• Nie Znaleziono Wyników

JAN PANASEW1CZ

Z Ł O D Z I E J

O P O W I A D A N I E

O d samego rana w rz a ło na ry b a k o w s k im brzegu. R yb acy, k tó r z y nieco p ó ź n ie j w ra ­ c a li z m o rz a ,w ią z a li b y le ja k łó d k i i k łu s o ­ w a li p o d górę, w stro n ę ceglanego budyń*

k u . C ze rn ia ła ju ż tam k o ło nieg o w ie lk a grom ada lu d z k a i rosła szybko . Ponura wrza*

w a o d b ija ła s ię głuch o o d ce g la n e j ściany.

K ra w c z a k obskoczony przez ro zju szo n ych ry b a k ó w , c o fa ł sifo ne rw o w o , rozg lą dając s ię rów no cześnie po tra w ie . Razem z n im w y c o fy w a ł s ię Zaręba. B la d y b y ł, n iem a l z ie lo n y , — w a rg i je g o d y g o ta ły n ib y d w ie p rz y le p io n e s k o ru p k i w apienne.

— L u dzie! Ludzie... — dysza ł bezradnie c o fa ją c się przed n a p ie ra ją c y m i z b lis k a tw a rz a m i. M ś c iw e b y ły i zaw zięte, niepo*

dobne do w c z o ra js z y c h w e s o ły c h sąsiadów i tow a rz y s z y .

N a g le K ra w c z a k w y s z a rp n ą ł d rą g z koło*

w ro ta . T łu m p ry s n ą ł p rz e z o rn ie na b o ki.

M a łe o c z k i ry b a k a d y s z a ły z im n y m niedo*

b ry m blaskie m .

— T y lk o t k n ijc ie m n ie palcem , a ja w am w te d y pokażę z ło d z ie ja ! — m ó w ił Chmurnie, p o w s trz y m u ją c ic h nie ty le d rą giem w roz*

k o ły s a n y c h d ło n ia c h il e w z ro k ie m i gło*

sem.

Jeden W in c u k nie co fn ą ł się. S tał z róz*

d y g o ta n y m i pięściam i, w szaleń stw ie gnie*

w a i s z y k o w a ł do s k o k u na drąg, zan ie sion y do ciosu.

— Za m o ją k rz y w d ę — ... zjesz ty!... — ry c z a ł z a c h ły s tu ją c s ię z g n ie w u , aż na łb ie u k a z a ły się ż y ły n ib y kie łb a s y .

Zaręba w p a trz a ł s ię w je g o p rz e k rw io n e o c z y i z a w y ł b ła g a ln ie : — Ludzie je ste m n ie w in n y ! Ludzie...

— O d e jd ź ode m nie, g...niarzu n ie w in * n y ! — w a rk n ą ł p o g a rd liw ie K ra w c z a k i od epchnął Z aręb ę poza zasięg sw ego drą*

ga — N o? Czego stoisz? Chodź! — Z w ró c ił s ię do W ih c u k a z niebezpieczną zachętą w głosie.

W in c u k z ro b ił k r o k naprzód. K ra w c z a k ro z p a rł s ię w ygo-dniej w nogach i p o d n ió s ł w y s o k o drąg.

W ś ró d ry b a k ó w zaw rzało. C h w y ta n o co p o p a d ło do r ą k i z w a rta ła w a lu d z k a ru*

szyła naprzód.

G dzieś za p le c a m i gro m a d y w y r w a ł się rów nocześnie p o je d y n c z y k rz y k n ie z b y t s il*

n y c o p ra w d a, ale ta k p rz e jm u ją c y , że lu=

dzie s ta n ę li m im o w o li. N a d b ie g ł P iw ia rs k i.

W r ó c ił d o p ie ro co z m orza i, u jrz a w s z y tłum , z ro z u m ia ł s y tu a c ję . Z a o k rą g lo n y m s w y m c ia łe m m ię k k o roze pch nął lu d z i i w d a rł się do środ ka pie rście n ia . Przez c h w ilę ła p a ł cię żko p o w ie trz e , w re szcie p rz e łk n ą ł ś lin ę i w s k a z a ł p u lc h n y m pa lce m na Zarębę, k tó r y tym czasem z n ó w p rz y s u n ą ł słęi do K ra w c z a k a :

— Ludzie... — sapał P iw ia rs k i. M a c ie j n ie w in ie n !...

— O broń ca!

— W s p ó ln ik , ch o le ra ! — za krzycza n o z grom ady.

P iw ia rs k i o b ró c ił p u c u ło w a tą tw a rz w s tronę , s k ą d p a d ły o k r z y k i i za p ia ł po*

d e n e rw o w a n y m głosem.

— J a k o n m ó g ł b y ć w n o c y na m orzu, k ie d y ją całą ze mną w e m ły n ie przesiedział, k o le jk i s w o je j czeka ją c!

— S p y ta jc ie m ły n a rz a ! S p y ta jc ie lu d z i!

— z a k rz y c z a l nagle Zaręba, ro z p a c z liw ie b iją c się w p ie rs i.

— T o czemuś, k u n d lu , przedtem nie mó*

w ił? ! — h u k n ą ł Z a le w s k i, o p ie ra ją c ło m że*

la z n y o ziem ię.

— Do głosu n ie d a liś ta d o jść! — w o ła ł p ła c z liw ie p o k rz y w d z o n y . In o od razu z pię*

ściam i, do pyska... G łos je g o s ta w a ł s.ę co*

raz b a rd z ie j p o je d n a w c z y . M ó w ią c od suw ał s ię od K ra w cza ka , w re szcie w e p c h n ą ł się p le c a m i do tłu m u i, znalazłszy się na obw o*

dzie p le ś c ie n ia , zaczął g o rliw ie tłu m a c z y ć się lu d z io m d o k o ła . K ra w c z a k o p u ś c ił ko*

nieć drąga na tra w ę i z p o g a rd liw ą niena*

w iś c ią w oczach z w ró c ił s ię do W in c u k a : __N o i co? T y gdzie oczy m iałeś? Je że li Zaręba c a łą noc w m ły n ie prze sie dzia ł, to może i na m o je j łu d z i w n o c y d ia b e ł har*

c o w a ł?

— Ludzie! — z w ró c ił się d o gro m ad y W in c z u k , ud erzając s ię pięścią w p ie rś — P rzyzna ję się! Jeże li te n — w s k a z a ł d ło n ią na Zarębę — ja k m ó w i P iw ia rs k i, całą noc w m ły n ie prze sie dzia ł, to w ta k im razie nie w iem , k to na je g o ło d z i z m orza p o w ró c ił.

P rzyzn a ję się ! N a d ranem zasp aliśm y p o d m ure m ze si.arym . J a k się o b u d z iliś m y , — łódź Z aręb y le żała w y c ią g n ię ta na brzegu.

A le ja k p o te m p o w ró c ił te n — w s k a z a ł pa lce m na K ra w c z a k a — to ja k tu w as w i*

dzę, ta k m y je g o w te d y w id z ie li!

— Ile łososi w y n o s iłe m , też m oże w idzia * łeś? — z a p y ta ł K ra w c z a k , w y s u w a ją c na*

p rzó d szczękę w z ja d liw y m uśm iechu.

— N a to k a ż d y z ło d z ie j s w o je zło dzie j*

sicie sposoby m a! — rą b a ł rę k ą w p o w .e trz u bez o g ró d e k W in c z u k — T y na co in n e g o od p o w ie d z! Czemu ty , w ró c iw s z y , łó d k ę na brzeg po c ic h u w y c ią g n ą ł i ja k b y nic spać do c n a ty poszedł? S p y ta jc ie s.ę je g o , ludzie, czem u potem rano p o je c h a ł razem z nam i, n ib y to s ie c i w y b ie ra ć , co? I n ic : a n i słó*

w eczka n ik o m u n ie p o w ie d z ia ł!

— T o ju ż m oja, n ie tw o ja r„e c z — uśm iech nął s ię K ra w c z a k ze is io ś liw y m uporem .

— M o ż e pow iesz, że c a łą noc za złodzie*

je m po m orzu jeździłeś?!

— N ie : w tw o ic h p ła w n ic a c h d z iu ry w y*

k ro ić je ź d z iłe m !

T ru d n o b y ło p o w ie d z ie ć , k to zaczął śm iać s ię p ie rw s z y . Śm iech w y b u c h n ą ł na*

gle i, b ły s k a w ic z n ie o b ie g łs z y k rą g łudzą, z a b u lg o ta ł w e w s z y s tk ic h gardzielach. K le*

pano się po piecach, k a m ie n ie , k o łk i i d rą g i w y p a d a ły z garści na traw ę.

K to ś z t y łu s to ją c y n a c is n ą ł czap kę W in * c u k o w i na łeb, in n y zaś k le p n ą ł po n ie j p o u fa łe z w ie rz c h u . R ów nocześnie do K ra w * czaka podszedł s zybko O k ę c k i i s p ra w n ie w y ją ł m u drąg z d ło n i. T am ten s p o jrz a ł na niego z d z iw io n y , ale O k ę c k i ju ż w z ią ł go po p rz y ja c ie ls k u pod ram ję:

— N ie , N ie ma ra d y , P iotrze! — uśm iech*

n ą ł s ię ż ó łtą p a ję c z y n ą zm arszczek. Przyzna*

w a j s ię prę dze j, bo za go dzinę odchodzi autobus do G dańska i je ż e li na m k u te r sprzed nosa zwędzą, to też będzie przez c;e=

b ie l N o ! B ij sić ła d n ie przed panem W in ce n * ty m w p ie rs i i p o w ie d z , że to też tw o ja w :*

na, że on s w o je s ie c i na tw o je m m ie js c u k o ło „ B a lta r y " p o s ta w ił...

W te j c h w ili W in c u k b ły s n ą ł c z u jn ie oczym a ja k z ły pies i w y c e lo w a ł w skazują*

c y palec p ro s to O k ę c k ie m u w ocz y :

— A t y s k ą d wiesz., że te j n o c y k o ło

„B a lta iry " sta w iłe m ? — w y m ó w ił w o ln o , ze złą rad ością w s p ie ra ją c się w b o k i i pochy*

ła ją c tw a rz naprzód.

Ś m iechy u m ilk ły , lu d z ie p o d n ie ś li g ło w y . O k ę c k i s trz y k n ą ł z a w a d ja c k o p a lc a m i i roz*

p o g o d z ił d o w c ip n ie tw a rz :

— W ie d z c ie ludzie? T eraz ju ż i ja zło*

d z ie j! z a w o ła ł w esoło.

'— A ic h na ty m k u trz e — w b u te lk ę n ie n a b ija sz może, co? — z a c h ły s n ą ł się gnie*

wem W in c u k i zam ru g a ł na oślep oczyma, O k ę c k i z w ę z ił oczy w d w ie niebezpiecz*

ne s z p a rk i:

G R A F I K A B E L G I J

— Ja c i tu a n i P io tr, ani M a c ie j! S tul p y s k ! I znaj, przed k im szczekasz!

— Znam ! na z ło d z ie ja szczekam ! — Za*

ch a rc h o ta ł na g le W in c u k , naprężając pod sk ó rą w s z y s tk ie m ię śnie ja k oko ń pióra .

— Ja ci jeszcze k ie d y pokażę, na ko g o ! A tym czasem w y d o s ta ń ig lic ę , k tó rą co noc K ata rzynce zaszywasz, p rze syp ia ją c złodzie*

ja — i pozaszyw aj s w o je p ła w n ic e ja k — umiesz... Chodźcie, p a n o w ie !

R yb acy zahuczeli śm iechem . Z a n im jed*

n a k W in c u k zdą żył rz u c ić s ię z rozczapie*

rzonem i g a rś c ia m i O k ę c k ie m u do gardła, z gro m ad y w y n u r z y ł s ię Teszka i z ła p a ł z ty*

łu W in c u k a w pó ł. — Puszczaj! — zarycza ł W in c u k k o p ią c nogą do ty łu .

— N ie puszczę! — s tę k n ą ł Teszka — Słe*

c h o j!

W in c u K b y ł b lis k i szału. N ie m ogąc od*

czepić s ię od stareg o o k r ę c ił się z n im k ilk a razy d o ko ła , aż n o g i T e szki z a w iro w a ły w p o w ie trz u ja k ka ru ze la . R yb acy u c h y la li się z h u m o re m przed w ir u ją c y m i bu tam i starego. W re s z c ie W in c u k i Teszka p.rzewró*

c iii s ię na traw ę . D ź w ig n ę li s ię zaraz k a ż d y z osobna. K ie d y je d n a k m ło d y to c z y ł nie*

p rz y to m n y m i oczym a po ludziach, od garnia*

ją c w ło s y ze spoconego czoła, Teszka zaczął krzyczeć s ta rc z y m p rz e le w a ją c y m s ię gło*

sem, trzęsąc suchą ręką nad g ło w ą :

— Jo w im k to z ło d z ij! Jo w im k to zło*

d z ij! -4- M ę tn e o c z y m ru g a ły za o k u la ra m i, w zdyszanych p ie rs ia c h rz ę z iła c h ry p k a , bla*

de w a rg i d y g o ta ły m ściw ie.

— G adaj s ta ry ! — zaśm iano się c ie k a w ie i dobrodusznie.

— G adaj, bo z ło d z ie j z w ie je tym czasem ! Teszka o b ra c a ł s ię tw a rz ą k u w s z y s tk im i tłu k s ię w pierś p ła s k ą d ło n ią :

— Jo w im , k to z ło d z ie j! Jo w a m nazwę z ło d z ie ja ! Jo m om ta k i sekre t, te ik o przede m ną wszestce łosose d z in s ia j z ło ew ien e poe*

łożcei...

R yb acy s p o jrz e li z n ie d o w ie rz a n ie m po sobie.

— N o ! I czego stoicie? — h u k n ą ł W in * c u k , aż echo z a k le to ta ło k o ło b u d y n k u —

B oicie się? Co?i I

T u i ów dzie tw a rz e ry b a k ó w s p ą s o w ia ły o d ob razy i gn ie w u.

— T y tu nie p y s k u j! — o d k rz y k n ą ł Za*

le w s k i — N ik t tu s ię c ie b ie n ie b o i! A le że*

b y potem n ik t n ic nie gadał, dobra — n ie ch będzie te n sąd S alom ona! To m ów iąc, u ją ł za sk rz e la d w ie w ie lk ie s z tu k i, leżące na taczce, i cisn ą ł je w z g a rd liw ie na tra w ę :

— N o , p a n o w ie ! — z a w o ła ł c ie rp k o — T u m o je dw a z ło d z ie je ! A w y ta k rzędem d a le j!

T y lk o n ie c h w y s o k i sąd o m y li się, to w te d y p a n s e k re ta rz na m ord ę dostanie! — w y rz e k ł przez zęby Zaręba, w lo k ą c dw a po*

m arańczow e łososie ogonam i po tra w ie . R yb acy c h o d z ili tam i z p o w ro te m od łó d e k do g ó ry i w m ia rę w y d łu ż a n ia s ię szeregu n ie ru c h o m y c h ry b na tra w ie , rosła w ś ró d lu d z i ja d o w ita , zaczepna wesołość.

— P atrza jta, — ż a rto w a ł w y s o k i błon*

d y n — s to ją ja k r e k r u ty ną placu!

S K A W P O Z N A N I U

— A te, co k ra d z io n e — m ó w ił p o w a ż n ie os p o w a ty ćhuderlaw iiee — obaczycie, że lu d z k im głosem przyzn aw ać s ię będą!

— Ja m y ś lę że tu w s z y s tk ie krad zio ne!...

— od ezw ał s ię Zaręba, zaglądając do łó d k i i zaraz po d n ió sł sw ą ru d o w ło s ą tw a rz :

E j, O k ę c k i! — za w o ła ł. — D y ć w tw o je j ło d z i jeszcze c z te ry zło d z ie je leżą!

— Zara! — odezw ał się po go d n ie O k ę c k i

— M a m ty lk o d w o je rą k !

— Toś ta k dużo n a ło w ił? Ile m iałeś? — z d z iw ił s ię ła g o d n ie P iw ia rs k i.

— Sześć m iałem , bracie, sześć — m ó w ił m im o chod em O k ę c k i, w lo k ą c po tra w ie dw a samce, n ib y błyszczące k ło d y .

— H ę, ho! — p o k r ę c ił g ło w ą cbu de rła*

w ie c — O d razu w id a ć , że z niego będzie m o to ro w y ry b a k !

— A ty co m yślałeś? — po uczał b lo n d y n . R y b y też s w ó j p o d w o d n y te le g ra f m a ją ! J a k ty lk o d o w ie d z ia ły się, że O k ę c k i k u te r k u p u je , to sam e do p ła w n ic y ze stra c h u po*

ła z ły !

— W ia d o m o : p rę d k a śm ie rć zawsze lep*

sza — o d p a rł statecznie chudeusz.

— Prędzej tam ! ■— zaw ołano na O kęckie * go z gro m ad y — N a c ie b ie ty lk o c z e ka m y!

O k ę c k i rz u c ił d w ie o sta tn ie s z tu k i na traw ę , o ta r ł d ło n ie o sp o d n ie i ru s z y ł w stro*

nę ry b a k ó w , ro z m a w ia ją c z P iw ia rs k im o c e n y k o n ty n g e n to w e j ro p y do s iln ik ó w .

— W s ta ć ! W y s o k i sąd id z ie ! — k rz y k n ą ł b lo n d y n n a ry b y , leżące .pokotem na tra w ie , z g n ie c io n e j ciężarem n ie ru c h o m y c h c ie ls k .

P ow łócząc bu ta m i, Teszka z b liż y ł się do p ie rw s z e j r y b y i z g a rb ił się nad n ią rozsta*

w iw s z y nogi. Przez c h w ilę ba da ł ją uważnie,, m ru g a ją c zza s ta ro ś w ie c k im i o k u la ra m i, po*

tern w y c ią g n ą ł sw e \ garbate p a lc e i zaczął je d e lik a tn ie przeciągać w z d łu ż r y b y o d ogona do g ło w y .

R y b a c y o b s tą p ili s tareg o ze w s z y s tk ic h s tro n i p rz y g lą d a li s ię w m ilcze n iu , z cie*

k a w e rn n ie d o w ie rz a n ie m na tw arzach. S ły*

ćhać b y ło ty lk o d e lik a tn y s y k p a z n o k c i, p e łz n ą c y c h badawczo po łu ska ch . T u i ów * dzie łu s k i b y ły w y d a rte oka m i sie ci, szcze*

g o ln ie k o ło sk rz e l, w o k o lic a c h k a rk u i pod*

gardła. W ty c h m ie jscach Teszka p rz e b ie ra ł p a lc a m i u w a ż n ie j, aż na d d a rta łu s k a p ry * sk a ła cich o spod pa zno kci.

O b e jrz a w s z y w ten sposób p ie rw s z ą ry * bę, Teszka przeszedł do o g lę d z in następnej.

— N o , c h w a ła B ogu! O je dn ego złodzie*

ja m n ie j! — w a rk n ą ł z ły m głosem Z a le w s k i, g d y Teszka przeszedł do trz e c ie j ry b y . Po*

tem s p lu n ą ł z w ia tre m i zaczął n a b ija ć ła jk ę . W m iarę, ja k p rz y g a rb io n y Teszka posu*

w a ł się od je d n e j r y b y do d ru g ie j, nastrój:

w e soło ści w ś ró d ry b a k ó w p o w ra c a ł.

— Uważasz, — m ó w ił z c ic h a w e s o ły b lo n d y n do P iw ią rs k ie g o — te s p ra w ie d liw e łososie leżą cicho. A le s ta ry po łechce ta k p o d pa ch a m i krad zio neg o, to z ło d z ie j za*

k rz y c z y : „ A ja j! D a ru jc ie ! W ię c e j n ie b ę d ę !"

K to ś p a rs k n ą ł śm iechem , ale dostaw szy w k a r k u m ilk ł na tychm ia st.

— C icho tam , p s ie k rw ie ! h u k n ą ł k to ś spo śród ry b a k ó w , s k u p io n y c h d o k o ła Teszki.

— C icho! — z a k rz y k n ą ł d ru g i n ie s p o k o j*

n y m głosem. R y b a c y s to ją c y dotychczas z dala, zaczęli grom adzić s ię w ie ń ce m i za*

zieraę c ie k a w ie przez p a lc e sąsiad ów do środka.

— Ej t y tam, ze szkła ! N ie zasłan iaj słoń*

cal — h u k n ą ł k to ś ktoś z do łu , n ie m a l z sa*

m ego dna s tu d n i, u tw o rz o n e j przez g ło w y lu d z k ie . R yb ak o fu k n ię ty , usunął s ię śpiesz*

nie i ostra ła ta słoneczna padła na c ie ls k o ło sosia po k tó re m w o ln o p e łz a ły pa łce T eszki.

B o k r y b y b y ł n ie s k a z ite ln ie g ła d k i. Sze*

re g i łu s e k z a c h o d z iły ró w n o na sie b ie n ib y e m a lio w a n e na sin o d a c h ó w k i. A n i je d n a n ie sterczała o d gięta nad w y rw ą . D ło ń Tesz*

k i ju ż nie s u w a ła s ię na k s z ta łt grab: p o ry * bie. W lisiała nie ru ch o m o nad łososiem i ty ł*

k o k a ż d y palec z osobna w y k o n y w a ł dę li*

ka tn e s k ro b n ię c ia . T rw a ło to bardzo dług o.

K am ien ne m ilc z e n ie s k u ło p ie rś c ie ń lu d z k i, zaw ieszo ny nad T eszką k tó r y w te j c h w ili ro b ił w ra że n ie nie sa m o w ite g o c z a ro w n ik a . T en i ó w w s trz y m a ł oddech, rozpalone- oczy ś le d z iły d ło ń T eszki. P iw ia rs k i u czu ł na s w o ic h plecach przyśp ie szone b ic ie czy*

je go ś serca, Zaręba w p a try w a ł się w p y s k łososia, w y k r z y w ia n y w ja k im ś tra g ic z n y m , um ęczeniu, i m im o w o li m ach ną ł d ło n ią w k ie ru n k u m uch y, k tó ra w y le c ia ła z łoso*

6io w e j paszczy.

J A C O B S M I T S A K W A F O R T A

26

S T A N IS Ł A W B R Z Ę C Z K O W S K I M o ty w z K w id z y n ia

N a ra z w szystki© g ło w y p o ru s z y ły się, ja k b y p o c h y lo n e w ia tre m . Teszka po dsa dził d ło ń p o d łososia n ib y ło p a tą i p rz e w ró c ił na d ru g i bok. N ie ba da ł g o ju ż je d n a k z ta*

k ą za c ie k łą p iln o ś c ią ja k przedtem , ty lk o prz e je c h a w s z y s ią n ie d b a le pa lca m i po łu*

skach, z ła p a ł za s k rz e la i w y s z a rp n ą ł rybią g w a łto w n ie z szeregu.

— T u je s t z ło d z ij! — w y c h a rk o ta ł, pod*

nosząc p rz e k rw a w io n e o czy. W y p ro s to w a ł s ię g w a łto w n ie , że lu d z ie w is z ą c y nad n im le d w ie z d ą ż y li się cofnąć.

— ' C zyj? C zyj? ! — z a b u lg o ta ły zewsząd z łe po dniecone głosy. Ludzie s to ją c y z ty łu pchała 6ię prziez g ło w y 6w y c h p o prze dników . S łych ać b y ło głuch e tu p o ta n ie g u m o w y c h b u tó w po tra w ie .

— N ie pchać sią, p s ia k re w ! — w y r w a ł s ią z g ro m a d y c z y jś p o d n ie s io n y głos. Tesz*

k a p o c h y lił się, zn o w u i ju ż bez d o k ła d n ie j*

■szyćh badań w y s z a rp n ą ł k o le jn o trz y ostat*

n ie s z tu k i z szeregu.

— I tu z ło d z ij! I tu z ło d z ij! I tu zło dzij...

rą b a ł n ie n a w is tn y m głosem , dysząc ciężko, aż p o rw a n y a ta kie m starczego kaszlu zato*

c z y ł s ią ja k p ija n y , tocząc po lu d z ia c h prze*

k rw io n e m i oczym a.

— O k ę c k i!!! — z a d y g o ta ł nagle nad tłu*

m em c z y jś p o je d y n c z y głos, pe łe n bezlitos*

n e j w ś c ie k ło ś c i.

— Z ło d z ie j! Z o d z ie j! — o d p o w ie d z ia ły n u zewsząd rozjuszone gardziele. G rom ada z a k o tło w a ła sią, z a d rg a ły w p o w ie trz u pię*

ści, b ły s n ę ły w yszczerzone zęby.

— Co w y ! Poszaleli?! — sza rp n ą ł sią O kęicki, p ro s tu ją c s ią energicznie.

A le g d y s p o jrz a ł n.a lu d z k ie tw arze , je go ż ó łta n ib y c h o le w a tw a rz p rz e la ła s ią w cy*

try n o w ą bladość.

— P io tr! — k rz y k n ą ł, w idząc nad g ło w ą s ę k a ty k u ła k K raw czaka .

.— Ach., teraz Piotr?... :— z a w y ł K ra w c z a k i potężne k ła śn ię o ie p ię ś c ią S k rz y w iło naraz g ło w ą O kęclciego. C zapka p o le c ia ła w bok, p o d uchem zacze rniła sią k re w .

— Lu dzie! — z a k rz y c z a ł O k ę c k i, g łuch o n ib y duszony zając i naraz u rw a ł. R ozległa

■się g łuch a m ło c k a z a c ie ś n ię ty c h pięści i O k ę c k i z n ik ł p o d gęstw ą c ia ł w a lą c y c h sią n a kupą.

S tadko w r ó b li s fru n ę ło z dachu, spło*

szone w rza skie m , k rz a k i bzu trz ę s ły się, pod aa po rem k u p y lu d z k ie j.

y N a raz ten i ó w zaczął w y s k a k iw a ć z n ie j ja k o p arzo ny, k to ś k rz y k n ą ł p rz e n k liw ie :

„ O J e z u !" __ i w te j c h w ili w y n u r z y ł sią na ś w ia tło O k ę c k i. T w a rz m :ał zalaną k r w ią u b ra n ie w strzępach, w d ło n i is k r z y ł się nóż. S po jrza w szy n ie p rz y to m n ie na Zarębą, k tó r y w y ł n ie lu d z k o , ściska jąc w łasne ram ą w przegubie, zaczął u cie ka ć w z d łu ż W is ły . Za n im rz u c iła s ię rozjuszona grom ada, prze*

6k a k u ją c ło d zie i w ik ła ją c sią w s ie cia ch rozw ieszo nych na drogach.

N a czoło go n ią c y c h w y s u n ą ł się W in c u k . P od s k a k u ją c na je d n e j nodze z rz u c ił naj*

p ie rw je d e n bu t, potem d ru g i i m gając bia*

łe m i p ię ta m i p o m k n ą ł za O kąckim .

— T rz y m a j! T rz y m a j! — gnało za n im c h ó ra ln e w y c ie lu d z k ie p o ję k liw ie od łupo*

ta n ia w bie g u b u cia ram i.

O k ę c k i s a d z ił przez dżu ng lą ch w a s tó w n a d rze czn ych , o b s k a k u ją c zręczn e co tw a rd ­ sze k rz e w y . N ie k ie d y ro z g a rn ia ł rękom a

szum iące z ie ls k a i raz p o raz w y p u s z c z a ł by*

s tre sp o jrz e n ia poza siebie. U jrz a w s z y z b li*

ska tw a rz W iń c u k a z odw ieszoną zwieczęco szczęką, p rz e ło ż y ł po c ic h u nóż z r ę k i do r ę k i i p o m k n ą ł s z y b c ie j. W iń c u k je d n a k za*

b ie g a ł m u drogę, i zręcznie p o d s ta w ił nogą.

Z ie lo n a burza ch w a s tó w z a k o tło w a ła w tern f m ie js c u , gdzie u p a d li. Czarna masa gonią*

c y c h nadb ieg ała z k rz y k ie m i fu rią .

— Z da le ka! G ry z ie !

— K ija m i psa w ś c ie k łe g o — w o łano.

O k ę c k i z e rw a ł s ię na n o g i i go łe m i rę=

kom a zasłan iał przed cio sam i p a łe k i drą*

g ó w sp a d a ją c y c h na oślep, gdzie popadło.

— Za naszą k rz y w d ę !

— Za nasz p o t!

— A masz! A zje dz! — p o s tę k iw a n o dla pe łn iejszeg o rozm achu.

S łych ać b y ło naprzem ian to S traszliw e k ła ś n ię c ia po ż y w y m m ięsie, to głuch e bęb*

n ie n ie o d b ija n y c h płuc.

O k ę c k i c h w ia ł się na no ga ch i o b w is łą d ło n ią zasłan iał czapkę i tw arz.

— Ludzi,el R a tu jc ie ! Ludzie, R atujcie... — w y głuch o c h ra p liw y m głosem, w k tó ry m s k o m la ła raczej prośba o s z y b k i k o n ie c

niż o zm iło w a n ie .

Jakoś b ito cora z s z y b c ie j, coraz ry tm ic z * n ie j, w zacćętem zgodnem m ilc z e n iu . Spie*

szono się.

W ów cza s O k ę c k i s p o jrz a ł z a k rw a w io n e * m i oczym a na W is łę i zataczając się ru n ą ł w k ie ru n k u ło d z i, w y c ią g n ię te j ru fą na brzeg. Z a n im z d ą ż y li go dopaść, w w a lil się g ło w ą naprzód do ło dzi. Z a ło m o ta ły a w k i, je d n a b u rta fru n ę ła g w a łto w n ie do gó ry.

Przez c h w ilę w id z ia n o z brzegu pa rę podku*

ty c h b u tó w , b ły s k a ją c y c h w sło ńcu ćw ie*

kam i, oraz d ło ń ze z le p io n y m po soką zaro*

stem , ja k o b m a c y w a ła ro z p a c z liw ie po*

w ie trz e . Potem z n ik ł p o d w o d ą i łó dź po*

w ró c iła do ró w n o w a g i.

Lu dzie na brzegu z e s z ty w n ie li i w ka*

m ie n n y m m ilc z e n iu , ze zgrozą na tw arza ch w p a tr y w a li s ię w b a ń k i w odne, o d da lające s ię s z y b k o o d ło d z i. B y ło ic h cora z m n ie j.

Fale s z u m ia ły na W iś le , na brzegu św i*

s ta ły tra w y . N a g le Z a le w s k i rozcza pierzył palce i z ła p a ł się za ko s z u lę na p ie rs ia c h :

— L u dzie! L u dzie! N ie m ożna! T rza ra*

to w a ć czło w ie ka... — z a k rz y c z a ł n ie s w o im głosem.

— Psa! N ie c z ło w ie k a ! h u k n ą ł K raw czak, o d rzu ca ją c n a b o k nie d b a le w io s ło . W te j c h w ili O k ę c k i s z y b k o ja k k o r e k w y n u rz y ł się, z ż ó łte j fa li w iś la n e j. O czy m ia ł w y w a * lo ne na łeb, c z a rn y m i usta m i ła p a ł szero ko p o w ie trz e . Z d a w a ło się, że k rz y c z y z prze*

rażenia, t y lk o głosu w y d o b y ć n ie może.

T rw a ło to je d n a k k ró tk o . C h la p n ą ł rękom a po w o d z ie i z n ik ł.

Ludzie na brzegu p o ru s z y li s ię g w a łtó w * nie, i zaczęli be zw ie d n ie iść w d ó ł rze ki. Po c h w ili O k ę c k i uka za ł s ię znow u. Rozdzia*

w io n ą je g o tw a rz z ia ła jeszcze o k ro p n ie j*

szem przerażeniem . U s ta w ił sw e szkla ne g a ły na lu d z i. N ie p ro s ił o n ic , na w e t nie m ru g a ł, ty lk o p a trz a ł na n ic h i p a trz a ł w ja*

kie m ś z d z iw ie n iu , ja k g d y b y n ie m ó g ł się dość napatrzeć, ja k g d y b y c h c ia ł ic h w y u * czyć s ię w s z y s tk ic h na pam ięć.

Po c h w ili zaczął się pogrążać, p o w o li i ja k b y nie ch ę tn ie . Z a n im je d n a k zdą żył za*

paść s ię z u p e łn ie p o d oka p e m n a d la tu ją c e j fa li, lu d zie nie w y trz y m a li.

P ie rw szy s k o c z y ł do w o d y W iń c u k i od razu zapadł s ię po pa chy. Za n im z chlu*

p o te m b u tó w ru n ą ł K ra w c z a k , za n im Za*

le w s k i. B ły s k a w ic z n ie u tw o rz y ł s ię ż y w y ła ń cu ch d ło n i i ram ion.

W in c u k w y c ią g n ą ł rę k ę i w z d ry g n ą ł się, g d y O k ę c k i u c h w y c ił s ię je j ła p c z y w ie po*

p ie la ty m i d ło ń m i. M ię k k ie b y ły , ja k żabie i zim n iejsze od w o d y .

W te j c h w ili W in c u k po czuł, iż pociąg*

n ię ty przez O k ę c k ie g o s tra c ił dno p o d no*

gam i d pogrąża się razem z g ło w ą tam tego pod z ie lo n k a w ą b ło n k ę w o d y .

— C iągnąć, c h o le ry ! — z d ą ż y ł jeszcze w y k rz y k n ą ć i z a b u lg o ta ł p ę c h e rz y k a m i po*

w ie trz ą .

Ludzie zaczęli ciągnąć.

— W o ln ie j! W y k r ę c ic ie rękę ! — zasko*

w y ta ł W iń c u k , ju ż w y c ią g n ię ty do pasa na brzegu. K ilk u ry b a k ó w s k o c z y ło do w o d y .

P o c h w y c ili O k ę c k ie g o pod p a c h y i po*

w le k li na górę. W y p ły w a ł :m z rą k n ib y galareta, g ło w a opadła, zad zie rają c do g ó ry n ie o g o lo n y p o db róde k, n o g i je c h a ły po tra w ie cich o ja k sanie.

F ragm ent o p o w ia d a n ia odznaczonego 2’ gą nagrodą na k o n k u rs ie m a ry n is ty c z n y m G d a ń s k ie j W o j. Rady S ztuki).

N A W Y B R Z E Ż U R O Ś N I E ¡ N O W Y G D A Ń S K

* Z A M I A S T R E P O R T A Ż U *

M a rtw a n a tura (1945)

Pejzaż o ż y w io n y (1946)

Zm iana tem atu (1947)

K ra jo b ra z p rzyszło ści (1948)

27

A Ż K M E S A C A

T Y M O N N I E S I O Ł O W S K I

K w ia ty R ysunek

S I E D E M N O C Y

U tw o ry zebrane w tom ie p t. „S iedem no*

c y “ *) s ta n o w ią d o ro b e k p o e ty c k i S tanisław a C z e rn ik a na p rze strze n i la t dw udzi-estukilku.

Do n a jd a w n ie js z y c h — bo pochodzących z la t 1922 — 1930 należą w iersze zebrane w c y k lu pt. „S ta ro d rz e w ". N astępne c y k le pt. „ O p o ls k im p ło c ie ", „P rz y ja ź ń z ziem ią ,

„E le g ie " — to w ie rs z e z la t trz y d z ie s ty c h , do w y b u c h u w o jn y . O sobną grupę, stano*

w ią w ie rs z e w o je n n e — z aw arte w c y k la c h pt. , ^N ied oścignion y czas", „T ristiu-m Li*

b e r", „P ościg i ucie c z k a ", „K rą g b a lla d o w y "

i „Ś p ie w y h is to ry c z n e ".

W ie rs z e z o k re s u prze dw oje nn ego uka*

z y w a ly sięi w czasopism ach lite ra c k ic h oraz w y s z ły d ru k ie m w k ilk u to m ik a c h po etyc*

k ic h w y d a n y c h w la ta ch 1931, 33 i 34. Poza w ie rs z a m i C z e rn ik je s t a u to re m p o w ie ś c i pt.

„G o ry c z " oraz wliielu. a r ty k u łó w k ry ty c z * n ych , s z k ic ó w itp . ro z s ia n y c h po czaso*

pism ach.

N a jw ię k s z ą ilo ś ć prac C ze rn ika znajdu*

je m y w w y c h o d z ą c e j prze d w o jn ą „O k o * lic y p o e tó w " m ie s ię c z n ik u g ru p u ją c y m pi*

s a rz y w y z n a ją c y c h ja k o k ie ru n e k lite ra c k i tzw. a u te n ty z m — . prą d, k tó re g o C z e rn ik b y ł je d n y m z g łó w n y c h tw ó rc ó w . „O k o lic a p o e tó w " zam ieszczała je d n a k także u tw o ry in n y c h p is a rz y i niem a p r a w ie p o e ty , lite * rata, k tó re g o u tw o ró w n ie z n a le ź lib y ś m y w ty m piśm ie. „ A u te n ty ś c i" m ogą e:ę po*

szczycić p o w a ż n y m i o s ią g n ię c ia m i n a ni=

w ie tw ó rc z o ś c i o ry g in a ln e j i k r y t y k i. Gru*

p o w a li o n i prze w a żnie p is a rz y zw iązan ych z ziem ią, po chodzących ze w si. Do dziś k ie ru n e k ten oprócz C ze rnika , rep re ze n tu ją z d o ln i i o ry g in a ln i poeci, ja k np. Jan B.

p o w a li o n i prze w a żnie p is a rz y zw iązan ych z ziem ią, po chodzących ze w si. Do dziś k ie ru n e k ten oprócz C ze rnika , rep re ze n tu ją z d o ln i i o ry g in a ln i poeci, ja k np. Jan B.

Powiązane dokumenty