• Nie Znaleziono Wyników

czyli „myślące ciało”

czyli „myślące ciało”

czyli „myślące ciało”

Autor Słowa i kultury nie stał się, o ile mi wiadomo, przedmiotem żadne-go integralneżadne-go szkicu Miłosza, wyjąwszy obrazoburczy Komentarz do Ody do Stalina (będzie o nim jeszcze w tej książce mowa) i niepublikowane nigdy teksty wykładów na temat poezji rosyjskiej, w których Miłosz poświęcał wiele uwagi Mandelsztamowi – obok Anny Achmatowej, Mariny Cwietajewej, Josifa Brodskiego. W tomach eseistycznych niejednokrotnie napotykamy jednak rozproszone afirmatywne zdania o klasycznej doskonałości poezji Man-delsztama i... wyznania o rozmiłowaniu się w jego wierszach. Także poetyka wierszy Miłosza, szczególnie niektóre elementy topiki, przywodzi niejedno-krotnie na myśl utwory akmeistów oraz samego autora Puszkina i Skriabina.

Zagadnienie to czeka jeszcze na swoich badaczy. Ja chciałabym wskazać w tym miejscu jedynie kilka oczywistych zbieżności, jakie łączą te dwie oryginalne estetyki poetyckie, umocowane w podobnej wizji antropologicznej i podob-nym rozumieniu fenomenologii tekstu. Pozwala to uzmysłowić sobie pokre-wieństwo Miłosza z drugą wielką tradycją klasycyzmu dwudziestowiecznego.

Co więcej, próba zrównoważenia – by tak rzec – Eliota Mandelsztamem

kore-__________________

25 Warto w tym miejscu przytoczyć także następującą uwagę Miłosza z Zaczynając od mojej Europy (ŚP, 17–18.), przeciwstawiającą otwartą na przyszłość poezję Whitmana i pozbawioną nadziei wizję Eliota: „Przyszłość u niego [Whitmana – A.S.] jest tak otwarta, jak była w Wieku Rozumu i w Wieku Uniesień. Ale w parę dziesiątków lat po jego śmierci wszystko się zmienia.

Poeci ekspatrianci nienawidzą teraźniejszości i przyszłości, zwracają wzrok w przeszłość. Trud-no dopatrzyć się jakiegoś jutra w The Wastenland T.S. Eliota, a gdzie nie ma jutra, tam musi wkroczyć moralistyka”. Bardzo ciekawie o przełamywaniu się w liryce Miłosza wzorca Eliotow-skiej wizji europejEliotow-skiej cywilizacji pisze także Marcin Jaworski, interpretując Pieśń Obywatela.

Zob. idem, Zaczynając od Miłosza, op. cit., s. 26–33.

26 O. Mandelsztam, [Nie motylem mączystym i białym...], tłum. S. Barańczak, w: O. Man-delsztam, Poezje, wybór, red. i posł. M. Leśniewska, Kraków 1983, s. 435.

27 Sprawozdanie, NBR, 1050.

83 sponduje ze wspominaną wcześniej wstrzemięźliwością autora Listu półpry-watnego o poezji wobec tego modelu klasycyzmu, który uosabia myśl i twór-czość Valéry’ego28. Powiedzmy od razu: w sporze toczącym się wokół tradycji symbolizmu, dziedziczonej przez klasycyzm nowoczesny, Miłosz staje osta-tecznie wyraźnie po stronie akmeistów. Ci ostatni formułowali swój program, jak wiadomo, właśnie w polemice z rosyjskim futuryzmem i symbolizmem.

Ogłaszany przez Mandelsztama Świt akmeizmu (1913) polegał, po pierw-sze, na odejściu od symbolistycznej zasady korespondencji, w planie której świat rzeczy jawił się jedynie jako pretekst, przestrzeń analogii, otwierających perspektywę na poszukiwany raj noumenów, po drugie – na porzuceniu prób stworzenia poezji czystej i swoiście odmaterializowanego, oderwanego od znaczenia i bytu słowa, czego wyraźne ślady akmeiści odnajdywali w futury-stycznych postulatach używania języka pozarozumowego. W ich własnych wierszach zasadę korespondencji miała zastąpić zasada tożsamości, zaumnyj jazyk – „mowa ucieleśniona”29. Mandelsztam pisał tyleż metaforycznie, co precyzyjnie:

Nie chcemy zabawiać się przechadzką w „lesie symboli”, ponieważ znamy bardziej dziewiczy, bardziej nieprzebyty las – boską fizjologię, nieskończoną złożoność nasze-go mrocznenasze-go organizmu. [...] Nie ma współzawodnictwa. Jest współudział istnień w spisku przeciw pustce i niebytowi.

Kochajcie istnienie rzeczy bardziej niż samą rzecz, a swój byt – bardziej niż samych siebie. [...]

Jakim pięknym tematem dla poezji jest A=A. Symbolizm męczył się i nudził prawem tożsamości. Akmeizm czyni z tego prawa swoje hasło i stawia go na miejsce wątpli-wego a realibus ad realiora30.

W liryce Mandelsztama odejście od symbolizmu nie oznaczało jednak – co przekonująco udowodnił Ryszard Przybylski – zaniku zmysłu metafizycz-nego. Przeciwnie, wiązanie tego, co metafizyczne, z tym, co realne, chroniło jedynie – powiedziałby Miłosz – przed romantyczną chorobą niedocielesności, kontrapunktowało gnostycką dualistyczną zasadę afirmacji duchowości odcie-leśnionej, zagrażającej zarówno światu, jak i „ja”. W liryce Mandelsztama – pisał Przybylski – „principium identitatis nie wyklucza a przeciwnie, implikuje religijne odczucie świata”31. Obowiązuje w niej prawo, które Aleksander Fiut odkrywał jako fundament poetyckiego postrzegania świata przez Miłosza.

__________________

28 Zob. M. Delaperrière, Klasycyzm polski w perspektywie europejskiej – wiek XX i XXI, w: Kla-sycyzm. Estetyka – doktryna literacka – antropologia, red. K. Meller, Warszawa 2009, s. 583–602.

29 O. Mandelsztam, O naturze słowa, w: idem, Słowo i kultura. Szkice literackie, przeł.

i komentarzem opatrzył R. Przybylski, Warszawa 1927, s. 28.

30 O. Mandelsztam, Świt akmeizmu, ibidem, s. 184, 185.

31 R. Przybylski, Wdzięczny gość Boga. Esej o poezji Osipa Mandelsztama, Paryż 1980, s. 56.

84

Widząc świat metonimicznie, poeta odczuwa go i rozumie metaforycznie. Czy tą po-ezją rządzi zasada pars pro toto? – pytał retorycznie badacz i odpowiadał: – Tak, ale owo totum jest jakby interpretacją, wnioskiem ze znaczeń, które niosą poszczególne partes oraz ich układ i hierarchia32.

Transcendencja, wieczne idee i treści podświadomości, podobnie jak poezja, nie stają się z zasady celem samym w sobie ani w Miłoszowym projekcie dyk-cji bardziej pojemnej, ani w Mandelsztamowskim zamiarze używania rosyj-skiej mowy na sposób głęboko hellenistyczny, do czego poeta wzywał w poru-szającym szkicu O naturze słowa.

Zbieżności między światopoglądem autora Świtu akmeizmu a rozstrzy-gnięciami twórcy Listu półprywatnego o poezji w odniesieniu do poruszanych tu kwestii wydają się oczywiste. Z biegiem czasu, do pewnego momentu, wy-raźnie zresztą narastają. Jedno z pierwszych dyskursywnych świadectw owych powinowactw odnajdujemy już w pisanych w latach sześćdziesiątych Myślach o T.S. Eliocie, w których Miłosz zarzucił autorowi Środy popielcowej zbyt silne związki z symbolizmem. Pisał wówczas, jakże charakterystycznie i pod wie-loma względami podobnie do przytaczanych wcześniej krytycznych uwag akmeisty, o symbolistycznej zasadzie korespondencji:

Jego [Eliota – A.S.] poezji właściwa była jedna, co najmniej, zasadnicza, wewnętrzna sprzeczność. Był „intelektualny”, tzn. przekazywał pewne znaczenia, które nie prze-stają nimi być, nawet jeżeli rozpatruje się je inaczej niż jako składniki danej arty-stycznie całości. Zarazem jednak swoje poetyckie rzemiosło wypracował posługując się poetyką symbolistów. Poetyka ta – poczynając od pierwszych jej wynalazków jesz-cze w orbicie Romantyzmu – żądała coraz większej „czystości”, czyli zakreślała coraz wyraźniejszą granicę pomiędzy poezją i językiem potocznym, tak że końcowym jej wykwitem był „meta-język” (za-umnyj jazyk). Taka poetyka uniemożliwiała liczne odmiany opisu i dyskursu. (Myśli o T.S. Eliocie, PO, 124)

Zagradzała zatem drogę ku temu, co Miłosz stawiał w centrum literackiej doktryny swego klasycznego programu: dyskursowi, umożliwiającemu dyspu-tę na temat kluczowych dla kultury kwestii, i opisowi zmysłowego piękna rzeczy, pejzaży, sprzętów kultury użytkowej, mających swój udział w historii.

Z jednej strony – minoryzowała stylistyczną materię intelektualnych polemik, zamazując czytelność, a tym samym osłabiając ostatecznie wagę pryncypiów.

Z drugiej – utrudniała, by nie powiedzieć: uniemożliwiała, urzeczowienie, ucieleśnienie mowy, korespondujące zarówno u Miłosza, jak i u akmeistów z afirmacją świata. „Niech żyje żywa róża”33 – wołał Mandelsztam. „Oby do naszej mowy wróciła rzeczywistość” (Traktat teologiczny, DP, 1257) – powta-rzał w wielu podobnych frazach Miłosz.

__________________

32 A. Fiut, Moment wieczny. O poezji Czesława Miłosza, Warszawa 1993, s. 23.

33 O. Mandelsztam, O naturze słowa, op. cit., s. 39.

85 Ironiczny dyskurs i epifanijny opis. Brak pierwszego polski poeta w Liście półprywatnym konstatował jako zasadniczą ułomność rodzimej liryki, podpo-wiedź możliwego remedium znajdując w poezji Amerykanów. Apoteozę dru-giego w połączeniu, co ważne, z krytyką światopoglądów i poetyk symboli-stycznych, krytyką miejscami niesprawiedliwą i stereotypizującą przeciwnika, zawarł w dwu szkicach opublikowanych na łamach „Tekstów Drugich” w roku 1990 – Przeciw poezji niezrozumiałej i Postscriptum. Miłosz powtarzał tutaj, jak wielokrotnie wcześniej, że tragedia ludzkiego losu nie pozwala na przyjęcie wspaniałej, samowystarczalnej i obojętnej na cierpienie struktury języka jako jedynego żywiołu i zasady poezjowania. Pisał, że poezja zachodnia popełnia błąd, nie licząc się z prawami przedmiotu i koncentrując jedynie na subiek-tywnych percepcjach. Te ostatnie, przekonywał, izolując od świata, są także, paradoksalnie, wyrazem stoickiej zgody na wszechobejmujące istnienie zła, są potwierdzeniem gnostyckiego przekonania o złu materii. Poezja zrozumiała, o którą się w tych późnych manifestach upominał, poezja kontemplująca przedmiot, przeciwnie, miała (ma!) w zamiarze być hymnem przeciw nicości.

Jakże wyraźnie korespondują z tymi frazami słowa autora Świtu akmeizmu:

Tkwi w nas nieprzezwyciężalna potrzeba znalezienia twardego orzeszka, kremla, akropoli. [...] każde słowo ze słownika Dala to orzeszek akropoli, mały kreml, skrzy-dlata twierdza nominalizmu, wyposażona przez helleński duch do nieustannej walki z bezforemnym żywiołem, niebytem, zagrażającym zewsząd naszej historii34.

Zasadniczym warunkiem tej walki była akceptacja świata pełnego dźwię-ków, barw i form, sycących oczy zmysłowym pięknem. Jej spełnianiem – świadczenie o istnieniu poprzez próbę opowiedzenia. Zarówno akmeistyczny Mandelsztam, jak i Miłosz w swym oporze przeciw nicości, sięgali po epifanij-ny opis, a – co jeszcze ważniejsze – posłannictwo poety rozumieli jako drogę kultury, która w tym samym stopniu karmi się słowem i rzeczą, i której wła-śnie dlatego nie sposób zrozumieć i współtworzyć, gdy się pominie jej chrze-ścijańskie korzenie. Tutaj bowiem związek między światem empirycznym a światem duchowym urzeczywistnia się we wcielonym słowie, w ciele, w reli-kwiarzu i w mówiącym człowieku. Swe poetyckie, kulturowe posłanie rozu-mieli zatem także w myśl antropologii, czyniącej człowieka osią wszechrzeczy.

Chrześcijanin, a teraz każdy człowiek kulturalny jest chrześcijaninem, w równej mie-rze doświadcza fizycznego głodu i pragnienia duchowego pokarmu. Słowo jest dla niego ciałem, a zwykły chleb – radością i tajemnicą35

– pisał Mandelsztam. Wtórował mu Miłosz:

__________________

34 Ibidem, s. 31, 34.

35 O. Mandelsztam, Słowo i kultura, w: idem, Słowo i kultura, op. cit., s. 194.

86

[...] ja, zamknięty w granicach mojej skóry, zniszczalny i świadom mojej zniszczalno-ści, jestem istotą mówiącą, czyli potrzebuję Ty, do którego mógłbym się zwrócić, nie umiem przemawiać do chmur i kamieni. (O zgiełku wielu religii, WNZSF, 70).

Przeciw poezji niezrozumiałej i Postscriptum czytać możemy niewątpliwie jako swoistą kontynuację i dopełnienie Listu półprywatnego o poezji. Wśród wymienionych tutaj z atencją poetów amerykańskich nazwisko Eliota już nie pada. Niewątpliwie także dlatego, że w zmienionym (postmodernistycznym) kontekście Miłosz poddaje krytyce te modernistyczne wątki, które uznaje za ścieżkę prowadzącą ku precesji symulakrów, rugujących jakąkolwiek meta-fizyczność. Także imię Mandelsztama nie zostaje wypowiedziane głośno.

Miłosz wspiera się cytatami z Walta Whitmana i Wystana Hugh Audena, przywołuje Davida Herberta Lawrence’a, gani Francisa Ponge’a, Wallace’a Stevensa i Stéphane’a Mallarmé’go. Zaprasza przy tym czytelnika do swoistej intertekstualnej gry, rozsiewając – szczególnie w pierwszym szkicu – nieopa-trzone przypisem aluzje do Karola Irzykowskiego, Stanisława Ignacego Wit-kiewicza i, jak sądzę, także Marcela Prousta jako autora Contre l’obscurite (1896). Opowiem jeszcze o tym bardziej szczegółowo w jednym z kolejnych rozdziałów. Tutaj tytułem zapowiedzi napiszę tylko, że Miłosz odnawia w wy-mienionych tekstach ważki dla dwudziestolecia spór o „niezrozumialstwo”.

Traktuje go jednak inaczej niż czynili to twórcy Pierwszej Awangardy. Chce w nim widzieć nie spór o formę, lecz dysputę między dwudziestowiecznymi zwolennikami tradycyjnego światopoglądu (ich postawę znamionuje przy-wiązanie do tendencji klasycystycznej) i kultywujących literacki eksperyment, pielęgnujących autoteliczne funkcje sztuki mistrzów awangardowego bieguna modernizmu. Autor Postscriptum staje po stronie formy prostej, zrozumiałej i epifanijnej zarazem. Przedstawia się jako zwolennik poezji „honorującej przedmiot” (PPN, 156) i równocześnie usytuowanej „po stronie mythos”

(P, 174). Powtarza, że pora cofnąć się do chwili, w której rodzina ludzka hoł-dowała wierzeniom tradycyjnym.

Zarysowująca się tu ciągłość wiele o Miłoszu mówi. Ujawnia bowiem cha-rakterystyczny i stały, jak sądzę, kierunek poszukiwań poety, prowadzonych wobec i przeciw przypominanej wciąż na nowo wiedzy o ciemnej stronie bycia, o bolesnym poczuciu rozdarcia, o własnym „skrajnym sceptycyzmie”

i lęku przed „niewystarczalnością własnego istnienia”. „Sekrety manichejskich trucizn” nie przestają bynajmniej twórcy Ocalenia pociągać i niepokoić, dobnie jak równie bolesne podejrzenia o instrumentalnym charakterze po-dejmowanych przez niego terapeutycznych działań. Autor Listu półprywatne-go o poezji zmuszony jest niejako do ciągłepółprywatne-go ponawiania prób weryfikowania ich dobrej wiary, prawdziwości, użyteczności. Dotyczy to także opisywanej tu postawy klasyka, a w szczególności – myślenia o klasycyzmie jako doktrynie

87 literackiej. Eliotowski sąd, że klasycyzm zrealizowany w jakimś sensie zatraca swój sens, pozwala zastygnąć w formie i przyjąć za dobrą monetę to, co w XX wieku może być tylko przedmiotem zakładu i pragnienia, nie przestaje Miło-szowi towarzyszyć. Powiem więcej, podpowiada konieczność przekroczenia odnajdywanej zaraz po wojnie formuły w drodze ku czemuś jeszcze doskonal-szemu, bliższemu tyleż podmiotowemu rozdarciu, co rzeczywistości, pięknej, a jednocześnie naznaczonej źródłowo złem i redukcją tego, co w człowieku ludzkie i boskie. Autor Ocalenia i Listu półprywatnego o poezji nie przestaje zatem poszukiwać kolejnych recept poezjowania, które zdolne byłoby wyrazić – czego pragnie – a po części także zaprojektować taką jakość, którą uznać można by w końcu za przybliżone choćby świadectwo egzystencji pełniejszej, prawdziwszej, bardziej godnej swego ludzkiego miana.

Zapewne dlatego autor jednej z najważniejszych w polskiej literaturze XX wieku formuł klasycyzmu nowoczesnego nigdy siebie, co bardzo znamienne, klasykiem nie nazwał. Więcej nawet, był gotowy – o czym za chwilę – z klasy-cyzmem się spierać, oczywiście w charakterystycznym dla siebie spięciu do-cenienia i przekroczenia. Wolałby niewątpliwie, by przypisać mu miano poety metafizycznego, zaliczyć do grona nieortodoksyjnych chrześcijan, kładących nacisk na antropologiczny wymiar wiary utożsamionej z kulturą i upatrują-cych w filologii źródłowej sfery człowieczeństwa, przekonanych, że mowa czyni człowieka sobą, a Wcielony Logos ratuje, ale i potwierdza ludzką god-ność. Bliskie Mandelsztamowi nieortodoksyjne idee hezychastów z Athos, utożsamiających byt z nazwami rzeczy i istnień, wzbudziłyby w nim zapewne życzliwe zainteresowanie. Miłosz chciałby także być postrzegany jako konty-nuator nieortodoksyjnych protestantów i gnostyków, którzy jak Blake czy Swedenborg marzyli o pokonaniu dualizmu między rozumem i duchowością, ciałem i jaźnią. Cenił uniwersalizm, budujący go dystans i jego poetyckie na-rzędzie – dyskursywizującą tekst ironię. Pragnął pisać poezję zrozumiałą i mądrą pospołu, nie bojąc się równocześnie sięgać po utrudnioną awangar-dową formę. Zanadto, jak czytamy w wierszu Przepis z tomu To, cenił sobie styl, by ryzykować otwarte zanurzanie się w głębinowych lękach i stawianie pesymistycznych diagnoz. Nie kryjąc ich obecności i wagi, świadomie podej-mował rolę mistrza pokonanej rozpaczy. Powtarzał, że gdy świat traci twarz, gdy staje się zbyt podły, „[z]adaniem poetów jest mu tę twarz przywrócić, bo inaczej człowiek gubi się w zwątpieniu i rozpaczy” (List półprywatny o poezji, ZMU, 89). Czy to wystarczy, by nazwać go klasykiem?

88

Miłosz Miłosz Miłosz

Miłosz –––– realista? realista? realista? realista?