• Nie Znaleziono Wyników

GRZEGORZ SZTOLER

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 10 (Stron 35-40)

nie woła

K

oło potężnego kościoła św. Jacka spotykam starszego mężczyznę, śpieszy się.

- Czy to Rozbark? - pytam.

- Nie, to centrum Bytomia - odpowia­

da pewnie. - Ktoś pana zmylił. Ale dla pewności zatrzymuję kolejnego prze­

chodnia, uprzejmego emeryta z siatką za­

kupów.

- Ależ owszem panie, to Rozbark - tłu­

maczy.

- Na pewno? - dociekam.

- Przecież mieszkam tu od urodzenia - irytuje się emeryt.

- Słyszy pan? - zakrzykuję do pierw­

szego. - To jednak na pewno Rozbark!

Pierwszy facet zwalnia kroku.

- Nie wiedziałem - dziwi się. - Choć tyle lat tu mieszkam.

T —1 _ już w poprzednim numerze „Ka- J dJvtolika” pisaliśmy, że odbędą się w niedzielę Starozapustną 13. lutego wybory do miejskiej Rady w Bytomiu.

Nowe wybory odbyć się muszą dlatego, że gmina Rozbark została na mocy uchwały sejmu i rozporządzenia rządu pruskiego, począwszy od 1. Stycz­

nia 1927 ostatecznie na stale przyłączo­

na do Bytomia i odtąd obydwie gminy pod wspólną nazwą miasto Wielki Bytom na zewnątrz występować będą. Wielki Bytom liczy obecnie 89 tysięcy 672 mieszkańców.

[„Katolik”, 15 stycznia 1927, R. 60, nr 7]

Tak to właśnie jest z tym Rozbarkiem.

Niby jest, a nie wszyscy wiedzą gdzie. To znaczy, gdzie właściwie jest ta granica między centrum Bytomia, a Rozbarkiem.

Nawet tutejsi się w tym wszystkim gubią.

- Trzeba do geodezji uderzyć, mają sta­

re mapy, powinni wiedzieć - odpowiada­

ją zgodnie. Generalnie są dwie szkoły na temat jej przebiegu. Jedni twierdzą, że granica idzie ulicą Matejki, drudzy, że ul.

Korfantego - czyli że jest mniej lub bar­

dziej oddalona od kościoła św. Jacka.

Znaczy to tyle, że Rozbark się już z tym Bytomiem mocno zrósł - choć na­

dal jest specyficzny - i dzieli jego dole i niedole zresztą. I te związane z bezro­

bociem. Bo kopalnia żywicielka, Rozbark, nie fedruje (więc z czego ci ludzie mają żyć? Jaką tu mają przyszłość?). I ze szkodami górniczymi, które też tą dziel­

nicę nawiedzają. (- Najlepiej, najprościej to byłoby chyba wszystko wyburzyć, jak w tym Karbiu, i postawić nowe - sły­

szę). I z patologiami, bo skoro nie ma pra­

cy, to ludzie piją, kradną i chodzą na sza­

ber. Czy jest bezpiecznie? Czasem strach na ulicę wyjść po zmroku.

„Granica między Polską a Niemcami wyznaczona u schyłku 1921 roku pozo­

stawiła po stronie polskiej Czarny Las [Hutę Pokój], która od 1891 roku stano­

wiła obszar miejski Bytomia. W tej sytu­

acji włączenie [w 1927 r.] Rozbarku o powierzchni 1065 ha, a więc prawie

M ałgorzata i G inter Sprotowie opowiadają o starym R ozbarku

dwukrotnie większej od utraconej, było dla Bytomia wyjątkowo korzystne, bo je­

go tereny w odróżnieniu od czamolaskich, graniczyły z miastem i od dziesięcioleci pozostawały z nim w ścisłych stosunkach ekonomiczno-społecznych. Odtąd miasto liczyło 2798 ha, a potencjał gospodarczy [przemysł wydobywczy] prezentowany przez przyłączony Rozbark utrwalał jego wysoką pozycję w regionie”.

[Jan Drabina, „Historia Bytomia 1245- 2000”, Bytom 2000]

Neoromański, kamienny kościół jest za­

mknięty, okrążam go. Robotnicy kładą kostkę. Wykopki. Zupełnie jak sto lat te­

mu, kiedy kościół wznosili w środku osa­

dy. - Tu park różańcowy ma być - wyja­

śnia mi emeryt. - Za pieniądze unijne.

Nasz proboszcz je zdobył.

W południe ma być ślub, może zajrzę do środka.

„Nowa dzielnica zamieszkiwana była w tamtym roku przez przeszło 26 tysię­

cy osób. Posiadała siedem szkół, w tym

jedną typu zawodowego, o łącznej licz­

bie 80 klas, oraz jeden okazały kościół św.

Jacka wzniesiony w 1908 roku. [...] Je­

go przyłączenie do miasta zmieniło nie­

co układy narodowościowe w Bytomiu.

Podczas spisu ludności w 1910 roku na ogólną liczbę 20 435 mieszkańców Roz­

barku 13 402 uznało język polski za oj­

czysty, a w wyborach samorządowych w listopadzie 1919 roku na 6576 upraw­

nionych do głosowania - 4498 wskaza­

ło na polską listę. Dwa lata później, pod­

czas plebiscytu, za Polską opowiedziało się 56 procent ogółu. To nie przypadek, że właśnie tutaj tętnił życiem Dom Pol­

ski »UL«, że dynamicznie rozwijały się Gniazda »Sokoła«, chór »Halka« i inne organizacje skupiające miejscowych Po­

laków.”

[Jan Drabina, „Historia Bytomia 1245- 2000”, Bytom 2000]

Ale w południe świątynia też jest za­

mknięta. Spóźniłem się chyba. Robotni­

cy mówią, że para młoda wchodziła

do środka z pół godziny temu. Ale wszystkie drzwi są zamknięte. I te głów­

ne, i te boczne - a jest ich trochę. I nie do wszystkich można dojść. Na parafię, do księdza, musiałby pan uderzyć - mó­

wią mi robotnicy.

Czemu taki kościół nie jest otwarty?

„Parafia św. Jacka otrzymała po­

nad 10,5 min zł. dofinansowania ze środ­

ków unijnych na utworzenie nowoczesne­

go centrum rekreacyjnego, edukacyjnego i kulturalnego w Rozbarku. Projekt para­

fii został bardzo wysoko oceniony, zajmu­

jąc trzecie miejsce w województwie.

W jego założeniach jest także budowa wielofunkcyjnego obiektu sceny plenero­

wej oraz pawilonu warsztatów muzycz- no-teatralnych. Rewitalizacji zostanie poddany obszar o powierzchni 4,5 hek­

tarów. Całkowity koszt inwestycji to prawie 12,5 min zł”.

[www.gzm.org.pl]

- Nasz proboszcz to aktywny organi­

zator, przedsiębiorczy człowiek - podkre­

ślają państwo Sprotowie z Rozbarku, u których goszczę. Pani Małgorzata za­

chwala: - 1 pieniądze z unii zdobył, nasz kościół dzięlci temu pięknieje. Tak bardzo chciałby przywrócić dawną świetność tej dzielnicy. Tylko, że ta świetność wyma­

ga też finansów, a w tej chwili miasto nie­

wiele tu daje. Rozbark jest jedną z najbar­

dziej zaniedbanych i opuszczonych dzielnic Bytomia. Zapomnianych.

Zapomnianych, bo oprócz tego, że się domy rozbiera, to w zasadzie nic nowe­

go się nie buduje. Te wieżowce, które tu są, postawiono w latach sześćdziesiątych.

A poza tym nic nowego nie przybywa.

Domy się rozbiera, a nie buduje.

Ginter Sprot: - Niektóre domy się mo­

dernizuje, jeżeli zostali tu jeszcze jacyś właściciele, którzy nie wyjechali. Przywra­

cają jakiś tam blask tym budynkom...

Małgorzata: - O blasku to już właści­

wie mówić nie można. To są działania, że­

by to jeszcze jakoś utrzymać.

Ginter: - Bo większość budynków to przeszło sto lat ma, prawda... Nasza ka­

mienica ma coś koło 115.

Można to zauważyć przechadzając się Witczaka. Naprzeciw kościoła stoją rusz­

towania i mimo soboty wre praca. Ala za­

raz obok, sąsiedni budynek, to rudera, któ­

ra ledwo stoi. Obok niej kolejna kamienica, w której okna ledwo się mieszczą, a tynk odpada.

Małgorzata: - Nikt o Rozbark nie wal­

czy. Nie wiem, czy są jacyś radni, którzy cokolwiek dla nas, tu żyjących, zrobili.

Ginter [kiedy porównuję Rozbark z Karbiem]: - W zasadzie i tam, i tu się nic nie budowało, a wyburzało w ostat­

nich latach.

Małgorzata: - Wyburzyć, to zawsze jest najprościej. Wyburzyć stare, walące się ru- dery i postawić nowe. A może by wyko- nać jakąś rekonstrukcję tych wyburza- nych, starych kamienic, by zachować dawny charakter Rozbarku. Może tak trze­

ba postąpić, zamiast stawiać na ich miej­

scu bloki.

Strzelanina nocna

P

rzemytnictwo na granicy w odcin- ku Łagiewniki - Zgorzelec - By­

tom - Rozbark odżyło i nabrało w ostat­

nim czasie jakiegoś rozmachu. Prze­

mytnicy stawiają na jedną kartę życie swoje i powodzenie. Albo zysk, albo w pysk..., a choćby i kulką karabinową.

W nocy z piątku na sobotę, słychać było na całem wymienionem pograniczu gęste strzały ostrymi nabojami - to straż granicz­

na biła za uchodzącymi przemytnikami.”

[„Katolik”, 4 czerwca 1927, R. 60, nr 67]

Pani Małgorzata, kiedy pytam o rozbar- skie pieśniczki: - Nie, w Rozbarku, nie ma zespołu śpiewaczego, takiego świec­

kiego. Ale na parafii mamy i orkiestrę, i chór, i zespoły. Młodzież jakby się garnęła, to całe dnie mogła by tam spę­

dzać. Tyle mają zajęć, i to dzięki nasze­

mu proboszczowi Paluchowi, to bardzo zajęty człowiek i pewno ciężko będzie pa­

nu od niego uzyskać wywiad. Tylko dzięki parafii ta nasza kultura się rozwi­

ja. Księdzu na tym bardzo zależy. Przy­

chodzimy na święta kościelne w rozbar- skich strojach, o tu są fotografie...

Z Rozbarku, z reszpektem, ma wzory Strojów cały Śląsk Górny. Z tego

Rozbarku słynie, Że chłopcy ja k rycerze, strojne

gospodynie.

Bo wieźmijmyż no chłopa: Kania ze wstęgami, Suknie ciemno-niebieska długa

a z frędzlami U rękawów, kołnierza, i z przodu

kieszeni;

But wysoki, w nim spodnie ze skórki jełeniej;

A niewiasty w trzewiczkach z długiemi korkami.

W sukni ciężkiej fałdzistej, z przodu z fartuchami Ziełonego jedwabiu, gorset lamowany;

Szal bieluśki, o kibić najzgrabniej rzucany, A u szyi korale niezmiernej wartości:

Zaiste Rozbarczanka równa się Jejmości.

[ksiądz Norbert Bonczyk żyjący w la­

tach 1837-93, proboszcz bytomskiej pa­

rafii NMP, w poemacie „Stary kościół miechowski”]

Małgorzata Sprot: - Mało kto ma oryginalny strój rozbarski, bo nawet te zamówione przez naszego proboszcza nie są „czystym” strojem rozbarskim. Nie sądzę, by taki posiadał jeszcze ktokol­

wiek w Rozbarku, nawet muzeum. To już są takie „podróbki”. Wszystkie oryginal­

ne elementy stroju rozbarskiego albo się już zatraciły albo zostały zmienione.

Po mojej babci mam rozbarską purpur- kę, korale, czepiec, tchórzówkę z męskie­

go stroju, część zimowego nakrycia głowy. Te stroje już nie są kompletne. Je­

dynie na ulicy Musiolika mieszka jesz­

cze pan, który posiada kompletny strój,

ale męski. A kobiece stroje zmieniły swój wygląd.

- Dziewczyny na przykład chodzą w ta­

kich wiankach, tego na Rozbarku nie było.

Tego nigdy nie miał strój rozbarski. Nawet jak dziewczyna wychodziła za mąż, to mia­

ła wieniec mirtowy, ale nigdy nie miała wianka. Do czepca przyczepiało się jej szpil­

kami gałązeczki mirtu bądź bukszpanu, a zajmowały się tym specjalnie do tego przy­

gotowane kobiety. I codziennie tak ubiera­

no dziewczyny na trwającą tydzień proce­

sję Bożego Ciała. Kilka domów dalej była taka pani, która potrafiła upiąć wstążki i wią­

zanki bukszpanu i mirtu. Mężatki chodzi­

ły w purpurkach. A matrony w czepcach, czyli „budach”, z wstążkami.

A korale były zakończone krzyży­

kiem...

Krwawa bójka

R

ozbark pow. bytomski. Onegdaj wy­

wiązała się w jednej z tutejszych oberż wielka bijatyka. Starszy kelner Herman Urbasik został tak bardzo obity, że musiano go przewieźć do miejskiej lecznicy w Bytomiu. Sprawcy bójki bę­

dą odpowiadać przed sądem.

[„Katolik”, 30 marca 1926, R. 59, nr 38]

Na stole pojawia się ponad stuletnie zdjęcie. Grupowe, w strojach rozbar- skich. Jego reprodukcję zamieszczono w kalendarzu. Zostało też wykorzystane w albumie o rodzinie śląskiej w dawnej fotografii i uznane za jedno z najpiękniej­

szych śląskich zdjęć rodzinnych - a wła­

ściwie - wielopokoleniowych.

- Wykonane zostało przed tą oficy­

ną - wskazuje na budynek za oknem pa­

ni Małgorzata. Tam się wychowali moi przodkowie. Mieli jedenaście dzieci. Szu­

kamy -je s t ojciec pani Małgosi, Wincen­

ty, jako jeszcze mały chłopak. - A tu są moi dziadkowie Jadwiga i Jan, kiedyś Jo- hann - wskazuje. Ale uroczystą fotografię wykonano z okazji złotych godów pra­

dziadków pani Małgorzaty, Jakuba i Ewy Tokarzów. Równo 110 lat temu.

110 lat później, po wykonaniu w 1902 rodzinnej fotografii Jakuba i Ewy Toka­

rzów, oglądam ich potomków na grupo­

wej fotografii przed kościołem św. Jacka.

Wszyscy w dostojnych, bogatych strojach rozbarskich. Przyszli w nich specjalnie na wielkanocne święcenie potraw. A więc tradycja nie zaginęła.

Następne ujęcia są owocem sesji foto­

graficznej prezentującej moich rozmów­

ców w strojach rozbarskich, w efektow­

nych mieszczańskich wnętrzach.

- Wykonano u pana Piotra Mankiewi- cza w Muzeum Chleba w Radzionko­

wie - wyjaśniają Sprotowie - któremu bardzo zależy, by rozbarski strój i trady­

cję ocalić. Uwiecznił nas na specjalnie wydanych kalendarzach.

Z kolei pani Izabela Kinel z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu zachwyciła się zbiorem rodzinnych fotografii pani Mał­

gosi i zamierza je wykorzystać w książ­

ce. Niektóre z nich były wystawiane w bytomskiej „Agorze”, handlowej gale­

Zasądzony za sprzeniewierzenie

przeszedł się pan ulicą Musiolika, Sale­

zjanów, tam jest wiele budynków ponisz­

czonych.

Ginter: - Wszystko się wymieszało, du­

żo ludzi powyjeżdżało za chlebem.

Pani Małgorzata: - Pierwszeństwo w zasiedlaniu prywatnych kamienic, mi­

mo wpisanej własności w księgach wie­

czystych, miało przez lata, za komuny, miasto i to ono decydowało przez lata, kto w nich mieszkał. Jakżeśmy się pobrali, musieliśmy pójść na spółdzielcze miesz­

kanie, bo nie było możliwości, by za­

mieszkać „na swoim”. Podobnie mój brat. A inni lokatorzy otrzymywali to mieszkanie, które należało do naszej ro­

dziny. Mówiąc wprost został tu zasiedlo­

ny margines społeczny.

Kamienica na szczęście teraz należy do naszej rodziny. Mieszkamy dalej w zupełnie w innym miejscu, ale przyjeż­

dżamy tu, tu mamy taką naszą ajncla.

Dziadkowie poumierali, a ciocia, któ­

ra miała tę kamienicę, wyjechała do Nie­

miec. Budynek został przejęty przez ad­

ministrację, która przez wiele lat niczego nie remontowała, bo nie byty „uregulo­

wane prawa własności”. I dlatego budy­

nek jest w tej chwili ruiną...

Miasto przez lata dyktowało wyso­

kość czynszów, których nie można było zawyżyć. A koszta remontów łącznie przecież ze szkodami górniczymi tutaj za­

wsze były i rujnowały te domy.

Zasądzeni za kradzież

B

ytom. Formierz Emil Brisch, malarz Ryszard Brisch i robotnik Robert Dyl- la z Rozbarku, wyrostki poniżej 20 lat, wła­

mali się dnia 8 lutego r.b. do składu kup­

ca Wojtaszka przy ul. Karola. W ubiegłą środę wymienieni wyrostkowie odpowia­

dali przed rozszerzonym sądem ławni­

czym w Bytomiu. Na zapytanie przewod­

niczącego, dlaczego włamali się do składu, podsądni oświadczyli, że mieli - apetyt na czekoladę! Wszyscy przyznali się do wi­

ny i obiecywali poprawę. Sąd skazał każ­

dego z nich na 6 miesięcy więzienia.

[„Katolik”, 30 marca 1926, R. 59, nr 38]

Rozmawiamy po polsku. To znaczy ja próbuję zejść na śląski, bo lubię pozna­

wać mowę miejscowych. Ale dopiero pod koniec naszego spotkania zaczyno- my godać, łoni po rozbarsku, a jo po pszczyńsku...

Pan Ginter: - Ty dobrze mówisz po pol­

sku, ale za to żeś autochton, dostaniesz tró­

ję, tak słyszałem w podstawówce od przy­

jezdnej nauczycielki, która sama poprawnie się nie wyrażała.

Pani Małgosia przyznaje, że po rozbarsku się mówi, ale już raczej w gronie starszego pokolenia, jak się spotykają ze sobą, przy ko­

ściele. W rozbarskich sklepach jednak roz- barskiej godki nie słychać. W knajpach też nie. W przeciwieństwie na przykład do Cho­

rzowa, gdzie - jak byli - zapamiętali, że kel­

ner mówił do nich po Śląsku. - Tam jest ta­

ki wielki nawrót do tej śląskiej tradycji - zauważa. - Są z niej dumni.

W Rozbarku na razie się przejaśnia dzięki takim ludziom jak proboszcz Ta­

deusz Paluch i pani Małgorzata. Nadzie­

ja w młodym, rosnącym pokoleniu. - Nie­

dawno mój wnuk zapytał mnie, jak jest coś po Śląsku, więc zaczynam go uczyć - podkreśla z dumą.

B

ytom. Agent kupiecki Willy Noffy, który był już kilka razy karany za przywłaszczenie sobie cudzej własno­

ści, poszkodował o znaczną kwotę pew­

nego właściciela składu obuwia w Roz­

barku. W tych dniach Noffy odpowiadał przed sądem w Bytomiu. Sąd skazał oskarżonego na 2 miesiące więzienia.

[„Katolik”, 3 kwietnia 1926, R. 59, nr 40]

Co ocalało ze starego Rozbarku?

- W większości ruiny - słyszę. - Jakby

Wiele poniszczonych budynków...

rii [m.in. na jej otwarciu], Jestjeszcze stu­

dentka, z Bytomia, która niedawno prze­

prowadzała z moją rozmówczynią ankie­

tę na temat życia, tradycji w tej dzielnicy.

Czy zatem wraca moda na Rozbark?

- Chcielibyśmy być, jak ten Nikiszo- wiec, zadbany, lśniący, po którym prze­

chadzają się turyści - zachwycają się Sprotowie. - Byliśmy tam niedawno z wystawą fotografii. Nikiszowiec a Roz­

bark to jak niebo a ziemia.

Ginter: - Tam się naprawdę o wszyst­

ko dba.

Małgorzata: - Zachowana jest tradycja, architektura. Nie widać, by cokolwiek by­

ło wyburzone. A u nas, gdziekolwiek pan spojrzy, zawsze jest jakiś puste miejsce.

Ginter: - W Rozbarku jest pełno pusto­

stanów, a w Nikiszowcu wręcz nie moż­

na dostać mieszkania.

Małgorzata: - Dlaczego nie czyni się nic, by tę świetność, dawny charakter na­

szego Rozbarku zachować? Utrzymać...

Nikt nie myśli o tym.

Co ocalało?

■^2

Ze spraw gminnych

R

ozbark pow. bytomski. Na sali posie­

dzeń w szkole V odbyło się zebranie ra­

dy gminnej pod kierownictwem naczelni­

ka gminy. - Najpierw uchwalono pobór składek na rzecz szkoły zawodowej.

- Na rozbudowę ulicy Reizensteina uchwa­

lono 11 000 mk. - Na brukowanie ulicy Backera uchwalono 2000 mk., a na napra­

wę chodnika przy ulicy Rynkowej 8000 mk. - Naczelnik gminy uwiadomił zebra­

nych, iż naczelnik powiatu żąda, aby przy ul Rynkowej zrobiono odpowiedni rynsztok.

Urząd budowlany obliczył koszta jak wy­

żej zaznaczono. - Uchwalono 3000 mk.

na zakup ziemniaków dla ubogich. - Na­

stępnie uchwalono środki na zwalczanie tu- berkulozy (suchot). W poradni dla suchot­

ników zasięgało porady 665 osób.

Na zwalczanie tej zarazy powiat uchwalił 70 proc. gmina 30 proc. Na wymieniony cel uchwalono 200 mk. - Na umożliwienie wy­

świetlenia odpowiedniego filmu uchwalo­

no 100 mk. - Następnie rozpatrywano wniosek dotyczący budowy wzgl. urządze­

nia schroniska dla sióstr z ochronką dla dzie­

ci i czytelnię. „Heim” będzie posiadał mieszkanie dla 8 Sióstr, 2 klasy szkolne, bi­

bliotekę, i - wychodki. Plan odesłano do ko­

misji budowlanej. - Na pokrycie kosztów położenia przewodów gazowych do domu familijnego uchwalono 2600 mk. - Naczel­

nik gminy podał do wiadomości, że nowe domy zawierają 32 mieszkań. - Gmi­

na ma 130 męskich i 75 żeńskich bezrobot­

nych. - Na rozbudowę ulicy Gischego

uchwalono 60 220 mk., na rozbudowę ulicy Luckera 16 225 mk. - Podatek od za­

baw nie będzie zaprowadzony. - Po zała­

twieniu kilku drobnych spraw, odbyło się tajne posiedzenie. Na tem posiedzeniu ra­

dzono nad zakupem nieruchomości i zacią­

gnięciem pożyczki hipotycznej.

[„Katolik”, 1926, R. 59, nr 121]

Pesymistyczny jest ten obraz współcze­

snego Rozbarku, przyznają Sprotowie. Pa­

tologie są jak wszędzie, choć może jest ich więcej, bo przecież kopalnia, która przez dziesiątki lat była żywicielką Rozbarku nie istnieje. Wieczorami w niektóre roz- barskie zaułki też lepiej się nie zapusz­

czać. Policjanci też specjalnie nie są tu wi­

doczni, narzekają mieszkańcy.

Małgorzata: - Nigdy nie było zaintere­

sowania tą dzielnicą.

Ginter: - W ogóle Bytom został zapo­

mniany. .. Kiedyś jedno z najbogatszych miast, tyle kopalń, hut. Wszystko było w rozkwicie, w tej chwili miasto umiera.

Czy to jest paralela losów Górnego Śląska?

„Rok 1923. NAJWIĘKSZA KATA­

STROFA GÓRNICZA. Miała ona miejsce w ostatnim dniu stycznia w kopalni „I leinitz”

[obecnie,Rozbark”]. Na początku pierwszej zmiany w chodniku na głębokości 660 metrów nastąpił wybuch pyłu węglowego.

W strefie zagrożenia znajdowało się wtedy przeszło dwustu górników. Przed kopalnia­

ną bramą z minuty na minutę gęstniał coraz większy tłum żon i górniczych matek.

Przez pierwsze godziny uczucie nadziei bra­

ło jeszcze górę nad lękiem i rozpaczą. Ale potem, gdy drużyny ratownicze zaczęły wy­

wodzić na powierzchnię coraz więcej ciał, nadzieja oczekujących topniała. Do go­

dzin nocnych wydobyto 54 ofiary, do ra­

na dalszych 26. Zawalone chodniki broni­

ły dostępu do ofiar znajdujących się w samym centrum wybuchu. Dotarto do nich dopiero po dwóch tygodniach, gdy nadzie­

ja nawet u ich najbliższych już zgasła.

W płomieniach zginęło łącznie 145 gór­

ników, a 50 dalszych [w tym czterech ra­

towników] uległo zatruciu czadem. Cia­

ła większości ofiar pochowano z udziałem konsula polskiego na założonym zaledwie przed trzema laty rozbarskim cmentarzu.

Spoczęli we wspólnej mogile, a na stoją­

cym do dziś pomniku [zbudowanym sta­

raniem dyrekcji kopalni i gminy w dru­

gą rocznicę tamtej tragedii] wypisano nazwiska wszystkich ofiar.”

[Jan Drabina, „Historia Bytomia 1245- 2000”, Bytom 2000]

Rozbark jest nieustannie rozkradany.

Znawcy bytomskich dziejów zwrócił:

moją uwagę, że Górnośląskie Koleje Wąskotorowe posiadały w Rozbarku du­

żą stację towarową, równoległą do linii tramwajowej nr 19 (Bytom-Katowice).

Została rozebrana. Poza tym w Rozbar­

ku znajdowały się najstarsze bodaj w Eu­

ropie warsztaty naprawcze kolei wąsko­

torowej. Znajdowały się, to właściwy czas. Nawet poczciwa PKP dopuściła się grzechu ciężkiego, bo gdy w 2001 r. po­

zbywała się ze swej struktury wszystkich kolei wąskotorowych w Polsce, doszło

tam do niebywałych wypadków złomo­

wania zabytkowych maszyn, dźwigów, lo­

komotyw. Zgroza, mówią do dziś miło­

śnicy wąskotorówek i kolejnictwa.

Tomasz Rzeczycki, pochodzący z By­

tomia, autor książki „Góry Polski”: - Wio­

sną 2006 r. udałem się w nostalgiczną po­

dróż jednym z ostatnich kursów tramwaju linii 8 z Piekar Śląskich Brzezin do By­

tomia. Kilka dni później tramwaj przestał tam kursować. Pamiętam jak tramwaj przejeżdżał w Rozbarku pod nieczynnym, wysokim wiaduktem wąskotorówki, wznoszącym się nad ulicą Siemianowic­

ką. Kilka lat później nie było już śladu po wiadukcie ani po torze tramwajowym...

W

ystarczy jednak dziś zanurzyć się w najbardziej oddalone od cen­

trum zakamarki Rozbarku, by nie mieć

trum zakamarki Rozbarku, by nie mieć

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 10 (Stron 35-40)

Powiązane dokumenty