja, najstarszy z nich pozosta
łem sierotą. Ale miałem tę pociechę, że potrafiłem pociągami, samolotami zdążyć na pogrzeb. On tam pracował 20 lat, toteż żal nieutulony, bo i o na
stępcę trudno, i O. [Serafin] Kaszuba w szpitalu we Lwowie. Kazachstan osierocony. Było nas 2, i 2 gr. kat., 5 autobusów ludzi, 15 km do cmenta
rza, cicho, słonecznie, - 20°. Żyjemy,
3tl. 5
U/ałanle d/ołynia nt 6 (9/J 2009 t.
jak widziałaś, bardzo dokucza błoto, szowania Świąteczne i Noworoczne i Maria ciągle na coś narzeka, ale pra- radością Chrystusową przezwyciężać cuje dzielnie. Pozdrawia serdecznie, wszelkie trudności. Oddany w Chr[y- Zasyłamy najserdeczniejsze powin- stusie],x.Józef [Kuczyński]
<xx>o<x><><><><xxxx><><x>o<x><x><><c><><>oo<x><x><><>
Z życia Kościoła na Wołyniu
WPŁYW GRYPY NA ŻYCIE RELIGIJNE NA WOŁYNIU
W związku z paniką powiązaną z epidemią grypyzostałyodwołane nie które nabożeństwa lub udział w nich naszego ordynariusza Ks. Biskupa Marcjana Trofimiaka. Była to prakty
ka zgodna z zaleceniami kwarantan ny i sugestią władz, by „nie urządzać zbiegowisk”.
Wiele corocznych listopadowych nabożeństw na wołyńskich cmenta rzach nie odbyło się. I tak zostało od wołane m.in. nabożeństwożałobnena
odnawianym cmentarzu katolickimw Derażnem na Wołyniu, gdzie 6 listo
pada 2009 r. ks. bpMarcjan Trofimiak miał odprawić Msze św. za Dusze Zmarłych i Pomordowanych Polaków.
Nabożeństwo zostanie odprawione w innym terminie,w przyszłym roku.
Mniej przyjechało harcerzy z Pol ski na coroczne uroczystości związa ne ze sztafetą Ognia Niepodległości, który jest zabierany z cmentarza w Kostiuchnówce i zawożony do War
szawy.
Biskup Marcjan nie był obecny także na corocznym nabożeństwie z okazji wspomnienia św. Jozafata Kun cewicza, 12 listopada 2009 r., wjego rodzinnym mieście - Włodzimierzu Wołyńskim.
Również Pasterz Diecezji Łuckiej odwołał swój udział w uroczystości
rocznicowej z okazji 20. rocznicy od rodzenia parafii rzymskokatolickiej w Ostrogu w dniu 14 listopada 2009 r., gdzie wierni modlili się ze swoim proboszczem i kapłanem z sąsiedniej parafii. Biskup obiecałprzybyć dotej parafii w okresie Bożego Narodzenia i odprawić Mszę świętądziękczynną.
To tylko niektóre skutki epidemii grypy, która wywarła swój wpływ na życie religijne społeczności rzym skokatolickiej na Wołyniu. Epidemia grypy, a w zasadzie panika wywołana przez nią, miała też znaczenie poli tyczne. Mieszkańcy Ukrainy, dotknię ci epidemią „świńskiej” grypy, zapo
mnieli o nadchodzących wyborach prezydenckich, polityce międzynaro
dowej, kiyzysie gospodarczym, wzro ścic kursu dolara i innychproblemach dnia codziennego. Ludzie zaczęli na
prawdędrżeć o swoje życie. W wielu świątyniach zanoszono do Miłosier nego Boga modlitwę w intencji tra
gicznie zmarłych w czasie epidemii i o łaskę zdrowia dla wszystkich cho rych. Śpiewane były suplikaeje „Świę
ty Boże”.
ks. Witold Józef Kowalów
<XXXXxXXXXXXX>O<X>
iti.. 6 JLtitofiGd-(flu.cLyań 2009 1. U/ołanie y U/ołyniG ni 6 (9l)
Rapisali do nas
RENOWACJA CMENTARZA W DERAŻNEM
Witam Kresowiaków i Sympaty
ków Wołynia, zwłaszcza związanych z Derażnem.
Renowacja zdewastowanego cme ntarza w Derażnem dobiega końca.
Napis na płycie cmentarnej przy wracający pamięć o zmarłych jest
zaakceptowany przez Ordynariusza Diecezji Łuckiej, ks. bpa Marcjana Trofimiaka i aktualnie wykuwany w bazaltowymkamieniu zJanowej Doli
ny. Jest rzecząniemożliwą wypisanie wszystkich parafian spoczywających na tym cmentarzu i pomordowanych w czasie wojny. Spośród tysięcy zo
stali wymienieni nieliczni.Ks. Biskup uważa, żeobok tej tablicy będą mogły stanąć następne. Warto choć niewiele ocalić od niepamięci, aby to, co zro
dziło się na tej ziemi w przeszłości, żyło w pamięci pokoleń. Ks. Biskup zaproponował, aby nabożeństwo za zmarłych z poświęceniem cmentarza i krzyża z upamiętniającą tablicą od
byłosię w piątek6 listopada 2009 r. o godz. 11.00. Z Ks. Kanonikiem Kazi mierzem Łukjaniukiem i Panią Hele ną Krzcinieniowską (autorką książek
„kresowych”) oraz naszymi krewnymi pragniemy wziąć w tym udział. Po modlitwie na cmentarzu będziemy mogli spotkać się jeszcze z Ks. Bisku
pem i lokalnymi władzamiw miejsco
wej restauracji.
Informuję o tym wszystkim z na
dzieją, że może uda się komuś przy jechać w miesiącu poświęconym
zmarłym, na to ważne dla nas Woły-
niaków wydarzenie. Prosząc o ducho we i modlitewne wsparcie, proszę też o choćby małe datki pieniężne. Część pieniędzy ofiarowali moi krewni, ale sami wszystkiego nic udźwigną. Zo stał więc zaciągnięty kredyt. Jeśli po rozliczeniu pozostałyby jakieś pie niądze, otrzymaje ks. Roman Bumik na cele religijne za trud, jaki wkłada w odrodzenie Kościoła Katolickiego na tej umęczonej ziemi. Samo ogro
dzenie, nic licząc kosztów porządko
wania cmentarza, postawienia krzy
ża i płyty z napisem, kosztuje około 20 tysięcy złotych. Pieniądze można wpłacać nahasło: „Dar na cmentarz w Derażnem”.
Konto:
NORDEA BANK POLSKA S.A.
O/Olsztyn I. ul. Kopernika 46, 10-513 Olsztyn
Nr 41 1440 1228 000Ó 0000 0851 3837 (Stefan Lisiecki)
Z serdecznympozdrowieniem imodlitewną pamięcią Ks. Tadeusz Żurayvski SDB
Wołanie j Wołynia ni 6 (9l) Jłiitoy2G<J.-(frLid-yeń 2009t. itt. 7
'L życia Kościoła na Wołyniu
ŚWIĘTA W
Osobliwością świąt Bożego Naro dzenianaUkrainie jestsamichtermin.
Żeby świętować, katolicy obrządku łacińskiego muszą brać wolny dzień w pracy. Prawo Ukrainy przewiduje tę sytuację i mówi, że należący do in nych wyznań niż prawosławne mogą mieć wolne w dzień ich święta pod warunkiem odpracowania go. Wpara fii w Równem od początkujej odro
dzenia w 1991 r. zachęcano wiernych do deklarowania swojej przynależno
ści wyznaniowej w pracy albo szkole i proszenia 9 wolny dzień. Daje to do bre efekty. Święta rozpoczęły się, jak od lat, wspólną wieczerzą wigilijną w jakiej biorą udział księża, siostry za
konne, klerycy igrupatych kilkunastu parafian, którzynicmają z kimzasiąść do wigilii. Pomimo, że istnieje tylko jeden kościół w ćwierć milionowym
mieście i odległości są duże, pasterka odprawiania jest o tradycyjnej porze, czyli o północy. Nawet ci, którzy nie mają samochodów, aninicmogą sobie pozwolić na taksówkę wracają grupa mido domów, i jest to przeżycie budu
jące więzy międzyparafianami. Trochę to przypomina opis wędrówek miesz
kańcówrożnych wiosek napasterkę w
„Chłopach” Bolesława Prusa. Od kil
ku lat tradycyjnie na msze pasterską przybywa bardzo licznie młodzież z kościołów ewangelickich (baptystów, zielonoświątkowych). Pastor jednej ze wspólnot ewangelickich wyznał w miejscowej telewizji, że chociaż po dobnie jak większość protestantówna Ukrainie świętujązgodnie ze wschod nim kalendarzem, to w dzień, jak tu często mówią, światowego terminu
RÓWNEM
Bożonarodzeniowa szopka w Równem Fot. Irena Dejneka Bożego Narodzenia, zachęca swoją wspólnotę do uczestnictwa we Mszy św. o północy w rzymskokatolickim kościele. Ekumeniczne akcenty były też obecne na Festiwalu kolęd, który odbył się 26grudnia2009 roku. Wraz z 20 zespołami z rożnych ośrodków Ukrainy wystąpiły też reprezentanci parafii prawosławnych i protestanc
kich. Festiwal w kościele w Równem, już dziesięcioletniej tradycji odbył się jako eliminacje w ramach XVI Ogól nopolskiego Festiwalu Kolęd i Pasto rałek im. ks. Kazimierza Szwarlika w Będzinie. Przybyło ponad 20 ze
społów, oprócz miejscowych - też ze szkół i instytucji wychowawczych, z Krzemieńca, Nowogradu Wołyńskie
go, Zdołbunowa i Młynowa.
ks. GrzegorzDraus
itz. 8 J/iitof2ad.-^zu.d.yeń 2009t. U/ołanie y U/ołynia nt 6(9!)
Z życia Kościoła
INSTYTUT TEOLOGICZNY WE LWOWIE
ROZPOCZĄŁ DZIAŁALNOŚĆ
Na terenie Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowic-Brzuchowi- cach 23 października 2009 r. rozpo
czął działalność Instytut Teologiczny im. św. Józefa Bilczewskiego. Metro polita lwowski abp Mieczysław Mo krzycki powiedział KAI, że placówkę tę powołano do życia by umożliwić studia filozoficzno-teologicznych se minarzystomoraz osobom świeckim i siostrom zakonnym.
Według arcybiskupa, Instytut ma ponadto za zadanie współpracować z uniwersytetami. W przyszłości po
wstaną na nim także inne wydziały,
oo<xxxx>o<><><x><><x><xx>o<><><><><xxxxxxx><xx>
PODZIAŁ PRAWOSŁAWNEGO DEKANATU ŁUCKIEGO
Na początku listopada 2009 r. or dynariusz prawosławnej cparchii wołyńskiej metropolita łucki Nifont (Ukraiński Kościół Prawosławny bę
dący w jurysdykcji patriarchatu mo skiewskiego) swoim dekretem roz
dzielił dekanat łucki na dwa dekanaty:
miejski i rejonowy. Poprzedniemu dziekanowi okręgu łuckiego ks. mi- tratowi Nykanorowi Szymce podzię kował za poniesionetrudy oraz życzył nadal cierpliwie i oddanie trudzić się pośród kleru katedralnej Cerkwi Po- krowskiej w Łucku.
Dziekanem miejskim arcypasterz mianował proboszcza parafii Zwia
stowania w Łucku ks. mitrata Wo-
np. muzyki kościelnej (w tym kursy organistów) oraz ekumeniczny, który będzie dążył do nawiązania kontaktu z Kościołem prawosławnym i pogłę
bienia współpracyz grekokatolikami.
Placówka we Lwowie zawarła już umowę o współpracy z Papieskim Uniwersytetem im. Jana Pawła II w Krakowie. Dzięki temu jej absolwenci uzyskajądyplom uniwersytecki itym samym wykształcenie wyższe uzna wane również na Ukrainie - podkre ślił abp M. Mokrzycki.
kc / Lwów
łodymyra Litwcnczuka. Dziekanem rejonowym decyzją władyki został mianowany proboszcz Cerkwi Naro
dzenia Najświętszej Bogurodzicy w wiosceMajakiw rej. łuckim ks. Pctro Prystupa.
Metropolita życzył księżom dzie
kanom, aby starannie pracowali dla chwały Bożej i udoskonalali posługę misjonarską i socjalnąparafii obu de
kanatów.
Na podstawie informacji rozmiesz czonej naportaluEparchii Wołyńskiej Ukraińskiego Kościoła Prawosławne
go
http://www.orthvoldiocese.lutsk.ua/
U/ołanie y U/ołynia nl 6 (9l) JliitopaJ.-l^lu.dyeń 2009 l. 5tl. 9
Whtis.myW '1k-~
4»
ł KnIb, 23 rpysm 2009 pony
Af lOCW.bO*AH>r!i.łixr m BVKPA-HI
npOT.M4879.-09
BceMecMiiiiHft Orie,
(Jponty iiiMpoiku»k>-mtbla Bom aHci ps>OM j aoayieiunoyo hłoio kmmiok).„Duchowość misyjnakapłanów pracuj <»cych e ZSRRpo II wojnie światowej".
Pinchbiuchctiui.»km« M» TriKp ucpewMaacMO c joópow? Haroyoio 3a£YM*r><ci> na." juicroM Kamoro neK.wiraHnjt ii ycainoMKiw kk>
mutramaftii? aspiicis bonohkxi» ncwraa.Tomy óawaio uioó Kfinknesa
•"tJo.ia«M(( ittaaimi* R liUKii neoeł piJKi ny&UKaii:; niyrpMMywtaa naw'r:»
BJUł T»KHX naiKAMKHSCROBUHKKlK MatUOl BlfH, IlOKaayiOMH MpńCTB cay«i!»i» a CBaujencTRi ia fioronocauMCHCMy norm.
3 nSCTHpCMfHM 6,-irOClCgCKMSM raIKMWW.O B (ocnoai Icyci Xp»cri.
Apxicn«!Ckon Imk tOpKonu*
Anocrc.iuCMCiifiHyimia BccwcckhA Oichi.
BiTorcA-Hocmf, Kołu-nia By.jKapaanicałcu, ! PlBNCHCkU «0.’!.
35800 OCTPir
<><XxX><X><><X>^O<>OOC<>O<X>OO<>OO<X>O<><>O<><><>
Dokument
Y KA3
nPE3H£EHTA YKPAIHH
npo CTBopeHHM HapioHajibHoro npupo^Horo napKy „AepMaHCbKo-OcTpo3bKHH”
3 Meroło 3Óepe>KeHHa luhhmx IipiipO4HHX TepHTOpiil Ta icTOpHKO- KyjibTypHHX o6’cKriB. bi4Iiobi;i,ho
;io cra-rri 53 3aKOHy YKpaiHH „Pipo IipnpOflHO-3ariOBi4HHH (jlOHŻI YKpaiHH”
(2456-12 )
n o c t a h o bji « to:
1. CrBopHTii Ha TepiiTopri 3ao.i6y niBCbKoio Ta OcTpo3bKoro panoHiB PiBHeHCbKoi oÓJiacTi HauioHajibHHH npHpoflHHH napie „/lepMancbKO- OcTpO3bKHH”.
^3,0 TepuTopii' HauioHajibHoro npHpo4Horo napKy ,,/JepMaHCbKO- OCTpO3bKHH” Iioroa/KCHO B ycTHHOBJieHOMy nopanKy BKJHoneHHH 5448,3 reicrapa 3eMejib nep>KaBHoi BJiacHocTi, a caMe:
1647,6 reKTapa 3eMejib, ino Ha/iaioTbCH (y TOMy HHCJii i3 BHJiyneHHHM y 3ewieKopncTyBaHiB) HauioHanbHOMy npHpo^HOMy napKy b nocTińHe KopHCTyBaHHa, i 3800,7 reKTapa 3eMejib, HKl BKJIKWaBDTbCH flO HOIO CKJiafly 6e3
itr. !0 Jfiitopad-tfuiclyeń 2009t. U/ołanie j U/ołynIa nt 6 (9l)
Brama Monasteru Dermańskiego Fot. ks. Witold Józef Kowalów BHjiyneHua, 3riaH0 3 aoaaTKaMH 1 i 2.
2. KaómeTy MiHicTpiB yKpaiHH:
1)3a6e3neunTn:
BiipimeHHH iiHTaHHH mono yTBopcmoi a^MiHicTpauiiHauioHaJibHoroiipHpoflHoro napKy „4epMaHCbKO-OcTpo3bKHH” Ta 3a6e3neqeHHH fi (JiyHKuioHyBaHHa;
3aTBepA»eHHH y mecraMicHHHHH crpoK y BCTaHOBjieHOMy nopajiKy IlojiO/KeHHH npo HauioHajibHiiii npHpoAHHil napK ,„HepMaHCbKO-OcTpo3bKnii”;
ni.TroTOBKy upoTaroM 2010-2011 poKiB MaTepiajiiB Ta BiipimeHHfl BianoBiaHo 40 3aKOHoaaBCTBa nHTaHb moflo BHJiyneHHfl Ta Hajianna y nocTiime KopiicryBamia HauioHajibHOMy npnpoaHOMy napKy , J(epMaHCbKO-OcTpo3bKHH” 1647,6 reicrapa 3eMejib, a ttkożk pospoojieHioi iipoeKTy 3eMJieycTpoio moflo BiflBefleHHfl 3eMejibHHx jujihhok i
iipoeKTy 3eMJieycTpoto 3 opraHi3aiiii ra BCTaHOBjieHHH mok TepiiTopii HauioHajibHoro upupo^Horo napKy, OTpnMaHHH flep>KaBHnx aKriB Ha npaBO nocTiiiHoro KopHCTyBaHHa 3eMejibHHMH 4ijiHHKaMn;
po3po6jieHHfl upoTflroM 2010-2012 poKiB Ta 3aTBepa>KeHHa b ycTaHOBJieHOMy nopHAKy IipoeKTy opraHi3auii TepiiTopii HauioHajibHoro npnpojiHoio napKy ,„HepMaHCbKO-OCTpO3bKHH”, OXOpOHH, BiflTBopeHHa Ta peKpeaniilHoro BMKopncTaHHa floro npnpo4Hnx KOMnjieKciB i o6’ckt1b;
riiflroTOBKy y 2010-2012 poKax MaTepiajiiB moflo pomnipeuHa Tepinopii HauioHajibHoro npiipoanoro napKy ,„fl,epMaHCbKO-C)CTpO3bKHH” BUIIOBiflHO
40 HayKOBoro oorpyHTyBannu;
2) nepejiGanaw Ilia nac AOonpamoBaHHa iipoeKTy 3aKOny YKpaiHH „lipo 71ep>KaBHnii orajiJKei yKpaiHH Ha 2010 piK” Ta niaroTOBKH iipoeicriB aaKOHiB npo /leparaBHHfl okujkct yKpaiHH Ha HacTyimi poKH KOU1TH, Heo6xi4Hl 4JIH (JiyHKUioHyBaHHH HauioHajibHoro npnpoAHoro napKy ,„HepMaHCbKO-OcTpo3bKnn”.
ripe3udenm yKpaittit BiKtnop KJmettKO
m. Khib, 11 rpyflHH 2009 poKy No 1039/2009
U/ołanie j U/ołynia nt 6 (9l) J/litojiad.-fiftiid.fień 2009 t. itt. //
Wierzyć w Chrystusa
ODWAGA W MYŚLENIU
Przeciw „półinteligentom "
Istnieje typ człowieka, który już nie potrafi się dziwić, zachwycać, odkrywać, zdobywać, który „wszystko dobrze wie".
Na każdą sprawę ma wyrobiony pogląd.
I to nieodwracalny, jedyny. Wszystkich, którzy mają inne zdanie, uważa za dur
niów, nie znających się na rzeczy. A zda
nie, którym żongluje, sam gdzieś wyczy
tał albo usłyszał.
„Malarstwo? - Tylko takie jak np. Ma
tejki. Inne jest bzdurą. To ma być obraz, który można powiesić do góry nogami albo bokiem, bo wszystko jedno? Współ
cześni malarze to pacykarze. Po prostu nie umieją malować tak, jak trzeba". I jeszcze opowie dowcip: „Czy wiesz, że jeden ob
raz, który otrzymał na pewnej wystawie nagrodę, został w ten sposób wymalowany, że krowie doczepiono do ogona pędzel, a ona machając nim zamalowała w rozma
ite plamy cale płótno? I ten obraz otrzy
mał pierwszą nagrodę".
„Muzyka to Moniuszko, Chopin, Schu
bert, Mozart, Strauss. Rozumiem, coś się dzieje. Jest melodia. Słucha się. Można śpiewać, nucić, gwizdać. Podobnie jak muzyka taneczna. A tzw. muzyka nowocze
sna? Czyż można to w ogóle nazwać mu
zyką? Przecież tam nie ma melodii".
„Poezja? To «Pan Tadeusz», Słowacki.
Może nawet być Wyspiański — choć ten słabszy. Jest jakiś rym, jakiś rytm, po pro
stu wiersze. A to co? Bez rymu, bez rytmu, nawet bez znaków pisarskich i bez wiel
kich liter. Chaotycznie zestawione wyrazy.
Plakat wystawy „Artyści tarmnowscy”
Nic człowiek nie rozumie. Robią z ciebie błazna, a ty im wierzysz".
„Albo rzeźba. Tam 'przynajmniej czło
wiek widzi, że to koń i to potężny koń, siedzi na nim Sobieski, można go poznać choćby po wąsach. A tu - przestrzenne bryły z drutów, a w nich zakrzywiony ka
wałek drutu kolczastego. To jest pomnik ofiar obozu koncentracyjnego?"
W tym miejscu dostatecznie zirytowa
ny przerywasz mi oświadczając: wprost przeciwnie, ja właśnie jestem za tym no
wym nurtem w sztuce, a przeciwko stare
mu.
Wyobraź sobie, że o to mi chodzi, że
byś nie był ani przeciwko staremu, ani przeciwko nowemu, ale żebyś był zawsze
itr. !2 Jłiitopad-(yru.d.-p.ań 2009 r. Wołanie j Wołynia nr 6(9,)
za sztuką, niezależnie od tego, czy jest stara, czy nowa. Chodzi mi o to, żebyś był otwarty na wszystko piękne, a nie zamknął się w jakimkolwiek getcie nieza
leżnie od tego, czy stare, czy nowe. A do tego jest konieczna postawa pokory. Mu
sisz się zgodzić, że bardzo wielu rzeczy nie rozumiesz. Po prostu dlatego, że jesz
cze nie nauczyłeś się. Ale chciej rozumieć.
Chciej się nauczyć. Początkowo będziesz się zachowywał jak ów chłopiec, który na koncercie symfonicznym szepnął wska
zując na grających skrzypków: „Tatusiu, jak ci panowie przerżną te pudełeczka, to pójdziemy do domu?" Ale wreszcie zrozumiesz. Pamiętaj, że utwory muzyki poważnej (jak zresztą i klasycznego jaz
zu) wymagają szeregu przesłuchań. Za pierwszym razem nie potrafisz uchwycić piękna. To samo z wierszem. Podobnie z malarstwem i rzeźbą.
Prócz tego musisz znaleźć podejście do dzieł sztuki. Inne do nowoczesnych, inne do dawnych. 1 tak np. nowoczesny obraz nic nie opowiada. To nie opis bitwy pod Grunwaldem, tylko zestaw kolorów, płaszczyzn, który ma dać przeżycie este
tyczne zupełnie swoistego rodzaju. Muzy
ka nowoczesna również nic nie „opowia
da”,, nie ma melodii, jak np. u Chopina, a tylko zestaw dźwięków, który daje znowu przeżycie swojego rodzaju.
A wciąż - nie tylko na początku two
jej drogi - potrzebne ci jest oparcie na autorytetach. Ono musi ci towarzyszyć zawsze, dlatego że - jak w każdej epoce, tak i obecnie - jest dużo słabych rzeczy.
Są wnętrza wymalowane „na kolorowo”
przez ludzi, którzy pojęcia nie mają o pro
stym zestawieniu kolorów. Są obrzydliwe rzeźby i pokraczne budowle, brzydkie melodie, straszne wiersze, głupie sztuki teatralne, kiepskie filmy. I te wszystkie
„dzieła” bardzo często zasłaniają swoją słabość szyldem sztuki. Nie stać cię na to: nie masz tyle czasu ani energii, aby się przepychać przez ten gąszcz. Dlatego weź sobie za przewodnika dobrych recen
zentów, specjalistów. To nie znaczy, że musisz się zgadzać z ich opiniami. Nie
jeden raz okaże się, że będziesz miał inne zdanie niż oni. Ale niewątpliwie zaosz
czędzisz sobie czasu i rozczarowań i na
uczysz się wiele.
(cdn.)
ks. Mieczysław Maliński
U/ołanie j U/ołynia nt W JłiitojQad-/f’w.clyeń 2009 t. itt. !3
U nas na Wołyniu
„ZOSTAŁO NAS JUŻ TU NIEWIELU”
Tomasz Gawłocki z Biłotyna
Pan Tomasz Gawłocki to jeden z ostat
nich Polaków mieszkających w Biłotynie, niegdyś polskiej wsi leżącej za Horyniem przy trakcie z Ostroga do Zasławia.
Nocował w niej król Stanisław August i Tadeusz Kościuszko. Aż do trzydzie
stych lat minionego wieku miała polski charakter. W wyniku sowieckich wywó
zek zaczęła się kurczyć.
- Zostało nas już tu niewielu, zaled
wie kilkanaście rodzin, w sumie jakieś 50 osób - mówi liczący 85 lat lider tutejszej polskiej społeczności, Tomasz Gawłocki.
- Młodzi wyjechali, zostali sami starzy, dożywający swych dni.
Dziad pana Tomasza, Józef pochodzą
cy ze wsi spod Krakowa osiedlił się tutaj w końcu XIX w., ożenił się i wraz z babcią Bronisławą założył stopniowo powiększa
jące się gospodarstwo. Było już całkiem spore, gdy władzę na Ukrainie ostatecznie zdobyli bolszewicy. Początkowo dawali sobie radę. Wydawało się im, że w So
wietach da się żyć. We wsi uruchomiono nawet polską szkołę.
- Chodziłem do niej tylko przez dwa lata, ale na tyle się nauczyłem języka pol
skiego, że po dziś dzień potrafię czytać polskie książki - wspomina pan Tomasz. - języka przodków uczyli mnie oczywiście również dziadkowie i rodzice, ale szkoła miała wpływ decydujący.
Eksperyment mający na celu pozyska
nie Polaków szybko się jednak skończył.
Złudzenia Polaków w Biłotynie szybko się rozwiały. Najpierw zaczęła się agita
cja za kołchozami, później przymusowa kolektywizacja i wreszcie wywózki do Kazachstanu.
AU
Tomasz Gawłocki - Mojego ojca zostawiono początkowo w spokoju, ale w 1937 r. został areszto wany - wspomina Tomasz. - Zabrano go w nocy i nigdy go już nie widziałem. Po dziś dzień nie wiemy, co się z nim stało i gdzie znajduje się jego mogiła. Na front nie poszedłem, byłem za młody do armii Niemcy wywieźli mnie na roboty. Dzię ki temu pewnie przeżyłem. Pracowałem w gospodarstwie rolnym u bauera. Nie było mi u niego źle. On sam śmiał się, że powinienem mu dziękować, bo gdybym poszedł na front, albo został w domu, to moje szanse na przeżycie byłyby o wie le mniejsze. Po zakończeniu działań wo jennych wróciłem w rodzinne strony. Nie miałem zresztą wielkiego wyboru. Już w Niemczech zmobilizowano mnie do Armii Czerwonej. Dowódcy tłumaczyli mi, że potrzebują nowych żołnierzy na wojnę z Japonią. W walkach na Dalekim Wschodzie nie zdążyłem jednak wziąć udziału. Atomowe bomby zrzucone przez Amerykanów skróciły wojnę. Japończycy skapitulowali. Wróciłem więc tutaj, do kołchozu. Ożeniłem się z Leontyną, żyją
itZ. 14 J^iitopad.-ćflu.clyeń 2009 t. Wołanie j Wołynia nt 6(9!) cą po dziś dzień, z którą dochowałem się
dwóch dorodnych synów. Wraz z nią aż do emerytury pracowaliśmy w kołchozie.
Osiemnaście lat temu poszedłem na za
służony odpoczynek. Synowie rozjecha
li się po świecie. Jeden z synów pracuje na kierowniczym stanowisku w węźle kolejowym miasta Czop na Zakarpaciu.
Drugi stoi na czele urzędu zatrudnienia w Twerze niedaleko Moskwy. Raz w roku synowie z rodzinami nas odwiedzają... Są porządnymi ludźmi. Mówią nawet trochę po polsku.
W Bilotynie nie ma już sklepu, z braku uczniów ma zostać zlikwidowana w tym roku szkoła. „Łączność” ze światem za
pewnia mu dojeżdżający raz w tygodniu autobus. Nie dociera on jednak z pobli
skiego Netiszyna, ale Zasławia, do któ
rego ze wsi wiedzie trochę lepsza, choć też polna droga. Kołchoz już dawno prze
stał we wsi istnieć i dziś nikt nie pamięta, czyje imię nosił. Jego ziemię usiłowało obrabiać gospodarstwo pomocnicze przy zakładzie karnym w Zasławiu, ale gdy to zbankrutowało, legła odłogiem. Zarosła buranem, tak jak praktycznie wszystkie tutejsze gospodarstwa.
Opieką duszpasterską Polaków z Bi
ło tyna jako pierwszy objął ks. Antoni An- druszczyszyn, dojeżdżający ze Sławuty.
Później przez pewien czas czynił to ks.
Witold J. Kowalów z Ostroga i jego wi
kariusz ks. Andrzej Ścisłowicz, a także ks.
Krzysztof Krawczak z Zasławia.
Następnie dojeżdżał do nas ks. To
masz Cieniuch z Nietiszyna. We wsi nie było kaplicy, Polacy z Biłotyna zbierali się na nabożeństwa w domu państwa Kaź- mierczaków.
- Obecnie nikt do nas z Mszą św. nie przyjeżdża - ubolewa pan Tomasz. - For
malnie należymy do parafii w Zasławiu, ale jej obecny proboszcz uznał, że nie warto do nas staruchów dojeżdżać. Robi to tylko jak ktoś umrze. Regularnie przy
jeżdża tylko dwa razy do roku na święta, żeby odprawić Mszę św. na cmentarzu.
Gdy był jeszcze zdrowszy, pan To
masz ustawił z sąsiadami na cmentarzu
„polski krzyż” ze stosownym napisem.
Gdy umrze, będzie przypominał o pol
skiej historii Biłotyna. Przynajmniej do czasu aż ktoś go nie przewróci.
Marek A. Koprowski Kot. Ludmiła Poliszczuk
„Krzyż polski” na cmentarzu w Bilotynie
U/ołtznie j łd/olynlcz nt 6 (9l) JhitofQnJ.-(^zu.J.yeń 2009 l. itr. !5
Bioetyka
NAPROTECHNOLOGIA Jeśli nie in vitro - to co?
Proponujemy Waszej uwadze artykuł specjalisty w gałęzi ginekologii i aku- szerstwa dra Macieja Barczentewicza nt.
naprotechnologii, jako sposobie leczenia bezpłodności zgodnie z nauką Kościoła.
Przewodniczący Fundacji Instytut Lecze
nia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II jest także członkiem Komisji ds.
Bioetyki Konferencji Episkopatu Polski (Red.).
Wobec przetaczających się (od około roku) przez wszystkie polskie media dys
kusji na temat legalizacji procedur zapłod
nienia na szkle oraz możliwości refundacji tychże z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia zainteresowanie społeczeństwa, a pewnie i świadomość wagi tych pro
blemów, na pewno wzrosła. Stanowisko Kościoła Katolickiego w tych kwestiach z zakresu bioetyki pozostaje jasne. Wy
powiadane przez papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI oraz wielu Biskupów, a potwierdzone po raz kolejny, w ogłoszo
nym w grudniu 2008 r. dokumencie Kon
gregacji Nauki Wiary: „Instrukcja «Di- gnitas Personae» dotycząca niektórych problemów bioetycznych". Kościół bro
niąc godności osób, godności małżeństwa, godności poczętego dziecka, integralności aktu małżeńskiego jako jedynego właści
wego miejsca dla poczęcia życia ludzkie
go, wreszcie życia ludzkiego jako takiego (wobec aborcyjnego charakteru praktyk związanych ze wspomaganym sztucznie rozrodem) sprzeciwia się kategorycznie
„wszelkim technikom sztucznego zapłod
nienia heterologicznego oraz technikom sztucznego zapłodnienia homologicznego,
zastępującym akt małżeński" [„Dignitas Personae”, 12].
Małżeństwa dotknięte problemem ob
niżonej płodności pytają zatem: co w za
mian? Czy sztuczna inseminacja i metody
„in vitro” są jedyną odpowiedzią na sytu
ację kiedy pragnienie potomstwa krzyżu
je się z niemożnością przekazania życia?
Dzisiejszy „mainstream” [główny nurt]
medyczny, ustami profesorów - twórców dzieci z probówki i właścicieli laboratoryj
nych fabryk dzieci (tzw. klinik „in vitro”) chce nam wmówić, że tak właśnie jest.
Neguje tym samym dorobek medycyny w zakresie leczenia problemów z płodno
ścią małżeńską sprzed 1978 r., w którym to doprowadzono do urodzenia pierw
szego dziecka, spośród bardzo wielu już wcześniej poczętych w „probówce”. Tym
czasem jeśli porównamy wyniki leczenia niepłodności w konkretnych jednostkach chorobowych z przed 50 lat i dzisiaj, oka
zuje się, że na przykład: przy klasycznym chirurgicznym leczeniu endometriozy (w latach 50. XX wieku) szansa na uzyskanie urodzenia dziecka była około 50% - dzi
siaj in vitro przy endometriozie daje 27
% szans, leczenie chirurgiczne zespołu policystycznych jajników (badanie z roku 1981) dawało szanse 55-77% leczonych dzisiaj in vitro 21-27%. Wbrew ciągłemu ogłaszaniu „sukcesów medycyny repro
dukcyjnej" wyniki leczenia są gorsze niż przed laty. Dlaczego?
Klasyczne postępowanie lekarskie to najpierw poznanie przyczyny, rozpozna
nie choroby, a później leczenie - zależ
nie od rozpoznania. Komitety ekspertów towarzystw ginekologicznych mówią
iti. !6 Jłlitojac.J.-^fludyań 2009 z. U/ołanie j U/ołynia nz 6(9!) natomiast coś zupełnie innego: diagno
styka przyczyny obniżonej płodności małżeńskiej (która musi trwać prze kilka miesięcy, czasem nawet do roku czasu, ze względu na fizjologiczny cykl kobiety, na konieczność stopniowego odkrywania mechanizmów fizjologii danej kobiety, sprawdzenia prawidłowości struktur ana
tomicznych i równoległych badań stanu zdrowia mężczyzny) jest „marnowaniem czasu reprodukcyjnego” i „małżeństwom cierpiącym z powodu bezdzietności nale
ży jak najszybciej zaproponować najno
wocześniejsze i najskuteczniejsze sposoby postępowania czyli najpierw inseminacje, a wkrótce po ich niepowodzeniu (spodzie
wanym, ponieważ skuteczność insemina
cji jest bardzo niska) kolejne procedury wspomaganego rozrodu: in vitro, ICS1, i wszystkie inne coraz bardziej wysublimo
wane sposoby obejścia problemu” (bez rozpoznania przyczyny). Mając w pamię
ci przytoczone powyżej fakty dotyczące skuteczności proponowanych metod na
leży zapytać dlaczego nie rozpoznawać i nie leczyć przyczyny? Czy odpowiedź stanowi: większa uciążliwość (dla leka
rza) rzetelnego postępowania lekarskiego i znacznie mniejsza jego dochodowość?
Nie jest to tylko problem specyficznie polski, na całym świecie odchodzi się od klasycznych metod diagnostycznych i terapeutycznych, neguje się wartość np.
leczenia urologicznego i andrologicznego w niepłodności męskiej, żeby jak najszyb
ciej i jak najwięcej pacjentów skierować do in „vitro”.
Lekarze, którzy chcą rozpoznawać i leczyć należą na pewno do mniejszości w środowiskach zajmujących się proble
mem obniżonej płodności małżeństw. Ale to właśnie do nich skierował swój apel za
warty w encyklice „Humanae Vitae” pa
pież Paweł VI w 1968 roku. W numerze 24 tej encykliki pisze „Pragniemy teraz zwrócić się ze słowami zachęty do ludzi
nauki, którzy wiele mogą oddać usług do
bru małżeństwa i rodziny oraz spokojowi sumień, jeśli przez wspólny wkład swych badań będą się gorliwie starać wszech
stronnie wyjaśnić różne warunki sprzy
jające właściwemu regulowaniu ludzkiej rozrodczości. (...) W ten sposób ludzie nauki, a w szczególności uczeni katoliccy, wykażą ze swej strony, iż rzeczy mają się tak, jak Kościół naucza, że mianowicie nie może być rzeczywistej sprzeczności między boskimi prawami dotyczącymi z jednej strony przekazywania życia, a z drugiej pielęgnowania prawdziwej miło
ści małżeńskiej”.
Jednym z tych, którzy na to wezwa
nie odpowiedzieli poświęcając cały swój czas i energię szukaniu tego wyjaśnienia i godnych człowieka sposobów leczenia problemów dotyczących sfery ludzkiej płodności byl profesor Thomas Hilgers pracujący najpierw na jezuickim Uniwer
sytecie Creightona, a później w Instytu
cie Papieża Pawła VI w Omaha w stanie Nebraska w USA. Stworzył on wraz ze swoim zespołem współpracowników, bio- rąc za podstawę metodę owulacyjną Joh
na i Evelynn Billingsów, najpierw model Creightona, model zintegrowanej „troski o płodność” (Creighton Model Fertility Care System - popularną w Ameryce me
todę naturalnego planowania rodziny), a na jego bazie - NaProTechnology - nową dziedzinę wiedzy ginekologicznej, któ
ra w sposób kompleksowy i nowatorski traktuję sprawę płodności i niepłodności kobiety. Wykorzystuje ona dotychczaso
we zdobycze wiedzy ginekologicznej, en
dokrynologicznej oraz zabiegi operacyjne dotychczas znane, a niekiedy nawet za
rzucone przez ginekologów, jej nowator
stwo natomiast polega na ich połączeniu i powstaniu wystandaryzowanego modelu wnikliwej obserwacji, analizy danych i wnioskowania oraz na rewolucyjnie po
traktowanym leczeniu zabiegowym. W
IMdanie y U/cdynia nz 6(9,)
2004 r. Instytut Pawła VI opublikował podręcznik profesora Hilgersa „NaPro- Technology - Praktyka chirurgiczna i medyczna" gdzie zebrano dotychczasowe wyniki badań i rezultaty leczenia w wielu schorzeniach ginekologicznych, nie tylko w niepłodności.
NaProTechnology - Natural Procre- ative Technology. Technologia Naturalnej Prokreacji, po polsku najczęściej używa się słowa naprotechnologia, zyskało już prawo obecności w mediach katolickich, a nawet Gazeta Wyborcza kilka razy po
święciła jej miejsce na swoich łamach.
Czym jest NaProTechnology, jaka jest istotna różnica wobec dotychczasowych metod postępowania, dlaczego stanowi to postęp? Podstawowym narzędziem Naprotechnology jest Creighton Model FertilityCare™ System (CrMS). System ten polega na standaryzowanej obser
wacji biomarkerów - objawów których naturalne występowanie jest objawem zdrowia kobiety i jej płodności. To wła
śnie umiejętne rozpoznanie biomarkerów pozwala parze na używanie tego systemu do uzyskania lub do uniknięcia poczęcia.
Jeżeli występują zaburzenia zdrowia gine
kologicznego, to obserwowane zmiany w biomarkerach informują o tym kobietę.
Podstawą NaProTechnology jest więc pogłębione badanie podmiotowe, uzysku
jemy od pary małżeńskiej informacje do
tyczące przebiegu cyklu kobiety, których w żaden inny, niż obserwacje Creighton Model FertilityCare System, sposób po
zyskać nie można. Stanowi to przełom w możliwościach diagnostycznych również w zakresie badań przedmiotowych (czyli badania lekarskiego fizykalnego i badań dodatkowych: obrazowych i laborato
ryjnych), ponieważ czas ich wykonania można dokładnie dopasować do fizjolo
gicznego cyklu kobiety, co daje lekarzowi nieporównywalnie większe możliwości
Jliitoyiad.-P)zu.d.^ień 2009 Z. itz. n rozpoznawania przyczyn niepłodności i innych schorzeń kobiecych niż w trady
cyjny sposób. Możliwości te wynikają właśnie z podmiotowego traktowania pary małżeńskiej zgłaszającej się do leczenia.
To małżeństwo ma stać się „ekspertem”
od własnej płodności, poznać swój wła
sny rytm biologiczny, jego zaburzenia i przyczyny tych zaburzeń, aby umożliwić wspólną z lekarzem i instruktorem pracę.
Po mniej więcej 3 miesiącach pracy z instruktorem CrMS, małżeństwa trafiają do lekarza, który interpretując dane za
warte w kartach obserwacji i wszystkie inne wcześniejsze wyniki badań dodat
kowych jakie para przynosi ze sobą, po badaniu lekarskim, zleca kolejne, ściśle dopasowane do indywidualnego cyklu danej kobiety badania. Około 3-5 miesię
cy trwa druga faza diagnostyki. Zawiera ona również (jeśli to konieczne) procedu
ry związane z zabiegami chirurgicznymi takimi jak hsg, hysteroskopia, laparosko
pia - które jednocześnie są elementem leczenia. Po postawieniu rozpoznania przyczyny niepłodności podaje się lecze
nie farmakologiczne, hormonalne, rów
nież ściśle dopasowane do warunków indywidualnych. Jeśli występują niepra
widłowości w badaniach męża, podajemy również leki mężowi. Tak więc po ok. 6-8 mieś, powinniśmy dojść do sytuacji pra
widłowych cykli miesięcznych, prawidło
wej anatomii (drożność jajowodów, brak zrostów, wyleczone ewentualne ogniska endometriozy itd.) i w następnym etapie ciągle monitorując prawidłowość badań hormonalnych oczekujemy na poczęcie.
Zalecamy akty małżeńskie w „okienku płodności”, które otwiera się poprzez obecność prawidłowej wydzieliny ślu
zowej szyjki macicy i czekamy ok. 12 miesięcy. Cały proces diagnostyczno leczniczy przewidziany jest na 18-24 mie
sięcy. Jest to czas, w którym większość
itc. 18 JJiitoptacL-ćfZu.cdyeń 2009 t.
małżeństw powinno uzyskać oczekiwany rezultat. Jeśli nie, mamy świadomość , że zrobiliśmy to co było możliwe i moralnie dopuszczalne aby pomóc małżeństwu.
Dla tych małżeństw, które czują do tego powołanie, może to być wskazówka aby myśleć o adopcji.
NaProTechnology zakłada zupełnie odmienne niż Techniki Wspomaganego Rozrodu (skrót angielski: ART) podej
ście filozoficzne do leczenia pacjentów z niepłodnością. NaProTechnology wi
dzi dziecko jako dar, w przeciwieństwie do uznawania prawa do dziecka, tak jak stwierdza to instrukcja Donum Vitae:
„prawdziwe i właściwe prawo do dziecka sprzeciwiałoby się jego godności i natu
rze. Dziecko nie jest jakąś rzeczą, która nałeżałaby się małżonkom i nie może być uważane za przedmiot posiadania. Jest raczej darem, i to «największym», naj
bardziej darmowym małżeństwa, żywym świadectwem wzajemnego oddania się jego rodziców...”
Jeśli chodzi o skuteczność NaProTech
nology, to możemy posłużyć się najnow
szą pracą, z wrześniowego (2008) numeru Journal of the American Board of Fami
ly Medicine: Outcomes From Treatment of Infertility With Natural Procreative Technology in an Irish General Practice;
Joseph B. Stanford, MD,MSPH, Tracey A. Parnell, MD and Phil C. Boyle, MB. W badaniu z Irlandii, z Praktyki lekarza ro
dzinnego w Galway, w latach 1998-2002 zgłosiło sie 1239 par małżeńskich z po
wodu niepłodności. Średni wiek kobiet to 35,8 lat, średnia długość trwania niepłod
ności 5,6 roku. 33% par wcześniej było leczonych ART. Wskaźnik ciąż wyniósł 52%. Udało się w tym czasie pomóc około 140 małżeństw po niepowodzeniach ART, czyli technik wspomaganego rozrodu „in vitro”.
Jeszcze lepsze wyniki dokumentuje w swoich pracach profesor Hilgers praw
U/ołanie j łd/oł^nia zit 6 (9ł) dopodobnie dlatego, że ma lepsze niż w Irlandii możliwości leczenia chirurgicz
nego. Badania opublikowane zostały w 2004 r., w podręczniku „The Medical &
Surgical Practice of NaProTechnology”.
Skumulowane wyniki, wskaźnik ciąż po leczeniu z powodu niepłodności, NaPro
Technology, w przedziałach czasowych pokazują że:
1) do 12 miesięcy - uzyskano 44% ciąż 2) do 24 miesięcy uzyskano 62% ciąż, 3) w 48 miesięcy od rozpoczęcia leczenia 71% ciąż.
Zależnie od przyczyny niepłodności (niedrożność jajowodów, endometrioza, zespół policystycznych jajników, brak owulacji), wieku pacjentów oraz czasu leczenia (do 72 msc) NaProTechnology pomogła w uzyskaniu poczęcia i urodze
nia dzieci od 40 do 80 procent zgłasza
jących się małżeństw. NaProTechnology pomaga również tam gdzie przyczyną niepłodności jest czynnik męski. Są oczy
wiście sytuacje kiedy pomoc jest niemoż
liwa np.: przyczyny genetyczne, niektóre wady wrodzone narządu rodnego, brak jajowodów lub ich niemożliwa do korek
cji chirurgicznej niedrożność, całkowi
ty brak plemników w ejakulacie. Wiele małżeństw (77%) spośród tych, które nie urodziły dzieci w wyniku leczenia zdecy
dowało się na adopcję.
Korzyścią dla pary małżeńskiej jest pełna świadomość zdrowia ginekolo
gicznego i rozrodczego poprzez ciągłe jego monitorowanie, pogłębienie relacji poprzez lepsze zrozumienie siebie. Na
ProTechnology daje wielu małżeństwom nadzieję na godziwe, skuteczne leczenie zaburzeń organicznych u podstaw ich bezpłodności przy poszanowaniu dla ich intymności i prawdziwego języka miłości.
Lekarze chcący się specjalizować w tej nowej dziedzinie odbywali dotąd szko
lenia w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej i w Irlandii. Pierwsze szkolenie
lVoła.. • f watym. 6(9!) Jhitaf7aJ-QzuJyen 2009 z. itz. !9 w Polsce rozpoczęło się na przełomie li
stopada i grudnia 2008 r. w Lublinie, zor
ganizowane przez Fundację Instytut Le
czenia Niepłodności Małżeńskiej (www.
leczenie-nieplodnosci.pl) we współpracy z Pope Paul VI łnstitute z Omaha oraz The Women’s Wellness and FertilityCa- re™ Centre z Toronto / Canada i trwa nadal jako 13 miesięczne studia podyplo
mowe dla instruktorów Creighton Model Fertility Care System oraz 6 miesięczne szkolenie dla lekarzy. NaProTechnology umożliwia zaangażowanie w profilaktykę i leczenie w zakresie niepłodności nie tyl
ko ginekologom ale również lekarzom ro
dzinnym. Wprowadza nową kategorię in
struktorów współpracujących z lekarzem i pacjentami (Fertility Care Practitioners) w celu jak najpełniejszego wykorzystania danych z obserwacji cyklu i biomarkerów.
Wprowadzenie NaProTechnology do Polski może w znaczący sposób poprawić wyniki diagnostyki i leczenia niepłod
ności i innych schorzeń w zakresie gine
kologii i położnictwa oraz umożliwić jej
dalszy rozwój z perspektywą otwarcia na kraje sąsiednie.
Maciej Barczentewicz
[„Obecni” nr 1 (19) z 2009 r„ s. 77-83.]
P.S. Wcześniej małżeństwa z Ukrainy udawały się do różnych miast w Polsce w celu spotkania z instruktorem. Obecnie możliwość taka istnieje na Ukrainie, w miastach obwodowych Równe i Winnica, o ile w listopadzie 2009 r. w Irlandii roz
poczęli pierwszy rok nauki instruktorzy z Irlandii. W celu otrzymania więcej infor
macji nt. Naprotechnologii na Ukrainie można skontaktować się z:
ks. Grzegorz Draus- + 380 975 170 642, +380 931 300 467, draus@ukr.net
lub bezpośrednio z instruktorami:
Oksana Furman - + 380 676 060 628, ofurman@meta.ua (m. BiHHnua),
Władlena Onoprijczuk - vladlena.ono- priychuk@gmail.com (m. Punie).
+ 380 968 288 469
Autor z dziećmi w pierwszym rzędzie od lewej: Barbara, Ewa, Jadwiga Teresa, żona Iwona, Maciej Barczentewicz, Joanna Paulina, Iwona;
drugi rząd z lewej: Mikołaj, Jakub, Filip, Maria, Magdalena
itr. 20 Jłiitopad-(jru.d.yeń 2009 t. Wołanie y Wołynia nt 6
Do 60. leeia śmierci bpa Adolfa Piotra Szelążka
PAMIĘĆ O NIM JEST TRWAŁA
Z okazji zbliżającej się 60. rocznicy śmierci ordynariusza diecezji łuckiej ks.
biskupa dra Adolfa Piotra Szelążka - 9 lu
tego 1950 / 2010 r. - poniżej publikujemy przemówienie na nabożeństwie żałobnym z okazji 20. rocznicy śmierci, które zo
stało odprawione w kościele św. Jakuba w Toruniu w dniu 9 lutego 1970 roku. To przemówienie i inne materiały o bpie A.P.
Szelążku przekazał dla „Wołania z Woły
nia” śp. dr Henryk Dąbkowski. (Red.) Wielce Czcigodni Bracia Kapłani, Wielebne Siostry Zakonne, Wiemy Ludu Boży,
Dwadzieścia lat temu na tym katafal
ku spoczęła nie pusta symboliczna trumna, jak obecnie, ale ciężka, majestatyczna....
Ciężka nie ze względu na wagę drze
wa dębowego, ale na jej cenną zawartość.
Kryła bowiem w sobie śmiertelne ciało ś. p. Ks. Biskupa Adolfa Piotra Szelążka, ostatniego Ordynariusza Diecezji Łuckiej.
Ciężka tym bardziej, że jednocześnie za
mykała w sobie łzy i ból tych, co Go znali, cenili i kochali, a dla których był Paste
rzem, Opiekunem i Ojcem.
My - synowie Zmarłego Biskupa i świadkowie Jego życia i pracy byliśmy w pełni świadomi, kogo straciliśmy i kogo pożegnaliśmy na zawsze. Tylko wspo
mnę i to w wielkim skrócie o dokonanych dziełach. Przez 13 lat rozbudowywał kre
sową diecezję: budował kościoły, tworzył nowe parafie, odbywał częste wizytacje pasterskie, troszczył się o wykształcenie kleru, ojcowską opieką otaczał instytucje kościelne, a w roku 1927 zwołał Synod Diecezjalny, uchwały którego stały się źródłem odnowienia życia religijnego w
diecezji. Miał tę szlachetną ambicję, aby Diecezja Łucka, chociaż kresowa i uboga, w niczym nie ustępowała innym.
Wybuchła wojna, pozostał na miejscu.
I gdyby nie uwięzienie nie opuściłby die
cezji. Po uwolnieniu z więzienia skorzy
stał z gościnności J.E. Ks. Biskupa Wron
ki, który zaofiarował Mu na rezydencję Zamek w Bierzgłowie. Odwiedzaliśmy Go tam często, troszczyliśmy się o Jego potrzeby życiowe. Żył ciągłą nadzieją powrotu do ukochanej diecezji. Przeżył chwile tragiczne, gdy na skutek politycz
nej sytuacji stało się pewnym, że do diece
zji nie wróci. I tutaj w Zamku zakończył swój pracowity i świątobliwy żywot 9 lu
tego 1950 roku.
Nabożeństwo żałobne odprawił i mowę wygłosił J.E. Ks. Prymas Stefan Wyszyński. Obecnych było kilku Bisku
Jłiitopad-ćfUicłyań 2009 z. itz. 2!
U/ołanie j U/ołynia nz 6f9/)
pów oraz liczne grono Kapłanów. Trumnę ze śmiertelnymi szczątkami umieszczono w podziemiach tutejszego kościoła pod prezbiterium, a w kilka lat później poło
żono granitową płytę z odpowiednim na
pisem.
*
* *
Dzień pogrzebu naszego Pasterza był dla nas, Jego kapłanów i współpracow
ników, podwójną żałobą. To „Reąuiem”
nad trumną ostatniego Biskupa Łuckie
go jednocześnie było bolesnym Reąuiem nad Diecezją Łucką. Faktycznie Diecezja ta przestała istnieć w swoim Biskupie, w swoich kościołach, w swoim życiu kato
lickim, w swoim Ludzie Bożym. „Spusto
szeniem spustoszona jest ziemia".
Jeżeli nie umarła, to pozostaje w cią
głej agonii w osobie rokrocznie pomniej
szającej się gromadki kapłanów diece
zjalnych, rozproszonych po diecezjach całej Polski. Przybywają coraz to świeże mogiły. Przeżywamy te bolesne chwile, gdy w każdą rocznicę śmierci gromadzi
my się przy grobie naszego Pasterza. Tym tragiczniej odczuwamy swoją sytuację, że odchodząc z tego świata nie pozostawia
my po sobie następców, dziedziców, któ
rzy by z naszych rąk przyjęli imię, historię tradycje naszej diecezji. Powtarza się tra
gedia wymierającej bezdzietnej rodziny.
Brak sukcesji. Gdy ostatni z nas spocznie w grobie, to nie będzie komu nas wspo
minać i za dusze nasze modlić. Imiona i nazwiska nasze staną się obce nieznane i zapomniane. Najwyżej we wspólnotach zakonnych, o czym później wspomnę, pa
mięć o nas zachowa się dłużej. Niewesoła to perspektywa...
Pomimo nieodwracalnego stanu rze
czy czyż mamy stąd odejść w pogłębio
nym smutku i beznadziejności? Z pochy
lonym czołem i ze ściśniętym sercem?
- Czyż nie mieliśmy jasnych i miłych
chwil i ważnych wydarzeń w naszych długoletnich stosunkach ze zmarłym Pa
sterzem? - Pamięć o nich jest trwała...
Wspomnijmy o nich ku chwale naszego Pasterza i ku naszemu ożywieniu. W my
ślach przynajmniej poobcujemy z Nim, jak za dawnych czasów.
Proszę wybaczyć, że od siebie roz- pocznę. Na początku swej drogi do kapłań
stwa, a było to w roku 1908, spotkałem zmarłego Biskupa, jako Rektora Semina
rium Duchownego w Płocku. Przez sześć lat pobytu w tym Seminarium był moim Rektorem i Profesorem Prawa Kanonicz
nego. Z urzędu swego przedstawiał mnie do święceń i wydawał o mnie świadectwo, że jestem przygotowany i godny święceń, począwszy od tonsury aż do presbiteratu.
W dniu tonsury przyjmowałem Sakra
ment] Bierzmowania. Świadkiem był wła
śnie Ks. Rektor. Dziś jeszcze czuję Jego ojcowską dłoń, która spoczęła na moim ramieniu. Po wielu latach w zmienionych warunkach, gdy Biskup Szelążek został Ordynariuszem diecezji Łuckiej, a ja w nieoczekiwany sposób stałem się Jego poddanym, to ileż nowych dobrodziejstw doznałem ze strony swego Biskupa.
Pierwsze godności kościelne, pierwsze wysokie stanowisko,Rektora Seminarium - to Jemu zawdzięczam. Gdy o tym cza
sami rozmyślam, to obok żywego uczucia wdzięczności budzi się zrozumienie i oce
na wartości, wynikających z długoletnie
go obcowania z moim Pasterzem. Może ostatecznym rezultatem tych długotrwa
łych stosunków, połączonych z uległym
itz. 22 J/iitof2ad.-(^zu.(iyeń 2009 z. U/ołanie j U/ołynia nz 6 (9t)
przyjmowaniem wpływów wychowaw
czych bogatych w autorytet, pouczenie i własny przykład mego Pasterza, jest prawda w moim życiu zawarta w słowach Ps. 91: „Owoc wydadzą nawet w starości, pełni soków i zawsze żywotni”.
A Wy, Fratres Carissimi, którzy je
steście nie mniej związani ze zmarłym Pasterzem, jakie macie najpogodniejsze wspomnienia? - Wyręczę Was, bo prze
cież jako Wasz Rektor byłem świadkiem tych początkowych, a później rozwijają
cych się stosunków ze swoim Biskupem przez święcenia otrzymane i pracę dusz
pasterską na parafiach. Dziś stanęliśmy tutaj, jak i w latach poprzednich, jako re
prezentanci całej grupy, aby zameldować swemu Pasterzowi o swojej o Nim pamię
ci, o dochowanej Kościołowi wierności, o nowych zdobyczach w pracy duszpaster
skiej.
Nie zapominajmy, że start do tej pracy rozpoczęliśmy w diecezji łuckiej pod wo
dzą zmarłego Biskupa. I może pod wpły
wem tego początkowego rozpędu przed laty nie brak Wam zapału i gorliwości gdziekolwiek wypadnie Wam pracować. - Wspomnijcie jeszcze o łasce kapłaństwa, którą otrzymaliście przez ręce zmarłego Biskupa. Może, Fratres Carissimi, macie zwyczaj odmawiania modlitwy dzięk
czynnej po Mszy św. „Jesu diłectissi- me". Prosimy w niej Jezusa, aby odnowił
w nas łaskę, którą otrzymaliśmy przez włożenie rąk biskupich. Chwila obecna staje się piękną okazją do odnowienia ła
ski kapłaństwa, do przypomnienia sobie swoich święceń, o wydanym o każdym z Was świadectwie przez Waszego Rek
tora: Scio et testificor illum dignum esse ad huius onus officii... To wspomnienie powinno napełnić Was ufnością, że dobrą drogę obraliście, że łaska otrzymana nie była w Was próżna, a zarazem uczuciem wdzięczności względem zmarłego Paste
rza za powołanie Was do zaszczytnej służ
by w Kościele.
*
* *
Pod rządami Biskupa Szelążka w die
cezji Łuckiej rozwijało się i życie zakonne.
W roku przedwojennym było 7 Zgroma
dzeń Żeńskich i w 14 domach zakonnych Siostry prowadziły Zakłady Opieki Społecznej. Dwa z tych Zgromadzeń w szczególny sposób były związane z oso
bą zmarłego Biskupa. Pierwsze z nich to Zgromadzenie Sióstr św. Teresy od Dz.
Jezus. Założycielem tego Zgromadzenia był Biskup Szelążek. Był On gorliwym czcicielem św. Teresy. Powołał do życia
Wołanie Wołynia nr 6(9!) JłiitofQad.-(yrud.yeń 2009r. itr.23 nowe Zgromadzenie, aby wśród innych
celów czciło św. Teresę. Dziś Zgroma
dzenie to rozwija się, posiada swoje domy w kilku diecezjach. A Siostry, popularnie zwane Terezjankami, cieszą się opieką zza świata swego świątobliwego Założy
ciela i modlą się o Jego beatyfikację.
Drugim Zgromadzeniem, które po
wstało, pracowało i rozwijało się w die
cezji łuckiej - to Siostry Misjonarki - Be
nedyktynki. Przed trzema laty obchodziły 50 - lecie swego istnienia. Dom główny znajduje się w Kwidzynie, a placówki swoje w kilku diecezjach. Biskup Szelą
żek wydał im Dekret erekcji, czyli doku
ment na powstanie i rozwój. Jako Rząd
ca diecezji żywo interesował się życiem tego Zgromadzenia, był jego troskliwym Opiekunem. W czasie okupacji okazywał wiele serdeczności, jak również i sam do
znawał wiele usług.
Siostry jednego i drugiego Zgroma
dzenia mają wiele do zawdzięczenia zmarłemu Biskupowi. Dziś przez swoją obecność, modły, mają miłą okazję do spłacenia długu wdzięczności. Będąc związane swoim powstaniem i pracą z diecezją łucką, przyjmijcie, drogie Sio
stry, obydwóch Zgromadzeń, miły obo
wiązek pamięci i modlitwy za ostatnich Biskupów łuckich oraz za wszystkich Kapłanów, którzy albo tragicznie zginęli, albo według wyroków Bożych w jakiejś kolejności schodzą z tego świata. Spo
dziewamy się, że i po nas tu obecnych nie zabraknie modlitwy w Waszych Domach zakonnych. Jesteście instytucją wiecz
ną, w której jedno pokolenie przekazuje swoją historię, zwyczaje i zobowiązania następnym pokoleniom. Wśród tego prze
kazu niech nie zabraknie pamięci i o na
szym wspólnym Pasterzu i o sprawach z Nim związanych.
Na podstawie tych różnorodnych wspomnień widzimy, że zmarły Pasterz
jak za życia, tak i po śmierci nie jest osa
motniony. Wielu ma przyjaciół. Chciejmy i my do nich należeć przez pamięć modli
tewną.
Na zakończenie dzisiejszego nabożeń
stwa odśpiewamy, jak dotąd po łacinie, modły za zmarłych. Odśpiewamy modli
twę za zmarłego Biskupa. „Boże, który ob
darzyłeś godnością biskupią Twego Sługę ADOLFA i dałeś mu udział w kapłaństwie Apostołów, spraw, prosimy, aby został na wieki włączony do ich społeczności". Mo
dląc się za duszę zmarłych jednocześnie obejmujemy troską o zbawienie własnej duszy. Szukamy pociechy i nadziei w słowach Chrystusa, śpiewanych przy ob
rzędzie pogrzebowym: ,Jam jest zmar
twychwstanie i życie, kto wierzy we mnie, choćby i umarł, żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki".
Ożywieni prawdą o nieśmiertelności duszy naszej i pokrzepieni wiarą w jej ży
cie wieczne wśród Aniołów i Świętych, a nadto uradowani wspomnieniem jasnych chwil i wydarzeń, które na zawsze zwią
zały nas z osobą naszego Pasterza - ro
zejdziemy się w pokoju, aby dalej pielę
gnować po wytkniętych przez Opatrzność szlakach i w nieustannej pracy zbierać nowe zasługi na nagrodę wieczną. Amen.
ks. Antoni Jagłowski Augustów, luty 1970 r.