• Nie Znaleziono Wyników

Pani Zofia opuściła Warszawę wraz z grupą personelu Szpital W olskiego. Ewakuację szpitala rozpoczęto 10 października. Likwidacja placówki miała m iejsce 2 4 października, a reszta opuściła Warszawę w sobotę 28 października. Zofia Kossak znalazła się w M ilanów ­ ku. Tutaj spotkała się z córką, która w yszła z Warszawy 6 października. Anna była przeko­ nana, że jej matka opuściła stolicę wraz z urszulankami i w domu urszulanek w Milanówku jej szukała. W Milanówku znalazła się też Maiychna Kossak (bratowa pani Z ofii). W szy- skim trzem schronienia udzielili państwo Bałdowie. Po kilku dniach pisarka spotkała na uli­ cy gestapowca, który ją przesłuchiwał. Nie była pewna, czy ją poznał. M oże tylko udał, że jej nie w idzi. W każdym bądź razie, nie należało się narażać i trzeba było opuścić M ilanó­ wek.

Postanowiono w yjechać na południc do Częstochowy, ponieważ Kraków był przepeł­ niony, chociaż i w Częstochowie pełno było warszawiaków. A le pani Zofia znała dobrze tu­ tejszego biskupa Teodora Kubinę i księdza Antoniego Marchewkę, z którymi była razem na pielgrzymce do Ziemi Świętej w 1933 roku.

Początkowo mieszkały u Filomeny i Edwarda U sakicw iczów na ul. Garibaldiego, którzy 90% sw ojego mieszkania oddali na potrzeby uchodźców z Warszawy.

86 M irosh w a Pałaszewska

Na początku listopada wybrały się obie do Krakowa. Zolia Kossak usiłowała nawiązać przerwane kontakty z podziem iem. Skoro się dowiedziała, że w W ieliczce przebywa jej znajomy lekarz Stanisław Kunicki, udała się lam i poprosiła go o usunięcie z przedramienia numeru ob ozow ego. Wolała nie ryzykować rozszyfrowania w przypadku jakiegokolw iek kontaktu z Niem cam i. Kolejne papiery miała znów na nazwisko zaczynające się na literę S: Sikorska.

Po powrocie do Częstochowy wylądowały na probostwie św . Barbary, gdzie ks. Mar­ chewka był wikarym. Tutaj słuchała radia i na podstawie wiadom ości przekazywała krótkie komunikaty znajomym. Na pewno wiadomości tam podawane (o kolejnych klęskach w ojsk niem ieckich) pokrzepiły niejedno serce.

W łaśnie w Częstochowie powstała relacja z Brzezinki. Jak już pisałam w cześn iej, pisar­ ka musiała pokonać w iele oporów wewnętrznych, by wrócić pamięcią do tego okresu w jej życiu i przeżyć jeszcze raz koszmar obozow ego życia. Jednak w ychodziła z założenia, żc B ó g po to p ozw olił jej przeżyć, aby dała św iadectw o prawdzie. Uważała, że jest to o b o w ią ­

zek, o d którego nikomu uchylać się nie wolno.

Stara się pisać relację obozow ą w sposób bardzo wyw ażony. We wstępie zaznacza: C zy ­

telnik niech się nie obawia, że znajdzie tu p rze sa d ę lub propagan dę. P rzeciw nie, autorka ni­ niejszych wspomnień, mimo chęci dokładnego przedstaw ien ia rzeczyw istości, zachow uje sty l obiektywny, bezosobow y, a o niektóre szczegóły, w yjątkow o drastyczne, za led w ie p o tr ą ­ ca. K tokolw iek bow iem w idział duszę h itlerow ską w całej nagości, nie zn ajdzie w ludzkiej m ow ie słó w na je j opisanie. N ie zdoła odtw o rzyć wiernie tego, co widział, w ięc ja k że m ógł n o d d a w a ć f... P rze sa d zić mogą tylko tacy, którzy nie widzieli, sam i nie doznali.

Relacjonując pobyt w Brzezince stara się uwypuklać w szelkie przejawy człow ieczeń ­ stwa w tym pozbawionym ludzkich odruchów św ięcie iibermcnschów. Jakże w ym ow na jest scena, kiedy w ięźniow ie widząc pędzone drogą nagie kobiety odwracają się jak jeden mąż, aby p ozw olić im zachować chociaż cząstkowe poczucie godności.

Córkę pod koniec listopada 1944 roku wysłała z C zęstochow y do Sióstr Niepokalanek do Szym anowa (Anna przebywała lam od 1943 roku do Powstania W arszawskiego). Brako­ wało jej ostatniego roku, aby mogła zdać maturę. Ponieważ były to jeszcze czasy nieunor- m owane, Anna powróciła z maturą już w końcu marca 1945 roku. Przez ten czas pisarka pozostawała pod opieką koleżanki Anny Geni Godlewskiej.

Pani Zofia oprócz pisania książki Z otchłani i licznych spotkań z ludźmi z konspiracji zajęła się także wydawaniem tygodnika katolickiego. W lutym J945 roku przedyskutowała sprawę z biskupem Kubiną, któremu ten pom ysł się spodobał i zaproponował, by zabrała się do organizacji redakcji wspólnie z księdzem Marchewką. D ość szybko dołączyła do nich Zofia Dragatowa, która przypuszczalnie wcześniej współpracowała z panią Zofią przy w y ­ dawaniu "Prawdy" w Warszawie. Jak pisze ksiądz Marchewka w niepublikowanych w sp o­ mnieniach: M ając w ięc trochę dośw iadczenia dziennikarskiego, chętnie p o d ją łem m yśl p.

Zofii K o ssa k redagow ania i w ydawania w spólnym i siłam i tygodnika katolickiego. Z pom o cą B ożą i z dużym zapałem , ale bez grosza w kieszeni rozpoczęliśm y redagow an ie i w ydaw an ie tygodnika katolickiego "Niedziela". P rzystąpienie do tak pow ażn ego dzieła, ja k w ydaw an ie g a ze ty b ez p ien ięd zy i p o prostu na kredyt, było n apraw dę ryzykowne. A le n apraw dę tak b y ­

ło. A je d n a k to wszystko udało się dzięki p rze d e wszystkim O patrzn ości B o żej i dzięki d o ­ brym ludziom, którzy nam pom ogli.

D zięki panu Stanisławowi Lcszczykowi, który był w ów czas dyrektorem drukarni W il- k oszewskiego (już pod zarządem państwowym), ukazały się pierwsze trzy numery "Nie­ dzieli". Po prostu drukarnia wypuściła je na kredyt. A potem to się już rozkręciło samo. Pierwsze numery wydrukowano w nakładzie 7 000 egzem plarzy, potem nakład w zrósł do 10 000, a po roku w ynosił 100 000 egzemplarzy. Na łamach "Niedzieli" ukazywała się w odcinkach relacja z Brzezinki, początkowo bez podania nazwiska autorki. W spomnienia obozow e pisała do kwietnia 1945 roku. Gotowy tekst został złożony w w ydaw nictw ie księ­ garni Wł. N agłow skiego w Częstochowie. Książka została wydrukowana w Drukarni św. W ojciecha w Poznaniu i pojawiła się na półkach księgarskich w 1946 roku pt. Z otchłani.

Wspomnienia z lagru, a w roku następnym ukazało się drugie wydanie.

Podobała mi się opinia Marii Dąbrowskiej o tej książce zapisana w jej D ziennikach pod datą 20 listopada 1946 roku: P o przeczytaniu Iw aszkiew icza je s t się za w sze gorszym i skłon ­

nym raczej do rozkładu psychicznego. D ziś zw łaszcza potrzebu je się p o p ro stu i banalnie m ów iąc pociechy, która je s t np. w książce Zofii K ossak "Z otchłani". P o p rzeczytan iu tej książki, tak w realiach strasznej, czuję, że nawet koszm ar o bozów hitlerow skich m oże n ie za ­ chwiać pion em wewnętrznym człowieka.

Warto też odnotować opinię Seweryny Szm aglewskiej zam ieszczoną w książce D ym y

na Birkenau: W tej zamieci, w tej bezm yślnej i ślep ej sile bijącej w gro m a d y ludzkie i n isz­ czącej tysiące, ocalała Zofia Kossak-Szczttcka. H uragan śm ierci p rze sze d ł p o n a d nią - i ucichł. Trudno odgadnąć, czemu zaw dzięczać n ależy ten dobroczyn ny kaprys losu - czy g ra ­ ła tu rolę w różnych jednostkach z różną p o tę g ą występująca ch ęć życia, czy inne ja k ie ś m o­ ce. K o b iety m yślą dużo o tym, mim o że m ów ią mało. P rzy ja zd p a n i Zofii d o obozu, g d y sp o j­ rzeć nań z pew n ej perspektyw y, p o b y t i p o w ró t to w ydarzenie - w yglądające ja k b y było in­ spirow ane p r z e z w ielkiego reżysera życia, który rozdaje nam role, p o d su w a rekw izyty i stw arza dekoracje. W idocznie trzeba było, żeby w łaśnie autorka "Krzyżowców" p rze szła p rze z Birkenau - o d początku do końca sw ego incognito - p o to, że b y sp o jrze ć i zapam iętać.

A le nie w szyskie opinie o wspomnieniach obozow ych były takie przychylne. W nume­ rze 1 z 1947 roku czasopism a "Pokolenie" ukazała się recenzja Tadeusza B orow skiego pod tytułem A licja w krainie czarów . Autor, sam w ięzień obozu koncentracyjnego Auschwitz, napisał kilka opowiadań poświęconych tematyce obozowej w zbiorach Pożegn an ie z M arią i Kam ienny św iat, uważa relację Zofii Kossak za książkę złą i fa łs z y w ą a p rze d e wszystkim

- beznadziejn ie słabą literacko. Po prostu pam iętn ik A licji z krainy czarów . No cóż, wolno

mu m ieć takie zdanie. A le to tylko jego opinia. Wspomnę także, że recenzenta bardzo de­ nerwuje katolicyzm pisarki.

W odpow iedzi na tę recenzję w czasopiśm ie "Dziś i Jutro" ukazał się L ist o tw a rty do Z a­

rządu G łów n ego Związku Zaw odow ego L iteratów Polskich:

W związku z bezw stydną i obraźliw ą - przekraczającą ocenę literackiej w artości książki "Z otchłani" - napaścią Tadeusza B orow skiego na w ielką A rtystkę i w ielką D zia ła czk ę sp o ­ łeczną Zofię K ossak w N r 1(7) "Pokolenia", zw racam y się d o Zarządu G łów n ego Związku Z aw odow ego L iteratów Polskich z zapytaniem, ja k ie kroki p o d ejm ie Zarząd, a b y odeprzeć

88 Mirosława Pałaszewska

n apaść na nieobecną chw ilow o w kraju A utorkę "Krzyżowców" o ra z ja k ie p rzed sięw eźm ie kroki, a b y zap o b iec na p rzy szło ść występom dom orosłym publicystom p r z e c iw niem ogącym się ch w ilow o bronić Pisarzom. Z espól "Dziś i Jutro".

Pisarki nie było już w kraju. Jak doszło do jej wyjazdu?

Przyczyny op uszczen ia kraju w yjaśnia córka pisarki Anny Bugnon-Rosset. Jej relacja

Z "białych plam " w życiorysie Zofii Kossak. (W spom nienia córki) ukazała się w opracowa­

niu jej syna Franciszka Rosset w "Tygodniku Powszechnym" (1988 nr 14-15).

Jak w iem y, Zofia Kossak przebywała w Częstochow ie jako Zofia Sikorska. I dlatego, kiedy w czerwcu 1945 roku otrzymała z Warszawy list zaadresowany na jej prawdziwe na­ zw isko, była zdruzgotana, że jej osoba jest rozszyfrowana. Nadawcą listu b ył Jakub Ber­ man, który w okresie styczeń - maj 1945 roku był podsekretarzem stanu w M inisterstwie Spraw Zagranicznych, a od maja 1945 roku podsekretarzem stanu w Prezydium Rady M ini­ strów. Jego brat A d olf był członkiem partii Poalcj Syjon-Lewica i na jej polecenie opuścił getto warszawskie we wrześniu 1942 roku, aby organizować pom oc dla ukrywających się Żydów. Znalazł się w e władzach Rady Pomocy Żydom i - m yślę - znał Zofię Kossak.

Pani Zofia po otrzymaniu listu (z zaproszeniem czy raczej w ezw aniem na rozm owę) b y­ ła przerażona. Doszła jednak do wniosku, że nie pozostójejej nic innego jak jechać do War­ szaw y. Oboje z córką przyjechały w ięc do stolicy. Tutaj też rozmawiała ze znajom ym i i przedstawicielami Delegatury Rządu, czy powinna udać się na tę rozm owę. W szyscy byli tego sam ego zdania, że nie ma wyjścia: musi pójść. P oszłyśm y więc na P ra g ę - relacjonuje córka - g d zie m ieściło się ow o m inisterstwo. Budynek byl postrzelan y, p o m a lo w a n y na

brzydki nieokreślony kolor m iędzy brązem a brudną czerwienią. M atka p okazała p o rtiero w i wezwanie. N atychm iast zeszła p o nią sekretarka. J a zostałam na dole, sied zą c p rzy oknie na kaloryferze. P o dość krótkim czasie matka p o jaw iła się na schodach, ru szając się pow oli, ja k b y była załam ana. Z obaczyła mnie i przystanęła, p rzykładając rękę do czo ła gestem g łę ­ bokiej depresji. "Żebyś ty wiedziała, co to w szysklo znaczy!" w ydaw ała m i s ię p rze k a zyw a ć z daleka. P o d eszła w reszcie do mnie. W yszlyśm y na ulicę, g d zie dokładnie zrelacjon ow ała p rze b ie g "rozmowy".

M in ister p rzy ją ł m atkę od razu. Suchym tonem oznajmił:

- P ro szę Pani, j a nie mam czasu do stracenia. M am w obec P ani dłu g rodzinny, który ch cę spłacić. U ratow ała Pani z getta dzieci m ojego brata, który zginął. Te d zieci żyją tylko dzięki Pani. W związku z tym odwzajem niam się Pani wszyskim, co m ogę d la P a n i zrobić, tzn. zapew n ię P an i wyjazd, je że li tylko zech ce P a n i z P olski wyjechać.

M atka była zupełnie zaskoczona. O puścić kraj, dla którego tyleśm y w alczyli, w m om en­ cie, kiedy lak dużo je s t do zrobienia, w yrzec się p rzy ja ció ł konspiracyjnych, p rzyw iązan ia do kraju ? W yjeżdżając w tej sytuacji człow iek czułby się ja k dezerter. Skrajnie zm ieszana, m atka siedziała w osłupiałym milczeniu, nic nie odpow iadała.

Berm an n iecierpliw ił się.

- M nie się spieszy, mam dużo pracy. Jaka je s t P ani d ecyzja? P ani s ię w ah a? A j a P ani radzę w yjech ać - d o d a ł jednoznacznym tonem.

- N o tak... bąknęła - a le te ż mam córkę...

To m ów iąc w ygryzm olił co ś na jakim ś świstku i zapytał: - C zy uw aża Pani, że spłaciłem sw ój dług?

L edw o z sie b ie wydusiła, że chyba tak.

N ie zn aczyło to jednak, że była zdecydow ana na wyjazd. Sekretarka, do której p o szła z owym świstkiem, bardzo uprzejm ie pow iedziała, że m ożem y p rzy jść kiedykolw iek z fo to g ra ­ fiami, p o czym o d ręki w ystaw i paszporty.

Propozycja Bermana była wielkim zaskoczeniem . Teraz też pisarka radziła się w szy ­ stkich, jak powinna postąpić: wyjechać czy zostać w kraju. Odrzucenie oferty wyjazdu rów­ nałoby się w ylądowaniu w więzieniu. Znowu prosiła o radę w Delegaturze Rządu, odbyła kilka narad z krewnymi, pojechała nawet do Poznania, aby sprawę przedyskutować z pry­ masem Augustem Hlondem, który 20 lipca 1945 roku pow rócił do kraj u.O dw iedziła też tam Szczepana Jeleńskiego z Księgarni Sw. W ojciecha. W szyscy jednogłośnie twierdzili, że w tej sytuacji powinna wyjechać, że m oże bardziej przydać się Polsce przebywając za granicą.

Wróciły w ięc do Częstochowy. Po dwóch tygodniach znowu były w W arszawie. Zamie­ szkały u kuzynki rzeźbiarki Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej i Zygmunta Kam ińskiego (mala­ rza i grafika, profesora rysunku w Wydziale Architektury Politechniki W arszawskiej) na ul. Lwowskiej 5. Trzymała je na duchu tylko świadom ość, że m oże dow iedzą się o losach Z yg­ munta i Witolda Szatkowskiego. Pani Zofia nie wiedziała, co się dzieje z m ężem i jakie by­ ły losy syna po upadku powstania.

Udały się z fotografiami po obiecane paszporty. Wydano im kartki szarego papieru, na których napisano na maszynie nagłówki, ich dane personalne i słow a "zezwolenie na w y ­ jazd". O transport musiały się już zatroszczyć same. Odwiedziły w ięc kilka ambasad, m iesz­ czących się w ów czas w hotelu "Polonia". Przychylnie do ich prośby odnieśli się Szw edzi i obiecali pom óc w znalezienu środka transportu. I rzeczyw iście, na początku sierpnia pow ia­ domiono je, że 15 sierpnia do Sztokholmu będzie leciał sam olot S zw edzkiego Czerwonego Krzyża i m ogą z niego skorzystać.

Ostatnie dni przed wyjazdem spędziły na pożegnaniach z rodziną, znajomym i. Pani Zo­ fia była przekonana, że będzie mogła wrócić do kraj u dość szybko. Planowała także wyjazd do Ameryki. Latem 1945 roku przyjechał z N ow ego Jorku do kraju w ydaw ca Marian Ki­ ster. W jego "Royu" w czasie wojny ukazało się kilka książek Zofii Kossak. Jako honora­ rium w ręczył pisarce pierścionek z brylantem. O biecał także, że pozostawi im pew ną sumę w Londynie. To on również zaproponował rozważenie przyjazdu do Stanów Zjednoczo­ nych. M ożliw ość ta była rozważana i później, jednak projekt nie został nigdy zrealizowany.

Przed wyjazdem obie panie starały się zdobyć jak największą liczbę fotografii, przedsta­ wiających zburzoną Warszawę. L iczyły na to, że pokazując ogrom zn iszczeń w naszym kra­ ju, uzyskają w iększą pomoc dla Polski. Zabierały też listy w tej sprawie, które zło ży ły po­ tem w Polskim Czerwonym Krzyżu w Londynie, lecz bez efektu.

90

Zofia Kossak, fotografia z czasów okupacji (oryg. w zbiorach Marii Kann)

W m ieszkaniu Zofii K ossak w W arszaw ie przy ul. Idźkow skiego 4, zim a 1940/41. O d praw ej: Z ofia K ossak, A nna S zatkow ska (córka), M aciek C y b u l­ ski, H elena Podlaska, N .N ., Jadw iga W itkiew iczow a, A nna K ossak (m atka Zofii). Oryg. w zbiorach M uzeum Zofii K ossak w G órkach W ielkich.

Z. K ossak z rodziną i łączniczkam i w Z ielonce, sierpień 1943 r. Siedzą: Z. K ossak z psem F opcią, M aria L asocka "A nulka", A nna K ossakow a, S tan isła­ w a W dow ieńska "Irka"; stoją: M aria T om aszew ska "U rszula", Z o fia Jania- ków na, W itold S zatkow ski (syn). O ryg. w zbiorach M uzeum Zofii K ossak w G órkach W ielkich.

92

Z ofia K ossak - fotografia w ysiana m ężow i Z ygm untow i S zatkow skiem u do oflagu. O ryg. w zbiorach M uzeum Z. K ossak w G órkach W ielkich.

A nna i W itold S zatkow scy, dzieci Zofii K ossak i Z yg­ m unta S zatkow skiego. Fotografia w ysłana O jcu do o fla­ gu. O ryg. w zbiorach M uzeum Zofii K ossak w G órkach W ielkich.

94

A nna L asocka i Z ofia K ossak z Fo- pcią. Foto ze zbiorów Teresy L a­ sockiej

W itold H ulew icz w Z akopanem . Foto ze zbiorów A . Feillow ej

W itold B ieńkow ski. Fot. ze zbio- W ładysław B artoszew ski, fot. ze rów A. K unerta zbiorów A . K unerta

Powiązane dokumenty