M ala W andeczka była bardzo ładna dziew czynka/m iała Jasne, Jak len, kręcące się włosy, które m atka związywała n a czub
ku głowy ogrom ną kokardą, Ale rozpieszczo
na W andeczka d ąsała się o byle co i lubiła zawsze postaw ić n a swojem. Jak tylko kto z dom owych zrobił jej uwagę, że tego lub owego ruszyć nie w o ln o ,' W andeczka nady
m ała usteczka, zam ykała oczki, trąc j@ obu rączkam i i krzywiła się do płaczu. W ygląda
ła wtedy bardzo nieładnie.
W ujaszek Leon, stu d en t uniw ersytetu, b rat m atki Wandzi, który m ieszkał razem , powiedział, że m usi koniecznie W andeczkę z tych kaprysów wyleczyć.
— Bardzo będę cl wdzięczną, kochany Leonku, rzekła m am u sia Wandzi, bo już
doprawdy nie m ogę sobie dać z nią rady.
Leon bardzo dobrze um iał rysow ać i na
poczekaniu robił w kilku pociągnięciach ołówkiem zupełnie podobne portrety» ale również z ' łatw ością wyrysowywał te sam e osoby w karykaturze, to znaczy robiąc je śm lesznem i, przy zachow aniu
podobieństwa-Pewnego razu, gdy W andeczka swoim zwyczajem zaczęła grym asić n ap ierać się»
aby dano jej do ręki nożyczki, którem l pocię
ła przed chwilą nie przeczytaną jeszcze przez tatu sia gazetę, Leon sta n ął w progu i przy
glądał się siostrzeniczce,
W andeczka zrobiła taką m inkę, jak gdy
by połknęła conajm niej szczypkę pieprzu.
Skrzywiła się, zm rużyła oczy, buzię rozciąg
nęła od ucha do uch a i bilą pięściam i w stół.
Leon, nic nie mówiąc, zbliżył się do biurka i szybko odrysow ał n a dużym arkuszu portret niegrzecznej dziewczynki, poczerń przypiął pluskiew kam i rysunek swój n a ścia
nie naprzeciwko krzesełka, na którym W an
deczka siedziała zwykle przy obiedzie. Mia
no w łaśnie podaw ać do stołu.
W andzia spojrzała z pod oka n a rysunek wujka i przeraziła się ogromnie. Poznała siebie odtrśzu, ale jakże wyglądała tu Inaczej,
_ 43 ™
niż zazwycza] w lustrz®, gdy m am u sia posa»
dziwszy |ą n a kolanach, ezesała fej wloski9 a potem związywała staran n ie ogrom ną ko
kardę. Tylko ta kokarda tak sam o sterczała na czubku głowy, ale gdzież oczki fasne I w esołe! m alutkie rozchylone trochę usteczka?
W andeczka n a portrecie m iała zaciśnię
te piąstki, wykrzywioną buzię, oczki gdzieś schow ane głęboko, tylko szparki duże widać było, a pom im o to każdy mógłby poznać odrazu, że to Jest W andeczka, tylko nie ta ład n a ! m iła dziewczynka, którą wszyscy pieszczą I chw alą, gdy Jest grzeczną, ale ja
kaś straszn a wiedźm a z Łyse) Góry.
— Ja nie chcę wujku, nie chcę, żeby to wisiało n a ścianie!...
zaw ołała W andeczka rozżalona.
— T atu ś I m am usia prosili, abym wy- rysow ał portrecik Wandeczki, w łaśnie dziś będą goście n a obiedzie — odrzekł Leon spokojnie — m uszę im zrobić tę przyjem ność,
~~ W andeczka nie zawsze taka!... szep
nęła zaw stydzona dziewczynka, to tylko bywa czasem ...
— Te w łaśnie „ czasem ” chcę pokazać naszym znajomym , którzy m yślą, że ■
Wan-- 44
deczka jest „zaw sze” grzeczna. Poco m a|ą m yśleć nie tak, Jak Jest w Istocie? odrzekł wu
jek Leon z powagą.
W andeczka sta ła Juz przy nim i wysoko podnosząc główkę, w yciągnęła ku niem u obie- rączki, m ów iąc prosząco:
— Mój wujku złoty, brylantowy, niech wujek podrze to straszydło! Już nigdy, nigdy nie będę się krzywić, ani gniewać ani n a pierać!,. I nożyczek brać nie chcę I gazety tatu sia nie ruszę, niech tylko wujek zdejmie tę brzydką W andeczkę ze ściany!...
Wujek uśm iechnął się, ale spełnić proś
bę przyrzekł tylko w połowie. Zdjął rysunek ze ściany, nie podarł jednak, lecz schow ał d© szuflady I zam knał ją n a klucz,
— Jak tylko zobaczę, albo dowiem się, że W andeczka grym asi, zaraz w ydostanę ten rysunek I przypnę n a wldocznem m iejscu, N iech wszyscy wiedzą, jak się brzydale ze złości!
Już m oja złość, wujku, poszła' na spacer I nigdy nie wróci!., m ówiła W andecz
ka bardzo pokornie spoglądając n a wujka Leona,
— A, jeżeli tak, to zgoda między nam i.
— 45
rzeki Leon, podnosząc W andecdkę wysoko i sadzając ją sobie n a ram ieniu.
Ody tak stanęli razem przed duźem lus
trem w salo n ie i W andeczka u śm iechnięta w esoło klaskała w rączki z uciechy, wujek u cało w ał ją I przyrzekł odrysow ać taką sam ą, jaką widzi przed sobą' w zwier
ciadle. Jeszcze tego sam ego dnia spełnił obietnicę.
W andeezka była odtąd tak grzeczna, że nie zaszła potrzeba wydobywania rysunku z szuflady. Nikt nie wie naw et, czy przecho*
w ał się dotąd, gdyż jest to wielka tajem ni
ca pomiędzy wujkiem i W andeczką, za wzór teraz Innym dziewczynkom staw ianą.
Ł A K O M A Z U L A
Zula wybiegła do przedpokoju w chwl- 'II, gdy posłaniec przyniósł dużą paczkę dla
m am usi,
— Co tam jest? zapytała dziewczynka ciekawie,
—- S uche konfitury, odpowiedział p o - . słanlec, kazano mi je nieść ostrożnie, żeby się cukier nie osypał,
— Władeczku, oatrz jakie sm aczne rz®« .
- 46
-czy przysłała ciocia H anka ze wsi dla m a
musi. Pisała, że wysyła przez okazję, zawo
łała Żula do swego ciotecznego łbraciszke, który odrabia! lekcje w stołowym pokoju.
M am usia ‘jeszcze nie u brana, m ożeby otwo
rzyć pudełko, żeby m am u sia nie m iała z tem kłopotu.
W tej chwili nadeszła m atka i usły
szawszy ostatnie słowa, rzekła do Zulb
— Jesteś niepopraw nie łakom ą, moje dziecko, chciałabyś spróbow ać zaraz tych owoców i udajesz,, że chcesz ml oszczędzić trudu rozw iązania paczki, to bardzo nieład
nie z twojej strony używać takich wykrętów!
M am usia zab rała pudło do swego poko
ju, a Żula szepnęła do W ładka z m inką bar
dzo zasm uconą:
— Żebyś był poprosił m am usię, toby dala do spróbow ania,
Po obiedzie m am u sia pozwoliła dzie
ciom wybrać sobie po dwa sm ażone owo»
ce z pudelka. Były tam ogrom ne gruszki jabłka, brzoskwinie, śliwki, agrest, jednem słowem dużo przysm aków do wyboru.
Zula wzięła najw iększą gruszkę I brzos
kwinię;. W ładek wybrał jabłko i śliwkę, Ma
_ 4? —
m a zam knęła zaraz pudełko I postaw iła |e w sw oim pokoju n a szafie. N astępnie wyszła do znajom ych z wizytą, polecając dzieciom, żeby się grzecznie bawiły. Żula m yśiala wciąż o tych sm acznych ow ocach, które m a m usia postaw iła n a szafie I powiedziała W ładkowi, że m usi koniecznie spróbow ać takiego sam ego jabłka i takiej śliwki jakie oń zjadł po obiedzie,
— Jutro dostaniesz — pocieszał ją Wła
dek, teraz będziem y się bawili w loteryjkę,
— Ju tro nie będę m iała czasu wybie
rać, m am u sia nie pozwoli nam yślać się dłu
go. W olałabym zobaczyć jakie owoce są na spodzie, m ów iła łakom a dziewczynka.
W ym knęła się cichaczem , gdy W ładek zeszedł do sklepu po zeszyt, przystawiła sto- liczek do roboty, a n a nim postaw iła krze»
sło I w ten sposób dostała się do pudelka, stojącego n a szafie,
—- Spróbuję każdego, żeby wiedzieć któ
ry jest najlepszy, powiedziała 2u!a I nad
gryzła kilka owoców, sądząc, że nikt tego nie zauważy. W szystkie były tak smaczne»
że wybór był bardzo trudny. Żula zajadała łapczywie jedne po drugich, aż dostrzegła
™ 48 ~
z przepafeniem, i e nic prawie w pudelka nie g-ostalo.
— Co teraz będzie? pytała sa m a siebie.
Chyba powiem m am usi, źe to myszki zfadły.
A m oże lepiej szczury, bo szczur fest znacz
nie większy od m yszy.
Z adow olona z tego pom ysłu, Z u k zesz=
la ostrożnie, ppgtawlla stoliczek n a m iejscu I pobiegła um yć rączki, zalepione cukrem*
Po najedzeniu się słodyczy. Ż ula nie chciała już naw et jeść podwieczorku 1 czuła się nie zupełnie dobrze, ale nie przyznała się nikom u, że ją brzuszek boli.
C ałą noc m iała sny niespokojne, rzu
cała się n a łóżeczku I m am usia w staw ała dwa razy, aby się przekonać, czy Żula me m a gorączki,
— M am usiu, m nie się zdaje, że szczury zjadły w nocy wszystkie owoc® osm ażane, rzekła Żula po przebudzeniu.
— Pew no ci się to śniło, odpowiedziała m am a, spoglądając n a zam knięte pudełko.
Szczurów w dom u niem a, a gdyby gryzły owoce, to z pew nością nie zamknęłyby na
krywki od pudełka,
— T© m ówiąc, m am a sięgnęła po owo°
_ 40 —
es I ótwdrMfwszy pydlo, sp o jriala n a Zulę pełnym wymówki wzrokiem.
Zaledwie .parę drobnIe|szych sztuk zo
stało na dnie sam ym i m am u sia zrozum iała dlaczego Zula tak niespokojnie sp ała i wy
m yśliła n a ’ prędce bajeczkę o szczurach.
Zula zerw ała się w jednej koszulce i boso przypadła do kolan m am u si8 prosząc o przebaczenie.
— P ostąpiłaś tak nieładnie, że po win- nabym cię porządnie ukarać — rzekła m am a.
Łatwo m ogłaś się rozchorow ać, zjadłszy c a łe pudełko słodyczy I spraw iłabyś ml wielkie zm artw ienie. Czy W ładek pom ógł ci wyleść n a szafę, a może- też jadł razem z to b ą1?
— Nic podobnego — m am usiu — wlaz
łam n a stolik i krzesło, kiedy jego w dom u nie było, bo W ładek chodził kupić kajet do arytmetyki.
M ogłaś więc spaść i zabić się n a wet, m oje dziecko; a conajm niej skaleczyć bardzo.
— Szkoda, że nie spadłam , zanim dot
knęłam pudełka — rzekła Zula ze szczerym żalem w głosi®. Nie popełniłabym tak ich i
^0 t=a=33
dw<5cli brzydkich rzeczy, fak ?z|eilzen li owoców pokryjom u ! kłam stw o o szczurach»
— Już to z tymi szczuram i to cl się zupełnie me udało, mo]a Zulu, ale m asz teraz fasny dowód, |ak jedno złe pociąga za sobą inne. Łakom stw o skłoniło cię do nie
posłuszeństw a I do kradzieży, h jedno I dru
gie razem do kłam stw a.
— Ależ m am usiu, przecież to nie była kradzież, a tylko,,.
T u Żula w ybucłm ęla płaczem I nie mog»
ła w ytłóm aczyć swego postępku, ale zabola
ło ją m ocno to słowo: „kradzież” I szlocha«
ła głośno, nie m ogąc się uspokoić,
— Musimy nazyw ać rzeczy po im ieniu, moje dziecko, żeby sobie jasn o zdać spraw ę ze swej winy. W iedziałaś dobrze, że nic nie- wolno ruszać bez pozwolenia i ie Władek nigdy by tego nie zrobił, więc skorzystałaś z jego n ieo b ecn o ści Zapytałam , czy ci po
m aga! w ieść n a szafę, tylko dlatego, żeby się przekonać, czy nie zechcesz n a niego złożyć część odpowiedzialności. Wie uwie
rzyłabym nigdy, by W ładek brał udział w twoje) wyprawie n a szafę, tak jak nie uwie
rzyłam w twoje szczury. N a szczęście ni®
- 31
sk łam ałaś tym razem I przyznałaś się do w łażenia n a stolik i krzesło dla zadow olenia swego łakom stw a. Teraz powiedz mi, pro
szę, Jak nazw ać tego, -który skrada się cicha
czem do pokoju, gdy nikogo niem a w domu, zabiera, co m u się najwięcej podoba 1 udaje, że © niczem nie' wie.
— To się tak brzydko nazywa, ż@ me powiem, szepnęła Z ula zawstydzona. Niech m am usia pozwoli* że sa m a sobie wymierzę karę.
•= Dobrze, zobaczymy Jaką?
— Nie będę jadła cały rok nic słodkiego, cukierka do u st nie wezm ę, zaw ołała Żule s przejęciem.
— Niezły pom ysł — z uśm iechem od rzekła m am usia, ale bardzo wątpię, czy wytrwasz w tem postanow ieniu, więc zfago dzę tę karę: niech będzie tylko jeden, mie śląc na próbę.
Zula nie uległa żadnej pokusie przez całych dni trzydzieści I tak skutecznie prze łam ała w sobie łakom stw o, że już nigdy nie m iała ochoty coś złasow ac,
B ę b e n e k M a r y s i a .
Oddział polskich ułanów z chorągiewka- mi, powiewiającemi na wietrze, jechał ulicą, a na przodzie przygrywała m uzyka ochoczo:
„Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyje
my!
2 a wojskiem pędziło kilku wyrostków, podśpiew ując.
W otw artem oknie parterow ego dom u siedział M aryś I przyglądał się dziarskim ułanom z wielkiem zajęciem ,
— Babciu, jak wyrosnę, to będę także ułanem , zaw ołał Maryś.
— Dobrze, dobrze, m ów iła babcia, po
dziwiając również dorodną młodzież na rą- czych koniach i tak daw ne lata przypom i
nającą jej m elodję m azurka Dąbrowskiego^
którego zawsze słu ch ała ze Izami,
Czemuż nie przypasaleś swojej - sza- belki I nie włożyłeś ulanki? zapytała.
Bo niem am jeszcz© bębna, odrzekł Maryś żałośnie, zarazbym s ta n ą ł w oknie i
_ 53 —
zabęłmi!, tak jak ten żołnierz, co szedł na przedzie. Niech babcia kupi ml bębenek, tu w sklepie naprzeciwko.
—- Z apom niałam , że cl przyrzekłam ku pić — rzekła babcia I zaraz p o słała służącę Franciszkę, żeby przyniosła bębenek.
Maryś był bardzo uradow any I począł schwyciwszy bęben, m ocno uderzać weń p a łeczkami, wymalowarsem! na czerwono,
Franciszka m iała czteroletniego synka Jasia, który chow ał się przy niej i teraz siedział również w oknie, przyglądając się ułanom .
Zobaczywszy bębenek Marysia, począł prosić m atkę, żeby m u także kupiła taką sa m ą zabawkę.
— Nie m am pieniędzy n a zabawki, od rzekła Franciszka, wzruszając ram ionam i, na dużo innych potrzebniejszych rzeczy m uszę uzbierać; m asz czapkę w ytartą - i ubranie. Co cl po bębnie?
Jasiek zasm ucił się, ale zamilkł I po
prosił tylko o pozwolenie zrobienia sobie bębenka ze starego sitka, leżącego w kącie, a gdy m atka zezwoliła n a to, przykrył sitko papierem , obw iązał go sznurem , n a
pocze-54 —
kaniu w ystrugał pałeczki I uderza! nim i po papierze. B ęben Jednak nie wydawał dźwlę- ku, a że Jasiek począł bić w- niego 2 całej siły, papier pęki i Jasiek patrząc n a zrobio
ną przez siebie dziurę, rozpłakał się rzewnie.
Maryś bardzo lubił Jaśka, pobiegł więc do kuchni zobaczyć 'jaka krzywda go spot
kała. Dowiedziawszy się o co chodzi, wrócił do babci I zaczął przymiiać się:
— B abciuslu kochana — m ówił ni®
mogę cieszyć się m oim bębenkiem , bo J a ś kowi tak bardzo chce się m ieć podobny!.,.
Niech babcia pozwoli oddać mój bębenek Jaśkowi.
— Tak dopom inałeś o tę zabawkę — odrzekła babcia I odrazu jaj się pozbywasz.
— Mam już w skarbonce trochę grosi
ków uzbieranych, może starczy n a drugi — szepnął Maryś, podając babci skarbonkę.
— Cóż m am począć z tobą, rzekła bab
cia, niby niechętnie, a w gruncie rzeczy b ar
dzo zadowolona, że M aryś m a dobre ser
duszko. Oddaj swój bębenek Jaśkow i, a ja cl kuplę limy, ale dopiero gdy -wyjdę z tobą n a spacer po śniadaniu, Kuplę z tym w a
runkiem , żebyście ml tu nie bębnili po ca-'
55 —
łych dniach razem z Jaśkiem , bo w dom u nie m ożna będzie wytrzymać.
Dobrze babciu, będziemy tylko- na dalekich spacerach za m iastem robili wojsko.
Maryś dostał śliczny bęben, a Jasiek nie posiadał się z radości, że m a nową,- prosto ze sklepu przyniesioną zabawkę, bo zazwyczaj dostaw ał zniszczone i .połamane, którem i Jut Maryś się nie bawił.
Franciszka dziękowała ze łzam! starszej pani i paniczow i, że o sierotce p am iętają—
gdyż m ą ż ' Je] u m arł niedaw no —- 1 mówiła, ocierając ■ oczy fartuchem .
— Jak panicz Maryś będzie ułanem , to mój Jasiek będzie Jego o riy n an sem , Daj Bo
że doczekać tej chwili.
M aryś zaczął m usztrow ać Jaśk a na wszelki przypadek I nauczył go staw ać na baczność.