• Nie Znaleziono Wyników

gr[udnia 1871], W arszawa. M oja Droga Stefciu

N ie m ogąc być z Tobą w dniu imienin Twoich, m yślą chociaż spędzam w Twoim Domu te godziny, w których Cię tam kółko bliskich i kochających otacza. Do liczby tych ostatnich w iesz, że mam prawo się liczyć. N iech W am Bóg Obojgu i Dzieciom W a­ szym na każdym kroku błogosław i i dopomaga; w szystkich W as w tym życzeniu obejmuję, bo wiem , że nie ma dla C iebie innego szczęścia jak to, które z drogimi sercu podzielasz.

Od dawna już nie odzywałam się do Ciebie, powodem tego b y­ ły różne kłopoty i zmartwienia, które nas w ciągu tych ostatnich m iesięcy naw iedziły. G łównym było dla mnie niezdrow ie Felicja­ na, który teraz dopiero po w odach szczaw nickich lepiej się czuć zaczyna. Było to osłabienie i nerw ow e rozdrażnienie, które temu przypisują, żeśm y w ciągu lata lepszego nie poszukali powietrza na zapas, zdrowia na zimę. Jeśli da Bóg doczekać, to w roku przy­ szłym koniecznie do Zakopanego znowu podążym y, nie om ieszka- jąc zw ykłej uczynić stacji w Krakowie.

M oja Droga Stefciu, łasce Twej polecam list do p. Zach[aria- siew icza], nie m ogę pisać wprost do niego, nie w iedząc w cale, gdzie go szukać, i dom yślając się tylko, że go już nie ma w Radymnie. Ostatni list, jaki miałam od niego bardzo już dawno temu, tak był kw aśny, że mi ria długo do pisania odjął odw agę, zw łaszcza że nie pojmując, w czym mogłam mu się narazić, dłużej w tych ciem ­ nościach iść om ackiem nie miałam odwagi, ale teraz k ied y już m oże złe to jego usposobienie m inęło, nie m ogę sobie odm ówić przyjem ności odezw ania się do daw nego przyjaciela, którego ty le cenię i szanuję, że mu naw et chw ilę złego humoru z łatw ością po­ trafię zapomnieć. N ie potrzebuję dodać, że to, co piszę, jest dla Ciebie jednej, Kochana Stefciu, nie rada bym, aby w iedział to p. Zach[ariasiewicz], żem o tym uczyniła jaką wzmiankę.

N ic stąd now ego nie umiem pow iedzieć. W arszawa taka sama zupełnie jak przed kilką laty była o tej porze; koncerta i teatra am atorskie się gotują, bazar1 dobrze się powiódł, zw łaszcza pani Chłapow ska dużo zebrała pieniędzy. Byw am y u nich często i oni też w ieczory nieraz u nas spędzają i oboje są tak dobrzy i przy' jemni, że godziny lotem z nimi schodzą. Chłapowski pracuje od trzech m iesięcy w Banku D yskontow ym 2, gdzie bardzo chwalą jegc zdolności i pracowitość. Robota tam duża, bo od rana do piątej godziny. K aszewskich w idujem y czasem, ona teraz zdrowsza, w le- cie bardzo źle się miała. Panny zaw sze ładne, ale dotąd za mąż nie idą. D eotym y w ieczory jakoś mniej uczęszczane, naw et co do ilo ­ ści gości, bo już o jakości to nie ma i m owy. Dworzanie królow ej w ystępują jednak zaw sze ze swoim i insygniam i. W iecie zapew ne 0 całym tym, z przeproszeniem, błazeństw ie. Któż b y był bibliote­ karzem tego dworu jak nie Skimborowicz? N osi też złotą książeczkę w dziurce od guzika. Jest tam i mistrz spraw iedliw ości (p. Popław ­ ski)3 n oszący topór, który dopełnił niedawno egzekucji na foto­ grafiach kilkunastu osób osądzonych na śmierć za nie w iem już jakie przestępstw a czy uchybienia. A le dosyć już o tym, mniej dziw ny obłęd pychy, któremu ulega „wieszczka" (mówiąc stylem kurierowym), jak on zbiorow y obłęd, w który wprawia ludzi atmosfera jej salonu.

Kończę serdecznym uściśnieniem prosząc o pamięć, Droga mo­ ja, a także i czasem o słów ko będące jej dowodem. Panu Karolowi K ochanemu bardzo przyjazne życzenia na now y rok od nas obojga. Dzieciom uściśnienia. Bogu W as w szystkich na ten rok no­ w y polecam.

M. F.

1 Kom itet bazarow y W arszaw skiego T ow arzystw a D obroczynności urządzał w ostatnim tygodniu przed Bożym N arodzeniem bazar targow y w salach redu­ tow ych Teatru W ielk iego. Znaczniejsze sk lep y w arszaw skie oraz o sob y sym ­ patyzujące z T ow arzystw em daw ały tow ary, ze sprzedaży których p ew ien pro­ cen t szedł na cele dobroczynne. Sprzedaw czyniam i b y ły p rzedstaw icielki ary­ stokracji, b ogatego kupiectw a i św iata artystyczn ego (por. spraw ozdanie w „W ie­ ku", 1875; nr 289).

2 Bank D yskontow y, tow arzystw o akcyjne, typ ow e dla stosu n k ów k apitali­ stycznych. Bank D ysk on tow y W arszaw ski, założony przez bankierów , działał od II półrocza 1871 r. U staw ę jeg o publikow ała „Gazeta Polska", 1871, nr 155 1 nast.

( F E L I C J A N F A L E Ń S K I D O K A R O L A E S T R E IC H E R A )

Mój Drogi Karolu.

Serdecznie nas u cieszy ła wiadom ość o szczęśliw ym rozwiąza­ niu Twojej Żony oraz przybycie na sam e św ięta n ow ego gościa, jak rów nież o podw yżce w Tw oich dochodach; co do nas, daleko mniej szczęśliw ie rok ten rozpoczęliśm y. Trudności m ajątkowe, które nam już od ś-go Jana zagrażały, obecnie w całości runęły nam na głow ę i bardzo będzie trudno spod nich się w ygrzebać. Cóż robić, b yle tylko zdrowie Pan Bóg dał, to się pow oli i reszta odnajdzie. W przew idyw aniu ow ej trzaskaw icy, w iedząc że jej zażegnać nie zdołam, dopóki m ogłem zagłuszałem się pracą. Jakoż w ygotow ałem pierw szy tom przekładów Petrarki, także nowTy zbiór poezyj, nie licząc już dw óch rozpoczętych dramatów oraz kilku pow iastek napisanych dla „Figara". O becnie pomimo mdłej g łow y chciałbym opracować jeszcze w stępne studia nad Petrarką, cha­ rakterem jego poezyj, w iekiem , w którym kw itnął itp. Jeślibyś mi m ógł zacytow ać św ieże jakie ku temu pom oce (w język u .francu­ skim lub włoskim ), m ocno Ci za to będę wdzięczny. Pod ręką mam tylko Marsanda i Ugo F oscolo1, bodaj czy nie jed yn e w tym przed­ m iocie studia w łoskie.

Do „Na dziś" w spółpracow nictw a stanowczo odm ówić muszę; w obecnej chw ili za Bóg zapłać lub za mało co w ięcej pisać żadną miarą nie m ogę, sądzę, że w ejdziesz w m oje pow ody. Sw oją drogą, serdecznie się cieszę z pisma, które tylu dotychczasow ych w spół­ pracow ników „Przeglądu Tygodniow ego" do pow ażniejszej pracy ku sobie przeciąga. To, co mi piszesz o nieszczęściach Twojej ręki, zdaje się być do mojej osob y przywiązane. Ostatnimi czasy odda­ łem się „Figarowi", w ypracow ałem dla niego najmniej za 300 rub[łi] artykułów i pismo diabli w zięli, a ja naw et rękopisów m o­ ich odzyskać nie m ogę. O becnie W ojciech ow ski sprzedał „Opieku­ now i Domowemu" sw ego Margrafa Gerona2 za 50 rubli i mocno nad tym boleje, co do m nie — kontent będę, jeśli po najdłuższym czekaniu z Syna G w ia z d y choć 15 rubli na czysto w ycisnę. Za w y ­ danie Sponad m ogił zapłaciłem talarów bitych 120 i dotąd ani jed ­ nego grosza z tego nie odebrałem, a naw et wątpię, czy co bądź

37

Warszawa, [ok. 15] styczeń 1872.

odbiorę, choć widzę, że tu w szędzie po księgarniach tę książk ę sprzedają.

N a szczęście przybyło u nas kilka pism now ych. Dotąd wpraw­ dzie n ie odebrałem znikąd urzędow ego .zaproszenia, ale poczekaw ­ szy, m oże się i to zdarzy. Duże też na początek niedołęstw a. „W ie­ niec", pismo rozporządzające najznaczniejszym i środkami, oddano pod redakcję Bogusław skiem u3. Jest to sobie n iezły feu illetoniste, ale na tym koniec. Część artystyczną prowadzi tam Gerson4, naj­ cięższy i najniesm aczniejszy z ilustratorów. D alszy skład jest na­ stępny: Sowiński, człow iek — jak w iesz — bardzo um iarkow ane­ go talentu, Jeske, jeszcze um iarkowańszego, oraz najzdolniejszy z nich Korotyriski, ale cóż, k ied y zabijany pracą w „G azecie Warsz.", która jest całym jego utrzym aniem z żoną i z kilkorgiem, dzieci. W ostatnich dniach dopiero przyzwano tam R aszew skiego. Numer pierw szy „W ieńca" w cale już nie jest św ietny, a cóż to dopiero dalej będzie? „Kłosy" i „Tygodnik" w cześnie już sobie rę­ ce zacierają, a b y ły w niem ałym strachu.

Pytasz mię, dlaczego od tak dawna już w „Tygodniku" m ię n ie spotykasz. Pod w łasny Twój sąd oddaję to, co nastąpi. Zaraz p o pow rocie z Krakowa dałem im parę artykułów napisanych w dro­ dze (między innymi kom edyjkę jednoaktową), ale w yd ały im się za drogie (po 7 gr za wiersz) i odrzucili. N astępnie proponow ałem w yjątki z O d g ło só w z gór, ale i te b y ły za drogie (po 15 gr). W te­ dy dałem je darmo w zamian za roczną prenumeratę pisma — i — i w zięli, jak Cię kocham. W ciągu roku Jenike narzekał, że m u brak do feuilletonu przekładów czego lekkiego. Przetłum aczyłem ted y jednotom ow ą pow ieść A lfonsa Karra Przerwana piosenka (Fa

dièse)5. Ugoda była po 3 gr od wiersza, po w ydrukow aniu pokaza­

ło się, że wyrzucono z tego z jakie 300 w ierszy najdelikatniejszego pyłu hum orystycznego, będącego głów ną zaletą tej pow ieści, za re­ sztę zaś (w łaśnie wracam z obrachunku) zapłacono mi pół trzecia grosza, gdyż Jenike w żyw e o czy ośw iadczył, że nie m ógł się ina­ czej zobowiązać, „ponieważ tylko najw yżej płacą po trzy grosze", są to jego w łasne w yrazy. Dla kogo zaś jest chow ane ow o „naj­ wyżej", to już tego dojść nie mogłem , zapew ne dla sam ego re­ daktora albo jeszcze prędzej dla Ungra, gdyby co k ied y przetłu­ m aczyć raczył. Oto jak stoją m oje stosunki z „Tygodnikiem". W ierz mi, że jak na obecną chw ilę, to już naw et „Tygodnik Mód" lep iej płaci.

Pytasz m ię o Syna G w ia z d y ? W artość jego oznaczyłem po złp 4, tak się przynajmniej u Gebethnera sprzedaje, choć dotąd nie m ogłem się doprosić, żeby go ogłoszono. W cenzurze wym azano tu z niego w dw óch m iejscach po kilka w ierszy, ale to w szystko nic w porównaniu z korektą, no — niech już tam tego w aszego Pow idaja śpiący Kraków sobie kocha.

Zresztą — nic u nas w ięcej now ego. Trochęśm y zdrowi, trochę chorzy, trochę zmartwieni. Pow iedz mi, gdzie się to w reszcie w y ­ lągł ów pom ysł n ieszczęśliw y obchodu owej wiadom ej Ci roczni­ c y m ającej opłakiw ać to, co nie umarło? Dla nas jest to zaczyna­ jący się dopiero rok okrągły w szelk iego rodzaju prześladowań, przykrości, egzekucji, śledztw, podejrzeń, rewizji i rozlicznych po­ licyjn ych ucisków . Dobrze to wam za kordonem jakby za płotem siedząc fabrykować podobne pom ysły, ale nam się one na grzbie­ cie odbijają. Do tego podejrzewam nawet, że statyści, którzy się na tę mądrość zdobyli, bodaj czy historii nie zostaw ili na boku. Jeśli m ię pam ięć n ie zawodzi, konw encja petersburska nosi datę r. 1771, w ła ściw e zaś upraw nienie zaboru stało się w r. 17736.

Przed chw ilą odebrałem list od Zachariasiewicza, pisze, że jest na w yjezdnym (około 15 stycznia), ale nie w iem dokąd. W każ­ dym razie zapew ne przez Kraków przejeżdżać będzie, gdyż nie w ątpię, że mu znow u każesz trzymać sobie syna, a przynajmniej asystow ać przyjęciu go w grono w ielk iej chrześcijańskiej rodziny.

Żonie Twojej rączki ode mnie ucałuj, a buziaki Córkom i sam miej się, jak m oże być najlepiej.

Felicjan Szym anowski w ydaje jakiś zbiór poezyj7. Zaw sze się cieszę z tego powrotu marnotrawnego syna, jak z każdego objawu życia starej gwardii8, zw łaszcza też, na te czasy pozytyw izm u, w dziedzi­ nie poezji. Natom iast przykro mi mocno, że z ostatnich p ow ieści Zachariasiewicza publiczność tutejsza nie jest w cale zadowolona. Narzekano już naw et na Posag (w „Bluszczu”), ale m ocniej jeszcze nierów nie na C złow ieka b e z jutra, wprawdzie to „Przegląd T ygo­ dniowy"9, no — ale i ten był dotąd dla niego w ielce pobłażliw y. W yczytu ję z jego listu, że napisał znowu trzy duże p ow ieści oraz w iele pom niejszych, czy nie za dużo to, a raczej, czy nie za pośpie­

sznie. N ic mu jednak o tych m oich uw agach nie mów, proszę Cię, bo sąd m oże być przedwczesny. Proszę także, n ie pisz już nic o m oich zajściach z „Tygodnikiem" Jenikemu, rzecz się tylko za­ ogni, a wierz mi, w szelk ie w tym w zględzie uw agi są tylko gro­ chem na ścianę.

Żona moja uprzejmie W as w szystkich pozdrawia. Valete.

1 Faleński m iał najpraw dopodobniej pod ręką w yd an ie dzieł Petrarki w opracow aniu A ntoniego M arsanda pt. Le rim e, które w 2 tom ach w y szło w Padw ie w 1. 1819— 1820 (Jacques C harles B r u n e t , M a n u el du libraire, Paris 1863, t. 4, kol. 555), oraz studium, które napisał U go F o s c o l o pt. E ssa y on

Petrarch, drukowane w Londynie 1821 r. ( B r u n e t , op. cit., t. 4, kol. 572).

2 G ero M argraf, tragedia w 5 a k ta c h z cza só w p p g a ń stw a S ło w ia n , w ier­ szem przez J ó z e f a z M a z o w s z a , w y szła w W arszaw ie nakładem „O pieku­ na D om ow ego" , 1872 r.

3 „W ieniec", pism o czasow e ilustrow ane, w ychodziło dw a razy na tyd zień w W arszaw ie z drukam i S. Orgelbranda nakładem H ipolita Orgelbranda. Re­ daktorem oficjalnym był M ieczysław O r g e l b r a n d , a kierow nikiem lite­ rackim W ład ysław B ogusław ski (1838— 1909). F aleński w spółpracow ał później z tym pismem.

4 W ojciech G e r s o n (1831— 1901), malarz, od 1872 r. profesor w arszaw ­ sk iej Szkoły Sztuk Pięknych.

5 P ow ieść A lfonsa К a r r a pt. P rzerw a n a p io s e n k a w ychodziła w dodatku „Tygodnika Ilustrow anego", 1971, nr 204—208 (27 XI — 23 XII). Tłum acz nie został w ym ieniony.

6 M ow a o jakim ś projekcie żałobnego obchodu w stu lecie I rozbioru Polski, o czym brak innych w iadom ości.

7 P o e zje i dram ata W acław a S z y m a n o w s k i e g o w y sz ły w 5 tom ach

•w W arszaw ie dopiero w 1884 r.

8 S z y m a n o w s k i (ur. 1821 r.) zaczął pisać w latach czterdziestych, był n aw et w kręgu literatów zw anych „cyganam i warszawskim i". Znaczna część jeg o tw órczości przypada na okres m iędzypow staniow y, który F aleński uw aża za zasadniczo różny od p óźniejszego, p ozytyw istyczn ego, przez poszanow anie poezji.

9 P ow ieść Jana Z a c h a r i a s i e w i c z a pt. Posag drukow ał „Bluszcz", 1871, nr 40— 52. Z krytyką p o w ieści Z achariasiew icza w ystąp ił „Przegląd T y­ godniow y". W nrze 42 z 1871 r. zam ieścił on anonim ow y artykuł pt. Posagi, który podkreślał, jak małą w artość ma problem atyka zaw arta w p ow ieściach Z achariasiew icza. W nrze 48 „Przeglądu" z tego roku znalazła się recenzja pióra C h m i e l o w s k i e g o odnośnie do p o w ieści C zło w ie k b e z ju tra . R ecenzent uznał, że głów ną wadą p ow ieści jest u czyn ien ie bohaterem człow ieka słabego, który nie m oże być w zorem do naśladow ania.

[K A K O L E S T R E IC H E R D O F E L I C J A N A F A L E Ń S K IE G O ]

K ochany Felicjanie.

N ie odpisałem Ci na list z któregoś tam stycznia (bo jest beż daty), ale m nie nie w iń o to; nie przejdzie dzień, abym nie otrzy­ mał jednego lub dwu listów , na które odpisyw ać trzeba. A jam tak zajęty pracami, że ani dziwić się, że nie od razu uiszczam się z długu. Dzisiaj ten list jest już ósmy- z rzędu do W arszaw y pi­ sany, a każdy o dwu kartkach, a każdy jest pilny. W ięc już mnie form alnie palce bolą.

Od razu interes sprawiam. Pytasz m nie o św ieższe niż Mar- sand i Foscolo dzieła o Petrarce. Przeszło 50 autorów pisało osobne studia o nim. N ie umiem w tej liczbie wybrać. N ie wiem, co znasz; są np. Rastoul de M ongeot: Petrarque et son siècle, Bruxelles 1846, t. 2; Bozzoli: Vita di Petrarca, Ferrara 1845; Le­ oni Carlo: Vita di Petrarca, Padova 1843; O livier Vitalis: Cha­

telaine des environs de Vaucluse, la Laure, Paris 1842; Campbell: Life of Petrarch, t. 2, London 1841; Dulaurens A chille: Essais sur Petrarque, A vignon 1839. Zresztą obszerną rzecz wraz z biblio­

grafią masz w N o u ve lle biographie générale, Paris, Firmin Di­ dot, 1862, t. 39-ty1. Dzieło to sprowadziłem do biblioteki war­ szaw skiej, w ięc Ci je da Przyborowski do przejrzenia na miejscu'. Jest też autobiografia Petrarki, w ydał ją M azzucheli2: Vita del

Petrarca, Brescia 1822, w 8°; N one Giulio: Lettera, una Biogra­ fia di Р.я, Padova 1845 (jest to krytyka dzieła Bozzolego).

W ięcej w żadnym interesie nie pisałeś do mnie. Sądzę, że to był jedyny. Burczy mnie o to Zachar, że Tobie nie odpisuję. Te­ raz wzajem Zacharowi nie odpisuję,^ bo Tobie a jem u to jedno. On to i tak przeczyta. O dbyw aliśm y sute w e se le Kaz. Grabow­ skiego z Fryczów ną4. Pow iedz Zacharowi, że do kolacji kazano mi prowadzić p. Epszteinową i baw ić ją przez 3 godziny, co nie­ małe zadanie. Gadałem z nią o Zacharze, w ięc rozpaplała się m il­ cząca babina. W idać, że jej serce zabiło.

Pow iedz też Zacharowi, że Szujski nic nie pisał o C złow ieku

b e z jutra.

U nas w szystko po dawnemu. K łopoty pieniężne niechaj Cię 38

nie rozstrajają. Jest to zapew ne złe, jest to klęska w życiu, ale pogoda um ysłu w ięcej znaczy. N a w szelk i przypadek trzeba Ci w ytchnienia na lato, dlatego przyjeżdżaj, usadów cie się u nas, a potem w io w góry.

Świąt w eso łych Wam życzę. Że to jest ósm y list, w ięc w yb a­ czysz, iż go urywam. Ściskam Cię.

Karol Jenikem u nie pisałem o Tobie, ale go burczę w ogóle, iż jest brudno-skąpy, że publika narzeka, iż odstrychnęli się dobrzy pisarze, że poezja jest jałowa. Zgoła popisałem , co ślina na ję ­ zyk przyniosła, jak to ja umiem nie oglądając się na nikogo.

1 W tom ie 39 dzieła N o u v e lle b io g ra p h ie g én éra le, publikow anego przez braci Firmin D i d o t (Paryż 1862, kol. 751), gdzie jest zestaw ien ie bibliogra­ ficzne d otyczące Petrarki, znajdują się tylk o 2 p ozycje spośród w ym ien ion ych przez Estreichera. M amy tam pracę R astoula de M ongeot i pracę Campbella. W iadom ości o innych studiach czerpał Estreicher z jakichś źródeł, których nie udało się nam ustalić. Zauw ażym y tylko, że i dziś (mimo w zrostu aparatu bi­ bliograficznego od czasu Estreichera) w spom niane w liście opracow ania na­ stręczają trudności przy identyfikacji. M arię Józefa B o z z o l e g o , w ło sk ieg o autora studiów biograficznych z XVIII w., n otuje N o u v . bio g ra p h ie g énérale, t. 7, kol. 205. O Karolu L e o n i m, badaczu inskrypcji starożytnych, ur. 1814 r., p isze A n n u a le biograiico u n iv e r sa le com pilato del prof. At. Brunialti, Torino 1885, s. 89— 92 (informacja Bibl. N arodow ej w Rzymie z d. 7 XI 1953 r., N. 1277). Peł­ n y tytuł pracy H iacynta Ignacego Józefa M arcina d'O l i v i e r - V i t a l i s brzmi: L 'illu stre c h â tela in e d e s e n v ir o n s de V a u clu se, la Laure de P étrarque („C atalogue général des livres im primés de la Bibliothèque N ationale. Auteurs", Paris 1934, t. 126, kol. 1136). T ytuł opracow ania A ch ilesa D u L a u r e n s jest:

Essai s u r 'la v ie de P étrarque (tamże, t. 43, kol. 1130).

2 Jan Maria M a z z u c h e l i , biograf w łosk i z XVIII w., który w form ie ż y ­ cio ry só w pisał historię literatury (N o u v. b io g ra p h ie génér., t. 34, kol. 625—627). 3 P ełny tytuł pracy jest: L ettera in to rn o ad u na biografia di Petrarca. Praca ta została podpisana pseudonim em : Giulio N one, Dwaj autorzy w ło scy : Jan C i t t a d e l l a (1806— 1884) i Ludwik N apoleon C i t t a d e l l a (1806 — ok. 1877) u żyw ali teg o pseudonim u, ale nie ustalono, który z nich napisał w ym ien ion e dzieło (informacja Bibl. N arodow ej w R zym ie na p odstaw ie D izionario bio g ra iico d eg li

scritto ri c o n te m p o ra n e i red. przez A n gela D e G u b e r n a t i s , Firenze 1879).

4 Kazimierz G r a b o w s k i , syn A m brożego, brat E streicherow ej, dr m edy­ cy n y i doc. h igien y publicznej i pryw atnej na u n iw ersytecie krakow skim , w sp ó ł­ redaktor w 1872 r. „D w utygodnika H igien y Publicznej Krajowej" w K rakowie, żen ił się z Józefą Fryczówną.

( M A R I A F A L E Ń S K A D O K A R O L A E S T R E IC H E R A ]

21 maja [18]72, Łomna1.

Powiązane dokumenty