• Nie Znaleziono Wyników

O N A T U R Z E R Z E C Z Y .

(W y ją te k z tłom . Józefa Sygerta.)

VI.

XIĘGA PIERWSZA.

* * +

E n e jc ó w m atko ! b o g ó w i ludzi picsczo to ! W e n e r o ! co św iat ludnisz p o d w artkich gwiazd rotą Bo przez żeglow ne m orza i o w o cn e ziemie 1 Z c ie b ie , je s t cna bogini! w szelkie zw ierzów plem ie.

W szy stk o przez ciebie bierze p oczęcie i tch n ien ie, Ż y je i ja re słońca ogląda prom ienie.

P rz ed tw ćm b ó stw e m , gdy czują zblizającą c ie b ie . W ia try cichną i chm ury zpierzchają na n ie b ie , J.ąd w hafcie tw o ich zjaw in obchodzi w esele ,

I zew sząd p o d tw e sto p y w o u n e kw iaty ściele.

F m orze się uśm iecha śm ierząc w ód igrzyska, l niebo złagodzone p ły n n em św iatłem błyska.

S k o ro si$ p o ra w io sn y w pięknych dniach o d sło n i, 1 płodzącym p o w iew em zacznie siać F a w o n i, O tw em przyjściu b o g in i! dają w pieśniach z n a k i, R an n e tw ym strzałem w serce na p o w ietrzu ptaki.

Skaczą p o bujnych b ło n iach b ydlęta i d z ik i, R yby b rną i pluskoczą przez b y stre strum yki T ak w szelki ród zw ierzęcy rozkoszą zajęty , J liców tw ych silnem i w abiony p o n ę ty ,

15

os

C hętnie za tobą id z ie , gdy prow adzisz Który Przez m o rz a , rz e k i, łąk i, doliny i góry.

I przez ptaszem i gniazdy zaścielone drzew a , I przez p o le k tó re się zielono odziew a W szystkim w rażając w piersi m iłości łagody S p ra w ia sz , iz z ządzą w łasne rozm nazają p ło d y .

G dy ci się tak n atu rą samej w ładać go d zi, Iz nic bez twe'j sczo d ro ty na św iat nie w ychodzi , W szystko z ciebie ma słodycz i postać p rz y je m n ą , W ięc p ra g n ę , byś raczyła ten w iersz składać ze mn ą , K tó ren zamierzam p o d a ć o n atu rze rzeczy ,

Naszem u M e m ju szo w ij w szak on tw ojej pieczy Cna B o g in i! doznaw ać zw ykł p o w szystkie c z a s y , I to b ie samej w inien dow cipu okrasy.

W ięc to pism o k tó re ma iśdż do jego r ę k i ,

Tym snadniej zechcesz w czyste p rzy o zd o b ić wdzięki.

S p ra w , aby teraz srogie zołnierstw a urzędy Na m orzach i na lądach uśpiły się w sz ę d y ; B o ty sama Bogini masz w w ydziale tw oim , K rzepić um ysł śm iertelnych najsłodszym pokojem .

W szak M ars o rę z o w ła d n y rządzi S tyrem w o jn y , A ten Bóg je s t p o w o ln y m na tw ój skin dostojny.

O n często na tw ćm boskićm ło n ie się p o k ła d a , G dy mu p o tężn a m iłość w ieczną ran ę zada.

T o b ie na gładkiej szyi w sp arty przygląda się , W zdycha do c ie b ie , chciw y w zrok wdziękam i pasie Z tw y ch u st i głosu tw ego usłuchać gotow y.

W ięc t y , śliczna B ogini! jego w chw ili o w y , G dy o n na tw oim św iętćm ciele w y poczyw a O bejm , i ugłascz dłonią , w błaganiu sczęśliw a ! R ozlej z w arg słodkich p o to k w y m ow y p ie sc z o n y , I p roś aby Rzym ianom pokój b y ł w ró co n y ,

Ani tćz nam w tak przykrym dla ojczyzny czasie, Je d n o stajn y m um ysłem zro b ić co uda się ,

Ani m oże M einm ijców dom ch lu b n y zasczyty

90

Nic b ro n ić w sm utnym stanic R zcczypospolity.

Czego zo staje z y c z y ć , ty o M em miuszu ! Bacz mi p rzychylić w o ln y ch a łaskaw ych uszu , 1 od tro sck codziennych na ch w ilę um knięty Chciej zw azyć cel rz e te ln y p ra c y p rz e d się w z ię ty , Byś u p o m in k ó w , Które składam ci o fia rn ie , W p rz ó d z po g ard ą nie rzucił nim je m yśl ogarnie.

Ja o najw yzszćj B ogów i rzeczy u s ta w ie , M ów ić zacznę i rzeczy pierw iastki objaw ię.

Z czego N atura w szystko stw a rz a , ż y w i, m n o ż y , 1 w co znów taz n atu ra zepsute ro zło zy .

T o m y , gdy się pob u d k i do ro zm ó w naw iną M atcrją zw ykliśm y z w a ć , tw o ró w p rzy czy n ą.

I ro d n em i ciałam i i nasionm i r z e c z y ,

A nikt z nas p ie rw o tn o śc i tym ciałom nic przeczy B o te w istocie sam ćj są p ie rw o tn e c ia ła , Z k tó ry ch p ierw szy ch N atura zep su te rozlała.

Cała N atura B ogów przez się je s t sc zęśliw a, N ieśm iertelna w iecznego p o k o ju z a z y w a , 0 dal o d naszych rzeczy o so b n o się mieści W o ln a od n ie b e z p ie c z e ń stw , w olna o d b o le ś c i, M ożna z sie b ie , na h o łd y nie łaknąca c u d z e , Ni się gniew em da ją trz y ć , ni m iękczyć zasłudze.

G d y ró d ludzki na ziemi jaw n ie b y ł guębionem , 1 niecnie p o d szkaradnym ję c z a ł zab o b o n em , K tó ry czoło na niebie skazawszy z obłoku W szystkich ziem ian p rz e ra z a ! okropnością w zroku . Je d e n G reczy n śm iał oczy śm iertelne w znieść w górę I staw ić się straszydłu m^Snie na p rzek o rę.

Ani go jasn y p io ru n ani B ogów c h w a ła , Ani groźba łający ch N iebios nic w slrzym ałd.

O w szem b y strej odw agi zdrazni się w nim cnota.

Z apalczyw iej na bram y N atury się m io ta , K ruszy w aro w n e zamki a natęża ram ie Az o sta tn ie zap o ry stałością przełam ie.

D aleko za ogniste św iata poszedł mury . O biegł myślę i duchem niczm ierność natury.

Zw ycięzca ogłasza nam ztam tąd po p o w ro c ie , Co się urodzić m oże a co nic w istocie , Jaka sił każdej rzeczy m iara ? w jaki ona

T rw a s p o s ó b , jak głęboko szranka gdzie utkw iona.

O dtąd został zabobon zgnieciony n a w z a je m , 1 my się przez zw ycięztw o ró w n i Niebu stajem .

Lękam się w tym p rz y sio n k u , b y nic zdało ci &io, Ze ja d czerpasz w b e z b o z n e j nauki p rz e p isie , l ze ztąd na zbrodniarską naw racasz się drogę , G dy przeciw nie tysiącem dziejów dow ieśdż mogę , Ze często zbrodnie spładzał sam zaj^obon k rw a w y , Radząc niegdyś haniebne i m orderskie spraw y.

O n w A u lid zie T ro jd ro zn ej Pannie w daw ne czasy , Szpetnie u broczył ołtarz krw ią Jfia n a sy ,

W dobranym w ojsk D anajskich N aczelników g ro n ie , Dziewica gdy jej taśm a op asała sk ro n ie,

Jed n ak o rozw ieszona z o b y d w ó ch stro n lica, P ostrzegła p rz e d o łtarzem sm utnego R o d z ic a , P rzy nim o stre zelazo zakryli K ap łan i, W e łzach o b y w atele stali podum ani.

Niema w trw odze ku ziemi przygięła k o la n a , N iesczęśliw a, nie mogła b y d ż u rato w an a.

P łonnie K rólow i dała św ięte imię O jca.

P o d n ió sł ją ofiar ludzkich grom adny zabójca.

P rzyw iedziona przed ołtarz drżąca i om dlała Ni e, zeby za szlachetnym Him enem b ic z ą la , U roczyste p rzy ślubie ob rzęd y sp ra w iw sz y , L ecz niew inna ofiara w sposób najhydliw szy , Ż eby w dobie nadziei pom yślnego sta d ła , Sm utna i ręką ojca ud erzo n a p a d ła , I posczęściła greckiej floty lądow anie.

T y le złego zabobon b y ł dotuszyć w stanie.

* * *

Powiązane dokumenty