N ie m ogąc być z Tobą w dniu imienin Twoich, m yślą chociaż spędzam w Twoim Domu te godziny, w których Cię tam kółko bliskich i kochających otacza. Do liczby tych ostatnich w iesz, że mam prawo się liczyć. N iech W am Bóg Obojgu i Dzieciom W a szym na każdym kroku błogosław i i dopomaga; w szystkich W as w tym życzeniu obejmuję, bo wiem , że nie ma dla C iebie innego szczęścia jak to, które z drogimi sercu podzielasz.
Od dawna już nie odzywałam się do Ciebie, powodem tego b y ły różne kłopoty i zmartwienia, które nas w ciągu tych ostatnich m iesięcy naw iedziły. G łównym było dla mnie niezdrow ie Felicja na, który teraz dopiero po w odach szczaw nickich lepiej się czuć zaczyna. Było to osłabienie i nerw ow e rozdrażnienie, które temu przypisują, żeśm y w ciągu lata lepszego nie poszukali powietrza na zapas, zdrowia na zimę. Jeśli da Bóg doczekać, to w roku przy szłym koniecznie do Zakopanego znowu podążym y, nie om ieszka- jąc zw ykłej uczynić stacji w Krakowie.
M oja Droga Stefciu, łasce Twej polecam list do p. Zach[aria- siew icza], nie m ogę pisać wprost do niego, nie w iedząc w cale, gdzie go szukać, i dom yślając się tylko, że go już nie ma w Radymnie. Ostatni list, jaki miałam od niego bardzo już dawno temu, tak był kw aśny, że mi ria długo do pisania odjął odw agę, zw łaszcza że nie pojmując, w czym mogłam mu się narazić, dłużej w tych ciem nościach iść om ackiem nie miałam odwagi, ale teraz k ied y już m oże złe to jego usposobienie m inęło, nie m ogę sobie odm ówić przyjem ności odezw ania się do daw nego przyjaciela, którego ty le cenię i szanuję, że mu naw et chw ilę złego humoru z łatw ością po trafię zapomnieć. N ie potrzebuję dodać, że to, co piszę, jest dla Ciebie jednej, Kochana Stefciu, nie rada bym, aby w iedział to p. Zach[ariasiewicz], żem o tym uczyniła jaką wzmiankę.
N ic stąd now ego nie umiem pow iedzieć. W arszawa taka sama zupełnie jak przed kilką laty była o tej porze; koncerta i teatra am atorskie się gotują, bazar1 dobrze się powiódł, zw łaszcza pani Chłapow ska dużo zebrała pieniędzy. Byw am y u nich często i oni też w ieczory nieraz u nas spędzają i oboje są tak dobrzy i przy' jemni, że godziny lotem z nimi schodzą. Chłapowski pracuje od trzech m iesięcy w Banku D yskontow ym 2, gdzie bardzo chwalą jegc zdolności i pracowitość. Robota tam duża, bo od rana do piątej godziny. K aszewskich w idujem y czasem, ona teraz zdrowsza, w le- cie bardzo źle się miała. Panny zaw sze ładne, ale dotąd za mąż nie idą. D eotym y w ieczory jakoś mniej uczęszczane, naw et co do ilo ści gości, bo już o jakości to nie ma i m owy. Dworzanie królow ej w ystępują jednak zaw sze ze swoim i insygniam i. W iecie zapew ne 0 całym tym, z przeproszeniem, błazeństw ie. Któż b y był bibliote karzem tego dworu jak nie Skimborowicz? N osi też złotą książeczkę w dziurce od guzika. Jest tam i mistrz spraw iedliw ości (p. Popław ski)3 n oszący topór, który dopełnił niedawno egzekucji na foto grafiach kilkunastu osób osądzonych na śmierć za nie w iem już jakie przestępstw a czy uchybienia. A le dosyć już o tym, mniej dziw ny obłęd pychy, któremu ulega „wieszczka" (mówiąc stylem kurierowym), jak on zbiorow y obłęd, w który wprawia ludzi atmosfera jej salonu.
Kończę serdecznym uściśnieniem prosząc o pamięć, Droga mo ja, a także i czasem o słów ko będące jej dowodem. Panu Karolowi K ochanemu bardzo przyjazne życzenia na now y rok od nas obojga. Dzieciom uściśnienia. Bogu W as w szystkich na ten rok no w y polecam.
M. F.
1 Kom itet bazarow y W arszaw skiego T ow arzystw a D obroczynności urządzał w ostatnim tygodniu przed Bożym N arodzeniem bazar targow y w salach redu tow ych Teatru W ielk iego. Znaczniejsze sk lep y w arszaw skie oraz o sob y sym patyzujące z T ow arzystw em daw ały tow ary, ze sprzedaży których p ew ien pro cen t szedł na cele dobroczynne. Sprzedaw czyniam i b y ły p rzedstaw icielki ary stokracji, b ogatego kupiectw a i św iata artystyczn ego (por. spraw ozdanie w „W ie ku", 1875; nr 289).
2 Bank D yskontow y, tow arzystw o akcyjne, typ ow e dla stosu n k ów k apitali stycznych. Bank D ysk on tow y W arszaw ski, założony przez bankierów , działał od II półrocza 1871 r. U staw ę jeg o publikow ała „Gazeta Polska", 1871, nr 155 1 nast.
( F E L I C J A N F A L E Ń S K I D O K A R O L A E S T R E IC H E R A )
Mój Drogi Karolu.
Serdecznie nas u cieszy ła wiadom ość o szczęśliw ym rozwiąza niu Twojej Żony oraz przybycie na sam e św ięta n ow ego gościa, jak rów nież o podw yżce w Tw oich dochodach; co do nas, daleko mniej szczęśliw ie rok ten rozpoczęliśm y. Trudności m ajątkowe, które nam już od ś-go Jana zagrażały, obecnie w całości runęły nam na głow ę i bardzo będzie trudno spod nich się w ygrzebać. Cóż robić, b yle tylko zdrowie Pan Bóg dał, to się pow oli i reszta odnajdzie. W przew idyw aniu ow ej trzaskaw icy, w iedząc że jej zażegnać nie zdołam, dopóki m ogłem zagłuszałem się pracą. Jakoż w ygotow ałem pierw szy tom przekładów Petrarki, także nowTy zbiór poezyj, nie licząc już dw óch rozpoczętych dramatów oraz kilku pow iastek napisanych dla „Figara". O becnie pomimo mdłej g łow y chciałbym opracować jeszcze w stępne studia nad Petrarką, cha rakterem jego poezyj, w iekiem , w którym kw itnął itp. Jeślibyś mi m ógł zacytow ać św ieże jakie ku temu pom oce (w język u .francu skim lub włoskim ), m ocno Ci za to będę wdzięczny. Pod ręką mam tylko Marsanda i Ugo F oscolo1, bodaj czy nie jed yn e w tym przed m iocie studia w łoskie.
Do „Na dziś" w spółpracow nictw a stanowczo odm ówić muszę; w obecnej chw ili za Bóg zapłać lub za mało co w ięcej pisać żadną miarą nie m ogę, sądzę, że w ejdziesz w m oje pow ody. Sw oją drogą, serdecznie się cieszę z pisma, które tylu dotychczasow ych w spół pracow ników „Przeglądu Tygodniow ego" do pow ażniejszej pracy ku sobie przeciąga. To, co mi piszesz o nieszczęściach Twojej ręki, zdaje się być do mojej osob y przywiązane. Ostatnimi czasy odda łem się „Figarowi", w ypracow ałem dla niego najmniej za 300 rub[łi] artykułów i pismo diabli w zięli, a ja naw et rękopisów m o ich odzyskać nie m ogę. O becnie W ojciech ow ski sprzedał „Opieku now i Domowemu" sw ego Margrafa Gerona2 za 50 rubli i mocno nad tym boleje, co do m nie — kontent będę, jeśli po najdłuższym czekaniu z Syna G w ia z d y choć 15 rubli na czysto w ycisnę. Za w y danie Sponad m ogił zapłaciłem talarów bitych 120 i dotąd ani jed nego grosza z tego nie odebrałem, a naw et wątpię, czy co bądź
37
Warszawa, [ok. 15] styczeń 1872.
odbiorę, choć widzę, że tu w szędzie po księgarniach tę książk ę sprzedają.
N a szczęście przybyło u nas kilka pism now ych. Dotąd wpraw dzie n ie odebrałem znikąd urzędow ego .zaproszenia, ale poczekaw szy, m oże się i to zdarzy. Duże też na początek niedołęstw a. „W ie niec", pismo rozporządzające najznaczniejszym i środkami, oddano pod redakcję Bogusław skiem u3. Jest to sobie n iezły feu illetoniste, ale na tym koniec. Część artystyczną prowadzi tam Gerson4, naj cięższy i najniesm aczniejszy z ilustratorów. D alszy skład jest na stępny: Sowiński, człow iek — jak w iesz — bardzo um iarkow ane go talentu, Jeske, jeszcze um iarkowańszego, oraz najzdolniejszy z nich Korotyriski, ale cóż, k ied y zabijany pracą w „G azecie Warsz.", która jest całym jego utrzym aniem z żoną i z kilkorgiem, dzieci. W ostatnich dniach dopiero przyzwano tam R aszew skiego. Numer pierw szy „W ieńca" w cale już nie jest św ietny, a cóż to dopiero dalej będzie? „Kłosy" i „Tygodnik" w cześnie już sobie rę ce zacierają, a b y ły w niem ałym strachu.
Pytasz mię, dlaczego od tak dawna już w „Tygodniku" m ię n ie spotykasz. Pod w łasny Twój sąd oddaję to, co nastąpi. Zaraz p o pow rocie z Krakowa dałem im parę artykułów napisanych w dro dze (między innymi kom edyjkę jednoaktową), ale w yd ały im się za drogie (po 7 gr za wiersz) i odrzucili. N astępnie proponow ałem w yjątki z O d g ło só w z gór, ale i te b y ły za drogie (po 15 gr). W te dy dałem je darmo w zamian za roczną prenumeratę pisma — i — i w zięli, jak Cię kocham. W ciągu roku Jenike narzekał, że m u brak do feuilletonu przekładów czego lekkiego. Przetłum aczyłem ted y jednotom ow ą pow ieść A lfonsa Karra Przerwana piosenka (Fa
dièse)5. Ugoda była po 3 gr od wiersza, po w ydrukow aniu pokaza
ło się, że wyrzucono z tego z jakie 300 w ierszy najdelikatniejszego pyłu hum orystycznego, będącego głów ną zaletą tej pow ieści, za re sztę zaś (w łaśnie wracam z obrachunku) zapłacono mi pół trzecia grosza, gdyż Jenike w żyw e o czy ośw iadczył, że nie m ógł się ina czej zobowiązać, „ponieważ tylko najw yżej płacą po trzy grosze", są to jego w łasne w yrazy. Dla kogo zaś jest chow ane ow o „naj wyżej", to już tego dojść nie mogłem , zapew ne dla sam ego re daktora albo jeszcze prędzej dla Ungra, gdyby co k ied y przetłu m aczyć raczył. Oto jak stoją m oje stosunki z „Tygodnikiem". W ierz mi, że jak na obecną chw ilę, to już naw et „Tygodnik Mód" lep iej płaci.
Pytasz m ię o Syna G w ia z d y ? W artość jego oznaczyłem po złp 4, tak się przynajmniej u Gebethnera sprzedaje, choć dotąd nie m ogłem się doprosić, żeby go ogłoszono. W cenzurze wym azano tu z niego w dw óch m iejscach po kilka w ierszy, ale to w szystko nic w porównaniu z korektą, no — niech już tam tego w aszego Pow idaja śpiący Kraków sobie kocha.
Zresztą — nic u nas w ięcej now ego. Trochęśm y zdrowi, trochę chorzy, trochę zmartwieni. Pow iedz mi, gdzie się to w reszcie w y lągł ów pom ysł n ieszczęśliw y obchodu owej wiadom ej Ci roczni c y m ającej opłakiw ać to, co nie umarło? Dla nas jest to zaczyna jący się dopiero rok okrągły w szelk iego rodzaju prześladowań, przykrości, egzekucji, śledztw, podejrzeń, rewizji i rozlicznych po licyjn ych ucisków . Dobrze to wam za kordonem jakby za płotem siedząc fabrykować podobne pom ysły, ale nam się one na grzbie cie odbijają. Do tego podejrzewam nawet, że statyści, którzy się na tę mądrość zdobyli, bodaj czy historii nie zostaw ili na boku. Jeśli m ię pam ięć n ie zawodzi, konw encja petersburska nosi datę r. 1771, w ła ściw e zaś upraw nienie zaboru stało się w r. 17736.
Przed chw ilą odebrałem list od Zachariasiewicza, pisze, że jest na w yjezdnym (około 15 stycznia), ale nie w iem dokąd. W każ dym razie zapew ne przez Kraków przejeżdżać będzie, gdyż nie w ątpię, że mu znow u każesz trzymać sobie syna, a przynajmniej asystow ać przyjęciu go w grono w ielk iej chrześcijańskiej rodziny.
Żonie Twojej rączki ode mnie ucałuj, a buziaki Córkom i sam miej się, jak m oże być najlepiej.
Felicjan Szym anowski w ydaje jakiś zbiór poezyj7. Zaw sze się cieszę z tego powrotu marnotrawnego syna, jak z każdego objawu życia starej gwardii8, zw łaszcza też, na te czasy pozytyw izm u, w dziedzi nie poezji. Natom iast przykro mi mocno, że z ostatnich p ow ieści Zachariasiewicza publiczność tutejsza nie jest w cale zadowolona. Narzekano już naw et na Posag (w „Bluszczu”), ale m ocniej jeszcze nierów nie na C złow ieka b e z jutra, wprawdzie to „Przegląd T ygo dniowy"9, no — ale i ten był dotąd dla niego w ielce pobłażliw y. W yczytu ję z jego listu, że napisał znowu trzy duże p ow ieści oraz w iele pom niejszych, czy nie za dużo to, a raczej, czy nie za pośpie
sznie. N ic mu jednak o tych m oich uw agach nie mów, proszę Cię, bo sąd m oże być przedwczesny. Proszę także, n ie pisz już nic o m oich zajściach z „Tygodnikiem" Jenikemu, rzecz się tylko za ogni, a wierz mi, w szelk ie w tym w zględzie uw agi są tylko gro chem na ścianę.
Żona moja uprzejmie W as w szystkich pozdrawia. Valete.
1 Faleński m iał najpraw dopodobniej pod ręką w yd an ie dzieł Petrarki w opracow aniu A ntoniego M arsanda pt. Le rim e, które w 2 tom ach w y szło w Padw ie w 1. 1819— 1820 (Jacques C harles B r u n e t , M a n u el du libraire, Paris 1863, t. 4, kol. 555), oraz studium, które napisał U go F o s c o l o pt. E ssa y on
Petrarch, drukowane w Londynie 1821 r. ( B r u n e t , op. cit., t. 4, kol. 572).
2 G ero M argraf, tragedia w 5 a k ta c h z cza só w p p g a ń stw a S ło w ia n , w ier szem przez J ó z e f a z M a z o w s z a , w y szła w W arszaw ie nakładem „O pieku na D om ow ego" , 1872 r.
3 „W ieniec", pism o czasow e ilustrow ane, w ychodziło dw a razy na tyd zień w W arszaw ie z drukam i S. Orgelbranda nakładem H ipolita Orgelbranda. Re daktorem oficjalnym był M ieczysław O r g e l b r a n d , a kierow nikiem lite rackim W ład ysław B ogusław ski (1838— 1909). F aleński w spółpracow ał później z tym pismem.
4 W ojciech G e r s o n (1831— 1901), malarz, od 1872 r. profesor w arszaw sk iej Szkoły Sztuk Pięknych.
5 P ow ieść A lfonsa К a r r a pt. P rzerw a n a p io s e n k a w ychodziła w dodatku „Tygodnika Ilustrow anego", 1971, nr 204—208 (27 XI — 23 XII). Tłum acz nie został w ym ieniony.
6 M ow a o jakim ś projekcie żałobnego obchodu w stu lecie I rozbioru Polski, o czym brak innych w iadom ości.
7 P o e zje i dram ata W acław a S z y m a n o w s k i e g o w y sz ły w 5 tom ach
•w W arszaw ie dopiero w 1884 r.
8 S z y m a n o w s k i (ur. 1821 r.) zaczął pisać w latach czterdziestych, był n aw et w kręgu literatów zw anych „cyganam i warszawskim i". Znaczna część jeg o tw órczości przypada na okres m iędzypow staniow y, który F aleński uw aża za zasadniczo różny od p óźniejszego, p ozytyw istyczn ego, przez poszanow anie poezji.
9 P ow ieść Jana Z a c h a r i a s i e w i c z a pt. Posag drukow ał „Bluszcz", 1871, nr 40— 52. Z krytyką p o w ieści Z achariasiew icza w ystąp ił „Przegląd T y godniow y". W nrze 42 z 1871 r. zam ieścił on anonim ow y artykuł pt. Posagi, który podkreślał, jak małą w artość ma problem atyka zaw arta w p ow ieściach Z achariasiew icza. W nrze 48 „Przeglądu" z tego roku znalazła się recenzja pióra C h m i e l o w s k i e g o odnośnie do p o w ieści C zło w ie k b e z ju tra . R ecenzent uznał, że głów ną wadą p ow ieści jest u czyn ien ie bohaterem człow ieka słabego, który nie m oże być w zorem do naśladow ania.
[K A K O L E S T R E IC H E R D O F E L I C J A N A F A L E Ń S K IE G O ]
K ochany Felicjanie.
N ie odpisałem Ci na list z któregoś tam stycznia (bo jest beż daty), ale m nie nie w iń o to; nie przejdzie dzień, abym nie otrzy mał jednego lub dwu listów , na które odpisyw ać trzeba. A jam tak zajęty pracami, że ani dziwić się, że nie od razu uiszczam się z długu. Dzisiaj ten list jest już ósmy- z rzędu do W arszaw y pi sany, a każdy o dwu kartkach, a każdy jest pilny. W ięc już mnie form alnie palce bolą.
Od razu interes sprawiam. Pytasz m nie o św ieższe niż Mar- sand i Foscolo dzieła o Petrarce. Przeszło 50 autorów pisało osobne studia o nim. N ie umiem w tej liczbie wybrać. N ie wiem, co znasz; są np. Rastoul de M ongeot: Petrarque et son siècle, Bruxelles 1846, t. 2; Bozzoli: Vita di Petrarca, Ferrara 1845; Le oni Carlo: Vita di Petrarca, Padova 1843; O livier Vitalis: Cha
telaine des environs de Vaucluse, la Laure, Paris 1842; Campbell: Life of Petrarch, t. 2, London 1841; Dulaurens A chille: Essais sur Petrarque, A vignon 1839. Zresztą obszerną rzecz wraz z biblio
grafią masz w N o u ve lle biographie générale, Paris, Firmin Di dot, 1862, t. 39-ty1. Dzieło to sprowadziłem do biblioteki war szaw skiej, w ięc Ci je da Przyborowski do przejrzenia na miejscu'. Jest też autobiografia Petrarki, w ydał ją M azzucheli2: Vita del
Petrarca, Brescia 1822, w 8°; N one Giulio: Lettera, una Biogra fia di Р.я, Padova 1845 (jest to krytyka dzieła Bozzolego).
W ięcej w żadnym interesie nie pisałeś do mnie. Sądzę, że to był jedyny. Burczy mnie o to Zachar, że Tobie nie odpisuję. Te raz wzajem Zacharowi nie odpisuję,^ bo Tobie a jem u to jedno. On to i tak przeczyta. O dbyw aliśm y sute w e se le Kaz. Grabow skiego z Fryczów ną4. Pow iedz Zacharowi, że do kolacji kazano mi prowadzić p. Epszteinową i baw ić ją przez 3 godziny, co nie małe zadanie. Gadałem z nią o Zacharze, w ięc rozpaplała się m il cząca babina. W idać, że jej serce zabiło.
Pow iedz też Zacharowi, że Szujski nic nie pisał o C złow ieku
b e z jutra.
U nas w szystko po dawnemu. K łopoty pieniężne niechaj Cię 38
nie rozstrajają. Jest to zapew ne złe, jest to klęska w życiu, ale pogoda um ysłu w ięcej znaczy. N a w szelk i przypadek trzeba Ci w ytchnienia na lato, dlatego przyjeżdżaj, usadów cie się u nas, a potem w io w góry.
Świąt w eso łych Wam życzę. Że to jest ósm y list, w ięc w yb a czysz, iż go urywam. Ściskam Cię.
Karol Jenikem u nie pisałem o Tobie, ale go burczę w ogóle, iż jest brudno-skąpy, że publika narzeka, iż odstrychnęli się dobrzy pisarze, że poezja jest jałowa. Zgoła popisałem , co ślina na ję zyk przyniosła, jak to ja umiem nie oglądając się na nikogo.
1 W tom ie 39 dzieła N o u v e lle b io g ra p h ie g én éra le, publikow anego przez braci Firmin D i d o t (Paryż 1862, kol. 751), gdzie jest zestaw ien ie bibliogra ficzne d otyczące Petrarki, znajdują się tylk o 2 p ozycje spośród w ym ien ion ych przez Estreichera. M amy tam pracę R astoula de M ongeot i pracę Campbella. W iadom ości o innych studiach czerpał Estreicher z jakichś źródeł, których nie udało się nam ustalić. Zauw ażym y tylko, że i dziś (mimo w zrostu aparatu bi bliograficznego od czasu Estreichera) w spom niane w liście opracow ania na stręczają trudności przy identyfikacji. M arię Józefa B o z z o l e g o , w ło sk ieg o autora studiów biograficznych z XVIII w., n otuje N o u v . bio g ra p h ie g énérale, t. 7, kol. 205. O Karolu L e o n i m, badaczu inskrypcji starożytnych, ur. 1814 r., p isze A n n u a le biograiico u n iv e r sa le com pilato del prof. At. Brunialti, Torino 1885, s. 89— 92 (informacja Bibl. N arodow ej w Rzymie z d. 7 XI 1953 r., N. 1277). Peł n y tytuł pracy H iacynta Ignacego Józefa M arcina d'O l i v i e r - V i t a l i s brzmi: L 'illu stre c h â tela in e d e s e n v ir o n s de V a u clu se, la Laure de P étrarque („C atalogue général des livres im primés de la Bibliothèque N ationale. Auteurs", Paris 1934, t. 126, kol. 1136). T ytuł opracow ania A ch ilesa D u L a u r e n s jest:
Essai s u r 'la v ie de P étrarque (tamże, t. 43, kol. 1130).
2 Jan Maria M a z z u c h e l i , biograf w łosk i z XVIII w., który w form ie ż y cio ry só w pisał historię literatury (N o u v. b io g ra p h ie génér., t. 34, kol. 625—627). 3 P ełny tytuł pracy jest: L ettera in to rn o ad u na biografia di Petrarca. Praca ta została podpisana pseudonim em : Giulio N one, Dwaj autorzy w ło scy : Jan C i t t a d e l l a (1806— 1884) i Ludwik N apoleon C i t t a d e l l a (1806 — ok. 1877) u żyw ali teg o pseudonim u, ale nie ustalono, który z nich napisał w ym ien ion e dzieło (informacja Bibl. N arodow ej w R zym ie na p odstaw ie D izionario bio g ra iico d eg li
scritto ri c o n te m p o ra n e i red. przez A n gela D e G u b e r n a t i s , Firenze 1879).
4 Kazimierz G r a b o w s k i , syn A m brożego, brat E streicherow ej, dr m edy cy n y i doc. h igien y publicznej i pryw atnej na u n iw ersytecie krakow skim , w sp ó ł redaktor w 1872 r. „D w utygodnika H igien y Publicznej Krajowej" w K rakowie, żen ił się z Józefą Fryczówną.
( M A R I A F A L E Ń S K A D O K A R O L A E S T R E IC H E R A ]
21 maja [18]72, Łomna1.