• Nie Znaleziono Wyników

GREK Aleksander Wielki

W dokumencie Święty Jan Paweł II (Stron 78-81)

Ares

Chadzinikolau

MŁODOŚĆ ALEKSANDRA

W stolicy Macedonii, Pella, pewnej lipcowej nocy 356 roku p.n.e. przyszedł na świat bardzo urodziwy chłopiec, Aleksander, który stał się historią hellenizmu i ludzko-ści. Matką jego była Olimpia (imię jej przed zamążpój-ściem to Mirtali), mądra, kulturalna i stanowcza córka króla Epiru, potomkini rodu Heraklesa (jednego z synów boga Zeusa) i Achillesa (głównego bohatera Iliady Home-ra), a ojcem mądry i dzielny król Filip II, który jako kró-lewicz jeszcze spędził w charakterze zakładnika kilka lat w Tebach, pod nadzorem Epaminondasa, wybitnego po-lityka i dowódcy (420–362 p.n.e.). Kontakty z tym twór-cą potęgi Teb ułatwiły mu z pewnością później dokonanie zasadniczych reform wewnętrznych w swoim państwie.

W ciągu czterech lat przekształcił Macedonię w jedno z najpotężniejszych państw Hellady.

Noc, kiedy urodził się Aleksander, była złowroga, mroczna, wiały silne wiatry, pioruny rozdzierały błyska-wicami niebo, znikły gwiazdy. Nawałnica! Koniec świata!

– mówili astrologowie i kapłani, którzy próbowali wyja-śnić to zjawisko. Tym bardziej, że Olimpia śniła, że w jej ciało wszedł piorun, a nad pałacem królewskim pojawiły się dwa orły oszołomione lotem i stoczyły wielką bitwę.

– To znak, że Olimpia urodzi syna mężnego, o lwim sercu, a noworodek po latach zostanie królem i zapanu-je nad światem dwóch kontynentów! – zawołał astrolog Arsenom.

– To wspaniała wiadomość! Możesz być pewny, że jak osiągnie wiek szkolny, zostaniesz jego nauczycielem astronomii – powiedział król, który należał do niepospo-litych władców.

Król też miał dziwny sen. Na brzuchu Olimpii zauwa-żył odbitą pieczęć z podobizną lwa. Wróżbita Aristandros tak to wytłumaczył:

– Pieczęć lwa na brzuchu królowej znaczy, że urodzi boga!

Kilka dni po urodzeniu Aleksandra nadeszła wiado-mość, że właśnie owej nocy w Efezie, centrum kultury greckiej, spłonęła wielka świątynia bogini świata roślin-nego i zwierzęcego, Artemidy (jeden z siedmiu cudów

świata starożytnego), gdzie znajdował się jej kultowy po-sąg. Magowie perscy uciekali, bijąc się po twarzach, wy-krzykując głośno, że nadchodzą dni klęski dla Azji. Jeden z magów perskich wypowiedział podobne słowa:

– Tej nocy nastąpiło nie tylko spalenie wielkiej świą-tyni, ale gdzieś zapłonął wielki ogień, który zagarnie całą Azję.

Często mówiono, że Aleksander jest synem Zeusa. Ma-cedończycy wierzyli w to.

Wychowaniem Aleksandra zajęła się niania Ellaniki.

Była ona siostrą młodego oficera Klitosa, który stał się później gorliwym zwolennikiem Aleksandra Wielkiego i jego serdecznym przyjacielem. Aleksander kochał El-laniki jak swoją matkę, a ona jego jak swoje dzieci. Gdy osiągnął sześć lat, w pałacu zjawił się pierwszy nauczy-ciel, Lisimachos z Akarnanii. Znał na pamięć całą Ilia-dę i Odyseję Homera. Bohaterami tych dzieł wychowy-wał swego bardzo zdolnego ucznia. Można więc szczerze powiedzieć, że pierwszym wychowawcą jego był nauczy-ciel Greków, Homer.

Kiedy pewnego dnia Filip II znajdował się na jakiejś wyprawie, Olimpia wyrzuciła Lisimachosa i na jego miejsce przyjęła biednego krewnego z Epiru, surowego i wymagającego pedagoga, Leonidasa. Nauczyciel ów był zwolennikiem wychowania spartańskiego. Kładł szcze-gólny nacisk na tężyznę cielesną. Zmusił Aleksandra do skromnego życia, do bardzo wczesnego wstawania, dale-kich marszów i rezygnowania z przelotnych uciech. Ta-kiego właśnie opiekuna potrzebował Aleksander, mło-dzieniec żywiołowy, uparty, nieustępliwy, nerwowy aż do szaleństwa, ale i wrażliwy, uczuciowy, wielkoduszny.

Nie znosił sprzeciwu. Rówieśnicy podziwiali, szanowa-li i baszanowa-li się go.

Leonidas stosował różne sztuczki, żeby zmusić Alek-sandra do prawie ascetycznego sposobu bycia. Zmuszał do skromnej diety, czasami do głodu, kazał skakać z wy-sokich drzew i gonić zwierzęta, brać udział w polowa-niu na lisy i dziki, a podczas spania trzymać w dłoniach dwie kule. Obok łóżka stawiał misy z wodą, a kiedy Alek-sander w śnie upuszczał kule, wpadały one do tych mis,

spryskując ciało Aleksandra i budząc go. Upozorował też bitwę dwóch grup. Na czele jednej stanął Aleksander, drugiej Ptolemeos. Plany bitwy przygotowywano długo.

Aleksander był jednak od razu gotowy.

– Dlaczego nie ustalasz taktyki boju? – zapytał Leonidas.

– Jestem gotowy. Plan mam w głowie – odpowiedział mały wódz Aleksander.

I ruszył nagle na przeciwnika, żeby nie dać mu czasu na zrealizowanie swoich planów taktycznych. Taka była jego strategia. A na wieść o walecznych zwycięstwach ojca powiadał z rozżaleniem:

– Mój ojciec zrealizuje wszystkie swoje plany, nie zosta-wi nic dla mnie, żadnego zosta-wielkiego, wspaniałego czynu, który mógłbym pokazać światu z waszą pomocą. A prze-cież też chciałbym się sprawdzić jako wojownik, wódz, mężczyzna. Prawdziwy mężczyzna sprawdza się właśnie w boju, w sytuacjach trudnych, wręcz niemożliwych.

Sprzeciwiali się przyjaciele:

– Wszystko to zdobywa dla ciebie!

– Czym są dla mnie, jeśli sam ich nie osiągnę.

Jak widać syn Filipa kroczył śladami surowego Le-onidasa, a przede wszystkim ojca, nie tylko żeby z nim współzawodniczyć, lecz by go przewyższyć.

Młody Aleksander często brał udział w dyskusjach i planach wojennych, w rozmowach rodzinnych, towarzy-skich, nawet w obecności zacnych gości i ambasadorów różnych miast. W czasie nieobecności ojca przesłuchi-wał ich jak doświadczony polityk. Dowiadyprzesłuchi-wał się o li-czebności i morale wojsk obcych (np. perskich), o sta-nie dróg, warunkach i przygotowaniach bojowych. Jako chłopiec czuł się szczególnie bliski Achillesowi i Herakle-sowi, od których wywodził się ród jego matki. Genealo-gia tego typu podnosiła rangę rodową, prestiż i wielkość królestwa. Chętnie recytował fragmenty Iliady Homera oraz Ody Pindara, grał też na kitarze, czasami tylko na jednej strunie.

Wtrącał się wtedy jego nauczyciel muzyki, Lizymach z Akarnanii, który nazywał Aleksandra Achillesem, Fili-pa Peleusem, a samego siebie Feniksem:

– Nie można grać na jednej wybranej strunie.

– Solówkę można. A zresztą czy to ma jakieś znacze-nie? – dziwił się Aleksander.

– Nie ma żadnego znaczenia dla tego, który zostanie królem. Natomiast ma znaczenie dla tego, który chce zo-stać muzykiem.

Natomiast Filip II podziwiał swego syna, gdy śpiewał.

Raz nawet powiedział przyszłemu królowi: → Aleksander Wielki na Bucefale podczas bitwy pod Issos (333 p.n.e.). Fragment tzw. mozaiki Aleksandra z Domu Fauna w Pompejach, wikipedia

– Synu, nie wstyd ci tak dobrze śpiewać?

Gdy dziesięcioletni Aleksander stanął z lirą przed ateń-skimi gośćmi, Demostenes, sławny grecki mówca i póź-niej wielki przeciwnik działań macedońskiego króla, nazwał go głupkiem, który nie potrafi liczyć do pięciu i z którego strony nigdy nie zagrozi Atenom niebezpie-czeństwo, gdyby kiedykolwiek wstąpił na tron. Nie wie-działby nawet, jak się mylił.

Inni specjaliści szkolili go w sztuce władania mie-czem, strzelania z łuku, miotania oszczepem. Umiał jeź-dzić konno prawie od urodzenia.

Olimpia nie mniej kochała Aleksandra. Widziała w nim przyszłego króla Macedonii. Często opowiada-ła mu o tajemnych rytuaopowiada-łach Kabirów, bóstw mieszkają-cych w królestwie Hefajstosa i Posejdona. Kabirowie jako pierwsi posiedli tajemnicę ognia. Swymi opowieściami wracała do walki tytanów, do Dionizosa, który pragnął połączenia człowieka z boskością, do Orfeusza i teogonii orfickiej, do pochodzenia królów macedońskich od He-raklesa i Achillesa, zaszczepiając tym samym pragnienie zwycięstw i chwały królewskiej.

Aleksander uwielbiał opowieści swojej matki, kochał ją ponad życie. Często mawiał, że jedna łza matki warta jest długich lat życia.

Kiedy miał dziesięć lat, krótko przed igrzyskami urządzonymi przez Filipa w Dion, w stolicy Macedonii Pella zjawił się przyjaciel Filipa II, Filonikos z Tessalii, ze swoim rumakiem karej maści Bucefałem (Bykogło-wym). Tak nazywano go, bo na środku dużego łba miał biały włochaty pas, podobny do łba byka. Był to poda-runek z okazji urodzin króla. Na przedpałacowym placu zebrali się tłumnie przyjaciele króla, którzy podziwiali narowistego konia. Jeden z nich chciał nawet go dosiąść, ale bezskutecznie. Koń najpierw stanął na tylnych no-gach, potem na przednich i odrzucił tylne z takim im-petem, aż ziemia zadrżała. Przyjaciel króla uciekł, gdzie pieprz rośnie, żeby ocalić swoje życie. Inny przyjaciel powiedział:

– To doskonały rumak, niepowtarzalnej maści, może kosztować nawet dziesięć stater (złotych monet). Spró-buję i ja go dosiąść.

I mocno chwycił za lejce. Koń nasrożył grzywę, po-trząsnął głową i opryskał go pianą. Wystraszony uciekł jak pierwszy jeździec.

Stajenni królewscy w końcu uznali, że koń jest wyjąt-kowo niesforny, bo nie potrafili go ujarzmić, udobruchać i dosiąść

Filip II stracił cierpliwość, mocno się zdenerwował, za-wołał właściciela rumaka i powiedział:

– Zabierz natychmiast swego konia i więcej tu się nie pokazuj. Sprowadzisz jeszcze nieszczęścia na mój pałac.

– Uważam, że ten koń jest wspaniały i godny podzi-wu. Nie mają racji ci twoi jeźdźcy, którzy nie potrafią go ujarzmić – wyznał Aleksander.

– Synu, jeszcze jesteś za mały, żebyś krytykował spraw-dzonych i oddanych przyjaciół – powiedział król.

– Pozwól ojcze, że i ja spróbuję dosiąść tego konia. Je-śli uda mi się, będzie mój. Zgoda?

– Synu, nie chcę cię stracić. Konie tej maści są bardzo niebezpieczne. Chcesz umrzeć młodo?

– Wolę umrzeć młodo, ale w pełnej chwale. Nie ma chwały bez niebezpieczeństw i cierpienia. Mam ci podać przykłady? Masz Ino, Medeę, Heraklesa, Edypa…

– Dosyć! Zbyt daleko sięgasz. Widzę, że mity zawró-ciły ci w głowie.

– Mity często stają się rzeczywistością. Zostawmy jed-nak te dygresje i pozwól mi spróbować.

– Ten koń ma w sobie krew tytanów. A jak ci się nie uda, zostaniesz ukarany.

– Jak mi się nie uda, zapłacę cenę tego konia.

Wszyscy wtedy zaśmiali się.

Aleksander powoli się zbliżył, chwycił za lejce i skiero-wał głowę konia w stronę słońca. Odwrotnie niż to czyni-li poprzednicy, bo wtedy nareszcie nie widział swego cie-nia, ani cienia jeźdźcy. Stąd lęk i wzburzenie zwierzęcia.

Pogłaskał kilka razy szyję, łeb, nozdrza, potem wsunął mu coś do pyska i skoczył na jego grzbiet. Koń nie zdą-żył nawet parsknąć i podnieść tylnych kopyt. Wszyscy wstrzymali na chwilę oddech. Patrzyli przerażeni i zdzi-wieni zarazem. Aleksander puścił lekko lejce i piętami nóg spiął żebra konia, który ruszył z kopyta. Pędził jak szalony wiatr. Aż dotarł do równiny.

– Pędź, skrzydlaty koniu! – wołał Aleksander. – Nie zatrzymuj się nigdzie. Pokaż światu, że Aleksander jest wielki.

Dopiero pod wieczór Aleksander wrócił do pałacu, gdzie oczekiwano go z „duszą na ramieniu”. Król był trochę zaniepokojony, ale bardzo dumny i zadowolony.

Wzruszony powiedział:

– Synu mój, jesteś wielki, szukaj innego, godnego kró-lestwa dla siebie, bo Macedonia jest za mała.

I ze łzami w oczach ucałował syna, a Demaratos z Ko-ryntu kupił Bucefała i ofiarował go w darze Aleksandrowi.

Od tego dnia świat nazywał Aleksandra Wielkim. Na-tomiast Aleksander i koń byli odtąd nierozłączni. Buce-fał towarzyszył Aleksandrowi prawie we wszystkich waż-nych bitwach. Zakończył żywot w wieku trzydziestu lat, wkrótce po ostatnim wielkim zwycięstwie swego króla nad indyjskim satrapą Porosem, odniesionym nad rze-ka Dżhelam.

Ares Chadzinikolau

W dokumencie Święty Jan Paweł II (Stron 78-81)