• Nie Znaleziono Wyników

O l jak w ie lk ą ^ b y ła P olska dzięki o b r o n i e przeciw nawale ciągle i odwiecznie bijącej na N ią od wschodu! P olska stulecia całe spędzała w śród m ęczarń i czujności, składając ofjary ł e z i k r w i na polach litewskich, żm ójdzkich i wołyńskich i p o stęp ac h u k ra iń sk ich !...

Jedno morze cierpień i jeden potop bohaterstw a!

I o co te zm agania? dlaczego takie w o jn y ? ...

Bo naród polski strzegł ś w i ę t o ś c i swoich własnych i bronił sk ar­

bów więcej duchow ych jak cielesnych. A W schód daleki a głęboki usiłował przełam ać zapory, aby dzikość srom otną ponieść na Z a c h ó d ...

Europa rozw ijała się i w zbogacała pod osłoną wałów żywych Staro- Sławjańszczyzny, tak potężnych jak wał żmijowy do Kijowa należący i wał T rajana na Podolu do dziś dnia zdum iewający. W ał T rajana w czasach rzymskich legjony bronił, lecz jest on starszy od cezarów samych. T rzeba wiedzieć, że Szczytja cała i Sarm acja miały swój własny roz­

kwit oświaty i ogłady, który pozostaw ił m ogiły i kurhany, pełne złota i brązów, kości ludzkich i końskich. Ś w iat nie zna dokładnie w ykopa­

lisk owych i dlatego jest to potrzebą gwałtowną, aby nauka nasza za­

jęła się przedew szystkiem badaniam i naszego W schodu w łasnego, naj­

bliższego, zgoła odm iennego od W schodu dalekiego, jaki dziś wyłącznie św iat zaprząta.

N iespraw iedliw ie sądzą ci, którzy m ają na myśli w schód tylko uralski i azjatycki, a nie wiedzą, że istnieje w E uropie osobny wschód, należący do całej Staro-Lęchji, potężny bogactw am i obyczajów i zwycza­

jów, dla drogości których Polska staw ała oporem nieprzełam anym . Jak to jest koniecznie potrzebnem , iżby nasam przód my sami oczy nasze skiero­

wali w stronę tych kresów, po w idnokręgach których w idnieje c h w a ł a i s ł a w a szczepu niep o k o n an eg o !!...

Św ieci nam jasno na m iejscu najpierw szem ta nazw a: „R o m a j n i e ”, k tó ra wiąże się z R o m o w e m prześw iętem , gdzie lud P a 1 e m o n a zło­

żył we czci najw iększej swoje uniesienia i zapały bogobojne. To wszystko atoli, co dotychczas jedynie podaniam i osłonione, czeka rozw idniania głębokiego, ażebyśm y zrozumieli, jak daleka starożytność służy tu za po dk ład dla dziejów. D ąb święty w Romowem i dąbrow y w ogóle stanow ią rys bardzo znamienny dlaZ m ójdzi, W ołynia i P odola, to zna­

czy d la wschodu, gdzie dźw iga się gró d zacny D ę b n e m zwany, jaki my przezw ali D ubnem przez zruszczenie. N ikt z nas nie chce pojąć, że D ubienka, jako D ębinka sław na w dziejach polskich, nie oznacza brzm ienia zgoła dla nas niezrozum iałego, ale przeciw nie odnosi się do czci świętej d ę b a starego, którego za bóstw o człowiek pierw otny uważał, albowiem wzbudzał on podziw i natchnienia pięknem swojem i pow agą zdum iew ającą. N ad rzeką Ś w iętą potom ek P alem ona wznosi gród mylnie W iłkom ierzem zwany, kiedy w łacinie czytam y: „V i 1 c o- m i r i a “. T a końców ka „ m i r j a “ oznacza co innego jak „m ierz", a zatem nazwa ta pow inna głosić wielkość nie m ierzenia lecz „ m i r u " , jako pokoju, zgody, sławy i krzyża. W iedzm y, że to nie W iłkom ierz, nie­

bacznie przez nieuw agę poprzekręcany, lecz to W i e 1 k o -m i r z ! !... Ró­

żnica ogrom na! W oła ona do nas potęg ą ducha odwiecznego, który obja­

wił się i tutaj szczegółem ciekawym, bo oto w grodzie tym, jednym z najstarszych n a ziem iach naszych, od niepam ięci były d w a z a m k i , a mianowicie jeden w y s o k i na wzgórzu, drugi n i s k i u stóp wzgórza.

D w a zamki były przed Kaźmirzem W ielkim we Lwowie, zbudow ane siłą ducha polskiego, dw a zamki były w K rakow ie, dwa zamki były w K ijowie i po wielu grodziszczach najdaw niejszych w Europie. N ie można tego nie znać i nie wolno nam nie w yciągać stąd wniosków daleko sięgających, poniew aż nauka musi b rać pod uw agę to, co je s t w rzeczywistości a nie to, co nasuwa się skutkiem zapatryw ania się b a r­

dzo odległego.

Sienkiew icz pow ieść sw oją „Potop" rozpoczyna od; opisu te g o praw a zwyczajowego, które u nas w Polsce zwano popisem posp o liteg o ruszenia narodow ego. W Rosieniach na Zmójdzi do dziś dnia przecho­

w ała się nazw a „ S t a n y " , albowiem co rok na rów ninie owej wszyst­

kie warstwy społeczeństw a żm ójdzkiego zbierały się uroczyście i sta­

wały w gotow ości do obrony kraju i narodu. To „ r u s z e n i e p o s p o ­ l i t e " , choć za króla Jan a Kaźm irza było ju ż zmienione i n ad w ątla­

ne, przecie opierało się w pierw otności swojej o podstaw y wielce mądre a silne. W szystkie zamki po kresach wschodnich O jczyzny n a­

szej sięgają wobec teg o czasów o wiele dalszych, jak się nam to wydaje, gdyż to u szlachty Polskiej „usposobienie do wojny przyro­

dzone", o którem mówi Sienkiewicz, dotyka niezaw odnie wieków d a ­ leko przeddziejow ych. O w o p o l e o b o z o w e księstw a Zm ójdzkiego jest niezaw odnie pozostałością czasów, do których należą wszystkie grodziszcza nasze i uroczyska.

Dwa zamki były naw et i w G rodnie, gdzie zapisał się w pam ięci ludu bojow nik sław jański Chlebem zwany. S t o ł p i e ń dumny unosił czoło ponad Niemnem wysoko, ażeby ogień na nim płonący był widny daleko i szeroko. S t o ł p i e n i e były właściwością głów ną

wszyst-R u in y z a m k u w T ro k a c h

kich zamków wołyńskich i p o d o l s k i c h a jako wieże największe i n aj­

silniejsze, przetrw ały wszędzie, choć mury inne dawno się już rozsy­

pały. S t o ł p i e n i e te od Sarm atów przeszły i na zachód, stąd po zamkach Europy często w ystępujące wyniesienia najwyższe należy uw a­

żać za św iadki sztuki w schodniej, sarm ackiej, w Europie czasu swo­

jego panującej. Jest taki stołpień naw et i na zamku w Trokach, jest w Trębow li, był w Buczaczu i w Jazłowcu. G dy zamki podolskie budow ane przeważnie z kamienia łam anego, zczerniałego, m ogą św iad­

czyć o czasach bardzo zamierzchłych, to cegła w T rokach tak zwana

k s z t a ł t ó w k a , po gzymsach i oknach stosowana, mówi o zam iło­

waniu wczesnem do ostrołękiv

Sama nazwa T r o k i każe mimo wiednie brzmienie związać z T ó- r o w e m nad Prypecią, które należało do księstw a Tórow skiego jeszcze we wieku X-tym. Zatem Troki to stolica Tóroków czyli Tórochów.

Mamy znowu przykład jak dla zrozumienia rzeczy naszych s w o j s k i c h nie można brać pod ręką wywodów najdalszych z nauki czysto zachod­

niej. W ołyń także wychodzi z czci woła jako t ó r a . Tór znalazł zasto­

sowanie uświęcone w sztuce asyryjskiej i perskiej. G łow ice w sali stusłupow ej D arjusza miały po dwie głowy tó ra j e d n o r o ż c a . Że pisownia nasza początkowo wychodziła z brzmienia t ó r a nie tur, d o ­ wodzi miejscowość na Podolu koło Zaleszczyk zwana T o r s k i e . Thor niem ieckie pochodzi od naszego t ó r a starożytnego.

Po zamkach wschodnich i po cerkw iach do nich należących g ro ­ madzono bogactw a i kosztowności tak ogromne, że o nich pojęcia dziś nikt stworzyć sobie nie może. Nie co innego, tylko te skarby, zaiście bajeczne, ściągały nawały wrogie, które raz po razu uderzały o granice Polski. Stołpień każdy m iał na celu w linji najpierw szej ukrywanie złota i srebra, kamieni drogich i koron najdroższych. Sam jeden skar­

biec książęcy R adziwiłłów w B i r z u , nad granicą K urlandji, m ógłby dać wyobrażenie, czem były te m ajątki nasze już uszczuplone znacznie po przejściach rozlicznych. A skarbiec zamku w P o dh ajcach ? A sk arb ­ ce po zamkach p o d o lsk ic h ? ... W szystko to pochodziło z dostatków narodu dobrze rządzonego, opierającego się o zamożność głęboko starożytną. Sama atoli ta praw da naga, że wszystko to, co pozostało ze świetności bajecznej, przepadło w zamieszkach i stało się łupem chciwców nienasyconych, nie może dziś upraw niać nauki do głoszenia przypuszczenia, jakoby u nas nigdy nic nie było. Niema, bo zabrali nam ci, którzy niczego nie uszanowali.

Jeżeli dzieje polskie pierw otne milczą, to znaczą szczęśliwość naszą, w śród której upływ ał czas bez rachuby i bez zdarzeń g w ałto­

wnych. Kraj Ż m ó j d z i ś w i ę t e j do dziś dnia celuje m nogością i m isternością krzyżów, jako mirów, które mówią, jak w ielka żyła u nas pobożność daw niej. Po belkow aniach powały każdej świetlicy wieśniaczej obaczysz słońca i gwiazdy liczne z opłatków kolorowych w yrabiane... co one oznaczają? O to miłość narodu naszego do N ieba i do górnolotności sercem a sumieniem Nie sztuka unosić się ciałem wysoko — sztuka praw dziw a podnieść się duchow o górnie a jak n a j­

wyżej. W szyst ie zabytki sztuki na W schodzie naszym, polskim , jak wszelkie obyczaje i zwyczaje głoszą obrazy, m alujące czystość serca i czujność sumienia.

T ak bywało najczęściej, jak W ołodyjow ski mówił, że choć ubo­

gim był żołnierzem, a jednak nie miał plam y najm niejszej ni na tarczy, ni na sumieniu. (P otop I.)

41

Tu na wschodzie, po kresach, zjawiały się istotnie takie postacie Jak wieże — s t o ł p i e n i e , strzeliste a dumne aż pod obłoki. Żół­

kiewski, Zamojski, W iśniow iecki Jerem i i Czarniecki — oto świeczniki na postaw nikach ozdobnych jaśniejące. Zapraw dę „w s ł a w i e j a k w s ł o ń c u c h o d z i l i " . . Skoro mówią, że książę Jerem i to „wojo­

wnik w świecie najw iększy" — znaczy to wiele, b ardzo wiele. Należy zrozumieć czem w istocie żyła wtedy „dusza p o lsk a11 i co ją już wów­

czas niszczyło?... T ego atoli nikt z nas nie pojm ie d ro gą sam ego wchłaniania nauki zachodniej. A b y żywić miłość dla kresów wscho­

dnich, potrzeba koniecznie poznać ich osobliwość, ich w artość n ad­

zwyczajną, ich znaczenie górne i piękno sam oistne, k tó rego wyrazem

miech będzie ta „ p i ą t n i c a " z pięciu wież złożona na zamku w O strogu.

W edle tej piątnicy zbudow ał Bram ante i M ichał A nioł pięć kopuł na

■kościele Sw. P io tra w Rzymie. W szystkim u nas się zdaje, jakoby to fcyło prawem jedynem, że „światło" szło z zachodu na wschód, a tym ­

czasem wedle m ądrości Pism a św. światło najpierw było na wschodzie i ze wschodu prom ienie słało na zachód. P raw da jest zawsze _ uk ry tą i dlatego kopuły za cezarów rzymskich budow ane w stolicy św iata nie należą duchowo do p otęgi władców miecza, lecz do owych maluczkich a nieszczęśliwych, których pogardliw ie nazywano niewolnikam i (sclavi).

C i przynosili ze wschodu pierw iastki nieznane Rzymowi. K opuła na

Panteonie w Rzymie nie wyszła ani z G recji ani ze Rzymu p o g a ń sk ie - ' go. K opuła należy do w iary Św iatow ida, k tó ra w Kijowie, w C aro - grodzie, w C zarnochow iu (C zernichów ) i w N ow ogrodzie n ajp ierw , w ykształciła budow le w drzew ie, a potem w kam ieniu i cegle. 'Jak j d alekich czasów sięg ają banie z ł o t o w i e r z c h n i ę, skoro N o w o gród , błyszczący niemi, był już w czasach przeddziejow ych starożytnym !... j Czyż S ta ro g ró d w tedy nie był już rów ieśnikiem R zym u?... B ram a złota w K ijow ie, zw ieńczona ko p u łą złotą, to dzieło należące do tw ó r­

czości P olan, których zgnietli przem ocą W aregow ie, nie m ający p o jęcia 0 niczem innem jak tylko o m ordach i o łupieży. A zatem ko pu ła na św iat sław na Śtej Zofji w C arogrodzie i kupuła najw iększa i najw yż­

sza na kuli ziem skiej S go P io tra w Rzymie to arcy d zieła w ychodzące z teg o bizantynizm u, jaki w łaśnie dotyczy Sarm acji polskiej, tej tu na w schodzie P olski!...

W id ać z teg o oczywiście, jak niesłusznie po stęp u ją ci w szyscy, którzy nie chcą w idzieć teg o i nie m ogą w iedzieć o tem w cale. P ra w ­ d a atoli nie ma być zależną od uprzedzeń naszych, bow iem musi ona nas tak pouczać, jak duch Boży kieruje, ś w ia tło ze w schodu b ijące każe nam w tajem niczać się w rolę b ardzo znaczną kresów w schodnich, g dyż od niepam ięci krzew ił się tutaj duch w i e l k o ś c i w dziedzinach najrozm aitszych.

K iedy W ołodyjow ski w „ P o t o p i e " przybył do Lubicza i s ta ­ nął p rz ed k o ł o w r o t e m dworu, m iał przed sobą bram ę w krzyż się obracającą, bo był to k o ł o m i r. W edle tego k o ł o m i r a założone są kopuły m ałe do krzyża ukośnego obok kopuły w ielkiej S go P io tra w Rzymie. Jest to sposób stary, szczególnie dobrze znany u nas na w scho­

dzie, który w idnieje w ciesiołce na wrzeciądzach, zbudow anychz k r z y ż - n i a k ó w dębow ych, nabijanych „raz przy razie gwoździam i olbrzymimi"..

O tó ż te k r z y ż n i a k i , k tóre Sienkiew icz uw iecznił, one to są tym znakiem widomym układu krzyżow ego^ dośrodkow ego, z k tó ­ rego w yszedł początkow o kościół nowy S go P io tra w Rzymie.

K r z y ż n i a k i w drzw iach staropolskich są św iadectw em p rzedw ie- cznem, jak daw no i jak sUnie m iłość do krzyża była w narodzie p o h skim zakorzenioną. P iątn ica kopulasta w O stro g u wyszła z k r z y ż - n i a k a sarm ackiego. P anteon w Paryżu opiera się o k r z y ż n i a l c z kopuł, dających krzyż rów noram ienny. K opuły we F rancji b ud ow an e przed okresem średniow iecza (F ontevrault, C ahor, Issoire, A n g o u lem e 1 t. d.) w ychodzą z Ostrołęki, ja k a w bizantyniźm ie najw cześniej u nas.

w łaśnie na w schodzie b y ła znaną i um iłowaną.

P oznanie kresów w schodnich nasżych to spraw a arcyw ażna. Tkwii w nich ośrodek dzielności naszej i sławy niezrów nanej. Bohaterstwo, owo, k tóre znalazło wyraz swój osobliw y w pow ieściach polskich, nie jest rzeczą urojoną lub przesadzoną, albow iem ono oznacza m oc teg o ś w i a t ł a , k tó re stw arza o b ra z każdy i dzieło każde. Nie cienie, ale

43

r ś w i a t ł a są celem kształtu. C ień p o trzebny tylko d la o d d an ia ja sn o śc i.

Szukajmy św iatła a nie cieni i to najczarniejszych.

l> D uch jed n ak now oczesności po żąd a oczernienia i pogardzenia,.

' jakoby spraw d zać się m iało to, co R adziejow ski m ówił do W ittem b erg a :

| „C ała usilność nasza w tern, aby nas obcy chw alili". — O ! jak to- źle, że my zaw sze myślimy tylko w edle cudzoziem czyzny a nie wedle- ' serca w łasnego i sum ienia sw ojego.

Z głębienie ducha i przeszłości kresów naszych w schodnich musi- napoić nas w iarą w iększą w nas sam ych, poniew aż n igd zie nie p rzeb ija tyle żyw otności sam oistnej, ja k tutaj w łaśnie. Ci z b a r a ż c z y k o - w i e starzy, których okolej^św ietlane n ad głow ą ta k nas poryw a i

za-D w o r e k k r e s o w y w K r y k a ła c h (X V III w .)

pala, nie są to tw ory w yobraźni wieszczej, lecz przeciw nie zn aczą praw dę, k tó ra m ocą woli i m iłości czyniła z ludzi w ielkości na obraz boski. My d zisiejsi nie posiadam y już n iestety zdolności dla rozum ienia, do jak iej a n i e l s k o ś c i może się po dn ieść człow iek serca i sum ienia. O w ła d n ą ł nam i czysty szatanizm !

Umiemy dziś w szystko strąc ać z wyżyn, poniew aż w łaśnie dlatego,, że lataw ce ciało unoszą n ad chmury, znieść nie możemy Uniesienia d u ­ chow ego. Uczmy się od z b a r a ż c z y k ó w anielskości czynów na~

szych, abyśm y zaw sze i w szędzie szli przez życie w śród obow iązków tak z pośw ięceniem , ja k szedł S krzetuski przy głosie dzw onu ze Z ba­

raża, aż do króla, do T oporow a.

W iną to naszą w łasną i szkodą nie do w ynagrodzenia, że cnoty przenajw iększe i zasługi przenajznaczniejsze przodków naszych uw a­

żam y tylko za zm yślenia w ierszopisów . G dzie jak gdzie, ale w łaśnie po kresach wschodnich b iją nam w oczy postacie tak św ietlane jak Buczaccy z B uczacza i Jazłow ieccy z Jazłow ca. Z m iłości ku Bogu i dla O jczyzny rody całe pokoleniam i ofjarnem i k ład ły się po step ach w m ogiły, aby kości ich i krew użyźniały ziem ię ojczystą. W łaśnie dlateg o , że wyginęli ci wojownicy, muszą żyć oni w pam ięci naszej pełni zacności i godności. M iłość do kresów w schodnich nauczy nas

najniezaw odniej rozum ienia, na czem to polegało daw ne P o s ł a n ­ n i c t w o nasze, iżbyśm y jak M o h o r t czuwali na straży w im ię św ię­

to ści od św itu do świtu!... Tylko nie up adać, tylko nie zniżać się ku dołow i, bo nam przekazane podniesienie' czoła ku słońcu na wzór kw iatu i d ęb a wysokiego.

Poznaw ajm yż kresy w schodnie jak n ajgłębiej i najsum ienniej, bo na ich w ielkości o pierała się korona polska, najpiękniejsza w świecie!

P raw d a to szczera, nie zm yślona! O k ra sa cała kresów w schodnich o d m orza B iałego, B ałtyckiego, aż do m orza C zarnego, to p as duchem polskim i sercem polskiem kowany, bijący nam w oczy w dziękiem swoim i nau k ą bardzo g łęboką!...

K r e s o m W s c h o d n i m C z ę ś ć i S ł a w a ! ! . . .

Prof. D r. Z u b rzy c k i

*) D n i e p r o w e w i ę k s z e p r o g i .

2) W y s e p k i t . z v . o s t r o w y d n i e p r o w e , n a k t ó r y c li k s i ą ż ę D y m i t r W i ó n i o w i e c k i i z b u d o w a ł t w i e r d z ę i z g r o m a d z i ł l u d d l a o b r o n y .

A D A K O N E C Z N A

N A U K R A I N I E

Z r ę k o p is u -w ydał i do d r u k u p r z y g o to w a ł J Ó Z E F M A R J A N C H U D E K

N o c n a w ie w a t ę s k n e d u m y , D r ż y w p o w i e t r z u c u d n e g r a n i e , . J a k s i ę d a w n ie j ż y ł o — ś n i ł o , .Ś w ie c i k s i ę ż y c j a s n o l i c y ,

•Z d a s i ę , z D n i e p r u ś l ą s w e s z u m y Z d a s i ę , n i e s i e w i a t r w o ł a n i e T a w o ł ż a n y i B u d y ł o 1). Z T o m a k ó w k i i C h o r t y c y 2).

E C I z m o g i ł n a r ó w n i n y M o d r o s k r z y d ł y w i a t r s t e p o w y , B ł y s z c z y r z e k i l a z u r s i n y ,

W i e r z h y w w o d ę c h y l ą g ł o w y , . N a d j a r a m i m g ł a s i ę z w i e s z a , D r z e m i ą w i o s k i , k r u k i k r a c z ą , A p r z y d r o d z e l i r n i k ś p i e w a .S ta r o d a w n ą p i e ś ń k o z a c z ą . o a

H e j t y , o r l e ! < S tó j, n i e b o ż e ! , , B r a c i e ! C i s z a w U k r a i n i e , H e j t y , o r l e , k r ó l u - p t a k u ! L e c z t u z i e m i a s a m a ś p i e w a . C z y ś n a d D n i e p r e m l a t a ł m o ż e ? Ś p i e w a s i n y D n i e p r , g d y p ł y n i e , C z y ś t y b y ł n a C z a r n y m S z l a k u ? 1) W t ó r m u g r a j ą ł ą k i , d r z e w a , P o w i e d z , c z y t a m ż y j e j e s z c z e I , w i t a j ą c w s c b ó d k s i ę ż y c a ,

/

M ę ż n y , d z i e l n y d u c b p r a o j c ó w ? Ś p i e w a b u j n y w i a t r j a r a m i , C z y t a m d o t ą d s ł a w i ą w i e s z c z e I r u s a ł k a j a s n o l i c a ,

. S w y c h p a n c e r n y c h , s w y c b m o ł o j - I z i e l o n y g a j z a m g ł a m i . [ c ó w ?

N a m o g i l e s t a ń t a m w io s n ą , D u c b p r z e s z ł o ś c i c i ę o w ie j e , O r l e s k r z y d ł a c i u r o s n ą I u n i o s ą w d a w n e d z i e j e !

D a w n y c h d n i u c z u j e s z t c h n i e n i e Z d a w n ą w i a r ą i k o c h a n i e m , B o h d t e r ó w

Odwrót

— Znów jad ą — zauważył Józek, zaw racając koniem włóczącym bronę.

M atka piorąca szmaty w strudze pod w ierzbam i podniosła głowę z nad roboty, mały Janek usilnie próbujący złowić płotkę upuścił dziurawy w ięciorek. O b o je spojrzeli ciekaw ie w stronę pobliskiego toru, gdzie dw a błyszczące węże szyn szczękały cienko przenikliwie, jakgdyby z trw ogi przed nadjeżdżającym pociągiem . Już nadlatyw ał z grzmotem, łom otem , tak długi, że koniec jego tkw ił jeszcze w lesie.

Zahuczał krótko na moście, przeleciał. Z otw artych szeroko wagonów wyzierały stłoczoną ciżbą m łode, krótko strzyżone głowy żołnierskie.

Buchała pieśń, m ieszając swój rytm silny i radosny w jednostajny stu­

kot kół. Na odkrytych lorach jeżył się rozliczny sprzęt wojenny okryty płachtami. Siedzący na ostatnim wozie żołnierze m achali rękom a do Janka i krzyczeli wesoło niezrozum iałe w skutek turkotu słowa. P rzele­

cieli, znikli. Pióropusz dymu rozw lókł się po ziemi, w siąkł w wilgotne łęgi. Trzeci to był tran sp o rt dzisiaj, a chyba setny w ciągu ostatnich tygodni. M łode, świeżo sform owane pułki zaledw ie wskrzeszonej Rzpltej szły falą na wschód, na kresy, gdzie tysiące rodaków oczekiwało ich nadejścia z upragnieniem , gdzie ich w yglądano jak zbawców, gdzie jawili się nocami we snach jak archaniołow ie. Zbyt już długo Sowiety oszukiwały zaufanie R ządu polskiego, usypiały czujność nieszczerem i propozycjam i niedoszłego pokoju borysow skiego. W czasie rzekom ego sporu o m iejsce narad, R osja śpiesznie reorganizow ała swe siły, po­

większała gorączkow o arm ję, liczbę jej i spraw ność Otrzym awszy nie­

zbite dow ody gotującego się najazdu, R ząd polski zdecydow ał się uprzedzić go.

— Skąd tyle wojaków n a b r a li? ... — dziw iła się matka, — Bogu dziękow ać, ciebie nie w ezm ą... ledwo na siedem nasty ci id z ie ...

— O w a — roześm iał się Józek — i takby mnie nie wzięły, bez to, że tatu la n ie m a ...

— Bo pew nie.

O g a rn ę ła w zrokiem sw ego najstarszeg o syna, k rz ep k ieg o wyrostka!

z. m iłością i dum ą. O d p aru la t on był rzeczyw istym gosp od arzem i ży­

w icielem chaty. Zmyślny, ochotny, ro b ił nie gorzej jak stary.

— N ie w ezm ą cię, B ogu d z ię k o w a ć ... — pow tórzyła, w racając do sw oich chust.

W ierzby zw ieszały n ad nią p ac hnące żółte bazie, na łące zak w ity w al już gdzie niegdzie kaczeniec, co za p arę dni m iał pokryć całą d olinę zło­

cistym , św ietnym kobiercem . S zara sio d łata g ęś w odziła zielono-żółte gą- sięta, ruchom e kulki puchu. K otki w ierzbow e, gąsięta, kaczeniec, wszystko było tej sam ej złotej barw y przesiąk łe w iosną spływ ającą z p rz e c u d n ie św ietlistego, blado-turk usow ego nieba. I n a tle tych barw i pogody, myśl*

0 toczącej się gdzieś w ojnie, ku k tórej p rz ed chw ilą z grzm otem i ło ­ m otem odjechał nowy zasiłek ludzi i broni, — w ydała się ta k n iep ra w ­ d o p o dobną, że C hojakow a z w estchnieniem rozejrzała się wokoło.

— O d pow ietrza, głodu, ognia i wojny, — zachow aj nas, P anie!...—

szepnęła z nagłym lękiem . — N iech sob ie w ojaki w ojują, byle daleko,, byle jak n a jd a le j... byle nie tu ... P anienk o przenajśw iętsza, by le nie tu ... dosyć się już ludzie w ycierpieli, n a tra p ili... za d o sy ć...

O ch, nacierp ieli się rzeczyw iście przez ostatn ich sześć lat. N i­

kom u one lekkie nie były, ale im chyba najcięższe. Zaraz w p ierw ­ szych dniach sierp n ia 1914 r. ojciec wzięty został z m obilizacji do’

w ojska i zg in ął w czasie ofensyw y rosyjskiej na K arpaty. S p o k o jn y rów niak znający jedynie d ługie szare rzędy w ierzb, łachy w iślane 1 szerokie łęg i m azurskie, położył głow ę w groźnych i straszliw ie obcych dlań górach, w uroczysku borów jodłow ych i skał. M atka z dziećm i b iedow ała. Żelazne g ra b ie wojny przechodziły w zdłuż i w szerz całą okolicę po w ielekroć razy. N oce dygocące grzm otem arm at, roz­

św ietlone łunam i, częstsze były o w iele niż ciche, ró z d rg an e chóram i żab, m iesięczne, a dnie, ty godnie gło dow e nierów nie częstsze o d sytych.

F ront cofał się i pow racał, znów pow racał, znów się cofał. G dy o d ­ chodził, dzieci w siow e zbierały w raz z żołędziam i d la trzody i chró- stem na opał, porzucone, o k rąg łe jak jaja, lub p o d o b n e do szyszek, ręczne granaty, zapalniki od pocisków . Z bierały chciw ie te zatrute ow oce wojny mimo próśb, gróźb m atek i ostrzeżeń w szystkich sta r­

szych. To też raz po raz w ybuchało nieszczęście, jak g d y b y nie dość było tych, k tó re w ojna niosła sam a przez się.

— Ino go lekuśko p o k rę cim ... ino go krzynę p o d n ie sie n i.. . — mó­

w ili pastuszkow ie, zebrani ciasnem kołem n ad błyszczącym , do połow y zarytym w ziem i przedm iotem , i . . . zazwyczaj nie kończyli zdania. Za­

k lęta w m osiężnej pokryw ie śm ierć w ybuchała, m ordując, ran iąc, roz­

k lęta w m osiężnej pokryw ie śm ierć w ybuchała, m ordując, ran iąc, roz­