• Nie Znaleziono Wyników

O dziennikach Teodora Parnickiego

Kiedy czytamy dzienniki pisarza, robimy to z jakiejś ciekawości – chcemy poznać, jak żyje, żył pisarz, dowiedzieć się więcej o oso-bie, niż można dowiedzieć się z dzieła. Czy można? Pod tym wzglę-dem dzienniki Parnickiego rozczarowują. Pisarz nie jest kimś nad-zwyczajnym, ma te same zwykłe problemy, co my, zepsuła mu się lodówka, zdrowie szwankuje, byli goście, skwapliwie wymienia, jacy.

Właśnie: zadziwia drobiazgowość tych zapisów, nierzadko będących tylko przepisywaniem, na przykład wypisanej recepty, jak gdyby mogło nas szczególnie obchodzić, jakie leki pisarz zażywa (przecież się na tym nie znamy, przynajmniej mnie nic nie mówią ich nazwy).

Ponadto (na przykład) inwentarz korespondencji i połączeń, z którego dowiadujemy się, kto napisał, a komu Parnicki odpisał, do kogo tele-fonował. Dlatego celowo piszę dzienniki małą literą, gdyż o małych, malutkich zdarzeniach pisarz w nich opowiada. O najmniejszych.

Nie twierdzę, iż dzienniki nie są cennym źródłem informacji o powstawaniu niektórych utworów. Mnie szczególnie zaintereso-wały te o Ostatniej powieści, której pisarz nie zdążył dokończyć; moim zdaniem, ważnej, istotnej. Pierwsza wzmianka 25 I 1987 roku, nawią-zująca do Sekretu trzeciego Izajasza, powieści wydanej w roku 1984 (s. 414)1. W sumie jednak niewiele poza informacjami, nad którą częś-cią pisarz pracuje w danym dniu albo które strony poprawia, zmie-nia, czasem usuwa; oczywiście numeracja rękopisu nie pokrywa się z numeracją książki, więc właściwie nie wiemy, o jakie fragmenty chodzi. Puste liczby. Czasem zdarza się jakaś adnotacja o zarzuce-niu pomysłu czy zamiaru, najrzadziej bardziej osobiste wyznanie, na przykład pytania o powód swego przygnębienia:

1 Wszystkie cytaty według: T. Parnicki: Dzienniki z lat osiemdziesiątych. Notatki o własnej pracy literackiej. Wstęp Z. Lich niak. Słowo o autorze dzienników oraz opracowanie T. Markiewka. Kraków 2008.

3) Lęk o stan swego zdrowia, a więc tym samym – o życie swoje w ogóle? 4) Poczucie braku sensu i dalej jeszcze w stanie trwania życia – czyli głównie niewiara czy to w jakość, czy w ogóle celo-wość kontynuowania pracy literackiej? [notatka z 5 XII 1981 – S.S.]

2 VI [1988 – S.S.]. Od 29 maja nie piszę powieści Następca [ostatnia część Ostatniej powieści – S.S.] Czy „wypisałem się”? Czy jest to fenomen, który Anna Weintraub nazwała „piórowstrętem”? – Nie byłoby dziwne, zważywszy, że chyba od roku z górą piszę (z cho-robą oczu, więc z wielkimi trudnościami) dzień w dzień. Może nigdy już Następcy nie napiszę ani do końca, ani w ogóle niczego już nie będę „twórczo” pisał??!

5 VI. Żyję 80 lat i trzy miesiące.

s. 447

Sądy o własnej twórczości zmienne, aczkolwiek szczere:

Utwierdzam się w przeświadczeniu (może obiektywnie błędnym?), że jest to [Muza dalekich podróży – S.S.] moje... czy najlepsze dzieło?

Tak nie wyrażę się, ale inaczej. Jak? Jest to najważniejsze – i to z wielu względów – moje osiągnięcie pisarskie i najważniejszy też mój wkład w literaturę polską XX wieku. Może się mylę, ale jeśli się nie mylę, chyba ktoś kiedyś jednak na tym się pozna?

s. 212 Robiąc korektę „odbierałem” Muzę o wiele bardziej krytycz-nie i sceptyczkrytycz-nie, krytycz-nieraz się zastanawiając nad tym, czy to krytycz-nie ówczesne moje „wielkie” picie robiło z Muzy istne „monstrum”

bezbrzeżnego i mało odpowiedzialnego słowolejstwa?!

s. 259 Z powodów osobistych zgadzam się natomiast z oceną Końca

„Zgody Narodów”, którą Parnicki czyta „ze wzruszeniem, a nawet z zazdrością w stosunku do siebie piszącego lat temu 28!!!” (s. 216) – napisałem książkę o tej książce.

Niewątpliwie piękna w tych dziennikach jest jedność pisania i życia, która tak słusznie zachwyca komentatora, wydawcę, edytora tych dzienników Tomasza Markiewkę, „navigarre necesse est, vivere non est necesse” (s. 19), życie nie jest konieczne, tworzenie – tak.

Horacjańska zasada, że nie powinno być dnia bez pisania, choćby linijkę na dzień. Wątpliwość jednak, niechby ordynarna: pisanie ma wartość terapeutyczną, ale właściwie, co mnie to obchodzi? Czyta-jąc pisarza, poświęcam mu czas swojego ograniczonego w czasie

O dziennikach Teodora Parnickiego 55

życia, chciałbym coś otrzymać. Pisarz niejednokrotnie pisze o tym, jak pisanie pomaga mu przetrwać. Właściwie więc nieważna jest jego inna ważność:

Traktuję to pisanie coraz bardziej jako działalność ściśle terapeu-tyczną (bez pisania najpewniej już znów – jak przed 6 laty – wpadł- bym w stan ciężkiej depresji).

s. 286 Podjąłem próbę pisania czegokolwiek bądź, nie wiedząc (czy właś-ciwie nawet nie bardzo się troszcząc o to), co z tej próby wyniknie, a przecież wierząc, że coś jednak może wyniknie.

s. 353 Zgoda, ludzki wymiar pisania, nawet współczucie, gdy drama-tycznie, tragicznie pisarz wyznaje:

[…] życie bez pisania już właściwie żadnego sensu dla mnie nie

ma. s. 218

Ceną mojego pisania jest wszakże najpierw lekceważenie dorobku innych: [...] pisanie nowej książki utrzymuje mnie w stanie zdrowia psychicznego, ale intelektualnie bezspornie mnie wyjaławia – nic mi się nie chce czytać!!!

s. 293 Sam Parnicki powątpiewa (żebyż to jeden raz!) w wartość swo-jego pisarstwa, pisaniny:

[…] zmniejszająca się wiara, że coś jeszcze naprawdę będę w sta-nie napisać, szczególsta-nie iż tracę też wiarę w sens (w celowość, w przydatność etc.) dalszego pisania.

s. 244 Dominuje jednak horror szczegółu, jakby to, co przydarza się pisarzowi, było bezspornie ważne i warte (przynajmniej) odnoto-wania:

Dzisiaj był u nas Zygmunt Lichniak (ogromnie i Elę, i mnie ta wizyta ucieszyła), a właściwie: on nie zastał nas w domu, ale na szczęście, gdyśmy wracali, spotkaliśmy się z nim na ulicy Filtro-wej, więc poszedł z nami do nas znowu…

s. 209

Właściwie nic szczególnie godnego uwagi – takiego mianowicie, co by nadawało się do utrwalenia koniecznie w diariuszu, chyba poza tym, że zaczynam miewać noce bezsenne i bezspornie znowu

„generalnie” słabnę.

s. 365 Mamy dość pisarza. Wsobny, społecznie wyizolowany (niby wniosła zasada: „Umiem działać tylko indywidualnie, nie zbio-rowo”, s. 429), jest żenująco bezradny. Powracające – ba, notoryczne – wzmianki o wypitym alkoholu i tytoniowy nałóg, który go poniża.

Intelektualista, którego nie można odróżnić od zwierząt, nim, jak nimi, trzeba się opiekować podczas nieobecności żony, cierpiącej w szpitalu onkologicznym. Jakieś okrucieństwo wyjawia się w tych wyznaniach, pastwienie się nad samym sobą. Intelektualista wypo-mina sobie, że jest zwierzęciem:

[…] ze mną i ze zwierzętami Eli znów jest jej siostra, Krystyna.

s. 415 Urolog dr Kidawa u mnie.

Nasz pies Paco dostał zastrzyk.

s. 419 Ela była u optyka Sapińskiego (zostałem w domu sam ze zwie-rzętami).

s. 448 Myślę, że to jednak wszystko celowe. Parnicki w tych dzienni-kach usiłuje do siebie zrazić, usprawiedliwiając się zarazem z czło-wieczeństwa – pisarza nie należy szanować, gdyż nikim nadzwy-czajnym nie jest. Pryska ułuda prywatnego obcowania, poczucie, że samemu się jest kimś nadzwyczajnym, skoro czytając dzienniki, jest się jakby gościem pisarza, kimś z jego towarzystwa.