• Nie Znaleziono Wyników

były bardzo stare – prawdopodobnie nawet z XVI w., inne z kolei ślicznie wydane i ilustrowane. Z zaintere-sowaniem przeglądaliśmy je tylko, gdyż były w języku francuskim. Przypuszczalnie pochodziły z jakiejś francuskiej akademii wojskowej. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy z wartości i znaczenia naszego niezwykłego odkrycia. Nie wiem, jakie były dalsze losy tych zbiorów i kto zabrał cenny księgozbiór.

Z kolei w szpitalu, który znajdował się w lesie, w salach i na strychu pełno było książek w języku niemieckim.

Po trzech miesiącach pobytu w Torzymiu przy-jechaliśmy do Zielonej Góry. Pierwszymi książkami, które kupiłem, były podręczniki, w większości jeszcze przedwojenne. Bardzo ważnym nabytkiem było dla mnie czterotomowe wydanie Mickiewicza z 1950 r.

Stanowiło ono 36. pozycję w moim prywatnym księ-gozbiorze. Kupowałem przeważnie książki histo-ryczne oraz tłumaczenia pisarzy francuskich. Moje pierwsze książki pochodziły od pana Wiktora Rodowicza (ojca znanej piosenkarki Maryli Rodowicz), który miał księgarnię przy ulicy Pocztowej (obecnie Pod Filarami). Prowadził on nie tylko księgarnię, ale również wypożyczalnię, z której zasobów chętnie korzystałem. Wspominam go bardzo miło. Gdy do-wiedział się, że byłem na Syberii, widząc moje zain-teresowanie książkami, podarował mi wypożyczoną powieść. Bardzo lubiłem odwiedzać jego wypoży-czalnię. Książki wypożyczałem także u pani Fedoro-wicz przy ulicy Pionierów (obecnie Kupiecka).

Mogłem tu dostać powieści moich ulubionych autorów. Pani Fedorowicz miała aż 14 tomów Karola Maya, a także Coopera i Kraszewskiego. Zbiory te pochodziły ze Lwowa. Dobrze pamiętam też

wypo-życzalnię prowadzoną przez Władysława Borowczaka przy ulicy Jedności Robotniczej. Chętnie korzystałem z bibliotecznych zasobów, a kierownik biblioteki wspominał po latach, że byłem jednym z jego naj-wierniejszych czytelników. Uczestniczyłem również w organizowanych przez bibliotekę spotkaniach z pisarzami. Mam w swoich zbiorach kilka książek z dedykacjami – to pamiątki z tych spotkań autorskich.

Mój prywatny księgozbiór dotyczył wówczas przede wszystkim historii Polski, a szczególnie I i II wojny światowej oraz postaci Marszałka Piłsudskiego. Był także bogaty w literaturę polską i obcą, zwłaszcza francuską, amerykańską i angielską.

W miarę upływu czasu z coraz większą tęsknotą myślałem o mojej małej kresowej ojczyźnie. O ludziach, których musiałem pożegnać i od których na skutek różnych historycznych zawirowań dzieliły mnie teraz setki kilometrów. O bliskich sercu miejscach, których wspomnienie przywiozłem ze sobą na Ziemie Odzys-kane. O klimacie tamtych utraconych na zawsze stron, gdzie w tak dziwny sposób splatała się ze sobą historia wielu narodów, tworząc ów niezwykły tygiel kulturowy, kolebkę talentów tej miary co Juliusz Słowacki. Gdy po latach wracałem pamięcią do dzieciństwa, mój Wołyń jawił mi się niczym utracona Arkadia. Zacząłem więc gromadzić pamiątki, które ocalały – ten odchodzący powoli w zapomnienie świat. Dwie bardzo cenne publikacje pomogła mi zdobyć pani Danuta Bagińska, Wołynianka, która prowadziła pierwszy w Zielonej Górze antykwariat przy ulicy Świerczewskiego (obecnie Kupiecka).

Dzięki jej życzliwości mam komplet „Rocznika Wołyńskiego” wydawanego przez Jakuba Hoffmana w Równem oraz Przewodnik po Wołyniu Mie-czysława Orłowicza. W okresie PRL-u pracowałem w różnych przedsiębiorstwach handlowych. Wy-jeżdżałem na targi i giełdy handlowe do wielu miast.

Po pracy zawsze odwiedzałem wszystkie antykwa-riaty, szczególnie te w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu. Kupowałem książki na aukcjach, a widokówki na spotkaniach filokartys-tów. Wyjeżdżałem na targi staroci. Dzięki tym podróżom poznawałem innych kolekcjonerów.

W krakowskim antykwariacie, widząc moje zaintere-sowanie Wołyniem, podszedł do mnie pan Stanisław Dustanowski, lwowianin z zamiłowaniem kolekcjo-nujący pamiątki związane z rodzinnym miastem.

Wkrótce zawiązała się między nami serdeczna przy-jaźń. To właśnie dzięki niemu poznałem twórcę Powiatowa Biblioteka Publiczna w Zielonej Górze przy

ul. Jedności Robotniczej 45.

Instytutu Lwowskiego, redaktora i pomysłodawcę

„Rocznika Lwowskiego”, autora szeregu książek dotyczących Lwowa, pana Janusza Wasylkowskiego.

Nigdy nie zapomnę naszego serdecznego, przebie-gającego z prawdziwie lwowską wylewnością i fan-tazją, spotkania w Krakowie. Uczestniczył w nim też inny miłośnik Lwowa – Jerzy Michotek, który w piosenkach, wierszach, filmach, w reżyserowa-nych przez siebie widowiskach pielęgnował pamięć o ukochanym mieście. Moje zbiory powiększały się nie tylko dzięki penetracji antykwariatów, targów staroci i udziałowi w aukcjach, ale właśnie także dzięki życzliwości zaprzyjaźnionych kolekcjonerów i pomocy znajomych Wołyniaków, którzy z rodzinnych archi-wów wyciągali interesujące mnie zdjęcia, pocztówki i dokumenty, a z domowych bibliotek często jeszcze przywiezione z Kresów książki.

Zajmowała mnie nie tylko przeszłość rodzinnej ziemi. Bacznie śledziłem też współczesne publikacje.

W 1974 r. po raz pierwszy po wojnie odwiedziłem Łuck. Przywiozłem kilka książek dotyczących mojego miasta i albumów prezentujących piękno Ziemi Wołyńskiej. W czasie następnej podróży, która odbyła się w 1991 r. spotkałem wielu interesujących ludzi; i Polaków, i Ukraińców. Czekając w Kowlu na pociąg do Łucka, kupiłem kwartalnik „Wołyń”, a po przyjeździe na miejsce odwiedziłem redakcję pisma.

Pan Władimir Nakonieczny, były dyrektor Archiwum, a także redaktor zespołu piszącego Księgę Pamięci Żołnierzy Radzieckich pochodzących z Wołynia, zaskoczony moją wiedzą na temat Łucka, zaprosił mnie na sympozjum o ukraińskiej diasporze, które odbywało się w gmachu Archiwum. Dzięki niemu poznałem wielu ciekawych ludzi; i naukowców, i dziennikarzy z różnych krajów. Wracałem do domu obładowany książkami, gazetami i zdjęciami Woły-nia. Kolejna moja wizyta w rodzinnym mieście wiązała się z zaproszeniem na VI Ogólnoukraińską Konferencję pod hasłem „Historyczne Krajoznaw-stwo i potrzeba odrodzenia kultury wielowiekowych narodowych tradycji Ukrainy”, która odbyła się w Łucku w 1993 roku. Organizatorem konferencji była Łucka Wyższa Szkoła Pedagogiczna im. Łesi Ukrainki. Wygłosiłem referat na temat: „Łuck w pol-skiej literaturze krajoznawczej XIX i pierwszej połowy XX w.”. Dzięki konferencji poznałem dwie osoby, które do dziś pomagają mi w moich wołyńskich pasjach; gromadzą i przysyłają mi wszystkie książki, czasopisma i widokówki Wołynia. Są to: pan

Waldemar Piasecki, historyk sztuki, nauczyciel, publi-cysta, autor artykułów i książek o Łucku oraz pan Bogdan Kołosek, Dyrektor Instytutu Historii Archi-tektury Ukraińskiej Akademii Nauk w Kijowie, autor szeregu ważnych publikacji dotyczących kościołów i architektury Łucka. Po konferencji wracałem do Polski szczodrze obdarowany książkami przez auto-rów – uczestników konferencji. Powiększyłem również mój zasób wołynianów za sprawą wizyty w Kijowie, gdzie w 1994 r. gościłem na zaproszenie pana Bogdana Kołoska.

Mój zbiór pamiątek dotyczących Wołynia przed-stawiał się imponująco, jednak pierwsza wystawa, w której wziąłem udział, dotyczyła mojej fascynacji jeszcze z czasów dzieciństwa – postaci Marszałka Piłsudskiego. Stało się to dzięki propozycji dyrektora Muzeum Wojskowego w Drzonowie. Z Włodzi-mierzem Kwaśniewiczem często spotykałem się na targach staroci, więc wiedział, że zbieram również materiały dotyczące Marszałka. Wystawa odbyła się w maju 1996 r. Uczestniczył w niej także mój znajomy Aleksander Pawelski, tak jak ja pasjonat Marszałka i Kresów Wschodnich.

Później zwróciło się do mnie z prośbą o udostęp-nienie materiałów na wystawę Stołeczne Koło To-warzystwa Miłośników Wołynia i Polesia. Ekspozycja pod hasłem „Wołyń – ocalić od zapomnienia” została przygotowana w Domu Polonii w Warszawie.

Otwarcie wystawy, w której wziąłem udział, miało miejsce w lipcu 1997 r. Pamiątkę po tym ważnym dla mnie wydarzeniu stanowi folder oraz pięknie wydany album pod tym samym tytułem. Pięć miesięcy później, w grudniu 1997 r., wystawę eksponowano w Lublinie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim

VARIA BIBLIOTECZNE Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Zielonej Górze przy ul. Jedności Robotniczej 57.

w związku z sympozjum, w którym miałem przyjem-ność uczestniczyć. Przebiegało ono pod hasłem

„Polacy i Kościół rzymskokatolicki na Wołyniu w latach 1918-1997”.

Wiosną 2000 r. otrzymałem od pani dyrektor Marii Wasik propozycję zorganizowania autorskiej wystawy w Bibliotece Norwida w Zielonej Górze. W wypadku poprzednich ekspozycji byłem jedynie współuczest-nikiem, teraz stanął przede mną trud samodzielnego przygotowania całości. Należało opracować scena-riusz wystawy, wybrać odpowiednie materiały oraz rozplanować ich umieszczenie w gablotach i na plan-szach, ułożyć poszczególne hasła, zredagować i wydać folder wystawy. Spotkałem się z dużą życzli-wością zarówno ze strony dyrekcji, jak i pracowników Biblioteki, którzy wykonali wszystkie prace tech-niczne. Tytuł wystawy brzmiał „Wołyń – podróż sen-tymentalna”. Materiały przedstawione w zielono-górskiej Bibliotece pochodziły w 90% z moich zbiorów. Resztę pożyczyli mi przyjaciele i znajomi Ekspozycja cieszyła się sporym powodzeniem, o czym świadczą wpisy do księgi pamiątkowej. Dzięki wystawie otrzymałem wiele cennych dla mnie zdjęć, pocztówek i dokumentów. W wielu działaniach związanych z przygotowaniem wystawy wspierała mnie moja córka Małgorzata Ziemska, która również pomogła w opracowaniu artykułów do folderu.

Dzięki panu Tadeuszowi Wawrzonkowi, członko-wi Towarzystwa Miłośników Wołynia i Polesia w Warszawie, w r. 2001 mogłem zaprezentować moją zielonogórską wystawę w stolicy. Organizatorem ekspozycji była Wspólnota Polska. Materiały ekspo-nowane w Zielonej Górze zostały zaprezentowane w Domu Polonii w Warszawie. Wystawa spotkała się

z dużym zainteresowaniem, a po jej zakończeniu również otrzymałem sporo cennych zdjęć.

W 2002 r. Muzeum Niepodległości zapropono-wało mi udział w wystawie pod hasłem „Henryk Jan Józewski. Polityk. Artysta. Malarz”. Była ona poświę-cona postaci byłego wojewody wołyńskiego. Dzięki udziałowi w ekspozycji poznałem krewnego woje-wody pana Zbigniewa Chomicza, który przekazał mi sporo ważnych materiałów, m.in. obraz z cyklu

„Morze i niebo”.

Za sprawą organizowanych wystaw, ale nie tylko, ciągle poszerza się krąg znajomych Wołyniaków.

Wszyscy chętnie wracamy wspomnieniami do lat dzieciństwa i młodości na pięknej Ziemi Wołyńskiej.

Ofiarowane mi rodzinne pamiątki pomogły ocalić pamięć o ukochanym Wołyniu.

Dzięki przychylności Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich po raz kolejny mogę zaprezentować niewielką część zbiorów poświęconych moim rodzinnym stronom.

6 października tego roku w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Zielonej Górze została otwarta wystawa „Kresy Wschodnie II Rzeczy-pospolitej Polskiej Małą Ojczyzną Wielu Narodów”.

To już szósta tego typu ekspozycja, w której biorę udział. Mam nadzieję, że dla tych, którzy przybyli z Wołynia na Ziemie Odzyskane, będzie ona przy-pomnieniem odległych, ale jakże bliskich sercu lat na Kresach, przypomnieniem znajomych miejsc, ważnych ludzi i niepowtarzalnego klimatu Ziemi Wołyńskiej, a młodym ludziom pozwoli poznać rodzinne strony naszego romantycznego wieszcza Juliusza Słowac-kiego oraz zrozumieć ważne aspekty naszej wspólnej historii.

Grupa Intelektualistów ds. Dialogu Międzykultu-rowego utworzona z inicjatywy Komisji Europejskiej w Brukseli ogłosiła rok 2008 Rokiem Dialogu Międzykulturowego.

Ostatnio dotarłam do 26-stronicowego doku-mentu przedstawiającego przemyślenia w/w

gre-mium na temat roli języków w UE. Opracowanie zatytułowano: Zbawienne wyzwanie – w jaki sposób wielość języków mogłaby skonsolidować Europę.

Członkowie grupy zadali sobie fundamentalne pytanie: „Jakie należy przyjąć założenia, aby sku-tecznie, dla dobra wszystkich obywateli UE

wyko-VARIA

VARIA

Barbara Krzeszewska-Zmyœlony

Rok 2008 rokiem dialogu