K. S.
1 2
W Y J Ą T K I
Z U / A t L l f Y M Ó t l A ŻA B O jR O W ŚK fEG O .
U M W I T.
Pdtf.M A DRA ftlA TY CŻftK (1) t * ^ ię * £ ili a k t a c h .
A K T I.
S C E N A III.
J E R M I L I (sam ).
(M isty w ó j zbliza się nie w idząc Jerm ileg o ; gdy ju z n a d ch o d zi, Jerm ili w p rzeciw ną stro n ę się oddala).
Ju z dzień w itają głośne w zgórza i d o lin y , T u zw olna ktoś się zblżza? ach ojciec L e lin y , M istyw ój ciężkim idzie żalem p o c h y lo n y . Z córką sw oją na grobie sw ojej p łak ać ż o n y ; Będę ich m ógł uw ażać z cienia tej opoki.
( l ) Skrom ność tego lu b e g o , M uzom polskim zawcze- śnie w ydartego w ie sc z a , nie p o z w o liła nadać jego p ło dow i napisu t r a g e d j i . Czemuz ta skrom ność nie p rze
szła w teg o cze sn y ch nędznych w ierszokletów !
r
Ol
M 1 S T Y W O J (sam).
G dzie sp o jrzę i gdziekolw iek drżące zw rócę kr o k i , G niew U m w ita trw oznem u w szędzie tow arzyszy . N iem al i każdy w yraz m oich żalów słyszy*
N iegościnne cichego dom u zaklął p r o g i, G rozą n atch n ął te głuche św iątynie i b o g i, N iegdyś nam łaskaw szego blask zasępił słońca ; Dni nam żałością długie ciągną się bez końca T ym św iatem u m ęczonych sen nie tu li pow iek
Straszliw szym dla m nie w idm em każdy sta ł się człow iek.
W szystko m nie prześladuje i n ieb o i ziemia Boleść o tw iera u sta , bo leść je oniem ia.
S C E N A V.
M l S T Y W ń j , LEI.INA.
M I S T Y W Ó J .
.Tuz i blednieje zorzy nieśm iały ru m ie n ie c , I słońce jej zapala p łom ienisty w ie n ie c , Ju z w obłoku różow ym kołysze dzień m ło d y ; A ty có rk o ! na chw ałę dla bóstw a pogody Nie w znosisz g ło su , kw iatów nie składasz ofiary.
L E L I N A .
O d Leliny nie m ile juz tym bóstw om dary.
M I S T Y W Ó J .
G łos okro p n y srogiego ich gniewów tłóm acza L e lin o ! naw et ciebie trw ogą ju z otacza.
S C E N A IV.
Co dzień srozsze nam nieba i losu w y ro czn ie;
Czyli to słońce w m orzu za T atram i spocznie A na gw iaździstym n o cy ponure'j c a łu n ie ,
B lady xiezyc sw ój z g robów sreb rn y w óz w y su n ie ; Czy ju trzn ia po św ię co n e jej obudzi g a je , ^ Zaraz przedem ną straszny p ro ro k U nw it staje.
,, Strzeż (w oła do m nie) serca niebacznej Leliny
„ A ż e b y ś sam niecierpiał kiedy za jej w in y .“
L E L I N A .
1 na mnie gniew nych b ogów U nw it w zruszył s r o g i, Ś w iątynie ich dziś dla m nie są przybytkiem trw ogi.
O dw racają się głuche odem nie boginie K iedy się w tej ukryw am odludnej dolinie.
D aw nićj mi tak przyjazne tych gajów dziewice Skoro m nie u jrz ą , nikną dziś jak błyskaw ice;
G dy up lo tem z b arw in k u , b lu sc z u , ró z i lilji, W ieńczę niem e posągi L ela i D z ied zilji;
B óstw o ofiary innych uśw ięca S ław iau ek , M oją u w ity ręką każdy niknie w ianek. * N iech w ięc ró ża nic tknięta na krzew ie d o k wi t a , D rażnić nie będę w ięcej groźnego U nw ita.
M I S T Y W Ó J.
M ogłazbyś stać się k ied y , ojcu łez p rzy czy n ą?
T y je ste ś mi w starości pociechą je d y n ą , M ilsz ą , niz chciw ych sław y um ysłów m arzenia R ów nie błogą jak pokój czystego sumienia.
Ale M istyw oj sm utnym jescze losów d arem , Je st lu d ó w na Pokuciu w odzem i Sudarem . P ow inienem ich ustaw piln o w ać n iezło m n ie, A nic mam s y n a , który by nastąpił p o mnie.
Ju z w iek zelazny pasm o dni m oich p rzecin a, Kogo w ięc sw oim mężem zcchcc zwać L e lin a ,
9 3 Tego w edług p raw jego poruczonycli straży
1 m oją cala w ładzą U n w it uposaży ( l ) . Ale kogoz te n w y b ó r sczęśliw ym u c z y n i, l w św iątyni p io ru n ó w (2) i w L cla św ią ty n i!
D arm o m nie trw ozysz groźny niesczęścia pro ro k u . P o m y śln e czytam w ró żb y w m ojej córki w zroku G odnie ten pew nie sto p ień w ładzy o d zied ziczy , Kogo m ężem rum ieniec jej uzna dziew iczy.
L E L I N A.
S try b o rz e !
MISTYWÓJ.
Czyjez imie ? . . . .
L E L I N A .
Czemuz on sio kryje ? S try b o r je s t jego imie . . . .
M I S T Y W Ó J .
Ale m ów że czyje?
L E L I N A .
Srogość go losów p ew n ie skrytym być p rzym usza, Lecz jego m iłym głosem tchnie w spaniała dusza.
(1) T ego w edług p raw jego . . . . I moją całą władzą . . . . nie d o b rze b rz m i, czyli k a k a f o n j a ; m o zn ab y w ięc po praw ić w ten sp o só b :
T ego w edług p raw święte'j poruczonycli straży I w ładzą nad mym ludem U m w it uposaży.
(2) 1 w św iątyni P e r u n a i w Lela św iątyni.
P. W .
W spojrzeniu niebiańskiego ro d u b iysezy św ietność.
A lbo w ięc jed n y m z b o g ó w , k tó ry ch czczę na R u s i, A lbo m iłością której n atch n io n y b o g in i,
Cała w pięknej p o sta ci ludzkość się je d n o c z y , I nadludżkiem rzucają św iatłem jego oczy.
M I S T Y W Ó J.
I gdziezcś go ujrzała ? kiedy ? w jakiej p o rze ?
L E L I N A.
S koro tych gór w ierzchołki ran n e złoci z o r z e , G dy nad brzegiem cichego usiądę stru m ie n ia , 1 na chw ałę p o g o d y zw ykłe n u cę p ie n ia ; W id zę go siedzącego w d a li p o d tem d rzew em , Słyszę ja k Boga w ielbi w ynioślejszym śpiew em . G d y u m ilk n ę , spogląda na m nie także n ie m y , U czucia nasze ty lk o , wzrokieii} pojm ujem y.
Czasem p rz e m ó w i, mim o m iejsc szeroki p rzed ział, N auczył m nie im ienia sw ego i m oje wiedział.
Czasem- jakiejsi w zyw a nadludzkiej istoty I na piersiach zw ieszony krzyz podnosi złoty.
M I S T Y W Ó J.
I gdziez on ?
Ł E L I N A .
W te'm ustroniu ja go w idzę co dzień.
M I S T Y W Ó J .
C ó r k o ! ten nieznajom y trw o ży mni,e p rz y c h o d z ie ń , Sm utna ofiarą błędu nicsczęsny m łodzieniec,
P raw ych i przo d k ó w ( l ) sw oich odsczćpieniec P ew nie do grona ow ych w yznańców należy ? Co ła tw o w ie rn o ść naszej uw odzą in ło d ziezy ; M amiąc d ru g ich , sam innych wzorfem om am io n y , O bcego nam kościoła chce głosić zakony.
Nosi k r z y z , tym to żnakifem każdy n o W o w ierca.
U m ysły p o d b ijając sła b e ciągnie serca.
T ym on zgubę niew ilindj m ojej niesie córce.
L E L I N A.
Nie , on je d n eg o ze m ną chw ali św iató w tw órcę K tó ry w nas duszę n a tc h n ą ł, w niej uczucia w z n ie c a ł, Sczęścia p o zw o lił chw ili i w ieczne o b ie c a ł.
O jcze ! tw o je o b aw y i przeczucia m ylne.
O , jem u w szystkie nasze b ó stw a są p rz y c h y ln e , Ko w szystkie m ocą czaru jakiegoś uroczą
W nim sw oją d o b ro ć , w ielkość i sw ój blask jed n o czą.
I s ło ń c e , Kiedy p ysznie w yżej gór się w z b ije , G d y ofiarną na Kwiatach słodycz ro sy p i j e , W z d ro ju m u p o św ię co n y m krąg ognisty d w o i , N a jśw ietn iejszy zapala pro m ień w jego zbroi.
Ale czem u S try b o r z e , gdy ludu g ro m a d y , G ło s kapłana z w o łu je do przy b y tk u L ady , K iedy ja b ó stw a imię śpie'wane p o w tó r z ę , T y żałosny w zrok rzucasz na to św ięte w zg ó rze, N ikniesz i w lew asz w duszę m oją sm utek rzew ny U m w it się i na ciebie musi srozyć gniew ny.
M 1 S T Y W Ó J .
Id ź có rk o ! czekaj na m nie p rz y matki m ogile, W te m iejsca U m w it m oże przybędzie za chw ile
( l ) Lepiej p o d o b n o :
P raw a przo d k ó w i bogów sw oich odsczepieniec.
A litując się moich żalów i boleści T ajem ną dotąd w olę Bogów mi obw ieści.
( L e 1 i n a odchodzi ).
S C E N A VI.
\
M I S T Y W Ó J (sam ).
B o g o w ie ! na po w ażn ą m iejsc tych uroczystość Zaklinam w a s , jej uczuć pielęgnujcie czystość.
T o m oje d ziecię, m ogęz wam pow iedzieć więce'j W ydarliście jej m atkę , jescze niem ow lęcej.
W krótce ją i śmierć m o ja , m oże osieroci.
O braz to żyw y bóstw a w dzięku i d o b ro c i;
Czemuz ich sczęścia nie ma p o zn ać i p o k o ju ? Zbliża się U m w it!