• Nie Znaleziono Wyników

Maksymilian, cesarz Meksyku

Dla domu Najjaśniejszego Pana naszego był rok miniony 1917 pamiętnym w smutnem słowa znaczeniu; lat 50 minęło, odkąd ce­

sarz Maksymilian, brat ś. p. cesarza Franciszka Józefa, umarf w Me­

ksyku w dniu 19. czerwca 1867.

Meksyk jest częścią Północnej Ameryki, na południu* od Stanów Zjednoczonych. Wkrótce po odkryciu Ameryki dotarł oddział hiszpańskich awanturników pod dowództem szalonego Fer­

dynanda Cortez do wnętrzna Meksyku. Ludność tamtejsza stała na jŁOO (i,vOcJijO

' o S v J U ^ c 1

^

I / W *

— 62 —

wysokim stopniu oświecenia pod łagodnym rządem cesarza Mon- tezuma. Zdobywcy wtargnęli do kraju, gdzie ich przyjęto uczciwie, gościnnie; wyrąbali ludność, zdobyli miasto, pojmali cesarza, później go zabili i chciwi złota straszne zniszczenie całego kraju spowo­

dowali. Nie dziw, że potem śmiertelna nienawiść rasy indyjskiej do białych istniała. Meksyk był od tego czasu prowincyą korony hiszpańskiej, aż się w początkach 19. wieku z pod tego jarzma wyzwolił. Był republiką i jest nią znowu, tylko lat kilka był cesarstwem. Francuzi mieli tam interesa, a ponieważ w kraju roz­

ruchy wrzały, wyprawił tam cesarz Napoleom III. załogę wojska francuskiego w liczbie 25.000 ludzi, którym dowodził marszałek Bazain. W Europie wtenczas budził się duch republikański, co monarchom było bardzo nieprzyjemnie. Napoleon pragnął zapo­

biegać wszędzie podobnym dążeniom, rozmyślał też o tem, jakby z Meksyku zrobić monarchię. Za jego wpływem uchwaliły Stany Meksykańskie przemienić kraj własny na monarchię i na tron ce­

sarski powołać popularnego wtenczas arcyksięcia austryackiego Maksymiliana.

Ten był drugim synem arcyksięcia austryackiego Franciszka Karola i małżonki jego Zofii z domu bawarskiego; był zatem bratem cesarza Franciszka Józefa I., urodził się w Wiedniu dnia 5. lipca 1832. Był młodzieńcem nadzwyczajnych zdolności umysło­

wych i wielkiej dobroci serca. Po ukończeniu nauk przeniósł się nad morze, do Tryestu, poświęcił się całkiem sprawom marynarki, zwia go tedy twórcą marynarki austryackiej. Na owe czasy od­

bywał dalekie podróże po morzach, do tego dążąc, ,aby Austrya miała wpływ na wodach tak handlowy, jak wojenny. Ze roku 1866 Tegetthoff odniósł zwycięstwo na morzu pod Lissa nad znacznie większą flota Włochów, zawdzięczamy troskliwym przygotowaniom Maksymiliana. Roku 1860 odbywał podróż do Brazylii wojennym okrętem „Elisabeth“. Wtenczas istniał zwyczaj, że gdy który okręt lub część załogi po pierwszy raz w życiu przekroczył linię ekwatoru czyli równika, musiał się poddać ceremonii morskiego chrztu.

Było to dnia 7. stycznia; o godz. 2. po południu rozległ się dźwięk dzwonu okrętowego. Na pokładzie poza rozciągniętą zasłona odezwał się potężny głos: „Okręt stój!“ Skrzypnęły maszyny, był to nasz pierwszy okręt parowy. Zatrzymano się; zasłona zapadła, Załoga miała widok ciekawy. Szedł pochód szczególny; na czele kroczył dowódca ogromny. Miał na sobie tylko kurtkę do kąpania, ciało czarna farbą namalowane, na głowie szyszak z masy papie­

rowej, twarz ozdobiona ogromną brodą, zrobioną z sierści końskiego ogona. W ręku miał berło, jakie portyerowie w pałacach trzymaja.

Za nim kroczyło 40 trabantów w podobnem ubraniu. Kapela okrętu im przygrywała. Za nimi szedł powóz, który ciągnęło 12 trytonów.

bajecznych stworzeń, nawpół kobieta a nawpół ryba. W powozie siedział bóg morza Neptun, obok niego małżonka jego Amfitrite, piastując na łonie najstarsze dziecko; był niem giermek okrętu łat coś 14. Neptun wysiadł z wozu, potężnym głosem wołając: „Kto

— 63 —

jest komendantem okrętu ?“ Gdy się ten przedstawił, odpowiedział Neptun: „Jam jest bóg morza. Musicie opłacić zwyczajny haracz, poczem będzie chrzest. “ Dla arcyksięcia wzięto czystej wody, przy­

gotowanej ; skropiono mu głowę, m ówiąc: „Chrzczę arcyksięcia chrztem marynarza. “ Resztę załogi, co pierwszy raz przeszła linię

— 64

-równika, wzięto do łaźni dla majtków okrętu i tam ich strasznie woda ulano. Tę ceremonię zwano powszechnie „chrztem mary- narskim“. W dzienniku „Elżbiety" opis tego faktu po dziś dzień istnieje. — W pobliżu Tryestu nad samem morzem wybudował sobie Maksymilian prześliczny zamek, zwany Miramare. Koło funda­

mentów sa potężne skały, o które się wały morza rozbijają. Z drugiej strony zamku rozciąga się park, który sztucznie na skalistym gruncie założono. Trzeba było urodzajną ziemię z daleka przywozić i grubą warstwą pokrywać skały. Wysokie drzewa leśne i owo­

cowe z innych stron zwieziono, w ziemi kamienistej wykopano jamy, zasypano dobra ogrodową ziemia i tam je wsadzono. Miramare wy­

gląda jakby istny raj, dziś opuszczony. Do tego zamku przywiózł Maksymilian Szarlotę, poślubioną dnia 27. lipca 1857. Tu z nią prze­

żył w zaciszu, spokoju sześć lat nad miarę miłych i szczęśliwych.

Małżonkom na niczem nie schodziło, chyba boleśnie w sercu od­

czuwali, że potomstwa nie było.

W tem zaciszu naraz stanęli goście z zamorskich krajów, z dalekiego Meksyku, którzy przyszli w deputacyi ofiarować Maksy­

milianowi koronę swego kraju, aby zechciał zostać cesarzem Me­

ksyku. Prezent nader zacny i honorowy, tem więcej, że bez jego przyczynienia przychodzi. Coz w tym razie zrobić ? Deputacya przedstawia sprawę w powabnych kolorach. Trzeba zasięgnąć rady przyjaciół. Różni różnie radzili. Cesarz Napoleon namawiał do przyjęcia i przyrzekł uroczyście, że załogę wojska swego, 25.000 męża pozostawi w kraju, aż się nowemu cesarzowi uda własna armię zebrać i nią się otoczyć. Najwięcej inoże do postanowienia przy­

czyniła się ochota żony, którą blask korony cesarskiej nęcił i wabił.

Arcyksięstwo przyjęli koronę im ofiarowaną. Ustawy domu Habsbur­

gów wymagały w podobnych wypadkach zrzeczenia się prawa do korony' austryackiej, gdyby takowa na nich spaść miała. Zrzeczenie nastąpiło 9. kwietnia 1864, poazem dnia 14. kwietnia wsiadano na okręt w Tryeścio i już dnia 28. maja 1864 dobito do orzegow ziemi meksykańskiej, gdzie w mieście Veracruz wylądowano. Tłumy arystokracyi, duchowieństwa i pospolitego ludu witały przybywają­

cych, brakło tylko przedstawicieli partyi republikańskiej, która od samego początku nieprzychylne usposobienie okazywała.

Cesarz objął rządy; ale niestety, nie znał ani kraju ani na­

rodu. Spostrzegł" niebawem, że nie wszyscy ludzie z przybycia jego byli kontenci. Duchowieństwo katolickie było ogromną potęgą, lecz przeciw niemu były wielkie i potężne warstwy społeczeństwa. Na która stronę ma się przechylić? Czy ma iść z prądami klery- kalnymi, czy ma się trzymać warstw liberalnych? Jak zyskać dla siebie życzliwość partyi republikańskiej, która pod dowództwem po­

tężnego prezydenta Juareza wielkie wpływy miała? Maksymilian

— 65 —

nie należał do ludzi stanowczych i energicznych; on był cichego, łagodnego i dobrotliwego usposobienia; skłaniał się raz na tę, to na ową stronę. Partya niezadowolonych rosła, aż do wojny domowej przyszło. Trzy lata było pobytu jego w Ameryce, trzy lata pano­

wania w kraju; lecz były to lata męczeństwa, a korona złota okazała się koroną cierniową. Może kto inny byłby ją złożył i wrócił do domu; rycerski umysł Maksymiliana tego nie uczynił. Dwie oko­

liczności były dlań zgubne. Republika Stanów Zjednoczonych nie- przychylnem okiem na to patrzała, że się w sąsiedztwie monarchia tworzy. Dla monarchów nie mają Amerykanie ani wyrozumienia ani życzliwości. Cesarz Napoleon postanowił odwołać załogę wojsk swoich do domu. Czy to uczynił wskutek wpływu Stanów Zjedno­

czonych, czy już miał na myśli wojnę z Niemcami, która trzy lata później wybuchła, dziś stwierdzić trudno. Odwołanie wojska fran­

cuskiego znaczyło tyłe, co wydanie na śmierć Maksymiliana. Przeto cesarzowa Szarlota wybrała się do Europy, by u Napoleona i u papieża za pozostawieniem wojska francuskiego prosić. Posłu­

chanie u Napoleona było przerażające. W okropnem będąc roz­

drażnieniu umysłu, gdy nie mogła skłonić cesarza do zmiany jego postanowienia, wybuchła naraz okropnym krzykiem i dostała po­

mieszania zmysłów. Więcej od owej chwili nie przyszła do siebie, żyjąc w obłąkaniu aż do śmierci swojej roku 1916, a zatem nie­

spełna 50 lat.

Gdy wojska francuskie opuściły kraj, stało się położenie Maksymiliana wprost rozpaczliwe. Krajowcy go zdradzali i opu­

szczali jedni po drugich; uchodzili oficerowie i szeregowcy. Wierni pozostali tylko dwaj jenerałowie, Miramon i Mejia, a z nimi garstka Austryaków, którzy razem z arcyksięciem do Ameryki wyjechali.

Obiecano im dobre wynagrodzenie. Niestety nie było nikogo, ktoby je uskutecznił.

Gdy znikąd pomocy nie było, cofnął się cesarz z gar- steczką wiernych do miasteczka Queretaro. Tam go oblężono, po­

konano, pojmano i do więzienia wrzucono. Sąd wojenny osądził go i jenerałów Miamon i Mejia na śmierć przez rozstrzelanie. Pre­

zydent Juarez byłby mu życie darował, gdyby o łaskę prosił i nie­

zwłocznie wracał do Europy. Maksymilian się na to nie zgodził, wolał na stanowisku do ostatniego wytchnienia pozostać. W poranku dnia 19. czerwca 1867 wyprowadzono go i dwóch jenerałów na miejsce stracenia. Towarzyszył im zakonnik klasztoru, który za nich i z nimi razem zmawiał modlitwy. Stanęło sześciu żołnierzy z ka­

rabinami. Skazanym chciano zawiązać oczy, lecz tylko Mejia zgo­

dził się na to, cesarz i Miramon śmiało patrzeli śmierci swej w oczy.

Uklęknąwszy na ziemi, zmówili ciche ostatnie modlitwy, potem cesarz dość silnym głosem zawołał: „Ognia!“ Sześć karabinów

za-K a le n d a r z E w a n g e li c k i. 5

błysło, sześć kul świsnęło i każdy przeszyty padł martwy za ziemię.

Tak się zakończyła ta smutna wyprawa na tron w Ameryce. Jedno z najszlachetniejszych serc bić przestało!

Gdy wiadomość o tem doszła do Wiednia, poczynił cesarz Franciszek Józef I wszelkie starania, aby zwłoki umarłego dostać do Europy. Prezydent Juarez się nie sprzeciwiał; może byłby wolał gdyby cesarz żywy wrócił do Europy. Zwłoki odprowa­

dzono’ do portu z oznakami czci i poszanowania. Przywieziono je do Wiednia, gdzie w krypcie księży Kapucynów odpoczywają snem śmierci. Spora odtąd liczba członków rodziny cesarskiej się do­

łączyła. . . . , . ,

Pamiatka zmarłego nie wygasła w Wiedniu i w krajach Austryi Dłubie lata ludność wiedeńska me chciała uwierzyć, by ich uwielbiany arcyksiążę nie żył. Była tego pewną że się gdzieś kryje i naraz się zjawi. Dziś po tylu zajściach pamięć jego zbladła.

Powiązane dokumenty