• Nie Znaleziono Wyników

W odpow iedzi na ostatnie pismo Twoje odesłałem Ci n iezw łocz­ nie pocztą żądane dwa egzem plarze poezyj Tw oich i sprawozdanie. Byłbyś je otrzymał w cześniej, ale jejm ość moja upierała się. ciągle, że chce do przesyłki list do Twojej Żony dołączyć, a pisanie listu zw lekała z dnia na dzień pomimo egzekucji, że jednak nieustannie zajęta i odbyw ająca w yścigi pracy z przeszkodami nie m oże dotąd zdobyć się na pisanie, zabieram się ja sam i odpisuję.

Co donosisz o Kurtzmannie, jest pocieszającym w obec dzisiej­ szej n ieżyczliw ości N iem ców , w czym mu będę mógł być p oży­ teczny, to mu usłużę. Piszesz mi o Zacharze to i owo, ale tak pi­ szesz, jakby mi w szystko z ust jego było wiadomym. Otóż tak nie jest. Zachar ledw ie przenocow ał w Krakowie i drapnął do kuzyn­ ki. N ie było czasu 'nawet m ówić z nim. N ie w iem y zatem, co pora­ biał, jak porabiał. W iem y tylko, że przyw iózł 1500 rubli i że za to kupiłem mu obligacyj. W ięc pew na rzecz, iż w W arszaw ie g o tów ­ ki nie przehulał, jed yny to literat, co robi pieniądze. Ma u mnie złożone 7000 reńskich. Że dziecinnieje w sw oich am orycznych

pędach, to w ierzę [w] to tym bardziej, iż ma podnietę w kom panii z zaślinionym Odyńcem, który zaciera ca ły urok poezji, który z je ­ go osob y z w iek ów m ickiew iczow skich w ia ć by pow inien. O w e po­ łączenie Berga z Odyńcem, to także nie na poezją zakrawa.

U nas w szystk o po staremu. Szkoda, żeście nie m ogli być u nas tego roku, ale się to na rok przyszły pow etuje. M oże co z pobytu w Prusiech dobędzie się z Twej m ózgow nicy dla teatru, skoro m asz plany w głow ie. A le cóż, kiedy pisząc m yślisz o poezji, a nie o for­ mie, a tu trzeba, koniecznie trzeba skrępować się najściślejszym i pętami, w ym agać teatru, i to teatru m ałego, bez maszynerii, bez rozległego pola. Termin do nadsyłek jest daleki, bo dopiera po konkursie warszawskim, a w ięc jeszcze jakie pięć m iesięcy czasu.

Skoro masz poczet prac sw oich zebranych, czyliby nie m ożna znieść się z Gubrynowiczem, który w e Lw owie dosyć się rusza. W ydaje K raszewskiego, Zaleskiego, A sn y k a 1. Co do ostatniego: w ydaw ał jego poezje N ow oleck i2, ale go tak bez m iłosierdzia orznął, że w rachunku, co by miał A snyk ow i zapłacić, to jeszcze 232 zł reńs[kich] trzeba było jem u dopłacić. Rachunek był istotnie ciekaw y. G ubrynowicz wdał się w to, zaspokoił A snyków dług i przejął na siebie now ą edycją Poezji, na czym A snyk zyska n ie ­ w ątpliw ie. Tak widzisz, że nie Ty jeden tracisz na poezji. A sn y k o ­ wi zaś bardziej zależało na dochodach, bo w łaśnie tymi dniami j e ­ chał na w e se le sw oje do Poznania3 i zapotrzebował złotej m anny

co rychło. .

D oszły do Ciebie krzyki na Akadem ię à propos W alew skiego. N ie szło tu pismom galicyjskim o W [alew skiego], ale o zohydzenie Akademii, co się po części udało. W alew ski czytał w A kadem ii ustęp ze sw ego dzieła, ale ustęp całkiem niew inny o Kadłubku, bez polityki m ieszania. W ięc przyjęto to. Lecz gdy zaczął całe dzieło drukować i okazały się herezje polityczne, Akademia odm ów iła nakładu i firmy. Zatem w ydał dzieło bez zezw olenia i na sw oje ry­ zyko4. Tego dziennikarze um yślnie zrozumieć nie chcą, jak gd y b y członkom Akadem ii m ogła Akadem ia nakładać na pyski kagańce. W alew ski sponiew ierał się, ale Akadem ia żadnego nie brała udzia­ łu. Lwowska generacja mimo tego: hajże na Soplicę! Zdyskredyto­ w anie pracy i nauki, oto hasło tutejsze.

K leczew ski Ark[adiusz]5 całkiem zbankrutował.W m iejsce jeg o w ydają „Diabła" Kazim[ierz] Bartoszewicz, W ołow ski i G aw ale- wicz®, pierw szy syn Juliana, w szy scy trzej eks-studenci, którym uczyć się nie chciało. Są oni też redaktorami „Szkiców"7 i w obu

pism ach poniew ierają uniw ersytet, Akademią, a osobliw ie Szuj­ skiego, ostatniego z osobliw ą nienaw iścią. Bartoszewicz pięknie używ a majątku krwawo przez ojca zapracowanego.

Żonce Twej ukłony. Ściskam Cię.

Karol

N ie to p e r z e 8 doznały fiaska najzupełniej w e Lw owie i w Krako­

w ie. K rytyka była także surowa. N ie byłem na widow isku.

1 W ład ysław G u b r y n o w i c z , księgarz lw ow sk i i zasłużony w ydaw ca. Jego sum ptem w yszły: w 102 tom ach Z b ió r p o w ie śc i Józefa Ignacego K r a s z e w ­ s k i e g o w 1. 1871— 1876, P ism a z b io ro w e Józefa Bohdana Z a l e s k i e g o w 4 tom ach w 1875 r., Adam a A s n y k a 2-tom ow e P o e zje w 1876 r. i w ie le in.

2 P o e zje p rz e z El...y, w 2 tomach, K raków 1872, nakładem K sięgarni W y ­ d aw nictw a C zytelni Ludowej A. N o w o leck ieg o .

3 A dam Prot A sn yk (1838— 1897) żen ił się w 1875 r. z Zofią K aczorowską z Poznańskiego, która po roku zmarła zo sta w iw szy mu syna.

4 A ntoni W a l e w s k i (1805— 1876), profesor historii na uniw . krakow ­ skim, w 1875 r. w yd ał pracę F ilozofia d z ie jó w p o ls k ic h i m e to d a ic h badania. Praca w y szła w K rakow ie nakładem autora z Drukarni Uniw. Jag iello ń sk ieg o z nadrukiem na karcie tytułow ej: „przez członka czyn n ego A kadem ii U m iejęt­ n o śc i”.

5 A rkadiusz K l e c z e w s k i , nakładca „Diabła".

6 K azim ierz B a r t o s z e w i c z (1852— 1930), syn historyka Juliana, w brew orzeczeniu Estreichera, że należał on do studentów , którym n ie chciało się uczyć, u kończył na u n iw ersytecie krakow skim w y d zia ł filologiczny. Był płodnym pu­ b licy stą po stronie dem okratów krakow skich. — M ichał W o ł o w s k i (1851— 1900), pow ieściopisarz, karierę literacką rozpoczął jako dziennikarz w 1870 r. —■ M arian G a w a l e w i c z (1852— 1910) debiutow ał w pism ach lw ow skich, od 1876 r. m ieszkał w W arszaw ie, w K rakow ie b y ł zatem przejściow o.

7 „Szkicę Społeczne i Literackie" w y ch o d ziły w K rakowie w 1. 1875— 1876, b y ły organem dem okratów.

8 Kom edia L u b o w s k i e g o N ie to p e rze , zob. list 53, przyp. 10.

57

( F E L I C J A N F A L E Ń S K I D O K A R O L A ■ E S T R E IC H E R A ]

W arszawa, 7 stycznia 1876. K ochany Karolu.

Pośpieszam z odpow iedzią na Tw oją uprzejmą propozycję. O w ­ szem, najzupełniej się na nią zgadzam. Koszta zaś przesyłki, jak tylko ta nastąpi, natychm iast zwrócę. W następstw ie zrób z tym, co sam uznasz za stosow ne.

U nas tu ruch niezm ierny i w ielk a krzątanina. N ie wiem, czy doszła do W as w ieść o now ym (trzecim) „Kurierze". U zyskał na niego koncesję Unger i w ydaw ać go będzie ze współudziałem N ie ­ w iarow skiego i F ryzego1; tak w ięc po części będzie to schizma w y ­ lęgła w łonie redakcji przy Teatralnym placu2. Pismo w ychodzić będzie z rana o 9-ej oraz w niedziele i w szystk ie święta. Dla u zy ­ skania zaś prenumeratorów, tak słyszę, urządzono, że na jaki czas kto pismo zapisze, m ieć je będzie na przeciąg czasu podwójny, to jest — jeśli na m iesiąc, to na dwa m iesiące, jeśli na kwartał, to na pół roku itp. Z tego pow odu skw eres niem ały. W acek3 oderwał się na chw ilę od staw iania domów, ocknął się i na sam N ow y Rok w y ­ gło sił reklamę, że przecież jego pismo istnieje już lat pięćdziesiąt z okładem, że w jego zaczątkach redakcja, administracja i drukar­ nia obejm ow ały razem dwóch tylko pracowników , że od tego cza­ su skład ten pom nożył się do liczby 113, że są dw ie m aszyny po­ śpieszne, jakie, gdzie kupione i za ile. W szystko to bardzo dow cip­ nie sparodiował „Kurier Św iąteczny"4. W ypłynęło też na jaw, że nie dalej jak parę m iesięcy temu K uczow i5 ofiarowano za jego „Kuriera" rs 30 000 i ani chciał słyszeć, dziś m oże byłby mniej głu­ chy. Tę jednak cyfrę mając na uwadze, sądzę, co do W acka, że je­ go „Kurier" wart chyba pięć do sześciu razy w ięcej, jest to w ięc fortuna, której zm niejszenia nikt by tak dalece rad się nie okazał. A le też niech i drudzy żyć sobie próbują. M ówiąc to mam na m y­ śli „Ateneum", które, jak mniemam, do reszty dorznie czcigodną „Bibliotekę". A le i to darmo. M yślę, że już bezpowrotnie m inęły czasy ow ych literackich, schow anych w przedsionki zakonów że­ brzących w im ię pożytku społecznego, obow iązków obyw atelskich, trzydziestoletniego istnienia i tym podobnie.

A jednak są jeszcze ludzie ty le naiwni, którzy jedynie dawne, dobre spam iętali czasy. Do takich zaliczam M aleszew skiego. Poka­ zyw ała mi w tych dniach M orzkowska list od .niego, w którym ją zaprasza do w spółudziału w „Biesiadzie"6, zapewniając, że honora­ ria będą płacone. To mię rozrzewniło, jest to człow iek średnio­ w ieczny. Przekonać się z tego musisz, w jaki to las zawędrowała nauka Tw ego toastu, w ygłoszonego na ow ej „biesiadzie"7, której na szczęście ani kolacji, ani wina, ani naw et herbaty z ciastkami na sum ieniu nie masz. Co do „Biblioteki", ta wprawdzie domów ani dóbr nie kupuje, ale Bóg w ie, odkąd żyw ią się z niej tacy jak W ójcicki et consortes, którzy z korzyścią m ogliby nie być jej k ie ­ rownikami, zw łaszcza że się to dzieje w ca le nie ich pracą. Do tego

nie poczuw a się ona do najm niejszego względem drugich obow iąz­ ku. W iesz dobrze, żem tam był przez lat ośm jednym z najbielszych m urzynów, a jednak od czasu, jak mi podziękowano za służbę, cał­ k ow icie dla ow ego areopagu istnieć przestałem, nie tylko nie szu­ kano sposobności wspom nienia o m nie kiedykolw iek, ale naw et z w szelką starannością tego unikano. W tym w zględzie sto razy w ięcej w yśw iad czył mi przysługi „Przegląd Tygodniowy", „Niwa" i „Rocznik" C zarnow skiego8, bo choć m ię m iażdżyli, przynajmniej nie ignoro'wali. Tak więc: habent sua lata libelli9.

Przygotow ują się tu znowu odczyty w ielkopostne na korzyść osad rolnych. W asz Tarnowski ma na nie zjechać podobno z roz­ biorem kom edii Fredry (starszego10). Co do mnie, przygotow ałem na to studium o M ikołaju Sępie Szarzyńskim 11.

Rozm awiając w tych dniach z M odrzejewską znalazłem ją skłon­ ną do w ystąpienia parę razy w Krakowie. Sądzę, że b yłoby to bar­ dzo pożądane dla Koźmiana. Idzie tedy o to, żeby on sam w tym w zględzie z inicjatyw ą wystąpił. A le rzecz musi być zrobiona z w ielkim taktem i bardzo oględnie, w iesz bowiem, że się jej Koź- mian w cale m ile nie zasłużył. Poniew aż wspom inała, że zamierza grać w Poznaniu i w e Lwowie, ja jej w ięc sam jeszcze Kraków podsunąłem , tak się to jakoś przygotow ało. Twojej delikatności to polecam . Vale!

Felicjan Twojej Żonie rączki całuję, a C iebie ściskam.

1 Trzecim „Kurierem" był „Kurier Poranny” (po „W arszawskim" i „C o­ dziennym "). M iał być on w yd aw an y przy w spółudziale A leksandra N i e w i a ­ r o w s k i e g o (1824— 1892), literata ze starszej generacji, w ów czas w spółpra­ cow n ik a „D ziennika W arszaw skiego" i „W ieku", oraz przy w spółudziale Fe­ liksa F r y z e g o (1843— 1907), dziennikarza. Redaktorem „Kuriera Porannego" został F r y z ę . Pism o w ychodziło od 29 III 1877 r. Był to p ierw szy dziennik w arszaw ski, który zerw ał z tradycją w ych od zen ia po południu, przeznaczony był dla szerokich mas.

2 R edakcja przy placu Teatralnym to redakcja „Kuriera W aw szaw skiego", która m ieściła się przy ul. W ierzbow ej nr 5.

3 W acław Szym anow ski, w ła ściciel „Kuriera W arszaw skiego".

4 W nrze 1 z 1876 r. „Kurier W arszawski" drukował artykuł O d red a kcji, w którym przypom niał, że pismo rozpoczęło 57 rok istnienia, zw rócił uw agę, że cena prenum eraty od początku n ie zm ieniła się w cale. D ołączając faksim ile pierw szego nru z 1821 r., składanego przez jednego zecera z 1 2 0 w ierszy, po­ dał, że ob ecn ie pracuje 92 ludzi, są dw ie m aszyny pośpieszne, które dostarcza­ ją 3000 egzem plarzy na godzinę. N ow oroczn y artykuł „Kuriera W arszaw skiego"

został sparodiow any przez „Kurier Św iąteczny" w artykule O d re d a k c ji z d. 9 I 1876 r„ nr 2.

5 Karol K u c z , w ła ściciel 1 redaktor „Kuriera C odziennego".

6 M a i e s z e w s k i redagow ał „Biesiadę Literacką" w ciągu 30 lat (od r. 1876).

7 Zapew ne b ył to w iersz E s t r e i c h e r a Do S ła w ia n u c ztu ją c y c h w War­ szaw ie — S erb ó w , S io w ie ń c ó w , R u sin ó w i C zech ó w , cią g n ą cy ch na w y s ta w ę

etn o g ra ficzn ą w M o s k w ie . W iersz ten puszczony został w W arszaw ie d. 18 V

1867 r. w odpow iedzi na toast obiadow y M ikołaja Berga o zjednoczeniu S ło ­ w ian w objęciach Rosji. W iersz Estreichera ukazał się w „Warcie", 1876, s. 1115— 1116 (K. S w i e r k o w s k i , op. cit., poz. 516 a).

8 Stanisław Jan N epom ucen C z a r n o w s k i (1847— 1929), literat, historyk czasopiśm iennictw a (głów ne dzieła: P o stęp lite r a tu r y p e rio d y c zn e j, 1886, oraz

L iteratura p e rio d y c zn a i j e j ro zw ó j w 2 tom ach, 1892— 1895), w 1. 1871— 1880

w yd aw ał w \y a r sz a w ie „W arszaw ski R ocznik Literacki".

9 «i książki mają sw ój los».

10 Stanisław T a r n o w s k i w y g ło sił serię od czytów K o m ed ie A le k sa n d r a

hr. F red ry w w arszaw skiej sali ratuszowej w dniach 30 III, 2 IV i 4 IV 1876 r.

O dczyty te w ydrukow ała „Biblioteka W arszaw ska", 1876, t. 2, s. 249— 260, t. 3, s. 1—28.

1 1 C ykl od czytów w sali ratuszowej w W arszaw ie rozpoczął F a l e ń s k i , który w d. 5 III 1876 r. m ów ił o M ikołaju S ępie Szarzyńskim . Dodatnią ocen ę tego odczytu o g ło sił „W iek", 1876, nr 51.

58

[K A R O L E S T R E IC H E R D O F E L I C J A N A F A Ł E Ń S K IE G O ]

[Kraków,] 7 III 1876. Kochany Felicjanie.

D onoszę Ci, że K raszewski przysłał poezje T w e1 ^ i takow e za­ chowałem aż do dalszej Twojej dyspozycji.

Z Koźmianem nie m ówiłem jeszcze o M [odrzejewskiej], bo na to czas. Pom yślę o tym przy kończeniu się sesji teatralnych. Skoń­ czone będą przed 1 kw ietnia, bo sądzę, że uporamy się z nagroda­ mi2. O sobliw ych sztuk nie ma. M nie podoba się dramat Marta Bo­

recka, patriotyzm w niej zdrowy i w y so c e szlachetny. Komedie te­

goroczne liche. Dramat Gdzie szczęście, z p ow ieści Bałuckiego zro­ biony (podobno przez niego), obrzydliw ie złodziejski i nierządniczy. Mimo tego ma chw alców , sądzę jednak, że upadnie. Św iętochow ski dał kom edią O jciec Makary. W niej najprostsza nierządnica — je ­ go wzorem cnoty, tylko ją pozory plamią. O jciec Makary, bernar­ dyn, biczuje się na scen ie i w yrzeka na celibat. Tenże ma syna

i córkę. Syn kocha się w ow ej nierządnicy. M akary słucha jej w celi sw ej spowiedzi, a synow i każe podsłuchiw ać spow iedniczkę, a gdy ona dowodzi mu, iż jest niew inną i czystą, w oła M akary na ukrytego syna: — Pójdź, m ożesz ją kochać. To w szystk o dzieje się na scenie. Prawda, że budujące. Odrzucono sztukę jednom yślnie. Ś w iętoch ow sk i okazał się „bien obragé" (to polską francuszczyzną, zn aczy w ściek ły )3, napisał list do m łodzieży tutejszej uniw ersytec­ kiej, że będzie tę sztukę czytał na dochęd m łodzieży podczas pu­ blicznych odczytów postnych. Będzie w ięc awanturka m ała4. Już też pioruny ciskają na komisją, że autor sław nych N iew in n ych i A n te i3 przez zaw iść upadł. Zapew ne on sam o tym do „Gazety N arodow ej" donosi.

Jako sztuka ludowa w cale niezłą jest, choć za melodram atycz- na, Emigranci do A m e r y k i w 4 aktach (pióra zapew ne A nczyca), dobrze tam nakreślona dola chłopka polskiego w A m eryce6.

N a festyn W acka7 proponowano mi, bym co posłał, nie wiem, c z y ś sam czytał mój wiersz. Jeżeli czytałeś, zrozumiałeś go. Był tam nastrój odpow iedni w ażności tej chwili: „Tyś wiatrem w zdę­ t y — w balonie", lub „A z w y so k o ści — tw ego fotelu".

Jeżeli n ie czytałeś, to przeczytaj i powiedz, czym przeprowadził m yśl w ydatnie. A le to dla W aszej wiadom ości.

Żonie ukłony. Czy na lato n ie zobaczym y się? Czy Zachar spra­ w u je się dobrze? Ściskam .Cię.

Karol t M ów iłem z Koźmianem. Chętnie w idziałby M [odrzejewską] w ro­ lach gościnnych, ale inicjatyw y nie chce robić. M ówi, że w lecie ją przeprosił i była zgoda, aż tu naraz otrzymuje od Chłap[owskiego] m ęża list o 8 stronach, najniegrzeczniejszy, w yp ow iadający mu znajom ość i twierdzący, iż przykrości doznaw anych w W arszaw ie jest Koźmian przyczyną. Co w yw ołało ten list? Czy nie korespon­ dencje G erwazego (Lubowskiego) do „Afisza", w których pomiatał panią M.?8 W takim położeniu Koźmian powiada, iż chętnie przyj­ m ie propozycją, ale on nie m oże po liście C hłapow skiego czynić od siebie propozycji. Jest w tym racja.

1 Ś w is tk i S y le n a i M ea n d ry.

2 Konkurs dram atyczny krakow ski został rozstrzygnięty d. 26 III 1876 r.

3 b ien obragé — makaronizrm polsko-francuski, po francusku b yłoby: b ien

en ra g e , tj. bardzo obrażony.

ów czesn ych periodyków . „A fisz Teatralny", 1876, nr 101, 17 IV, w yjaśn iał, że sztukę odrzucono z pow odu „ujemnej i w strętnej dążności", przy czym dodawał: „O dczytanie publiczne O jca M a ka reg o przez autora i w ydrukow anie g o [...] przedstaw iło błahość alarmu przez tych, c o łjeszcze sztuki nie znają. O jc ie c Ma­ kary n ie nadaje się w ogóle na ącenę". „Tygodnik Ilustrowany", 1876, nr 71, 30 III, zw raca u w agę na list otw arty Św iętoch ow sk iego, w którym on podaje, że sztuka odsunięta od scen y nie tylko że była czytana, ale niebaw em będzie publikow ana w przekładach: francuskim, rosyjskim i niem ieckim .

5 Autorem obu sztuk jest Ś w i ę t o c h o w s k i .

0 W yniki konkursu krakow skiego b y ły następujące: I nagrody nikt nie otrzym ał (w spom niana przez Estreichera M arta B orecka, tj. Posadnica M arta, dostała tylko 2 głosy), II nagrodę przyznano E m igracji c h ło p s k ie j W ładysław a Ludwika A n c z y c a . Do grania zalecono: D w o ja k ie g w ic h ty M e l l e r o w e j ,

T rz y F lory T. S m o l i ń s k i e j z C hicago i Iw a n a P o d k o w ę Jerzego H о г w a t a

z W arszaw y (nie podpisane S p ra w o zd a n ie E s t r e i c h e r a w „Afiszu T eatral­ nym", 1876,'nr 101— 103, 17— 20 IV).

7 M ow a o u roczystości 25-lecia pracy literackiej W acław a S z y m a n o w ­ s k i e g o . Z okazji tej „Tygodnik Ilustrow any”, 1876, nr 11— 12, drukował arty­ kuł pióra S. M. R zętkow skiego pt. W a c ła w S z y m a n o w sk i.

8 „Afisz Teatralny" z lat 1874— 1875 ustosunkow uje się nieprzychylnie do M odrzejew skiej. Np. w korespondencji z W arszaw y, drukowanej w nrze 16 1874 r. w zw iązku z w ystąpieniem M odrzejew skiej w sztuce S iin k s, podaje, że ,,p. M odrzejew ska n ie lubi grać w sztukach oryginalnych, w oli najjaskraw szy dramat obcy, najryzykow niejszą tezę reform atorskiej m oralności m łodych Du­ m asów lub lekkom yślnych Sardouw . D ziw ne zaślep ien ie...”. K orespondencję podpisał W eredyk. W „Afiszu" nie spotykam y artykułów z podpisem Gerwazy.

59

[M A R I A F A L E Ń S K A D O S T E F A N I I E S T R E I C H E R O W E J ]

[Warszawa,] 7 stycznia [1878]. Kochana Stefciu.

W ierzę, iż dobre serca W asze w połączeniu z przychylnością dla nas potrafią nam przebaczyć, iż spóźniliśm y się zarówno z no­ worocznym i życzeniam i dla W as i dla D zieci W aszych, jak i z ty ­ mi, które Ci się z osobna od nas należały na dzień św ięta T w oje­ go. Powodem tego b y ły liczne zajęcia i obow iązki nieuniknione w tej porze, gdy się ma na m iejscu dużo osób do rodziny należą­ cych, którym w szystkim oddać potrzeba, co się której należy. N iech W as Bóg w szystk ich chow a w zdrowiu, w pow odzeniu i w ducha swobodzie; w życzenia te w łączam y i p. Zachariasiewicza, który pew nie jest już z Wami. Czekamy g8 tu z upragnieniem — po­ w iedz mu to; m ówiąc o nim wczoraj z p. K asznicową uznałyśm y

obie, że się można bardzo za nim zatęsknić. Otóż i w yznanie po­ chlebne, niechże sam to przyzna; ale że w tym zm aterializow a­ nym czasie każdy rad w szelką sposobność na sw ą korzyść w y z y ­ skać, zatem korzystam z w dzięczności, na jaką — sądzę — iż mam pew ne prawo tu liczyć, aby się do niej odw ołać z prośbą o przy­ w iezien ie mi butelki musztardy, tak zwanej w ęgierskiej, jeśli ten sprawunek nie okaże się nadto kłopotliw ym w przewiezieniu.

M y tu pędzim y życie naszym zw ykłym trybem, kółko znajo­ m ych to samo prawie, jakie było za Was; m łodych mało do niego przybywa, bo z dzisiejszym pokoleniem trudno starszym się poro­ zumieć. Oni nam to za złe mają, że nie jesteśm y już młodymi, a m y im, że nigdy nimi nie byli. — Cóż robić! Z m ody w yszliśm y, a m o­ da to p rzecie zaw sze królowa, naw et wtedy, gdy nie bardzo ładnie wygląda.

Zima zapowiada się niebardzo ożyw iona; na biedę narzekają, a przy tym m łodzież coraz trzeźwiejsza, w ięc i nad chęć zabaw wyższa; m inęły te czasy, gdy się zakochiw ano na balach, dziś tam kaw alerow ie obliczają, co która suknia kosztuje, i cyfry te zesta­ w iają z przypuszczalnym procentem od posagów czarow nych istot, które przed nimi w tańcu wirują. Czy tak samo i u Was? Podobno w Krakowie ludno byw a teraz w zim ie i dobrze się bawią, napisz mi, czy teraźniejszy karnawał obiecuje trochę zabaw y Twoim pa­ nienkom.

M iałam dziś list od p. M odrzejewskiej z N. Yorku1, gdzie w y ­ stępow ała z w ielkim powodzeniem ; po kilkunastu dniach w yjeżdża stamtąd do różnych miast z kolei; wędrów ka to nadzwyczaj trudzą­ ca, bo trzeba gryw ać co dzień, a czasami i dwa razy dziennie. Za rok obiecują2 do nas pow rócić i pragnie ona tego koniecznie tę­ skniąc zaw sze za krajem na tej dalekiej obczyźnie, gdzie w szystko tak dla nas dziw ne i odmienne. Spodziewam y się tu na lato w asze­ go teatru i bardzo się na niego cieszem y; pow iedz mi, czy ma u w as pow odzenie p. Stachow iczów na3 stąd przybyła, która się bardzo u nas podobała podczas krótkiego sw ego pobytu w trupie poznańskiej w letnim teatrzyku.

Kończę list mój serdecznym dla Ciebie uściśnieniem , Kochana moja Stefciu, i takimże pozdrowieniem dla Panów Karola i Jana, i D zieci W asze ściskam, i pam ięci W aszej, i sercu się polecam , daj nam Boże zobaczyć się znowu kiedy.

Kochany Karolu4.

Piszę do C iebie niemal na kolanie, ale nie m ogę odjąć się chęci

Powiązane dokumenty