• Nie Znaleziono Wyników

Korespondencja Karola Estreichera z Marią i Felicjanem Faleńskimi : (1867-1903)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Korespondencja Karola Estreichera z Marią i Felicjanem Faleńskimi : (1867-1903)"

Copied!
314
0
0

Pełen tekst

(1)

Faleńska, Maria / Faleński, Felicjan

Medard

Korespondencja Karola Estreichera z

Marią i Felicjanem Faleńskimi:

(

1867

-

1903

)

Archiwum Literackie 3,1-288 1957

Artykuł został zdigitalizowany i opracowany do udostępnienia

w internecie przez Muzeum Historii Polski w ram ach

prac podejm owanych na rzecz zapew nienia otwartego,

powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku

naukowego i kulturalnego. Artykuł jest um ieszczony w kolekcji

cyfrowej bazhum .m uzhp.pl, gromadzącej zawartość polskich

czasopism hum anistycznych i społecznych.

Tekst jest udostępniony do w ykorzystania w ram ach

dozwolonego użytku.

(2)

2 MARIĄ I FELICJANEM FALEŃSKIMI

W p rzeddzień 4pięćdziesiątej rocznicy śm ierci K arola E streichera, w ielkiego

(3)

I N S T Y T U T B A D A N L I T E R A C K I C H

ARCHIWUM LITERACKIE

POD REDAKCJĄ

KAZIMIERZA BUDZYKA, TADEUSZA MIKULSKIEGO i STANISŁAWA PIGONIA

T OM III

KORESPONDENCJA KAROLA ESTREICHERA

Z MARIĄ I FELICJANEM FALEŃSKIMI

(

1867

1903

)

WROCŁAW

ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH W Y D A W N IC T W O POLSKIEJ AKADEMII NAUK

(4)

KORESPONDENCJA

KAROLA ESTREICHERA

Z MARIĄ I FELICJANEM FALEŃSK1M1

(1867— 1903)

Z AUTOGRAFU WYDAŁA I KOMENTARZEM OPATRZYŁA

JADWIGA RUDNICKA

WROCŁAW

ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH WYDAWNICTWO POLSKIEJ AKADEMII NAUK

(5)

Zebrane w tym tom ie listy z lat 1867— 1903 stanow ią nie tylko korespondencję trzech osób w ym ien ionych na karcie tytułow ej,

ale również korespondencję dwu zaprzyjaźnionych domów:

Estreicherów z Krakowa i Faleńskich z W arszaw y1.

Karol Estreicher, Maria i Felicjan F aleńscy w ystępują tu jako głów ni korespondenci. Piszą oni często w# im ieniu innych członków rodziny, informują o nich lub zostaw iają m iejsce na dopiski.

N a listach Estreichera, których liczba w yn o si 40, spotykam y kilka razy dopiski jego żony, Stefanii z Grabowskich. W w ięk ­

szości w ypadków nie uw zględniam y tych dopisków, poniew aż treść ich odnosi się w yłącznie do spraw dom owych. U w aga za­ trzymuje się na nich w tedy jedynie, gdy dotyczą spraw ogó ln iej­ szych. Przy listach Karola Estreichera znalazł się jeden list jego syna Stanisława. List ten jest zbyt cennym św iadectw em stosun­ ków łączących obie rodziny, aby m ożna było go pominąć.

Od Marii Faleńskiej pochodzi 20 listów . Czasami dopisuje się też ona na listach sw ego m ęża Felicjana. Listów Fałeńskiego jest 42, poza tym zam ieszcza on dopiski na korespondencji żony. Dopiski obojga Faleńskich byw ają dość obszerne, m owa w nich o rzeczach w agi ogólniejszej, podajem y je zatem in extenso.

Listy, które ogłaszam y, nie tworzą pełnego kompletu. Zarówno w listach ze strony Estreicherów, jak i Faleńskich istnieją luki,

1 Listy Estreicherów znalazły się w papierach F elicjana Fałeńskiego w Ar­

chiw um Potockich w W ilan ow ie (filia Arch. Gł. A kt D aw nych w \V arszaw ie). W d. 12 VIII 1955 r. A rchiw um Gł. A. D. przekazało papiery Fałeńskiego B iblio­ tece N arodow ej w W arszaw ie (akces, nr 6960). L isty M arii i Felicjana F aleń­ skich u dostępnione zostały w archiwum rodzinnym E streicherów w K rakowie dzięki uprzejm ej ży czliw o ści prof. Karola Estreichera, wnuka.

(6)

które prawdopodobnie pow stały jeszcze za życia adresatów. Mimo to publikow any zespół stanow i organiczną całość. Z początkow ych listów widać, jak w warunkach oddalenia ustalają się przyjazne kontakty m iędzy rodzinami, by w krótce przejść w okres coraz in­ tensyw niejszej i dojrzalszej w ym iany zainteresow ań (lata 1869— 1875: 57 listów). W ierna przyjaźń, rzadko pośw iadczana później przez pocztę, kończy się dopiero ze śmiercią.

Do naw iązania stosunków m iędzy obydw om a domami doszło w czasie pobytu Estreicherów w W arszaw ie. Karol Józef Teofil Estreicher (22 XI 1827 — 30 IX 1908), objąw szy z dniem 1 XII 1862 r. w K rólestw ie Polskim służbę rządową jako podbibliotekarz i adiunkt katedry bibliografii w Szkole G łównej, osiedlił się z rodziną w W arszaw ie i przebywał w niej aż do dymisji, k tó­ rą na w łasne żądanie otrzymał w październiku 1868 r. Biorąc czy n n y udział w życiu um ysłow ym sto licy Królestwa m usiał spot­ kać się z Felicjanem Medardem Faleńskim (5 VI 1825 — 11 X 1910), poetą, w spółpracownikiem „Biblioteki W arszawskiej" i „Tygodni­ ka Ilustrowanego", tłum aczem oraz krytykiem literackim i jednym z pierw szych badaczy piśm iennictwa doby renesansu. Okazji do zapoznania się nie brakło. Dodać przy tym trzeba, że żona Faleń­ sk iego, Maria z Trembickich (6 XII 1821 — 24 V 1896), przez za­ żyłość z żoną prezesa teatrów warszawskich, Marią M uchanową,

primo v o to Calergis, m iała znaczne w p ły w y w teatrze stołecznym ,

a Estreicherowi, który tłum aczył kilka sztuk i napisał coś na scenę, w owym czasie zależało na stosunkach z teatrem bardziej niż k ie ­ dykolw iek potem 2.

N ajw cześniejsza w korespondencji kartka pochodzi z jesieni 1867 r. Jest to jed y n y znany list z czasu, gdy Estreicherow ie prze­ byw ają w W arszaw ie. Reszta korespondencji, obejm ująca okres 36 lat, w ysyłan a jest z W arszaw y do Krakowa i odwrotnie. Tylko w yjątkow o, k ied y F aleńscy w yjeżdżają do Zakopanego, podróżują do Drezna, zatrzymują się w Poznańskiem lub też gdy m łody Estreicher pisze ze studiów w Berlinie, listy nie chodzą utartymi drogami.

W chw ili rozpoczęcia korespondencji osob y biorące w niej udział są już dojrzałe, mają też zdecydow ane zainteresow ania.

Felicjan Faleński od kilkunastu lat ogłasza p oezje (debiutował w „Bibliotece W arszawskiej", 1850), znany jest jako tłumacz,

(7)

zw łaszcza pow ieści i dramatów W iktora Hugo. Jego żona Maria była dłużej za granicą, gdzie zetknęła się ze sław nym i literatami i artystami, jak Franciszek Liszt, Cyprian Norwid, Juliusz Janin i in.3, zwracając na siebie uw agę dzięki nieprzeciętnej inteligencji4. W latach znajom ości z Estreicherami pisze ona pow iastki i felie­ tony oraz tłum aczy pow ieść D ickensa D o m b e y i syn, lady Fuller­ ton Złota p ta szy n a i w ie le innych. Od 1864 r. prace jej drukują czasopism a w arszaw skie, a naw et krakow skie5. W ów czesnym życiu literackim jest ona m oże bardziej aktyw na od sw ego męża. Dopóki żyje Calergis-M uchanowa (zm. 1874), Faleńska — jak w spom inaliśm y — m oże oddziaływ ać na stosunki panujące w teatrach W arszaw y.

Karol Estreicher obejmując w 41 roku życia stanow isko dy­ rektora Biblioteki Jagiellońskiej ma już od 20 lat gromadzone m ateriały do bibliografii narodowej, na podstaw ie których od 1870 r. w ydaw ać będzie kolejne tom y m onum entalnego dzieła pt.

Bibliografia polsk a 6. W listach jednak w ystępuje Estreicher nie

jako bibliograf, ale raczej jako amator teatru i członek jury kon­ kursow ego dram atycznego w Krakowie oraz jako dziennikarz. 0 sw ej Bibliografii pisze on tylko w w yjątkow ych momentach, gdy n ie m oże opanow ać zbyt silnych wzruszeń z nią związanych.

Kierując Biblioteką oraz współpracując z komisjami Tow a­ rzystwa N au kow ego Krakowskiego, a potem z Akademią Um ie­ jętności i teatralnym i komisjami konkursowym i Estreicher nie ma ty le czasu na pisanie listów , ile go mają Faleńscy nie związani żadną pracą urzędową. Tym czasem spraw ow ane funkcje i liczne stosunki osobiste w ym agają od Estreichera bardzo rozległej k o ­ respondencji. Charakterystyczne, co pisze on w liście z dnia 23 II 1873 r.: „Dzisiaj ten list jest już ósm y z rzędu do W arszaw y pisany, a każdy o dwu kartkach, a każdy jest pilny. W ięc już mnie form alnie pa lce bolą". Estreicher w ięc i do Faleńskich nie rozpi­ suje się, m yśli sw e i doniesienia w yraża jak najbardziej skróco­ nym sposobem, niem al stylem telegraficznym . Przeto obraz Kra­ kow a byw a nieraz n ie tak w yrazisty jak obraz W arszaw y w listach Faleńskich. A le w szy scy troje mają dużo do pow iedzenia, toteż 1 u Estreichera m nóstwo jest realiów i wiadom ości.

3 Zob. list 95.

4 Zob. C. N o r w i d , D zieła w s z y s t k i e . W arszaw a 1937, t. 9 (Listy, cz. 1). 5 Spis prac Faleńskiej przy listach: 77 i 95.

(8)

Dzisiaj korespondencja ta ma wartość ze w zględu na bogaty materiał w niej zawarty.

M ateriał ten przyda się przyszłym m onografistom naszych ko­ respondentów. N ie mamy przecież do tej pory monografii Karola

Estreichera. Publikow ane okolicznościow o w iadom ości o nim

w pracach p ośw ięcon ych teatrowi lub bibliografii oraz zam ieszcza­ ne w celach popularyzatorskich życiorysy Estreichera nie dają p eł­ nego ujęcia jeg o działalności i nie w ystarczają do poznania jego zasług położonych dla kultury polskiej. Sporządzona przez K saw e­ rego Sw ierkow skiego bibliografia7 wskazuje tylko m ateriały dru­ kow ane. K orespondencja niniejsza zwraca uw agę badaczy na k o­ nieczność sięgn ięcia także do rękopiśm iennych estreicherianów 8. Rów nocześnie przynosi ona sporo faktów z życia w ielk iego biblio­ grafa. M ożem y ułożyć z nich pierw sze biograficzne kalendarium Estreichera z okresu 1868— 1903. Kalendarium, chociaż oparte tylko na jednym źródle, ujaw ni niektóre artykuły Estreichera drukowa­ ne anonim owo po czasopism ach, zwróci też uw agę na rozliczne stosunki, w jakich żył i działał m iłośnik książek i M elpom eny oraz tytan pracy.

M onografię Felicjana Faleńskiego napisał W iktor Przecławski9. Monografia ta nie odpowiada jednak w cale wym aganiom dzisiej­ szej nauki, zbyt w iele m iejsca przeznacza na pseudoanalizę utw o­ rów poety, za mało podaje faktów, pomija epokę i jej problemy do tego stopnia, że z Faleńskim poznajem y się nieom al w próżni. Artykuł Mariana Tyrow icza o Faleńskim w Polskim słow niku bio­

graficznym w ziął za podstaw ę to, co ogłosił Przecławski i o czym

niedokładnie i ogólnikow o informują h istorycy literatury. M ateria­ ły rękopiśm ienne po autorze M eandrów nie b y ły dotychczas w y ­ korzystane10. Z tego też powodu w ostatnio w ym ienionym artykule

7 K saw ery S w i e r k o w s k i , Karol Estreicher. Bibliogralia prac je g o i li­ te r a tu ry o nim, W arszaw a 1928.

8 Z rękopisu do tej pory w y szło jed yn ie 9 listów Karola Estreichera do

Franciszka W ężyka z lat 1858— 1859, które drukow ała Jadw iga T u r s k a w biu­ letyn ie „Ze skarbca kultury", W rocław 1952, z. 1, s. 78— 94.

9 W iktor P r z e c ł a w s k i , Felicjan M e d a r d Faleński. Ż y w o t i dzieła. Po­

znań 1922.

10 Przecław ski cyto w a ł obficie W s p o m n i e n i a F aleń sk iego w rozprawce

(„Przew. Nauk. i Liter." 1914) oraz w monografii; fragm enty o g ło sił w „N ow ym Przegl. Liter, i Sztuki" 1921, t. 1. W s p o m n i e n ia F aleńskiego n ie stanow ią czysto źródłow ego materiału, gdyż pisane są z p ersp ek tyw y 40 lat i sięgają ledw ie do 1865 r.

(9)

jest ca ły szereg pow ażnych niedopow iedzeń (np. pom iędzy osoba- 1ni, z którymi kontaktow ał się Faleński, brak Estreichera), a także ftfędów (m. in. m ylna informacja o sztuce Althea, o której list Estreichera z d. 28 II 1875 r. m ów i co innego).

C iekaw e i w ażne m ateriały zaw iera korespondencja, g d y idzie э biografię Marii z Trembickich Faleńskiej. A rtykuł w Polskim

słowniku biograficznym 11 om awia dokładniej panieński okres życia

Faleńskiej, czerpiąc dane z jej korespondencji sprzed 1857 r. Okres późniejszy potraktow any został dość ogólnikow o. Tym czasem spis эгас Faleńskiej dołączony do listó w św iadczy, że jej działalność literacka rozw inęła się dopiero w tym czasie, k ied y została żoną Felicjana. W ypow iedzi listow ne rzucają w ięc niem ało św iatła na irugą część jej życia.

W korespondencji Estreicherów z Faleńskim i są również rozpro­ szone w iadom ości biograficzne w odniesieniu do różnych osób. W ym ienia je indeks tego tomu. Tutaj chcem y tylko zw rócić uw agę, że w niniejszej publikacji znajdziem y sporo szczegółów z życia Jana Zachariasiew icza i Józefa Ignacego K raszewskiego, dwu przy­ jaciół autorów listów .

W listach zarówno z Krakowa, jak i z W arszaw y są obficie roz­ rzucone w iadom ości bibliograficzne. N ie dziw — jednym z kore­ spondentów jest Karol Estreicher, którego od lat m łodzieńczych pasjonow ały k w estie bibliograficzne12 i który w tym okresie ma już w pełnym toku stw orzony przez siebie warsztat pracy nad Biblio­

grafią polską. Faleńscy również interesują się żyw o ów czesnym i

w ydawnictw am i, podają w ięc niejedną w iadom ość w odniesieniu do w ielk ich utw orów piśm iennictw a albo naw et drobnych artykuli­ ków gazetow ych. O becnie zadziw ia nas oczytanie korespondentów, szczególn ie oczytanie w w ydaw nictw ach periodycznych, i to nie tylko sw ojej dzielnicy, ale i dzielnic sąsiednich, zakordonowych. W związku z tym ileż to w listach 'wzmianek i napom knień ongiś oczyw istych, a dziś zrozum iałych dopiero po zestaw ieniu z odpo­ wiednim i artykułami pism. Ile też razy dzięki korespondentom odkryw a się nie podpisany autor lub ukazuje się droga utworu po­ przez cenzora, w yd aw cę i redaktora aż do czytelnika i krytyka.

Oprócz danych biograficznych i bibliograficznych koresponden­

1 1 Autor: M. Tyrowicz.

1 2 W archiw um Estreicherów jest egzem plarz Historii lite r a tu ry Feliksa

B e n t k o w s k i e g o uzupełniony przez Estreichera ok. 1850 r. dopiskam i o dziełach zn alezion ych w B ibliotece Jagielloń sk iej.

(10)

cja przynosi m ateriał do poznania Królestwa Polskiego i Galicji

z lat 1867— 1903. |

M ateriał ten w „lwiej części" odnosi się do spraw kulturalnych tych czasów . Lektura wprowadzi nas w nie bezpośrednio. Tutaj je ­ dynie zwrócim y uw agę na różnice w stosunkach panujących na te ­ renie Galicji i Królestwa.

W Galicji w dużej m ierze rozwój kulturalny postępow ał „dro- gą oficjalną". Zniesiono ograniczenie w używ aniu języka p o lsk ie­ go. Za aprobatą władz państw ow ych funkcjonow ał uniwersyte; krakowski, w ładze rów nież zezw oliły na przekształcenie Krakow- skiego Tow arzystw a N aukow ego w A kadem ię U m iejętności (1872) M ogła zatem m łodzież studiow ać na m iejscu, a starsze pokoleni* w ym ieniać poglądy i dzielić się doświadczeniam i w obrębie Aka demii.

W tym czasie, k ied y pow staw ała Akadem ia Um iejętność w Krakowie, K rólestw o Polskie straciło w yższą uczelnię prze; zam knięcie Szkoły G łównej w 1869 r. Szkoła ta zdążyła jednak w ciągu lat 1862— 1869 w ykształcić znaczny zastęp m łodzieży. Dc jej w ychow anków należeli: A leksander Św iętochow ski, Bolesław Prus, H enryk Sienkiew icz, Piotr Chm ielowski, Zygmunt Gloger W alery Przyborowski, A dolf Dygasiński, A leksander Kraushar i in W życiu kulturalnym W arszaw y łat 1867— 1903 odegrali oni donio­ słą rolę13.

Oprócz młodej generacji, która przystępuje do działania za p o ­ średnictwem czasopism takich, jak: „Przegląd Tygodniowy", „N i­ wa", działa też generacja starsza. W okresie w cześniejszym (1832— 1863) rozw inęła ona i unow ocześniła w yd aw anie periodyków a w związku z tym w yk ształciła zawód dziennikarza-publicysty, re­

daktora, krytyka i felietonisty. Zdobycze zaw odow o-literackit

przydały się bardzo W arszaw ie, która w n ow ych stosunkach kapita­ listycznych po pow staniu styczniow ym stała się ruchliwym ośrod­ kiem produkcji gazet i czasopism. Produkcja ta, znajdując finanso­ w e oparcie u przedsiębiorczych nakładców, angażowała w ielu p isa­ rzy. N a łamach periodyków publikow ali oni sw oją tw órczość od felietonów do w ielotom ow ych pow ieści, w ygłaszali też sw e po­ glądy.

1 3 L. T. B ł a s z c z y k , J. D a n i e l e w i c z , S z k o ł a G łó w n a W a r s z a w s k a

1862— Î869 i j e j rola w kształtow aniu id eologii pozytyw izm u, „Przegląd N auk

(11)

I G dy idzie o te ostatnie, toczy , się w ów czas ostra w alka m iędzy starszym pokoleniem , o poglądach raczej konserw atyw nych, a m ło­ dym, które reprezentuje ideologię burżuazji. Jedni w ypow iadają się na łam ach tzw. starej prasy, drugim służy tzw. m łoda prasa. N ajdzielniejszym szermierzem ze strony m łodych jest A leksander Św iętochow ski,

Echa w alki św iatopoglądow ej starych z m łodym i rozlegają się w listach Faleńskich, którzy deklarują się po stronie starych. Ze w zględu jednak na krytycyzm , jaki w yrażają w stosunku do daw ­ nych autorytetów , i ze względu na entuzjazm dla pracy są oni ty ­ pow ym i przedstaw icielam i okresu przełom ow ego. U Faleńskich przyzw yczajenia i tradycyjne sym patie pozostają w rozbieżności ;; trzeźwą oceną aktualnych zdarzeń.

Ż ycie artystyczne Krakowa i W arszaw y znajduje również do­ kum entację w korespondencji. Trochę tu w iadom ości o m uzyce, o m alarstw ie (Matejko i in.) i o rzeźbie (dużo o pomniku M ickiew i-

:za w Krakowie). A le szczególnie sporo m iejsca zajął teatr. Karol festreicher, amator i historyk teatru, recenzent i sędzia konkursów krakow skich od 1870 r., oraz Faleńska, m ająca kontakty z dyrekto­

rem teatrów warszawskich, m ogą p ow iedzieć znacznie w ięcej

w sprawach teatralnych od przeciętnych korespondentów.

Jak już wspom inaliśm y, autografy K orespondencji zachow ały się w dwu m iejscach: w Archiwum Potockich w W ilanow ie, gdzie Faleński złożył sw oje papiery, i w zbiorach rodzinnych Estreiche­ rów w Krakowie. W jednym i w drugim m iejscu nie znajdujem y kopert, o które zapew ne nie dbali adresaci, ale raczej tylko same listy.

W śród nich w yróżnia się pod w zględem zewnętrznym kilka li­ stów Estreichera. Oto listy pochodzące z lat 1878— 1879 pisane są na papierze z monogramem ,,K E", arkusik listow y zapisany w d. 22 XII 1882 r. zdobi rycina przedstaw iająca drugą salę Obie- dzińskiego14, a list z d. 16 VII 1902 r. ma nadruk: „Biblioteka Ja­ g iello ń sk a w Krakowie".

I W w ydaniu tym listy 7 otrzym ały układ chronologiczny

1 4 W 1515 r. Tomasz O biedziński ofiarow ał pieniądze na budow ę biblioteki u niw ersytetu krakow skiego. Stąd jeg o im ieniem nazw ano później salę B iblioteki Jagielloń sk iej.

(12)

i w związku z tym kolejną num erację porządkową. Każdy list opa­ trzony też został napisem informującym, kto i do kogo pisze.

W iększość listów Estreichera i Faleńskich jest datowana. N aj­ częściej ow a data m ieści się na początku listu w prawym jego ro­ gu. Takie też um iejscow ienie daty jako najw ygodn iejsze zastoso­ w ane zostało w całości tego wydaniar W autografie datow anie Ka­ rola Estreichera najbardziej odbiega od zazw yczaj przyjętego. Ję- go zapis daty ma postać ułamka, w którym licznik w skazuje dzień, a m ianownik m iesiąc. A b y uczytelnić datę estreicherow ską zamiast ułamka napisaliśm y obie cyfry w jednym rzędzie: dzień cyfrą arab­ ską, m iesiąc — rzymską. Z zapisu np. 3/г 1871 pow stał zapis: 3 II 1871.

W szystkie listy bez daty i bez m iejscow ości zostały uzupełnione tymi elem entam i, choćby w przybliżeniu, przez w ydaw cę, co zazna­ czone zostało ujęciem w naw ias kwadratowy.

Listy pochodzące od Faleńskiej bardzo często nie mają nagłów ­ ka. W yjątkow o zdarza się to w listach Estreichera. W szelkie po st­

scripta bez w zględu na położenie w autografie um ieszczone zostały

po zasadniczym tek ście listu. Stosunkowo liczne w tym zbiorze IM stów dopiski innych osób otrzym ały objaśnienia w przypisach.

W ypadki n ieczy teln o ści tekstu oznaczone zostały trzema krop­ kami ujętym i w naw ias ostry (...) z przydaniem w przypisie uwagi na ten temat. W ten sam sposób zasygnalizow ano brak dalszego ciągu listu w y n ik ły z zagubienia kart. O puszczenia w tekście po­ szczególn ych liter lub słów niezbędnych dla zrozumienia sensuj spow odow ane pośpiechem (dość częste u Estreichera), uzupełniond zostały m ilcząco. Natom iast opuszczenia zamierzone końcow ych części w yrazów i określeń w w ielu przypadkach uzupełniono, aby uczynić tekst czytelnym , stosow ano jednak przy tym naw ias kw a­ dratowy. Na niepotrzebne pow tórzenia i inne niekonsekw encje zwraca uw agę w ykrzyknik od w ydaw cy, u jęty w naw ias kwadra­ tow y. Zdarzające się m yłki pióra zostały skorygow ane w tekście, dostały jednak odpow iednie w yjaśnienia w przypisach.

Błędnie pisane nazw iska i nazw y geograficzne zostały popra­ w ione bez zaznaczania tego. W rzeczownikach, przymiotnikach i zaimkach odnoszących się do adresata i jego rodziny wprow a­ dzono w szędzie duże litery, jakkolw iek korespondenci pisali róż­ nie.

Gdy idzie o pisow nię korespondencji, została unow ocześniona przez zniesienie podw ajanych spółgłosek w w ięk szości wypadków,

(13)

przez zamianę y na i i / oraz przekształcenie końców ek em i emi na ym i ym i (nb. F aleńscy pisali je zaw sze ze znakiem pochylenia). Zmodernizowano także interpunkcję, a w ie le listów pisanych jed ­ nym ciągiem podzielono na ustępy. Zachow ane zostały jednak w ła­ ściw ości fonetyczne, fleksyjne i ich oboczności, np. u Estreichera: biernik liczby pojedynczej rzeczow ników żeńskich na -ja, -ia z koń­ ców ką ą, wyrazy: Słowianie, Szląsk, poszlę, ówczas; u Faleńskiej:

tęschnoła, u obojga Faleńskich: rękopism i w ie le innych. W cało­

ści korespondencji wart uw agi wyraz felieton, który w łaśnie w tym czasie wchodzi u nas w użycie. Spotykam y go w kilku postaciach:

feuleton, feuilleton, felieton i w szystk ie jednakow o honorujemy.

M nóstw o spraw poruszonych w listach otrzym ało przypisy ob­ jaśniające. N ajczęstszym dla nich oparciem b y ły ów czesne gazety i czasopism a. S ięgn ięcie do źródeł w postaci w yd aw nictw perio­ dycznych m iało na celu nie tylko identyfikację faktów, ale rów ­ nież zw iększenie materiału argum entacyjnego, zawartego w k o r e ­ spondencji. W objaśnieniach tego typu dadzą się zauw ażyć niejakie luki. Spow odow ał je albo brak odpow iednich roczników i nu­ m erów czasopism , albo niedostateczność poszukiwań, albo też m yl­ ne inform acje ze strony korespondentów. N iektóre osoby w ym ie­ nione w listach pozostały bez objaśnień. Są to jednak osoby w ystępujące epizodycznie, które nie odegrały w ażniejszej roli w życiu autorów listu.

Korespondencja, pochodząca z epoki stosunkow o nam bliskiej, nie potrzebow ała w ielu objaśnień językow ych.?Z nalazły się tu je ­ dnak w yrażenia i słow a w językach obcych, które z wyjątkiem elem entarnych i pow szechnie znanych otrzym ały tłum aczenie p ol­ skie w przypisach.

O bjaśniając, zaw sze podawano źródła, z jakich zaczerpnięte zo­ stały w iadom ości. W wypadkach jednak, k ied y te źródła stanow iły bibliografie (z Bibliografią polską Karola Estreichera na czele), słow niki, encyklopedie i opracowania o charakterze ogólnym , nie w ym ienano ich w przypisach.

Objaśniano tylko raz, bez odsyłania przy następnych wzm ian­ kach, w ychodząc z założenia, że indeks odeśle do zam ieszczonych już informacyj.

W szelk ie starania o poprawne w ydanie listów , a także przyda­ n y do nich komentarz mają na celu udostępnienie korespondencji Estreichera z Faleńskim i w postaci wiarygodnej oraz uczynienie jej jak najbardziej czytelną. O by też tak było.

(14)
(15)
(16)
(17)
(18)
(19)

[ F E L I C J A N F A L E Ń S K I D O K A R O L A E S T R E IC H E R A ]

[Warszawa, jesień 1867.] K ochany Karolu.

*

O ddawca tej kartki nazyw a się A leksander R oszkow ski1 i jest w ła śn ie tym kandydatem do Szkoły Głównej, którego Twojej do­ broci dni temu parę polecałem . Posyłam Ci go, żeby się naocznie m ógł przekonać, co się dla niego da zrobić.

Dnia dobrego Ci życzę, Żonie Twojej od nas obojga śliczne ukłony.

F.elicjan [A d r e s:] W. Karol Estreicher w Bibliotece Głównej.

W sp isie studentów w ydziału prawa i adm inistracji Szkoły G łów nej W ar­ szaw sk iej w y m ien io n y jest A leksander R oszkow ski jako słuchacz I sem estru roku akad. 1867 (S. B o r o w s k i , S z k o t a G łó w n a W a r s z a w s k a 1862— 1869, W y ­

dzia ł p r a w a i admin istracji, W arszaw a 1937, s. 312). — Sprawa R oszkow skiego

w skazuje, że kartka b yła pisana jesien ią 1867 r.

2

[ M A R I A F A L E Ń S K A D O E S T R E IC H E R Ó W ]

[Warszawa,] w grudniu [1 XII1] 1868. N ie podobna3 mi w ierzyć, aby Kochani Państwo już się odtę- schnili po W arszaw ie3 i po nas w szystkich, cośm y tu zostali, i ow ­ szem — m yślę, że nieraz w spom nieniem tu wracacie, stąd mam na­ dzieję, że list mój przynoszący z sobą nieco tutejszego p o w ie­ trza ma niejakie prawo wybrać się do W as w odw iedziny. Szkoda

(20)

nam Państwa, z dniem każdym coraz bardziej szkoda, ale co tu o tym w szystkim m ówić, wszakże żal straty nie wróci. Oto lepiej m ówm y o W arszaw ie, ale w szystko w niej prawie, jak Pan zosta­ wił. M odrzejewska4 jeszcze w szystkich zachw yca i niemałym jest ciągle kłopotem dla każdego m ającego jakie bądź pow ody obcho­ dzenia się oględnie z przemożną redakcją ,,G azety W a r s z e w ­ skiej]"5.

Tymi dniami byliśm y u Szym an[owskich]6; trzeba było widzieć, jak starannie p. W acław unikał ow ego drażliwego przedmiotu ro­ zm ow y7, aż mi go żal było, jak nareszcie Felicjan w yraźnie mu uczynił w tym w zględzie zapytanie. K oniec końcem przyznał, że w kom edii znakomita to artystka, ale do dramatu i do tragedii nie ma głosu, jak na przykład Palińska8. N ie potrzebuję mówić, w jaki sposób mu na to odpow iedział Felicjan. Publiczność ciągle za­ chw ycona M odrzejewską; deklam owała na kilku koncertach, w szę­ dzie tłum za nią się ciśnie, ale sw oją drogą pisma, z wyjątkiem „Gazety Polskiej"9, rade co najmniej się o niej odzywać. Koncer­ tów« mamy m nóstwo, ale za to zdaje się, że karnawał dosyć cicho się odbędzie. W św iecie literackim jedyną now iną ogłoszony już program now ego pisma: „Tygodnik P ow ieści i Romansów"10, o któ­ rym już Pan słyszał przed wyjazdem. Cena nadzwyczaj niska, bo zł 20 rocznie dla W arszaw y, stąd w nosić można, że przekłady będą byle jakie, a zatem i pow odzenie w ątpliw e. G dyby w tej chwili Unger11 się zabrał do podniesienia „W ędrowca", m ógłby z łatw o­ ścią zw y cięży ć to n o w e przedsięw zięcie, ale Unger zajęty obecnie tylko przeprowadzaniem „Tygodnika" w odludne krainy N o w o li­ pia i Dzikiej ulicy, za tydzień już ma się tam odbyw ać posiedzenie, nie wiadomo tylko, kto się na nie wybierze. Zdaje mi się, że Szy­ m anowski bardzo krzyw o patrzy na tryumf konkursow y Lubow­ sk ieg o 12, kw aśno się już o tym odzyw ał w pismach, a kwaśniej jeszcze w rozmowie. Z now ości jest w y staw io n y u Brandla ogrom­ ny kalendarz, zapew ne pom ysłu autora karykatury redaktorów, rów nie dow cipny i w esoły: w idać tam psa leżącego przed „Ku­ rierkiem", co „Dziennik" tłum aczy w ten sposób, że i pies naw et nie chce czytać tego pism a13. Komentarz godny utworu.

Felicjan prosi bardzo Kochanego Pana, żeby mu doniósł, czy odesłał do N iego M iłaszew ski rękopism dramatu posłanego na konkurs11, bo go o to prosił 1L -wnie Felicjan, ale żadnej nie odebrał odpow iedzi. Zapewne już wiadomo Panu, że m iejsce po. Nim w bibliotece otrzymał Skim borowicz15, zdaje się, że umiał

(21)

chodzić koło tego interesu, skutkiem załatw ienia którego Barto­ szew icz dostał dym isję10, gdyż chodziło o to, żeby zrobić oszczęd­ ności.

N a w y sta w ie 17 ludzie się cisną przed now ym obrazem M atejki

Zygm unt i Barbara; bardzo to piękne jako m alowidło, m oże trochę

mniej jako kom pozycja, szczególniej ze w zględu wyrazu twarzy króla, ale zaledw ie się to śm ie pow iedzieć, kiedy m owa o obrazie M atejki, i w istocie, pod w zględem m alowania prześliczny to obraz, jak w szystko, co spod jego pędzla w ychodzi. M ówiąc*o mi­ strzach, Lachn[icki]18 znowu w y k oń czył obraz i, co prawda, w y ­ kończył, jak on umie, każdy listek jakby przez lupę oglądany, a niebo i skały! Już chyba tą razą nie znajdzie się na nich nakre­ ślone ołów kiem słow o nagany, jak to m iało m iejsce z poprzedni­ mi obrazami na w ystaw ie. N ie wiem , czy Panu wiadom o, że na jednym w yskrobano farby zbyt suto nałożone, na drugim zaś na­ pisano coś niepochlebnego, ale Lach[nicki] powiada, że zaw iść — i upatruje w tym niechęć w spółzaw odników .

Byliśm y wczoraj na ostatnim przedstaw ieniu Modrz [ej ew skiej] w roli Adrianny, sala była przepełniona i każdy w yszedł zach w y­ co n y 19. Dziś podobno już odjechała, p. Chłapowski20 nie czuł się w cale w obow iązku oddania w izy ty Fel[icjanowi] ani w ytłum acze­ nia dziw nego znalezienia się żony w tedy, k ied yście Panow ie u niej byli, znać, że p. Modrz [ej ewska] lepiej w ychow ana na scen ie niżeli w salonie.

Felicjan przyporrîina Kochanemu Panu łaskaw ą obietnicę po­ starania się o chrom olitografię Tańców śmierci L eksyckiego21, przesyła najprzyjażniejsze ukłony i pozdrow ienie Kochanym Pań­ stwu, co i ja czynię, raz jeszcze powtarzając, ile nam tu Państwa brakuje, jak tęschnim y do chwili, w której będziem y m ogli spełnić zamiar w ycieczk i do Krakowa. Skoro czas pozwoli, prosilibyśm y 0 słów ko jakie, aby to chociaż zachować, co się da, z tego stosun­ ku, którego częściow e zerw anie ty le nam sprawia przykrości 1 prawdziwej serca tęschnoty. D zieci ściskam, niech Bóg czuwa nad całą Rodziną.

M. F.

1 Przy końcu tego listu jest wzij-^yika: „Byliśm y wczoraj na ostatnim przed­

staw ien iu M o d rzejew sk iej]" . P rzedstaw ienie to odbyło się 30 XI 1868 r. M oże­ m y zatem ok reślić dokładnie datę pisania listu.

(22)

3 E streicherowie m ieszkali w W arszaw ie od grudnia 1862 r. do października

1868 r. Estreicher b ył tam podbibliotekarzem i adiunktem katedry bibliografii w Szkole G łów nej. N a w łasn e żądanie otrzym ał on zw oln ien ie z posady i w y je ­ chał do Krakowa, aby objąć stanow isko dyrektora B iblioteki Jagiellońskiej.

4 H elena M o d r z e j e w s k a z Bendów (1840— 1909), artystka teatralna, zaproszona została z Krakowa do W arszaw y na 12 w y stęp ó w gościnnych. Pierw ­ sz y raz w ystąp iła w W arszaw ie d. 4 X 1868 r. w A d r ia n n i e L e co u vreu r Scribe a, a ostatni d. 30 XI 1868 r. W tym czasie prezes teatrów w arszaw skich, Mucha- now , poznaw szy jej talent zawarł z M odrzejew ską kontrakt angażujący ją na sta łe do W arszaw y po up ływ ie um ow y ze sceną krakow ską, tzn. od d. 13 IX 1869 r! (zob. F. S i e d l e c k i , H elena M o d r z e je w s k a , W arszaw a 1SJ27, s. 48, 55).

5 Redaktorem „G azety W arszaw skiej" był Józef K è n i g (1821— 1900),

który w tym czasie starał się o rękę Salom ei Palińskiej, artystki dramatycznej w arszaw skiej, i n iech ętn ie odnosił się do M odrzejew skiej. „Gazeta W arszawska" d ość długo zb yw ała m ilczeniem su k cesy artystki krakow skiej. D opiero w arty­ k ule pt. „ R o zb ó jn icy", tr agedia Szy lle ra . W y s t ą p i e n i e p. M o d r z e j e w s k i e j , druko­ w anym w odcinkach „Gazety" od d. 27 do 29 X 1868 r., nie podpisany autor, zapew ne redaktor, om ów ił szczegółow o grę M odrzejew skiej podkreślając n ie­ zw y k łe w ypracow anie ról, a zarzucając niedostateczne w czu cie się w odtw arza­ n e postaci. O perypetiach M odrzejew skiej w W arszaw ie zob. A. G.-S i e d 1 e- c к i, Św ia t a k to r s k i m o ic h czasów , W arszaw a 1957, s. 70, 89.

6 M ow a o domu W acław a S z y m a n o w s k i e g o (1821— 1886), redaktora

„Kuriera W arszaw skiego". F aleńscy pozostaw ali z Szym anow skim i w bliższej zażyłości, co w idać z dalszych listów .

7 „Drażliwym tem atem rozmowy" m iędzy Faleńskim i Szym anow skim był artykuł tego ostatn iego pt. Tea tr W i e lk i . „A dria nna L eco u vreu r ", p ie r w s z e w y ­ stąpienie pani M o d r z e je w s k i e j, ogłoszon y w „Tygodniku Ilustrowanym" z d. 10 X 1868, nr 41, s. 170— 171. W artykule tym Szym anow ski znając talent i „sym pa­ tyczn y pociąg", jakim jest obdarzona artystka, dopatruje się usterek w jej g ło ­ sie. W edług niego g ło s jej „nie zaw sze daje się utrzym ać w tej pełni harm onij­ nej, którą daje tylko w y so k ie w yrobienie".

8 Późniejsza żona J. Keniga. Zob. przyp. 5.

9 „Gazeta Polska", którą od 1863 r. redagow ał Józef S i k o r s k i , kom pozytor i krytyk m uzyczny, daw ała obszerne i p ełne entuzjazm u spraw ozdania z k o lej­ n y ch w y stęp ó w M odrzejew skiej w 1868 r. w W arszaw ie, nr: 218 (5 X), 221 ( 8 X), 224 (12 X), 226 (14 X), 230 (19 X), nr 233 (22 X), 236 (26 X), 239 (29 X), 242 (2 XI), 254 (16 XI), 263 (27 XI).

10 W łaściw ie „Tygodnik Rom ansów i Pow ieści". W ych od ził on w W arszaw ie od początku 1869 r. nakładem i drukiem S. L e w e n t a l a pod kierow nictw em Kazimierza R a s z e w s k i e g o . Zawierał n ie tylk o przekłady, ale i p ow ieści oryginalnej poziom ich b ył bardzo różny.

11 Józef U n g e r (1817— 1873), w yd aw ca i drukarz w arszaw ski. Jego nakła­

dem w ychodził od d. 1 X 1859 r. „Tygodnik Ilustrow any", a od 1863 r. „W ędro­ w iec", pism o p o św ięco n e podróżom i obyczajom cudzoziem skim .

1 2 Edward L u b o w s k i (1837— 1923), z pochodzenia krakow ianin, od 1866 r. m ieszkał w W arszaw ie zajm ując się krytyką teatralną i pisaniem kom edii. Tutaj m ow a o nagrodzie, jaką otrzym ał Lubowski za dramat Żyd na konkursie lw o w ­ skim im. A leksandra Fredry w 1866 r. O konkursie tym informuje „Biblioteka

(23)

W arszaw ska", 1868, t. 4, s. 505— 506. Szym anow ski, jako autor dwu dramatów: S a lo ­

m o n i M i c h a ł S ę d z i w ó j , m ógł patrzeć z zaw iścią na w yróżn ien ie L ubow skiego. 1 3 „Dziennik W arszawski", organ prorządow y, w nrze 225 z d. 29 XI 1868 r. informuje o ukazaniu się kalendarza ścien n eg o na rok 1869, w yd an ego przez Zakład F otograficzny Brandła i Spółki. R ysunek z kalendarza, przedstaw iający psa, przed którym leży numer „Kuriera W arszaw skiego", „Dziennik" objaśnia złośliw ym przypuszczeniem , że „Kuriera" i p ies nie czyta.

14 Adam M i ł a s z e w s k i , dyrektor teatru lw o w sk ieg o w 1. 1863— 1869, na konkurs im. Fredry otrzym ał od F aleń sk iego najpraw dopodobniej dramat pt. Po­

w s ta n i e w Dalekarlii. W skazuje na to list F aleń sk iego z d. 12 VI 1871 r., w k tó­

rym pisze, że Estreicher dramat ten k ied yś przeglądał, gdyż na jeg o ręce b y ł przesłany.

15 H ipolit S k i m b o r o w i c z (1815— 1880), literat warszawsKi, od 1863 r.

był sekretarzem Szkoły Głównej, a od je sie n i 1868 r. został kustoszem w B iblio­ tece S zk oły G łów nej na m iejsce Estreichera.

1 6 Julian B a r t o s z e w i c z (1821— 1870), historyk, w czasie reform W ielo ­

p olsk iego m ianow any kustoszem B iblioteki G łów nej, ze stanow iska bibliotecznego zw o ln io n y został w 1868 r. (w edług P o lsk ie g o s ł o w n i k a b io graficznego dym isja nastąpiła 1 I 1868 r., z listu w ynika, że znacznie później).

1 7 M ow a tu o w y sta w ie Tow arzystw a Z achęty Sztuk Pięknych, która m iała w tedy p om ieszczenie w w arszaw skim H otelu Europejskim.

1 8 C yprian L a c h n i c k i (1824— 1906), malarz, kolek cjon er d zieł sztuki, ma­ low ał przew ażnie krajobrazy, które nie m iały w ięk szej w artości artystycznej, upam iętnił się przekazaniem dla Muzeum w arszaw sk iego sw ojego zbioru obra­ zów , zw an ego „galerią Lachniekiego" (S. L o r e n t z , M u z e u m N a r o d o w e w W a r ­

szawie. Z a r y s h is to r y c z n y , W arszaw a 1938, s. 11—26).

0 1 O statni w y stęp gościn n y M odrzejew skiej w W arszaw ie odbył się 30 XI 1868 r. Entuzjastyczny opis tego w y stęp u podaje „Kurier W arszaw ski", 1 XII 1868, nr 266.

2 0 Karol Bodzenta C h ł a p o w s k i (1840— 1914), mąż M odrzejew skiej. Slub ich odbył się 12 IX 1868 r., a w ię c w okresie pisania listu byli oni m łodym mai* żeństw em .

21 Franciszek L e k s y c k i , malarz XVII w. W krakow skim k o ściele bernar­ dyn ów na Stradomiu znajduje się obraz T a ń ce śm ierci, który uw ażany je s t za dzieło L eksyckiego.

3

[ F E L I C J A N F A L E Ń S K I D O K A R O L A E S T R E IC H E R A ]

W arszawa, 31 grudnia 1868 r. K ochany Karolu.

Rozpoczynam od pow inszow ania Państwu Obojgu szczęśliw ie przełkniętego N ow ego Roku życzeniam i zaś na następny, czego za­ datkiem niech będzie szczerość m oich sentym entów.

(24)

U nas nieboszczyk w cale się n ieosob liw ie spisał przy konaniu, m ieliśm y tu onegdaj orkan tak zaw zięty, że .podobnego chyba w krajach podzw rotnikow ych doczekać b y się można. M nóstwo dachów pozryw anych, poobalanych budowli, pow iadają o kilku w ypadkach silnego poranienia i naw et śmierci. Ogród Saski stra­ cił kilkanaście drzew najpiękniejszych, niektóre całkiem zdrowe. Do takich zaliczyć należy brzozę płaczącą tuż przy wielkim wodo- zbiorze oraz lipę najzdrowszą w św iecie, fenom enalnej grubości, prawie w szystk ie pow yryw ane z korzeniami. Gdzie indziej drzewa podobne naz^d by w ziem ię poosadzano, ale u nas, jakbyśm y po staremu w lesie jeszcze żyli, porąbano to po prostu na drwa do palenia w piecu. Z okien naszych m ieliśm y rów nież w idow isko niemniej rzadkie. Z hotelu M eringe'a1 ca ły dach poszedł w szmaty, zostały tylko n a g ie krokw ie, gdzie indziej, jak na Starym M ieście, całe dachy zlatyw ały. Z domu Epsztajna na M azow ieckiej u licy okrycie całe zw inęło się w trąbkę i runęło razem z kominem. Kula z kielichem na Karmelickim k o ściele tak się chwiała, że lada chw ila czekano jej spadnięcia. Św ieżo wyrestaurow ana w ieża na k o ściele Św iętokrzyskim skutkiem podobnegoż wzruszenia po­ trzebować będzie now ej posady. Z prowincji dotąd jeszcze nie mamy w iadom ości dokładnych. Te zaś, które nas dochodzą, zw ia­ stują w ogóle klęsk i stokroć okropniejsze jeszcze od pamiętnej burzy z 7 grudnia.

A le oto dość już tego requiem, przejdźm y na pole nieco o gól­ niejsze. U nas tu niby już karnawał, ale naprawdę nie bardzo, jak się zdaje, ruchliwy, przynajmniej w nosząc z tego, na co się zano­ si. Teatr po odjeździe M odrzejewskiej stara się o publiczność, jak może. W znow iono Zampą2, Halkę, grano już coś trzy razy Z bój­

ców, zaw sze przy ogromnym natłoku, obiecują także Roberta Diabla*. W roli Karola Moora ukazał się tu niejaki Leszczyński4,

zdaniem znaw ców dziw nie obiecujący fenomen, jak dotąd zaleca­ ją cy się głów nie postaw ą i siłą głosu. W szystko to jednak opera w łoska5 ad feliciora tem poraB w kąt zapędza. Ostatniej środy b y­ liśm y u K aszew skich7, gdzie fetowano pannę Eugenię, oboje oni, również jak W isłocki8, serdecznie W as pozdrawiają. Z powodu tego ostatniego przypomina mi się smutne zdarzenie Girsztowta9. Przy dyssekcji trupa (niejakiego Sigism undusa policmajstra) skale­ czy ł się w palec bisturem 10, na czym nieco za późno się spostrzegł. O becnie jest nie żartem w niebezp ieczeństw ie życia. Zresztą w Szkole Głównej dotąd żadnych innych zmian jeszcze nie ma.

(25)

Twój następca Sk[imborowicz] zajmuje m ieszkanie daw ne Lach- nickiego na dole i w ielce stęka równie na jego ciasnotę, jak na niedelikatnych sw oich w ierzycieli. Bartoszewicz, w iesz już za­ pewne, że m iejsce stracił.

W literaturze nic tak dalece n ow ego z wyjątkiem „Tygodnika Pow ieści i Romansów", który — jak mniemam — niezbyt będzie ciek aw y z uw agi, że go prowadzić będzie Pracki11, sam potrzebu­ jący prowadzenia. Co się też dzieje z moim dramatem, czy jeszcze nie został przeczytany? W idziałem się z Lubowskim, który utrzy­ muje, że 18 dni baw ił w Krakowie i na przedstaw ieniu swojej sztuki nie był, wyrzeka na ludzi i na lo sy i twierdzi, że w olałby był zapłacić wartość nadgrody, byle jej był nie wziął, że się urodził pod n ieszczęśliw ą gwiazdą, że ma w rogów zaw ziętych, że kom itet przyznaw szy mu premium pow inien był na pociski krytyków sta­ nąć otw arcie w jego obronie. N ic z tego w szystk iego nie rozu­ miem, nie wiem , co w tym jest prawdą, a co przesadą, czy sztuka rzeczyw iście upadła i z jakiego powodu, czy w istocie mierna jest, czy tylko zaw iść ją ściga. O biecały „Kłosy" drukować Żyda12, w tedy obaczym y. Tym czasem zaś napisz mi, co się Tobie o tym zdaje i jak sądzicie tę rzecz w Krakowie, gdzie już bodaj czy nie grano Żyda, wiem przynajmniej, że go Lubowski sprzedał Skorup­ c e 13. Donieś mi też co o Z achariasiew iczu14, który już podobno przejeżdżał przez Kraków. N areszcie (co najważniejsza) w skaż mi, w jaki sposób mam Ci przesłać pozostałe u mnie 40 rb, czy je A n tosiow i15 oddać, czy m oże u radcy Szlach[tow skiego]lu złożyć. Przez tego ostatniego przesłałem Ci parę notatek, czyś je odebrał? Napisz mi także, czy przesłano egzem plarz numeru „Tygodnika", który w ym ów iłem dla Dudraka17. O statnie m oje sprawozdanie z w y sta w y 18 narobiło mi tu nieprzyjaciół co niemiara, ale w iesz sam, co to jest amjcus Plato i amica v e rita s19, podobno obu nas, C iebie i mnie, przerobić w tym trudno, że nie powiem , nie po­ dobna. M atejko w asz niezbyt się też tu popisał ostatnim swoim obrazem Zygm unt i Barbara, przyjdzie m oże i jemu prawdę w y ­ garnąć. W istocie zaś rzeczy doszły do tego stopnia, że w ystaw a nasza stała się filantropijnym przytułkiem w szelk iego chromego i ślepego żebractwa z rogów ulic i spoza opłotków; podobnego in- dyferentyzm u w rzeczach smaku tolerow ać dłużej nie podobna. W olałbym jednak, żeby ten obow iązek na kim innym m ógł ciążyć, nie na mnie, ale taka już moja dola, to mi tylko przypada w udzia­ le, czego drudzy nie chcą.

(26)

Redakcja „Tygodnika" całkow icie się już przeniosła na Dzi­ czyznę20. Unger urządził omnibusy, które stamtąd odwożą łaska­ wych, ale jak dotąd m ieliśm y dopiero jedno posiedzenie. Na Tw oje i B ełcikow skiego m iejsce pow ołano obecnie K orotyńskiego i Krze­ m ińskiego21. Kłaniaj się ode mnie Bełcikow skiem u i donieś mi, co porabia. Również co się dzieje z katedrą, o którą ubiega się po­ dobno Szujski i Tarnowski22, przypominam Ci także M arię

Tudor23.

Rzecz nie do uw ierzenia, ale list ten tylko dopadkami pisać mo- - gę, raz wraz ktoś przychodzi w inszow ać, choć nie ma czego. Za­ cząłem go jeszcze przeszłego roku, a w ypraw ić m ogę dziś zaledw ie. Proszę Cię, chciej ucałow ać rączki Twojej Żony, Dziewczęta Tw oje w yściskaj, a Sobie pow iedz ode mnie, co Ci przez głow ę przejdzie, w szystk o prawdą będzie.

M oja żona również serdecznie w szystkich W as pozdrawia. Ma­ rzym y sobie, że W as ujrzym y tego lata, ale to m ogą być pia desi­

deria24, zresztą obaczym y. Siem ieńskiem u25 kłaniaj się ode mnie

i Szujskiemu. Ten ostatni w ybiera się podobno do W arszaw y, za­ leć mu jak najm ocniej, żeby m ię nie pominął. Zresztą — vale, fa ve

et m e arna26.

Felicjan Ul. M arszałkowska nr 1372 lit. A.

M ianowski27 zatw ierdzony został na rektorstw ie (przez rząd) na następne trzy lata.

1 F aleń scy m ieszkali, jak w skazuje adres na końcu tego listu, przy ul. Mar­ szałkow skiej nr 1372, lit. A (now y nr 69). H otel M eringe'a znajdow ał się po przeciw nej stronie u licy pod nrem 50.

2 Zam pa, c z y l i na rz eczo n a z m arm uru, opera kom iczna w 3 aktach z libret­ tem M e l e s v i l l e ' a i m uzyką H e r o l d a . Z francuskiego tłum aczył J. S. J a s i ń s k i .

3 R obert Diabeł, opera w 5 aktach ze słow am i D e l a v i g n e ’ a i S c r i ­ b e ‘ a, z m uzyką M e y e r b e e r a, w przekładzie D m u s z e w s k i e g o i J a ­ s i ń s k i e g o .

4 B olesław L e s z c z y ń s k i (1840— 1918), w y b itn y aktor, znany szczególn ie

z roli Karola M oora ze Z b ó jc ó w , O tella i w o jew o d y w M azepie .

5 N a p ierw szy sw ój w y stęp w W arszaw ie w d. 29 XII 1868 opera w łoska dała sztukę O te llo („Gaz. Warsz.", 28 XII 1868, nr 286).

6 «do szczęśliw szy ch czasów ».

7 Kazimierz K a s z e w s k i (1825— 1910), krytyk literacki, tłumacz i w sp ó ł­

(27)

8 T eofil W i s ł o c k i (1815— 1881), od 1858 r. profesor p atologii ogólnej w A kadem ii M edyko-C hirurgicznej w W arszaw ie o r a ł w yk ład ow ca w Szkole G łów nej.

9 Polikarp G i r s z t o w t (1827— 1877), od 1859 r. profesor chirurgii teore­

tycznej na A kadem ii M edyko-C hirurgicznej w W arszaw ie.

10 b is tu r — składany nożyk chirurgiczny, lancet.

11 Józef P r a c ki , pow ieściopisarz n iew ielk ich zdolności i tłumacz, m. in. przełożył romans A u e r b a c h a W i ll a n a d R en em , drukow any w „Kłosach",

1869, nr 209 i nast.

1 2 Ż y d a drukow ały „Kłosy" w 1869 r. od 7 X do 4 XI, nr: 223—227.

1 3 A dam S k o r u p k a (zm. w paźdz. 1872 r.), w ła ściciel teatru k rak ow sk ie­ go, który prow adził w spólnie ze Stanisław em Koźmianem.

14 Jan Z а с h a r i a s i e w i с z (1825— 1909) pochodził z Radymna w Galicji W schodniej, po 1865 r. przebyw ał na zm ianę w K rakowie, w W arszaw ie i za granicą. W okresie tej korespondencji znany b ył on jako autor w ielu p ow ieści.

15 A ntoni E s t r e i c h e r (zm. w marcu 1906 r.), m łodszy brat Karola, le ­ karz, m ieszkał w W arszaw ie przy N ow ym S w iecie nr 6 6 (w edług n oty K. Estrei­ chera w in d ek sie listów do n iego — archiw um Estreicherów).

16 Jan Kanty S z l a c h t o w s k i (1816— 1871) w latach 1839— 1851 pracow ał w e L wow ie w B ibliotece Zakładu Nar. im. O ssolińskich, później przebyw ał w K rakow ie (K. E s t r e i c h e r , Dr J an K a n t y S z la c h to w sk i. R ze c z c z y t a n a na

p o s i e d z e n iu c. k. Tow . N a u k. Krak. d. 5 U 1872, Kraków 1872, odb. z II tomu p i­

sma ,,Na dziś").

1 7 F aleński zapew ne p olecił przesłać A. D udrakowi z Krakowa, uczniow i profesora M aksym iliana Cerchy, 50 numer „Tygodnika Ilustrowanego" z 1868 r. W num erze tym o g ło sił ostatnią część artykułu Z d z i e d z in y m a la rs tw a i rz eźb y, w którym w yraził się pochlebnie o rysunkach Dudraka d otyczących sztuki Kra­ kow a. W id oczn ie w ię c chciał, b y ten num er pism a znalazł się u Dudraka.

18 Spraw ozdanie z w y sta w y pt. Z d z i e d z i n y m a la rs tw a i r z e ź b y o g ło sił F a-

l e ń s k i w „Tygodniku Ilustrowanym", 1868, od 28 XI do 12 XII, nr: 48—50. W spraw ozdaniu tym Faleński zw raca u w agę tylk o na jeden obraz M atejki, na jeg o W ł a d y s ł a w a Białego, resztę prac M atejki przemilcza. W stosunku do pu­ bliczności w arszaw skiej Faleński w yp ow iad a słow a oburzenia za" jej bezm yślne zach ow an ie się przy zw iedzaniu w ystaw y.

1 9 A luzja do przysłow ia łacińskiego: A m i c u s Plato, sed m a g is arnica v erita s (Przyjacielem mi Plato, lecz w ięk szym przyjacielem prawda).

2 0 W styczn iu 1869 r. redakcja „Tygodnika Ilustrow anego" przeniosła się z K rakow skiego Przedm ieścia na N ow olipki, róg D zikiej.

21 W 1868 r .‘oprócz Estreichera opuścił W arszaw ę Adam B e ł c i k o w s k i (1839— 1909), który w 1. 1866— 1868 w yk ład ał w Szkole G łów nej mało w ó w cza s znaną literaturę XVII w. Estreicher i B ełcik ow sk i byli w spółpracow nikam i „Ty­ godnika Ilustrow anego". B ełcikow ski zam ieszczał artykuły w dziale Przeglądu Piśm iennictw a, Estreicher w dziale Pam iątek H istorycznych i in. K iedy obaj od e­ szli, na ich m iejsce przybyli do „Tygodnika" W in cen ty K o r o t y ń s k i (1831— 1891), dziennikarz, który dostarczał ży cio ry só w i artykułów różnej treści, a także Stanisław K r z e m i ń s k i (1838— 1912), krytyk literacki, który pisał do działu Przeglądu Piśm iennictw a.

(28)

2 2 W iadom ości F aleń sk iego o staraniach Józefa Szujskiego (1835— 1883)

i Stanisław a T arnow skiego (1837— 1909) o katedrę nie b y ły dokładne. Szujski został profesorem historii polskiej na u n iw ersytecie krakow skim w 1869 r., Tarnowski otrzym ał w 1869 r. stopień dra filozofii i rów nocześnie funkcje d o­ centa literatury polskiej na uniw ersytecie krakowskim , profesorem był później, od 1872 r. O bydw aj b yli czołow ym i przedstaw icielam i k on serw atyw n ego ugru­ pow ania g a licy jsk ieg o , zw anego stańczykam i, jak rów nież założycielam i kon­ serw atyw n ego czasopism a w K rakowie pt. „Przegląd Polski".

/ 2 3 Chodziło o w y sta w ien ie w teatrze krakow skim dramatu W iktora H u g o

pt. Maria T udor w przekładzie F a l e ń s k i e g o (druk. w W arszaw ie 1864 r.). Estreicher, człon ek jury konkursow ego k rakow skiego i cen ion y znaw ca teatru, sp ełn iał p ew nie rolę pośrednika. W ynik jeg o pośrednictw a b ył pom yślny, m ów i o tym dopisek Stefanii Estreicherow ej przy liście z d. 7 VI 1870 r. (nr 17).

24 »pobożne życzenia«.

2 5 Lucjan S i e m i e ń s k i (1809— 1877), redaktor m iesięczn ego dodatku do „Czasu", krytyk literacki, ongiś b ył autorem pochlebnej recenzji pierw szego zbiorku poezyj F elicjana pt. K w i a t y i kolce, w yd an ego w 1856 r.

»bądź zdrów, sprzyjaj mi i kochaj mnie«.

2 7 Józef M i a n o w s k i (1804— 1879), uczeń Jędrzeja Śniadeckiego, dr m e­

dycyn y, w ykładał w Szkole Głównej w W arszaw ie. N a posiedzeniu Rady Szko­ ły w d. 28 X 1868 r. obrany został rektorem tej S zk oły na następne 3 lata, o czym pow iadam ia „Biblioteka W arszawska", 1869, t. 1, s. 312.

4

( M A R I A F A L E Ń S K A D O S T E F A N I I E S T R E I C H E R O W E J ]

[Warszawa, m iędzy 10 a 15 II 1869]1 W idząc, iż Felicjan się zabiera pisać do M ęża Kochanej Pani, proszę o pierw szą p ołow ę ćwiartki chcąc zarazem podziękow ać za przesłane nam kiedyś przyjazne słow a pam ięci i znowu przy­ pom nieć się Obojgu Państwu, zanim — Bóg da — sami to w Kra­ kow ie uczynim y. Zamiar trwa ciągle, ale czy się spełni. Krucha to rzecz to biedne życie ludzkie, coraz kogo w około nas ubywa, nie podobna sobie tego przypomnieć, ile razy życzenia nasze gdzieś w dalszą przyszłość w ybiegają. I oto niedawno jakże dotkliwą stratę ponieśliśm y ze śmiercią biednej Jen ik ow ej2, nie podobna mi dotąd bez głęb okiego zasm ucenia o tym pom yśleć; była to kobieta w ielkiej zacności i najlepszego w p ływ u w kółku, które ją otaczało, szkoda jej ogromna, i to nie dla rodziny tylko. N ie umiem pow iedzieć, jak jest mąż znękany i nieszczęśliw y; dla tego człow ieka pracow itego i posępnego z usposobienia ona była uśm iechem i pogodą życia, z nią stracił w szystko, co w nim było jaśniejszego. Została także w ychow anica, którą Jenikow ie m ieli

(29)

u siebie od dziecka, przed śm iercią na chw ilę poleciła ją n ie­ boszczka dalszej m ęża opiece i u niego też pozostanie ze sw oją ciotką. Jenilte zmienia m ieszkanie, ale zostaje w tym że samym domu, gdzie Unger mu ofiaruje dogodne i całkiem bezpłatne po­ m ieszkanie. W ogóle w tym n ieszczęściu Unger okazał się bardzo dobrym dla biednego Jenikego, chciał go naw et pod pozorem w łasnych interesów w yw ieźć na czas jakiś za granicę, ale jakoś do tego nie przyszło.

N ie potrzebuję m ówić Kochanej Pani, że karnawał zeszedł nam ciszej jeszcze, jak zw y k ły schodzić inne pory roku; zw yczajem do­

rocznym byw am y tedy jak najmniej albo nie byw am y w cale w do­ mach, gdzie liczniejsze się spotyka tow arzystw o, przy tym, jak na teraz, mniej niż kiedy b yliśm y w w esołym usposobieniu w i­ dząc też koło siebie tak ciężkie strapienie. Mało tedy bardzo w i­ dyw aliśm y ostatnimi czasy ludzi, do czego się też przyczynia dość pośpieszna praca Fel[icjana] zaprzężonego przez Glücksberga do przekładu przyszłej p ow ieści Wikt[ora] Hugo. Powiadam przy­ szłej, bo dotąd nie w yszła ona w Paryżu, ale skutkiem układu G lücksberg odbiera pod opaską pojedyncze arkusze w miarę, jak s ię tam drukują3.

Zaciszne nasze tedy życie przerwała jedna tylko uroczystość, w której koniecznie w ypadło m ieć udział, chcę m ówić o ślubie Izabelki Trembickiej z K aszn icą4; rzecz była tyle do przewidzenia, że — jak sądzę — każdy o niej usłyszał jak o w ieści już niemal wiadom ej. Co do mnie, w e se le to smutne na mnie w yw arło wra­ żenie, w naturze mojej leży ta ułom ność, że zapom nieć nie umiem, nie dosyć przynajmniej, aby się przykroić do miary innych ludzi i stąd nieraz jakoś niepotrzebnych doświadczam przykrości. Sło­ wem w dniu tym nieustannie mi na pam ięć inny dzień powracał, a potem inny znowu, który te dwa przedzielał*. A le dosyć już o tym, m oże Bóg dobry zech ce tam dać przyszłość lepszą jak to w szystko, co się w przeszłości przebyło.

Cóż w ięcej jeszcze Kochanej Pani powiem? Oto chcę za jej pośrednictwem podziękow ać ślicznie P[anu] Karolowi za pom oc Jego w interesie z „Gazetą Polską", przekład się drukuje już od m iesiąca5. Teraz zaś pożegnam Kochaną Panią serdecznym uści- śnieniem , polecając się przyjaźnej Obojga Państwa Pamięci i c ie ­ sząc się zaw czasu nadzieją dni, które razem mamy spędzić. Dzieci ściskam i Bogu polecam całą Rodzinę.

(30)

Za parę dni mają tu dawać Liwią Quintillęe. Autor spostrzegł się poniew czasie, że zły zrobił w ybór oddając rolę Palińskiej, i rozpacza przewidując stąd niechybne fiasko. Zdaje sfę, że się nie m yli. Lubowski chodzi z miną bardzo najeżoną i traiczną, napa­ stow ał Chęcińskiego, żeby przedstawiał częściej Ubogich7 i za­ groził mu artykułem mającym się drukować w „Bibliotece“ o teatrze, stąd znowu Chęciński, jak struty, tym bardziej że jak na teraz ma do straw ienia bardzo nieprzyjem ny artykuł „Kuriera Lu- belfskiego]8, ale ten nie jest już Lubowskiego, jakkolw iek poszko­ dow any jem u go przypisuje.

Kochany Karolu9.

Poczynam od przeproszenia Cię za opóźnienie w przesłaniu pie­ niędzy, ale co prawda dziś zaledw ie zdołałem upatrzyć chw ilkę czasu, który dniami tymi miałem tak zajęty, że zaledw ie stało mi m ożności nos utrzeć, szczęście jeszcze, że nie dostałem kataru, 0 który u nas nie trudno. On rzeczony C z ło w ie k śmiechu m oże sobie rozśm ieszać kogo zech ce w y ją w szy m nie jednego, który z pracą około jego przekładu całe morze mam do w ypicia, a m ó­ w ię to bez przenośni, cały bow iem tom p ierw szy na najrozhukań- szym odbyw a się morzu. O becnie przybiłem przynajmniej do lądu 1 rzecz staje się coraz w ięcej zajmująca, jak bądź nie zbyw a jej i poprzednio na zajęciu. Rzecz to stylow a, opisowa, pękająca iskrami, szumiąca charakterystyką, fizjologią, nierzadko naw et m e­ tafizyką, jak to zw yczajnie u Huga. Osnuta jest na tle dziejowym , dzieje się zaś w A nglii na schyłku 17 stulecia. Twardy to orzech do przekładu, mam jednak uprzedzenie, że go źle nie zgryzę. Otóż co mi tak długo cały czas pochłaniało.

Dodaj do tego konieczną przerwę z pow odu śmierci Jenikowej, co mię zmusiło niejedną chw ilę p ośw ięcić biednem u naszemu re­ daktorowi, a w iesz, jak daleko teraz od nas mieszka; następnie kilkodniową chorobę mojej żony, dla urozm aicenia zaś wrażeń ślub i w esele, któreśm y m ieli do odbycia w rodzinie, a będziesz miał dokładną sprawę ze w szystkich m oich zaprzątnień w czasach, które, jak Ci wiadom o, z chwil się składają nader lotnego w ogóle usposobienia.

Prócz tego, co znajdziesz w liście mojej żony, nic Ci w ięcej now ego nie mam do doniesienia, w yjąw szy m oże to tylko, że „Ty­ godnik Ilustrowany", na. którego posiedzeniu w łaśnie wczoraj b y­

Cytaty

Powiązane dokumenty

We współrzędnych sferycznych energia potencjalna staje się po prostu funkcją r, trudniejsza sprawa jest z członem hamiltonianu odpowiadającym energii

To transfer the patterns into the titanium substrate, using the route with the EM, the process included three different steps: etching of the mask, etching of the exposed titanium

Finally, we study two aspects of the interrelationships between the house prices: (1) the intervariation between the subdistrict house price returns (or growth rates), and (2)

Neither the Institute of Marine Engineers nor the publisher holds iteelf responsible for the statements made or the opinions expressed in papers presented

zawartych w strategii na rzecz równości na lata 2018–2023, do któ- rych należą: zapobieganie i zwalczanie seksizmu i stereotypów na tle płciowym, zapobieganie i zwalczanie

Behawioryzm interesuje się jedynie zachow aniam i typu m olekularnego, pom ijając wszelką aktywność człowieka w wymiarze mo- larnym, czyli całościowym i zintegrowanym

[r]

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie