• Nie Znaleziono Wyników

446 JULIUSZ ZEYEK

W dokumencie Neklan. Tragedya w pięciu aktach (Stron 80-86)

KL1MBA. Acb, nie umieraj! P ra m a c i ma! Strabo!

J a m cię zabiła!

STK AB A. Nie, nie, Klimbo... nie...

KLIMBA. T y mię przeklinasz?

STRABA. Toć on ci p r z e b a c z y ł...

( Wielka wrzawa podnosi się za scenę.) Grzmot? J a k i rozhuk... Czy ziemia się wali?

k r a ś n i k. To glosy ludzkie... Szczęk oręża! Bój!

(14 kiepa SŁUGA.)

SŁUGA. P an ie, uciekaj! Gród podstępem wzięty, A lasy wkoło wrażych pełne wojsk!

KRAŚNIK. Mój miecz, luk, tarcza! {Zrywa broń ze ścian).

WOJOWNIK {ranny wchodzi).

W róg tuż za mną, panie!

Gród z d r a d ą wzięto! K siążę, pójdź n a pomoc!

{Kraśnik wybiega, wojownik za nim.)

STRABA. S łuchaj, co-ć powiem... Czy mię słyszysz, Klimbo?

A więc tam w ziemi...

[Milknie; chwila ciszy; słychać zgiełk boju )

KLIMBA. P ram aci, ty konasz!

W zrok ci przygasa, ręce tw e j a k lód!

T y ś j u ż umarła, ty mnie już nie słyszysz!

STRABA. Czyż płaczu serca nie słyszysz w mych p ie rsia c h ? Przyłóż — tu — ucho... Nie um arłam jeszcze...

O, nie, nie jeszcze... J a k i szum ogromny!

To śpiew W ełtaw y, to W y sz e h ra d św ięty W micsięczuem srebrze p iętrzy się ku niebu Z wyniosłej sk ały . W sk a le tej komora, A w je j nomroco Przem ysłow ców prochy!

T e n cień olbrzymi! W oła mię? To Wojen!

T a k i sam jesteś, j a k gdyś w cichy dom

W szedł nad Blauicą... Uwiozłeś mię zfamtąd...

P a trz , j a k powiędły lica me, j a k sm u tek Z łam ał, zdruzgotał biedne serce moje...

KLIMBA. Z budź się, pramaci, przez sen mówisz, zbudź się!

STRABA. Nie, nie śpię, Klimbo. Czuwam, ale czuję, Że ju ż mi trzeba gotow ać się do snu

W tej mrocznej grocie. Słodko śnić tam będę, Miesiąc mgłą s ie b rn ą opromieni niebo,

W dole W e łta w y śpiew ać będą fale, A sk a ła ciemna rozdźwięczy się cała

T y m wielkim dźwiękiem, którego nie słyszą Uszy żyw iących, ale słuch um arły ch —

NEKLAN. 447'

KLIMBA.

KLIMBA. Acb, nie umieraj! Zostań tu! Miej litość!

STRABA. Słuchaj mnie, Klimbo. Ż r ą się o koronę.

Po co j ą W ojen w moje złożył ręce?

Z b y t ona ciężka n a me słabe siły.

J a m tę koronę ~~ słuchaj! — zag rzeb ała P o d dębem wielkim , k tó ry po nad inue, T a m w Libuszynie, w ystrzela ku niebu.

Z n asz d ą b ten przecie, k ła d ła m zawsze z tobat , G dyśm y ta m były, w chło dnym jego cieniu P o k arm dla bogów n a misach złocistych.

K iedy j a umrę, wygrzebiesz koronę . I w iernie oddasz ode mnie T yrow i.

Powiesz mu przytem, aby sam rozstrzygnął, K to godzien nosić tę S a m a spuściznę...

T y r nie j e s t wilkiem, j a k ci inni wszyscy!

P ram aci droga, pojęłaś tę jeg o

W ielkość promienną... Całuję twe szaty.

STRABA {chyli się nad je j ghw ą).

B ąd ź zmiłowanie z tobą!

KLIMBA. Z toba mir!

•zymają się w objęciach. Wrzawa zbliia się i wzrasta. KRAŚNIK wpada do sali, za nim ZBROJNI.)

Hej, za mną, za mną! Grom adźcie się przy mnie!

Znowu mię budzą! A j u ż zasypiałam*

T e ra z pamiętam! Tu gdzieś bój się toczy.

Lecz z kim i o co? T a k mi ciemno w głowie!

W szy stk o stracone! Ju ż n a gród się wdarli!

KLIMBA {jak 10 gorączce).

Bracie! a g d y b y m zapaliła dom ?

k r a ś n i k. S tra c iła ś z m y s ły !

KLIMBA. Muże oczyszczenie

J e s t w żarach ognia?

STRABA. Kiimbo, w e łz a c li może?

{Zbrojni gromadzą się koło Kraśnika i zaciągają zawory drzw i.) KLON {za sceną wali w drzw i).

Opór daremny! P o d d a j s i ę Kraśniku!

k r a ś n i k. Po ż y c ie moje wejdźcie tu taj sami!

KLON {za sceną). Hej, siekier, żywo, rozbijać podwoje!

{D rzw i padają pod ciosami. Wchodzą KLON, KRUWÓJ i WOJOWNICY.) KRAŚNIK. W y n ę d z n i wilcy, zd r a d a w am p o m o g ła !

KRUWÓJ. O zdradzie nie mów. Ona w piersi twojej.

KLON. Rzuć pychę, zdaj się. N a sąd przed N eklaua Mamy cię powieść.

KRAŚNIK.

STRABA-KRAŚNIK.

418 JULIUSZ ZE1TER.

KRAŚNIK. T a k s a m o k s is ż ę c ie m , J a k i on, je ste m . Nie je m u mnie sądzić.

KRUWÓJ. T y ś zdrajcą tylko. P rzestałeś być księciem, Bo księztw a twego niem a od tej chwili.

Słupy graniczne zwaliliśm y wszystkie, A gród i dum ten w net w popiołach legną.

KLON [odchodząc z wojownikami).

Hej, gród podpalić!

NEKLAN. 449

- Ä . K I T V .

W ierzch o łek p u styn n ego w zgórza w okolicy grodu bu deck iego, którego dymiące się z w a lis k a w idać w oddali. T u i ów dzie sam otn e drzewo. M nóstw o nizkich.

k rzów i zarośli. W ielk ie ztom y s k a ł rozproszone m ięd zy zaroślam i. K R U W Ó J prow ad zi H E K L A K A , otulonego w ciem ny p ła szc z. G O Ś O IW IT idzie za n im i.

KRUWÓJ. T u ta j bezpiecznie. E acz więc, książę, usiąść.

Oto głaz m szysty i cień naokoło.

J a k cicbo tutaj, a tam co za zgiełk!

G O Ś C lW iT . Dlaczego, ojcze, nie dajesz mi iść —

N E K L A N . D okąd?

GOŚOIWIT. W b ó j, o jcze!

NEKLAN. Milcz, milcz, Gościwicie!

Z b y t j e s t e ś młody. I życie tw e — drogie.

T y ś dziedzic stolca, tw ym W yszebrad św ięty, T w ą będzie S am a wielkiego korona.

KRUWÓJ. T ę S tra b a z sobą za b ra ła do grobu.

Lecz jej znaczenie żyje j e d n a k wciąż.

GOŚOIWIT. D ziedzictw a m eg o d a jc ie mi w ię c b ron ić!

KRUWÓJ. Bohater w i e l k i z a c ie b i e , o, d z i e c i ę , Bojuje dzisiaj, i bogi z nim b ę d ą /

Widzisz tam w dali zbroję w słońcu lśniącą J a k g w ia z d a złota —

GOŚOIWIT. Zbroję ojca m ego!

W ieje w powietrzu jego płaszcz z purpury, A j a k o orzeł, biały je g o koń

U la ta w pyłu obłokach —

N E K L A N . To Tyr!

W mojej zlroicy!

N E K L A N GOŚCIWIT.

NEKLAN,

KRUWÓJ.

GOŚCIWIT.

Dlaczegóż ty satn Siedzisz tu próżno, założywszy ręce?

T y r z am iast ciebie książęcicm j e s t przez to, Czemużem nie mąż? O, j a k ż e W ła sty sla w P o k u to w a łb y za swój czyn bezbożny!

Chce mi się płakać; stary K ro k a gród W popiołach leży! T eu prześw ięty dom, K ęd y L ib u sza zrodziła się ongi,

K ęd y sądzili m ądry Krok i P r z e m y ś l1 Ach, ty siąc pieśni, tysiąc baśni złotych, Które mi m a tk a słodkim swoim głosem O pow iadała i śpiewała, pierzchły, J a k ptak i z gniazda, kiedy runął gród!

J a W łastysław a, łupieżcę niecnego, Sto razy więcej nienaw idzę za to, Niż za to, ojcze, że chce zostać p anem Całych Czech naszych i wziąć me dziedzictwo.

O, j a k ż e dzień ten skończy się, Kruwoju!

Ma moc W łasty slaw , zebrał lud swój cały.

W tych niezliczonych wojów jeg o bufach Z najdziesz nietylko mężów i młodzieńców, Lecz dzieci prawie, bo w róg mój potężny Po całym k ra ju rozkazał obnosić

Ogromny miecz swój, i kto ponad miecz ten W y ra sta ł ciałem, w n et był zaliczony W szyki wojenne, a ktoby się w zdragał, Miał paść od miecza.

Niezliczone, p raw da, J e s t w ojsko łuckie. Lecz tw oje je s t chrobre.

Z a wiele, panie, pychy ma W łastyslaw , Ażeby mogło ominąć go w końcu Upokorzenie. Toć n ak azał pono

Sw ym bohaterom , z czelnością zuchw ałą, Zabierać z sobą rarogi, sokoły,

Jastrzębie, orły, by to ptactwo cale Naszemi mogło napaść się ciałami — T a k i j e s t pew ny swojego zw ycięztw a.

Ale bogowie k arzą zbytnią pychę I odw racają j a s n e lica od tych,

K tórzy się z nimi równać chcą zuchwale.

Cień z nieba p a d a na ziemię ogromny!

T o chm ura ptactwa!

W dokumencie Neklan. Tragedya w pięciu aktach (Stron 80-86)

Powiązane dokumenty