• Nie Znaleziono Wyników

rozłożyć targające ludzką psychiką sprzeczności na kilka postaci. To właśnie Ruszczyc wypowiada niezwykle ważne ostrzeżenia:

Chcecie zniszczyć moralność, tak zwaną moralność – pytacie się, co jest dobro, a co zło, a zapominacie, że istnieje jakaś dziwna, tajemnicza, wewnętrzna moralność w każdym czynie.

To, co złe, zawsze się mści, bez względu na wszystkie rozumowania… (Zr 179)

Zabiliście głupimi teoriami sumienie, by zaspokoić wasze zbrodnicze żądze, poczęliście głosić, że miłość nie zna żadnych praw ani obowiązków, że miłość wszystko uniewinnia… To kłamstwo. Taka miłość jest zbrodnią i mści się […]. (Zr 224)

Nie ma wątpliwości, że Przybyszewski pokazuje absurdalność moralno-ści mieszczańskiej, ale równocześnie tak konstruuje utwory, że pogwałce-nie jej zasad narusza jednocześpogwałce-nie z góry ustanowiony ład: los spotykają-cy Gustawa Rembowskiego jest skutkiem postępowania jego matki, która zdradziła ojca i urodziła dziecko kochanka, a „to się tak strasznie mści”,

„w siódme pokolenia mścić się będzie” (Złote runo, 254–255); gwałt do-konany na Hance przez Janotę to rezultat naruszenia przez nią porządku społecznego (Gody życia).

Dla człowieka świadomego i obdarzonego zmysłem moralnym konfl ikt z lo-sem kończy się katastrofą. Bohaterowie wybierają śmierć, ponieważ nie potra-fi ą pogodzić się z rolą narzędzia wpisanego w plan przeznaczenia i natury.

Miłość a cierpienie | 157

Bo miłość może być szczęściem. W świadomości osobowości miłość daje zadowolenie, tak cudownie potęguje przecież sprawność umysłu, tak wspaniale syci wrażenia zmysłowe […]. Ale prastara dusza słonecznego splotu, co przeżyła wszystkie burze ewolucji, wszystkie szały doboru płciowego, inaczej odczuwa miłość. W jej przepastnych głębiach miłość staje się straszliwym cierpieniem, gryzącym wampirem, okropną męką, bo mężczyzna nie może przecież wyzwolić się od kobiety, zaspokoić wiecznie głodnych demonów zmysłów. I w eks-tazie najwyższego przeżywania szczęścia […] nadchodzi chwila, kiedy rozpoznajemy, że całe to szczęście to tylko szczęście robactwa, jakie słońce ze śmietnika wylęgło219.

Prauczucie jest doświadczeniem rozpaczy, ponieważ żądza miłosno--duchowej ekstazy nigdy nie może zostać zaspokojona. Spełnienie trwa krót-ko, domagając się powtórzenia. Kochankowie Przybyszewskiego (przede wszystkim z poematów) są wręcz „ekstremistami pożądania”220, sterowany-mi potęgą chuci. Ból związany z nasterowany-miętnością nie jest więc – jak podkreśla Gabriela Matuszek – intymnym przeżyciem konkretnej jednostki, lecz kolek-tywnym doświadczeniem całej natury221.

Cierpienie wywołane dyktatem chuci ściągającej z wyżyn duchowości w bagno fi zyczności, niezdolnością do androgynicznego zjednoczenia, na-znaczeniem przez los oraz piętno niezawinionej winy zostało omówione wcześniej. W tym miejscu analiza obejmie pozostałe źródła bólu wykorzy-stane przez Przybyszewskiego w kreowaniu sytuacji miłosnych, a jej konse-kwencją będzie próba odpowiedzi na pytanie o miejsce i funkcję cierpienia w światopoglądzie pisarza.

Chwilami szczęścia – z reguły zresztą pozornego – Przybyszewski nie ob-darza swych bohaterów na długo. Radość króla z kraju słońca i niewolnicy z krainy cieni tłumi przeczucie zagłady i obawa, „że zbliżają się chmury, pełne czerwonych błyskawic, zniszczeniem brzemiennych” (Nad morzem, 27). Falk odjeżdżający z Izą do Paryża czuje jednocześnie dumę, szczęście i…

smutek (Homo sapiens). O niemal sielankowym pożyciu Bronki i Tadeusza czytelnicy/widzowie dowiadują się jedynie z ich wspomnień (Śnieg). Nielicz-ne chwile zadowolenia, kiedy na horyzoncie uczucia nie pojawia się jeszcze zagrożenie, zakłóca lęk przed utratą miłości, niewiara w trwałość szczęścia, bo – jak zabobonnie stwierdza Zygmunt nieustannie obawiający się odej-ścia Klary – „diablo krucha rzecz to szczęście – nie trzeba o nim mówić”

(Śluby, 29). Prognozowanie miłosnego fi aska pozbawione jest racjonalnych przesłanek. U jego podstaw leżą raczej intuicyjne przeczucia, nastrój, ogólne powątpiewanie w przychylność losu. Jak w przypadku Mikity:

219 S. Przybyszewski, Psychiczny naturalizm (O twórczości Edvarda Muncha), [w:] idem, Synagoga szatana…, s. 96–97.

220 W. Gutowski. Nagie dusze…, s. 90.

221 G. Matuszek, Między pustką transcendencji…, s. 28.

Bolesny niepokój targał mu mózg.

[…]

Jakiż miał powód wątpić w Izę?

Żadnego, zgoła żadnego.

Więc czegóż chciał, do wszystkich diabłów? (Hs I, 65)

Uczucia bohaterów są pełne sprzeczności. Namiętności i rozkoszy towarzy-szy ból i strach. Miłość nie jest jednoznaczna, wielokrotnie mówi się o niej jako o doświadczeniu negatywnym, topieli, otchłani222. Bohater Wniebowstą-pienia nazywa ją „jadowitą trucizną” (Wn 143), Falk – „wirem”, „który nęci, wciąga, wchłania w siebie” (Homo sapiens, I, 146), dla Agaj i jej brata jest

„piekłem szczęścia i grozy” (De profundis, 91). Przesławski i Irena widzą w niej „zbrodnię”, „przepaść”, „piekło” i „stryczek szatana” (Złote runo, 208, 234, 251), dla Izy oznacza „kajdany” (Mściciel, 52), dla Zdzisława – „najstrasz-niejsze nieszczęście” (Dzieci nędzy II, 145). Znamienne, że znaczna część uży-tych określeń odwołuje się do obrazowania infernalnego, potęgującego grozę, zgodnego z demonologicznymi zainteresowaniami Przybyszewskiego oraz in-spirowanego zapewne myślą Schopenhauera, mówiącego o życiu-piekle.

Przyczyną miłosnej katastrofy jest najczęściej rozbicie związku przez po-jawienie się „tej trzeciej” lub „tego trzeciego”. Zdrada uderza w odrzuco-nych niezwykle silnie – ból podsuwa bohaterowi poematu Z cyklu Wigilii myśl o zabiciu kochanki, a Mikitę (Homo sapiens), Helenę (Dla szczęścia), Rembowskiego (Złote runo) i Bronkę (Śnieg) wiedzie do samobójstwa.

Zdradzającym nowy związek nie przynosi natomiast spełnienia, ponieważ ciąży na nich piętno krzywdy wyrządzonej poprzedniemu partnerowi. Mlic-ki histerycznie krzyczy do Olgi, dla której opuścił Helenę: „Myśmy ją za-mordowali! My!… Ja i ty!…” (Dszcz 81). Irena i Przesławski także wiedzą, że

„złote runo” można zdobyć tylko kosztem innego człowieka:

PRZESŁAWSKI

[…] Inka, pomyśl – całe życie szukaliśmy tego złotego runa.

[…]

Teraz je znaleźliśmy. Nie damy sobie go wydrzeć.

[…]

IRENA

Ha, ha, ha!… To złote runo takie ciężkie, upadam pod jego ciężarem – a ja mu [mężowi]

taką straszną krzywdę wyrządziłam. Krzywdę – krzywdę…

[…]

Złote runo, złote runo… Och, jak trudno je zdobyć.

222 Termin „otchłań” w młodopolskich utworach z podstawowym wątkiem miłosnym wy-stępuje niemal jako leitmotiv. Oznacza nie tylko niszczące skutki miłości, ale też pustkę eg-zystencjalną, niewiarę w żadne wartości. O jego znaczeniu pisały: M. Podraza-Kwiatkowska, Pustka – otchłań – pełnia, [w:] eadem, Somnambulicy, dekadenci, herosi, Kraków 1985;

T. Walas, Ku otchłani (dekadentyzm w literaturze polskiej 1890–1905), Kraków 1986, a także M. Sadlik, „Konfesje samotnych” (tu rozdz. W „otchłani” miłości).

Miłość a cierpienie | 159

PRZESŁAWSKI

Zbrodnią! Tylko zbrodnią zdobyć je można. (Zr 234–236)

Cierpią zatem i zdradzeni, i zdradzający. Za męki związane z miłością od-powiedzialne są bowiem normy etyczne. Sumienie dręczy cudzołożników:

Falka, ulegającego urokowi zaręczonej z Mikitą Izy, a następnie zdradzającego ją z młodą dziewczyną ze swych rodzinnych stron (Homo sapiens), Mlickiego, porzucającego Helenę dla Olgi (Dla szczęścia) i Rembowskiego, który nawią-zuje romans z żoną jednego z podległych mu lekarzy (Złote runo). Wewnętrz-ny opór przeciwko niewierności nie stanowi blokady wystarczającej, by za-pobiec zbliżeniu fi zycznemu. Bohaterowie nie są w stanie uniknąć konfl iktu między pożądaniem zmysłowym i jego realizacją a normami ustanowionymi przez innych223. Sprzeczność pomiędzy kulturowymi wzorcami i pokusami płci odczuwają bardzo dotkliwie, ale zafascynowani sobą nawzajem szukają rozko-szy i najintensywniejrozko-szych doświadczeń nawet poza granicami moralności.

Wiarołomni cierpią, bo obdarzeni zostali niechcianym, niejako dodatko-wym uczuciem. Ale – niejako na drugim biegunie – przyczyną nieszczęścia bywa u Przybyszewskiego nie intensywność uczucia, ale jego niedosyt. Na przykład Rembowski uświadamia sobie, że Irena nie kocha go tak, jak on ją, „a to boli, boli…” (Złote runo, 181). Symfonią braku wzajemności jest powieść Dzieci nędzy; tym tragiczniejszą, że odgrywaną w zamkniętym kole zdegenerowanego rodu Krywłów224. Jadwiga, zmęczona alkoholizmem ko-chającego ją Zdzisława, obdarza uczuciem jego brata – Jana, sama zaś staje się obiektem gwałtownej namiętności Adama Drzazgi, spłodzonego przez starego Krywłę z chłopką. O lekceważonego przez nią półchłopskiego syna z chorobliwą zazdrością zabiega z kolei dojrzewająca Zosia, wypierająca ze świadomości więzy pokrewieństwa łączące ją z Drzazgą.

Jan z Synów ziemi (oraz jego późniejsza kopia – Wacław z Godów ży-cia) i Zygmunt ze Ślubów zdobywają co prawda obiekt swych miłości, ale nieustannie muszą starać się o wzajemność i aprobatę ukochanych kobiet.

Pierwszy męczy się, ponieważ nie potrafi zaspokoić wszystkich potrzeb uczu-ciowych Hanki, a jej dziecko traktuje jak swego rywala. Drugi jest samotny w walce o swą miłość, ponieważ Klara zmaga się z przeszłością, obwiniając się za sprowokowaną zerwaniem śmierć poprzedniego kochanka:

223 Zob. B. Chołuj, op. cit., s. 124.

224 Na familiocentryczność dylogii w kontekście antyrodzinnych tendencji literatury mło-dopolskiej zwracał uwagę W. Gutowski. Badacz pisał: „Trudno wskazać w literaturze epoki bardziej negatywny portret familii: liczna rodzina zamyka się w kręgu szaleństwa i trauma-tycznych namiętności, nie reprodukuje życia, ani nie organizuje go w trwalszych strukturach, natomiast »poświęca« się intensyfi kacji zniszczenia i śmierci”. W. Gutowski, Konstelacja Przy-byszewskiego, s. 113–114 (szkic Rodzina jako egzystencjalna pułapka. O „Dzieciach nędzy”

Stanisława Przybyszewskiego).

Miłość twoja samolubna, w sobie tylko zagłębiona. [Zygmunt czyni Klarze wyrzuty] Ko-chałaś i wiedziałaś, że jesteś kochaną, ale czyś ty pomyślała, że i w mojej duszy pali się słońce miłości, i wre, i kpi, grzałaś się przy nim – ale czyś ty kiedy stanęła z nim oko w oko – spojrzała w tę bezdeń płonącego morza. (Śl 107–108)

Metaforą męskich starań o kobietę jest rzeźba, nad którą pracuje Zygmunt, przelewający swe lęki w materię. Przedstawia ona olbrzyma, świętego Chry-stofora, z wielkim trudem unoszącego ponad odmęty morskie ukochaną, ściąganą w dół przez przyczepionego do jej nóg potwora. Kobieta kurczowo obejmuje szyję mężczyzny, ale jej ramiona mdleją, a ciało staje się bezwład-ne. Zmuszając Zygmunta do nieustającej walki o siebie, Klara nieuchronnie, choć nieświadomie, zadaje mu ból. Jej winą jest nieumiejętność palenia za sobą mostów, brak daru zapomnienia. Bohaterka tak mówi o wspomnie-niach, których nie jest w stanie odegnać:

To jakiś ucisk na mózgu, jakieś nagłe, bolesne szarpnięcie, jakby ktoś serce kleszczami ściskał, niepokój dręczący, którego by się chciało pozbyć, a pozbyć się nie można, nie wiem zresztą, co to jest… (Śl 26).

Przeszłość zatruwająca związek pojawiła się w dramatach Przybyszew-skiego już wcześniej, jednak jako problem marginalny, nie osnowa akcji.

W Dla szczęścia Olga czyni Mlickiemu takie wyrzuty:

Kochasz mnie i wiesz, jak cię kocham. Powinien byś być szczęśliwy. Powinien byś o wszystkim zapomnieć. […] Ja byłam tak pewna, że zapomnisz, utopisz wszystko w tym szczęściu, że mnie masz przy sobie, że jestem twoją, na zawsze twoją… Stało się inaczej – inaczej… (Dszcz 63)

Podobnie w Złotym runie: warunkiem szczęścia byłoby jedynie – o czym pisał Freud – wyparcie przeszłości do sfery podświadomego.

IRENA

Zygmunt, obronisz mnie? Przytulisz mnie tak mocno, że o wszystkim zapomnę?

PRZESŁAWSKI

Pieścić będę, całować, na rękach nosić…

IRENA

I o wszystkim każesz mi zapomnieć?

PRZESŁAWSKI O wszystkim. (Zr 226)

U Przybyszewskiego pojawia się ten rodzaj pamięci, który Husserl na-zwał retencją. Bohaterowie bezpośrednio przeżywają przeszłość, która,

Miłość a cierpienie | 161

mimo że miniona, pozostaje w pełni obecna i jest przeżywana jako aktual-na. Podobna koncepcja przeszłości jako wielkiej przeszkody życia pojawiła się u Nietzschego. To, co dawne, nie jest zdaniem fi lozofa ważne samo przez się, lecz tylko ze względu na rolę wobec tego, co obecne. Zasadniczy staje się wątek rozumienia przeszłości jako winy. Dziecko jest niewinne, ponieważ nie ma przeszłości; dorosły z przeszłością, której nie może za-pomnieć, jest obarczony winą. W ten sposób – jak interesująco zauważa Hanna Buczyńska-Garewicz – metafi zyka czasu spotyka się z metafi zyką moralności225.

Sposobem na uchronienie partnerów przed cierpieniem wydaje się nie-kiedy kłamstwo podtrzymujące iluzję. „Kto nie umie kłamać, ten niech mil-czy, milczy…” – radzi Ruszczyc (Złote runo, 249). Z tego powodu Mlicki jak najdłużej utrzymuje związek z Olgą w tajemnicy przed Heleną (Dla szczę-ścia), a Irena nie potrafi zdobyć się na wyjawienie mężowi okrutnej prawdy o swej zdradzie (Złote runo). Wybór między wewnętrznym rygorem szcze-rości a litościwym kłamstwem nie ma jednak znaczenia dla fi nału: zły czyn musi zostać ukarany226.

W dziełach Przybyszewskiego toczy się walka miłość – świat. Uczucie ko-chanków jest zakłócane przez to, co przychodzi z zewnątrz, najczęściej w po-staci innego człowieka. Ludzie przeszkadzają miłości. By zadbać o stabilność związku i zapewnić sobie szczęście, trzeba jej zazdrośnie strzec. Bohaterowie muszą więc odizolować się od otoczenia, zamknąć w wieży uczucia, wystar-czać sobie nawzajem, by uniknąć pokus i rozbudzania wspomnień. Dlatego błąd popełnia Bronka, która sprowadza sobie do towarzystwa Ewę, by dać Tadeuszowi więcej swobody w kontaktach z innymi i nie znudzić sobą. Jej kobieca taktyka – „Jeżeli się chce zachować miłość mężczyzny, to trzeba go raz po raz od siebie odsuwać, raz po raz samopas go puścić” (Ś 41) – ściąga na nią nieszczęście. Zamiast zbliżyć do niej męża, popycha go w ramiona ry-walki. Tymczasem Kazimierz uprzedza, że „szczęście we dwoje jest zazdros-ne i egoistyczzazdros-ne” (Ś 41), a Tadeusz, nie wiedząc jeszcze o przyjeździe swej dawnej kochanki, tłumaczy żonie: „[…] szczęście w miłości jest niezmiernie delikatne i może być zakłócone lada drobnostką. […] Najczęściej atmosferą obcego człowieka” (Ś 49).

Miłość potrzebuje samotności we dwoje. Alegorią tej prawdy jest marmu-rowa rzeźba w domu Czerkaskiego:

Siedzący mężczyzna a na jego kolanach kochanka. Oplotła jego szyję rękoma, on ją przygarnął całą siłą do swych piersi – świat zanikł, nic nie istnieje prócz nich obojga, stracili poczucie czasu – błądzą w wieczności, są światem sami dla siebie. (Sz I, 29)

225 H. Buczyńska-Garewicz, op. cit., s. 95.

226 Zob. M. Podraza-Kwiatkowska, Wolność i transcendencja, s. 218.

Główny bohater Synów ziemi, opuszczony przez żonę, ze swoją prawdzi-wą miłością – Hanką – wyjeżdża więc do samotni gdzieś w Poznańskiem.

I tym razem pojawia się przybysz z zewnątrz, zakłócający związek. Wizyta Korfi niego, który bywał dawniej w domu Bielskich, wywołuje w Hance nieopanowaną potrzebę zdobycia informacji o pozostawionym przy mężu dziecku i popycha ją ostatecznie do powrotu.

Cierpienie bywa także skutkiem wyboru, jakiego dokonuje bohater. Wal-czy o spełnienie swej namiętności, mimo iż poświęcenia, na jakie musi się zdobyć, nie przychodzą łatwo, a konsekwencje podjętych decyzji okazu-ją się trudne do przewidzenia. Bohaterowie nie maokazu-ją pełnej świadomości praw rządzących światem, dlatego wyboru dokonują właściwie pomiędzy niewiadomymi. Nie zdają sobie sprawy z tego, co może ich czekać. Maryt poświęca dla miłości wiarę i spokój duszy, by w zamian zyskać cierpienie i śmierć. Falk (Homo sapiens), Mlicki (Dla szczęścia) czy Tadeusz (Śnieg) nie podejrzewają nawet, jakiego rodzaju następstwa spowoduje ich zdrada, ponieważ nie mają wpływu na swe postępowanie, wypełniając jedynie na-kazy przeznaczenia i chuci. W fi nale zdarzeń nie są już pewni, czy warto zabiegać o przedmiot pożądania227.

Osiągnięcie szczęścia wielokrotnie jest niemożliwe z powodu tęsknoty, nie tylko odniesionej do konkretnej osoby, ale przede wszystkim rozumianej jako poczucie braku czegoś nieuchwytnego, czego związek z drugą osobą w żaden sposób nie może zapewnić. W utworach Przybyszewskiego tęsk-nota jest motorem życia i twórczości, gwarantuje ciągłe dążenie, sięganie ku sferom metafi zycznym. Taką tęsknotą jest dla Tadeusza Ewa (Śnieg), taką tęsknotę przynosi miłość bohaterowi Wigilii:

I kocham cię jeszcze, boś dała mi cierpienie i tęsknotę – tęsknotę, co myśli twórcy koja-rzy, ręce ku Bogu wyciąga, mózg trawi żądzą poznania, bolesną a odwieczną tęsknotą bytu, wieczny niepokój a rozkosz. (W 180)

W poemacie Nad morzem został stworzony specyfi czny ciąg synonimicz-ny: miłość – szczęście – smutek – tęsknota:

I znowu przeżywam wielką moc cudu, kiedy po raz pierwszy Twe spojrzenie się w mą duszę wświeciło jak świetlany rozbłysk szczęścia i smutku, i wiecznej tęsknoty. (Nm 320)

Powinowactwo miłości i tęsknoty przeczy zdrowemu rozsądkowi i po-tocznemu doświadczeniu, dlatego bohaterowi poematu Androgyne jawi się jako niezrozumiałe:

227 O wyborach, jakich dokonują bohaterowie Przybyszewskiego, pisała Elżbieta Rzewuska w artykule Dramaturgia Przybyszewskiego i ekspresjonizm, zamieszonym w tomie Jan Au-gust Kisielewski i problemy dramatu młodopolskiego, red. E Łoch, Rzeszów 1990.

Miłość a cierpienie | 163

Wściekła tęsknota żłobiła mu głębokie bruzdy w duszy, ogień miał w głowie i pier-siach.

A przecież miał ją [ukochaną – przyp. K.B.] w sobie, niósł słońce, wszechświat, niósł ją w swej piersi – i czemuż tęsknił? (A 401)

Szczęście i spontaniczność uczucia zabija w bohaterach Przybyszewskiego uporczywa wiwisekcja dokonywana na sobie. Niekończący się przepływ myśli – roztrząsanie motywów i skutków własnego postępowania oraz świa-domość ofi ar poniesionych dla miłości – zatruwa związek. Próby zatrzy-mania kołowrotu refl eksji spełzają na niczym, zaś skumulowane lęki, jak obrazowo przedstawił to pisarz w kreacji Hanki w Synach ziemi, zaczynają przypominać niebezpieczne wężowisko:

[…] mam w mózgu jakiś poplątany, powikłany kłębek – nie! cały ogromny kłąb myśli – biada, jeżeli ktoś lub coś pochwyci za ukryty początek nitki: wtedy już ją całą wysnuję i wtedy wiem, wiem, że to będzie koniec!… […] Tam, w głębi mej duszy, wężowisko śpiących gadzin! Biada, gdy je kto przebudzi! – zagryzą, zatrują żądłami na śmierć… (Sz II, 8)

Przymus analizowania czyni z postaci wykreowanych przez młodopolskie-go pisarza – by użyć określenia z powieści innemłodopolskie-go autora zainteresowanemłodopolskie-go ówcześnie ludźmi grzeszącymi nadmiarem refl eksji – „męczenników wy-obraźni”228. Stąd powracające wizje, dotyczące przeszłości i przyszłości (jak choćby przywołane wyżej obrazy dręczące psychikę Hanki), a także fanta-zje, odkrywające tłumione uczucia i podsuwające scenariusze postępowania (można do nich zaliczyć na przykład mizoginistyczne wyobrażenia omó-wione w podrozdziale Mężczyzna). Skupienie świadomości na samej sobie sprawia, że jednostka popada w coraz większą izolację od świata. Człowiek, którego cała aktywność zwraca się ku wewnątrz, staje się niewrażliwy na otoczenie. „Jeżeli kocha, nie czyni tego, aby złożyć siebie w darze, połączyć się w owocnym związku z kimś innym niż on sam; czyni to, aby rozmyślać o swojej miłości. Jego uczucia są pozorne, ponieważ są jałowe. Rozpraszają się w próżnych kombinacjach wrażeń, nie tworząc nic zewnętrznego wobec siebie” – stwierdzał Durkheim229. Nadmierną skłonność do analizy impliko-wał z pewnością egotyzm, charakterystyczny dla neurotycznej osobowości schyłkowca. Wynikała ona również z „sobowtórowej egzystencji artysty”, będącego jednocześnie aktorem i swym własnym widzem230. Przewaga my-ślenia nad życiem cechuje nie tylko bohaterów Przybyszewskiego, lecz

„czło-228 L. Belmont, W wieku nerwowym, Warszawa 1928, s. 195.

229 E. Durkheim, Samobójstwo, tłum. K. Wakar, Warszawa 2006, s. 354.

230 A. Lubaszewska, Życie – Śmierci doskonałość. Młodopolska antropologia śmierci i li-teracki świat wartości, Kraków 1995, s. 58.

wieka końca wieku” w ogólności. Pojawia się w kreacjach Płoszowskiego z Bez dogmatu (1891) i Rymszy z W wieku nerwowym (1890). Tezę, że nadwrażliwe jednostki poprzez nieustanne dywagacje przeobrażają miłość w cierpienie, ustami jednego z bohaterów wyraziła w Szkicach z 1894 r.

Maria Komornicka231, a Marcelina Kulikowska w dzienniku Z dziejów duszy (1911) notowała: „Myśl ludzka, którą się człowiek nieustannie chlubi, jest jednocześnie zabójcą. Myśli to wina, że nie umiemy żyć, a zastanawiamy się tylko nad życiem”232.

Zdaje się, że postacią stworzoną wyłącznie na to, by cierpieć, jest Han-ka. Początkowo owa femina dolorosa znosi męki niezrealizowanej miło-ści do Czerkaskiego, powiązanej z poczuciem winy wobec oszukiwanego męża. Decydując się następnie na życie z ukochanym, oznaczające jedno-czesne opuszczenie córki, której prawo nakazuje pozostać przy ojcu, cierpi coraz bardziej jako matka. Przeszłość dogania i ją, by zatruć szczęście. Jej ból jest „niezawinioną winą”, wynikającą – jak pisze Edward Boniecki – z niewiedzy, z braku gnosis233. Każde przypadkowo zobaczone dziecko jest dla Hanki chodzącym wyrzutem sumienia, wzbudzającym atak paniki.

W napotkanym w lesie, przemoczonym od deszczu maluchu w łachma-nach, zapewne zbierającym chrust, widzi jedynie dziecko porzucone przez matkę:

[…] nie mogła tchu złapać, chwyciła się za piersi i jak w obłędzie powtarzała: – opuszczo-ne – opuszczoopuszczo-ne – przez matkę opuszczoopuszczo-ne – Jezus Maria!…

Jedną chwilę patrzyła oniemiałymi, szeroko rozwartymi oczyma na tę drżącą kruszynę, tę słodką drobinę człeczą […]; aż nagle wyrwała się z ramion Czerkaskiego, rzuciła się ku dziecku, porwała je w swoje objęcia, całą siłą przycisnęła do siebie tę kupkę obłoconego, zmokniętego łachmana…

– Opuszczone, przez matkę porzucone dziecko! Jezus Maria!… (Sz II, 19–20)

Wyobraźnia podsuwa jej na zmianę sielski obraz malutkiej Basi rwącej na łące kwiaty, to znów dramatyczną scenę dziecięcego orszaku wiodącego na cmentarz białą trumienkę, w której spoczywa jej córka. Środka uśmierzają-cego cierpienie szuka bohaterka w miłości. Gorączkowa namiętność i żarli-wa opieka Czerkaskiego mają przynieść jej zapomnienie i ukojenie. Miłosny

231 Zob. M. Komornicka, Staszka, [w:] eadem, Szkice, Warszawa 1894, s. 110.

232 M. Kulikowska, Z dziejów duszy, Kraków 1911, s. 138. Cyt. za: M. Sadlik, „Konfesje samotnych”, s. 50. O takiej charakterystycznej dla dekadentyzmu „mózgowości” zob. też T. Walas, Ku otchłani…

233 E. Boniecki, op. cit., s. 24. Cierpienie psychiczne obejmuje także ciało, dlatego Przyby-szewski opisuje je naturalistycznie:

[…] jakieś ostre, delikatne kleszcze wyrywały jedno włókno po drugim z jej mózgu – wiła się z bólu – chciała uciekać, ale nogi tkwiły w jakimś bagnie, chciała krzyczeć, ale głos, jakby ścięty grubą warstwą lodu, wydostać się nie mógł. […] A było to, jakby darcie żywej skóry, oranej ostrymi grabkami, siepanie twardymi rzemieniami, oplecionymi stalowym drutem (Sz II, 48–49).

Miłość a cierpienie | 165

wir nie zagłusza jednak cierpienia, a rozdarcie Hanki, niezdolnej do całko-witego poświęcenia się związkowi, wzmaga jednocześnie ból bezskutecznie walczącego o nią Jana. Przeszkoda w postaci Basi, skojarzona z postępującą germanizacją dzieci w Poznańskiem, podsuwa bohaterowi myśl o pozytyw-nym aspekcie rzezi niewiniątek:

Przede wszystkim dzieci powybijać – całe życie w zarodku zniszczyć, z korzeniami wy-plenić to ohydne zielsko życia.

Można by jeszcze chłopaków przy życiu pozostawić – ci sami się wytracą… ale dziewcząt-ka – wytruć, wymordować, by nie mogły żywota płodzić, by świat człowieczy istnieć przestał i męka i rozpacz – nienawiść i miłość… (Sz II, 315)

By zyskać spokój i wytchnienie od dręczących myśli, Hanka sięga po opium, o którego oczyszczającym działaniu zapewniał ją Korfi ni:

Jeden gram wystarczy, by wszystkie dysonanse przemienić na najczystsze harmonie, zbliżyć się do źródła życia, pierwiastka wszelkiego bytu, dokopać się do korzenia poznania.

Haplosis nazywa Plotinus ten stan. I to Haplosis mogę sobie wytworzyć za pomocą opium.

Ciało drętwieje, a dusza czuwa, szybuje w bezmiarach tej jedni, z której się wszystko wy-łoniło. Traci się poczucie czasu i przestrzeni, mózg staje się jasny i bystry, ogarnia się nim wszystko to, co było dlań tajemnicą i ciemną zagadką, wszystkie mgławice i powikłania życiowe rozplątują się w jasne i przejrzyste twory… (Sz II, 164)

Narkotyk zażyty podczas dramatycznej, osłabiającej nerwy próby odzy-skania córki spełnia swą rolę:

Całe fale niewysłowienie błogiego ciepła przelewały się przez nią całą. Płacz uniesienia rozpierał jej piersi, płacz niepojętego szczęścia i radości wniebowstąpienia.

Nie była zdolna objąć ogromu tej błogości.

[…]

Rozwiał się lęk i niepokój, z duszy podniosły się mgły i opary […]. (Sz II, 250–251)

Dobroczynna moc opium nie trwa jednak długo. To, co miało wyzwo-lić Hankę od egzystencjalnego cierpienia, wpędza ją w rozpacz. Odurzona narkotykiem, a więc w stanie osłabienia kontaktu z rzeczywistością, zostaje zgwałcona przez zakochanego w niej Miłosza Zarembę. Dotychczas niewin-na, wewnętrznie czysta pomimo braku hymenu oraz ucieczki do kochanka, teraz zostaje skalana. Ta hańba dopełnia czarę nieszczęść i popycha dziew-czynę do próby samobójstwa, od którego ratuje ją Skirmunt, symboliczna postać wskazująca drogę do samopoznania. Dzięki radom duchowego prze-wodnika (rodem z hinduizmu) femina dolorosa uświadamia sobie boskie pochodzenie, a więc wieczną czystość własnej duszy, która błądzi wśród boleści, lecz nigdy nie zostanie zbrukana. I to przekonanie załamuje się

jednak chwilowo pod wpływem samobójczej śmierci Czerkaskiego, na po-wrót wtrącającej Hankę w cierpienie. Wskazania Skirmunta są wszelako na tyle silne, że pozwalają kobiecie podźwignąć się po raz kolejny, a nawet uwierzyć we własną misję przekazania poznanych prawd porzuconemu nie-gdyś dziecku.

Wewnętrzną, duchową wolność, jaką zyskuje Hanka w fi nale trylogii, wi-dzi Gabriela Matuszek w kategoriach kobiecego dojrzewania do własnej podmiotowości, która „przeciwstawiona zostaje słabej, schyłkowej, zdege-nerowanej męskości”, stanowiąc o nowatorstwie i oryginalności powieści234. W interesującej interpretacji wskazuje badaczka na zawiłe uzależnienia, w jakie popada kobieta w patriarchalnej kulturze i jakich świadomość zy-skuje stopniowo bohaterka („Jam jest to coś – można je łaskawie komuś pozostawić – można je wziąć – och! jakie to przedziwnie śmieszne…” – my-śli, Sz III, 82), by ostatecznie zbudować swą fi lozofi ę „antycierpienia” na przekonaniu, że udręka i ból odrywają od „wszechduszy świata, w której się rozkosz i cierpienie równoważą, śmierć z życiem” (Sz VI, 65)235.

Bohaterowie Przybyszewskiego nie są wyłącznie ofi arami niespodziewanie dosięgającego ich cierpienia. Świadomie wybierają i intensyfi kują doznanie bólu, w czym Magdalena Popiel dostrzegła wpływ Nietzschego, który pisał:

Pragniecie o ile możności […] usunąć cierpienie; a my? – zda się po prostu wolelibyśmy, by stało się jeszcze głębszym i gorszym, niźli bywało kiedykolwiek236.

Poszukiwanie męki jest tu w istocie poszukiwaniem pełni przeżyć, a więc odrzuceniem popularnej w modernizmie buddyjskiej propozycji wygaszenia uczuć i wyrzeczenia się doznań (choć bowiem Przybyszewski wiele zawdzię-czał fi lozofi i Wschodu, nie zaakceptował Nirwany jako opcji ucieczki od świata). Upodobanie w cierpieniu jest podstawą miłosnych związków Agaj i jej brata (De profundis) oraz Gordona i Heli (Dzieci szatana). W pierw-szym przypadku kochankowie wiedzą, że łączy ich miłość „niedobra”, spo-łecznie nieakceptowalna, dlatego tłumią ją, ukrywając swą wzajemność i wypierając się jej. Każde zbliżenie przyczynia się jednak do spotęgowania ich miłosnego cierpienia, które prowadzi do utraty kontaktu z rzeczywisto-ścią i chorobliwych majaczeń. Oboje ukochali ból, ponieważ gwarantuje on intensywność życia. Jednocześnie związek krwi, nasycający zakazaną miłość tak pożądaną męką, powstrzymuje ich przed ostatecznym spełnieniem.

234 G. Matuszek, Stanisław Przybyszewski…, s. 286.

235 Ibidem, s. 286–291.

236 F. Nietzsche, Poza dobrem i złem, przeł. S. Wyrzykowski, Warszawa 1907, s. 184. Cyt.

za: M. Popiel, Wzniosłość – retoryka cierpienia (O prozie Stanisława Przybyszewskiego),

„Ruch Literacki” 1996, z. 1, s. 44.

Miłość a cierpienie | 167

Kocham twoją duszę, kocham twój straszny, głęboki smutek. […] Ty, ty jesteś jedyny, który masz cierpienie i ból w sobie. A ty nie bronisz się przeciw tej męce. Nie bronisz się przeciw cierpieniu. Kochasz mękę i cierpienie (Dp 100)

– mówi do brata Agaj. Wybór cierpienia jest jednocześnie aktem odrzu-cenia fi listerskiej kultury:

Mam nieskończony wstręt przed tym zdrowym rozsądkiem tych wszystkich ludzi naokół.

Boże, jaki oni strach mają przed cierpieniem… Jak oni szczęścia pragną, tego głupiego szczę-ścia! Ból dla nich gorszy od zarazy morowej. Ha, ha, ha… te biedne żony mieszczańskie – te biedne, posażne mieszczańskie panny na wydaniu – one tylko pragną szczęścia. […] Kocham cię, bo nienawidzisz rozsądku – a tysiąc razy chętniej rzuciłbyś się w przepaść, zaczym byś sięgnął za chwilkę szczęścia. (Dp 96–97, 100–101)

Gordonowi cierpienie daje impuls do przeprowadzenia dzieła zniszczenia – pisała G. Matuszek – dlatego pastwi się on nad sobą i innymi, odnawia-jąc miłosną udrękę. Nieurzeczywistnione uczucie owocuje postawą anar-chistyczną, a ból nosi znamiona perwersji237. „Oboje pragniecie cierpienia – mówi Ostap o Gordonie i Heli. – Fatalny jakiś pęd gna was w kierunku najwyuzdańszego cierpienia” (Ds 90).

Bohaterowie Przybyszewskiego ustawicznie zmagają się z czymś w mi-łości. Walczą o jej zdobycie lub ocalenie, przekonując się, że szczęście nie istnieje, jest poza ich zasięgiem, poza zasięgiem ludzkiego doświadczenia w ogóle. Taka kreacja postaci wynika z przekonania, że najbardziej na-turalnym stanem człowieka jest cierpienie. Idea bólu i rozpaczy osadzo-na była głęboko w światopoglądzie modernizmu. Jej patronem był Artur Schopenhauer, który twierdził, że ból jest substancją życia tkwiącą w natu-rze – żyć, znaczy więc cierpieć238. Eksponowanie w sytuacjach fabularnych i przeżyciach bohaterów nieszczęścia, niespełnienia, bólu i destrukcji, ale też choroby i fi zycznego rozkładu, wpisuje się w szersze przekonanie Przyby-szewskiego o istnieniu przenikającej cały byt nędzy metafi zycznej239. Po raz pierwszy została ona zdefi niowana w powieści Synowie ziemi:

237 Zob. G. Matuszek, Nędza świata bez Boga. O „Dzieciach szatana” Stanisława Przyby-szewskiego [posłowie] [w:] S. Przybyszewski, Dzieci szatana, Kraków 1993, s. 192.

238 J. Tuczyński, op. cit., s. 142. To przekonanie dzielił z modernistami główny bohater powieściowego arcydzieła pozytywizmu – Lalki (1890) Bolesława Prusa. Wokulski wypo-wiada znamienną formułę egzystencjalną „Cierpię, więc jestem!…” (B. Prus, Lalka, oprac.

J. Bachórz, t. 2, Wrocław 1991, s. 481), w której Bogdan Mazan widzi nawiązania nie tylko do Kartezjusza, ale i napisanego w 1838 r. dziełka Ernesta von Feuchterslebena, zatytułowanego w polskim wydaniu Higiena duszy (1857). Zob. B. Mazan, Z obrazów Chin i Chińczyków w piśmiennictwie polskim drugiej połowy XIX wieku. „Chińskie cienie” w „Lalce” Bolesła-wa Prusa, [w:] Pozytywizm i negatywizm. My i wy po stu latach, red. B. Mazan, Łódź 2005, s. 381–382.

239 Nędzę – obok Miłości i Śmierci – winą za ból egzystencji obarczył także Kazimierz Przerwa-Tetmajer, który pisał: „Nędza, Śmierć i Miłość, to są te trzy bachantki świata, które