• Nie Znaleziono Wyników

W NIEMIECKICH RĘKACH

W poniedziałek 28 września 1943 roku łączniczka "Urszula" zgłosiła się na Radną z trzema paczkami "Prawdy", które należało dostarczyć do mieszkania Lasockich na Brac­ kiej . Stamtąd m iał je odebrać kurier z Krakowa. Pani Zofia tego dnia wybierała się do Z ie­ lonki odw iedzić matkę. Miała ze sobą koszyk z bielizną i jedną paczkę z "Prawdą". "Urszu­ la" niosła dwie paczki i torbę z konspektami i fotografiami z Zielonki. Obie konspiratorki w yszły razem. Pani Zofia chodziła zw ykle ulicą Oboźną, gdzie na schodach zaw sze siedział żebrak, któremu pani Zofia zawsze coś dawała. Tego dnia miała ze sobą tylko 50 0 zł, czyli "górala", żadnych drobnych. Zaproponowała w ięc "Urszuli", by przeszły inną trasą docho­ dząc do Tamki. Kiedy panie dochodziły do góry, na zachodniej stronie ul. Kopernika ukazał się patrol niem iecki. Na ulicy było dość pusto. Jeden z trzech żołnierzy spojrzał na idące ko­ biety. Po chw ili spojrzał znowu. "Urszula" powiedziała o tym pani Zofii, ale la ją zbyła twierdząc, że tylko jej się tak wydawało. A żołnierz spojrzał na nie po raz trzeci. Ponieważ patrolujący N iem cy skierowali się w stronę ul. Ordynackiej, uspokojone panie szły dalej. Postały chw ilę przy sklepie, a polem poszły też ul. Ordynacką. Na nieszczęście N iem cy za­ w rócili i doszli do nich na rogu Ordynackiej i Kopernika. Po zrewidowaniu zabrano je na komisariat na Krakowskim Przedmieściu tuż przy kościele Św. Krzyża. Podczas drogi jeden z N iem ców w odpowiedzi na propozycję pani Zofii, by je puścić, łamaną polszczyzną stwierdził, że on nie jest wśród nich najważniejszy, i że przecież patrzył na nie chcąc dać im znak, by poszły inną drogą, aż wreszcie dowódca patrolu się nimi zainteresował i zapropo­ nował, by wrócić i zrewidować bagaże.

Na posterunku pani Zofia uraczyła N iem ców bajką, że obie szm uglow ały towar, który został im zabrany po przyjeździe do Warszawy. Próbowała p ocieszyć zrozpaczoną "Urszu­ lę", kiedy podszedł do nich nieznajomy. M ężczyzna ten usłyszawszy, co się stało, zapropo­ nował, że da im zarobić 500 zł, jeżeli zaw iozą paczki na Plac Na Rozdrożu. Tam m iał niby czekać drugi m ężczyzna i od niego miały otrzymać także 500 zł. Jako dowód, że m ówi pra­ wdę, pokazała N iem com sw oje 500 zł, które miała w portmonetce.

Indagowana w tej sprawie "Urszula" potwierdziła tę wersję wydarzeń (były preesłuchi- wane razem), m im o że wydawała się jej bardzo naiwna. Panie pozostały na posterunku je sz ­ cze dwie godziny. B yć m oże Niem cy uwierzyli w tę historie i usiłowali zatrzymać oczeku­ jącego na PI. Na Rozdrożu m ężczyznę. Potem, około osiemnastej, w towarzystwie żołnierza niem ieckiego opuściły komisariat. "Wrabiającc" je paczki z bibułą, zostały na komisariacie, a im pozostawiono tylko torebki. Tramwajem "O" przewieziono je do siedziby gestapo w

AJ. Szucha. Próbując podnieść na duchu "Urszulę" pani Zofia zażartowała, że po raz pier­ w szy korzystają ze środka lokomocji przeznaczonego tylko dla N iem ców . Jej samej udało się w yrzucić podczas jazdy tramwajem listy od męża pisane z obozu jen ieck iego w Murnau. Ponieważ adresatka listów była poszukiwana przez N iem ców , cała jej korespondencja przy­ chodziła na adres brata jej męża, Alfreda Szatkowskiego.

ICiedy w ysiadły z tramwaju, pani Zofia szepnęła, że nie pamięta, jaką datę i m iejsce uro­ dzenia ma w kenkarcie. I rzeczyw iście, przy sprawdzaniu danych podała pierwszą z brzegu datę. W odpow iedzi N iem iec wykrzyknął, że ma fałszyw e dokumenty i z całej siły uderzył ją w głow ę. W efekcie pani Zofia do końca życia nie słyszała dobrze na prawe ucho. Potem w grypsie przesłanym do Lasockich doniosła jeszcze: zę b y moje, za w sze liche - sp o tk a ł naj­

bardziej honorow y koniec.

N oc obie spędziły na Szucha. Następnego dnia dołączono je do grupy więźniarek prze­ w iezionych z Pawiaka na przesłuchanie. Wzywane były oddzielnie. Obie upierały się przy wcześniej podanej historii twierdząc, że nie wiedziały, co jest w paczkach. Tym razem oby­ ło się bez bicia. Pani Zofia miała w torebce gruby zeszyt z notatkami, m iędzy innymi z rę­ kopisem artykułu do "Prawdy". Na szczęście, pisarka miała bardzo niewyraźne pism o. W odpowiedzi na pytanie, stwierdziła, że zeszyt zawiera jej notatki z co ciekaw szych kazań w kościele.

Już wcześniej te hieroglify uratowały jej życie. Relację tę zaw dzięczam y Janinie Lasoc­ kiej, która w latach sześćdziesiątych spisywała w spom nienia snute w Górkach.

B yło to podczas pobytu w leśniczów ce Bispingów w Zagórkach na Lubelszczyźnie, gdzie przez jakiś czas przebywał jej syn, Witold Szatkowski. Pani Zofia pisała broszurę dla FOP. W pewnym momencie zostawiła swoje notatki i w yszła z pokoju. W m iędzyczasie do saloniku w szed ł w łaściciel z Niem cem , który przyjechał skontrolować tartak. N iem iec zain­ teresował się otwartym zeszyłem . Bispingowi zrobiło się gorąco. - To już po nas - pomyślał. A N iem iec przekartkowawszy zeszyt od łożył go na biurko, dochodząc do wniosku, że ten tekst m usiał pisać chyba jakiś wariat. Nikt normalny tak nie pisze. Bisping odetchnął z ulgą i stwierdził, że rzeczywiście pisała to kuzynka żony, starsza pani, lekko pom ylona i za­ kreślił kółko na czole. Tym razem się udało.

Ale wróćmy na Szucha. Po przesłuchaniu zostały przew iezione wraz z innymi więźniarkami na Pawiak. Tutaj przebywała jej kuzynka Wanda W ilczańska, aresztowana (jak już wspominałam) w mieszkaniu Szatkowskich na Idźkowskiego.

N iem cy nie rozszyfrowali, że więźniarka aresztowana jako Zofia Śliwińska to poszuki­ wana przez nich Zofia Kossak-Szczucka-Szatkowska. Na Pawiaku pani Zofia i "Urszula" były jeszcze raz przesłuchiwane, ale dzielnie nie przyznały się do niczego.

5 października 1943 roku o piątej rano w transporcie 250 kobiet zostały przewiezione do O św ięcim ia - Brzezinki. Na miejscu znalazły się grubo po północy. N a d p o lem leżała

mleczna, nieprzenikniona mgla. [...] Silny oddział g estapow ców uzbrojonych w rozpylacze i karabiny m aszynow e otoczył transport i pog n a ł go drogą. N iezupełnie je s z c z e przytom ne, kobiety szły spiesznie, potykając się i rozglądając wokoło. K rajobraz w yd a w a ł im się d ziw ­ ny, n iby księżycowy. N igdzie ani drzewa, ani krzaka, ciem ne linie baraków. M gła, św ietlne stożki. Płaskie, niskie dachy błyszczały wilgocią. G óro w a ł n a d nim i w ąski budynek, zw ień ­

78 Mirosława Pak/szewska

czony kształtem , który we m gle w ydaw ał się idącym podobn ym do krzyża. O sądziły, ż e b u dy­ nek je s t k aplicą i nabrały otuchy. \To nie była, niestety, kaplica j

P o p rze ciw n e j stronie czerniał komin czy też wieża. N a d szczytem je j unosił się czerw ony odblask, n iby łuna n ad wielkim piecem hutniczym. K obiety nie w iedziały jeszcze, że to kre­ matorium, lecz uczyniło im się czegoś straszno. N oc sp ęd ziły w p u stej szo p ie zw an ej p rze j- ściówką.

Następnego dnia po przybyciu do obozu każda z więźniarek otrzymała swój numer, w y- kłuwany na lewej ręce poniżej łokcia. Panią Zofię oznaczono numerem 6 4491. Od tej pory, tak jak inne więźniarki, nie miała imienia i nazwiska (fałszyw ego zresztą), a tylko numer.

Kolejny etap to łaźnia zwana sauną. Tu kazano im zdjąć ubrania, ogolon o je i znalazły się w e właściwej łaźni. Około siedemnastej opuściły saunę i kazano im ubrać podane łachy (pasiaki otrzymały później; były na kwarantannie) i dopiero teraz otrzymały pierwszy posi­ łek po opuszczeniu Pawiaka (bryję z brukwi i czerwonej kapusty). Po apelu w ieczornym więźniarki zostały umieszczone w bloku 31a, gdzie stały trzypiętrowe prycze. R ozm iesz­ czono po dwie kobiety na każdej pryczy.

R ozm ow y z Niemcami zrobiły swoje. Już po wojnie w liście do Zofii Dragatowej podała informację, że przebywała w Brzezince razem z jej córką Hanią Dragat, którą znała przed wojną. Pobyt w obozie tak je zmienił, że obie panie nie poznały się. A m oże po prostu pani Zofia znała tylko jej nazwisko panieńskie. Nie wiedziała, że panna Dragatówna stała się pa­ nią Racięcką.

Proszę p ozw olić, że przytoczę relację "Urszuli":

W O św ięcim iu poczu łyśm y się je szc z e bardziej w śród swoich, n iż na Pawiaku. W ieść rozn iosła się szybko i kto tylko i z czym m ógł przybiegał, żeby J e j życie u łatw ić - każdy d ro ­ biazg osobisty b y ł bezcenny. Ż yczliw ość była bezgraniczna. K ontakt ła tw iejszy m iędzy w spółwięźniarkam i, a otw arta przestrzeń podn osiła na duchu. O czyw iście trzeb a było d o ­ św ia d czy ć samemu głodu, zimna, braków w ubraniu i wszystkich innych okropn ości obozu, ale odporn ość psych iczn a była na medal. Ciotka była n ajdzielniejszą z dzielnych, m ężnie zn osiła w szystkie trudności i niewygody, nic nie tracąc ze sw eg o człow ieczeństw a, a le je s z ­ cze bardziej j e rozw ijając. Prom ieniała uśmiechem, p o g o d ą i życzliw ością dla wszystkich, b a rd ziej c z y m niej znanych i zupełnie nieznanych, często z tzw. m arginesu społeczn ego.

Relacja Pani Zofii z pobytu w obozie ukazała się w 1946 roku pt. Z otchłani. W spom nie­

nia z lagru. Pisarka z dużą niechęcią przystępowała do spisania wspom nień. Jednak w ych o­

dziła z założenia, że jest to jej obowiązek. B óg p o to p o zw o lił niektórym ludziom oglą d a ć

p ie k ło za życia i wrócić, b y dali ś w i a d e c t w o p r a w d z i e [...] W ięzień m u s i n api­ sać, czytelnik m u s i przeczytać. D om aga się lego nie tylko w spom niane p o w y żej św ia d ec­ tw o p raw dzie. N ie tylko p am ięć setek tysięcy rodaków i rodaczek zakatowanych, za d rę czo ­ nych, p r z e d śm iercią najokrutniej sponiewieranych. N ie tylko w ielom ilion ow e rzesze ludz­ kie, p och łon ięte p r z e z ognistego m olocha-krematorium.

Poniew aż niedługo po przybyciu transportu była niedziela pisania listów , pani Zofia i "Urszula" skorzystały z okazji i wkrótce obie otrzymały paczki z domu. Zawartością d zieli­ ły się z innymi więźniarkami.

Pani Zofia przez cały czas starała się podnosić na duchu inne kobiety. Podczas kwaran­ tanny, kiedy więźniarki nie pracowały, a przebywały na "wizie" (czyli łące, a faktycznie by­ ła to udeptana ziem ia), utworzono nawet "klub pod śmietnikiem". Kobiety w ygłaszały refe­ raty na różne tematy, np. Łucja Charewiczowa opowiadała o przeszłości ukochanego Lwo­ wa, profesor psychologii Joanna Kunicka na temat, czy bez wiary można być szczęśliw ym (był też koreferat na ten temat), kolejna prelegentka opowiadała o sw oich wrażeniach z po­ bytu w A nglii, inna deklamowała coś z klasyków. Pani Zofia opowiadała o Beskidzie, który przy dobrej pogodzie był widoczny, a schodziła góry kilka razy. {Beskid!... Ukochane góry

cieszyńskie, wiślańskie!... Przynajm niej p o ło w a transportu znała j e z zim ow ych wycieczek: dla niektórych były bliskie ja k rodzony dom. Równica, C zantoria, Barania, Stożek, K lim ­ czok, Skrzy>czne... M ożna było b e z trudu rozpoznać te szczyty, tak bliskie, ja k że n iedosięgłe i dalekie!... Wolne, słoneczne góry!... C zy spodziew ałaś się, gibka narciarko, spoglądając niegdyś z tych szczytów w wiecznie omgloną dolinę oświęcim ską, w "żabi kraj", że zn aj­ dziesz się tu ja k o więzień?... C zy pozn ałabyś sam a siebie w tym dziw acznym stw o rze o g o lo ­ nym, cudacko ubranym, p o tw arzy bitym?... N ie poznałabyś, nie!).

Zofia Kossak podjęła się pełnić obowiązki nachtwachy, czyli stróżki nocnej. D o ob o ­

wiązków nachtw achy należało pilnow anie porządku w ew n ątrz bloku i na zew n ątrz o ra z w y­ noszenie kubła z "szajsą". O d pew n ego czasu bow iem w ładze w prow adziły dobroczyn ną dla hdftlingów inowację: nocą zam iast biec ja k p ie rw e j do oddalon ego o kilkaset m etró w ustę­ pu, m ogły k orzystać z ku b ła [...] P rze d apelem trzeba będzie oblecieć blok w koło i w szystko razem dokładnie posprzątać. P ieskie zajęcie, rzeczyw iście, zw łaszcza, że ręce straszn ie m a­ rzną i ło p a tę trudno utrzym ać - ale cóż robić?

Gdzieś dwa miesiące po przybyciu transportu pawiackiego w obozie wybuchła epidem ia tyfusu plamistego. "Urszula" zachorowała jako jedna z pierwszych. W okresie Bożonaro­ dzeniowym odwiedziła ją "Ciotka" i z głęboką wiarą zapewniała chorą, że wojna skończy się wkrótce i powróci do domu. Taka porcja optymizmu była potrzebna każdemu. Janina Kolendo zwana przez wszystkich "Grzybkiem" (późniejsza szefow a Instytutu W ydawnicze­ go "Pax") najbardziej zapamiętała jej skradanie się po blokach w w igilię B ożego Narodze­ nia i dzielenie się opłatkiem. Dzieliła się zresztą kawałkiem chleba czy ostatnią łyżką zupy. Jak wspom ina po latach "Urszula", "Ciotka" otrzymała szczepionkę W eigla, ale dopadł ją pod koniec grudnia 1943 roku tyfus brzuszny. Była w bardzo ciężkim stanie. Lekarki nie dawały szaas na przeżycie.

P ew n ego w ieczora - wspomina "Urszula" - p o d eszła do koi, na której leżałam (byłam eiągle na rewirze), lekarka i mówi: "Urszulko, przyn ieśli na ten blok Ciotkę, je s t ciężko cho­ ra, nie wiemy, czy p rzeżyje tę noc, je że li m asz siłę wstać, p o d e jd ź d o końca bloku, gdzie Ją położyłyśm y, żeby J ą je szc ze zobaczyć. Zobaczyłam nieruchom e ciało i tw a rz spuchniętą, podobn ą raczej d o maski niż ludzką. W miejscu, gdzie pow inn y b yć o czy - w ąskie w głębienia - szpareczki, żadnego drgnięcia nawet, ju ż ja k b y nieobecna. A le je d n a k p rze żyła tę noc i o d tego czasu za c zą ł się p o w o li po w ró t do sil i życia. Lekarki robiły wszystko, co było m ożliw e i osiągalne, łaska B oża wróciła Jej życie.

W konspiracyjnej "Informacji Bieżącej" z 1 marca 1944 roku znalazłam laką informa­ cję: W e wszystkich obozach O św ięcim ia epidem ia du m plam istego. M ikolajczykow a (żona

80 Mirosława Paiaszewska

prem iera) i K ossak-Szczucka także p rzeszły tyfus i obecnie czują się dobrze. S p o śró d 300 niem al kobiet z ostatniego transportu październ ikow ego z P aw iaka żyją obecnie 5 3 kobiety - reszta um arła na dur plam isty; z żyjących 53 - 2 tylko nie przech orow ały tyfusu. W ydaje mi

się, że jeszcze w marcu osoba pisarki nie była rozszyfrowana przez N iem ców .

1 pani Zofia i "Urszula" jeszcze przez dwa m iesiące wracały do zdrowia, leżąc na sąsied­ nich kojach. Na deskach górnej koi "Ciotka" wypisała ołówkiem : K a żd ej ch w ili m ego życia

wierzę, ufam, miłuję. Nieustannie też się modliła.

Pierw szego kwietnia 1944 roku podeszła do jej łóżka blokowa Jugosłowianka i p ow ie­ działa, że w ychodzi na wolność. Na zdziwiony wzrok "Ciotki" odpowiedziała, że to nie pri­ ma aprilis i rzeczyw iście wychodzi na w olność. Ponieważ do tej pory pani Zofia cały czas leżała i nie wstawała z łóżka, współwięźniarki pom ogły jej podnieść się z łóżka. "Urszula" zapamiętała, jak ledw o ciągnie n ogi za sobcf, w d w a ra zy za dużych, podsu n iętych j e j bu ­

tach, koc zarzucony na ramiona i plecy, i znika za drzw iam i baraku, w yprow adzon a p rze z lekarki na tzw. wolność. P rze z m iesiąc odżyw iano J ą intensywnie i leczono, p rze b yw a ła w baraku przeznaczonym dla tych, którzy wychodzą z obozu, a m ieszczącym się tuż za drutam i n aszego obozu. Codziennie chodziła d o N iej św ietlanej pa m ięci d r K a ta rzyn a Łaniewska, cu dow n y dzieln y człowiek, która wielu więźniarkom (m.in. i mnie) uratow ała życie. P rze z ten m iesiąc m iałyśm y z N ią kontakt.

Jakie były dalsze losy Zofii Kossak po opuszczeniu Brzezinki? Jedną noc spędziła w w ięzieniu Montelupich w Krakowie, a potem przewieziono ją do więzienia na D aniłow iczo- wskiej w Warszawie. N iem cy w m iędzyczasie dowiedzieli się jej prawdziwego nazwiska. I dopiero w Warszawie przeszła brutalne śledztwo: nie szczędzono jej niczego. N igdy niko­ mu nie chciała nawet opowiadać o tych chwilach. W edług niektórych relacji w ytoczono jej w ów czas proces i otrzymała karę śmierci.

Na D aniłowiczowskiej widzenie z nią uzyskał syn Witold i Anulka Lasocka. Obydwoje byli przerażeni jej wyglądem. Pani Anulka (w liście pisanym 2 maja 1968 roku do Zygmun­ ta Szatkow skiego, wkrótce po śmierci pani Zofii) tak wspom ina jej wygląd: Z obaczyłam z

przerażen iem je j małą, wychudzone}, wyniszczoną tw arzyczkę, w której tylko oczy, niezw ykle w tedy wielkie, m iały ten sam blask, była w nich głębia i niebo, szczęście i cierpienie.

Odwiedzający otrzymali zim ow y płaszcz cały podszyty grypsami. Później w domu cór­ ka Anulki, Teresa Lasocka i Anna Szatkowska pieczołow icie wypruwały je po kolei, potem przepisywały, a wiadom ości doręczano adresatom. Cały zbiór grypsów był przechowywany pod podłogą w mieszkaniu Lasockich na Brackiej. Niestety, podczas powstania budynek spłonął, a z nim i cenne archiwum.

20 kwietnia znalazła się z powrotem na Pawiaku. I znow u nie wiem , jak to się stało, ale została zapisana jako Zofia Śliwińska. Kiedy zapytano ją o nazwisko, poczuła pustkę w g ło ­ w ie. Zaw sze miała kennkartę wystawioną na nazwisko zaczynające się od litery S. Gorącz­ kow o usiłowała sobie przypomnieć swoje aktualne nazwisko. Leon Wanat, aresztowany w końcu 1940 roku i osadzony na Pawiaku, który pełnił funkcję pisarza kancelarii więziennej, tak wspom ina o tym wydarzeniu w książce Za m itrami Pawiaka.

R az A n ia [S ip o w iczo w a j mówi do mnie:

- N ie rozumiem - odpowiadam .

- O tóż w yobraź sobie, Kossak, która p rzy b yła z transportem z O św ięcim ia p o d n azw i­ skiem Śliwińska, zapom niała sw oich fałszyw ie podanych personaliów , a ty ś j e j p rzy sze d ł z pom ocą!

- A ch tak! - P rzypom niałem sobie, ja k to Śliwińska była w w idocznym kłopocie, p rze czu ­ w ając w sypę - ułatwiłem je j "przypomnienie" podanych za p ie rw szą bytnością na Pawiaku personaliów . W yciągając starą księgę główną, odczytałem głośn o dane o so b o w e po d a n e wcześniej i w pisałem j e do nowej książki p o raz drugi. N ie w iedziałem w ów czas, ż e tę p r z y ­ sługę robię Zofii Kossak.

- Wiesz, p a n i Kossak, wspom inając ciebie, spytała: "Cóż to za p o rzą d n y czło w iek ten c y ­ wil w kancelarii, który w ybaw ił mnie z kłopotu?" - To nasz Leonek - odpow iedziałyśm y - najstarszy więzień, P olak i przyjaciel.

- "To opatrznościow y człowiek" - odrzekła na to pa n i Kossak.

Leon Wanat przebywał na Pawiaku do 17 lipca 1944 roku, kiedy to podjął próbę u ciecz­ ki zakończoną sukcesem .

Zachowała się także relacja dr Anny Czuperskiej-Sliwickiej w jej w spom nieniach, zaty­ tułowanych C ztery lata ostrego dyżuru, o powtórnym pobycie pisarki na Pawiaku.

Wiosną 1944 roku, g d y ponow nie przew iezion o na S erbię pa n ią Zofię K ossak-S zczu cką słuchałyśm y często w szpitalu je j mówionych pow ieści. N atchniona, z przym kn iętym i oczym a opisyw ała nam p ie k ło oświęcimskie, gdzie rządziły bestie-iiberm ensche. W chłaniałyśm y każ­ de zdanie, każde słow o znakom itej pisarki, każdą j e j filozoficzną uwagę.

[...] W róciła tera z w stanie dużego wycieńczenia, z aw itam inozą i czyrakam i na całym

ciele. B ezpośrednio z kąpielow ego zabrałam pan ią K ossak-Szczucką do szp ita la i tu z każ­ dym dniem p rzy b iera ła coraz bardziej ludzki wygląd. Intensywne leczenie ogóln ie w zm ac­ niające, p rodu kty żyw n ościow e z paczek, które otrzym ywała, bog a te w w itam iny i w szelkie składniki po trzeb n e do odbudow y komórek, zlikw idow ały w reszcie obrzęki, aw itam in ozę i czyraczność. G łów n ą i najtroskliwszą "karmicielką" C ioci Zosi, ja k n azyw ałyśm y pan ią K ossak-Szczucką, była spokrewniona z nią W anda Wilczańska. W idm o codziennych egzeku­ cji zagrażało rów nież C ioci Zosi. Kam ień sp a d ł nam z serca, g d y w reszcie 29 V II1944 r. zo ­ stała w yw ołana na wolność.

A le zanim opuściła Pawiak, upłynęło trochę czasu. W spółwięźniarki zapam iętały jej barwne op ow ieści. Janina Dunin-W ąsowicz leżała razem z nią w szpitalu. W dzień jej im ie­ nin, 24 czerwca, pani Zofia opowiedziała jako prezent im ieninow y żyw ot świętej Katarzyny Sienieńskiej. Była to bardzo szczególna opow ieść. W dniu imienin syna Krzysztofa pani Ja­ nina poprosiła o opowiedzenie żywota św . Krzysztofa.

Poza tym pani Zofia otrzymywała różnymi drogami wiadom ości o wydarzeniach poza murami, dostarczano jej nawet prasę konspiracyjną i bardzo często wieczorami współwięźniarki wysłuchiwały jej komunikatów, opowiadań czy modlitw przez nią u łożo­ nych.

Rodzina i przyjaciele czynili starania o jej wykupienie czy odbicie. W tym sam ym cza­ sie na Pawiaku był uwięziony Alfred Szatkowski, brat jej męża. Pani Zofia obawiała się re­

82 Mirosława Pałaszewska

presji w stosunku do niego po jej ewentualnej ucieczce. Opuściła Pawiak dzięki zabiegom Delegatury Rządu 2 8 lub 29 lipca 1944 roku tuż przed wybuchem powstania.

Prosto z Pawiaka udała się na Radną, gdzie nadal mieszkała jej matka Anna Kossakowa. Pani Zofia w grypsach przekazywanych z Pawiaka prosiła, aby nic m ów ić matce o jej are­ sztowaniu i pobycie w więzieniu i obozie. W ytłumaczono slaruszce, że córka musiała w yje­ chać poza Warszawę. Wątpię, by pani Anna dała wiarę tej wersji. W każdym bądź razie te­

raz były znow u razem. '

"Urszula" pozostała w Brzezince. W niedługim czasie dostała gryps od pani Zofii, żeby robiła w szystko, aby nie w yjść na w olność i żeby pozostać w obozie. Przypuszczam, że w iadom ość przesłał Witold Szatkowski po w idzeniu się z matką na D aniłow iczow skiej.

Powiązane dokumenty