• Nie Znaleziono Wyników

W d ru giej połowie kw ietnia 1863 roku w płoc­

kim nie było żadnego poważniejszego i silniejszego oddziału powstańczego. Padlew ski zw ątpił w moż­

ność utw orzenia z m iejscowej ludności większego od­

działu i liczył tylko na pomoc oddziałów, o rganizu ­ jących się w P ru sa c h Zachodnich, z k tórym i spo­

dziew ał się przeprow adzić swoje plany. Doznawał jednak licznych zawodów, gdyż zapow iadane oddzia­

ły, na któ rych przyjęcie wzywano go, a on w ysyłał swych adiutantów , nie przychodziły. W reszcie, gdy za staran iem Eustachego Grabowskiego, kom isarza cywilnego Rządu Narodowego na województwo płoc­

kie, w P ru sac h K rólew skich został zorganizow any i uzbrojony większy oddział pow stańczy w sile 87 lu ­ dzi, p rzy w ydatnej pomocy finansow ej hr. Z y gm un­

ta Działowskiego, a pod dowództwem m ajo ra Ro­

w ińskiego i otrzym ał nazwę oddziału ziemi chełm iń­

skiej, i gdy o godzinie T l w nocy z 21 na 22 kw ietnia

m iał przejść przez Drwęcę w okolicy Łapinoża i wkroczyć do R adzik M ałych, Padlew ski, upew ­ niw szy się o tym , postanow ił oddział ten p rzyw itać w R adzikach M ałych i objąć nad nim dowództwo.

W ty m celu w dniu 16 kw ietnia 63 ro k u w yjechał z Podosia, m ają tk u , należącego do swego a d iu ta n ta Strzegockiego, i w tow arzystw ie adiutantów , droga- , m i bocznymi, m ało ruchliw ym i, odsyłany od jednej stacji do drugiej, od noclegu do noclegu, zdążał do R adzik M ałych. D nia 20 kw ietnia w y ruszył P aJlew - ski ze swym sztabem z M ysłaków ka, 21 kw ietn ia p rzy by ł do K ry stian o w a i tu u O strow skich przeno­

cował' N a d ru g i dzień w środę 22 kw ietnia 1863 roku przed południem w yjechał wojewoda ze swym szta­

bem z K ry stian o w a do R adzik M ałych w dwóch po­

wozach. W pierw szym powozie siedział Padlew ski, jego a d iu ta n t K uczbórski i właściciel M ysłaków ka Sokołowski, szef sztabu wojewody. W d ru g im powo­

zie jechali doktór Lisicki (Przyborow ski nazyw a go Licińskim ) i b y ły oficer płockiego p u łk u piechoty Sieciński. N a w ypadek spotkania się z jak ąś kolum^

ną rosyjsk ą i rew izji, wszyscy zaopatrzeni byli w paszporty: Padlew ski, jako Zenon P oliński, Kucz- borski, jako Szczurowski, inni jechali pod w łasnym i nazw iskam i. Będąc ta k zaopatrzeni, dojechaliby wszyscy do M ałych Radzik, gdyby nie pew na lekko­

m yślność Padlew skiego, k tó ry stale zajęty był m y ­ ślą, żeby zrobić jak nasilniejsze wrażenie przy spot­

k a n iu i p rzy w ita n iu nowego oddziału. W ty m celu zabrał z sobą konfederatkę z b iałą czaplą kitą, k tó rą m iał przyw dziać, w yjeżdżając na spotkanie oddziału, powstańczego. N adto zab rał całą plikę pism , p a p ie ­ rów i listów Bobrowskiego, członka Rządu N arodo­

wego i naczelnika m. W arszaw y, które prawdojiodob- nie m iały być odczytane p rzybyw ającym pow stań­

com, jako rzeczy bardzo interesujące. P a p ie ry te

za-opatrzone były pieczęciam i R ządu Narodowego.

Oprócz tego wieziono kilk a rewolwerów. W szystko to u k ry te było pod siedzeniem w powozie, w 'któ ry m jechał Padlowski. S ta ry powóz, zaprzężony w czte­

ry konie, w k tó rym siedział Podlewski, jechał p ie r­

wszy. W lesie borzym ińskim , pom iędzy Borzym i- nem i Studzianką, kiedy oddział konny już przeje­

chał do Żałego, kieru jąc się na nocleg do Kleszczy- na, na skrzyżow aniu dróg, zatrzym ał pierw szy po­

wóz kozak m aru d er z kolum ny ruchom ej sztabowe­

go k a p ita n a R utkow skiego.

W ysłany z L ip n a w dniu 18 kw ietnia 18G3 roku oddział w ojska na patrol pow iatu pod dowództwem sztabowego k a p ita n a Rutkow skiego, w drodze po­

w rotnej, przejeżdżając przez R y pin w dniu 22 k w iet­

nia, dowiedział się tamże, że tegoż dnia była potycz­

ka powstańców z wojskiem rosyjskim pod N ietrze- bą, i że część innego oddziału powstańczego niedaw ­ no przejeżdżała przez R y p in w stronę Radzik. M ie­

szczanie ry p iń scy m ówili R utkow skiem u, że pow­

stań cy byli przyzw oicie u bran i, na głow ach m ieli konfederatki, przyozdobione pióram i. K a p ita n R u t­

kowski podzielił swój oddział na nieduże g ru p y i ro ­ zesłał n a w szystkie stro n y szukać i gonić pow stań­

ców. Jeden tak i oddział, złożony z 17 kozaków i jed ­ nego żand arm a pod dowództwem podporucznika Go­

dlewskiego, m iał jechać przez Rusinowo i S trzygi, d ru g i, złożony z 10 kozaków pod dowództwem ch o rą­

żego Golicyna, przez Cętki, sam zaś R utkow ski z re ­ sztą oddziału przez B orzym in i Studziankę. W szy­

stkie oddziały m ia ły się zjechać w Żąłem.

Podporucznik Godlewski przyjechał do S trzy g i tu dowiedział się, że przed pół godziną w yjechało stąd w stronę D ługiego trzech konnych uzbrojonych powstańców. Godlewski pojechał w stronę D ługiego,

a stąd do Cetek. Ja d ą c z D ługiego do Cetek, zauw a­

żyli kozacy, że z podwórza folw arku Rakowo w yje­

chała naprzeciw ko nim fu rm an k a, n a której siedzia­

ło kilku ludzi. Zobaczywszy kozaków, fu rm a n k a za­

w róciła z pow rotem do podwórza. Podporucznik Go­

dlewski w padł z kozakam i n a podwórze folwarczne, p y ta ją c się rządcy Leona D alberga, gdzie jest f u r­

m anka, k tó ra przed chw ilą tu w jechała. Rządca u d a ­ wał, że nic nie wie. W padł Godlewski do m ieszkania rządcy i zastał stół zastaw iony pokarm am i i n ap o ja­

mi. To było przyczyną rew izji w domu. Zrobiono szczegółową rew izję, lecz nic nie znaleziono. P rz e ­ prowadzono potem rew izję w budynkach folw arcz­

nych i tam znaleziono cztery osiodłane konie i za­

przężoną furm ank ę. Rządca tłum aczył się, że konie są dworskie, ale dlaczego są osiadłane i fu rm a n k a zaprzężona stoi w budynku, nie wiedział. Robiąc re ­ wizję w budynkach, zauw ażyli kozacy, że z podwórza niepostrzeżenie ucieka do pobliskiego lasu kilkoro ludzi. Godlewski z kozakam i pogonił za nim i i zła­

pał 9. Zeznali oni, że od k ilk u dni u k ry w a li się w ty m lesie, czekając n a broń, k tó rą w tę noc m iano im w y­

dać w Rakow ie. Zaaresztow ano ich i Godlewski z od­

działem udał się przez Cętki do B orzym ina. Po dro­

dze zaaresztow ano jeszcze 6 spotkanych podejrzanych ludzi.

Po przejechaniu B orzym ina i niedaleko od nie­

go, w lesie, kiedy oddział Godlewskiego, prow adząc 15 zaaresztow anych powstańców w stronę żałego, m i­

nął już skrzyżow anie dróg w lesie, za oddziałem wlókł się wolno kozak m aru d er. N adjeżdżając na skrzyżow anie dróg w lesie, zauw ażył zbliżający się powóz, zaprzężony w cztery konie, w k tó ry m siedział Padlew ski z K uczborskim i Sokołowskim. K ozak za­

trzy m ał powóz i zaczął badać podróżnych. B erg,

któ-r y m iał ustne któ-relacje od oficektó-rów o ty m w ypadku, ta k to spotkanie opisuje1) :

N a pytan ie, kto jedzie? — odpowiedziano, że są­

siedni obywatele. K ozak zażądał okazania paszpor­

tów.

— N am się spieszy! — powiedział Padlew ski, po­

dając w miejsce paszportu storublow y banknot. — Weź to sobie na piwo i jedź z Bogiem.

Gdyby dali rub la, rzecz b y łab y n a tu ra ln a i nie w zbudzająca najm niejszego podejrzenia, ale na w i­

dok tęczowego p ap ierk a, kozak zdziwił się i zastano­

wił, za co ofiarow ano m u tak znaczną kwotę. W tym m usi być jak a ś nieczysta spraw a! — pom yślał i tym usilniej dom agał się okazania paszportów . O fiaro­

wano kozakowi 200, 300, w końcu 500 ru b li sr., byle ich tylko przepuścił... Nie wiadomo, na czym by się ostatecznie skończyło, gdyby na s k ra ju lasu nie zja­

w ił się oficer kozacki, Godlewski. Kozak, milcząc, w skazał ręką na oficera, ten podjechał do iiowozu i n aty ch m iast spostrzegł nadzw yczajne pom ieszanie podróżnych. N aty ch m iast kazał im w ysiąść z powo­

zów, kozakowi zaś przeszukać takowe. Pod siedze­

niem pierw sza pokazała się ko n fed eratka wojewody!

P rzetrząśn ięto dalej i w ydobyto p lik i papierów z pieczęciam i rządu narodowego, oraz kilk a rewolwe­

rów. Godlewski p rzejrzał pobieżnie znalezioną zdo­

bycz i oświadczył podróżnym , że ich aresztuje i za­

b iera z sobą do Lipna.

W szystkie dowody, znalezione p rzy Padlew skim , daw ały powód kapitano w i R utkow skiem u przy pu sz­

czać, że złapał głównego dowódcę pow stania, a nazy­

w ający się Zenonem Polińskim powierzchownością swoją, zachowaniem się i odpowiedziami p rzy

począt-*) Mik. Berg, Zapiski o polskich spiskach i powstaniach, t. II, ks. VIII, str. 90. Rok 1911.

kow \ ch badaniach, odróżniał się od innych i zw racał przez to na siebie szczególniejszą uw agę dowódcy, k a p ita n a R utkow skiego. Opieka R utkow skiego nad la d le w s k im podczas noclegu w K rystianow ie, dokąd cosyc późno wieczorem p rzy b y ł Godlewski ze swym i 20 niew olnikam i, była bardzo dbałą.

N a d ru g i dzień, t. j. 23 kw ietnia, odstawiono więźniów do Lipna. O badaniach więźniów w Lipnie tak pisze B e rg 1) : „W L ipnie więźniowie i wszystko, p rzy nich znalezione, oddani zostali miejscowemu naczelnikow i żandarm ów , k tóry, przejrzaw szy p a ­ piery, zaraz oświadczył, że m iędzy uw ięzionym i m u ­ si być albo sam Padlew ski, albo ktoś z jego n ajbliż­

szego otoczenia. Na tej podstaw ie dowódca m iejsco­

wej załogi, sztabs-k ap itan Prow olski, którego jużeś- m v spotkali w bitw ie z oddziałem Jurkow skiego, udał się do k w a te ry uwięzionych i dom yślając się z pierwszego w ejrzenia, kogo m a przed sobą, naj- pierwszego Padlew skiego zap y tał o nazwisko.

— O byw atel Zenon Poliński.

B aj p an spokój udaw aniu, na nic się to nie przyda. P a n nie jesteś Polińskim i wiemy, kto jesteś.

; Je śli p a n wiesz już, kto jestem , to i ja nie bę­

dę się zapierać.

— P a n jesteś Padlew ski?

—- Zgadłeś jian — brzm iała odpowiedź.

N a dalsze p y ta n ia naczelnika, dokąd i po co je ­ chał, odpowiedział, że z P ru s pow inna była przybyć p a rtia , złożona z 500 ludzi, przew ażnie pru sk ich żoł­

nierzy. W szyscy oni pow inni być uzbrojeni w a n g ie l­

skie sztucery i przyw ieźć pow inni duży zapas broni.

Część p a rtii już przeszła, a część m iała przejść około M ałych R adzik i na ich spotkanie on tam jechał.

0 Jak wyżej, t. II, ks. VIII, str. 91.

6

Po tych badan iach lipnow ski w ojenny naczelnik Friebes w ysłał depeszę do Płocka, ze został schw yta­

ny P adlew ski z całym sztabem w liczbie 20 ludz . W ie m y już, kto to byli ci 20.ludzi, zaliczonych przez F riebesa do sztabu Padlew skiego.

W raporcie z tegoż d n ia (23 kw ietnia 1863 roku N r. 740) Friebes, opisując pojm anie Padlew skiego, nrosi płockiego wojennego naczelnika o p rzysłanie m u 100 kozaków do tran sp o rto w an ia aresztow anych do Płocka, gdyż m a 69 aresztow anych i I adłewskie- go, a m ając m ało wojska, boi się aresztow anych od­

staw ić żeby w drodze pow stańcy me odbili I adlew- skiego’. Sztabowego k a p ita n a K enstow icza w ysła z trzecią ro tą strzelców i 40 kozakam i dn ia 2 2 k w iet­

n ia do D obrzynia nad Drwęcą, gdyż dowiedział się, że koło wsi Elgiszew a p rzep raw iła się z I ru s prze Drwęcę p a rtia powstańców w liczbie 200 ludzi uzb ionych pół piechoty i pół konnicy, i z dwoma woza­

mi* zapasowej am unicji jad ą od Ciechocina przez R y ­ pin pod Sierpc, żeby się dostać do lasów biezunskich.

Kenstow icz ze swym oddziałem m a im przesz vO zi - w tym pochodzie.

W Lipnie w kw ietniu 1863 roku sta ły za ogą 1 2 i 3 ro ta piechoty pułku m urom skiego, ro ta strzel­

ców ro ta kozaków 18 dońskiego pułku, oraz żan d ar­

m i którym i dowodził m ajor Drozdów. N a skutek czę­

stych alarm ów F riebesa, załogę tę stale w zm acniano.

' 23 k w ietnia w ysłał F riebes Padlew skiego i 69 więźniów pod esk o rtą dru g iej ro ty “ ? ^ a20 l ° .

v r , l ' ń w do D obrzynia n ad W isłą, a 24 k w ie tn ia p oc k i w ojenny naczelnik, w ysiał do D obrzynia rotę ko­

zaków, którzy przyw ieźli aresztow anych do 1 łoeka.

24 kw ietnia 1863 roku płocki w ojenny naczelnik donosi do W arszaw y: Dziś p rzyb y ł do P ocka Pa^

dlew ski z 69 jeńcam i. P rz y wejściu do m iasta P y

przeprow adzeniu specjalnie dużego zbiegu nie było i wszystko było spokojnie“.

Padlew ski osadzony został w sta ry m więzieniu k ry m in aln y m w osobnej celi. W w ykazie więźniów płockich z tego m iesiąca został zapisany pod num e­

rem 140. Spraw ę jego i towarzyszów oddano pod sąd połowy. W iedział, ja k a k a ra go czeka i zaczął się przygotow yw ać na śm ierć. N a żądanie P adlew skie­

go Sem eka pozwolił dostarczyć m u książek re lig ij­

n y 01 i zawiadom ić rodzinę o jego uw ięzieniu. Do 1 łocka p rzy b y ła jego ciotka K lem entyna hr. Potoc- ka, której pozwolono widywać się ż uwięzionym . Wszczęła ona energiczne zabiegi o uwolnienie P a- ( lewskiego, i tyle tylko uzyskała, że po w ydaniu wy- roku.śm ierci w ojenny naczelnik płocki Sem eka zwró­

cił się do W arszaw y o jego zatw ierdzenie, chociaż na mocy specjalnie ogłoszonego rozkazu carskiego z dnia ^5 stycznia 1863 r. powstańców, schw ytanych z ironią w ręku, oddawano pod sąd połowy, a n a ­ czelnikom w ojennym w 5 m iastach (między nim i 3 w Płocku) nadano praw o zatw ierdzania i w ykonv- w ania tych wyroków. Mógł więc Sem eka, jako płocki w ojenny naczelnik, samodzielnie w yrok zatw ierdzić i go w ykonać. Z W arszaw y przysłano rozkaz w yko­

nania w yroku. Skazańca uwiadomiono o tym w nocy o godzinie 2 z 14 na 15 m aja, że w yrok tegoż dnia rano w ykonany będzie. U siadł i na k ilk a godzin przed śm iercią n ap isał następ u jący list jiożegnalny do rodziny.

D nia 15 m aja 1863 roku.

Płock, godzina 2V2 w nocy.

W tej chwili się dowiaduję, że dziś m am zakończyć ten żywot ziemski. S trasznie pow aż­

na to chw ila dla mnie, więc nie dziwcie się, że nie wiele w niej na pisanie czasu tracę, by tę

godzinę, ja k a m i pozostaje, z Bogiem przepę­

dzić.

Do ciebie, ciotko K lem entyno, piszę, bo ostatnie moje słowa ty n ajpierw sza czytać bę­

dziesz. Dzięki za twoje serce, które ze m ną było do końca. Powiedz najdroższym , n ajm ilszym rodzicom moim, żem ich kochał do końca z ca­

łej siły uczuć moich, i że z nim i... (w yraz nie­

czytelny) w duszy m ojej ich obraz zostanie.

B ra ta R om ka m iłego do serca cisnę, siostry w szystkie błogosławię i kocham ; krew nych ty l­

ko wyliczyć nie mogę, ale ich m am w sercu.

Księdza Leona o m odlitw ę proszę. Niech się ojciec dowie o trochę długów, które zostawiam , i w iernie zapłaci co do grosza.

Rzeczy, które zostawiam , ciotka Potocka niech zabierze i n a pam iątk ę fam ilii rozda. To trochę pieniędzy, jakie tu zostawiam , proszę przesłać do K rakow a, do p. Demidowicza, niech weźmie należność swoją, a resztę odda ubogim .

Bądźcie zdrowi i szczęśliwi, o co Boga mo­

dlić będę. M atko droga, szukaj pociechy w Bo­

gu, ja biedny nie m ogłem ci życia um ilić, a te ­ raz go ta k jeszcze zatruw am . On cię za to p o ra ­ tuje.

Zygmunt1).

O godzinie 5 rano wywieziono skazańca w to­

w arzystw ie o. b e rn a rd y n a na plac za ro g atk ą płoń­

ską p rzy prochow ni i tam dokonano egzekucji.

Uw zględniono jego prośbę i nie zawiązyw ano m u oczu. T ak zginął jeden z najw iększych i n ajbardziej w artościow ych bohaterów pow stania.

b Przyborowski, Dzieje 1863 roku, t. II, s. 507 i n.

Powiązane dokumenty