Z
informacji na okładce dowiadujemy się, że autorka jest osobą młodą (rocz
nik 1986), zawodowo zajmu
je się, między innymi, kryty
ką literacką i ma już osią
gnięcia w postaci nagród uzy
skanych w wielu konkursach literackich. Urodziła się w Chorzowie i jest mocno związana emocjonalnie z tym miastem.
Zrozumiałym jest zatem, że rozpoczynające tomik wier
sze umiejscowione są w zna
jomej - zarówno czytelniko
wi, jak i autorce - scenerii osiedli, czy też blokowisk, nieodparcie kojarzącej się z określeniem „śląska bieda”,
„przed barem tuż obok konte
nerów na plastik i szkło ”, jak w utworze Moja bohaterka.
Z tego środowiska wywodzi się owa bohaterka, współcze
sna pokoleniowo autorce.
Ogólny brak perspektyw re
kompensująca sobie inicjo
waniem licznych, przypadko
wych kontaktów seksualnych, które - wbrew jej oczekiwa
niom - nie nadają życiu sen
su, a jedynie stają się przyczy
ną różnorodnych komplikacji.
Z wierszy tych wynika, że sposób, w jaki zachowuje się, jest nieautentyczny, nie wypły
wa z jej wnętrza, ale jest wy
uczoną pozą, która poma
ga - w j ej własnym przekona
niu - ułożyć sobie wzajemne relacje z otoczeniem. Autorka mocno akcentuje sferę biolo
giczną egzystencji. Wraz z koncepcją walki o byt, sta
nowi ona - wydaje się - jeden
z możliwych kluczy do zrozu
mienia postaw bohaterki i sy
tuacji, w jakich uczestniczy.
Jest swoistym „rozsznurowy- waniem” tego, co widoczne.
Adekwatna do nieskrępowa
nych reakcji bohaterki jest potoczysta fraza i rzeczowy, pozbawiony metafor język, jakim posługuje się poetka.
Najwyraźniej Weronika Górska nie pragnie jednak stać się piewczynią ubogich dzielnic. Bohaterkami kolej
nych zamieszczonych w tomie utworów są w dalszym ciągu kobiety, ale zmienia się spek
trum i perspektywa, jaką otwiera poetka przed czytelni
kami. To już zupełnie inny świat, w słowniku prostych lu
dzi określany mianem „wiel
kiego świata”. W kilkunastu utworach autorka snuje rozbu
dowane rozważania na temat znanych feministek, jak Simo
ne de Beauvoir i absolwentki Smith College, kobiet, które jak, przywoływane także, Vir- ginia Wolf i Vivien Leigh, już za życia stały się legendą.
Wiersze te mają charakter de- skryptywny, przypominają fe
lietony wtłoczone w formę białego wiersza i - w moim odczuciu - są trochę przega
dane, odczuwam niedosyt in
spiracji poetyckiej czy puen
ty. Pokrewne tematycznie są kolejne wiersze, w których wyrażona jest fascynacja ki
nem i kulturą amerykańską, zwłaszcza kreowanym przez to kino obrazem Dzikiego Za
chodu.
Szczęśliwie, autorka zezwa
la czytelnikowi na powrót ze świata mediów, przedstawia
jąc swoje liryki z roku 2005, które są najwcześniej napisa
nymi wierszami tego tomi
ku. Za wyjątkiem jednego utworu, są to erotyki. Dzięki ciekawej narracji poetyckiej, odznaczającej się celnością sformułowań i użytych meta
for, udaje się w nich autorce podołać wyrażeniu intensyw
nych doznań podmiotu lirycz
nego. Wiersze te posiadają szczególny poetycki nastrój.
Tego osobistego przeżycia brakuje mi w późniejszych utworach Weroniki Górskiej.
Bez wątpienia jednak, Roz- sznurowywanie jest książką, która może zainteresować, warto się z nią zapoznać.
Na koniec wyrażę krytyczną uwagę odnośnie korekty, w książce znalazłem błędy ortograficzne (na stro
nach 33,35,42,44 i 47).
HENRYK CIERNIAK
P
roponując refleksję nad zmysłowym fenomenem określanym mianem„doznania kinematograficznego”, Ju
styna Budzik - filmoznawczyni, absol
wentka MISH oraz doktor nauk huma
nistycznych w zakresie nauk o kultu
rze - wskazuje, że owa emocja rodzi się nie tylko w trakcie intymnego seansu w przybytku X muzy, ale również w in
nych przestrzeniach współczesnego mia
sta, pod wieloma względami ukształto
wanymi także poprzez kino. Model sen
sorycznego odbioru owej sztuki (poprzez wzrok, słuch, dotyk, węch czy smak) au
torka rekonstruuje analizując różne mo
tywy cielesnego kontaktu z kinem, takie jak film, obrazy malarskie, fotografie czy teksty pisane.
,^-by opisać istotę kinowej sensualno- ści zgodnie z podstawowymi założenia
mi antropologii zmysłów, nie wystarczy odtworzyć zmysłowego pejzażu sali pro
jekcyjnej. Równie uważnie należy się przyjrzeć architekturze i wystrojowi ki
na, a także jego usytuowaniu w planie urbanistycznym, wychodząc od material
nego wymiaru kinowej przestrzeni. Do
piero wtedy odkryć można bogactwo do
znań, jakie kino oferuje”. Stąd w publi
kacji Justyny Budzik nie mogło za
braknąć odwołań do najważniejszych kontekstów szeroko rozumianej reflek
sji kulturoznawczej oraz antropologicz
nej, budujących ramy dla nowego uję
cia kina w pejzażu współczesnych me
tropolii.
W „Dotyku światła. O zmysłowym do
znawaniu kina” czytelnik odnajdzie wiele wnikliwych rozważań dotyczących fenomenu sali kinowej. Źródłem inspi
racji jest w tym przypadku malarskie stu
dium „Nowojorskie kino” Edwarda Hoppera. Jak trafnie zauważa badaczka, amerykański plastyk podkreślił na swo
im płótnie materialne elementy kina poprzez wykorzystanie wizualnej gry między jasnością a mrokiem wywoływa
nej dzięki rozświetlonej powierzchni ekranu. Równocześnie Justyna Budzik sięga po fotografie japońskiego artysty Hiroshiego Sugimoto, autora cyklu prac opatrzonych tytułem „Theaters”, w któ- tych światło pełni zarówno rolę tematu, jak również tworzywa organizującego przestrzeń zaciemnionych sal.
Mając w pamięci „Fragmenty dyskur
su miłosnego” Rolanda Barthesa, ba
daczka uwzględnia w swojej publika
cji wybór werbalnych oraz obrazo
wych wypowiedzi najpełniej wyrażają
cych zjawisko „zauroczenia” kinem.
Przywołuje okoliczności utworzenia Filmoteki Francuskiej, podkreślając przy tym znaczenie kinofilii, wzmacnia
jącej model odbioru filmu opierający się na aktywnym uczestnictwie w projek
cji. W innej części książki szkicuje róż
norodne profile kolekcjonerów, których latami gromadzone zbiory w wielu przypadkach stanowiły zaczątki pierw
szych filmotek, muzeów oraz wszela
kich instytucji powołanych do utrwala
nia pamięci o (szeroko rozumianych) zdobyczach X muzy.
Justyna Budzik: „Dotyk światła. O zmysło
wym doznawaniu kina". Wydawnictwo FA-art.
K atow ice 2012. S. 176.
Imperium (kinowych)
zmysłów
Justyna Budzik w „Dotyku światła.
O zmysłowym doznawaniu kina” uka
zuje w jaki sposób seksualne napięcie to
warzyszące projekcji staje się jedną z zasadniczych, a przez to niezbywal
nych cech przestrzeni kinowej (rozpatry
wanej zarówno na przykładzie miejskiej, jak i prowincjonalnej panoramy). Traf
nie zestawia sensualne namiętności wzbudzane w widzach z mocą kinema
tografu z mocą oddziaływania jarmarcz
nych widowisk, varietes czy wodewili skutecznie przykuwających uwagę ga
wiedzi, nie mówiąc już o pełnej aktywi
zacji jej zmysłów. Przekonuje, że kon
takt ze świetlnymi szyldami oraz neona
mi (wzbudzającymi fascynację i pożą
danie, jak również podświadomie wzma
gającymi potrzebę konsumpcji) aktywi
zuje wśród przechodniów podobne me
chanizmy odbiorcze, co wizyta w kinie.
Rekonstruując dzieje miejskiego oświe
tlenia, które od początków minionego stu
lecia rozwijało się równolegle do kultu- ly kinowej, Justyna Budzik ze znawstwem opisuje współczesne zjawisko zaintere
sowania starymi neonami. Genezy tego faktu doszukuje się w uczuciu nostalgii za dawną estetyką miejską czasów po
wszechnej neonizacji, uwiecznionej w uznawanym dziś za klasykę niemiec
kiej awangardowy filmowej „Berlinie.
Symfonii wielkiego miasta” (1927) Waltera Ruttmanna. Zmysłowa aura no
woczesnej metropolii (szczególnie nocny wymiar jej życia) związana jest z upo
wszechnieniem sztucznego oświetlenia, dzięki któremu powstały mesmeryczne szyldy reklamowe oraz popularne w ostat
nich latach obrazy „malowane” światłem.
Autorka podejmuje próbę scharakte
ryzowania jednego z obliczy media- scape (owego „medialnego krajobrazu urbanistycznego, zdominowanego przez różne formacje ekranowe i projekcyjne”), sporo miejsca poświęcając także kino
wej topografii miasta, przywołując przy
kłady architektonicznych rozwiązań, takich jak skutecznie przeszczepiony na grunt Europy amerykański trend wznoszenia pałaców ku czci X muzy.
Równocześnie podkreśla niebagatelną rolę fasady gmachu oraz magii plakatów filmowych, wspólnymi siłami skutecz
nie przykuwających uwagę, jak i uwo
dzących potencjalnych widzów.
W „Dotyku światła. O zmysłowym do
znawaniu kina” nie mogło także zabrak
nąć spostrzeżeń na temat odmiennego spektrum emocji towarzyszących pu
bliczności seansów wyświetlanych w małych kinach, placówkach studyj
nych oraz w multipleksach. Przybliża
jąc okoliczności metamorfozy trady
cyjnie pojmowanego kina w (nieroze
rwalnie związany z kulturą konsumpcji) towar będący owocem związku galerii handlowej i centrum rozrywki, badacz
ka nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że ów proces nie jest niczym nowym, wszak „powstanie wielosalowych kom
pleksów wynika z pierwotnej idei spek
taklu kinematograficznego”.
Ciekawym rozwiązaniem wprowa
dzającym dodatkową płaszczyznę reflek
sji są wieńczące każdą z kolejnych czę
ści publikacji „Postscripta z widowni”:
krótkie szkice poświęcone filmom eks
ponującym (między innymi) pierwiastek autotematyczny, choć przede wszystkim najsilniej apelującym do sensualnej wrażliwości widza. Stąd w gronie przy
woływanych tytułów znalazły się dzie
ła Wima Wendersa takie jak „Z biegiem czasu” (1976), „Notatki o strojach i mia
stach” (1989) czy „Pina” (2011), aczkol
wiek autorka sięgnęła także po „Bliżej”
(2004) Mike’a Nicholsa oraz „Wkracza
jąc w pustkę” (2009) Gaspara Noe.
Wielopoziomowość naukowej reflek
sji, połączona z klarownością wywodu oraz wyczuwalną na kartach książki ba
dawczą pasją to tylko niektóre z atutów tej ważnej skądinąd publikacji. „Dotyk światła. O zmysłowym doznawaniu ki
na” z powodzeniem podejmuje bowiem próbę opisu oraz analizy fenomenów wciąż znajdujących się na obrzeżach (nie ty lico) naukowej refleksji nad kinem, acz
kolwiek konsekwentnie zdobywających należne miejsce w (coraz bardziej otwar
tej) archeologii oraz antropologii mediów.
W czym książka Justyny Budzik z pew
nością się przysłuży.
PRZEMYSŁAW PIENIĄŻEK
Joanna Popanda, Mirosław Węcki: W okupowa
nym mieście. Topografia Katowic w latach 1939- 1945. Wyd. Muzeum Historii Katowic, Archiwum Państwowe w Katowicach, Katowice 2013, s. 84.
Jestem rodowitym katowiczaninem, dużo o swoim mieście wiem. Ta książka jednak uświadomiła mi, że w mojej wiedzy jest pewna luka związana z czasem okupacji. Moi rodzice, zwłaszcza zaś dziadkowie po
sługiwali się notorycznie przedwojennymi nazwami ulic. Była więc Wojewódzka a nie 27 stycznia, Jana a nie 15 grudnia, Pierackiego - nie Wieczorka. W do
mowych rozmowach jednak nigdy nie pojawiały się niemieckie nazwy ulic, więc dopiero podczas lektu
ry dotarły do mnie pewne informacje. Np. taka, że Landesarbeitsamt znajdował się w budynku kurii bi
skupiej. Niemcy uważali, że Poiacy zepsuli ich pięk
ne Katowice swoimi ohydnymi budynkami mo
dernistycznymi, co nie przeszkodziło okupantom w lokowaniu tam własnych instytucji. Ciekawe jest prześledzenie topografii miasta w tamtym czasie, czasem ma się bowiem wrażenie, że w pewnych mo
mentach słyszymy chichot ducha historii. Praca boga
to ilustrowana. Polecam.
Leśne historie. Puszcza Pszczyńska w historii Ty
chów i okolicy, Przyroda i gospodarka. [Red. Maria Lipok-Bierwiaczonek, Agnieszka Ociepa], seria:
Tyskie Zeszyty Historyczne. Wyd. Muzeum Miej
skie w Tychach, Tychy 2013, s. 80.
Seria wiąże się z Tyskimi Sympozjami Historycz
nymi organizowanymi przez Muzeum Miejskie od kilku lat i prezentuje materiały pochodzące z tych spotkań. Zeszyt nr 10 różni się od poprzednich forma
tem - jest większy po to, żeby czytelne były odgry
wające w tej publikacji istotną rolę materiały ilustra
cyjne, zwłaszcza kartograficzne. Tychy kojarzą się z „wielką budową socjalizmu”, fabryką samocho
dów, przemysłem, browarem. O tym, jak wielkie zna
czenie w dziejach tego miejsca miało położenie mia
sta wśród lasów, wiemy znacznie mniej. Teraz, dzięki materiałom z sympozjum zorganizowanego w Mu
zeum rok temu, możemy poznać przemiany zacho
dzące w samej puszczy, przeczytać o dawnych polo
waniach itd. Nasz autor Alojzy Łysko przypomina tytułowe leśne historie (dzieje niektórych puszczań
skich kapliczek), opowiada też o zaludniających lasy stworach ze śląskich legend.
Bolesław Ciepiela: Preczów dawniej i dziś. Histo
ria miejscowości. Wyd. Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział w Będzinie, Społeczny Komitet Wydania M onografii Preczowa, Będzin-Pre- czów 2013, s. 264.
Nieodmiennie cieszą mnie takie wydawnictwa, bo to znak, że nawet w niewielkich miejscowościach ich mieszkańcy, po latach zakłamywania historii, chcą wiedzieć „skąd przychodzą” i „kim są” naprawdę.
Myślę, że jest to jakiś wstęp do kształtowania się we wspólnotach lokalnych społeczeństwa obywatelskie
go. W książce - jak na monografię przystało - znaj
dziemy historię miejscowości od pierwszych wzmia
nek źródłowych, obraz życia wsi dawniej i dziś, dzieje szkolnictwa i działalności kulturalnej, opis miejsco
wych organizacji (jak zawsze Koło Gospodyń, Ochot
nicza Straż Pożarna, klub sportowy), informacje na te
mat samorządu itd. Dla mnie interesujące były wspomnienia z lat okupacji. Relacje dziewczynek no
szących w bańkach mleko do Dąbrowy Górniczej by
ły wręcz przejmujące, bo całkowicie wyprane z emo
cji. Książka jest oczywiście bogato ilustrowana, m.in.
cennymi zdjęciami archiwalnymi.
Aleksander Spyra: Szlakiem polskiego słowa dru
kowanego na Górnym Śląsku. Wyd. Towarzystwo Miłośników Ziemi Pszczyńskiej, Śląska Oficyna Drukarska Z. Spyry w Pszczynie, Pszczyna 2013, s. 94.
Autor pisze, że do przygotowania tej książki zain
spirował go dyrektor Biblioteki Śląskiej prof. Jan Ma
licki. Dzięki, Panie Profesorze, bo Aleksander Spyra zgodnie z tą rekomendacją stworzył syntetyczny prze
wodnik po górnośląskich ośrodkach drukarskich, któ
ry świadczy o tym, że nasz region to nie tylko kopal
nie, huty, fabryki (dziś już w dużej części tworzące szlak zabytków techniki), ale też historyczne miejsce upowszechniania informacji, literatury i oświaty. Au
tor przypomina śląskie oficyny działające w histo
rycznych granicach Górnego Śląska, a więc i te, któ
re dziś powstały na terenie dzisiejszych Czech (np.
Frydek, Nawsie, Opawa, Ostrawa), czy województwa opolskiego (Nysa, Opole). „Drukarskie” miasta zosta
ły uszeregowane w porządku alfabetycznym. Zwra
cam uwagę na piękną szatę graficzną i wspaniałe ilu
stracje - liczne reprodukcje stron książek i czasopism oraz podobizny wydawców.
0 ^
Adam Ambroży Wilczyński: Historie i legendy śląskich i zagłębiowskich pszczelarzy. Rzecz o Ema
nuelu Biskupku i ks. Leopoldzie Jędrzejczyku zało
życielach Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich. Wyd.
Śląski Związek Pszczelarzy w Katowicach, Katowi
ce 2012, s. 164.
Tak się złożyło, że wielokrotnie spędzałem wakacje w gospodarstwach, w których była pasieka. Z cieka
wością słuchałem opowieści pszczelarzy, którzy zna
komicie potrafią opowiadać o swojej pasji, o życiu pszczół, o produktach z ula. Dzięki temu sam stałem się trochę pszczelarzem, z tym że wyłącznie teorety
kiem. Dlatego chętnie sięgam po książki z tej dziedzi
ny, zwłaszcza pisane przez praktyków, którzy bywa
ją świetnymi narratorami. Ta publikacja wydana z okazji 140. rocznicy urodzin Emanuela Biskup- ka - jednego z założycieli SPŚ - przypomina nie tyl
ko jego autentycznie heroiczną postać. Pojawia się w tej książce wielu innych pszczelarzy, kalendarium ich Związku, wreszcie anegdoty. M. in. o rozpędzeniu peerelowskich dożynek przez pszczoły w Gieble (owady zwabili na miejsce imprezy miodem dwaj młodzieńcy). Dobrze się czyta.
Słownik pisarzy śląskich. Tom 4. [Red. Jacek Lyszczyna, Dariusz Roth]. Wyd. Uniwersytetu Ślą
skiego, Katowice 2013, s. 136.
Kolejna część Słownika ukazującego się w uniwer
syteckim wydawnictwie od 2005 roku. Formuła tego leksykonu jest bardzo szeroka. Prezentowane są w nim bowiem biogramy nieżyjących twórców od czasów najdawniejszych do dnia dzisiejszego. Polskich i nie
mieckich, piszących po łacinie, także czeskich. Pisa
rze pochodzą ze Śląska Górnego, ale i z Dolnego.
Słownik zawiera też hasła dotyczące autorów, którzy tylko czasowo byli ze Śląskiem związani, albo też tu
tejsze tematy znalazły jakieś odzwierciedlenie w ich twórczości. Dzięki temu w tomie 4. mógł się znaleźć np. biogram Salomona Munka, któiy poza tym, że uro
dził się w Głogowie, niewiele ma z regionem wspól
nego, jest bowiem uznanym językoznawcą francu
skim i orientalistą. Tym razem na końcu umieszczono indeks haseł ze wszystkich opublikowanych do tej pory części, dzięki czemu można się przekonać, ilu jeszcze twórców czeka na swoją kolej. Jedna uwa
ga - objętość biogramu powinna być bardziej związa
na z rangą pisarza.
V T akładem Śląskiej Oficyny Drukarskiej I N Zdzisława Spyry w Pszczynie i sta
raniem Towarzystwa Miłośników Pszczy
ny ukazał się tom 6. bibliofilskiej serii wy
dawniczej „Perły Słowa Polskiego na Ziemi Pszczyńskiej” - Instrukcje raj
ców miejskich Pszczyny z XVII wieku, za
wierający Instrukcję dla Inspektorów p i
wowarskich w Pszczynie z 1671 roku, Instrukcję dla sługi ratusznego miasta Pszczyny z 1683 roku oraz Porządek piw
ny albo instrukcję dla inspektorów piwnych Pszczyny z 1696 roku.
Zasłużony twórca edycji Aleksander Spyra informuje we wstępie, że do rąk czy
telników oddaje ostami już jej tomik.
Od roku 2005 kolejno ukazywały się: Ka
zanie przeciw pijaństwu pastora pszczyń
skiego Zygmunta Bartelmusa z roku 1765, Himny moie domowe Piotra Wacheniusa, poety i poborcy podatków od piwa w pań
stwie pszczyńskim, powstałe prawdopo
dobnie około roku 1612, Kazanie na poświęcenie kościoła w Studzionce wygło
szone przez księdza Antoniego Szyszko- witza w roku 1834, Pieśni do św. Jana Nepomucena - wybór ze śpiewnika Zbiór pieśni nabożnych w Górnym . Szłązku, zwłaszcza w dekanacie pszczyń- ; skim używanych, wydanego w latach"
1851,1853 i 1856 oraz Sejmik w Jassach Jana Kupca z Łąki, poemat drukowany w gazecie Korfantego „Górnoślązak”
w roku 1904. Aleksander Spyra przygo
tował słowo wstępne do tomiku czwarte
go, prof. Dariusz Rott - do drugiego (wspólnie z drem Zbigniewem Kadłub
kiem), piątego i szóstego, a ja - do pierw
szego i trzeciego.
Jakie ciekawe formy językowe z ostat
niego tomiku można przywołać w dzisiej
szym odcinku Śląskiej ojczyzny polszczy
zny? - Zacznę od sługi ratusznego. Dziś od podstawy słowotwórczej ratusz stwo
rzylibyśmy na pewno wyłączną postać ra
tuszowy - byłby to sługa ratuszowy tak jak zegar ratuszowy czy wieża ratuszowa.
W dawnej polszczyźnie przyrostek -owy był o wiele rzadziej używany, prze
grywał z cząstkami -ski i —ny. Funkcjo
nowały więc np. przymiotniki duski, duszny, Jański, krzyski, konieczny, począ- teczny, piaseczny, piasecki, biedrzny, me- talny, abecadlny, wierzbny, dopiero póź
niej wymienione na obecne brzmienia duchowy, Janowy, krzyżowy, końcowy, po
czątkowy, piaskowy, biodrowy, metalowy, abecadłowy, wierzbowy. Te ostatnie oka
zały się atrakcyjniejsze, bo wygodniejsze, ekonomiczniej sze - nie trzeba w nich wy
mieniać jednej głoski na drugą, a kształt podstawy słowotwórczej przeniesiony jest do derywatu {piasek - piaskowy, a nie piaseczny albo piasecki, biodro - bio
drowy, a nie biedrzny).
Określenie radziecki, współczesnemu Polakowi kojarzące się tylko ze Związkiem Radzieckim, w dawnym języku było związane z instytucjami rad miejskich i znaczyło tyle, co „tyczący się radców, ra
dy, radzenia” (jeszcze Maria Konopnicka, zmarła w roku 1910, pisała: „Tak ciągnął orszak weselny, któremu przygrywały trzy kapele miejskie: radziecka jedna,