GOŚCI W IT {wzruszony).
Oto ma n Łka. Z a n ie c h a jm y zw ady.
I m oja m a tk a w tonie ziemi leży, K ęd y j ą groźna uśpiła Morana.
J a k a ż to sm utna była noc... p sy wyły...
ZBISŁAW. Coś mię w tw em oku pociąga ta k słodko, A głos j a k świegot p ta k a masz. T y ś dobry.
Chciałbym cię, słuchaj, mieć za przyjaciela!
Mieć przyjaciela! Duszę-bym mu oddał, 1 gdyby moją była ta korona,
O k tó rą walczą, d ałb y m mu j ą również Z uśmiechem szczęścia!
Spojrzyj-że w d ó l, sy n u ! Ju ż zapom niałeś, żeś mem okiem przecie.
(ZBISEAW i GOŚCIWIT wdzierają się na złom skały ) O, jakiż blask tam! T o j e s t Neklan sarn W zbroicy owej, złotej, czarodziejskiej, O której tyle rozm aw iano w Ł ucku P rz y ogniach nocnych —
(na stronie).
' O, j a k a ż n ie p ra w d a , Ż e to sam o jc i e c !...
T e ra z czarne chmury P ta k ó w drapieżnych wzbiły' się ku niebu!
Cień od ich m n ó stw a padł na ziemię czarny, Aż tu ich sk rz y d e ł szum ny słychać łopot, J a k o g d y gęsty siecze d iz e w a deszcz.
R aduj się, serce, to W łasty sław pędzi;
Koń jego czarny j a k o ciemna noc!
T eraz, N eklanie, przyszła tw a godzir a' T u k re s twej drogi, w net b ę d n e po tobir!
Ach, w o js k o ptasie, j a k burzliwa chmura, Z akryło słońce, nic nie widać teraz.
J a k i sk rz e k dziki! Oto przerażone W ojsko N e k la n a cofa się!
NEKLAN. O, b iad a!
GOŚCIWIT. O , z łc t a g w ia z d o , g d z ie ż e ś , g d z ie ż e ś ty?
R ozbij m rok, błyśnij ..
ZBiSŁ.t w. Oto o r ł ó w s ta d a ! J a k ż e skrzydłam i w nieprzyjaciół grzmocą!
P y ł zakrył wszystko... ale się cofają, Z n ać to Prażanie!
N E K L A N .
Z B IS L A W .
GOŚCIWIT
ZBISŁAW.
NEKLAN. 455
N E K .L A N . W ięc jestem zgubiony!
GOŚCIWIT. O, Mysia wreszcie nasza g w iazd a złota!
K oń biały leci! Bohater, którego R u m a k ten niesie, mówi coś do wojów, Miecz wznosząc w górę! Oto chm ura d ru g a T ej chmurze ptaków na spotkanie leci!
T o z łu ków P ra ż a n gęsta chm ura strzał!
O, bogi zbawcze! P ta k i przerażone Do swoich panów w ra c a ją i skrzydły T łu k ą w ich twarze!
z b i s ł a w. _ O, w ielk a żałości!
GOŚCIWIT. Ślepną Ł uczarie! W icher szponów, sk r z y d e ł!
Ju ż się cofają, broniąc się ptaszurom!
R zeź sroga teraz! Zgroza, zgroza, zgroza!
J a nie chcę patrzeć... Acb, j a k ż e pobici P a d a j ą ciężko ze stron obu w proch!
[Odwraca się.)
ZBISŁAW . J a k p o ża r p ło n ie z ło ta w sło ń cu zbroja!
O, gromie z nieba, zwal j ą , zwal j ą , zwał!
Niech padnie Neklan! Szaleje j a k burza, I ju ż mi serce drży o W łastyslawa!
GOŚCIWIT. Bądź bogom chwała! Łuczanie pierzchają!
NEKLAN. O ddycham znowu!
ZBISŁAW. W ła s ty s ła w zabiega
U ciek ający m —
GOŚCIWIT. Ściągnęli go z konia!
Leży na ziemi! Zdepczcie go, stratujcie, R u m ak i dzielne!
ZBISŁAW. Milcz, m ilcz, t y ś o k ro p n y ! O, wszystkie bogi, śpieszcie mu na pomoc!
GOŚCIWIT. R a d u j się, serce! Ju ż porażon wróg!
W ła sty sła w wzięty —
Z B IS Ł A W . W y rw a ł s i ę ! Zbawiony!
T a k , ta k , zbawiony! Siedzi znów na koniu!
Acb, j a k mi błogo! Dzięki wam, bogowie!
GOŚCIWIT. L ecz pierzcha! Tchórz! Niewieściucli n ę d z n y ! ZBISŁAW. Zamilcz, bluźnierco! Ou bohater wielki!
GOŚCIWIT. A pierzcha z boju! [Zeskakuje ze złomu skalnego i rzuca się ku N eklam w i.)
Z B IS Ł A W [zeskakuje również ze skały i wybucha płaczem).
Ojcze nieszczęśliwe!
n e k l a n. Coś wyrzekł, chłopcze?
456 JULIUSZ ZEYER.
ZBIŚEAW. J a m syü W ła s ty s la w a Nieszczęśliwego!
NEKLAN. Jesteś m oim w ię ź n ie m ! T y , Gościwieie, strzeż go. Silny je s te ś . Kruwój nadjeżdża! Oj spotkać go biegnę!
( Wybiega.)
ZBISŁAW. W y mnie w ydacie w nieprzyjaciół ręce, T e n m ąż o k ru tn y i ty —
GOŚCIWIT. ' Słuchaj, druhu.
T am w dole, widzisz, ru m a k mój się pasie.
Siadaj n a niego. Uciekaj. Lecz śpiesz się!
Je d ź w las, tam znikniesz. L ecz idź, nim tu przyjdą.
ZBISŁAW. D ajesz mi wolność?
GOŚCIWIT. Serce mi się k rw a w i
N a d tw ą boleścią. J a m starszy od ciebie, I lepiej może, niż ty sam, Zbislawie, Czuję tw ą klęUce. Oio r ę k a moja:
My nienaw idzieć nie będ/.iem się, druhu!
ZBISŁAW. Całuję tw a rz twą! T y ś dobry! Lecz ktoś ty?
GOŚCIWIT. Twój druh, Gościwit, syn księcia Neklana.
ZBISŁAW. Syn, syn N eklana?
GOŚCIWIT. T a k , tak. Ale śpiesz się!
ZBISŁAW. Niech wszystkie, druhu, będą z tobą bogi!
(Ściskają się, Zhislaw odbiega.) GOŚCIWIT. T eraz do ojca. Biedny Z h 'sla w , biedny!
(W ychodzi za Neklanem.)
Gród W Ł A S T Y S Ł A W A w Ł ucku . S ala. N o e . U m ocow ana u słup a, ciężka lam pa m etalow a czerw ono o św ie tla kom natę. P o jed n ej stronie w y so k i stolec n a podniesieniu. W głęb i w ielk ie okno otw arto, m iędzy dw iem a kamionnomi ko- lum enkam i. W idać niobo polne g w ia z d . W Ł A S T Y Ś L A W 1-ży na stopniach w iodących do sto lc a . N a ziem i, niedalek o niego, leżą m iecz jo g o i tarcza. D U -
11YNK sto i pochylony nad nim .
DURYNK. T a k płakać, książę! Nikt-by nie uwierzył Słowu mojemu, g d y b y m opowiedział, Co-m widział, słyszał —
WŁASTYSŁAW. Odejdź, daj mi pokój!
T wojemi, sługo, gard zę pociechami.
Tobie-ż mnie pojąć! T y nie stałeś nigdy
TsF.KLAN. 457 N a mej wyżynie, nie spadłeś też w otchłań,
I to w tej chwili, gdy cię dum ne fk rz y d la W s p a n ia ły m lotem niosły wprost ku słońcu!
Me chrohie wojsko! Moje dumne sny!
W szystko stracone! J a m zgubiony! Skryj się, T w a rz skryj pod ziemie, książę W lastysław ie, By twój rumieniec, ta łuna twej hańby, Nie budził szczęścia i u rą g o w isk a W e w rogach twoich!
DURYNK (na stronie).
Cierp! O, j a k ż e słodko N a twój płacz patrzeć! J a m ezein? C '»żeś ty?
J a m ci zazdrościł. Dzisiaj-bym współczucie Mógł mieć dla ciebie. Ale uie mam go!
Byłem twym sługą, któremu z pogardą Złoto garściam i rzucałeś w oblicze.
Z a złoto tw oje płaciłem uśmiechem Z aw sze usłużnym, pochlebnym i słodkim!
Dziś k w ita z n a m J J a m sługa, tyś pan.
Kto mówi: rabie, ten powiedział: wrogu.
WŁASTYSŁa w. Podobna ż jeszcze podnieść się? J a k bu rza W ojsko N ek lan a w ślad za mną się wali!
(Powstaje i idzie ku oknu) M o że j u ż w o k ó ł g r z m ią ich k ro k i w la s a c h , W tych sam ych lasach, któremi w strząsały N iedaw no krzyki moich w ojsk radosne, Kiedym powracał, zwycięzca nad Sasy!
Ach, j a k a ż chm u ra zaw isła nade mną, A noc gw iazd pełna, cicha, j a s n a taka!
J a k a ż , ach, zm ienna ta dola człowiecza, J a k ie ż my cienie! Wy-śeie św iatła wieczne, O, gwiazdy! To też w szafirów otchłani W a s się nie dotknie ani czas, ni los!
Marzymy o tem, aby być j a k wy,
My, nędzne prochy, — a bogi się śmieją, W górę ku sobie podnoszą nas, w górę, A potem puszczą!... Lecz j a k jedna z was, N a czele w o jsk a ja s n o świecił N ek łan . W ielki był, w i e r ę . . J a m ałym się czuję.
Przed jego t w a rz ą padły w proch me bufy!
O, rzekłeś praw dę, Kruwoju, w Chynowie:
T y l k o m niemanie, że m ałym jest N ek łan , Było p o d staw ą całej mej wielkości!